Gunia – W Juli chyba najgorsze jest to, że jaka by nie była, to robi to by chronić swoją rodzinę.
Na razie Iza ma trochę związane ręce. Jeśli sprzeciwi się siostrze, może stracić córkę, jeśli jej posłucha to działa wbrew sobie.
Simwood –
„Biedna, starzeje się. Zapomniała, że w jej świecie nie istnieją samochody tylko teleport”
Samochody istnieją, tylko nie można w nich jeździć
Pociąg, to zemsta jak kiedyś ty dałeś pierwszy przedzielone zdjęcia jak gadają przez telefon
A ja miałam je zrobione, tylko komputer mi się zepsuł! xD
Jak mogłeś? Przez ciebie z Gunterem teraz na zawsze zostanie przylepka „Mięsa do kebabów”! xD
Jak patrzę po komentarzach, to chyba jesteś jedyną osobą, która po tym odcinku polubiła Julkę xD
A na koniec nie wiem czy widziałeś, ale w „Ciacha ze szkoły” Widnieje twój Marcin
Galcia – No weź, Julia to robi dla rodziny! (No dobra i tak jest okropna xD)
Take małżeństwa, to u Landgraabów chleb powszedni
„Pewnie połowa tych kobitek to "takie nic", co się wżeniło w rodzinę, ale jak już się wżeniło, to udaje wielka panią”
Chciałabym zaprzeczyć no ale… xD
Już ci mówiłam, ale jakby jeszcze ktoś chciał wiedzieć, to Gunter to sim z gry. Mieszka w Windeburgu z matką i braćmi
A rolę dla niego mam
„Za to zdarzały się przypadki niewyjaśnionego zatrucia arszenikiem”
Ważne, że tradycja zachowana xD
Flora najlepsza
I znów dla kolejnej postaci wymyśliłam większą rolę niż powinna mieć. Nigdy nie skończę tej relacji xD
Lenna – Za imię nie odpowiadam, to gra jej takie wybrała xD
„Ja w jej wieku umiałam napisać 3 litery: A, E, U”
Flora prawdopodobnie też. Dlatego potem mówi „A przynajmniej chciałabym, bo wciąż się uczę.”
„Pewnie wyniknie z tego jakaś bieda.”
Ja nic nie wiem…
„Niech się cieszy, że doczekał się małych dzieci.”
Na razie to ja się cieszę, że doczekałam się małych dzieci w czwórce xD
Dzisiaj mam dla was dwa pamiętniki
Co słychać u Lotty? Czy ostatnie święta zmieniły coś w jej relacji z Aleksem?
I co z planami Avril dotyczącymi otworzenia kawiarni?
Zapraszam
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Z pamiętnika Charlotty
Nowy rozdział
Charlotta w pośpiechu przemierzała ulice Wierzbowej Zatoczki. Od dawna nie była taka szczęśliwa jak dziś. Idąc wciąż podskakiwała lekko z nogi na nogę, zupełnie jakby była małą dziewczynką cieszącą się na spotkanie z ukochanymi dziadkami, których od dawna nie widziała. Tak samo czuła się właśnie Lotta. Bowiem dziś miało się zdarzyć coś niesamowitego. Po raz pierwszy od dawna, miała spędzić dzień ze swoja ukochaną córeczką Anastazją!
Wszystko zaczęło się tydzień wcześniej, kiedy podczas jednego z jej treningów na siłowni, usłyszała dzwonek komórki. Zaskoczona, że ktoś mógłby dzwonić o tej porze, przerwała ćwiczenia i zerknęła na wyświetlacz telefonu. Gdy tylko zobaczyła numer dzwoniącej do niej osoby, oczy rozszerzyły jej się ze zdziwienia. Tą osobą nie był nikt inny, jak Aleksander, jej mąż.
W ostatnie święta, kiedy to Aleks razem z Annie przyszli do nich na wigilijną kolację, Lotta zauważyła, że stosunki między nimi nieco się ociepliły. Zaraz po tym, jak Lotta wmówiła mu, że tak naprawdę od początku chodziło jej wyłącznie o jego pieniądze, Aleksander przestał się do niej odzywać. Nie było to dla kobiety oczywiście niczym niezwykłym. Tak naprawdę właśnie tego się spodziewała, a nawet tego chciała. Miała nadzieje, że zerwie z nią kontakt i znajdzie sobie kogoś lepszego niż ona. To czego jednak nie przewidziała, to to, że w całą aferę zostanie wciągnięta Anastazja. Po tym jak dziewczynka dowiedziała się, że rodzice się rozeszli i to z powodu Lotty, również postanowiła zerwać z nią kontakt.
Charlotta wiele razy próbowała spotkać się z córką, niestety nadaremnie. Do tego wszystko zaczął utrudniać jej sam Aleks. Kobieta nie tylko nie mogła dodzwonić się do córki, ale również nigdy nie mogła zastać jej w domu. Gdy przyszła parę razy, żądając spotkania się z Annie, Aleksander odprawił ją mówiąc, że dziewczynka jest u koleżanek lub zwyczajnie zamykał jej drzwi przed nosem, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie życzy sobie, by jego córka widziała się z taką matką.
Dlatego jego nagły telefon bardzo ją zaskoczył. Jeszcze większego szoku doznała, gdy dowiedziała się, dlaczego Aleksander do niej dzwoni.
- Co? Ja i Annie mamy spędzić razem weekend? – spytała zdziwiona, gdy tylko usłyszała pytanie. Mężczyzna po drugiej stronie telefonu milczał chwilę, nim odezwał się ponownie.
- Oczywiście jeśli nie chcesz, to nie ma sprawy. Pomyślałem tylko…
- Nie! – wykrzyknęła Lotta przerywając mu i natychmiast zreflektowała się. – To znaczy… Tak! Bardzo tego chcę! O której mogę po nią przyjść?
Następnie omówili szczegóły spotkania i rozłączył się. Kobieta wręcz nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Czyżby to był początek nowego rozdziału w jej życiu, który wszystko odmieni?
Nagle Charlotta zatrzymała się i spojrzała do góry. Ujrzała przed sobą olbrzymią willę z czarnego kamienia, wyraźnie górującą nad sąsiadującymi z nią budynkami. Mimo, że idąc tu była pewna siebie i gotowa na wszystko, to teraz zawahała się. Co jeśli Aleksander zmienił zdanie? Albo to wszystko to tylko żart, by ją ukarać? Aleksander otworzy jej drzwi, po czym z szyderczym uśmiechem oznajmi, że Anastazja nigdzie z nią nie pójdzie?
Gwałtownie pokręciła głową. Nie, znała Aleksandra i wiedziała, że nie zrobiłby jej czegoś takiego. Nawet jeśli w głębi serca ją nienawidzi, to nigdy nie potraktowałby jej w ten sposób. Dziarskim krokiem ruszyła do drzwi. Sięgnęła ręką i nacisnęła dzwonek. Odczekała chwilę, lecz nikt jej nie otworzył. Przełykając ślinę postanowiła zapukać. Gdy tylko to zrobiła, cofnęła się zaskoczona. Drzwi były otwarte! Lotta dobrze znała zasady tego domu. Wciąż pamiętała awanturę, jaką jej kiedyś zrobiła Bella, gdy jeszcze tu mieszkała i wychodząc rano do pracy zapomniała zamknąć drzwi. Czy to możliwe, że ktoś się włamał do domu Ćwirów, a teraz jak gdyby nigdy nic, plądruje co tylko się da? Pokręciła głową. „Przestań, pewnie po prostu zapomnieli zamknąć, a ty tworzysz w głowie jakieś bajki.” Skarciła się w myślach i weszła do środka.
