Dziękuję za wszystkie komentarze i wybaczcie mi chwilowy przestój. To, co się dzieje u mnie w pracy to istny młyn
Poza tym w grze jestem kawał czasu od tego, co piszę, więc wolną niedzielę przeznaczam na pisanie, bo tak to w życiu się nie wyrobię!
Simwood pisze:Uwielbiam Cię
Muah!
Simwood" pisze:A tak w ogóle to Klara nie pamięta czy użyli opcji "Postaraj się o dziecko" się zabezpieczali?
Na obu użyłam opcji "Postaraj się o dziecko"
Stara-Raszpla pisze:Trening z Tesciem.. Genialne...
chociaz sama na jego miejscu bym sie nie zdecydowala.. po co ryzykowac
Miło mi, że skomentowałaś
Gerard nie boi się wyzwań
MalaMi95 pisze:Z ciekawości, czy Rafał zawsze tak motywował panów przychodzących do niego na trening?
Nie, raczej nie
MalaMi95 pisze:O, to ja mam kolejne pytanie. Wyniósł całe to towarzystwo naraz czy po kolei wracał po owce?
Bo jak po kolei, to jednak bardziej przydało mu się to, że był szybki niż mocne plecy
Maraton pytaniowy widzę
Wszystkich naraz!
MalaMi95 pisze:Właściwie, to Gabrysia zgadła.
A przynajmniej wyraziła myśli części czytelników tej relacji
Moje też
Mimo, że usprawiedliwiam Klarę, robię to tylko dlatego, żebyście i Wy zrozumieli co czuła. Też nie popieram jej czynu... Ale to tylko relacja
MalaMi95 pisze:Wow. Jak zobaczyłam Fabianka to zastanowiłam się czy nie było przypadkiem trzeciego potencjalnego tatusia. On chyba ma tak ciemny odcień skóry na zdjęciu, jak Alanek z Mysikrólików po porodzie xD
Jak zobaczysz dziecko w tej relacji to się mocno zdziwisz... Ale sprawdziłam i okazuje się, że te bachorki są dużo ciemniejsze jak się rodzą, a potem mają jasną karnację jak zmieniają grupę wiekową. Wytłumaczę to przy stosownym zdjęciu
MalaMi95 pisze:Ładny ślub. Piosenka zdecydowanie zrobiła klimat
(Teraz cały dzień będę ją miała w głowie, dzięki xD)
Tak jak ja miałam z Twoją
Charliego Puth'a ;D
Galcia pisze:W sumie nie wiem, czego Klara oczekiwała, obciążając ciotkę takim nieprzyjemnym sekretem.
Na jej miejscu zatrzymałabym takie rewelacje dla siebie.
Jak kiedyś wspominałam, Gabi była powierniczką Klary od młodości... Więc komuś chciała się wygadać, zasięgnąć rady.
Galcia pisze:Nieee i dalej nie wiem, czyje to dziecko! xD Dlaczego mi to robisz?
Dziś się dowiesz
RELACJA XXXIII
Kilka miesięcy po nocy poślubnej Delacroixów Gabrysia i Daniel siedzieli w kuchni przy porannej kawce.
- Jak myślisz, doczekamy się tego wnuka? Edyta ma już prawie półtorarocznego Fabisia, a jest ode mnie młodsza...
- Na razie ciesz się tym, że Kaspian się ustatkował. Kto wie, może mamy już jakiegoś wnuka, tylko o nim nie wiemy...
- Daniel!
- No co? Taka prawda. Nie był świętoszkiem i dziwię się naszej Mii, że tak mu ufa.
- Są ze sobą już jakiś czas. Każdy zasługuje na drugą szansę. - spojrzała znacząco na męża.
- To była inna sytuacja, najdroższa. Poza tym, zobacz, zaraz będziemy mieli złote gody!
- Ech, co ja mam z tymi facetami...
Kiedy starsze pokolenie zajęło się swoimi sprawami, młodsze zeszło do kuchni. Nikomu nie mówili otwarcie, że starają się o dziecko, żeby uniknąć niewygodnych pytań w stylu "A kiedy będzie dzidziuś?". Pół roku po ślubie Mia była gotowa, żeby przekazać mężowi dobrą nowinę.
- Kaspian... Udało się! Jestem w ciąży! - Mia nie kryła radości. Kaspian przez chwilę patrzył na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Zaraz... To znaczy...
Porwał ukochaną w ramiona przy okazji przewracając krzesło. Pocałował ją gorąco i mocno przytulił.
- Tak się cieszę, Mia! Będę tatą! Będę tatą! Chłopiec? Dziewczynka?!
- Kaspian, to dopiero trzeci miesiąc. Nie mam pojęcia...
Jeszcze przed południem cała rodzina zebrała się w salonie.
- Mamo, tato... Jestem w ciąży!
- W cią... O Jeżu, chwała niebiosom! Daniel! Daniel, słyszałeś?!
- Który to miesiąc, kochana?
- Trzeci. Już trochę widać... - Mia wskazała na swój lekko wypukły brzuszek. Daniel uśmiechnął się lekko.
- To pewnie masz już jakieś zachcianki.
- Zdecydowanie mam ochotę na truskawki. - Daniel aż klasnął w ręce. Miał już tyle pomysłów na dania z truskawkami. Tymczasem przyniósł z lodówki pełną miskę świeżo zebranych owoców.
- Wcinaj, dziecko. Na zdrowie.
Gratulacjom nie było końca. Każdy wyściskał każdego, a Gabrysia aż się popłakała. Wreszcie będzie babcią!
