Bardzo wszystkim dziękuję za komentarze.
diamond5 nigdy nie złapałam Belli na gorącym uczynku (poza jednym razem, kiedy zauważyłam, że ma wypełniony pasek romantycznych relacji z Judytą
ale to chyba był bug, bo nigdy żadnych romantycznych interakcji ze sobą nie wykonywały), ale często gdzieś znika i ogólnie ciągnie ją do towarzystwa mężczyzn - kto wie, co dzieje się w jej życiu, kiedy akurat na nią nie patrzę.
Dzisiejsza relacja wyszła
trochę długa...
Ale ja lubię długie relacje i mam nadzieję, że Wy też (a jeśli wolicie krótsze, napiszcie o tym w komentarzach, każda wskazówka od czytelników jest mile widziana
). Zapraszam!
___________________________________________________________________________________________________________________________
Relacja 5
Przyjaciółki odpoczywały po ciężkim tygodniu pracy (wspólnie rozbiły szajkę fałszerzy simoleonów), rozgrywając relaksującą partię szachów.
- Hej, Bella, co powiesz na to, żeby wziąć parę dni urlopu i pojechać z dzieciakami do Granitowych Kaskad?
- Brzmi bombastycznie! Las, dzikie zwierzęta, robactwo i brak bieżącej wody! Tylko ty, ja i dzieciaki - urlop idealny!
- Dobrze, że się zgadzasz, bo już zarezerwowałam dla nas pole namiotowe.
Następnego ranka nasze bohaterki wraz z potomstwem zapakowały się w busa i kilka godzin później były już na miejscu.
- No, dzieciaki, coście takie markotne? Patrzcie jaki ciotka fantastyczny namiot rozstawiła!
Po chwili w odwiedziny do obozowiczów wpadł przystojny pan leśniczy, z którym Judyta oczywiście od razu zaczęła flirtować.
- Bo wie pan, ja bardzo lubię dziką przyrodę, bo w sumie sama jestem trochę dzika... Tak w ogóle to ma pan bardzo ładny mundur...
- Dziękuję, ale ja w zasadzie przyszedłem tylko po opłatę za pole namiotowe...
- Judka! Miałyśmy być tylko my i dzieci, a ty już jakiegoś gacha bajerujesz! Wstydź się.
Leśniczy sobie poszedł, a przyjaciółki pstryknęły selfie na zgodę.
Póki jeszcze było widno, Judyta poszła nazbierać trochę chrustu i przy okazji rozejrzeć się po okolicy.
Po powrocie zabrała się za rozpalanie ogniska.
Gdy ogień płonął już jasno, Judka zwołała towarzystwo i zaczęła opowiadać mroczną historię o duchu posępnego pustelnika, który nawiedza małych chłopców w ich namiotach (przynajmniej tak wnioskuję po minie Aleksandra xD).
- Daj spokój ciociu, przecież wszyscy wiedzą, że duchy nie istnieją.
- Aleksander chyba nie wie...
Po zakończonej opowieści obozowicze grzali się w milczeniu przy ogniu. Ale zaraz, zaraz...
- Przepraszam, kim pani jest?
- Nazywam się Anna Płastuga. Dwa lata temu przyjechałam tu z mężem, który pierwszej nocy ogłuszył mnie łopatą i zakopał żywcem w ziemi niedaleko tego pola namiotowego. Teraz czekam, aż drań tu wróci, a wtedy tak go nastraszę, że mu kapcie pospadają. I umrze na zawał.
- Twoja historia przypomniała mi pewną piosenkę...
- Todos me dicen el negro, Llorona, negro, pero cariñoso...
Młodsi uczestnicy wyprawy zaczęli zbierać się do snu.
- Kasandro, nie wolałaś zostać w domu i skorzystać trochę z wolności? Urządzić imprezę, poumawiać się z chłopakami?
- Nikt mnie nie lubi, imprezy mnie nie interesują, a mama powiedziała, że jeśli zamierzam siedzieć przez cały ten czas w domu i się uczyć, to mam jechać z wami, przynajmniej zaczerpnę trochę świeżego powietrza.
- Właśnie tak powiedziałam. Albo sex, drugs & rock'n'roll, albo spanie w jednym namiocie z matką i młodszym bratem.
- A ty, Bella, dlaczego się tak ubrałaś, wiedząc, że jedziemy do lasu?
- No co, lubię ładnie wyglądać w każdej sytuacji.
W końcu wszyscy udali się do swoich namiotów i zapadli w głęboki sen po dniu pełnym wrażeń.
Niektórzy źle znieśli spanie na twardej ziemi.
Wizyta w publicznej toalecie również nie należała do najprzyjemniejszych.
- Fuj, ile tu robactwa! Czy ktoś tu w ogóle sprząta?
Judyta chyba nie chciałaby poznać odpowiedzi na to pytanie.
Nasi podróżnicy postanowili wybrać się na wycieczkę do słynnego Parku Narodowego. Okazało się to jednak nie być najlepszym pomysłem...
- Mówiłam ci, że się zgubiłyśmy! Trzeba było skręcić w lewo za tamtym kamieniem, a nie iść na jakieś azymuty...
- Mam ci przypomnieć, czyj to był pomysł, żeby zejść z wyznaczonej ścieżki?
