Dziękuję wszystkim za komentarze.
Oj,
Galcia, może na cukiernię wzięła kredyt?!
Coś w tym jest, że jakbym miała kupić babeczki za 300, to bym 5 godzin się zastanawiała, haha. W Malcolmie jest coś takiego, że od razu wygląda na maminsynka i palanta. Ten typ tak ma.
Ta,
Simwood, Simowie wyglądają, jakby byli zaskoczeni tym widelcem, że on się znalazł w ich ustach. XD Maklamka.
Gunia, co do tych genów Landgraabów, to na razie nie zdradzę, ale... Też liczyłam, że ich dużo nie odziedziczy... Niestety nic na razie nie zapowiada, że Malcolm ogarnie się jak Szczepan...
Shatt, Twoje koemntarze mnie zawsze rozkładają. XD Ta, na pocieszenie nie musi przynajmniej się dzieckiem zajmować, bo dzieci w TS4 po prostu nie ma.
Dzięki,
Lion.
Myślę, że późniejszy wygląd dziecka Malcolma zaspokoi Twoje oczekiwania.
Wiesz, chyba nie rpzeszkadzało jej to jego maminsynkowanie, bo była w niego taka zapatrzona... Idealizowała go. A wyszło szydło z worka...
paola, tak jak pisałam wcześniej, Malcolm sam się prosi, żeby z niego takiego padalca zrobić, haha.
Indruś, ja w ogóle lubię miny Simów w TS4. Urocze są.
Może domyślała się, że to ciąża, ale sama sobie zaprzeczała? Ta, garniturek w kwiatki jest boski, haha.
Smacznych lodów!
Co do interfejsu jeszcze, to zdjęcia robię frapsem (stare przyzwyczajenia), stąd jest on widoczny... A czasem chcę pokazać dymki czy coś, a tego nie widać po kliknięciu TABa.
Okay, chyba czas na dalszą część historii.
Lilianna wiedziała, że teraz pieniądze przydadzą jej się bardziej niż zwykle, dlatego ciężko pracowała w swoim sklepie. Tym bardziej, że zdawała sobie sprawę, że na Malcolma nie ma co liczyć... Mimo upływu miesięcy, nie odezwał się do niej ani razu. Ona sama także nie próbowała nawiązać z nim kontaktu - nie będzie się prosić, jest na to zbyt dumna. Jego pieniędzy też nie chciała. Radziła sobie i nie chciała, żeby ludzie plotkowali, że próbowała go złapać na dziecko, bo jest bogaty...
Jako że w ciąży kobiety często odczuwają duży nacisk na pęcherz przez wierzgającego malucha... Liliannie w pracy zdarzył się raz bardzo wstydliwy wypadek. Popuściła w majtki.
(Spójrzcie tylko na wzrok czerwonowłosej kobiety. Z jaką pogardą patrzy. XD Blondynka jest zawstydzona i przerażona, a facet w żółtym sweterku śmieje się złośliwie...)
Zawstydzona, upokorzona i brudna Lilianna wróciła do domu... Ile by dała, by czekał tam na nią Malcolm gotów ją pocieszyć... Ale nic takiego nie miało oczywiście miejsca, a kobieta musiała wziąć się do kupy.
Po długiej, letniej kąpieli (w ciąży nie można brac gorącej!) Lilianna rozsiadła się w szlafroczku na kanapie i zaczęła czytać poradnik młodej matki.
- Och, a więc tak wygląda zmiana pieluchy... To trochę... Obrzydliwe, uch.
Lilianna wciąż nie może otrząsnąć się z tego, jak Malcolm ją potraktował. Tęskni za nim, a w pokoju dziennym wciąż trzyma jego zdjęcia...
***
Tego dnia Lilianna obudziła się w wyśmienitym humorze i postanowiła przygotować rano zupę, aby po południu ją tylko odgrzać. Coż z niej za wyborna kucharka.
No to, to już są po prostu popisy!
Trymestr trzeci, więc pokoik już przygotowany. Lilianna relakcuje się w nim, kontynując czytanie poradnika.
- Boże, tyle jest rodzajów tych laktatorów, który ja mam niby wybrać...
Nagle zadzwonił do niej telefon. Choć Lilianna zawsze miała dobre kontakty z ojcem Malcolma, tego na pewno się nie spodziewała... Senior rodu Landgraab zadzwonił do niej zapytać, czy może ją odwiedzić! Ciekawe czemu chce przyjść...
Geoffrey przyjechał taksówką po piętnastu minutach. Ciepło przywitał się z Lilianną.
- Moja droga, wyglądasz kwitnąco.
- Dziękuję, Panu.