I tak Mia przeszła na dietę niemalże-tylko-truskawkową. Potrafiła przez godzinę jeść tylko i wyłącznie te owoce. Daniel do każdego dania na słodko dodawał jej truskawek, a Mia pochłaniała je w tempie ekspresowym.
- Nie powiedziałeś jej, że ochota na truskawki oznacza dziewczynkę, prawda?
- A po co mam jej mówić. Niech ma niespodziankę, w końcu sami się dowiedzą. Ciekawe, jak jej dadzą na imię. Może Laura, po mojej mamie...
- Przestań. Prędzej Kaja, po mojej mamie.
Kaspian każdego dnia musiał wracać do pracy. Od kiedy awansował, spotkaniom, zebraniom i konsultacjom nie było końca. Z ciężkim sercem zostawiał żonę w domu bo wiedział, że rodzice ją zamęczą.
- Widzimy się po południu. Mam nadzieję, że moi rodzice jakoś się ogarną...
- Nie przeszkadzają mi... tak bardzo. - Mia uśmiechnęła się. Rodzice Kaspiana otaczali ją naprawdę troskliwą opieką. Jej rodzice nie mieli aż tyle czasu- mama pracowała na trzy zmiany, a tata ciężko pracował w restauracji.
- Dzień dobry! Co dziś pysznego na śniadanie? - Mia weszła do kuchni i zastała teścia gotującego (jak zwykle zresztą). Daniel uśmiechnął się do niej.
- Niespodzianka. Kaspian już wyszedł?
- Niestety. Mmmm... Ale zapach! Coś czekoladowego?
- Wiesz, kochanie, kiedy ja byłam w ciąży, Daniel cały czas mnie czymś dokarmiał. A to suflecik, a to omlecik, a to obiadek... Nic dziwnego że się roztyłam - roześmiała się Gabrysia.
- Na zdjęciach po ciąży wyglądasz bardzo szczupło. Coś chyba oszukujesz!
- Dużo zrzuciłam przy opiece nad Kaspkiem. Był bardzo wymagającym dzieckiem... A potem szybko wróciłam do pracy i nie miałam wyboru - Gabrysia rozmarzyła się. Widocznie tęskniła za dawnymi czasami.
- Tato, ale takiej pyszności to ja jeszcze nie jadłam!
- Cieszę się, że ci smakuje. Suflet czekoladowy nadziany musem truskawkowym. - mrugnął porozumiewawczo do żony.
Wieczorem Kaspiana i Mię odwiedził Gerard z Klarą. Gabrysia i Daniel wyszli na koncert do filharmonii, więc panie nie musiały się ze sobą widzieć. Nie rozmawiały od ponad półtora roku.
- No, to wiadomo już, jaka płeć?! - Gerard nie krył emocji.
- Dziewczynka. Będziemy mieli córeczkę - Mia uśmiechnęła się lekko, a Kaspian rozmarzył się. Od chwili, kiedy dowiedział się, że będzie miał córeczkę, nie mógł przestać się uśmiechać. Klara była znowu jakaś nieobecna.
- Myśleliście już nad imieniem?
- Nie... Nie mamy pojęcia. Chcielibyśmy coś, co połączy nasze dwa imiona, ale... Chyba nie ma czegoś takiego.
Kiedy panowie usiedli nad szklaneczką czegoś mocniejszego, panie wyszły na chwilę, żeby porozmawiać w spokoju.
- Ale to szalone, co? Jeszcze przed chwilą zazdrościłam ci dziecka, a teraz... Klara? Co się stało? - Mia spojrzała na przyjaciółkę, której zaszkliły się oczy.
- To nie jego dziecko - wyszeptała i zaniosła się szlochem. Mia przytuliła przyjaciółkę.
- No już, ciii, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. To nic nie zmienia. Nadal to Gerard jest ojcem. Może nie genetycznie, ale...
- To zmienia wszystko. Jeśli się kiedykolwiek dowie... Znienawidzi mnie. Już miał jedną żonę wariatkę, a teraz znowu trafił na drugą...
- Klara, spokojnie. Przede wszystkim musi to usłyszeć od ciebie. Nie od kogoś obcego. Wtedy łatwiej będzie wam się porozumieć...
- Nic nie rozumiesz! On mnie znie-na-wi-dzi! Zostawi i mnie, i Fabisia. Dziecko nie będzie miało ojca... - Klara na nowo zaniosła się płaczem.
Kiedy udało się trochę uspokoić rudowłosą, Mia postanowiła zmienić temat.
- Jak wam się mieszka w Zatoczce? Spokojniej niż w mieście, co?
- Oj, tak. Mieszkamy na takim zadupiu, że nikt nam nie przeszkadza. Oczywiście musieliśmy zrobić monitoring... Ale nie mieliśmy ani jednej próby zakłócenia spokoju. Gerard trochę tęskni za miastem... Ale nie na tyle, żeby chcieć tam wrócić. Mia?
- Hmmm? - Klara spojrzała niepewnie na szwagierkę, a później na jej brzuch.
- Mogę... Dotknąć?
- Jasne, że tak! Mała na pewno ucieszy się, jak usłyszy ciocię.
- Halo halo! Tu ciocia Klara! Jeszcze mnie nie znasz... Ale tutaj wszyscy na ciebie czekamy. Tylko się nie spiesz!
