Witam Was po dluższej przerwie. Wakacje, praca, przeziębienie i poprawka, wszystko trochę mnie pochłonęło. Dzisiaj, pierwszy raz od dłuższego czasu mogę w sobotę nie robić NIC- a może inaczej, zrobić to, na co mam ochotę, a nie muszę
czyli napisać dla Was relację. Miłego czytania!
Simwood:
Gdy trzaśnie sobie dziecko ze starszym od siebie nauczycielem - wtedy będzie istnym klonem swojej matki.
Nie osądzaj
Ojej, nagle zrobiły nam się trzy pary. Ciekawie ile dzieci z tego wyjdzie?
Wait for it, wait for it...
Uff, to tylko Mariah. Gorzej gdyby to było coś z naszego lokalnego podwórka
"Kochani! Znacie Evrynajt?"
proszę się nie śmiać, Mandaryna mieszkała bardzo niedaleko mnie, na sąsiednim osiedlu chyba
Ojej, biedny Aleks
To jest TEN Aleks czy jakiś prawnuk tego oryginalnego?
W grze to prawnuk oryginalnego, zrobiony w CAS i wyglądający jak oryginał. Oryginał tak mi się podobał że nie mogłam go nie wykorzystać w mojej grze
Galcia:
Scena pożegnania z Rafałem jest strasznie dziwna - niby umiera, zostało mu kilka dni? Godzin? A tymczasem wygląda na całkiem rześkiego staruszka.
Wiedział, że zostało mu kilka godzin i chciał je jak najlepiej wykorzystać
Hanna i Anastazja to typowe tępe szkolne blondi... czy może ulegam stereotypowi?
Ulegasz. Mam nadzieję, że rozwinę trochę te postacie... A zresztą- sama zobaczysz
Kasjopea ma chyba skłonności depresyjno-masochistyczne. Łagodzić ból po stracie dziadków wolontariatem w domu starców?
Cass lubi pomagać. Straciła dziadków, ale to nie znaczy, że nie ma innych emerytów, którzy np. nie mają rodzin, nie odwiedzają ich wnuki i nie może wnieść trochę radości do ich życia jak wnosiła do dziadków. Poza tym- dodatkowe punkty przy rekrutacji na studia
Klara jest jak dzieło sztuki, z wiekiem coraz piękniejsza.
Naprawdę im się udała <3
Seriooo...?
Jako praktykujący abstynent jestem mocno zawiedziona postępowaniem Faye.
Ja też nie jestem fanką upijania się na imprezie, ale jeden drink jeszcze nigdy mi nie zaszkodził, a skutecznie pozbywa się pytań w stylu "No ze mną się nie napijesz?". Przecież piję. Jednego drinka całą noc, a potem dolewam soku
ewentualnie jestem kierowcą i wtedy mam dobrą wymówkę żeby pić sam soczek
Malcolm i Faye - pooodoba mi się!
Na początku pomyślałam, że bogaty dupek będzie chciał ją wykorzystać, potem, że niewinna, głupia nastolatka zakocha się w bogatym dupku, który złamie jej serce, ale ten pijacki flirt o poranku - sexy.
To będzie chyba moja ulubiona para.
Cieszę się
MalaMi:
Kurczę, a jakąż to karierę w Bridgeport robi wiecznie zalana alkoholiczka jaką jest Arletta? x)
Bo jeśli jest to biznes o jakim myślę, to nie nazwałabym tego „Robienie kariery” x)
Trochę dowiesz się w kolejnych relacjach
To w końcu Kasjopeja jest w porządku dzieckiem czy nie?
A może jest aż tak wielkim antytalentem kulinarnym? x)
Jest bardzo grzecznym, ale rodzice zawsze się martwią, czy ich dziecko nie zrobiło żadnej dzikiej imprezy będąc samo w domu. Pamiętam miny moich rodziców jak wrócili z wieczornego wyjścia a ja nie dość, że posprzątałam mieszkanie, to jeszcze pisałam wypracowanie
Ja myślę, że to dobrze, że nie ma, bo to by jeszcze mogło oznaczać, że masz dziecko z własnym kuzynem x)
Geny idą już od Szczepana
więc nie do końca chyba?
Chyba nie rozumiem rozumowania Klary. To skoro chciała zieloną, a ta ma długi rękaw, to nie mogła zrobić tak, że ubierze ją i po prostu nie weźmie kurtki? (Bo rozumiem, że chodziło jej o to, że będzie jej za gorąco jak będzie mieć długi rękaw plus kurtka?)
W nawiasie dobre rozumowanie. Jak będzie za gorąco zdejmuje kurtkę, a jak za zimno to ją zakłada. Kaboom!
Banda zapijaczonych i żygających nastolatków drze wam się pod oknami…
Ta, szalenie romantyczne xD
Rozumowanie Nastki <3
To Nastka od jakiegoś czasu planowała, że na tej imprezie pójdzie z Fabianem do łózka, a mimo to proponuje kumpeli swój pokój?! x)
Nie do końca. Raczej rzuciła do Hani, że może skorzystać z jej pokoju na imprezie, a potem zapomniała o tej propozycji. Bo po co pamiętać coś, co się obiecało psiapsiółce?
Choć znając ciebie pewnie jeszcze namieszasz im w życiu, ale na razie pocieszę się tym momentem
Aaaaah, you know me too well
RELACJA XXXIX
Kilka dni po feralnym dniu w szkole Cassie wracała do domu. Miała mnóstwo nauki na następny dzień i wolałaby zapomnieć o kolejnej klasówce. Nagle przystanęła jak wryta. Pod jej domem stał nie kto inny jak Aleks Ćwir. Nie podszedł do niej w szkole, tylko po prostu sobie tu stał.
- Hej - powiedział niepewnie, kiedy do niego podeszła. - Mam nadzieję, że nie gniewasz się za to, że nie podziękowałem ci w szkole? Prawie zawsze jesteś ze swoją koleżanką, a ja nie za bardzo lubię się uzewnętrzniać przy obcych.
- W porządku - Cass kiwnęła głową i popatrzyła wyczekująco na Aleksandra.
- Uhm, więc... Dziękuję za to, co dla mnie zrobiłaś. Teraz już nikt mnie nie zaczepia i chyba to twoja zasługa, także... Dziękuję. Bardzo ci dziękuję.
- Nie ma sprawy. Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - zapytała zdziwiona.
- Wczoraj wracałem z Archibaldem do domu, robiliśmy wspólny projekt z fizykę i zobaczyłem, jak wchodzisz do domu. Zapytałem Archiego jak masz na imię i czy tutaj mieszkasz, a potem opowiedziałem mu całą historię. Był pod wrażeniem.
- Cóż, nie codziennie ratuję chłopaków z opresji. Miło mi, że pofatygowałeś się osobiście. Skoro już tu jesteś, może wejdziesz? Napijesz się czegoś i pomożesz mi z nauką?