Nagle, usłyszała dochodzący z pierwszego piętra jakiś szum. Dźwięk przypominał, zrzuconą ze stolika nocnego lampę. Lotta zamarła w miejscu i spojrzała w kierunku schodów.
- Aleksander? Jesteś w domu? – zawołała niepewnie, wspinając się po schodach, jednak nie otrzymała odpowiedzi.
Rozejrzała się dookoła, lecz nikogo nie było. „Zdawało mi się?” pomyślała i wyszła na najwyższe piętro, prosto do pokoju Anastazji. Ciepłego i przytulnego pokoiku, o pomalowanych na blady róż ścianach. Tu jednakże również było pusto. Lotta zbliżyła się do łóżeczka córeczki i usiadła na nim, czule gładząc pościel. To tu dziś spała Anastazja. Tak dawno jej nie widziała… ale już niedługo, jeszcze trochę i znów będą razem, a potem spędzą najwspanialszy weekend w jej życiu. Ona już o to zadba!
Kolejny trzask z piętra niżej sprawił, że aż podskoczyła zlękniona i obejrzała się. Zamarła na chwilę, po czym jak oparzona, zerwała się z miejsca. „Nie wydawało mi się! W domu naprawdę ktoś jest!” pomyślała przerażona.
Wstała i rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu jakiejś broni, lecz oprócz lampy przy łóżku, nie było tu nic, czym ewentualnie mogłaby się bronić. Nie mając wyboru, chwyciła ją i ruszyła w stronę schodów. „Muszę szybko wydostać się z tego domu zanim mnie znajdzie! Już słyszał jak wołam Aleksa, teraz na pewno będzie chciał mnie dopaść!” myślała rozglądając się czujnie i powoli, na paluszkach, schodząc na dół.
Będąc na pierwszym piętrze, nasłuchiwała odgłosów kroków lub czegoś innego, co zdradziłoby jej pozycje włamywacza. Na piętrze panowała jednak absolutna cisza. Biorąc głęboki wdech, ruszyła pomału w stronę kolejnych schodów.
„Jeszcze troszkę, powoli… Zaraz będzie po wszystkim” uspokajała się w myślach. Już prawie była na miejscu, gdy przechodząc obok jednego z pokoi, niespodziewanie usłyszała płacz dziecka. Zatrzymała się i wpatrzyła w drzwi. „Dziecko? Co tu robi jakieś dziecko? W dodatku samo?!” Zaklęła w myślach, przecież nie może zostawić dziecka na pastwę tego bandyty. Ostrożnie stawiając kroki tak, by nie wywołać hałasu, podkradła się do drzwi.
Właśnie sięgała do klamki, gdy nagle poczuła dłoń na ramieniu.
- Tu jesteś… - z wrzaskiem rzuciła się w bok, na oślep bijąc trzymaną w dłoni lampą.
- Zostaw mnie! Odjedź! – krzyknęła, gdy poczuła, że owa postać łapie ją za ręce.
- Lotta! Uspokój się! – usłyszała i otworzyła oczy, które zamknęła w strachu. Zobaczyła przed sobą minę wściekłego Aleksandra, któremu z czoła ciekł strumyczek krwi, zapewne po tym jak uderzyła go lampą. Lotta zakryła usta dłonią.
- Aleks… To ty? – patrząc na nią, uniósł brew.
- No wiesz, to tak jakby mój dom… - rzekł krzyżując ramiona. Lotta zmieszana odwróciła wzrok.
- Drzwi były otwarte i słyszałam hałas na piętrze, myślałam… Myślałam, że w domu jest włamywacz. – Aleksander patrzył się na nią chwilę zszokowany, po czym parsknął śmiechem.
- Myślałaś, że w domu jest bandyta, a mimo to chodzisz po nim uzbrojona w lampę?! – spytał i pokręcił głową. Kobieta poczuła się nagle naprawdę głupio. W tej chwili jednak przyszło jej coś do głowy i zerknęła na niego.
- Skoro byłeś w domu, to czemu mi nie otworzyłeś, tylko się chowasz? – mężczyzna właśnie chciał jej odpowiedzieć, gdy ponownie rozległ się płacz dziecka.
Minął ją i wszedł do pokoju, Lotta podążyła za nim. Zobaczyła jak Aleksander zbliża się do niebiesko zdobionej kołyski i bierze na ręce małe, najpewniej kilku miesięczne dziecko. Zaskoczona, zbliżyła się by spojrzeć na nie. Tymczasem Aleks próbował ukołysać małego do snu. Mimo jego starań, wciąż płakał. Po chwili, Aleksander westchnął zrezygnowany.
- Tak jest cały dzień. Ja próbuję go utulić do snu, a on płacze i płacze! Co robię nie tak? – spytał sam siebie. Wtem usłyszał śmiech Lotty i spojrzał na nią marszcząc brwi.
- Co cię tak bawi? – rzekł rozłoszczony. Kobieta pokręciła głową i uniosła dłoń w pokojowym geście.
- Nic takiego… Po prostu źle go trzymasz, trzęsiesz nim jak workiem kartofli. – widząc nic nierozumiejące spojrzenie Aleksandra, wyciągnęła ręce. – Daj mi go, pokażę ci.
Mężczyzna wahał się jeszcze chwilę, ale podał jej dziecko. Lotta wzięła malucha i uśmiechnęła się do niego promiennie. Chłopczyk patrzył się na nią zdzwiony, a kobieta zaczęła kołysać go delikatnie.
- Śpij malutki… ciii… - zaczęła łagodnie przemawiać do niego. Po chwili oczka dziecka zamknęły się i odpłynęło w cichy, spokojny sen. Charlotta kołysała go, a stojący obok Aleks patrzył na nią niedowierzając.
- Jak to zrobiłaś? Od rana próbuję go uspokoić i nic nie pomagało. Ani jedzenie ani kołysanie. Zupełnie nic! – Charlotta ułożyła dziecko w kołysce i wzruszyła ramionami.
- No cóż, w końcu wychowałam Anastazję. Wiem co nieco o dzieciach. Kiedy była malutka często wyjeżdżałeś, pewnie dlatego… - zaczęła, lecz zamilkła, widząc minę Aleksa. W jego oczach ujrzała dojmujący smutek.
Odwróciła wzrok od jego twarzy i zerknęła na śpiącego malucha.
- Przy okazji, czyje to dziecko? – spytała i zerknęła na męża. Aleks wyglądał na zaskoczonego.
- Nie domyślasz się? –zastanowiła się i aż rozszerzyła oczy ze zdziwienia, gdy dotarła do niej prawda.
- To dziecko Belli i Joaquina?! – wykrzyknęła z niedowierzaniem, w tej chwili jednak uświadomiła sobie, co powiedziała i gwałtownie zamachała rękami. – To znaczy… Ja wcale nie chciałam…! – Aleks jednak nie wyglądał, jakby się tym przejął.
- Nie kłopocz się. Wiem, że ojcem jest kochanek mojej matki. – następnie zbliżył się do kołyski i zerknął na dziecko. – Dwa dni temu, gdy wróciłem do domu, zastałem nianię z dzieckiem. Gdy spytałem co tu robi, oznajmiła, że pani Bella kazała jej zająć się dzieckiem i przekazać mi list. – Aleks ze znużeniem przetarł oczy. – Moja cudowna mama, uznała, że jest zmęczona opieką nad dzieckiem i potrzebuje wakacji. Dlatego to ja mam się zająć Henrykiem.