Kiedy Hamptonowie zbierali się do wyjścia, a Gerard żegnał się wylewnie z Kaspianem, w drzwiach stanęła Gabrysia. Spojrzała na rudowłosą i już wiedziała, co się stało.
- Ciociu, ja...
- Nic nie mów, dziecko. Ja wiem. Chodź tu do mnie.
Klara mocno przytuliła się do cioci.
- Będzie dobrze, kochanie. Będzie dobrze. Poradzimy sobie. - powtarzała szeptem, gładząc siostrzenicę po plecach. Zaraz z kuchni dało się słyszeć pożegnanie panów.
- Alejasi mówię, Kaspiaaan, że tszeeeba zrobić remąt. Jasimówię.
- Wszystko w swoim szasie, Gerard. Pókiso, kupuję szkarrrłatny kosyk. To so, roschodniaszka?
- Wystarszy.
- No zemną się nie napiesz?
Hamptonowie wyszli, a Gabrysia i Daniel musieli zmacać ciężarną. Taka tradycja.
* * *
Mia była już w końcówce ciąży. Kaspian brał dużo wolnego, żeby tylko spędzać czas z ciężarną żoną. Nie podobało się to jego przełożonym, ale miał to w nosie. Najważniejsza była dla niego rodzina.
- Mamo, może wybierzecie się z Mią na te zakupy, o których mi mówiłaś? - Kaspian spojrzał na matkę porozumiewawczo.
- O, tak. Kochaniutka, musimy koniecznie kupić ten nocniczek z reklamy. I kilka par śpioszków, i śliniaczek, smoczek… Wiesz, jak ważny jest smoczek?!
- Ale mamo, niedawno przyszły nam paczki z simmegro… Mamy prawie wszystko.
- Dziecięcych rzeczy nigdy nie za wiele. Idziemy! - zarządziła Gabrysia i ruszyła do siebie, żeby się przygotować. Kaspian wzruszył ramionami.
Mia w oczekiwaniu na teściową wyszła na taras, żeby trochę poczytać. Nagle usłyszała dzwonek do drzwi i podniosła się, żeby otworzyć.
- Hej, szkrabie! Co tu robisz, Ellie? Nie powinnaś być w szkole? - Mia była wyraźnie zaskoczona wizytą młodszej siostrzyczki.
- Miałam dzisiaj tylko dwie lekcje! Przyszłam zobaczyć, czy już jestem ciocią!
- Wchodź, wchodź! - Mia cofnęła się, żeby zrobić siostrze miejsce.
- No i jak się czujesz? - mała Ellie nie kryła zaciekawienia. Patrzyła na brzuch siostry jakby ta schowała tam wielką piłkę lekarską.
- Trochę… Ciężko. - Mia roześmiała się.
- Szkoda, że już z nami nie mieszkasz. Od kiedy Dani wróciła, wszystko jest smutne.
- Co? Czemu?
- No wiesz… Mama się denerwuje, że Dani śpi na kanapie i nie pracuje. Nawet nie chce się ze mną bawić, woli oglądać telewizję i siedzieć na Simbooku! - oburzyła się.
- No wiesz, kochanie, Dani jest już trochę starsza. Jer nie chce się z tobą bawić?
- On już tylko koszykówka i koszykówka! Gra taką piłką jak twój brzuch!
- A wiesz, że będziesz ciocią dziewczynki? Ona chętnie się z tobą pobawi.
- Naprawdę? A jak będzie miała na imię? - Ellie dotknęła brzucha Mii robiąc głupie minki.
- Jeszcze nie wiem. Masz jakiś pomysł?
- Byle nie Dani. Bo tak to będzie bardzo wredna.
- Umowa stoi. Ale jak wpadniesz na konkretny pomysł, to daj mi znać.
Mia i Gabrysia wreszcie pojechały na zakupy. Kiedy wróciły, Daniel i Kaspian zaprosili ciężarną na piętro, do dotychczas niewyremontowanego pokoju. Mia aż zapiszczała ze szczęścia.
- Daniel, jest przepięknie! Dziękuję! Ale nasza mała będzie miała wspaniały pokoik!
- Cieszę się, że ci się podoba. Ja z moim ojcem też remontowałem pokój dla Kaspiana – zamyślił się na chwilę.
- Jest po prostu pięknie. Te mebelki, zasłonki… Kołyska!
- Sam tego nie zrobiłem. Mężusiowi też należą się podziękowania – roześmiał się Daniel. Był szczęśliwy, że udało się zrobić ten remont w dosłownie parę godzin.
Młodzi wyszli na korytarz. Mia nachyliła się i ucałowała Kaspiana w policzek.
- Dziękuję. A właściwie, mała dziękuje.
- Nie ma za co. To tata właściwie nalegał… Bardzo chciał to zrobić razem.
- Dzięki, tato. To wiele dla nas znaczy. Dla mnie. - Kaspian objął ojca w niedźwiedzim uścisku.
- Drobiazg, synku. Zawsze marzyłem, żeby to zrobić.
* * *
Kilka tygodni później podczas śniadania panowała miła atmosfera. Co prawda Mia miała ciągle wrażenie, że zaraz umrze z bólu pleców, Gabrysia uśmiechała się głupkowato jakby była na haju, ale ogólnie- wszystko grało
- Tato, znowu coś z truskawkami?
- Nie, dzisiaj na słono.
- Kochana, coś się dzieje? Wody ci odeszły? Rodzimy? - Gabi była bardziej podekscytowana od przyszłych rodziców.
- Nie, po prostu nie mogę już nosić tej piłki ze sobą. Rodzę lada chwila a nawet nie mam imienia.
