Witam serdecznie po długiej przerwie!
Wiem, że mam straszny zastój, ciągnę obecnie dwie prace + studia i na nic nie starcza mi czasu. Ale korzystając z okazji ostatnich Świąt i chwili wolnego, postanowiłem sklecić kolejną relację. W końcu wypadałoby pokazać, że temat nie umarł i z założenia nie ma jeszcze umierać.
Aczkolwiek nie wiem, czy kolejny odcinek pojawi się szybciej niż ten…
Wypadałoby też nadrobić dodawanie komentarzy – wszystkie relacje, które czytałem, wciąż czytam na bieżąco. Zwykle robię to jednak późnymi wieczorami i brakuje siły na zostawienie po sobie śladu. I żeby nie było, to nie jest z mojej strony użalanie się nad sobą.
Ciągnę dwie prace i czytam simowe historie po nocach, bo chcę, nie "bo taki ze mnie bidulek".
Po prostu uznałem, że wypada się pokrótce wytłumaczyć.
Dziękuję Wam za komentarze zostawione pod ostatnim odcinkiem! Pewnie mało kto pamięta, co tu się w ogóle dzieje, ale i tak odpowiem na niektóre z nich.
Najpierw kwestia, którą poruszyło więcej osób – Bonnie jest wampirem, choć jej rodzice są śmiertelni. Ale tak, Yumi i Emil to jej biologiczni rodzice, nikt nikogo nie zdradził.
Jak to możliwe z punktu widzenia gry, wytłumaczyła
Lenna, odpowiadając na pytanie
Guni. Fabularne wytłumaczenie będzie zaś nieco bardziej rozwinięte, choć będzie nawiązywać do tego, iż stało się to za sprawą odpowiedniej cechy parceli.
Galcia pisze:O rety, ale fajnie że Yumi wygrała!
Według mnie kompletnie nie pasuje do Emila, ale skoro gra sama zadecydowała...
Nie spodziewałem się takiej opinii po osobie, która tworzyła tę simkę z myślą o Emilu. xD
Galcia pisze:Ha-ha, mnie nie nabrałeś, wiedziałam, że Dina nie umrze w tym odcinku.
To by było zbyt wiele.
To urocze, że czytelnicy tej relacji wciąż wierzą, że mam jakieś skrupuły.
MalaMi95 pisze:Mnie by bardziej pasowało „Dopóki nie udało mu się znaleźć”
Dziękuję Ci za tę sugestię, skorzystałem z twojej rady.
MalaMi95 pisze:Trochę zabawnie, że jako noworodek ma normalne oczy, a potem jak zaczyna raczkować, to nagle jej się zaświeciły xD
Przyznaję, to ja jej zaświeciłem te oczy.
Ale zrobiłem to, ponieważ CAS mnie utwierdził, iż mała urodziła się wampirem i chciałem, aby miała choć jedną cechę wyglądu, która będzie to definiować już od najmłodszych lat. Oczy ma jaskrawe, ale wciąż zielone (no dobra, góra zielonkawe xD), czyli takie, jakie mogła odziedziczyć po Emilu.
MalaMi95 pisze:To ojciec Aresa, Lowson nie był kosmitą? Myślałam, że oboje, babcia i dziadek Aresa od strony ojca byli kosmitami z Sixam.
Lowson był pół-kosmitą. Jego matka, której nie poznaliśmy w relacji, była zwykłą simką. Aretas jest więc kosmitą w 1/4, zaś Liza w 1/2.
A teraz czas na relację! Nie będzie zbyt długa, ale przynajmniej pokażę, że temat wciąż żyje i wreszcie zacznę wątek, który bardzo chciałem poprowadzić!
- Panie! Sir Richard przybył. Mówiłem mu, że twoje przyjęcie zaczyna się za kilka godzin i zabroniłeś kogokolwiek do siebie wpuszczać przed rozpoczęciem, ale bardzo nalega.
- Niech wejdzie…
- Vlad, jak dobrze cię widzieć. Kopę lat, stary druhu! To znaczy… Panie – uśmiechnął się szyderczo i zajął miejsce obok wampirzego władcy.
- Caleb, zostaw nas samych!
- Oj, Vladuś, coś ty taki spięty? Rozchmurz się, ty stara pierdoło – uśmiech nie znikał z twarzy Richarda.
- Nie wolno ci mnie tak nazywać, rozumiesz?! Stoję na czele rodu wampirów i musisz…
-Zapominasz się! – przerwał raptownie. – Nie pamiętasz już, dzięki komu piastujesz ten stołek?
- Mieliśmy umowę. Trzymam się warunków, ty rób to samo.
- Oj Vladi, Vladi, przecież jesteśmy sami. Warunki przewidują jedynie, jak mam cię traktować w towarzystwie. Ale pamięć już nie ta, co? Może czas wyjść na słońce i oszczędzić wampirzemu rodowi tego ciężaru...
- Jak śmiesz?!
- Ahaha, kocham się z tobą droczyć, staruszku! No nic, przyszedłem się tylko przywitać przed przyjęciem, lubię nasze rozmowy w cztery oczy. Oczywiście mam zaklepane honorowe miejsce?