Lotta spojrzała na dziecko i pogładziła je po policzku.
- Henryk? Czyli to tak się nazywa ta mała paskuda. Współczuję mały, twoja mama to okropna żmija, a o tacie lepiej nawet nie wspominać. – kątem okaz zobaczyła, wpatrzone w nią spojrzenie Aleksa. - No co? Możesz się na mnie obrazić, ale to prawda! – mężczyzna z westchnieniem pokręcił głową.
- Nic nie szkodzi. W sumie masz rację… – rzekł i zapatrzył się w okno. Lotta obserwowała go ukradkiem. – Wiesz, właściwie to zawsze tak było. – odezwał się swoim melodyjnym głosem. Wyglądało na to, że wspomnieniami, cofa się do dawno już minionych chwil.
- Gdy ja i Kasandra byliśmy jeszcze dziećmi, to ojciec lub wynajęte przez niego nianie, zwykle się nami zajmowali. Mama albo nie miała czasu, albo gdzieś wyjeżdżała. – tu zaśmiał się, lecz nie był to wesoły śmiech. – To zadziwiające jak pamięć dziecka potrafi być złudna. Mimo, że w rzeczywistości była okropna, to wystarczyło, że od czasu do czasu przywiozła mnie i Kasi jakiś prezent, a znów była dobrą mamą Bellą…
Nagle wybudził się ze swoich rozmyślań i spojrzał na wpatrzoną w niego Lottę. Kobieta chciała coś powiedzieć, ale jakby to przeczuwając, pokręcił głową, dlatego milczała.
- Wracając… Przyszłaś po Anastazję? Dziś kończy lekcje o trzeciej, powinna zaraz tu być.
W tej chwili usłyszeli trzask otwieranych i zamykanych drzwi frontowych. Zeszli na dół i zobaczyli idącą korytarzem Anastazję.
- Annie! – zawołała z radością Lotta i zbiegła po schodach do niej. Dziewczynka zatrzymała się i patrzyła się na nią jak na zjawę.
Gdy Charlotta chciała ją przytulić, cofnęła się i spojrzała na ojca.
- Co ona tu robi?! – rudowłosa zamarła i patrzyła się na córkę z niedowierzaniem.
- Annie… Przecież miałyśmy spędzić ten weekend razem… Tato nic ci nie mówił? – Anastazja spojrzała na nią z gniewem w oczach.
- Mówił, a ja mu powiedziałam, że nie mam na to ochoty.
W pierwszej chwili Lotta poczuła ból w sercu. Miała nadzieję, że po ostatnich świętach coś się zmieniło. Co prawda podczas kolacji Annie była w stosunku do niej chłodna, jednak nie widziała w jej oczach wrogości. Myślała, że po tak długim czasie, córka zrozumiała wreszcie, dlaczego jej rodzice postanowili się rozstać i wie, że mimo to oboje nadal ją kochają. W kącikach jej oczu zakręciły się łzy.
- Annie… - usłyszała głos Aleksa, lecz powstrzymała go gestem dłoni. To sprawa pomiędzy nią, a Anastazją i rozwiążą to same. Zacisnęła pięści i spojrzała stanowczo na córkę.
- Jestem twoją matką, a nie byle kumpelą, żebyś miała się tak do mnie odnosić! – rzekła dobitnie, a zaskoczona dziewczynka, wpatrywała się w nią. – A teraz idziemy! Spędzisz ze mną ten weekend, bo jestem twoją mamą, która bardzo cię kocha i tęskniła za tobą. No już!
Następnie zbliżyła się i chwyciła ja za rękę. Zdezorientowana Annie dała się poprowadzić kawałek, gdy jednak były już przy drzwiach, wyrwała się gwałtownie.
- Nie! Nigdzie nie idę! – wrzasnęła i spojrzała na Aleksa. – Tato… - rzekła błagalnie, ale mężczyzna pokręcił głową.
- Nie Annie, razem z mamą ustaliliśmy, że będziesz spędzać z nią weekendy. Twoje błagania nic tu nie pomogą. – Zarówno Lotta jak i Annie, wpatrzyły się w niego zdumione.
W końcu jednak Annie tupnęła nogą rozłoszczona i ruszyła do drzwi, odprowadzana wzrokiem rodziców.
- Nienawidzę was! – krzyknęła i wyszła przed dom. Aleks, bezradnie pokręcił głową.
- Przejdzie jej. – Lotta przytaknęła i spojrzała na niego ponownie.
- Naprawdę mogę spędzać z nią każdy weekend? – mężczyzna patrzył na nią przez chwilę, jakby nie zrozumiał jej pytania, po czym skinął lekko głową.
- Oczywiście, wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr.
Rozpromieniona Lotta rzuciła mu się na szyję, a Aleks niespodziewanie objął ją, jakby to było coś naturalnego. Po chwili uświadomiła sobie, co zrobiła i cofnęła się zmieszana.
- To ja już może pójdę, zanim Annie postanowi mi uciec! – zażartowała, nie patrząc na niego i ruszyła do drzwi.
Nim jednak przekroczyła próg domu, usłyszała jeszcze głos Aleksa.
- Lotta, zaczekaj. – kobieta odwróciła się i zobaczyła, że mężczyzna odwrócił wzrok.
- Coś się stało Aleks? – spytała zaniepokojona, mężczyzna wahał się jeszcze chwilę, ale w końcu spojrzał jej twardo w oczy.
- Dużo nad tym myślałem, ale postanowiłem, że w końcu trzeba uregulować sprawy między nami.
- Jakie sprawy? – spytała, nie rozumiejąc. Aleks wziął głębszy wdech, jakby samo wypowiedzenie tego zdania, sprawiało mu ostry ból.
- Postanowiłem złożyć pozew o rozwód. – pod kobietą ugięły się nogi.
To prawda, ona i Aleks, mimo, że od dłuższego czasu nie mieszkali razem i nie kontaktowali się ze sobą, to jednak wciąż byli mężem i żoną. Do tej pory jakoś, ani on, ani ona, nie zdecydowali się na to, aby coś z tym zrobić. Charlotta przez cały czas czuła, że po tym co się między nimi wydarzyło, to naturalna kolej rzeczy. Teoretycznie była na to przygotowana. Myśleć jednak o tym, a naprawdę to usłyszeć, to dwie różne sprawy. Tak nią to wstrząsnęło, że ledwie słyszała dalszą wypowiedź Aleksandra.
- …Annie powinna wiedzieć jak wygląda nasza sytuacja. Nie ma co robić jej nadziei. Słuchasz mnie? – kobieta nie była wstanie się odezwać, dlatego skinęła głową.
Następnie pożegnała się z Aleksandrem i wyszła, nie oglądając się ani razu. Zbliżyła się do córki i razem ruszyły do domu.
Po paru krokach, spojrzała na idącą obok niej rozłoszczoną Annie, a następnie oglądnęła się na ponurą willę. Dostrzegła na pierwszym piętrze ruch firanek w oknie. Z westchnieniem odwróciła się i wpatrzyła w drogę przed sobą. Czyli to tak zaczynał się nowy rozdział w jej życiu.
Lotta pomyślała, że jeszcze nigdy nie czuła się tak zagubiona i samotna, jak w tej chwili.