- Yyyy... Jasne, czemu nie - uśmiechnął się lekko i wszedł za Kasjopeją do domu.
- Łał, to twój pokój?! Jest fenomenalny! Czadowy! Nigdy nie widziałem bardziej kolorowego... A nie, przepraszam, jednak widziałem. Mojej ciotki, Stelli. Jest naprawdę szalona.
- Dzięki - uśmiechnęła się Cass i wzruszyła ramionami - Mam dość kosmiczne imię, więc i pokój jest kosmiczny. W przyszłości chcę zostać astronautką.
- Cassie nie jest kosmiczne. To chyba od Kasandry, tak? Moja cioteczna babka miała tak na imię. Brunetka zaczerwieniła się. Tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina znali jej prawdziwe imię, a nauczyciele zwracali się do nich po nazwisku, więc nie było problemu.
- Mam na imię Kasjopeja, nie Kasandra... Jak gwiazdozbiór. Moi rodzice mieli fantazję - mruknęła. Aleks spojrzał na nią zagadkowo.
- To czyni cię jeszcze bardziej wyjątkową! Kasjopeja... - uśmiechnął się.
- Hej, nie śmiej się ze mnie! To nie moja wina!
- Ale mi naprawdę podoba się twoje imię. Jeśli źle się z tym czujesz, możemy zostać przy Cassie. A tymczasem... Ja w przyszłości chcę założyć własną firmę z grami. Może mało odkrywcze, ale to naprawdę mnie pasjonuje. Ostatnio zmodyfikowałem BlikBloka, żeby był jeszcze trudniejszy i próbuję wygrać z komputerem. Marnie mi idzie - roześmiał się.
- Zacząłem też robić części do konsoli. Zobacz, tutaj - pogrzebał chwilę w plecaku i wyciągnął dłoń, na której leżała skomplikowanie wyglądająca elektronika. Cass była zafascynowana.
- Nigdy nie poznałam kogoś, kto robi takie cuda. Ekstra! - przypadkowo dotknęła jego dłoni i zaraz ją cofnęła. - Naprawdę, robisz świetne rzeczy.
- Nie chcesz nic do picia?
- Nie, dzięki. Echm, to powiedz, co masz z tą nauką? To znaczy, co masz zadane? - Aleks był rok wyżej od Cassie i niedługo kończył szkołę.
- Uch, dużo biologii i chemii. Przyda mi się potem na studiach. Na szczęście fizykę mam dopiero w piątek, więc sporo czasu, żeby się nauczyć.
- Chyba lubisz naukę, co? Nie przychodzi ci z trudem, to widać.
- Uch, tak już mam. Nie za bardzo wiem po kim, bo mam raczej artystyczną rodzinę. Chyba po prababci, była lekarką - uśmiechnęła się lekko.
- Artystyczną? Co to znaczy?
- Babcia była pianistką a dziadek miał swoją restaurację. Do tej pory prowadzi ją tata, ale z coraz gorszym skutkiem - wyszczerzyła się. - Tata dodatkowo jest dyrektorem w agencji Social-Media, a mama ostatnio wróciła do prowadzenia swojej galerii. Także miałam mało styczności z nauką w rodzinie - roześmiała się.
- W mojej rodzinie jest dużo tradycji. Ojciec przejął firmę od dziadka, mama zajmuje się "bywaniem" na imprezach jako żona prezesa, a moja ciotka... Cóż, ona jest szalona, jak już mówiłem. Kojarzysz butik z ubraniami na Promenadzie Magnolii? Taki z najbardziej niepasującymi i śmiesznymi ubraniami? - Cass pokręciła głową. - Uch, nieważne. W każdym razie powadzi takie miejsce. Rodzina była zszokowana, że nie przejmie rodzinnego biznesu, ale nie mogą jej wydziedziczyć, chociaż bardzo by chcieli.
- Brzmi skomplikowanie - przyznała.
- To co, weźmiemy się do nauki? W siódmym rozdziale jest temat o ssakach.
- Poczekaj, wyjmę swoją książkę. Mam kurs biologii z roku niżej, mało mnie interesuje zaawansowana, a mogłem wybrać. My jesteśmy już na gadach, więc trochę ci pomogę...
Przez dłuższą chwilę robili notatki, a potem nastała cisza. Każde z nich zajęło się swoim tematem. Aleks co chwila zerkał na tą niesamowitą dziewczynę. Miała w sobie tyle pasji, tyle zapału! Czytała podręcznik i co chwila coś dopisywała do swoich notatek. Robiła wykresy, rysunki, po prostu niesamowite! O ile on przyswajał informacje z ciekawości, ona naprawdę się tym pasjonowała i to lubiła. Chyba nie znał takiej drugiej osoby.
- Skończyłeś? - spytała nie podnosząc wzroku znad książki. Wzdrygnął się i wyprostował.
- Yyyy, tak, chyba tak. A tobie jak idzie? - zapytał, udając niewzruszonego i zamknął książkę. Cass na chwilę umilkła i doczytywała stronę. Nagle usłyszeli trzask drzwi.
- Już kończę. To pewnie moi rodzice. Dam im znać, że mam gościa, okej?
- Hej mamo, hej tato - zawołała schodząc po schodach.
- Hej córcia. Ale jestem padnięta. Idę rozpakować zakupy - Mia zniknęła w kuchni.
- Tato, mam gościa. To ten chłopak, któremu wtedy uratowałam skórę. Aleks Ćwir. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza?
- Chłopak? Chłopak w naszym domu? - Kaspian był zdezorientowany. Wiedział, że kiedyś, w dalekiej przyszłości jego córka przyprowadzi do domu mężczyznę, ale miał ją poprosić o rękę, a nie obściskiwać się z nią w pokoju. Chociaż, on w jej wieku... Nie, wolał o tym nie myśleć! - Czy ten chłopak jest w pełni ubrany?
- Uch, tato! Jasne że tak. Za kogo ty mnie masz? Tylko się uczyliśmy. Poza tym podziękował mi za tamtą sytuację.
- Może zaprosisz go na obiad? Zaraz coś zrobimy - zawołała Mia z kuchni. Kasjopeja niepewnie spojrzała na ojca, który miał dość niewyraźną minę.
- Tato? Nie masz nic przeciwko? - upewniła się.
- Nie ma, na pewno nie ma!
- Uch, oczywiście, że nie. Twoi przyjaciele są naszymi przyjaciółmi... Czy jakoś tak.
- Tato, uśmiechnij się trochę. To nie jest mój chłopak, tylko kolega ze szkoły. Jak będę chciała mieć chłopaka, wystosuję do ciebie pismo z prośbą o zgodę. Z dwuletnim wyprzedzeniem - zażartowała. Kaspian uśmiechnął się blado, kiwnął głową i zniknął za Mią w kuchni. Cass tymczasem wróciła na górę.
