Hej
Bardzo dziękuję za komentarze. Dają mi kopa do pracy, i to takiego konkretnego
Galcia:
U ciebie Penny i Landgraab?! :o Faye chciała udowodnić innym swój przywódczy talent. Pewnie miała więcej szczęścia
Ale to ogólnie dziecko szczęścia.
Rozbraja mnie ten koleś na bilbordzie za oknem.
Wcześniej też ich obserwował, jak siedzieli na ławce. Wielki Brat patrzy. x)
To nie jest w ogóle ojciec Siobhan i Morgan? Jakiś podobny xD
Faye mówi, że staruszkowie opowiadają o wojnie, u mnie też się kiedyś taki motyw pojawił i czasem się zastanawiam, co to w zasadzie była za wojna w simowym świecie? Bo można o tym napisać bardzo ciekawą relację.
Miałam pomysł, ale nie umiem obsługiwać fotoszopa, a mój kompik jest za słaby na jakieś wypaśne efekty specjalne
Lion:
O, a jednak jakaś sprzeczka im się trafiła. Mimo wszystko dobrze, że Edyta ich pogodziła, zwłaszcza, że zrobiła to, mówiąc wprost, jak jest.
Generalnie fajna babcia z Edyty!
Generalnie w mojej historii i mojej wyobraźni bardzo często się sprzeczają i bardzo szybko godzą
Takie temperamenty. A Edyta nadrabia swoje matczyne powinności na wnuczce.
MałaMi:
Ja wiem! Ja wiem! To pewnie będzie Connor! I będzie wojna między Faye i Sofią!
N - I - E
Znaczy, od początku wiedziałam, że ostatecznie jej to powie i do tego to zmierza, ale rozbawił mnie ten tekst. Ta o marzeniach, miłości a tu taki kubeł zimnej wody na głowę xD
Haha, czyli osiągnęłam zamierzony efekt
Cała ta historia Connora o tym, że miał problem z dopuszczaniem do siebie ludzi brzmi fajnie, jednak w tym wszystkim coś mi nie pasuje. Gość ma problem z dopuszczaniem do siebie ludzi, ale zaczepił na ulicy randomową dziewczynę i od razu się z nią umówił? Znaczy, że co? Postanowił nagle dać sobie szansę i wybrał jakąś przypadkową dziewczynę na ulicy?
Bo jak dla mnie to trochę brzmi jakby przy pierwszym spotkaniu z Faye liczył na krótkie spotkanie w sypialni, a dopiero potem urodziło się z tego coś więcej… Albo jednak jakaś intryga się w tym czai
Nie umieszczę tego w relacji bo nie wiem jak to wpleść, ale Connor miał kiedyś dziewczynę i bardzo go zraniła. Dlatego potem nikogo nie dopuszczał. Jeśli chodzi o ich spotkanie - wpadli na siebie, i zagadał. Trochę taki z niego żartowniś i w sumie nie myślał, że Faye się z nim umówi. I dalej jakoś poszło
No i co te kobitki z tej rodziny mają, że żadna nie tylko nie może za pierwszym razem trafić na swoją „true love”, ale do tego te pierwsze chłopy to zawsze jakieś lewe xD Albo tyran domowy, albo nauczyciel (w sensie, że jej nauczyciel) albo zadufany w sobie bubek z bogatej rodziny xD
Rzadko kiedy pierwsza miłość wypala
Ururu:
Bardzo trafiasz w moje poczucie humoru, kwiczałam podczas czytania niejednokrotnie i wysyłałam chłopakowi najlepsze momenty niemal cały czas XD
Mam nadzieję, że Twój chłopak jest fanem relacji albo simsów. W przeciwnym razie mógłby się zanudzić
Dzięki, że jesteś ze mną
RELACJA XLIV
W tej relacji zaczynamy od Delacroixów. Dawno o nich nie słyszeliście, prawda? Cóż, Kaspian i Mia wiedli spokojne życie w Wierzbowej Zatoczce, zajęci swoją pracą i codziennością. Cieszyli się, że ich córka spełnia marzenia. Szczególnie Mia była przeszczęśliwa. Wreszcie nie musiała nikogo wychowywać (w końcu wychowała dwie siostry i córkę!), i choć Cassie była bezproblemowym dzieckiem, to miło było wreszcie zająć się w stu procentach sobą. Pracowała jako instruktorka jogi w spa w Oazie Zdrój i uwielbiała tą pracę. Inaczej było z Kaspianem…
- Wdech i wydech, spokojnie, ekhm, ekhm. Mia, tak sobie ostatnio o nas myślałem…
Kaspian Delacroix nie przyznawał się do tego przed własną żoną i potulnie udawał zagonionego tak jak i ona, ale zmagał się z syndromem pustego gniazda. Najpierw dosięgnął go po wyprowadzce Ellie (którą, choć nie była jego rodzoną córką, tak właśnie traktował), później, po śmierci rodziców odczuwał ogromną pustkę. Na koniec po wyprowadzce Kasjopei znowu go to uderzyło. Poza tym, jego praca stała się po prostu nudna, ale nie miał ochoty zmieniać ciepłej posadki i czegoś, w czym był po prostu dobry, na wielką niewiadomą. Tęsknił za byciem potrzebnym, a codzienne życie małżeństwa nie było już takie ekscytujące. Teraz byli do siebie przyzwyczajeni i po prostu ze sobą byli. Owszem, nadal bardzo się kochali, ale Kaspianowi brakowało bycia tatusiem małej córeczki.