Z pamiętnika Agaty
Wymarzone miejsce
Agata spała w najlepsze, zakopana po uszy w ciepłej pościeli. Był piątek, jednak zajęcia w szkole dziewczyny zostały tego dnia odwołane. Właśnie dlatego, miała dziś dzień wolny i postanowiła porządnie się wyspać, po całym tygodniu wstawania na ósmą rano.
- Agata… - usłyszała cichy szept, tuż przy swoim uchu, lecz postanowiła go zignorować. W pokoju było jeszcze ciemno i nic w tym dziwnego, zegar naścienny ledwie wybił piątą. Agata nie zamierzała się ruszać z łóżka przynajmniej do godziny dziesiątej, a i potem nie miała jakiś większych planów na ten dzień.
- Agata… - usłyszała ponownie, tym razem jednak nieco głośniej. Dziewczyna będąc na granicy jawy i snu, obróciła się na drugi bok. Dlaczego ta Izabella jest dziś taka natarczywa? Dobrze wie, że ma wolne, więc po co budzi ją skoro świt? Agata nałożyła kołdrę na głowę i próbowała spać dalej. Zwykle jeśli Iza nie miała nic ważnego do przekazania, taki sygnał „Daj mi spać” wystarczał, by wyszła i pozwoliła jej obudzić się o wyznaczonej przez nią porze. Zakopana w pościeli Aga, usłyszała westchnięcie postaci i to jak oddala się od jej łóżka. Uśmiechnęła się. Czyli jednak dziś się wyśpi.
Znów zaczęła odpływać w błogi sen, gdy nagle, spadł na nią wodospad zimnej wody. Dziewczyna wyskoczyła z łóżka jak oparzona i wpatrzyła się w stojąca przed nią dziewczynę o blond czuprynie, trzymającej pusty wazon.
- W końcu się obudziłaś! – wykrzyknęła zachwycona Avril, z uśmiechem na ustach. Agata gapiła się na nią ogłupiała.
- Avril? Co ty tu robisz? – słysząc jej pytanie, blondynka nieco przechyliła głowę, jakby nie do końca zrozumiała o co jej chodzi.
- Jak to co? Przecież tu mieszkam i to tak z parę miesięcy. Dziwne, że nie zauważyłaś. – To prawda. Po tym jak Avril stanęła przed domem Agi i oznajmiła, że zamierza zamieszkać w Oazie Zdrój, Agata zaproponowała jej, że dopóki sobie czegoś nie znajdzie, może zamieszkać w jednym z pustych pokoi na piętrze. Avril uszczęśliwiona propozycją, natychmiast się zgodziła i tak obie dziewczyny zamieszkały razem. Pozostawało tylko jedno ale, a było nim…
- Dziewczyny, musicie tak hałasować z rana? Jest dopiero piętnaście po piątej… - usłyszały i obróciły się w stronę głosu. W progu stał, starszy o parę minut, brat bliźniak Avril, Andrew.
Gdy tylko blondynka go zobaczyła, zmarszczyła brwi.
- A co cię to obchodzi? To dom Agaty i może sobie w nim hałasować ile chce!
- Tyle, że ja nie chcę… - szepnęła Aga, lecz Avril zdawała się jej nie słyszeć.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wyprowadziłam się z domu, tylko po to, żeby znów dzielić z tobą pokój! Za co?! – zawyła żałośnie. Andrew niewiele robił sobie z jej histerii, stał tylko w progu i śmiał się.
- To raczej ja powinienem czuć się pokrzywdzony. Tyle lat minęło, a ja wciąż muszę cię pilnować jak małego dziecka. – Avril, aż poczerwieniała na twarzy ze złości.
- Że co?! Ja… - chciała mówić dalej, ale w końcu Aga nie wytrzymała i wkroczyła między nich.
- Spokój! – krzyknęła, przerywając ich kłótnię. Oboje wpatrzyli się w nią, jakby dopiero teraz ją zauważyli. To nieco zirytowało Agę, biorąc pod uwagę fakt, że Avril sama wparowała tu i ją obudziła, a przecież mogła jeszcze smacznie spać. Spojrzała na nią wilkiem. – Avril, możesz mi powiedzieć czemu budzisz mnie tak wcześnie rano? W dodatku dzbankiem zimnej wody?! – Avril spojrzała na nią i pstryknęła palcami, jakby właśnie coś sobie przypomniała.
- No właśnie! Pamiętasz jak mówiłam ci, że chcę otworzyć kawiarnię? – spytała, na co Agata tylko kiwnęła głową. – No więc, oto nadszedł dzień, gdy idziemy szukać idealnego miejsca! – rzekła, jak gdyby nigdy nic. Agata miała ochotę ją rozszarpać.
- I po to mnie budzisz o tej porze? Przecież mogłyśmy iść z tym później! – blondynka jednak stanowczo pokręciła głową.
- Nie ma takiej opcji. Widziałam parę ładnych lokali, które chciałabym obejrzeć i już umówiłam się z właścicielami na spotkanie.
- I nie mogłaś na nieco późniejszą godzinę?
- A co gdyby znalazł się ktoś, kto chce je kupić i sprzątnął mi moje wymarzone miejsce sprzed nosa? O nie! Musimy być pierwsze. – rzekła z uśmiechem i mrugnęła do niej. Agata westchnęła, jak Avril coś sobie wbije do głowy, to nie ma rady, trzeba jej posłuchać.
Kątem oka zobaczyła, że Andrew wycofuje się z pokoju. Szybkim ruchem zbliżyła się i zablokowała mu wyjście.
- A ty dokąd się tak nagle spieszysz? – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem. Chłopak wyglądał na nieco zdenerwowanego.
- Ach, no wiesz. Nie będę wam przeszkadzał w planach, muszę… - zaczął, lecz Aga przerwała mu i pomachała palcem przed nosem.
- Nie wywiniesz się tak łatwo. Dobrze wiem, że masz samochód. – Andrew przełknął ślinę i kiwnął głową. Aga uśmiechnęła się szerzej. - Chyba nie pozwolisz, żeby takie dwie, delikatne dziewczyny jak my cały dzień tłukły się w autobusie? – chłopak chciał coś powiedzieć, lecz nie dała mu dojść do słowa - Wspaniale! Skoro się zgadzasz, to będziesz dziś naszym prywatnym szoferem!
- Tylko nie to! – jak jeden mąż, zakrzyknęły bliźniaki. Agata zaśmiała się i ignorując ich dalsze protesty, ruszyła do łazienki, by przygotować się do wyjścia.
„To będzie naprawdę ciekawy dzień.” Pomyślała.
. . .
Parę godzin później, byli znów w drodze. Agata naprawdę miała dość wszystkiego. Gdy rano wychodziły, miała nadzieję, że wszystko pójdzie znacznie szybciej. Myślała, że Avril upatrzyła sobie jakieś dwa, no może trzy lokale i zobaczenie ich, a później dokonanie wyboru nie zajmie im więcej jak dwie godziny. Niestety, jak to z Avril bywa, blondynka zamiast paru lokali, wybrała ponad dziesięć!
Jak by tego było mało, wszystkie były od siebie tak oddalone, że jeździli z jednego końca Oazy na drugi, jak wariaci, by wszystkie zobaczyć i nie spóźnić się na spotkanie z właścicielem, gdyż Avril umawiając się, nie wzięła pod uwagę czasu dojazdu do miejsca.