- Zostałeś zaproszony na obiad do Delacroixów. Nie tak pyszny, jak robi pani Mirka w restauracji, ale tata chyba odziedziczył trochę genu kucharskiego, bo da się zjeść i to z przyjemnością!
- Jesteś pewna, że nie będę przeszkadzał? Nie chciałbym, żeby twoi rodzice czuli się niekomfortowo, albo żeby pomyśleli, że się wpraszam...
- No coś ty! Chodź, idziemy. Będą zadowoleni, że mogą kogoś nakarmić.
- Mia, nie spodziewałem się, że ten dzień tak szybko nadejdzie. Ona jest jeszcze taka malutka! - Kaspian podgrzewał wczorajszy obiad w rondelku, zamaszyście mieszając. Mia powstrzymywała się od śmiechu.
- Mówisz, jakby miała pięć lat, a tymczasem za dwa lata skończy szkołę. Czy twoja mama nie poznała taty w tym wieku? - zapytała.
- Może. Nie jestem na to gotowy, nie jestem gotowy! - Kaspian złapał się za głowę.
- Uspokój się, idą do nas. Zachowuj się!
- Bardzo miło nam cię poznać - powiedziała Mia, kiedy usiedli do obiadu.
- Mnie również. Bardzo dziękuję za zaproszenie. Wygląda pysznie.
- No no, ma się talent kulinarny! - Kaspian uśmiechnął się. - Nie miałeś kłopotów w związku z tamtą sytuacją, prawda?
- Tato! - mruknęła Cassie.
- Nie, nie miałem, dzięki pańskiej córce. To, co zrobiła, było naprawdę odważne. Jeśli miałaby poważniejsze konsekwencje, wyjaśniłbym to z dyrektorem. Wie pan, nie jest miło być popychadłem.
- O tak, nikt tego nie lubi. Powiem ci coś. Gdyby ktokolwiek z drużyny koszykówki, a szczególnie mój chrześniak, Fabian, ci się naprzykrzał, daj znać. Już ja sobie z nim porozmawiam!
- Tato! Rozmawialiśmy o tym...
- Powiedz, Aleks, co cię najbardziej interesuje? Czym chciałbyś się zajmować w życiu? - Mia uśmiechnęła się ciepło do chłopaka.
- Może to głupie, ale lubię zajmować się informatyką. Kiedyś myślałem, że skupię się na jakiejś naukowej dziedzinie, w tym momencie najbardziej interesują mnie wszelkiego rodzaju modyfikacje i ulepszenia do gier. Póki co próbuję na już stworzonych, ale w przyszłości mam nadzieję napisać jakąś grę i ją wydać.
- Absolutnie niegłupie! Internet się rozwija, technologie idą do przodu! Myślisz bardzo przyszłościowo - powiedział Kaspian między jednym kęsem a drugim.
W końcu obiad dobiegł końca, a Aleksander musiał zbierać się do domu. Kasjopeja odprowadziła go do drzwi.
- Dzięki. Było mi bardzo miło się z tobą uczyć.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął się ciepło.
- Hej, może jutro po lekcjach gdzieś wyjdziemy? Do parku, do kawiarni? - zagaiła. Aleks popatrzył na nią z zagadkowym uśmiechem.
- Okej, będę czekał po lekcjach.
- Do widzenia państwu! - zawołał i pomachał Mii. Odmachała mu z uśmiechem. Cassie też się uśmiechnęła. Fajnie było mieć więcej znajomych.
* * *
Faye Hampton, zgodnie z nową modą panującą wśród "wyższych sfer", musiała mieć swój debiut. Na nasze- po prostu przyjęcie wydawane na jej cześć. Wiele osób zostało zaproszonych- najwięcej gości było wśród młodzieży. Faye stresowała się tym przedsięwzięciem, jednak jej chłopak, Malcolm, był przy niej żeby jej pomóc.
- Tak się cieszę, że jesteś - powiedziała cicho, obejmując go mocno i całując w policzek. Czekała na niego na tarasie w sali bankietowej na Błoniach Myshuno. W miejscu, gdzie jej rodzice mieli wesele. Malcolm wydawał się bardzo wyluzowany.
- Nie ma sprawy, księżniczko - mruknął z uśmiechem.
- Nie odzywałeś się! Nie dzwoniłeś, nie pisałeś...
- Myślałem, że nie chcesz, żebym się odzywał. A jednak zadzwoniłem do twojego ojca i poprosiłem, żeby zaanonsował mnie jako twoją osobę towarzyszącą. Widzisz? Wiedziałem, że lubisz niespodzianki - wyszczerzył się do niej.
- Uwielbiam takie imprezy! - powiedziała Anastazja z uśmiechem, lustrując salę. Była wyszykowana jak milion dolarów. Cały sztab wizażystów, fryzjerów i stylistów pracował nad dzisiejszym wyglądem córki ministra Landgraaba. Fabian uśmiechnął się i pokiwał głową. Lustrował salę zastanawiając się, ilu ludzi jeszcze wejdzie do tej sali.
- Sporo ludzi, co? Na moim debiucie było chyba z 500 osób. Stresowałam się jak diabli, ale Malcolm załatwił mi trochę alkoholu i od razu poczułam się lepiej. A propo, przyniesiesz jakieś drinki?
- Z przyjemnościa - powiedział i zniknął w tłumie, zostawiając jakąś biedaczkę stojącą obok Nastki na pastwę dużej ilości słów.
- Gotowa? - zapytał Malcolm. Faye posłała mu szeroki uśmiech i kiwnęła głową. Zniknął za filarem oczekując na swoją kolej.
- Panie i panowie - zaanonsował Gerard, stając przy mikrofonie w boku sali - Mam przyjemność zaanonsować moją córkę, Faye Hampton wraz z jej osobą towarzyszącą, Malcolmem V Landgraabem. Zatańczą tradycyjnego walca wiedeńskiego.
Malcolm podszedł do Faye. Była totalnie przerażona. Ujął jej dłoń i pocałował, co wywołało uśmiech na jej twarzy.
- Zaczniemy? - wyszeptał jej do ucha, a potem skinął głową na orkiestrę.
(teraz możecie sobie wyobrazić, że tańczą mniej więcej
ten układ. Zawsze podobał mi się ten taniec... Team Delena FOREVER!
)
Na koniec tańca Malcolm niespodziewanie przyciągnął ją do siebie i pogłaskał po policzku. Nie mogła go odgadnąć. W jednej chwili z nią flirtuje, w innej olewa i nie dzwoni, a w jeszcze kolejnej prosi jej ojca za jej plecami żeby mógł być jej eskortą na debiucie i tańczy z nią. Co jest?!
Po zakończeniu wszystkich aktywności "obligatoryjnych" zaproszeni goście rozeszli się do stolików. Do stolika Anatazji, przy którym siedziała z koleżaneczkami, dosiadła się Edyta.