- Jak ja mam to ubrać w słowa? O rany…
I nagle w jego głowie zrodził się ten fantastyczny pomysł. Przecież jeszcze są młodzi i mogą mieć kolejne dziecko! Przecież Mia świetnie sprawdziła się jako matka, więc z kolejnym nie będzie problemu! Tak myślał Kaspian, dopóki Mia nie rzuciła któregoś dnia, jak bardzo cieszy się, że Kasjopeja wyjechała na studia i ma czas dla siebie. Stracił wtedy całą nadzieję… No, prawie całą. Wierzył, że Mia się zgodzi, jeśli tylko odpowiednio przedstawi jej tą perspektywę. I tak ćwiczył swoją przemowę przed lustrem. Obiad dochodził na gazie, a Mia miała wejść do domu lada chwila. Postanowił wziąć się w garść i być mężczyzną.
- Jak minął dzień, kochanie? - zapytał Kaspian, kiedy usiedli do późnego obiadu.
- Mhm, całkiem nieźle. Miałam dziś dużo zajęć, ale Alicja, wiesz, ta refleksolog, wcisnęła mnie do swojego kolegi na masaż gorącymi kamieniami. O jeny, jakie to było wspaniałe. Musimy koniecznie iść razem. Właściwie, to zaraz do niego zadzwonię i nas umówię. Masz wolny czwartek?
- Uhm, nie pamiętam…
- Zaraz zajrzę w twój kalendarz – Mia zerwała się z krzesła i ruszyła do salonu. Po wykonanym telefonie i umówieniu wizyty zasiadła do obiadu. Kaspian spojrzał na nią zrezygnowany.
Zdj
- A jak u ciebie? - zapytała, przeżuwając kurczaka.
- W porządku, jak zwykle. Dużo klientów, dużo pracy. Nic nowego – uśmiechnął się zdawkowo.
- To dobrze, nie? - skwitowała.
- No nie do końca… Mia, bo ja chciałbym z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym – zaczął niepewnie, patrząc na żonę.
- Słucham – uśmiechnęła się. „Czemu on się tak denerwuje? Może chodzi o zmianę pracy? Faktycznie, ostatnio chyba słabo się w niej odnajduje…”
- Bo wiesz, Mia, tak sobie myślałem, i myślałem… Cassie jest na studiach, Ellie zaraz wychodzi za mąż, a my… No cóż, my to my. Życie codziennie jest takie samo. Praca, dom, praca, dom, spotkanie z rodziną, dom, praca… A ja chciałbym przełamać tę rutynę… Czuję się niepotrzebny w tym domu. Ty sobie świetnie radzisz w pracy i spełniasz się, a ja mam… Mam dość – powiedział zrezygnowany – Chcę coś zmienić, a właściwie dodać. Bo Mia, uważam, że powinniśmy mieć jeszcze jedno dziecko. Jesteśmy jeszcze młodzi, mamy dużo oszczędności, Cassie jest dorosła, a poza tym… No, nie chciałabyś znowu być mamą takiego maleństwa? To będzie wspaniałe! - podsumował i spojrzał na swoją żonę. Mia najpierw się uśmiechnęła, potem coraz szerzej i szerzej, aż zrobiła się czerwona i spojrzała na niego z wściekłością.
- Czyś ty na głowę upadł?!
- Mia, ale spokojnie…
- Masz rację, przepraszam. Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Że oto ja, poświęcę wypracowane przez lata ciało dla kolejnej młodej istoty, która jako dorosła nie będzie miała rodziców, a dziadków? Kaspian, nie jesteśmy aż tacy młodzi. Młodzi byliśmy jak urodziła się Cassie. Teraz bliżej nam do emerytury niż dalej – tłumaczyła spokojnie.
- Dlaczego jesteś taką pesymistką? Ja fantastycznie się czuję i uważam, że teraz byłbym jeszcze lepszym ojcem dla takiego malucha – stwierdził.
- A uważasz, ze ja byłabym złą matką? Bo nie chcę zajmować się cały dzień dzieckiem?
- Gulp.
- Kaspian, ja teraz dopiero rozkwitam! Całe życie miałam na głowie jakieś dzieci. Młodsze rodzeństwo, potem miałam chwilę spokoju, a potem poznałam ciebie, czyli duże dziecko. Potem Ellie, Cassie, a gdzie w tym byłam ja? Ty sobie pracowałeś i prawie cię nie było, ale to na mojej głowie spoczywało wychowywanie! - Mia wyrzucała z siebie żale jak karabin maszynowy.
- Nie wmawiaj mi, że byłem złym ojcem! Ja też wychowywałem Ellie i Cassie…
- Przyszedłeś wieczorem i przeczytałeś bajkę. Pobawiłeś się w weekend lalkami. Zabrałeś na plac zabaw. A jak był bunt nastoletni i Ellie, bunt dwu, trzy, czterolatka u Kasjopei to gdzie byłeś? W pracy. Gdyby nie twoi rodzice prawdopodobnie kiedyś bym popełniła samobójstwo wkładając głowę do mikrofali, w której odgrzewałam dzieciom obiad…
- Nie wiedziałem, że przez całe życie mojej córki byłem takim złym ojcem. Dobrze wiesz, że potem zrezygnowałem z wielu zleceń żeby z wami być…
- Ale teraz mogę to naprawić! Teraz to ja będę w domu, a ty będziesz pracować! Wszystko na mojej głowie! - zapewniał Kaspian, ale jego nadzieja gasła z każdą minutą tej rozmowy.
