Z okazji mysikrólikowej rocznicy mam dla Was nie tylko nowy odcinek, ale też zbiór ciekawostek i parę spojlerów dla zaostrzenia apetytu na kolejny rok.
Indra, trzmielojad jest czasem nazywany pszczołojadem i nawet występuje w Polsce. Za to ja nigdy nie słyszałam o białozorze, także obie się czegoś nauczyłyśmy.
Jeśli chodzi o Penny, to mam obmyślone kilka kolejnych lat jej życia i napiszę tak: będzie miała dziewczyna przerąbane.doo152 pisze:Ciekawa jestem, jak rozwiniesz wątek ich związku - czy będą szczęśliwi po wsze czasy, czy coś przerwie ich sielankę?
Grande finale tej sprawy będzie miał miejsce w którymś z trzech najbliższych odcinków. Sama nie mogę się doczekać.doo152 pisze:Marzanna i Malcolm Mam wielką nadzieję, że wreszcie się ogarną i naprawią swoje małżeństwo. Fajnie by było, gdyby zakochali się w sobie na nowo.
doo152 pisze:Darren i Bella Małe pytanko: czy, technicznie rzecz biorąc, Bella może mieć z nim jeszcze dzieci?
Miło, że ktoś zauważył. Ale masz rację, Marianna się raczej nie przejmuje takimi rzeczami. Belli nie zamierzam bardziej odchudzać, teraz jest idealna.Lion pisze:Trochę żal mi było w tym wszystkim Marianny, w końcu wszyscy olali, że i ona miała w tym dniu 18 urodziny
Zauważyłam, że spodobała Wam się władcza Adrianna. Ciekawe, co napiszecie, gdy okaże się, do czego naprawdę jest zdolna... już za parę odcinków.
Muszę niestety zmartwić tych, którzy liczyli na "nawrócenie" Adama i jego szczęście u boku Ady. Adaś to 100% geja w geju, o czym przekonacie się w dzisiejszym odcinku.
Relacja 42
Bella i Darren byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Myli się jednak ten, kto sądzi, że ich związek opierał się jedynie na fizycznej atrakcyjności. Spędzali ze sobą mnóstwo czasu, czy to na wspólnym gotowaniu...
... czy też na romantycznych wycieczkach. <3
Doskonale się bawili w swoim towarzystwie. Darren znów zaczął się śmiać, a Bella czuła się przy nim jakby młodsza.
Kinglet coraz częściej odwiedzał dziewczyny w Ptasim Mleczku, gdzie pomagał w opracowywaniu nowych przepisów (i od czasu do czasu obściskiwał się z Bellą na zapleczu ). Judka nie miała zbyt wielkiego wyboru - nawet jeśli ten związek początkowo wydawał jej się dziwny, widziała szczęście malujące się na twarzach przyjaciół i nie potrafiła znaleźć żadnego powodu, dla którego nie mieliby być razem. Czy było jej przykro, że Bella ponownie znalazła szczęście, podczas gdy jej pozostały jedynie piękne wspomnienia? Być może, ale nasza dzielna Judka nie zwykła przejmować się takimi rzeczami. Wiedziała, że przeżyła już swoją wielką miłość i dawno pogodziła się z faktem, że nie znajdzie drugiego takiego mężczyzny jak Tomasz.
Pewnego wieczoru, gdy Bella wracała od Darrena, postanowiła zajrzeć na chwilę do mieszkającej z nim po sąsiedzku Zuzi. Nie odwiedzały jej z Judką od czasu przeprowadzki, chciała więc zobaczyć, jak Sępówna urządziła się w nowym domu.
- Yyy... cześć Bello, co tu robisz tak późno?
- Aaa, byłam w okolicy i pomyślałam, że wpadnę do ciebie na herbatkę, a przy okazji zobaczę, jak ci się mieszka.
- Wiesz co... bardzo chętnie bym cię zaprosiła, ale może umówimy się kiedy indziej? To nie jest najlepszy...