- Mogę się dosiąść, dziewczynki? Ach, pięknie wyglądacie - uśmiechnęła się Słowikowa.
- Dziękujemy, pani Słowik. Jak się pani bawi? - zagaiła jedna z sióstr Cooper, a Nastka badawczo wpatrywała się w babcię Fabiana.
- Och, fantastycznie, moja droga. Jedzenie jest pyszne, moja wnuczka piękna, szkoda tylko, że mój mąż nie może już tego zobaczyć.
- Bardzo mi przykro - powiedziała Anastazja obojętnym tonem. Wyraźnie nie lubiła Edyty od akcji na urodzinach Faye. Do tej pory nie wiedziała, co chciała powiedzieć o jej babce, ale miała przeczucie, że nic miłego.
- Doceniam twoje kondolencje, kochana. Jak miewa się babcia? Tak dobrze, jak wygląda? - zapytała Edyta mimochodem. Nastka zacisnęła pięści pod stołem i odwróciła wzrok.
- Dobrze, dziękuję - odparła, siląc się na obojętność.
- To takie smutne. Po tylu latach pożegnać ukochanego... Ale i piękne, wytrwać z nim tyle lat - powiedziała Polly, spoglądając na pustą szklankę.
- Cóż, takie jest życie. Ale mój mąż nie był moim pierwszym. Pierwszy był niejaki Emil... Ślub wzięliśmy ukradkiem! Co to był za skandal! Mój ojciec, a pradziadek Fabiana miał do mnie pretensje chyba ze dwa tygodnie! - Edyta roześmiała się.
- Co się z nim stało? - zapytała Betty, druga z sióstr. Anastazja kopnęła ją pod stołem. Miała nadzieję, że idiotka zrozumie aluzję, a bez tematu do rozmowy pani Słowik pójdzie męczyć kogoś innego.
- Och, szkoda mówić. Był policjantem, jedna z poszkodowanych uwiodła go podczas śledztwa. Zdradzał mnie jakiś czas, a w końcu odkryto, że tak naprawdę jest poszukiwanym przestępcą. Zaatakował funkcjonariuszy, a jeden z nich zabił go w obronie własnej. Po latach dowiedziałam się, że kobieta, z którą się spotykał urodziła dziecko. Podobno ściśle chroniona tajemnica, ale co ja tam wiem. Polly, złotko, może pójdziemy jeszcze po poncz?
- Przepraszam bardzo, muszę przypudrować nosek. Pani wybaczy - uśmiechnęła się sztucznie do Edyty, która skinęła głową. Anastazja oddaliła się w stronę toalet, a Polly ruszyła z Edytę do baru.
- Cass, widziałaś gdzieś Anastazję? - Fabia nachylił się do Kasjopei.
- Och, to nagle rozmawiamy? Cześć, jestem Cassie - burknęła brunetka. Fabian westchnął.
- Wiem, że jakiś czas nie gadaliśmy, ale nie zachowuj się jak dziecko - powiedział cicho. Kasjopeja była oburzona.
- Ja się zachowuję jak dziecko? Jednego dnia jestem twoją najlepszą przyjaciółką, innego zaczynasz spotykać się z dziedziczką Landgraabów i mnie olewasz. Dorośli się tak nie zachowują - warknęła.
- Okej, okej. Przepraszam. Nawaliłem. Możemy to naprawić?
- Nie wiem. Zapytaj Anastazji, jak już ją znajdziesz - odpowiedziała i wymusiła uśmiech w stronę Klary, która badawczo im się przyglądała.
- Cześć, przystojniaku! - Fabian usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się i wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Penny! Jeju, nie widziałem cię, od kiedy...
- Od twoich urodzin, dokładnie. No no, nieźle wyglądasz. Jestem z ciebie dumna! - Penelopa uśmiechnęła się i rozłożyła ramiona.
- A byłeś taki malutki i wygadany. Proszę proszę, komuś zabrakło języka w gębie! - roześmiała się.
- Po prostu pięknie wyglądasz, onieśmielasz mnie - zażartował. - Wszystko u ciebie w porządku? Z twoim... Chłopakiem?
- U mnie bardzo dobrze - uśmiechnęła się, ucinając temat. - Lepiej mów jak u ciebie? Widziałam tą blondynkę, z którą przyszedłeś. To twoja dziewczyna?
- Tak, to Anastazja. Anastazja Landgraab - uśmiechnął się, wodząc wzrokiem po sali w poszukiwaniu dziewczyny. Na próżno.
- Pewnie jest w toalecie. Kobiety czasem tak mają, muszą poprawić makijaż i włosy. Nie przejmuj się tym - uśmiechnęła się lekko.
- Taaa... Pewnie masz rację - mruknął. Tymczasem Faye zerknęła na Penny z ciekawością.
- Pewnie mnie nie pamiętasz, ale jak byłaś bardzo mała, to świetnie się razem bawiłyśmy - uśmiechnęła się do niej. Faye pokiwała głową i uśmiechnęła się przepraszająco, gdyż właśnie komuś do czegoś była niezbędna.
- Niestety, nie mogę dziś dłużej zostać. Mam kilka spraw do załatwienia, ale podziękuj rodzicom za zaproszenie. Miło było was spotkać, dzieciaki. - Penny uściskała Fabiana mocno i pożegnali się. Pomachała też Faye i ruszyła w stronę drzwi. Fabian nadal przeczesywał wzrokiem salę, ale Nastki nigdzie nie było.
- No i jak się bawicie, dzieciaki? - zapytał Gerard, który po paru mocniejszych drinkach musiał usiąść. Dołączył akurat do stolika Hani, Laurenta i Faye.
- Bardzo dobrze, dziękujemy, panie Hampton - Hania uśmiechnęła się uprzejmie. Gerard niby nic nie miał do tej dziewczyny, a jednak go irytowała. Doskonale wiedział, czyją była córką i ogromnie irytowało go, że Fabian ma z nią jakiekolwiek koneksje. Może niewielkie, ale jednak. Mimo to dziewczyna była naprawdę bardzo miła i dużo bardziej nadawała się na czyjąkolwiek dziewczynę niż ta rozpuszczona Anastazja. O ile Klara była nią zachwycona, to Gerard miał spore obiekcje. Niestety, partyjne partnerstwo z Landgraabami zaszło dość daleko, a ponieważ młodzi Hamptonowie spotykali się z młodymi Landgraabami, pewnego wieczoru przy szkockiej i cygarze między ojcami zapadło porozumienie. Oba rody muszą się połączyć. Nie zdecydowali co prawda, czy to koniecznie Fabian musi się ożenić z Nastką, czy Faye wyjść za Malcolma, ale miało to prędzej czy później nadejść. Westchnął do swoich myśli, bo los któregoś z ich dzieci miał być przesądzony. A jeśli nie chciał krzywić się za każdym razem, kiedy młoda Landgraabówna palnie głupotę, musiał na to skazać swoją malutką córeczkę.