- Nie, Kaspian. Ja tego nie chcę. Nie potrzebuję tego do szczęścia…
- Ale te małe stópki i dziecięcy śmiech…
- Plumbobie, NIE! - Mia złapała się za głowę.
- Wiesz co, Mia? Myślałem, że jesteśmy dobrym małżeństwem. Teraz, po tylu latach wypominasz mi, jakim to byłem złym ojcem, czy przybranym ojcem, jak to wszystko było na twojej głowie. Nie wszystko, wyobraź sobie, bo gdyby nie ja, tłoczylibyśmy się z Kasjopeją w mieszkanku w San Myshuno i nie stać by nas było na jej studia, ani na te zajęcia, na które chodziła. Cieszę się, że pracujesz i się spełniasz, i moje gratulacje, ale ja się NIE SPEŁNIAM! Jak mi to wypomniałaś to czuję, że zawiodłem, rozumiesz?!
- Kaspian, ja nie… - Mia próbowała załagodzić sytuację.
- Masz rację, to zły pomysł – stwierdził nagle. Popatrzyła na niego ze smutkiem – Skoro wtedy nie byłem dobrym ojcem teraz też nie będę. Wiesz co, idę do gabinetu. Mam kilka spraw do załatwienia – zakończył nagle i podniósł się z krzesła. Kiedy trzasnęły drzwi gabinetu, w domu zapadła głucha cisza.
Mia nie wiedziała, jak uciszyć emocje. Zmyła naczynia, wygładziła wszystkie poduszki w salonie w nadziei, że Kaspian wyjdzie z gabinetu i porozmawiają, ale kiedy przez pół godziny się nie pojawił poszła na górę. Zajrzała do pokoju Kasjopei, który częściowo opustoszał. Uśmiechnęła się na wspomnienie wspólnego remontowania. Wychodząc z pokoju postanowiła zajrzeć do składziku. Przed drzwiami zerknęła na zdjęcie Delacroixów. Westchnęła.
W składziku było sporo niepotrzebnych rzeczy. Oprócz pudeł, książek czy stert ubrań, na stoliczku były poukładane ubranka Cassie, a na podłodze leżało kilka stosów jej zabawek. Mia zastanowiła się chwilę. Dlaczego tak naprawdę naskoczyła na Kaspiana? Czy dziecko to taki zły pomysł? „Zdecydowanie”, odpowiedziała sama sobie. Jednak te drobne rzeczy ją rozczulały. „A w tej bluzeczce Cassie postawiła swój pierwszy kroczek! A ta pidżamka, taka malutka...”
Spojrzała na kwiatki w doniczce własnoręcznie robione w podstawówce przez Cassie. Dumnie stały w salonie, gdzie dziadkowie przy każdej wizycie znajomych chwalili się, jaką mają zdolną wnuczkę. Gdyby widzieli, co teraz robi, chyba pękliby z dumy. Mia stała i zastanawiała się jeszcze przez chwilę, a potem z cichym westchnieniem podjęła decyzję i wyszła z pokoiku zamykając go na klucz.
- Cześć! Czy możesz wpaść? No jasne, zapraszam. O dwudziestej? Okej – Mia usłyszała, jak Kaspian z kimś się umawia. Nie chciała z nim dzisiaj na ten temat rozmawiać. Odłoży tę nieprzyjemną rozmowę na kiedy indziej.
- Dobrze że wpadłeś, Gerard. Napijesz się czegoś? - Kaspian zaprosił swojego gościa do ogrodu. Usiedli przy barku.
- Nie, dzięki, dziś prowadzę – uśmiechnął się Hampton.
- To cóż cię do mnie sprowadza? - zapytał Kaspian.
- Chyba potrzebuję męskiego towarzystwa. Ostatnio ciągle siedzę albo w domu, albo w pracy, więc potrzebuję odskoczni.
- Pozwól, że ja sobie naleję. Miałem ciężki dzień, ale najpierw opowiadaj, co u was – Kaspian sięgnął po kufel i butelkę złocistego trunku.
- Ach, jak to z kobietami. Z Klarą w porządku, ale młoda doprowadza mnie do szału. Niby nie obchodzi mnie ten jej związek z tym… Chłopakiem, ale ciągle jej nie ma, wraca o jedenastej, jak nie z chłopakiem to z koleżankami, w ogóle nie przypomina mojej małej Faye – westchnął Gerard.
- Bo to już nie jest twoja mała Faye – zarechotał Kaspian – Masz prawie dorosłą córkę, która zaczyna mieć swoje życie. To normalne.
- Pewnie masz rację. Wystarczy o mnie. Co u was?
- Pokłóciliśmy się z Mią – westchnął Kaspian i usiadł obok prawie-szwagra.
- O co?
- O to, że chciałbym mieć dziecko – przyznał Kaspian i spuścił głowę.
- Dziecko? Przecież masz Kasjopeję – Gerard nie zrozumiał wypowiedzi.
- No, ale… Drugie dziecko. Teraz – powiedział.
- Oooo stary, nie wiesz na co się porywasz. Dziecko w tym wieku? To po pierwsze zagrożenie zdrowia dla Mii…
- No nie przesadzaj, teraz sporo kobiet ma dziecko po czterdziestce – obruszył się Kaspian.