- Daj spokój Zuzka, jak nie masz herbaty, zadowolę się kranówą, w końcu nie przyszłam tu na degustację, tylko na pogaduchy z przyjaciółką!
- Yyy... wolałabym jednak nie...
- Bałaganu tez się nie boję, miałam męża wynalazcę. To co, wchodzimy?
- Nie, zaczekaj!
- Ooo, a co to jest?
- Sama to wszystko uszyłaś?
- T-tak jakby.
- Dlaczego się nam nie chwaliłaś? To jest fantastyczne!
- Bo ja tak tylko, do szuflady...
- Masz wielki talent! Sama się tego nauczyłaś?
- Kiedy byłam gimnastyczką, nie mieliśmy pieniędzy na profesjonalne kostiumy, więc sama szyłam sobie stroje na zawody. To mnie relaksuje.
- Marnujesz się u nas, kochana, powinnaś robić karierę w Mediolanie, a nie sprzedawać ciastka.
- Ale u was jest mi dobrze, nie chcę niczego zmieniać.
- Możesz sobie nie chcieć, ale ja tak tego nie zostawię. Pomożemy ci z Judką zostać sławną projektantką.
- Naprawdę wolałabym nie, nie lubię rozgłosu.
- Postanowione.
- Nie mam nic do powiedzenia, prawda?
- Prawda.
Tak się złożyło, że okazja do pchnięcia do przodu kariery Zuzi nadarzyła się już następnego dnia. Tuż po otwarciu do Ptasiego Mleczka zawitał dawno nie widziany klient.
- Dzień dobry, pani Judytko!
- Profesor Wróbelek! Dawno pan do nas nie zaglądał, mam nadzieję, że nie przeszedł pan do konkurencji?
- Nigdy w życiu! Siła wyższa zatrzymała mnie w Szwajcarii. Kiedy tu ostatnio byłem, ho ho, ponad rok temu, chwaliłem się dwumiesięcznym wyjazdem na narty w Alpach.
- Pamiętam, wyjazd się udał?
- Najwspanialsze dwa miesiące mojego życia! Niestety pech chciał, że trzy dni przed końcem wyjazdu miałem mały wypadek podczas zjazdu z La Chavanette i wylądowałem w szpitalu z prawą nogą złamaną w trzech miejscach oraz lekkim wstrząsem mózgu.
- Święty Plumbobie, co też pana podkusiło, żeby zjeżdżać po tak niebezpiecznej trasie?!
- Zew przygody, pani Judytko, adrenalina! No więc budzę się po dwóch dniach cały obandażowany i pytam lekarza, kiedy będę mógł wrócić na stok, bo muszę trenować do uniwersyteckich mistrzostw w slalomie gigancie, a on mi na to, że w moim wieku powinienem się cieszyć, jeśli w ogóle będę jeszcze chodził!
- To okropne! Ale chyba wszystko dobrze się skończyło, wygląda pan doskonale.
- Oczywiście! Nie będzie mi jakiś młodzik mówił, kiedy mam przestać jeździć na nartach. Przeleżałem pół roku w łóżku, przebyłem dwie operacje i kilkumiesięczną rehabilitację, ale teraz czuję się jak młody bóg. A wie pani, co było w tym wszystkim najgorsze?
- Co takiego?
- Brak pistacjowych babeczek pani Belli! Marzyłem o nich każdego dnia.
- Hahaha! W takim razie dostanie pan od nas całą paczkę, na koszt firmy!
- Pan Wróbelek! Myślałyśmy, że zeżarł pana jakiś niedźwiedź w tych górach.
- O wilku mowa. Bells, mamy na stanie babeczki pistacjowe?
- Właśnie wyszły z pieca. Panie profesorze, zna pan już Zuzię? Pracuje u nas od dłuższego czasu, ale chyba nie mieliście jeszcze okazji się spotkać.
- Nie, nie miałem przyjemności. Widzę, że interes się kręci!
- I to jeszcze jak! Zuziu, pozwól tu na chwilę.