- Nie martw się, mnie Kaspian przyszedł do głowy od razu jak go zobaczyłam.
Chwilę później rozległo się pukanie do drzwi.
- Klara! Miło cię widzieć. Co sły…
- Mam imię! Wymyśliłam! Myślałam tyle czasu, aż wreszcie… - Klara dyszała jak mops. - Jeszcze szofer nie mógł mnie odwieźć i ledwo tu dobiegłam.
- Wejdź, wejdź!
- Dzisiaj rano jak wstawiałam pranie, bo Fabek trzeci raz zrzucił zupkę na moją białą koszulę, przyszło mi do głowy imię dla waszej córki!
- No, dawaj!
- Co powiecie na imię Kasjopeja?
- Kas… Co? - Kaspian nie krył zdumienia.
- Zobacz. Chcieliście coś, co połączy wasze imiona. Kasia byłoby za proste. A Kasjopeja? Kas jak Kaspian i ja prawie jak ia od imienia Mia. Poza tym jest rzadkie, niespotykane, i…
- Piękne – szepnęła Mia. Mieli to. Była pewna. Nosiła pod sercem małą Kasjopeję.
-Zdrobniale może być Cassie. Trochę jak Kasandra, nasza przyszywana prababka. Fajnie to wymyśliłam, co?
- Świetnie! Oj, wybaczcie. Muszę do kibelka – Mia poderwała się i ruszyła w stronę ubikacji.
- Klara… A jak ja będę złym ojcem? - Kaspianowi zebrało się na zwierzenia.
- Co ty chrzanisz? Będziesz super tatą – westchnęła rudowłosa.
- Wiesz, nie byłem idealnym materiałem na męża…
- Ale się zmieniłeś. Kasjopeja będzie dumna mogąc mieć takiego ojca.
- Boję się, że coś zepsuję. A tego nie da się naprawić, ot tak, jak przetkanej toalety.
- Daj spokój. Ups, sorry, muszę lecieć. Pora karmienia. Ucałuj Mię ode mnie. Paaa!
Kiedy Klara wyszła, ojciec z synem wybrali się na męską pogawędkę.
- Tylko pamiętaj, synu, żeby nie dać sobie wejść na głowę. Kobieta musi wiedzieć, że potrafisz jej zapewnić byt i miłość, ale bez przesady.
- Kumam, tato. Dokładnie tak, jak ty nie dałeś się mamie.
- Synu, ranisz moje uczucia.
A na kanapie zaczęła się… Akcja porodowa.
- AAAAAAAAAAUAAAAAAAAAAAAAA!
- Słyszałeś coś?
- Ja? Nic.
- Kaspian, Daniel! Chodźcie szybko!
- Co się stało, mamo? Po co te krzyki?
- Mia rodzi.
- Co, ro… Rodzi?! - #panikaprzyszłegoojca
- Dzwoniłam po taksówkę. Zaraz będzie.
- Mia, nie przejmuj się. Po prostu przyj i samo wyjdzie.
- Mam nadzieję, bo samo tam nie weszło. AUA!
Paręnaście minut później Delacroixowie byli już pod szpitalem.
- Chryste, Mia, zapomniałem o szczęśliwym kocyku!
- A torbę wziąłeś?
- Cholera, torby też zapomniałem. Coterazcoteraz?!
- Dzwoń do mamy i poproś, żeby przywieźli. A ja idę rodzić.
- No, złociutka, rodzimy?
- Zajmowała się tym pani kiedyś, prawda?
- O tak, odbierałam poród żony prezydenta San Myshuno!
- A, to moja szwagierka.
- Jak małe? Nie wypadło z kocyka?
- Cooo?…
- A, tak pytam. Czasem się zdarza. No, to przemy! A tatuś?
- AUA! Za drzwiami.
- Jezu, oni zawsze panikują. No już, zaczynamy!
Kaspian zza drzwi oceniał sytuację.
- Dobrze, że nic nie widać. Chyba bym zemdlał. Czy już może być po wszystkim?
- Ojej, czy to moje… Serce?!
- Ups, nie to wyjęłam… Już, już!
Na szczęście chwilę później Mia mogła wstać o własnych siłach i z czułością spojrzała na małą córeczkę.
Wzięła ją na ręce, a Kaspian stanął tuż za swoją żoną, nie do końca wierząc, że mała Kasjopeja jest już na świecie…
Mała dygresja- wiem, że ona wygląda jak murzynek, ale musicie mi uwierzyć na słowo, że ma dokładnie tę samą karnację, co Mia i Kaspian
* * *
Tymczasem u Hamptonów…
Dzień zaczynał się jak zwykle. Klara po szybkim ogarnięciu się budziła Fabiana i sadzała go w krzesełku, żeby rodzinne śniadanie mogło dojść do skutku.
- Wiesz, Fabianku, praca prezydenta jest bardzo ważna. Musisz czasem podjąć ważne decyzje. Czy modernizować lotnisko, a może inwestować w tereny zielone…
- Lot! Sia-mio-liot!
- Masz rację, synu. Zdecydowanie lotnisko.
Zwykle po śniadaniu Gerard wychodził do pracy, a Klara zostawała sama z Fabianem. Kto kiedykolwiek pomyślał, że życie matki to ciągły relaks- nie zna Fabiana.
- Chodź, kochanie. Idziemy do wanny.
- Ta-ta. Ja cie do tata.
- Tata musi iść do pracy. Chodź, kochanie. - Klara złapała synka i mimo jego wierzgania, wzięła go na ręce.