- A po drugie, stary, przecież dla osiemnastolatka będziesz już dziadkiem, a nie ojcem!
- A ja myślę, że to dobry pomysł. Jestem bardziej doświadczony, cierpliwy i mógłbym być lepszym ojcem niż dla Cassie. Bardziej obecnym – podkreślił.
- Skoro się pokłóciliście, rozumiem, że Mia nie chce mieć dziecka? - wydedukował Hampton.
- Dokładnie. I koło się zamyka.
- Rozumiem ją. A nie pomyślałeś o adopcji…? - zapytał delikatnie Gerard.
- Nie pomyślałem, ale… To mogłoby być dobre rozwiązanie – upił łyk z kufla i skrzywił się – Chyba i ja dziś się nie napiję. Przeszła mi ochota – odstawił kufel.
- Pomyśl o tym, stary – powiedział Hampton.
- Dzięki, ale nie mów do mnie stary. Jestem całkiem młody – zażartował brunet i oboje się roześmiali.
* * *
- No i jak, córeczko? Może być? - zapytała Klara. Od godziny degustowały ciasta na zbliżające się urodziny Faye. Hamptonowie przygotowali fetę w ogrodzie dla rodziny, najbliższych przyjaciół i znajomych Faye.
- Lepsze było to śmietankowe. Chyba przy tym zostaniemy.
- Dobrze, jutro do nich zadzwonię. To Ptasie Mleczko to naprawdę solidna firma! Podobno nasza Penelopka w nim pracowała.
- A co się z nią teraz dzieje? - zapytała Faye.
- Szczerze mówiąc, dawno nic o niej nie słyszałam… Ale może zejdźmy na inny temat. Jak ci się układa z tym… Connorem?
- Uhm, w porządku, czemu pytasz?
- Miałam nadzieję, że jednak z tego wyrośniesz…
- Wyrośniesz? O czym ty mówisz, mamo?
- Nie chciałam wcześniej o tym z tobą rozmawiać… - Klara zagryzła wargę – Ale chyba muszę. Córciu, to nie jest facet dla ciebie – powiedziała cicho.
- A skąd ty możesz to wiedzieć, skoro go nawet nie znasz? - odpowiedziała Faye równie cicho.
- Ja… Kochanie, spójrz. Ty będziesz lekarką, uczelnie już wysłały ci akceptacje, a on? Będzie pracował na tej swojej budowie?
- Kończy szkołę – burknęła dziewczyna.
- Skończy szkołę i co mu to da? Na jakie studia się dostanie? Co może ci zapewnić? Będziecie mieszkali w trójkę z jego bratem i żyli na kocią łapę? - Faye skrzywiła się. Skąd mama tyle wiedziała?
- Córeczko, niczego ci nie zabraniam i nic nie przekreślam. To twój wybór. Chciałabym tylko żebyś wiedziała, że czasem miłość nie wystarczy i trzeba podjąć inną decyzję. Twój tata… On jest bardzo przeciwny, chociaż ci tego nie powie. Jest mu wstyd, bo myśli, że cię zrani… I słusznie. Dużo o tym rozmawialiśmy…
- Ale to nie jest wasze życie – do oczu Faye napłynęły łzy.
- Córeczko, nie jest, oczywiście… Po prostu przemyśl to, dobrze?
- Najlepiej, żebym wróciła do tego bubka, Malcolma?! - Faye uniosła głos, a Klara potrząsnęła głową.
- Co to, to nie. Landgraab to straszny dupek. Cieszę się, że z nim zerwałaś.
- A może chociaż poznalibyście Connora? Porozmawiali? To naprawdę wartościowy facet – zaproponowała Faye.
- Wydaje mi się, że to dobry pomysł. Będzie na twoich urodzinach?
- Będzie. Ale tam będzie dużo gości, może…
- … Zaprosimy go na kolację? Będzie miło. Porozmawiam z tatą – Klara uśmiechnęła się ciepło do córki. Miała przeczucie, że Faye już myślała na temat tego związku i dziwiło ją, że tak bardzo upiera się przy tym chłopaku. Przypomniała sobie siebie i Maksa. Młoda miłość rządzi się swoimi prawami…
W sobotę Faye wstała jakaś markotna. Nie miała ochoty na imprezę, ani na nic innego. Od rozmowy z mamą minęło kilka dni, a ona zastanawiała się, czy to z nią jest coś nie tak, czy z jej rodzicami. Już od kiedy podjęła decyzję o związaniu się z Connorem myślała, czy jest ona słuszna. Starała się jednak iść za głosem serca, a ono podpowiadało jej, że to dobry wybór. Westchnęła. Wcale nie chciała dzisiejszej imprezy, cały dobry humor prysnął jak bańka mydlana.
Gerard w tym czasie przygotowywał ostatnie pyszne śniadanie dla swojej nastoletniej córki. Cieszył się, że wyrosła na taką mądrą i piękną kobietę, ale martwiło go to, czy ten chłopak jej nie wykorzysta. W końcu Faye nie jest byle kim! Zastanawiał się, jak przebiegnie dzisiejszy wieczór i jaki jest ten chłopak. Oczywiście, poprosił swoich ludzi, żeby bardzo dyskretnie sprawdzili jego papiery i to właśnie go martwiło. Wyrzucony ze szkoły za bijatyki i wysoką absencję. Rodzice zmarli, najbliższy żyjący krewny to brat, muzyk. To nie była odpowiednia partia dla jej córki, ale raz próbował jej znaleźć faceta i nie wyszło mu to za dobrze. Poza tym, przypomniał sobie, jak ojciec jego teściowej, Szczepan Marzyciel wybrał córce męża. Skarcił się za swoje zapędy w głowie.