* * *
Kilka tygodni później...
Było piątkowe popołudnie. Kasjopeja właśnie wróciła ze szkoły, odłożyła plecak i miała się wybrać na wolontariat. Zżyła się ze staruszkami, którzy między sobą nazywali ją już swoją wnusią. Telefon w jej kieszeni nagle zabrzęczał, obwieszczając przyjście wiadomości. Spojrzała na niego i omal nie upadła.
"Hej, Cass. Moi rodzice wydają jutro przyjęcie i miło by było mieć osobę towarzyszącą. Chcesz się wspólnie ponudzić?"
Wiadomość oczywiście pochodziła od Alexa.
Czy chciała? O rany, jasne że tak! Niby Aleks był tylko jej kumplem, ale szczerze to czuła z nim niesamowitą więź, taką, jakiej nie czuła jeszcze z nikim innym. W jednej chwili jednak zamarła. Miałaby iść na imprezę do Ćwirów? Do rodu z długimi tradycjami? Przecież ona nie ma żadnej kreacji! Już wiedziała, do kogo musi się udać.
Tymczasem Ćwirowie zasiedli do podwieczorku. Zanim ich pomoc domowa, Swietlana, przyniosła herbatę i tartę, Amarylis zaczęła wyliczać wraz z mężem listę gości.
- Na pewno zaprosimy Ichtaców, twoich znajomych z klubu brydżowego...
- Uhm, ja również będę miał osobę towarzyszącą - wymruczał Aleks niepewnie. Matkę zmroziło i spojrzała na niego surowo.
- Naprawdę synu? To fantastycznie! - zawołał ojciec, nie bacząc na minę żony. - Powiesz nam, kto to?
- Koleżanka ze szkoły - powiedział wymijająco.
- Mam nadzieję że wiesz, jakie ważne to wydarzenie - powiedziała Amarylis, odzyskując trzeźwość umysłu - i nie narazisz się na śmieszność przyprowadzając byle kogo.
- Myślę, że to moja decyzja, kogo przyprowadzę - powiedział twardo Aleks - A poza tym, nie bój się, nie mam się czego wstydzić - matka spojrzała na niego niezadowolona, ale musiała przyjąć jego decyzję.
- Mamo? - Kasjopeja złapała matkę w jej sypialni, gdzie układała w komodzie świeże pranie. Mia spojrzała na nią pytająco. - Bo wiesz, Aleks... Ten, którego poznaliście niedawno, mój kolega...
- Zaprosił cię na randkę? - zapytała podekscytowana Mia odkładając kosz na podłogę. Cass westchnęła.
- Gorzej. Na bankiet, który wyprawiają jego rodzice. A wiesz, że nie mam takich ubrań...
- Spokojnie. Zaraz przyniosę kilka sukienek i coś wybierzemy - uśmiechnęła się szeroko matka i tanecznym krokiem ruszyła w stronę niewielkiej garderoby.
- Przede wszystkim musisz wiedzieć, czego chcesz. Długa sukienka? Krótka? Jaki to bankiet? - Mia zasypywała córkę pytaniami. Ta wzruszyła ramionami.
- Jedyne co mi napisał to to, żebym ubrała się wieczorowo.
- To już coś mamy - Mia podała córce pierwszą sukienkę.
- I co myślisz? - Kasjopeja wzięła się pod boki, a Mia przyjrzała się jej krytycznie.
- Nie, za mało elegancka. Następna!
- A ta? Chyba jest okej? - Cassie obróciła się wokół własnej osi i popatrzyła na matkę wyczekująco. Mia pokręciła głową.
- Nie, nie, nie, to nie to! To musi być coś, co zrobi na nim wrażenie.
- Nieeee... - brunetka zrezygnowana popatrzyła na mamę. Mia usiadła z wrażenia, ponieważ już nie miała pomysłów w co młoda mogłaby się ubrać. Nagle wpadła na idealny trop i podała córce jedną z ładniejszych sukienek, jakie miała jej siostra, Dani.
- Chyba mamy zwycięzcę! - Cassie uśmiechnęła się szeroko, a Mii zakręciła się łezka w oku. Pamiętała, że Dani była w tej sukience na swojej studniówce. Pokiwała głową z zachwytem i przyklasnęła.
- Wyglądasz cudownie, córeczko - powiedziała z niekłamanym zachwytem.
- Dzięki, mamuś! Skąd masz taką śliczną sukienkę? W życiu jej nie widziałam! - zawołała, okręcając się wokół własnej osi.
- Należała do Dani - powiedziała cicho Mia.
Cassie objęła matkę czule.
- Jesteś najlepsza, wiesz? Ta sukienka jest przecudna. Mam nadzieję, że dobrze wypadnę...
- Moja córka miałaby wypaść źle? Nie żartuj ze mnie! Pamiętam jak pierwszy raz poszłam z twoim ojcem na jakiś bankiet... Twoja ciotka, Klara, pożyczała mi sukienkę, a poza tym czułam się jak jakiś pajac. Ja, prosta dziewczyna na jakimś wymyślnym przyjęciu? Wtedy też się z ojcem pokłóciliśmy... Ach, stare dzieje - otarła niewielką łzę i przyjrzała się córce. - No, ale musimy kupić odpowiednie buty, może u babci znajdziemy coś z biżuterii...
W sobotni wieczór Kasjopeja umalowana i uczesana przez matkę stanęła przed lustrem. Wyglądała jak milion dolców. Zwykle ubrana na luzie, dziś mogła skraść niejedno męskie serce... Choć zależało jej na tym jednym.
- I jak? - odwróciła się do matki, która odłożyła kosmetyki do szuflady. Mia aż zapiszczała z zachwytu.
- Jesteś piękna! - zawołała i roześmiała się. - Zawojujesz ich tam. Zobaczysz, Aleks padnie z wrażenia!
- Maaaamoooo... - mruknęła udając, że wcale jej nie zależy.
- Pamiętaj, że gdyby trzeba cię było odebrać, to do mnie dzwoń - powiedział Kaspian, obejmując córkę. Nie posiadał się z zachwytu, wyglądała pięknie. Prawie jak jej matka na ich pierwszej, nieco udawanej randce...
- Spoko, tato.
- I nie pij żadnego alkoholu!
- Tato, i tak nikt mi nic nie zaproponuje. To jest poważny bankiet.
- No, ja myślę - mruknął i jeszcze raz ją do siebie przytulił.
Cassie podwieziona przez taksówkę i przywitana w drzwiach przez lokaja weszła do rezydencji Ćwirów. Nieco odnowiona przez lata nadal szokowała swoim majestatem. Nieśmiało rozejrzała się po holu i jej uwagę przykuła ściana z fotografiami.