- Zuzanna Sęp, pan profesor Wróbelek. Wykłada historię na Uniwersytecie Simowym. Zuzanna pracuje u nas jako sprzedawczyni, ale tak naprawdę jest utalentowaną projektantką mody. Pomagamy jej się wybić.
- Gdzież tam projektantką... Nic z tych rzeczy...
- Jest pani krawcową? Świetnie się składa, właśnie szukałem jakiegoś płaszcza, ale to, co jest obecnie w sklepach, to jakiś koszmar! Wygląda się w tym albo jak sztubak, albo jak nazista. Czy szyje pani ubrania na zamówienie?
- Eee...
- Nie musisz dziękować, Zuzanno.
- Yyy... ja nie...
- Oczywiście, że szyje, na pewno będzie pan zadowolony.
- To w takim razie wpadnę do pani atelier we wtorek.
- A-ale ja nigdy nie szyłam płaszcza.
- Napiszę panu adres Zuzi na kartce.
Profesor Wróbelek wyszedł z cukierni bardzo zadowolony, z adresem "salonu krawieckiego Zuzanny Sęp" w kieszeni marynarki i pudełkiem pełnym ciepłych babeczek pistacjowych w ręku.
- Ale żeście mnie wrobiły, nie wiem, czy potrafię uszyć płaszcz. I wcale nie jestem krawcową i nie mam żadnego telje.
- Nie możesz do końca życia sprzedawać ciastek, czas iść do przodu.
- Sprzedawanie ciastek całkowicie mi odpowiada. Mam nadzieję, że ten facet jednak nie przyjdzie. Jak mogłyście dać mu mój adres!
- Spokojnie Zuziu, profesor to przemiły sim.
- A do tego zabawny.
- Wykształcony.
- Bogaty.
- I bardzo samotny...
- Przestańcie! Dosyć już dziś namieszałyście. Idę wyjąć bułeczki z pieca, a jak wrócę, nie chcę słyszeć o żadnych płaszczach, profesorach i pistacjach!
- Hihihi!
Zuzia bardzo się zdenerwowała całą sytuacją, ale do wtorku zdążyła przekonać samą siebie, że pan Wróbelek na pewno nie przyjdzie, a ta cała gadka o szyciu płaszcza wynikała jedynie z grzeczności i chęci podtrzymania rozmowy. Możecie się więc domyślić, że gdy we wtorkowe popołudnie usłyszała pukanie do drzwi, serce podeszło jej do gardła.
[Puk puk puk]
"Ooo nie. Nie nie nie. To na pewno listonosz. Tylko listonosz..."
Jak to napisałam, skojarzyło mi się z jedną sceną z "Księżniczki Łabędzi". xD
- Halo! Dzień dobry, pani Zuzanno!
"Nieee, po co on tu przyszedł?"
- Witam panią! [cmok]
- Yyy... dzień dobry.
- To co, zabieramy się do pracy? Trochę mi się spieszy, muszę być o szesnastej na zebraniu rady miasta.
- Eee... taaak. To najpierw muszę pana zmierzyć.
- Oczywiście!
- Mam się jakoś ustawić? Przyjąć pozę? A może się naprężyć, o!
- Hahaha, nie, proszę stanąć prosto, wystarczy.
- Na pewno? Szkoda, bo tak wyglądam lepiej.
- Haha!
Zuzia wzięła z profesora miarę, uzgodniła z nim kolor, fason i rodzaj materiału, a po jego wyjściu zabrała się do pracy. Bardzo miło gawędziło jej się z panem Wróbelkiem i pomyślała, że dziewczyny jednak miały rację i nie ma się czego bać.
Prace nad płaszczem trwały parę tygodni, ale Sępówna była bardzo zadowolona z efektu końcowego i nie mogła się doczekać, aż pokaże go panu Wróbelkowi.
- I jak? Nie jest za ciasny w ramionach?
- Nie, skądże, jest idealny! Elegancki, ale praktyczny. Dopasowany, ale nie krępujący ruchów. Pani Zuzanno, jest pani genialna!
- Mmm!