- No i jak się czujesz przed wielkim dniem? - zapytał Gerard. Faye uśmiechnęła się nieco sztucznie.
- Dobrze. Trochę podekscytowana – przyznała.
- Och, pamiętam jak ja kończyłam osiemnaście lat. Miałam bardzo mało gości, bo byli tylko moi rodzice, ich kuzynostwo i wujek Kaspian z rodzicami i ich rodziną. Mała imprezka, ale bardzo miła. Szkoda, że te czasy minęły – uśmiechnęła się lekko Klara.
Czas imprezy nadszedł szybko. Faye zdążyła się wyszykować przy pomocy stylistki Klary, która umalowała ją i wybrała sukienkę, Pierwsza przyjechała oczywiście Kasjopeja.
- Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko! - zapiszczała obejmując ją mocno.
- Dziękuję! Jak wyglądam? - zapytała rudowłosa. Kasjopeja obejrzała ją od góry do dołu i wystawiła dwa kciuki do przodu.
- Zjawiskowo!
- Cześć piękna! Przykro mi, że nie będzie Fabiana, ale pojechał na jakieś ważne negocjacje odnośnie firmy w Bridgeport... Ale jestem ja! Wyglądasz ślicznie, no po prostu miodzio. Ta kiecka chyba od Zuzi Wróbelek?
- Dzięki, Annie. Ty też wyglądasz świetnie. Tak, to ta z nowej kolekcji – Faye uśmiechnęła się, bo lubiła pięknie wyglądać.
- Ostatni raz przypominam, żebyście nie narobili wstydu naszej gwiazdeczce. Ten chłopak jest bardzo porządny i nie życzę sobie żadnych afer z waszej strony! - pogroziła palcem Edyta. Gerard uśmiechał się i przytakiwał swojej teściowej (w sumie co miał zrobić, jak jej ręka przeszła przez jego serce
), a Klara przewróciła oczami.
- Oj, mamo, daruj sobie!
- Nie nie, kochana, to TY sobie daruj. Spędziłam z nimi dwa tygodnie i naprawdę nie mam się do czego przyczepić. A ty, Gerardzie, schowaj swoje kontrolowe zapędy w kieszeń. Sama wybrała sobie faceta i sama z nim będzie. To nie wasz wybór – Edyta zakończyła swój wywód.
- Cześć! Jesteś… - Faye uśmiechnęła się szeroko na widok Connora.
- Wyglądasz pięknie. Nie mógłbym nie przyjść – uśmiechnął się łobuzersko.
- Jesteś gotowy na starcie z moimi rodzicami? - pocałowała go w policzek.
- Od razu starcie, może okaże się, że są mili – uśmiechnął się i objął ją w pasie.
- Dzień dobry! Czyli to jest ten słynny Connor – Gerard pojawił się za plecami córki i pomachał przyjaźnie w stronę chłopaka. Faye zrobiła zażenowaną minę.
- Miło pana poznać. Tak, to ja – uśmiechnął się chłopak.
- Musisz koniecznie spróbować sałatki. Jest pierwszorzędna. A może masz ochotę się czegoś napić? Zapraszamy – zza pleców Gerarda pomachała Klara.
- Dzień dobry, pani Hampton. Oczywiście, zaraz spróbuję.
- No, to czego się napijesz? Whisky? Piwa? - zapytał Gerard chłopaka.
- Dziękuję, nie piję dziś alkoholu. Napiję się soku – uśmiechnął się chłopak uprzejmie. Faye posłała mu promienny uśmiech.
- Tato, już zajmę się gościem – powiedziała szybko i zabrała Connora do gości, aby go przedstawić.
Kiedy zamówił sok, dziewczyna niespodziewanie pocałowała go namiętnie w usta.
- Hej, za co to? - zapytał po chwili.
- Cieszę się, że ich poznałeś. Mamy to już za sobą – odetchnęła rudowłosa i przytuliła się do niego.
- To co, zatańczymy? - zaproponowała dziewczyna. Connor uśmiechnął się.
- Oczywiście, panno Hampton. Zapraszam do tańca – wyciągnął ku niej dłoń i poprowadził na parkiet.
- Hej, Luna! Zdążyłaś! - Faye objęła przyjaciółkę serdecznie. Z tyłu przy stole Sofia wzięła Connora w obroty i zagadała go (prawie na śmierć
).
- Oj, ciężko było się wydostać dziś z Windenburga. Przez mecz koszykówki zamknęli prawie wszystkie ulice wokół stadionu i nie mogłam się przedostać! Wszystkiego najlepszego, rudzielcu!
Wreszcie nadszedł czas na zdmuchnięcie świeczek.
- No i ja mu mówię „Koleś, nie tędy droga, musisz go przeprosić na Simstagramie”, a on mi na to „Spadaj dziadku, teraz się gościa dissuje”!
- Kaspian, ciszej, moja córka właśnie wkracza w dorosłość.