- Wow... - wyrwało jej się ciche westchnienie. Ściana była pokryta zdjęciami z podpisami zawierającymi nazwiska członków rodu i funkcje, jakie pełnili. Czyli w większości- prezes firmy, naukowiec (to Kasandra), pisarz (to Mortimer), pani rodu (po prostu- celebrytka
wszystkie kobiety w rodzie). Pod zdjęciem Stelli Ćwir było napisane "własna działalność", a pod zdjęciem Aleksa nie było jeszcze nic. Uśmiechnęła się do jego fotografii.
Po chwili zebrała się i wyszła do ogrodu. W tle płynęła delikatna muzyka. Zobaczyła Aleksa, który siedział przy stole i jeszcze jej nie zauważył. Powoli zeszła ze schodów i ruszyła w jego stronę.
Zanim zdążyła do niego podejść, na jej drodze stanęła Amarylis Ćwir i zlustrowała ją od stóp do głów.
- Przepraszam, a pani?... - zaczęła z pogardą, jakby myślała, że dziewczyna pomyliła imprezy.
- Przyszłam z Aleksandrem - odpowiedziała Kasjopeja, nie tracąc rezonu. Amarylis zbladła. - Cassie Delacroix - przedstawiła się, a Amarylis zbladła jeszcze bardziej.
- Delacroix... Miło mi panią poznać - mruknęła od niechcenia.
- Cóż, dobrze, że mój syn poinformował panią o stroju formalnym - powiedziała, siląc się na uprzejmy ton.
- Bankiet zazwyczaj wymaga eleganckiego stroju. Mam nadzieję, że mój jest w porządku? - zapytała z uśmiechem Cassie.
- Oczywiście, moja droga - odparła Amarylis.
- Proszę powiedzieć, kochana, jak poznaliście się z Aleksem? - rola gospodyni nie pozwoliła jej być niemiłą dla gościa, chociaż w jej głowie krążyło kilka nieprzyjemnych myśli.
- Właściwie poznaliśmy się w szkole, proszę pani.
- Czyli, hm, jesteście parą? Do wczorajszego dnia Aleksander nie wspominał, że kogokolwiek przyprowadzi...
- Parą przyjaciół - sprostowała Cassie, uśmiechając się uprzejmie.
- Jesteś! - Aleks wreszcie ją zauważył i objął ją nieco przyjaźniej, niż wskazywałyby na to ich stosunki.
- Zaprosiłeś mnie, więc nie mogłam się nie pojawić - roześmiała się ciepło.
- Ślicznie wyglądasz - przyznał chłopak, rumieniąc się lekko. Cassie za to spaliła buraka.
- Mamo, nie masz innych gości do zabawiania? - zapytał Aleks chcąc odwieść matkę od osoby Kasjopei.
- Och, kochany, twoja przyjaciółka jest tak czarująca, że nie sposób oderwać od was wzroku - roześmiała się nerwowo. - Czy kiedykolwiek opowiadałam wam historię dziadka Aleksandra i jego miłości życia...?
- Mamo, wiesz, będzie na to jeszcze czas. Cassie, napijesz się czegoś? Wody, soku? - zaproponował, nie zwracając większej uwagi na miny swojej matki.
- Poproszę wody - odparła brunetka.
- Długo się znacie? - spytała znienacka Amarylis. Aleks przewrócił oczami.
- Jakieś pół roku, mamo. Poznaliśmy się w szkole...
- Tak, wiem, panna Delacroix mi wspominała... - wymówiła jej nazwisko z trudną do ukrycia odrazą. Cassie udawała, że niczego nie zauważyła, ale sama zaczynała czuć się nieswojo.
- Wiecie co, moi mili? Ja was na chwileczkę zostawię, widzę, że przyszła pani Ichtaca. Wybaczcie - mruknęła w końcu pani Ćwir i zostawiła dwójkę młodych sam na sam. Kasjopeja odetchnęła z ulgą.
- Nie to że mam coś o twojej mamy, ale...
- Potrafi być męcząca - przyznał Aleks z uśmiechem. Trzeba mu było przyznać że wyglądał dzisiaj jakoś tak... Przystojnie...? Kasjopeja mimo woli zrobiła maślane oczy.
- Uhm, Aleks, dlaczego nikt nie siedzi przy stolikach? - zapytała nieco zmieszana Cass. Uśmiechnął się i podrapał po głowie.
- Większość jest przy barze, część pewnie gra w brydża z ojcem, kilku kręci się po domowym muzeum... - zaczął wymieniać. Zauważył, że dziewczyna czuje się troszkę nieswojo i nerwowo rozgląda na boki.
- Mogłabym skorzystać z toalety? Trudno do niej trafić?
- Nie, pierwsze drzwi po lewej jak wejdziesz do domu.
- Dzięki - powiedziała cicho i zniknęła w budynku. Amarylis wyczuła ten moment i złapała syna za nadgarstek sadzając siłą przy stoliku.
- Coś ty sobie do cholery myślał?! - warknęła na niego. Ten spojrzał na nią zaskoczony.
- O co ci chodzi, mamo?
- O co mi chodzi? O dziewuchę, którą przyprowadziłeś! Ona jest z DELACROIXÓW! - zaakcentowała nazwisko, jakby co najmniej uczestniczyli w zbiorowym mordzie. Aleks nie bardzo wiedział o co chodzi.
- No i?... - zapytał niepewnie.
- Przecież znasz historię pradziadka Aleksandra. Kiedyś spotykał się z pewną kobietą. Otrzymała od niego sygnet rodzinny na znak wiecznej miłości... I współpracowali razem przy TYCH badaniach - warknęła matka.
- Przy tych badaniach? Mamo, i co niby Cassie ma z tym wspólnego? - chłopak był coraz bardziej zniecierpliwiony i nerwowo zerkał w stronę drzwi.
- Jak to co? Ona NA PEWNO nie tylko ma sygnet od swojej prababki, ale i TE badania! Pewnie spotyka się z tobą po to, żeby zagrać ci na nosie!
- Mamo, przestań bredzić. Prawdopodobnie ona nic nie wie o tej historii! A badania dotyczące kosmitów... - ściszył głos - To jakieś brednie.
- Poza tym jesteście jakby bardzo daleko spokrewnieni - ciągnęła matka. - Prababka Kasandra miała syna z Dariuszem Marzycielem, Przemysława. Był bratem Szczepana, przyrodnim, ale zawsze. Szczepan to pradziadek tej dziewczyny, a Kaja, jej prababka, wyszła później za mąż za Przemysława... - Amarylis powoli brakowało tchu. Jeszcze tego brakowało, żeby ta dziewucha się tu pałętała i przypominała jej rodzinie o słynnym sygnecie!
- Hej! Czy moja bratowa dała ci już w kość? - zapytała znienacka różowowłosa dziewczyna, zagadując Cassie, która znów wpatrywała się w portrety rodzinne. Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła lekko.