- Chciałbym jakoś dodatkowo panią wynagrodzić. Czy mogę zaprosić panią na kolację?
- Eee...
- Ja, yyy, nie wiem.
- Och! Och, przepraszam! Wprawiłem panią w zakłopotanie swoim zachowaniem. Proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny.
- Nic się nie stało...
- Pani Zuzanno, czy pani się mnie boi? Proszę powiedzieć szczerze.
- Hihihi. Nie. Uważam, że jest pan bardzo sympatyczny.
- Uff, śmieje się pani. Już myślałem, że wyrzuci mnie pani z domu i zabierze ten cudowny płaszcz. To co pani powie na piątek wieczór?
- W porządku.
- No to do zobaczenia.
Tymczasem w rezydencji Landgraabów pewien jasnowłosy młodzieniec umierał z nudów. Od czasu afery z książką Ada praktycznie się do niego nie odzywała. Nie miał też kontaktu z dawnymi znajomymi, którzy obrazili się na niego, twierdząc, że się sprzedał. Dni mijały mu więc na samotnym siedzeniu nad brzegiem basenu i rozmyślaniu nad marnością egzystencji milionera.
- Meh.
W pewnym momencie jego uszu dobiegł śmiech i gwar wesołej rozmowy.
- Hahaha!
Źródłem owego hałasu byli przyjaciele Marianny, którzy jak zwykle przesiadywali z nią cały dzień w jacuzzi. #richsimkids
- ... powiedział "poproszę tego Pollocka", a ja na to "przepraszam pana, ale to jest Kandinsky!".
- Hahaha, niewiarygodne, naprawdę tak powiedział?
- Serio! Normalnie myślałem, że tam padnę!
- Hahaha!
Po chwili zazdrosnego przysłuchiwania się ich dobrej zabawie Adam podjął jedyną słuszną decyzję.
- Nie ma co tu siedzieć jak jakaś żałosna klucha, idę tam.
- Hej, patrzcie, kto nas odwiedził! Co słychać u mojego ulubionego heteryka?
- W porządku, jakoś leci. Słuchajcie, mogę się przyłączyć? Na dole wieje nudą.
- Jasne, wskakuj! Jay, zrób Adamowi miejsce.
- Zoe jak widzę już znasz, między wami siedzi Andre, po twojej lewej Mitchell, obok niego Jay, a ten ciemnoskóry przystojniak to Gavin. Kochani, to jest Adam, mąż mojej głupiej siostry.
- Wszyscy jesteście gejami?
- Haha, oczywiście! A co, nie widać?
- Ciebie Mitch nikt nie wziąłby za heteryka nawet jakby cię nakrył w łóżku z kobietą, hihi.
- Odezwał się samiec alfa, hahaha!
"Ulala! To, że nie wolno mi ugryźć szynki, nie oznacza, że nie mogę sobie na nią popatrzeć."
Od tej pory Adam zaczął regularnie spędzać czas z młodymi przedstawicielami świata sztuki. Wspólnie wygrzewali się w wannie z hydromasażem, taplali się w basenie (Marianna chyba nie powinna wchodzić do wody z taką paskudną wysypką )...
... razem też imprezowali. Z całej paczki Adam najbardziej zaprzyjaźnił się z Zoe i Jayem...
... chociaż tego, co łączyło go z tym ostatnim, chyba nie można nazwać przyjaźnią.
Zbliżyli się do siebie do tego stopnia, że pewnego wieczoru, gdy byli pewni, że wszyscy domownicy już śpią, pozwolili sobie na chwilę zapomnienia w wannie z hydromasażem.
Niestety Adam był tak zapatrzony w swojego kochanka, że jego uwadze umknęła nieobecność Marzanny, która musiała zostać dłużej w pracy i pech chciał, że wróciła do domu akurat w tym momencie.
- Czy to jest Adam?! Święty Plumbobie, czy on... oni... Biedna Adrianna!