Oprócz tego, Agata nigdy nie pomyślałaby, że Avril będzie, aż taka wybredna. Parę miejsc było bardzo ładnych, a jednak blondynka po dokładniejszym obejrzeniu ich, rezygnowała z kupna mówiąc, że nie czuje w tym miejscu życia i źle prowadziłoby jej się tu interes.
Co do innych miejsc natomiast, Aga nie mogła uwierzyć, że w ogóle znalazły się na liście Avril…
Dziewczyna podejrzewała, że jedynie ładna okolica, mogła sprawić, że blondynka, w ogóle rozważyła opcję, by otworzyć tu kawiarnię.
Agata zaczynała rozumieć, czemu Andrew miał, aż taka przerażoną minę, gdy dowiedział się, że ma dziś z nimi jeździć i wybierać lokal na kawiarnię Avril. Po prostu doskonale wiedział, że tak to się może skończyć i cały dzień spędzą na szukaniu idealnego miejsca, które być może, istnieje jedynie w fantazjach dziewczyny.
Po zobaczeniu kolejnego miejsca, które z jakiś powodów, nie spełniało standardów blondynki. Agata postanowiła zapytać, ile jeszcze mogą potrwać ich poszukiwania. Gdy Avril pożegnała się z właścicielem budynku, zbliżyła się.
- Avril? – spytała, chcąc zwrócić uwagę dziewczyny, która właśnie patrzyła na mapę.
- Tak? – spytała blondynka, zerkając na nią.
- Ile jeszcze miejsc zostało nam do obejrzenia? Wiesz, jeździmy już parę godzin i pomyślałam… - chciała mówić dalej, ale Avril zbyła jej zmartwienia machnięciem ręki.
- Spokojnie, zostały nam jeszcze dwa budynki i koniec. – Agata westchnęła z ulgą. Zobaczenie dwóch miejsc nie zajmie im już zbyt dużo czasu. Uśmiechnęła się.
- No to wracamy do Andrew i jedziemy! – rzekła z zapałem. Właśnie miała iść, gdy poczuła, że Avril trzyma ją za rękę. Zaskoczona, obróciła się w jej stronę.
- Avril? Co…? – zaczęła, lecz nie skończyła, bo nagle znalazła się w niedźwiedzim uścisku blondynki. Po chwili, puściła ją i uśmiechnęła się promiennie. Agata patrzyła na nią z pytaniem w oczach.
- Chciałam ci po prostu podziękować. Wiem, że cię to nudzi, a jednak zjeździłaś dziś ze mną pół miasta i nie poskarżyłaś się ani razu. – tu wyszczerzyła zęby. – Jesteś wspaniałą przyjaciółką! – powiedziała. Agata nagle poczuła wyrzuty sumienia. Avril jej dziękuje, tymczasem ona tak się wcześniej ucieszyła z tego, że to już prawie koniec.
- Wiesz Avril, właściwie to ja… - nie skończyła, gdyż Avril już ruszyła w stronę Andrew. Widząc jednak, że Aga za nią nie idzie, obróciła się i spojrzała na nią wesoło.
- Co się tak guzdrzesz? Chodźmy zobaczyć te dwa ostatnie miejsca! – Agata uśmiechnęła się i pobiegła za dziewczyną. Nagle jednak coś przemknęło jej przez myśl, a po plecach przebiegł dreszcz. „A co jeśli Avril, nie znajdzie wymarzonego miejsca na kawiarnię w Oazie? Czy wtedy… wyjedzie?” pomyślała ze strachem. Szybko jednak przegoniła te myśli. Nie ma się co nad tym zastanawiać. Mają do zobaczenia jeszcze dwa miejsca.
Któreś musi jej się spodobać… Prawda?
. . .
Niedługo później byli na miejscu. Niestety okazało się ono bardzo odbiegać, od tego, co Avril widziała w ogłoszeniu.
Starszy, chudy jak patyk mężczyzna, który wyglądał jakby chwiał się na nad grobem. W rzeczywistości okazał się być przebiegłym staruszkiem, chcącym jak najwięcej zarobić na sprzedaży, ruiny (gdyż inaczej nie dało się tego nazwać) która dawno temu, prawdopodobnie jeszcze w epoce paleocenu, była barem. Avril jednakże szybko wyczuła jego zamiary i pożegnała się z mężczyzną.
- Ale to zabytkowe miejsce, które należało jeszcze do mojego pra pra dziadka Landgraaba, przysięgam! – Agata i Avril, zaśmiały się pod nosem. Ten człowiek zupełnie nie zdawał sobie sprawy z kim rozmawia.
- Twierdzi pan, że należy do rodziny Landgraab? – spytała Avril, udając nagłe zainteresowanie budynkiem. Mężczyzna najwyraźniej myśląc, że udało mu się zwieść dziewczynę, uśmiechnął się szeroko.
- Ależ oczywiście. Nie chwaląc się, to nawet miałem zostać jej prezesem, ale ostatecznie oddałem ten stołek mojej najdroższej kuzynce z którą się wychowałem. – Agata i Avril spojrzały po sobie.
- No tak, pani Landgraab cieszy się dużą sławą. Bardzo sprawnie zarządza firmą. Jeszcze raz, jak ona miała na imię? – spytała Agata i po chwili, spojrzała na mężczyznę. – Może pan mi pomoże? Kompletnie wyleciało mi z głowy. – obie zauważyły, że mężczyzna zaczął się intensywnie pocić.
- Ach, kto by tam miał głowę do imion w moim wieku…
- Jak to? Nie pamięta pan imienia najdroższej kuzynki?
- Z którą się pan wychował. – dodała Avril.
Obie dziewczyny patrzyły jak mężczyzna łypie na boki oczyma, próbując wymyśleć prawidłową odpowiedź. W końcu Andrew, który stał obok i również się uśmiechał, uznał, że wystarczy tego i powinni się zbierać, bo nie zdążą zobaczyć ostatniego z lokali. Avril zbliżyła się do mężczyzny i uścisnęła mu dłoń.
- Wybaczy pan, ale jednak nie kupię tego budynku. Może ktoś się nabierze na pana historyjkę, ale z pewnością nie ja. Życzę miłego dnia. – obróciła się i razem z Agą ruszyły w kierunku auta. Nagle jednak, brunetka zatrzymała się i spojrzała na niego.
- A tak przy okazji. Jej imię to Helena. Kiedy będę się z nią następnym razem widzieć, bardzo chętnie przekaże jej pozdrowienia, od najdroższego kuzyna. Na pewno się ucieszy! Do widzenia!
Następnie zostawili osłupiałego mężczyznę za sobą i ruszyli w drogę.
. . .
Mimo, że spotkanie oszusta, który podawał się za krewnego Landgraabów i rozszyfrowanie go, było całkiem zabawne, idąc do ostatniego miejsca, Agata posmutniała. Znów zaczęła się zastanawiać, co będzie, jeśli Avril nie znajdzie miejsca na kawiarnię. Czy wtedy wróci do Windenburga? A może wybierze inne miejsce? To prawda, że mieszkanie z nią i Andrew pod jednym dachem bywało irytujące.
Zwłaszcza, gdy rano nie mogła się dopchać do łazienki, bo chłopak urządzał sobie koncert pod prysznicem.
Natomiast Avril miała masę wolnego czasu z powodu braku pracy i często zawracała jej głowę swoimi szalonymi pomysłami.