- Uhm, nie, nie, absolutnie...
- Dobra, dobra, nie wciskaj mi kitu. Wiem, jaka to kobieta. Poza tym, jestem Stella! - uśmiechnęła się serdecznie i wyciągnęła dłoń.
- Cassie - uścisnęła dłoń Stelli i popatrzyła na nią niepewnie.
- Coś ci nagadała? Nie przejmuj się niczym, Cass. Ama pilnuje Aleksa niczym swojego największego skarbu - prychnęła. - Zaślepia ją to do przesady i dlatego się tak zachowuje. Najważniejsze jest zdanie młodego, a skoro miał tyle odwagi i cię zaprosił, to znaczy, że wasza znajomość jest dla niego wiele warta - ciągnęła dziewczyna. Cassie nie wiedziała, czemu stoi tu i rozmawia z tą dziewczyną, zamiast siedzieć z Aleksem, ale jej słowa wydawały się krzepiące.
- Nie rozumiem, dlaczego jest dla mnie taka niemiła! Przecież ja jej nawet nie znam! Może źle wyglądam? Uraziłam ją swoim strojem? - Kasjopeja przestraszyła się, ale Stella pokręciła głową.
- Wyglądasz ślicznie, jak wymarzona dziewczyna Aleksa - wyszczerzyła się do niej. Cassie uśmiechnęła się lekko. - W ogóle się nią nie przejmuj. Naprawdę nie wiem, co mój brat w niej widział, oprócz podobieństwa do protoplastki rodu, Belli. Wiesz, od lat nasi dziadowie i ojcowie wybierali sobie kobiety, które niejako są do Belli podobne. Zawsze mocno umalowane, eleganckie, nieco pretensjonalne... O ile babcia Gracja była naprawdę wspaniałą kobietą, a i moja mama była świetna, to Amarylis jest beznadziejna. Ani babcia, ani mama nigdy jej nie lubili, ale faceci... - Stella uśmiechnęła się znacząco. - To dzięki Amarylis odkryłam moje wewnętrzne ja. Bardzo chciałaby pozbyć się mnie z testamentu i z rodziny, ale to JA jestem Ćwirówną i tego tak łatwo nie da się załatwić. Poza tym, mój brat bardzo mnie kocha... Mimo wszystko - roześmiała się perliście.
- To, co próbuję powiedzieć - zakończyła w końcu swój wywód Stella - to to, żebyś się nie przejmowała. Jeśli Aleks cię zaprosił to znaczy, że chce tu z tobą być. Uśmiechnij się! - powiedziała.
- Dzięki - odparła niepewnie Kasjopeja.
- I jeśli kiedyś będziesz chciała się w coś fajnego ubrać, to zapraszam do mnie na Promenadę. Masz od razu spory rabat - puściła do niej oko i ruszyła w stronę drzwi do ogrodu. Kiedy je otworzyła, Cassie za swoimi plecami usłyszała ściszony, ale jednak słyszalny głos Amarylis.
- ...I żebyś mi więcej tej dziewczyny tutaj nie przyprowadzał! Nasz ród nie będzie miał żadnych koneksji z tymi zdrajcami.
- Daj spokój, mamo! - to głos Aleksandra. - Nie będziesz mi mówiła, z kim mam się spotykać!
Cassie nie wiedziała co myśleć. Miała dziś wizję wspaniałego wieczoru, tańca z Aleksem, może kilku przytulańców... Pocałunku? Tymczasem nie zapowiadało się to dobrze i była wręcz załamana. Całą siłą woli starała się nie rozpłakać. Usiadła na pobliskiej kanapie i powstrzymywała łzy. Nagle drzwi ogrodowe otworzyły się i wszedł przez nie wściekły Aleks. Kiedy zobaczył Kasjopeję wyraz jego twarzy złagodniał i natychmiast do niej podszedł.
- Cass?... - szepnął, a dziewczyna podniosła się. Miała mu powiedzieć, że idzie do domu, ale pogładził ją po policzku i westchnęła tylko cicho.
- Aleks... Ja chyba pójdę już do domu - mruknęła cicho, pociągając nosem i odwracając twarz.
- Nie, nie, nie! To wszystko moja wina. Cass, nie idź, proszę. To miał być piękny wieczór, ja... Chodź ze mną - wyciągnął do niej dłoń i poprowadził ją po schodach na samą górę, na taras widokowy. Sama nie wiedziała, czemu z nim idzie, ale w sumie nie miała nic do stracenia.
Przysiedli na posadzce obok osobistego obserwatorium Aleksandra I Ćwira.
- O co chodzi twojej mamie? Co ja takiego zrobiłam? - zapytała prosto z mostu. Aleks podrapał się po głowie i westchnął.
- Nie mam pojęcia. W mojej rodzinie krąży taka historia, że mój pradziadek, Aleksander, spotykał się z twoją prababką, Kają - Kasjopeja pokiwała głową, gdy usłyszała nazwisko babki. - Kiedy praprababka Bella zmarła, oni się rozstali, ale dziadek dał twojej babci jakiś sygnet rodowy... I prowadzili jakieś badania z kosmitami - wyrzucił z siebie w końcu. - Na ile to była prawda nie jestem w stanie ci powiedzieć, ale tak utrzymywał dziadek. Poza tym według mojej matki jesteśmy dalekimi kuzynami, bo twoja babcia wyszła za...
- Za twojego dalekiego wujka, tak, wiem. Ale nie mieli żadnych dzieci, więc tak na dobrą sprawę nie jesteśmy spokrewnieni. Mój pradziadek przecież nie był synem twojej... Ech, plącze mi się w głowie od tego wszystkiego - westchnęła z rezygnacją.
- Aleks, ja nie spotykam się z tobą ze względu na jakąś złośliwość - zapewniła go od razu. Pokiwał głową. - Nie miałam pojęcia o żadnych sygnetach czy badaniach! Co prawda kiedyś babcia Gabrysia opowiadała mi o tym, że babcia Kaja miała jakiś związek z kosmitami, ale zawsze myślałam, że to były bajki... No i nic nie wiem o sygnecie. Gdybym wiedziała, zaraz bym wam go zwróciła - powiedziała cicho.
- Naprawdę cię lubię - wydukała - Ale jeśli przeze mnie masz się kłócić z mamą, to może lepiej, jak nie będziemy się spotykać... - powiedziała, patrząc w rozgwieżdżone niebo.
- Cassie, nie! - zawołał. - Nikt mi nie będzie mówił, z kim mam się spotykać, a z kim nie! Ja... Ja bardzo bym chciał, żebyśmy... Byli razem, wiesz... Nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak ty - mruknął niepewnie. Kasjopeja spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- I naprawdę wolałbyś poświęcić dobre stosunki z mamą po to, żeby spotykać się ze mną? - zapytała, nie wierząc w jego słowa. Pokiwał głową i objął ją ramieniem.