- A teraz umyjemy rączki, główkę…
- A cio to?
- Korek. Nie ruszaj, Fabek.
- Mama! Wooooda! - Fabian zaczął pluskać wodą na całą łazienkę, mocząc Klarę od stóp do głowy.
- Synku, nie, tak nie można. Kupimy basen i będziesz się pluskał do woli.
- Ale ja kcieeee!
Klara czasem zastanawiała się, czy naprawdę musi być z tym wszystkim sama. Była zbyt dumna, żeby poprosić rodziców o pomoc, a przy okazji wolała, żeby Gerard spędzał jak najmniej czasu z synem sam na sam. Bała się, że kiedyś dojrzy brak podobieństwa i zacznie zadawać pytania. Z tego powodu wszystkie sprawy fundacji załatwiała z domu. Flora, jej asystentka, dwoiła się i troiła żeby jej pomóc. Klara spojrzała smutno na synka. „Dlaczego nie możesz być synem Gerarda… Wszystko byłoby łatwiejsze”.
- Ziółty.
- Braaawo, Fabisiu! Mamusia jest z ciebie bardzo dumna. - mimo wszystkich rozterek jej jedyny syn był jej oczkiem w głowie. Była szczęśliwa, mogąc spędzać z nim czas, nawet jeśli to oznaczało bycie wykończoną pod koniec dnia.
Czasami jednak Gerard wracał wcześniej z pracy i zajmował się pisaniem książki- poradnika dla młodych przedsiębiorców. Wciąż marzył o własnej firmie, kiedy tylko jego prezydentura się skończy. Wtedy Klara siadała w fotelu w gabinecie i zajmowała Fabianka książeczką.
- I wtedy wieelki wilk wyskoczył z łóżeczka i haps! Zjadł Czerwonego Kapturka.
Naszego Fabianka szybko nudził czas spędzany tylko z mamusią. Tatuś był dla niego towarem luksusowym, stąd to z nim chciał się bawić i bawić.
- Taaaaata! Na ląćki!
- Fabianku, nie teraz, idź na chwilkę do mamusi. Stopa procentowa…
- TELAS!
Mały terrorysta osiągnął swój cel.
- No dobrze, dobrze, syneczku, tylko już nie płacz… - Gerard błagalnie spojrzał w stronę fotela, lecz ze zdziwieniem odkrył, że Klara gdzieś się ulotniła. Uśmiechnął się lekko, wyłączył komputer i podszedł do synka.
- No już, już, Fabianku. Może jesteś śpiący, co?
- Tata! - Fabian z całą swoją mocą wtulił się w ojca. Gerard odwzajemnił uścisk. Bardzo kochał swojego małego synka. Zupełnie nie rozumiał, czemu Klara jakoś… Bała się zostawiać ich razem. Nawet jeśli spędzali razem czas, to zawsze we trójkę. Jakby musiała czegoś pilnować. Pokręcił głową i zaniósł syna na górę do jego pokoiku.
Klara usłyszała piski i radosne krzyki dochodzące z góry. Weszła na górę do pokoju Fabiana i zobaczyła swojego męża, który z pasją opowiadał małemu historyjkę z książeczki. Fabian był przebrany w piżamkę i leżał przykryty kołdrą. Gerard nigdy dotąd nie czytał mu do snu. Weszła do pokoju.
- Ktoś jadł z mojej miseczki! - Gerard zaintonował głos taty-misia. Fabian roześmiał się.
- Co robicie, chłopaki? - spytała Klara nieco przygaszona.
- Zostawiłaś mnie sama z małym terrorystą, to musiałem go spacyfikować – wyjaśnił z czułością wymalowaną na twarzy. - Ktoś jadł z mojej miseczki! - tym razem zaintonował mamę-miś.
- Jeśli chcesz, ja mogę mu poczytać – Klarę ogarnął paniczny strach, który ukryła za nerwowym uśmiechem. Na szczęście Gerard był wpatrzony w synka i zajęty intonacją synka-misia.
- Nie trzeba, kochanie, świetnie sobie radzimy. Przyjdę jak tylko Fabek uśnie – uśmiechnął się do niej czule i wrócił do książeczki.
Klarę wręcz wmurowało, ale zostawiła chłopaków samych. Zastanawiała się, czy naprawdę jest się czego bać? Może po prostu powinna powiedzieć Gerardowi, że nie jest ojcem. I tak kocha Fabiana jak swojego, może go zaakceptuje, ułoży się… Ani się obejrzała, a Gerard stanął w drzwiach w piżamie. Niewiele myśląc, pociągnęła go za koszulkę i wylądowali w łóżku. Potrzebowała fizycznej czułości, której tak się bała po urodzeniu dziecka. Coś między nimi na nowo kliknęło.
* * *
Kilka wieczorów później Gerard zebrał się wreszcie na odwagę.
- Kochanie, może poszłabyś ze mną na ten bankiet? Już dawno nigdzie ze mną nie byłaś, ludzie zaczynają dziwnie na mnie patrzeć – ujął ją za dłonie i uśmiechnął się czule.
- A… Ale Fabian…
- Dzwoniłem do twojej mamy. Z przyjemnością zajmą się Fabiankiem do jutra rana. Proszę, Klaro. Jeśli coś będzie nie tak, wyjdziemy. Obiecuję.
- Ech… No dobrze.