Przyjaciółki uznały, że w stresie nic nie wymyślą, więc postanowiły zrelaksować się na leśnej polanie.
- Ej, a gdzie są nasze dzieci?
- Nie mam pojęcia. Ale poradzą sobie, to w końcu dzieci tajnych agentek.
Kasandra była chyba innego zdania, gdy biegła samotnie przez gęsty las.
Bella zapadła w popołudniową drzemkę, a Judyta w tym czasie oddaliła się od polany celem nielegalnego pozyskania kilku chronionych gatunków żuka. W pewnym momencie usłyszała, że ktoś się za nią skrada...
- Ej, ty, misiek! Myślisz, że się ciebie boję? Nie lubię, jak ktoś zachodzi mnie od tyłu, więc lepiej stąd spadaj zanim wymierzę ci sprawiedliwość w imię wolności, równości i demokracji!
- GRRRRAUR!
- o-ooo...
- Ej, gdzie... Precz z łapami!
- Grrrau...
- A masz, zapchlony futrzaku!
- Rrrr! Rrr...auuu!
Judyta dzięki rządowemu przeszkoleniu z łatwością pokonała groźnego nedźwiedzia.
- I trzymaj się z dala od mojej rodziny, zrozumiano?!
Judka próbowała znaleźć drogę powrotną na polankę, gdzie zostawiła Bellę, ale zamiast tego trafiła na zarośnięte wejście do jaskini.
- Co mnie tam może spotkać gorszego od niedźwiedzia? Wchodzę!
Jaskinia okazała się być bardzo długa, a na jej końcu znajdowała się tajemnicza polana, na środku której stał skromny domek z ogródkiem pełnym ziół i kwiatów.
Judyta postanowiła trochę poszperać.
- Przepraszam, a pani to kto? I co pani robi na mojej posesji?
- Jestem Judyta Mysikrólik, Pogromczyni Niedźwiedzi.
- Aha. Ja jestem Sławomira.
Po krótkiej pogawędce okazało się, że Sławomira od kilkudziesięciu lat żyje tu sama, bez żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Zamieszkała tu z rodzicami jako mała dziewczynka, ale wszyscy jej krewni od dawna nie żyją.
Gospodyni oprowadziła gościa po swoich włościach.
- Mam do ciebie jedno pytanie, drogie dziecko. Powiedz mi, czy wojna się już skończyła?
- Ależ tak, już dawno! Teraz żyjemy w wolnym świecie, pełnym śmiesznych obrazków z kotami i szerokopasmowego Internetu. Możesz pójść ze mną, zamieszkasz w moim domu i zaczniesz nowe życie!
- Opuścić moją samotnię... Jakieś internety, z pewnością dzieło szatana... Faszyści... Grrblblb... Nieee, drogie dziecko, zostanę tutaj, a gdy umrę, stanę się częścią tego lasu...
Judyta przestraszyła się, że staruszka może być jakąś psychopatką, więc czym prędzej się pożegnała i wróciła do parku. Niestety po wyjściu z jaskini okazało się, że zapadła już noc.
Nasza bohaterka przez długie godziny błąkała się w ciemności, głodna i zmęczona.
"Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jestem."
Dopiero nad ranem udało jej się trafić do obozowiska, gdzie ku swej wielkiej uciesze zobaczyła Marzannę całą i zdrową.
- Moje kochane dziecko! Chodź no tu do mamusi! Jak udało ci się wrócić?
- Kiedy zniknęłyście z ciocią Bellą gdzieś w chaszczach, po prostu zawróciłam i poszłam po naszych śladach do obozu.
- Och, jestem z ciebie taka dumna! A propos, widziałaś gdzież może ciocię Bellę?
Dwie godziny później Bella wybiegła zziajana z lasu.
- Bells! Gdzieś ty była?
- Po tym, jak zostawiłaś mnie samą w środku lasu - swoją drogą wielkie dzięki - obudziłam się otoczona przez borsuki. Przywaliłam przewodnikowi stada w nos ciosem karate i uciekłam, ale po drodze spadłam z urwiska i złamałam obcas. Potem zrobiło się ciemno i zaczął padać deszcz, więc schowałam się w krzakach, które okazały sie być legowiskiem niedźwiedzia, który jednak uciekł jak tylko mnie zobaczył. Spędziłam więc noc w jego barłogu, a nad ranem spotkałam ducha zamordowanej przez męża Ani, która wskazała mi drogę do obozu. Ogólnie rzecz biorąc świetnie się bawiłam. Wiesz może, gdzie są moje dzieci?
- Nie mam pojęcia. Ale poradzą sobie, to w końcu dzieci tajnej agentki!
- Haha, racja!
Młodzi Ćwirowie pojawili się wkrótce, obydwoje bez większych uszczerbków na ciele.
- Widzisz, mówiłam, że sobie poradzą. Jak udało wam się tu trafić?
- Ojej, ciociu, to proste. Włączyliśmy GPS-a w komórce i spędziliśmy noc w schronisku.
- Nie wiem jak wy, ale ja mam dość tego całego wyjazdu. Co powiecie na powrót do domu i tradycyjny weekend w galerii handlowej?
Tak oto skończyła się przygoda Judyty Mysikrólik i Belli Ćwir na łonie natury. Prędko tu nie wrócą.