- Cassie, ja nie chcę już być bez ciebie - powiedział cicho i spojrzał jej w oczy. Była taka piękna... I pachniała wanilią. Domem. Ciepłem... Zupełnie nie tak, jak jego matka- zimna, wyrachowana, zorientowana na własne korzyści. W jednej chwili poczuł że ta niepozorna, skromna dziewczyna mogłaby być jego jedyną...
I nagle po prostu ją pocałował. Zbliżył swoje usta do jej ust, a ona oddawała pocałunki. Trwali tak dłuższą chwilę, nie zważając na nic- na późną porę, delikatny chłód czy sytuację, która przed chwilą ich spotkała. Byli tylko oni i gwiazdy. Położył jej dłoń na łydce i jeszcze mocniej przyciągnął do siebie. Nic wokół nich się nie liczyło, nawet gwar gości na parterze.
Po chwili jednak Kasjopeja odepchnęła chłopaka od siebie i zerwała się na równe nogi.
- Aleks, nie mogę... - szepnęła, zbierając całą siłę woli. - Nie mogę ci tego zrobić, nie mogę...
- Cassie, nie... - szepnął, ale ona potrząsnęła głową i wbiła wzrok w podłogę.
- Dobranoc, Aleks... - powiedziała cicho, a on stał jak wryty. Nie wiedział, jak ją zatrzymać...
Zostawiając chłopaka na balkonie ruszyła ku schodom. Wiedziała, że musi jak najszybciej stąd wyjść. Tramwaje jeżdżące po tym osiedlu jeszcze kursowały, więc nie musiała dzwonić po ojca. I bardzo dobrze. Szybko przemierzając schody kierowała się ku wyjściu. Podświadomie bardzo chciała, żeby Aleks, jak bywa w romantycznych filmach pobiegł za nią, zatrzymał i powiedział, że nic ich nie rozłączy. Ale wiedziała, że to tylko filmy, a w rzeczywistości nie wszystkie przeszkody da się pokonać...
- Wychodzisz już, kochanie? Do widzenia!- usłyszała za sobą słodki głos gospodyni, kiedy przekraczała próg. Nie odpowiedziała. Nie da jej tej satysfakcji.
- Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna - warknęła Stella, pojawiając się znikąd w holu. Amarylis spojrzała na nią ze złością.
- A co miałam robić? Pozwolić, żeby Aleks spotykał się z JEJ prawnuczką? Przecież ty nie dopilnujesz dobrego imienia tej rodziny - warknęła na różowowłosą. Stella roześmiała się ponuro.
- Ty naprawdę wierzysz w te brednie, prawda? - parsknęła jej w twarz. - Dziadek Aleksander pewnie chciał jakoś usprawiedliwić to, że nigdy nie powiodło mu się skontaktowanie z kosmitami i wylot na Sixam, dlatego porzucił karierę naukowca. A jeśli chodzi o sygnet rodzinny - ciągnęła, widząc, że Amarylis ma coś do powiedzenia - musiał jakoś naprawić fundusze rodziny, które przetrwonił na bezsensowne próby badań.
- Dziecko, nie ośmieszaj się - roześmiała się podle. - Nie masz tu nic do powiedzenia. Niedługo i tak zostaniesz wyrzucona z tego domu, a wszystkie ślady dziedziczenia znikną. Chyba, że zaczniesz wreszcie współpracować... A mogłabyś zacząć przekonywać Aleksa, że ta dziewucha nie jest tego warta. Zaraz znajdziemy mu jakąś dziewczynę i zapomni o tej Delacroix...
- Nie waż się podnosić ręki na moją rodzinę, teraz, ani kiedykolwiek - wycedziła Stella przez zaciśnięte zęby. - Możesz sobie myśleć, że masz jakąkolwiek kontrolę nad tą rodziną, ale twój syn już się na tobie poznał, a ja widzę jaka jesteś już od początku. Matka ani babcia NIGDY nie darzyły cię sympatią i jesteś w tej rodzinie tylko dlatego, że mój brat był w ciebie ślepo zapatrzony. Ale wiesz co? - uśmiechnęła się triumfująca patrząc, jak krew odpływa Amarylis z twarzy - Miej tą satysfakcję jeszcze przez chwilę. Bo niedługo twój cały świat runie jak domek z kart. Miej się na baczności, Amarylis, bo w końcu się doigrasz - powiedziała cicho i zostawiła kobietę samą, pełną nieukrywanej złości.
Kasjopeja szła powoli na przystanek tramwajowy. Była zmęczona tym dniem, a przede wszystkim czuła się upokorzona i smutna. Jak ta wredna baba mogła tak o niej pomyśleć? Że jest jakąś naciągaczką? Babcia Gabrysia faktycznie, kiedyś wspominała, że prababcia Kaja miała jakiś wkład w badania odnośnie DNA kosmitów, ale nigdy w to nie wierzyła. Czy babka Kaja naprawdę miała jakiś rodowy sygnet Ćwirów? A może dostała go nie od Aleksandra, a od wuja Przemka? Myśli kołatały jej się w głowie. Było jej smutno, bo wiedziała, że pocałunek z Aleksem był ich pierwszym i ostatnim. Sama wiedziała najlepiej, że rodzinę ma się tylko jedną i nie chciała psuć relacji matki i syna. Wiedziała, że zakochani czasem robią głupoty i chciała ich Aleksowi oszczędzić.
Kiedy wróciła, jej rodzice siedzieli w pidżamach przed telewizorem i dyskutowali o czymś zawzięcie. Mia spojrzała na nią z czułością.
- Jak się bawiłaś, gwiazdeczko? - zapytała.
- Uhm, dobrze, dzięki, mamo.
- No to co, będziesz przyszłą panią Ćwir? - zażartował Kaspian. Kasjopeja całą mocą powstrzymywała się od łez.
- Nie wiem - wzruszyła lekko ramionami i uśmiechając się nieco sztucznie.
- Na pewno wszystko w porządku, kochanie? - spytała Mia, lekko zaniepokojona.
- Tak, w porządku. Ale wiecie, jestem trochę zmęczona, dużo ludzi, dużo tańca i dużo emocji, także idę się wykąpać i spać. Dobranoc - powiedziała szybko i zniknęła na schodach.
Kasjopeja zdjęła biżuterię i odłożyła ją na plan. Zsunęła buty i cisnęła je w kąt łazienki, a sukienkę zawiesiła na wieszaku. Rozplątała włosy i weszła pod prysznic. Dopiero teraz, będąc sama ze sobą uświadomiła sobie, jak bardzo jest nieszczęśliwa, przekreślając swoją szansę na związek z Aleksem. Rozpłakała się, mając nadzieję, że szum wody stłumi jej szloch.
Pozdrawiam