Klara po urodzeniu Fabiana sporo schudła. Po pierwsze- po ciąży, a po drugie- przez stres i nerwy. Wybrała jedną z lepiej pasujących na nią sukienek, ubrała się, zrobiła mocniejszy makijaż i była gotowa. Przejrzała się w lustrze. Ponownie poczuła się Klarą Hampton- żoną prezydenta San Myshuno, a nie tylko matką Fabiana. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, podała rękę mężowi i wyruszyli na bankiet.
- Cieszę się, że się zgodziłaś. Wyglądasz pięknie, najdroższa – Gerard ucałował dłonie żony. Fotografowie zdążyli zrobić im już sporo zdjęć, więc kiedy weszli do środka, mogli zachowywać się swobodniej. Byli w tej samej sali, na której odbyło się ich wesele.
- Pójdę po coś do picia. Zaraz wracam.
- Witaj, Victorze – Klara uśmiechnęła się ciepło do Victora Fenga, przysiadając się do niego.
- Klaro – skinął jej głową, po czym uśmiechnął się. - Co słychać? Jak wasze maleństwo?
- Już nie takie małe. Rośnie nam silny chłopak. - „Po Gerardzie”, chciała dodać, ale nie przeszło jej to przez gardło.
- Och, pamiętam, jak nasza Mae była malutka. Zaraz wkroczy nam w dorosłość, a wy dopiero macie takiego malucha… Ach, piękne czasy. Korzystajcie z nich.
Gerard dosiadł się do Victora, a Klara postanowiła grzecznie ulotnić się i dać panom swobodnie porozmawiać. Chciała podejść do Dominiki, swojej dawnej przyjaciółki, ale zobaczyła obok niej zbyt dobrze znaną jej postać. „Cholera, Arleta!”, zaklęła w duchu, grzecznie skinęła Dominice głową i dosiadła się do pary przy stoliku niedaleko. Okazało się, że to państwo Jones- mąż, Arthur rozpoczynał przygodę w partii Gerarda, a żona, Emma, była znaną modelką.
- Dzień dobry. Mają państwo coś przeciwko, żebym się dosiadła? - nie czekając na odpowiedź usiadła i upiła spory łyk swojego drinka.
- Pani Hampton! Nie, oczywiście. Zapraszamy. Miło mieć jakąś znajomą twarz.
- Wie pani, ja na tych bankietach czuję się trochę bezużyteczna. Mężczyźni gadają o polityce, co mnie w ogóle nie interesuje… Nie żebym lekceważyła pracę męża, ale nie jest to mój ulubiony temat – roześmiała się perliście, a Klara uśmiechnęła się.
- Ma pani rację. Tak poza tym, przejdźmy na ty. Klara.
- Emma, miło mi. No, i wiesz, Ty chociaż masz jakąś wymówkę, żeby tu nie przychodzić. My nie mamy jeszcze maleństwa, a poza tym moja kariera nabiera tempa…
- Całkowicie rozumiem, czemu się często tu nie pojawiasz.
- To nie tak… Opieka nad dzieckiem jest naprawdę męcząca.
- Nie możecie wynająć opiekunki? - Emma była szczerze zdziwiona.
- Wolę go wychowywać sama… Mam taką pracę, że mogę się temu poświęcić.
- A właśnie, jak fundacja? Ostatnio wysłaliśmy wam spory datek!
- Dziękujemy, to wiele dla nas znaczy. Chwilowo moje obowiązki przejęła moja asystentka i drugi prezes, ale jak tylko Fabian podrośnie, wracam do pracy na pełnych obrotach.
Nagle, zupełnie niespodziewanie dosiadła się do nich Arletta.
- Hej, plastusiu, może poszedłbyś kobiecie po drinka?
- Przepraszam? - Arthur aż się zaczerwienił.
- Może ja państwa przeproszę… - Klara z gracją podniosła się.
- Hola hola, królewno, dokąd to? - Arletta roześmiała się w głos. Gerarda nigdzie nie było widać. Klara została z nią sama.
- Nie zamierzam z tobą rozmawiać, Arletto. Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Właśnie że masz. A teraz nie rób szumu, uśmiechaj się i grzecznie właź na górę. Dobrze znam twój mały sekrecik. Ile już ma? Dwa lata? - Klara uśmiechała się sztucznie, chociaż strach ją paraliżował. Skąd…?
Klara posłusznie poszła za Arlettą do saloniku nad Salą Bankietową.
- Masz trzy minuty, a potem wychodzę i zgłaszam cię na policję – warknęła Klara. Arletta zmierzyła ją wzrokiem.
- Nic nie zgłosisz, bo się pogrążysz. Poza tym, ja tu dyktuję warunki, więc lepiej się zamknij.
- Wiem, że bachor nie jest Gerarda. Nawet się nie wykręcaj. Łatwo jest przekupić jednego czy drugiego lekarza. Macie słabo zabezpieczony system monitoringowy. Widzę każdy wasz ruch. Na przykład widziałam, jak kilka dni temu spanikowałaś, bo Gerard był z małym sam na sam. A potem widziałam wasze figle, no no… Przy mnie sobie tak nie pozwalał.
- Jesteś NIENORMALNA! Czego chcesz?! Pieniędzy?!
- Nie. Chcę, żebyś się przyznała – Klara zbladła.
- Do niczego się nie muszę przyznawać. To JEST dziecko Gerarda. Cokolwiek mówią wyniki.
- Och, kochana, nie byłabym pewna, czy Gerard pomyśli tak samo. Mam twoje zdjęcia z panem, jak mu tam, Łukowskim… Któremu urodziła się córeczka. Chyba nie będzie chciał opiekować się także syneczkiem – roześmiała się wrednie.