Mimo tych drobnych niedogodności, Agata bardzo polubiła mieszkanie z nimi pod jednym dachem. W końcu dom, był pełen życia, a nie pusty i samotny. Zamiast siedzieć wieczorem sama i oglądać powtórki tureckich seriali, mogła spędzić go na graniu w gry z przyjaciółmi, jedzenie tostów i rozmowach. Nie wspominając już o tym, że Avril uwielbiała dzieci i w ten sposób, Basia zyskała wspaniała nianię.
To jasne, że wiedziała, iż Avril nie będzie mieszkać z nią na zawsze. Ale nawet jeśli, to bardzo chciała by przyjaciółka była w pobliżu, a nie w innym mieście. Nie chciała znów zostać sama.
W tym momencie Agata zorientowała się, że są na miejscu. Z zaciekawieniem rozejrzała się po okolicy. Było tu bardzo zacisznie i spokojnie. Wręcz idealne miejsce na spacer z dzieckiem lub poranny jogging, czy jednak również na kawiarnię? W końcu im więcej klientów tym lepiej.
Spojrzała na Avril chcąc o to zapytać, lecz nim zdążyła wymówić choć słowo, blondynka odezwała się.
- Wiem o czym myślisz Aga. „Czy to miejsce nadaje się na kawiarnię?” - rzekła i obróciła się w stronę zaskoczonej dziewczyny. – To prawda, jest to dość cicha i spokojna okolica, ale właśnie dlatego jest wręcz idealna. Widzisz tamte wysokie budynki? – Agata spojrzała we wskazanym kierunku i kiwnęła głową. – To biurowce, jestem pewna, że pracownicy chętnie zajrzą do nas w godzinach przerwy, by napić się kawy i odpocząć od zgiełku panującego w pracy. Natomiast tam po prawej… – rzekła i wskazała. – …znajdują się budynki uniwersyteckie. Będziemy mieć też studentów. W dodatku, nie ma tu innej kawiarni, więc nie mamy konkurencji. – zakończyła.
Agata była zaskoczona, że przyjaciółka tak dokładnie sobie wszystko przemyślała. Do tej pory myślała, że Avril wybierając lokale, kierowała się jedynie ich wyglądem. Nagle poczuła się głupio, że tak zlekceważyła podejście przyjaciółki do interesów.
- I ty tak wszystkie te lokale, które dzisiaj… - Avril patrzyła na nią zdziwiona.
- Oczywiście. A ty myślałaś, że co? Patrzę na kolor ścian?
Agata odwróciła wzrok zażenowana, a blondynka wybuchła śmiechem. – Oj Aga, musisz się jeszcze wiele nauczyć jeśli chcesz mi pomagać w kawiarni. – Agata zaskoczona spojrzała na nią. Właśnie chciała coś powiedzieć, ale nagle usłyszała głos Andrew przy swoim uchu.
- Nie chcę wam przerywać, ale chyba właściciel się zbliża.
Dziewczyny obróciły się i zobaczyły drobną kobietę, o jasnej karnacji, która szła w ich kierunku. Avril przywołała na twarzy uśmiech i zbliżyła się do niej.
- Dzień dobry, nazywam się Avril Okawa, to ze mną rozmawiała pani dziś rano. – kobieta, odwzajemniła uśmiech.
- Clover Blackberry. Pewnie nie może się pani doczekać, żeby zobaczyć lokal w środku na żywo? – Avril wesoło kiwnęła głową. – Zapraszam. – rzekła kobieta i ruszyli.
Cała czwórka, stanęła naprzeciwko niewielkiego, dwupiętrowego budynku, w kolorze ciemno złotym. Uwagę Agaty zwróciły zwłaszcza duże, przejrzyste okna. Gdy weszli do środka, zdała sobie sprawę, że dzięki nim, pomieszczenie jest bardzo jasne i przyjazne. Z pewnością spodoba się przyszłym klientom.
Zerknęła w stronę Avril i ujrzała na jej twarzy bezbrzeżny zachwyt.
- Jest… wspaniałe! – rzekła rozglądając się dookoła.
Jedynym, który wydawał się być obojętny, był Andrew.
- Czy ja wiem? Remont tego wszystkiego, meble… To zabierze mnóstwo pieniędzy Avril. – siostra obróciła się błyskawicznie w jego stronę, a jej oczy rzucały gromy.
- Nikt cię nie pytał o zdanie. – rzekła wyniośle i ruszyła w stronę schodów, by zobaczyć drugie piętro.
Mimo sceptycyzmu, Agata zobaczyła, że on również się uśmiecha widząc jej radość.
Stojąca obok niej Clover, patrzyła na to zaskoczona.
- Oni tak zawsze? – spytała, nachylając się do Agi. Dziewczyna kiwnęła głową. – Chyba nie ma z nimi łatwego życia. – brunetka, zaśmiała się.
- Oj tak. – powiedziała i ruszyła za Avril.
Gdy znalazła się na piętrze zauważyła, że blondynka patrzy na wszystko tak, jakby już widziała tu swoją przyszłą kawiarnię. Uśmiechnęła się na ten widok. W tej chwili dziewczyna zauważyła ją i podbiegła.
- To miejsce jest idealne! – rzekła, emanując radością. Następnie chwyciła ją za rękę i wciągnęła głębiej do pokoju. – Spójrz! Tu mogą stać stoliki. – powiedziała wskazując, miejsce pod ścianą. – A tu! Tu będą kanapy i małe stoliczki i… ach! To cudowne! – mówiła z rozmarzonym wzrokiem.
- No, to chyba mamy zwycięzcę. – rzekła Agata zerkając na Andrew, który właśnie do nich dołączył, a Avril energicznie pokiwała głową.
W tej chwili zobaczyły wchodzącą po schodach Clover. Agata właśnie chciała się odezwać i powiedzieć, że chętnie kupią to miejsce, gdy nagle zobaczyła dziwne spojrzenie jakie kobieta im rzuciła. Było ono pełne smutku. Agata zerknęła na Andrew i dostrzegła, że on również to zauważył i intensywnie przygląda się kobiecie.
Jedynie Avril zachowywała się jakby niczego na zauważyła. Z szerokim uśmiechem, jak gdyby nigdy nic, zbliżyła się.
- Pani Blackberry. Bardzo bym chciała kupić to miejsce! – kobieta nerwowym ruchem odgarnęła grzywkę na bok i spojrzała Avril w oczy.
- Strasznie panią przepraszam! – wybuchła nagle. Avril patrzyła na nią zaskoczona.
- Przeprasza pani? Ale za co? – spytała łagodnie. Kobieta spojrzała na nią smutno.
- Zmarnowałam pani czas! Ale naprawdę o niczym nie wiedziałam! Wiem, po naszej rozmowie jak pani zależało, dlatego z nikim innym się na dziś nie umawiałam, ale mój mąż… - zaczęła swoją paplaninę.
W końcu Avril położyła jej dłonie na ramionach, by ja uspokoić i dowiedzieć się o co chodzi.
- Pani Blackberry, ale o co chodzi? – Clover spojrzała na nią i wzięła głębszy wdech.
- Chodzi o to, że ten lokal już nie jest na sprzedaż. – Avril zamarła. Tak samo Agata i Andrew. Wszyscy stali i wpatrywali się w kobietę, po której widać było, że czuje się niepewnie, gdy tak się jej przyglądają. Po pełnej napięcia minucie Avril, odezwała się.
- Ale jak to możliwe? Dlaczego? – kobieta bezradnie wzruszyła ramionami.
- Widzi pani, do mojego męża zadzwonił jakiś człowiek i zaproponował dużo więcej niż pani…
- Ja mogę dać jeszcze więcej! – przerwała jej Avril, Clover odwróciła wzrok.