Marzanna nie wiedziała, jak powinna się zachować. Powiedzieć córce prawdę o tym, czego była świadkiem? A jeśli się myliła? Może oni wcale nie robili w jacuzzi tego, co myślała, że robią? Dodatkowe wątpliwości wzbudzał w niej fakt, że widziała Adama z mężczyzną, a przecież mąż jej córki nie może być gejem. Przez cały dzień biła się z myślami i ostatecznie postanowiła zagrać ostrożnie. Wieczorem poprosiła Adriannę o rozmowę na osobności.
- Kochanie, czy między tobą i Adamem wszystko w porządku?
- Tak, czemu pytasz?
- Wcześniej ciągle siedział sam i czytał książki, a od jakiegoś czasu przesiaduje ze znajomymi Marianki i zastanawiałam się, czy nie spędzacie ze sobą zbyt mało czasu? Wiem, że jesteś zajęta przygotowywaniem się na przybycie dziecka, ale Adaś może czuć się nieco... zaniedbany.
- Spokojnie mamo, nie musisz się o nic martwić. W naszym małżeństwie wszystko jest w perfekcyjnym porządku.
- Jesteś pewna?
- Oczywiście! Jesteśmy w sobie z Adamem szaleńczo zakochani.
Marzanna nie miała serca powiedzieć Adzie o swoich podejrzeniach. Uznała, że lepiej będzie wrócić do tej rozmowy po narodzinach dziecka, a do tego czasu będzie bacznie obserwować poczynania swojego zięcia.
Adrianna nie była jednak na tyle głupia, żeby nie wyczuć, że coś tu nie gra. Zaraz po rozmowie z matką ruszyła na poszukiwanie męża w celu dowiedzenia się, co znowu przeskrobał. Znalazła go w jego sypialni i już przez szybę zauważyła, w czym problem.
- Co u licha...?
- Adam, kretynie! Co ty wyprawiasz?!
- O rety, ktoś tu jest!
- Ada? To ty kochanie?
- Własnym oczom nie wierzę, czy ciebie do reszty powaliło?!
- Yyy, to nie tak jak myślisz!
- Wyłaź natychmiast, zamorduję cię, słyszysz?! Zamorduję!
- Dobrze, już wychodzę. Ałć!
- Przepraszam. Widziałeś moje majtki?
- Chyba rzuciłeś je w stronę okna.
- ADAM!!!
- Już, już wstaję!
- Ty mały, parszywy, bezmózgi...!
- Ale spokojnie, nie ma się o co denerwować, my tylko... ćwiczyliśmy jogę.
- Nie próbuj robić ze mnie idiotki!
- Ada, bez nerwów, to tylko bara-bara, przecież nie chcę odbić ci męża. Wolna miłość, peace and love!
- Zejdź mi z oczu, Jay. Po prostu... odejdź.
Gdy zostali sami, Ada rzuciła się na swego małżonka niczym rozjuszona harpia.
- Gdzie ty masz mózg, idioto?! Moglibyście chociaż spróbować robić to dyskretnie! Gdzie jeszcze się gziliście? Może na środku salonu?!
- Nie rozumiem, o czym ty mówisz?
- Moja matka was widziała! Wypytywała mnie dzisiaj, czy w naszym małżeństwie wszystko w porządku! Jak ma być w porządku, skoro rzucasz się na wszystko, co się rusza, jak jakieś zwierzę i nie dbasz o to, czy ktoś cię może zobaczyć!
- O wypraszam sobie, z Jayem połączyła mnie głęboka braterska więź. Ty tego nie zrozumiesz.
- Jay zaliczył każdego geja w promieniu stu kilometrów, byłeś dla niego tylko kawałkiem świeżego mięska!
- Wcale że nie!
- Wcale że tak, naiwniaku! Chyba nie myślałeś, że się w tobie zakochał?
- nieprawda.
- Ogarnij się wreszcie!
- To wszystko twoja wina! W ogóle nie poświęcasz mi uwagi i jeszcze się dziwisz, że wpadłem w ramiona innego!
- Co? O czym ty gadasz?
- O mojej wrażliwej duszy romantyka, oto o czym!
- Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić tę swoją romantyczną duszę?! Obowiązuje cię umowa! U-MO-WA, bardzo mało romantyczne słowo! Jest w niej napisane, że masz się zachowywać jak mój mąż i jeśli jeszcze kiedyś zdarzy ci się o tym zapomnieć, przysięgam, że rozgniotę twoje...
- Auć! Auć. Co się dzieje?
- Dobrze się czujesz? Przestałaś na mnie krzyczeć, to niepokojące.
- Aaaaaau!
- Haha, nie no, Ada, chyba nie zamierzasz teraz rodzić?
- Przymknij się i wieź mnie do szpitala, kretynie!
Adam kompletnie spanikował i kto wie, jak skończyłaby się ta historia, gdyby jego piskliwych krzyków nie usłyszała Marzanna. Teściowa zachowała zimną krew, wpakowała ich oboje (a w zasadzie już prawie troje ) do samochodu i popędziła do szpitala.
- Oretyoretyorety nie zabraliśmy nosidełka NIE ZABRALIŚMY NOSIDEŁKA a szlafrok? Na Plumboba, czy wzięliśmy szlafrok? Adrianna mnie zabije, obiecałem, że go wezmę! I nie spakowałem szczęśliwego kocyka! Każde dziecko musi mieć swój szczęśliwy kocyk! Coterazcoterazcoteraz może mają tu jakiś automat ze szczęśliwymi kocykami?
Akurat tego dnia nocny dyżur pełnił Gerard Szczygieł.
- Spokojnie, Adrianno, jesteś w dobrych rękach. Odebrałem setki porodów, w tym trzy mojej własnej żony.
- To nie gadaj pan tylko bierz się do roboty, zaraz tu umrę z bólu!
Doktor Szczygieł rzeczywiście znał się na swojej robocie i już po kilkunastu minutach malutki Malcolm Landgraab Junior (zwany też Malcolmem II Landgraabem lub Emdżejem) spoczywał bezpiecznie w szpitalnej kołysce. Adrianna nie była zaskoczona płcią dziecka. Przeczytała w Internecie, że jeśli podczas ciąży spożywa się dużo marchewek, na pewno urodzi się chłopiec, więc zajadała się tymi zacnymi warzywami każdego dnia.
Młoda mama czuła się na tyle dobrze, że już następnego dnia wypisano ją ze szpitala, aczkolwiek w dalszym ciągu musiała dużo wypoczywać. Po powrocie do domu zapadła w drzemkę, a reszta rodziny podziwiała w tym czasie nowego lokatora.
- Gratulacje, Adasiu, jest prześliczny!
- Tak, dziękuję, że ogarnęłaś sprawę ze szpitalem i w ogóle.
- Nie ma sprawy, od tego są matki.
- Wygląda na to, że młody będzie oczkiem w głowie dziadka.
- Hę?
- Ooo ciuci-ciuci, moje maleństwo! Masz oczy swojej babci, wiesz?
Trzeba przyznać, że Adrianna miała tu sporo szczęścia. Emdżej odziedziczył brązowe oczy po ojcu, więc ciężko by jej było wytłumaczyć tę genetyczną zagwozdkę (Ada ma oczy zielone, a Adam szare). Na szczęście Marzanna ma brązowe oczy po Marku, więc problem rozwiązał się sam.
- Nie wierzę w to, co widzę. Ty i dziecko? Myślałam, że nienawidzisz niemowląt.
- Jak mógłbym go nienawidzić, to przecież mój słodki mały wnuczek!
- Trochę inaczej zapamiętałam twoje podejście do małych dzieci.
- Tak, pamiętam.
- Dlatego nie rozumiem, czemu nie mogło tak być zawsze? Dlaczego nasze córki nie mogły mieć kochającego ojca? Na pewno było im ciężko... mnie zresztą też.
- Wiem, Marzanno i nie twierdzę, że nie żałuję tego, co się stało. Po prostu do niektórych spraw trzeba dojrzeć.
Czas na obiecane ciekawostki.