- Zostaw nas w spokoju! Znajdź sobie swojego męża, załóż rodzinę i odwal się od nas raz na zawsze. Nie życzę sobie, żebyś obserwowała mnie, MOJEGO męża i NASZE dziecko. Mów Gerardowi co chcesz. To moja sprawa, kiedy mu powiem i czy w ogóle mu powiem.
- Zasługuje na prawdę – westchnęła Arletta – Może moje sposoby nie są najlepsze, ale nadal się o niego troszczę. Wiedziałam, że będziesz diabłem wcielonym, i że źle trafił, ale żeby aż tak…?
- Wiesz co? Gdzieś mam, czy się o niego troszczysz. Jeśli zaraz nie odszczekasz tego, co powiedziałaś, ani nie przysięgniesz, że nic mu nie powiesz, w dwie minuty załatwię ci wyrok za posiadanie narkotyków, które dziwnym trafem znajdą się w twoim mieszkaniu, a stąd wywloką cię w kajdankach.
- Przemyśl moją propozycję. Kiedyś sam się dowie. Lepiej od ciebie niż ode mnie – Arletta wstała i jak gdyby nigdy nic wyszła z saloniku.
Klara została na kanapie sama. Łzy napłynęły jej do oczu. Musiała stąd wyjść, natychmiast.
- Geeerard! Jak cudownie cię widzieć – Arletta rozpromieniła się na widok byłego męża.
- Gdzie jest Klara? - syknął do niej, mierząc ją wzrokiem.
- Ach, miałyśmy małą, babską pogawędkę.
- Czy ty jesteś nienormalna? Dlaczego nas nachodzisz? Dlaczego zamęczasz Klarę? Nie możesz się pogodzić z naszym rozstaniem? Są psycholodzy! Poza tym, ona nie jest niczemu winna. Uratowała mnie od twojego toksycznego wpływu.
- Ale Gerard, ona nie jest taka idealna, jak myślisz!
- Gdzieś mam, czy jest idealna, czy nie. Jest moją żoną. Kocham ją nad życie! Mamy dziecko, kobieto! Lecz się! Załatwię ci zakaz zbliżania, jeśli będzie trzeba!
Zamroczony alkoholem umysł Arletty nie pozwolił jej na zbyt wiele.
- Nieźle sobie z nią radzisz w łóżku. Przy mnie sobie na tyle nie pozwalałeś – warknęła i odeszła z uniesiona głową. Gerarda wmurowało. Uniósł głowę żeby zobaczyć znikającą w ogrodzie rudowłosą osóbkę.
Klara zrobiła już czwarte kółko wokół ogrodu i nadal nie mogła się uspokoić. Spojrzała na budynek, w którym przeżyła takie piękne chwile. Kiedy obiecywali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Obiecywali sobie, że się nie opuszczą aż do śmierci, a jeśli on się dowie… To ją opuści.
Nagle zobaczyła Gerarda idącego w jej stronę. Jak ją tu znalazł?
- Masz GPSa w komórce – uśmiechnął się lekko, a widząc jej minę zaraz się zreflektował. - Widziałem cię z okna. Co ta żmija ci powiedziała?
Stała przed nim i miała idealną okazję, żeby się przyznać. Powiedzieć mu i zadecydowałby, czego chce.
- Mamy słabo zabezpieczony monitoring. Obserwuje nas – szepnęła.
- Że co? Zaraz dzwonię do twojej mamy. Musimy jej załatwić zakaz zbliżania się. Może nawet za stalkowanie dostanie wyrok…
- Tak, masz rację – westchnęła.
- Klaro, powiedziała coś jeszcze? - miała to na końcu języka. Wystarczy to powiedzieć.
- Nie… Nic więcej. Możemy stąd iść? Chcę być w domu…
- Oczywiście, kochanie. Już dzwonię po szofera. Może zostawimy Fabiana u twoich rodziców? Spędzilibyśmy czas razem…
- Gerard, przepraszam, ale jedyne o czym marzę to mieć was obu przy sobie. Proszę – szepnęła. Objął ją i pocałował w czoło.
- Już jedziemy, kochanie.
Nad ranem wszystkie kamery w domu Hamptonów zostały wyłączone do czasu całkowitego zabezpieczenia danych. Klara przebrała się w piżamę po długim prysznicu i przysiadła na łóżku. Gerard co chwila unosił Fabiana w górę i opuszczał na swój brzuch. Malec zanosił się śmiechem. Rudowłosa patrzyła na nich z miłością. Marzyła, żeby cofnąć czas do chwili, kiedy ponownie spotkała Maksa. Nie popełniłaby tego błędu, a syn byłby jej i Gerarda… Ale czasu nie cofnie. Modliła się w duchu, żeby mieć odwagę przyznać się kiedyś mężowi.
W końcu słońce zaczęło wpadać przez okna, a Klara usnęła razem z Fabianem. Gerard jeszcze chwilę patrzył na swoją rodzinę z czułością. Był szczęśliwy, że jego karty wreszcie się odwróciły. Kochał Klarę i Fabiana nad życie i żadne słowa, które mogłyby paść ze strony byłej żony nie zniszczą tego uczucia.
* * *
- UEEEEEEEEEEEEE!
Mały Fabian stał na środku salonu i zanosił się szlochem.