Faye pomyślała jedno życzenie „Być piękną, młodą i bogatą żoną z porządnym wykształceniem i ukochanym mężem!”. Kibicowali jej najbliżsi – chłopak, przyjaciółki (Cassie, Sofia, Luna i Morgan), mniej przyjazne osoby (Siobhan), rodzice i wujostwo. Tylko Mia była jakaś nieobecna, ale nikt tego nie zauważył.
* * *
Anastazja Landgraab wróciła do domu po ciężkim dniu w pracy. Bycie zastępcą prezesa fundacji(swojej matki) nie było takie łatwe i przyjemne, jak myślała. Weszła do mieszkania, w którym unosił się delikatny zapach drzewa sandałowego. Słyszała muzykę w tle, więc Fabian musiał już wrócić.
- Cześć, kochanie – uśmiechnął się chłopak, wychodząc po chwili z pokoju.
- Cześć – uśmiechnęła się szeroko. Lubiła wracać do domu, w którym ktoś na nią czekał.
Fabian przyciągnął ją do siebie i pocałował lekko.
- Jak minął dzień? Jesteś bardzo zmęczona?
- Mhmmmmm, trochę. Trudne negocjacje, ale dałam radę. Nalejesz mi wina?
- Oczywiście.
- Udało się? - zapytał chłopak, nalewając trunek do kieliszka.
- Mnie się zawsze udaje – uśmiechnęła się szeroko – Fundator w ostatniej chwili chciał się wycofać z powodu tego, że Malcolm jest kojarzony z naszą fundacją. Ma inne poglądy – wzruszyła ramionami i wzięła od Fabiana kieliszek.
- Ale na szczęście wyperswadowałyśmy mu z matką to i owo i w ramach zadośćuczynienia przekaże więcej pieniędzy. Czy to nie wspaniałe?
- Jasne że tak – przytaknął Hampton.
- A jak u ciebie?
- Dzień jak co dzień, trochę testów gier, trochę podpisywania umów. Do przodu.
- Mamy jakieś plany na jutro, czy możemy się wylegiwać? - zapytała Anastazja.
- Idziemy do moich rodziców, pamiętasz? Na kolację z Faye i Connorem, za jej urodziny – przypomniał jej Fabian.
- Czyli… Możemy trochę dłużej pobyć w łóżku? - zapytała figlarnie a chłopak przytaknął – To idę się wykąpać. Czekaj na mnie.
Fabian usiadł na łóżku. Wziął szybki prysznic w drugiej łazience i pozwolił Anastazji wykonywać te wszystkie zabiegi, których potrzebowała. Wyciągnął telefon i włączył Simbooka. Przeglądał zdjęcia znajomych. Malcolm ostro promował się w mediach społecznościowych, Kasjopeja wstawiła jakąś piosenkę, Faye kolejne selfie. Natrafił na zdjęcie osoby, o której chciałby zapomnieć. Hania. Dodała zdjęcie z podpisem „Podróż po Shang Simla!”. Była na nim opalona, uśmiechnięta i… Sama. Westchnął. Walczył mocno z uczuciem do niej, ale nie mógł się go pozbyć całkowicie. To był rodzaj sentymentu, niespełnionej miłości. Chociaż było mu dobrze z Annie i starał się jak mógł, to wiedział, że raczej nigdy całkowicie nie zapomni o Hani. Po dłuższej chwili nacisnął kilka razy na ekran. Usunął ją ze znajomych i odłożył telefon.
- Długo tak czekasz? - zachichotała Annie wchodząc do sypialni. Rozpromienił się na jej widok.
- Tylko chwilę.
Usiadła obok niego, a on położył jej ręce na ramionach i rozpoczął masaż. Tego potrzebowała po długim dniu. Na chwilę zamknęła oczy. To było życie o jakim marzyła. Chłopak, który był w nią zapatrzony, praca, którą w sumie lubiła, piękny apartament. Niby też kochała Fabiana i gdyby jej się oświadczył, na co czekała, to by te oświadczyny przyjęła. Ale… Czegoś jej brakowało. Matka kładła jej już długi czas do głowy, jaki to Fabian jest dobry i jak musi się go trzymać. Ojciec też był zadowolony, ale ona… Starała się sobie wmawiać, że wymyśla, ale czegoś jej brakowało. Tylko czego? Otworzyła oczy i nachyliła się w stronę Hamptona.
Pocałowała go, a on oddał pocałunek. Myśli cały czas goniły w jej głowie. Niby byli takimi „highschool sweethearts”, dużo jej koleżanek było zaskoczonych, że tak długo są ze sobą. Kiedy dowiedziała się, że nie jest tak naprawdę synem Hamptona, poczuła się nieco oszukana, ale widziała, że i jego to boli. Potem dowiedziała się od niego, kim jest jego prawdziwy ojciec i chcąc, nie chcąc, straciła kontakt z Hanią. A szkoda, bo fajna z niej była dziewczyna. Czasem miała wrażenie, że ona lepiej pasowałaby do Fabiana… A ona do kogoś innego. Westchnęła. Wcale nie była takim ideałem, jak ludzie myśleli i było jej wstyd. Dłonie Fabiana już wędrowały po jej ciele i przestała myśleć.
Popatrzyła na niego. Podziwiała go za ciężką pracę, za ryzyko, jakie podjął otwierając firmę i za to, jak ją kochał. Postanowiła, że więcej nie będzie myśleć o nikim innym, choćby nie wiem co.