- Ten człowiek potroił stawkę, która pani zaproponowała… - Avril zamilkła, chciała coś powiedzieć, ale ostatecznie nie wiedziała co. Agata zobaczyła w jej oczach smutek. Po chwili milczenia postanowiła się odezwać.
- Avril… Chodźmy. – rzekła tylko, bo cóż miała rzec? Avril jednak, pokręciła głową.
- Idźcie przodem, zaraz do was dołączę. – Andrew, wyraźnie zdenerwowały jej słowa.
- Daj spokój Avril! Nie masz na tyle pieniędzy, żeby go przebić! To tylko głupi budynek! Kupimy jeden z tych, który dziś widzieliśmy i tyle! – wykrzyknął wzburzony. Agata przygotowała się na kolejny wybuch przyjaciółki i kłótnię bliźniaków. O dziwo, nic takiego nie miało miejsca. Avril ze spokojem spojrzała na brata.
- Powiedziałam, zaraz do was przyjdę. – zamiast znów wybuchnąć i nakrzyczeć na nią, żeby się nie wygłupiała, chłopak obrócił się na pięcie i wyszedł. Agata postanowiła podążyć za nim.
Na zewnątrz zobaczyła jak kieruje się w stronę auta.
- Andrew! – krzyknęła, chcąc aby się zatrzymał. Początkowo zignorował ją, dlatego ponowiła zawołanie, dopiero wtedy stanął i poczekał, aż do niego dołączy. – Dokąd idziesz? – spytała, gdy w końcu udało jej się go dogonić. Chłopak w złości wyrzucił ręce do góry.
- Nie wytrzymam z nią! Jak chce się kłócić i marnować pieniądze, to jej sprawa! Ja wracam do domu! - zaskoczona Agata, zamrugała oczyma.
- Co? Nie możesz! – zawołała jeszcze za nim, ale już się nie zatrzymał.
- Może ty przemówisz jej do rozsądku, bo mnie jak widać nie słucha! – rzucił na odchodne i pojechał.
Dziewczyna miała ochotę walić głową w ścianę. Co za uparte dwa barany! Pokręciła głową, „Zabawne, nie myślałam, że kiedyś ktoś uzna mnie za odpowiednią osobę, by przemówić komuś do rozsądku…” pomyślała.
Nie miała jednak czasu się nad tym zastanawiać, bo w tej chwili, cała rozpromieniona Avril wyszła z budynku. Widząc jej radość, Agata miała bardzo złe przeczucia.
- Błagam Avril, nie mów, że sprzedałaś dom swojej rodziny w Windenburgu, żeby to kupić… - rzekła, gdy przyjaciółka zbliżyła się do niej. Zobaczyła, że dziewczyna patrzy na nią z urazą w oczach.
- Aga, wiem, że może moje pomysły bywają czasem nieco…
- Szalone?
- …ekscentryczne – dokończyła, unosząc brew. – Ale nie jestem głupia! – rzekła wzburzona.
Jednak szybko na jej twarz powrócił uśmiech. – Zresztą nieważne. Patrz co tu mam, ta da! – wykrzyknęła i pomachała jej przed nosem, świstkiem papieru. Agata patrzyła na nią, nic nie rozumiejąc.
- Co to jest? – Avril westchnęła zrezygnowana.
- Ech, jak ty nic nie łapiesz. To jest… - nagle jednak urwała i rozejrzała się marszcząc brwi, jakby właśnie zauważyła zniknięcie ważnego elementu. – A gdzie Andrew? – spytała, rozglądając się.
- Wkurzył się i pojechał do domu.
- Co?! – wykrzyknęła Avril, jednak szybko opanowała się. – Co za głupek, jak on…? Ech, szkoda gadać. - machnęła ręką i znów spojrzała z podekscytowaniem na Agę.
- No więc, zdobyłam od Clover numer telefonu do gościa, który kupił to miejsce. Właśnie umówiłam się z nim na spotkanie tu niedaleko w parku, więc musimy się pospieszyć. – rzekła i ruszyła biegiem w stronę przystanku autobusowego.
- Ty co?! – krzyknęła za nią Aga, ale Avril już nie słuchała.
- No chodź, bo się spóźnimy! – zawołała, blondynka. Nie mając innego wyboru, pobiegła za nią.
. . .
Dwadzieścia minut później, były na miejscu. W sam raz, bo do spotkania zostało im jeszcze całe pięć minut. Pogoda dziś dopisywała i Aga zauważyła mnóstwo spacerujących rodzin z dziećmi i staruszków, czytających gazety i grających z przyjaciółmi w szachy. Zbliżając się do parku wciąż zastanawiała się, co Avril chce osiągnąć spotykając się z tym człowiekiem. Przecież skoro był gotów wydać tyle pieniędzy na ten lokal, to jasne, że nie odda go tak łatwo. Widocznie, również ma pomysł na rozkręcenie tam interesu. W czasie biegu na przystanek, i jazdy Avril była zbyt zaaferowana, by odpowiedzieć na jej pytania, lecz Agata uznała, że skoro mają jeszcze czas, to jest to idealny moment.
- Avril? – odezwała się i odczekała, aż blondynka spojrzała w jej stronę. – Po co umówiłaś się na spotkanie z tym facetem? Przecież wiesz, że nie odda ci tego miejsca ot tak, bo masz marzenie. – na twarzy Avril, odmalował się wyraz zaskoczenia.
- Oczywiście, że nie. Ja wcale nie chcę, żeby mi je oddał. – Agata nic już nie rozumiała.
- Nie? No to…
- Daj mi skończyć. – przerwała jej, więc Aga zamilkła. – Słuchaj Aga, jesteś jeszcze młoda, więc pewnie niewiele wiesz o tym świecie, ale musisz wiedzieć, że ja pomagałam tacie prowadzić interesy odkąd byłam małą dziewczynką. Dobrze znam takich jak on. Bogaty gnojek, który wziął pieniążki od rodziców i chce otworzyć klub do którego będzie sprowadzać panienki. – prychnęła z oburzeniem. – Ale ja się na tym znam i wiem, że tamto miejsce się na to nie nadaje. Widziałaś tamta okolicę. Ładne zgrabne domki jednorodzinne, parę staruszków. Jeśli otworzyłby tam klub, pewnie miałby klientów, ale do tego doszłyby zapewne skargi od sąsiadów na hałas. Miałby z tego sto pociech i dwieście utrapień. A na koniec pewnie i tak musiałby zwinąć interes i się wynieść. Zupełnie bez sensu. – pokręciła głową, a następnie dla podkreślenia wagi swych słów, uniosła palec. – Tymczasem ja, mam dla niego świetny pomysł. Niech otworzy tam kawiarnię! Znam się na tym, będzie miał z tego zysk i zero skarg. Proste, nie? – Aga dostrzegła sens w tym co przyjaciółka mówi. Czy jednak przyszły właściciel lokalu, również tak pomyśli?
Nagle Avril wsparła się pod boki i rozejrzała.
- No, powinien już tu być. Co za niewychowany gnojek, nie dość, że niszczy moje plany, to jeszcze się spóźnia!
Agata również uznała, to za dziwne, że jeszcze go nie ma. Rozejrzała się i nagle dostrzegła znajomą postać. Chwyciła Avril za ramię, by zwrócić jej uwagę.
- Avril, spójrz kto tam stoi! – blondynka spojrzała we wskazanym kierunku i aż wytrzeszczyła oczy ze zdumienia.