- Fabisiu, no już, no już, mamusia musi iść do pracy, ale zostanie z tobą tatuś…
- IĆ SIOBIE! UEEEEEE! - Klara nie wiedziała, co ma robić. Fabian nie przyjmował do wiadomości, że Klara pilnie musi wyjść na zebranie zarządu, którego nie da się załatwić on-line.
- Gerard? Mógłbyś…?
- No co jest, smyku? Mamuśka nas zostawia, ale nie martw się, będziemy mieli mnóstwo zabawy. A teraz, kolego, na rączki do taty i idziemy na śniadanie! Co sobie dziś życzysz?
- Kaniapkę.
- Z masłem i dżemem? Zrobimy samolot z kanapki…
- TAK!
- Już nie płaczemy, szefie. Duże chłopaki nie płaczą aż tak głośno. No, idziemy, chodź.
- To co, kanapeczka? - zawołał Gerard do synka, siedzącego w krzesełku. W drzwiach stanęła Klara i patrzyła z niedowierzaniem na swoich dwóch mężczyzn. Musiała iść do pracy, a dałaby wiele, żeby po prostu z nimi być. Gerard zauważył ją i objął czule.
- Klara, po prostu idź. Ja sobie dam radę, serio. Nie musisz mnie pilnować.
- Ja nie pilnuję, po prostu… Nigdy nie byłeś z nim cały dzień sam. - westchnęła.
- I chętnie to nadrobię. Idźże do tej pracy. Daj mi pobyć z synem! Potrzebuje męskich rozrywek! - pocałował ją w policzek i wskazał drzwi. Niepewnie ruszyła w stronę czekającego na nią samochodu, jeszcze cztery razy się odwracając.
- Synu, a teraz musisz podjąć męską decyzję. Czy wcinasz tą kanapkę, czy będziesz głodny podczas naszych męskich zabaw. Bo zamierzam cię zamęczyć!
- Tata, jeć. To ja teś źjem.
- No, dobrze. To wcinamy! Za mamusię…
Jak obiecał, tak zrobił. Gerard całe przedpołudnie spędził tylko i wyłącznie ze swoim synem. Szaleli na podłodze…
- Lecimyyyyyy! Uwaga uwaga, helikopter Fabian właśnie ląduje na lądowisku numer cztery…
- A teraz musimy uratować księżniczkę z rąk smoka! Wziuuuuum!
Bawili się krzycząc i śmiejąc się w wniebogłosy. Gerard był naprawdę zachwycony czasem spędzonym z synem. Ten mały człowiek widział w nim swój cały świat.
Po drugim śniadaniu znaleźli trochę czasu na naukę.
- A teraz, synku, powiedz „rododendron”.
- Lododeldlol.
- Jeszcze raz. Ro-do…
- A teraz, co to jest?
- Miś!
- Brawo! Ktoś jadł z mojej miseczki! - zaintonował znaną Fabkowi „mamę miś”, aż mały poturlał się po podłodze ze śmiechu.
- Hej, chłopaki! Wróciłam!
- MAAAAAAAAMAAAA!
- Cześć, skarbie. Jak się bawiłeś z tatusiem?
- Na ląćki! Siupel! - Klara uśmiechała się od ucha do ucha widząc, jak jej syn wspaniale dogaduje się z Gerardem.
- A kto tu ma łaskotki?! - Klara połaskotała malca, aż zanosił się śmiechem. Potem wtuliła się w niego czując tak znany, słodki zapach domu.
- Mama, pats! - Fabian podniósł z ziemi helikopter i zaczął udawać, że lata.
- Śliczny masz helikopter, syneczku – spojrzała na męża. - Kupiłeś mu? - spytała półgłosem. Uśmiechnął się rozbawiony i skinął głową.
- Widzisz? Mówiłem, że dam sobie radę. Tak źle mi poszło? - Gerard pocałował żonę w policzek.
- Oczywiście, że nie. Poszło ci fantastycznie.
- Rozumiem, że teraz bardziej mi zaufasz i zostawisz nas częściej samych?
- Z miłą chęcią, kochanie.
* * *
- I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Koooniec. - Gerard spojrzał na synka, który pogrążył się w słodkim śnie. Przeciągnął się i ziewnął. Był wykończony i nie dziwił się Klarze, że chciała odpocząć. Po obiedzie wysłał ją do kosmetyczki, a sam wyszalał się z młodym aż do teraz.
Pocałował syna w jego malutką główkę i odgarnął włosy z jego buzi. Zgasił lampkę i zamknął drzwi do jego pokoiku.
W drodze do sypialni zdjął z siebie sweter. Marzył o długiej kąpieli i śnie. Gdy wszedł do sypialni, stanął jak wryty. Przed nim stała Klara w samej
nowej bieliźnie. Przełknął ślinę. Dopiero od jakiegoś czasu wrócili do fizycznej bliskości, ale nie miał pojęcia, czym zasłużył sobie na taki widok.
- Pomyślałam, że powinniśmy spędzić trochę czasu tylko we dwoje – szepnęła i odgarnęła włosy z twarzy. Uśmiechnęła się słodko.
Gerard stał jak zahipnotyzowany. Jego żona była idealna w każdym calu. Zabolało go jedynie to, jak bardzo była szczupła, maleńka i drobna.
- Trochę dzisiaj myślałam… Że cię zaniedbałam. Wiesz, ta cała opieka nad Fabianem… Bardzo mnie pochłonęła, ale i tobie należy się uwaga.
Hampton porwał żonę w ramiona i pocałował ją namiętnie. Czekała ich długa noc.
Bonus:
Pozdrawiam