Następnego dnia rano Anastazja obudziła się pierwsza i stanęła przy oknie. Spojrzała w dół na panoramę miasta. Czy była szczęśliwa? Niekoniecznie. Ale czy mogłaby to odkręcić? Nie za bardzo…
Fabian podszedł do niej i objął ją z tyłu. Uśmiechnęła się lekko. On natomiast pomyślał, że jest nieszczęśliwy. Nie dlatego, że nie kocha Annie, ale dlatego, że ją oszukuje. Ale cóż może zrobić?… Gdyby tylko oboje wiedzieli, co myśli to drugie, życie byłoby o wiele łatwiejsze.
- I jak ci smakuje? To frittata z przepisu mojego taty – Fabian był dumny jak paw.
- Hmm, przepyszna – Ana uśmiechnęła się lekko.
- Poznałaś tego Connora na urodzinach Faye? - zapytał chłopak.
- Yyyy, przedstawiła mi go, ale długo nie rozmawialiśmy. W sumie, normalny, ale widać, że trochę biedny – podsumowała.
- Mhm – Fabian zastanowił się chwilę. Sam nigdy nie myślał nad swoim bogactwem i starał się nim nie obnosić. Był wdzięczny za to, co ma. Nigdy nie nazwałby nikogo „biednym”, a tym bardziej nie oceniał po wyglądzie.
* * *
- Gotowy na wejście do jaskini smoka? - Faye uśmiechnęła się niepewnie, witając Connora na ganku.
- Nie mam się czego bać, królewno – pocałował ją lekko w policzek – Śliczna sukienka. Bardzo do ciebie pasuje – uśmiechnął się.
- Dzień dobry! - Connor uścisnął rękę Gerarda.
- Bardzo miło mi cię widzieć. Cieszę się, że dotarłeś – powiedział Gerard, lustrując chłopaka.
- Mam nadzieję, że dziś sobie trochę porozmawiamy.
- Oczywiście, panie Hampton. Mamy cały wieczór na rozmowę – Connor wytrzymał spojrzenie Gerarda, aż ten odpuścił.
- To co, zapraszam na kolację! Connor, lubisz sałatkę z krewetkami? - Klara zgromiła wzrokiem męża i uśmiechnęła się do chłopaka.
- To ta sama, której próbowałem na urodzinach Faye? - upewnił się – Była przepyszna.
- O, jak mnie to cieszy. Jestem wegetarianką, ale krewetki to jedyne mięso, z którego nie mogę zrezygnować – uśmiechnęła się. Gerard jeszcze spojrzał na chłopaka i ruszył do kuchni.
- No i wtedy Ana namówiła go na partycypację w projekcie! - Fabian opowiadał matce o tym, jak Anastazja radzi sobie w pracy.
- Fabian, bez przesady. Była tu duża zasługa mojej mamy…
- Och, Anastazjo, nie bądź taka skromna. Też siedzę w tym biznesie i wiem, że nie jest łatwo. Ale jesteś mądrą, młodą dziewczyną i widać, że jesteś do tego stworzona.
- Wiesz, tato, Connor skończył szkołę z wyróżnieniem.
- Szkołę wieczorową? - dopytał Hampton, a Klara zgromiła go wzrokiem zza stołu.
- Tak, szkołę wieczorową – potwierdził Connor – Wiem, że to pewnie żadne osiągnięcie, w porównaniu do pańskich, ale ja jestem całkiem dumny.
- I co teraz zamierzasz? - zapytał Gerard.
- Szczerze powiedziawszy, szukam jakiejś lepszej pracy. Takiej, żeby Faye nie musiała się wstydzić, że chodzi z budowlańcem – puścił jej oczko.
- Wcale się nie wstydzę! – zaoponowała.
- Jeśli chcesz, mogę popytać znajomych. Jaka praca cię interesuje? - zapytał Gerard.
- Czuję się dobrze w rozmowach z innymi. Właściwie, z każdym potrafię się dogadać. Może obsługa klienta? Może jakaś sprzedaż?
- Pomyślimy coś wspólnie – przytaknął Hampton. Faye musiała zbierać szczękę z podłogi.
- Annie, a jak mój syn sprawuje się w domu? - zapytała Klara.
- Bardzo dobrze. Gotuje, sprząta, bardzo mi pomaga – uśmiechnęła się blondynka.
- No, jesteście tak długo ze sobą, że chyba czas na zaręczyny? - zagaiła. Fabian wbił wzrok w swój talerz. Miał nadzieję, że uda się to jak najbardziej odwlec.
- Nie ma pośpiechu, pani Hampton. Chcemy nacieszyć się sobą przed tak ważnym okresem – odpowiedziała dyplomatycznie Anastazja, nie wiedząc nawet, jaką przysługę robi Fabianowi.
Po kolacji wszyscy usiedli w salonie i rozmawiali na najróżniejsze tematy. Faye zajęła się zmywaniem naczyń, a Gerard osaczył Connora.
- Vailen, Vailen… Skąd pochodzicie?
- Z okolic Windenburga, proszę pana. Moi rodzice się tam wychowali.
- Tato, daj mu spokój. Connor, cieszę się, że moja siostra trafiła na kogoś normalnego – uśmiechnął się – A nie na tego nadętego bubka, jakim jest brat mojej dziewczyny – dodał ciszej, aby Annie go nie usłyszała.