- Oczywiście – odparł z niesmakiem. – Ciężko było to wytłumaczyć hrabiemu Nietoperce, ale jakoś mi się udało. Tylko nie spóźnij się!
- Znasz mnie przecież.
- No właśnie…
Po wyjściu z samotni Vlada, Richard ujrzał tancerki ćwiczące występ, którym mają zabawić gości na balu.
- Znalazłeś niezłe ślicznotki – zwrócił się do Caleba.
- Nie było łatwo. Chętnych nie brakuje, ale większość nic nie potrafi. Te trzy to absolutny strzał w dziesiątkę! Pół wieku ich szukałem - Caleb jeszcze chwilę opowiadał o zaplanowanym show, lecz Richard przestał słuchać już po pierwszym zdaniu.
- O, madame, cóż taka ślicznotka jak ty robi w takim miejscu jak to?
- Niektóre gadki na podryw się nie starzeją, co?
Wampir uśmiechnął się pod nosem.
- Richard Yellow, miło mi.
- Dina Kaliente.
- Och, Dino, cóż za licho skłoniło cię do wzięcia fuchy u Vladusia?
- Odpowiedź jest banalna, po prostu lubię dobrą zabawę.
- I myślisz, że będziesz dobrze się bawić, gdy podstarzałe, obleśne wampirzyny będą się do ciebie ślinić?
- A masz ciekawszą propozycję?
- Może i mam…
Po tych słowach ruszyli w stronę wyjścia.
- Ale halo! Bal za trzy godziny! Potrzebuję trzech tancerek, a ty, sir Richard, masz honorowe miejsce! Wiecie, że musicie być na czas?!
- Ta, ta, jasne. Bywaj zdrów!
Richard i Dina nie pojawili się na balu. Zamiast tego spędzili noc, tańcząc w blasku księżyca.
Kolejną, rozmawiając w blasku gwiazd.
Jeszcze kolejną, w namiętnych objęciach.
Ani się obejrzeli, a minęło pół roku ich wspólnych nocy…
- Wiesz, Richard, przyznaję, dobrze się z tobą bawię.
- Madame, ja z tobą też.
- Zdążymy jeszcze na bal Vlada?
- Kto by się tam przejmował tym kapciem. Nie trzeba mi nikogo poza tobą - po tych słowach Dina wtuliła się w Richarda.
- Madame, w życiu każdego szanującego się wampira przychodzi czas, aby się ustatkować. Zostań mą żoną!
- O, jestem taka zaskoczona. Spasuję, ale dzięki bardzo za ofertę.
- Co?! Jak możesz mi odmawiać?! Sir Richardowi Yellow! A zresztą, tańcuj sobie dla starych pryków! Wyjdź.
- Ale Richard!
Dina nie sądziła, że tak go to zrani. Nie sądziła, że ten mówi do końca serio…
Minął tydzień.
- Dina? A ty tu czego?
- Niespodzianka, mój drogi. Odmówisz sobie drinka przygotowanego przez tak piękną barmankę? Specjalnie zrywałam świeże owoce do Plazmowej Mary. Nie bądź taki.
- Skoro tak stawiasz sprawę…
- Wiesz, Richard. Sporo myślałam. I... Co powiesz, aby zostać moim mężem?
- Oświadczasz mi się?
- Tak to nazwijmy.
- Sorry, mała, straciłaś swoją szansę. Richi nie jest stały w uczuciach, oj nie…
Słychać było trzask tłuczonego szkła. Najpewniej były to tylko szklanki po Plazmowej Mary, ale huk i tak był bardzo głośny.
- Odmawiasz mi?! Odmawiasz Dinie Kaliente?!
- I co niby znaczy to nazwisko? Ty odmówiłaś mnie! Richardowi Yellow! Cóż za tupet!
- I dobrze zrobiłam, ty pokrako!
- Ach tak? To dlaczego wróciłaś tu z podkulonym ogonem?
- Było mi cię żal…
- Jasne… Boisz się bycia żoną. Wiesz, że to by cię przerosło!
- Nie bądź śmieszny! To ty boisz się bycia mężem!
- Też coś!
- No to się pobierzmy!
- To się pobierzmy!
- Świetnie!
- Wspaniale!
- Fantastycznie!
- Fenomenalnie!
Po około godzinie wyścigu "kto wymyśli więcej synonimów" para powędrowała do Vlada.
- Wstawaj, pierdoło! Potrzebujemy świadka?
- Coo? Jakiego świadka?
- Naszych przysiąg małżeńskich. No to już – Richard zwrócił się do Diny. – Ślubuję cię kochać, mimo iż jesteś największą zołzą jaką widział ten świat!
- Ślubuję, że będę przy tobie w trudach i chorobie, których szczerze ci życzę!
- I że nie zadławię się jadem, którym cała ociekasz!
- I że zawsze będę chciała znać twoje zdanie, aby robić na opak!
- I że nie będę się oglądać na panie o obfitszych kształtach, mimo iż większość spełnia to kryterium!
- I że nie będę wypominać ci rozmiaru kłów!
- Ale jaja.
- Vlad!!!
- No już, już. Ogłaszam was mężem i żoną. No i… Nie opuście się aż do śmierci!
C.D.N.