Kobieta zaproponowała gościowi herbatkę ziołową.
- Mam tylko rumianek, mam nadzieję, że to Panu nie przeszkadza, Panie Landgraab.
- Ależ skąd moja droga, bardzo lubię ziółka. Przy mojej żonie codziennie muszę pić melisę...
Lilianna opowiedziała Geoffrey'owi, jak zachował się Malcolm, gdy powiedziała mu o ciąży.
-... I mówię mu, że sypialiśmy ze sobą i powinien się z tym liczyć, bo teraz zostanie ojcem. A on zaczął wrzeszczeć, że nie złapię go na żadne dziecko i nie chce mieć ze mną nic wspólnego...
-... A on wtedy na to, że to dziecko go w ogóle nie interesuje i wychodzi.
- Och, moja droga, tak bardzo mi przykro... Tak mi wstyd za tego dzieciaka, inaczej starałem się go wychować...
- Oczywiście, jeśli tylko Pan chce, może Pan odwiedzać swojego przyszłego wnuka lub wnuczkę. Ojca już nie ma, nie pozbawię go dodatkowo dziadka!
- Och, na Granta Rodieka! Tak bardzo Ci dziękuję, drogie dziecko! To najlepsza nowina, jaką słyszałem, od kiedy drużyna Willow Creek pokonała Bridgeport 2:1 w 1973! Będziemy rodziną, moja droga, koniec tych oficjalności! Mów mi po prostu Geoffrey!
- Oczywiście, Geoffrey. Żałuję, że Twój syn nie jest choć trochę podobny do Ciebie.
Jako, że pora obiadowa bezpowrotnie mijała, Lilianna zaproponowała Landgraabowi wcześneij ugotowaną zupę.
- Tak, już czuję, jak kopie. Rozpycha się tak, że nawet miałam przykrą sytuację w sklepie z plamą na podłodze...
- Hehehe... Pamiętam jak moja żona była w ciąży z młodszym rodzeństwem Malcolma. Takie sytuacje były na porządku dziennym, hehe... Tylko nie wspominaj o tym nikomu, pewnie by mnie zabiła.
(Malcolm ma trójkę rodzeństwa. Państwo Landgraab doczekali się trojaczków... XD)
- Na Granta Rodieka! Ta zupa jest lepsza niż kapuśniak mojej świętej pamięci matki!
- No nie... Ten też o matce... Jednak nie daleko pada jabłko od jabłoni...
Kilka dni później Liliannę odwiedziła Dina Kaliente.
- ... I on na to, że nie chce znać ani mnie, ani dziecka i że nie złapię go na ciążę!
- Co Ty mówisz, Lil! A wyglądał na takiego porządnego mężczyznę z dobrego domu...
- Za to nie wyobrazisz sobie nawet, że w niedzielę odwiedził mnie Geoffrey Landgraab, jego ojciec. Okazało się, że w przeciwieństwie do syna, nie chce się od nas odcinać i chce poznać wnuka.
- Naprawdę, to cudownie, Lil. Dobrze, że maluch będzie miał chociaż dziadka...
- Ale na Twoim miejscu to uważałabym na starą Malcolma. Słyszałam, że to baba z piekła rodem. Ponoć czesto knuje intrygi i spiski. Nie wpuszczaj jej lepiej pod swój dach i nie dopuszczaj do dziecka. Kto wie, co tej babie strzeli do głowy, gotowa jeszcze pozbyć się niechcianego spadkobiercy...
- Och, będę uważać, Dino, dziękuję...
***
Mimo zmęczenia i coraz większego brzucha, Lilianna kontynuowała pracę w sklepie. Za coś będzie musiała utrzymać dziecko...
- Te ostatnie babeczki, które u Was kupiłam, były boskie! Smakowały nawet mojemu seksownemu Borysowi. No i mężowi także.
- Eee, to wspaniale, proszę Pani...
Pojawiła się nawet ta czerwonowłosa kobieta, która była zniesmaczona jakiś czas temu, gdy Lilianna zlała się na podłogę.
- Chciałam bardzo Panią przeprosić za tamtą sytuację, ale ciąża, dziecko kopie, sama Pani rozumie...
- Kobieto, weź mi nie przypominaj, pakuj ten tort i spadam stąd... Gdyby to nie była jedyna cukiernia w Willow Creek, na pewno bym tu więcej nie przyszła...
Ale co to! Nagle Lilianna poczuła, że... To się dzieje! Poród się zaczął! (Widać w tle, jak czerwonowłosa ucieka ze klepu. XD) O nie, czemu to już, tak nagle, w pracy, Boże, co robić, ROOODZĘ.