Pod koniec wieczoru młodzi wyrwali się do ogrodu. Gerard i Fabian zamknęli się w gabinecie, a Klara i Anastazja usiadły na tarasie z drugiej strony domu.
- Nie było tak źle, co? - zapytał Connor – Chyba nieźle wypadłem!
- Wypadłeś świetnie. Mam nadzieję, że mój tata cię nie uraził? - upewniła się rudowłosa.
- No coś ty. Typowy, opiekuńczy tata. Doceniam, że pomoże mi znaleźć pracę.
Faye przysunęła się do chłopaka i pocałowała go. Connor nie pozostał jej dłużny.
- Cały wieczór marzyłem, żeby to zrobić – szepnął i oddał pocałunek. Po chwili młodzi całkowicie zapomnieli, gdzie są.
- Jesteś pewna? Przecież mogą nas nakryć! - powiedział Connor.
- Ćśśśśś… Nikt nas nie nakryje. Chodź!
- Teren czysty? - zapytał Connor, wychylając się zza Faye.
- Tak, czysty – Faye uśmiechnęła się do siebie. Chyba nie zrobiła nic tak szalonego do tej pory. Wygładziła sukienkę i poprawiła włosy.
- Chyba muszę się zbierać. Jak się nie pospieszę, ucieknie mi ostatni pociąg do San Myshuno – powiedział Connor smutno.
- No, dobrze… Zobaczymy się niedługo, prawda?
- Prawda. Kocham cię, mała – powiedział cicho, a Faye pocałowała go w policzek.
* * *
Kilka tygodni później…
Wrzesień nadszedł nagle. Ni stąd, ni zowąd nadszedł czas na wyprowadzkę Faye, której ta nie mogła się doczekać
- No, tato, jestem gotowa – powiedziała z uśmiechem.
- No, dobrze.
- Mamuś, nie smuć się – powiedziała Faye, widząc minę matki.
- Nie smucę się. Po prostu ostatnie dziecko wylatuje z mojego gniazda – westchnęła Klara.
- Będę na siebie uważać i będę świetnie się uczyć, obiecuję! - uśmiechnęła się Faye i przytuliła mamę. Klara otarła kilka samotnych łez i również przytuliła córkę.
- Jesteś już taka mądra. A tak niedawno byłaś maleńka, och… Jak ten czas leci…
- Ale wiesz, dzwoń, pisz i przyjeżdżaj do nas, dobrze?
- Jasne, mamuś. Będę wpadać jak najczęściej. Przyjadę w sobotę, dobrze? No, nie smuć się – Faye próbowała pocieszyć Klarę, ale z marnym skutkiem.
- No, chodź tu moja gwiazdeczko. Tylko nie daj się nikomu wygryźć i zawsze noś ze sobą gaz pieprzowy. Zawsze!
- Dobra tato, będę pamiętać.
- I żadnych imprez przed zajęciami! - skarcił ją ze śmiechem.
- Dbaj o mamę i znajdź jej jakieś zajęcie, bo ona się zapłacze – powiedziała do ojca rudowłosa.
- Och, nie martw się. Już ja się nią dobrze zaopiekuję – Gerard uniósł brwi znacząco.
- No, cóż, to ja was zostawiam. Zaraz podjedzie po mnie samochód. Kocham was bardzo!
Klara patrzyła za odchodzącą córką. Faye wsiadła do samochodu, pomachała im i odjechała.
- Klara, nie smuć się. Przecież to dla niej będzie wspaniały czas! - powiedział Gerard.
- Tak, ale teraz nie będę miała o kogo dbać – westchnęła.
- Hej, a o mnie? Ja potrzebuję opieki! - żachnął się Hampton i położył żonie dłonie na ramionach – Kotku, to minie.
- A co, jak coś jej się stanie? Jak zajdzie w ciążę i nie skończy studiów? Jak ktoś jej zrobi krzywdę? - zadrżała rudowłosa.
- Jest mądra i do tego nie dopuści. Jednak na nic nie mamy wpływu. Możemy tylko wspierać i pomagać. Chodź do środka. Zrobię ci melisy – powiedział Gerard i objął żonę ramieniem.
Tymczasem Faye zajechała do swojego nowego lokum.
- Hej, współlokatorko! Czekałyśmy na ciebie! - drzwi otworzyła jej Kasjopeja i mocno ją objęła.
- Pamiątkowe selfie dla rodziców! Uśmiech!
- No, Faye, to jakie masz plany na dziś? - zapytała Nina, kiedy dziewczyny usiadły na kanapie ze złocistym trunkiem.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. A wy co robiłyście pierwszej nocy?
- Zjadłyśmy ciasto i poszłyśmy spać – roześmiała się Cassie.
- To może ja też tak zrobię? - zachichotała Faye.
- Chyba to najlepsza recepta. Pewnie jesteś skonana.
- O tak. Pewnie Connor ją tak wykończył – roześmiała się Cassie i puściła oczko do Niny.
Faye położyła się na swoim wielkim łóżku w nowym pokoju. Zdążyła się już urządzić. Było bardzo przytulnie i w jej stylu. Zastanawiała się, co ją czeka. Czy tak jak matka popełni jakiś błąd? A może wszystko będzie w porządku? Los na pewno coś dla niej przygotował. Ale o tym miała się dowiedzieć w całkiem niedalekiej przyszłości…
Pozdrawiam