Rzuciła się pędem, cudem unikając czołowego zderzenia ze starszymi paniami i ich ukochanymi Yoreczkami, a następnie z impetem wpadła na stojącego mężczyznę.
- Jake! – wykrzyknęła radośnie. Chłopak zachwiał się, gdy skoczyła na niego i zdezorientowany spojrzał na dziewczynę. Gdy zobaczył kto go atakuje, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Avril! – krzyknął, również uradowany i przytulił ją z całej siły.
Ludzie patrzyli na nich jak na wariatów, ale nie miało to dla nich żadnego znaczenia. Po chwili dołączyła do nich Agata.
- Cześć Jake, co sprowadza cię do Oazy? – spytała witając się z nim. Chłopak zerknął w stronę rozpromienionej Avril.
- Nie „Co” a „Kto” – rzekł, na co blondynka zarumieniła się lekko.
- Och, daj spokój! – powiedziała i dała mu lekkiego kuksańca w ramię. Chłopak zaśmiał się.
- No dobrze, więc przyjechałem tu również w interesach. – Aga i Avril spojrzały po sobie zdziwione.
- W interesach? – chłopak kiwnął głową i rozglądnął się.
- Tak, właścicielka od której kupiłem lokal, zadzwoniła do mnie i powiedziała, że jakiejś kobiecie strasznie zależy na tym miejscu i chce się ze mną spotkać. Zgodziłem się i właśnie na nią czekam. – tu zmarszczył brwi.
- Ale jak widać ten okropny, uparty babol nie grzeszy punktualnością. – Agata parsknęła śmiechem, a Avril rzuciła mu gniewne spojrzenie. Jake, jakby przeczuwając, że powiedział coś nie tak, spojrzał na nie z pytaniem w oczach.
- Uważaj, bo ten „Babol” może ci sprawić niezłe lanie, jak to usłyszy… - na twarzy Jake’a, pojawiło się zaskoczenie.
- To ty?! Ty chciałaś kupić to miejsce? – Avril wsparła się pod boki.
- Nie, Święty Walenty! Oczywiście, że ja ty głupku! – skrzyżowała ramiona. – Żeby nazywać mnie „Okropnym babolem”! – prychnęła i spojrzała na niego spode łba. - A tak w ogóle, to skąd ty miałeś na to wszystko pieniądze? Wygrałeś los na loterii, czy jak?
Jake, jakby nagle zawstydzony, odwrócił wzrok i podrapał się po głowie. Zaintrygowana jego zachowaniem blondynka, patrzyła na niego z wyczekiwaniem.
- Wiesz… Tak naprawdę, ja nie do końca jestem biednym studentem, jak wszyscy myśleliście. – zaczął, wciąż na nią nie patrząc. – Właściwie, to pochodzę z dość zamożnej rodziny. – tu jednak, jakby coś sobie uświadamiając, obrócił się do niej i nerwowo zamachał rękami. - To nie tak, że chciałem was oszukać! Po prostu… Nie podobało mi się to, jak od początku próbowali mnie kontrolować i ustawiać moje życie, więc odszedłem. Nie mówiłem wam, bo nie chciałem, żebyście patrzyli na mnie jakoś inaczej, zwłaszcza, że do swojej rodziny i tak już nie należałem. - zbliżył się do Avril i chwycił jej dłonie. – Wtedy, gdy prosiłaś mnie bym z tobą pojechał, zachowałem się jak dupek… Dopiero, gdy mnie zostawiłaś, zrozumiałem jak bardzo, zależy mi na tobie. – mówił i czule pogładził ją po twarzy. – Wiedziałem, że nie mogę, ot tak sobie przyjechać i myśleć, że wszystko będzie w porządku. Wtedy, przypomniałem sobie, że chciałaś otworzyć tu kawiarnię. Trochę to trwało, ale udało mi się pogodzić z rodziną i dali mi pieniądze na jej kupno. O dziwo uznali, że to świetny pomysł! Przyjechałem, kupiłem ten lokal, no i resztę znacie.
Avril, właśnie chciała coś powiedzieć, ale w jej wypowiedź wtrąciła się Agata.
- Hej, Jake. A tak właściwie, to skąd wiedziałeś, że Avril chce akurat to miejsce? – chłopak popatrzył na nią zaskoczony. Zastanowił się chwilę, nim przemówił.
- Właściwie, to nie wiedziałem. Chyba po prostu przeczucie. – Agata, aż rozdziawiła usta na tą odpowiedź.
- Żartujesz sobie?! Wiesz ile lokali ona odrzuciła po drodze? Mogłeś popełnić wielki błąd! – chłopak wzruszył ramionami.
- Ale nie popełniłem i to się liczy. – brunetka chwyciła się za głowę.
- Nie wytrzymam z wami. Jak… - nie skończyła jednak, gdyż w tej chwili do rozmowy wtrąciła się Avril.
- Zrobiłeś to wszystko dla mnie? – spytała, jakby nie dowierzając. Jake spojrzał na nią i zbliżył się.
- Oczywiście i gdyby była taka potrzeba, zrobiłbym to znowu. – rzekł, przytulając ją.
Właśnie miał ją pocałować, gdy Agata odchrząknęła głośno, przypominając im o swojej obecności.
- Nie chcę wam przerywać, ale ja wciąż tu jestem… - rzekła, na co oni, lekko zmieszani odsunęli się od siebie. Avril zerknęła na nią.
- Trudno nie zauważyć. – powiedziała i wzdychając, pokręciła głową. – No dobra, wracajmy do domu, tam pogadamy. Musisz mi opowiedzieć, co słychać w Windenburgu! – rzekła zwracając się do chłopaka i ruszyła.
Idąc nachyliła się lekko w stronę Jake’a, wciąż zerkając na idącą z przodu Agę. – Później, gdy dzieci pójdą spać, będziemy mieć czas na to i owo… - Agata obróciła się i spojrzała na nich.
- Udam, że tego nie słyszałam. – rzekła marszcząc brwi. Jake, który nie do końca wiedział o co chodzi dziewczynom w ich przekomarzaniu się, patrzył na nie zdziwiony.
- Co? – spytał. Avril uśmiechnęła się do niego zawadiacko.
- Ach nic, nie przejmuj się. Aga się dąsa, bo sama nie umiała wykorzystać okazji, gdy Sergio tu był… -
Avril i Jake obserwowali, jak dziewczyna powoli robi się cała czerwona na twarzy.
- Avril! – krzyknęła i rzuciła się za nią w pogoń.
- Złap mnie! – krzyknęła tylko blondynka i zaczęła uciekać. Jeszcze przez dłuższy czas w okolicy słychać było śmiech Avril i krzyki zawstydzonej Agaty.
. . .
W tamtym czasie, nasza wesoła gromadka nie miała jeszcze pojęcia, że niedługo będą mieli niespodziewanego gościa.
Przed domem Agaty, pojawiła się bowiem pewna tajemnicza osoba.
Postać spojrzała w kierunku niewielkiego domku i uśmiechnęła się.
- W końcu cię znalazłam… Avril.
Koniec odcinka 37
Ciąg dalszy nastąpi…
EDIT:
Bonus
[spoiler]Rysowanie na ekranie
Emma
http://orig13.deviantart.net/ce29/f/201 ... aukcws.png
Łucja
http://img01.deviantart.net/2269/i/2017 ... aukd0i.png[/spoiler]
Dziękuję za uwagę