Na początek kwestia, która pojawiła się kilkukrotnie: Bella miała trzy śluby, ponieważ policzyłam również odnowienie przysięgi małżeńskiej z Mortimerem.
Simwood nie planuję na razie końca przygód Judki i Belli, ale skupię się teraz na młodszym pokoleniu.
Gunia niestety Nina nie bardzo potrafi się zachować (i ubrać) i włożyła suknię o identycznym kroju. I tak lepsze to, niż jej standardowy strój, czyli różowa miniówa i kabaretki.
Kleo77 witam nową czytelniczkę. Bardzo mi miło, że nie spałaś, żeby doczytać do końca, ale żadna relacja nie jest tego warta! Oczywiście też tak robiłam. xD
Lion czasem mam wrażenie, że lepiej pamiętasz wydarzenia z tej relacji niż ja sama. Dokładnie o to skojarzenie z naprawianiem wanny mi chodziło.
MalaMi95 a to Darren musi sam za wszystko płacić? Bella miała zgromadzone oszczędności, a trochę pieniędzy zostało im ze sprzedaży domu i mebli Darrena (uprzedzam pytania: maszyna do wypieku babeczek została ). Aleka już poprawiłam. A co do podstarzałych facetów... Może Judka takich lubi.
Nie, co więcej, w nowym domu wiszą na samym środku korytarza.Przy okazji, Bella dalej nie zdjęła tych swoich zdjęć w bieliźnie? xD
Marzanna wyjechała, a reszta rodziny jakoś specjalnie się nie paliła do przyjścia. Dla Ady to zbyt biedacka impreza, Adam pewnie by chciał, ale bał się narazić żonie, a Marianna miała głowę zaprzątniętą mniej przyziemnymi sprawami (pff, artyści).Ej, nie rozumiem. To Marzanna i dzieci nie mogli przyjść na sam ślub? Nikt im nie kazał zostać na zabawie skoro mają żałobę.
Hahaha! Szczerze mówiąc czekałam, aż ktoś napisze, że pomyślał, że Judka się powiesi.Wiem, że zepsuję ten moment, ale w pierwszej chwili, gdy Judyta siada i zaczyna opowiadać (i widać tylko krzak) To pomyślałam sobie, że oszalała xD
Teraz czas na małą ciekawostkę, nad którą ostatnio pracowałam. Stworzyłam uproszczone drzewo genealogiczne Landgraabów od założyciela Landgraab Industries, Malcolma Landgraaba Pierwszego do czasów obecnych, żeby każdy mógł zobaczyć, skąd się wzięli Mirosław, Hellen i Demetriusz. Daty narodzin są orientacyjne.
Zanim przejdę do nowego odcinka, mam niezbyt miłe ogłoszenie. Ponieważ wyjeżdżam na najbliższe 5 tygodni do Poznania i nie będę mieć ze sobą komputera, a po powrocie czeka mnie przeprowadzka, następna relacja pojawi się dopiero pod koniec września. Mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie bez "M jak Mysikróliki" i że ja też wytrzymam ten przymusowy odwyk.
A teraz zapraszam do lektury! Przez najbliższe parę odcinków skupimy się na młodych, pięknych i bogatych, czyli złotowłosych, szlachetnych Landgraabach.
Relacja 47
W domu Landgraabów panowały cisza i spokój. Adrianna cieszyła się z nieobecności matki - wreszcie nikt nie wisiał jej nad głową i nie musiała niczego udawać. Pozostali lokatorzy również jej się nie naprzykrzali - Marianna praktycznie nie wychodziła ze swojej pracowni, a Adama łatwo było spławić. Poza tym od kiedy dowiedział się, że to Ada dokonała eutanazji na Malcolmie, starał się nie wchodzić jej w drogę.
W domu było tak cicho, że patrząc z zewnątrz można było pomyśleć, że Ada jest w nim zupełnie sama...
Pewnego wieczoru rozległo się nieoczekiwane pukanie do drzwi.
- No nawet drzwi nie otworzy, co za bezużyteczny padalec z tego Adama. Żebym sama musiała schodzić...
- No nie, jakiś żul! Spadaj pan stąd, złamanego grosza ode mnie nie dostaniesz! No już, bo wzywam policję!
- No wiesz co, Adrianno? Myślałem, że łączy nas coś więcej. Nie poznajesz mnie?
Ada poczuła się nieswojo. Mężczyzna rzeczywiście wydał się jej znajomy, ale nawet jeśli kiedyś utrzymywali jakiś kontakt, teraz nie miała na to najmniejszej ochoty.
- Wynoś się, śmierdzielu, albo sama cię stąd wykopię! Żeby tak zakłócać spokój porządnym ludziom! Precz!
- Hahaha! Ty naprawdę mnie nie poznajesz! Pozwól, że odświeżę ci nieco pamięć. To ja dałem ci pierścionek, który nosisz na palcu, parę godzin przed tym, jak twoja matka wykopsała mnie z waszego ślicznego domu. Wyjechałem na jakiś czas z miasta w obawie, że naśle na mnie jakichś zbirów, ale parę miesięcy temu wróciłem i jakież było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że w czasie mojej krótkiej nieobecności wyszłaś za mąż i urodziłaś dziecko! Ha! Popytałem tu i tam i wychodzi na to, że albo bachor jest cholernym wcześniakiem, albo to tak naprawdę moje dziecko, bo jeśli dobrze pamiętam, nie spotykałaś się z nikim innym podczas naszego romansu!
- Malcolm... ty parszywy oszuście! Nic ci do tego, czyje to dziecko. Wynoś się stąd albo wezwę policję, nie żartuję.
- Hehehe, trafiony-zatopiony! Twój mężulek wie, że to nie jego bachor? Szkoda by było, gdyby się teraz dowiedział, taka ładna z was para...
- Tak się składa, że mój mąż o wszystkim wie. Nic na mnie nie masz. Nie możesz mi NIC zrobić.
- Patrzcie ją, jaka cwaniara! Jesteś pewna? A gdybym tak zażądał testu na ojcostwo? A to by gazety miały używanie, hehehe!
- Dosyć tego, wynoś się! Nie uda ci się zniszczyć mojej rodziny, nikt ci nie uwierzy! Wynocha!
- "Nikt ci nie uwierzy", "wynoś się", fle fle fle!
- Na twoim miejscu byłbym grzeczniejszy i zaczął spełniać moje żądania, mała szmaciaro! Mogę zrobić z tobą co zechcę, zrozumiano?!
- Aaaaaa! Zostaw mnie!
- Tym razem nikt ci nie pomoże, twojej mamusi tu nie ma!
Tymczasem za ścianą Adam jak gdyby nigdy nic smażył sobie kolację.
Nic sobie nie robił z wrzasków żony, w końcu ona cały czas na kogoś krzyczała, ale odgłosy bójki zaniepokoiły go.
"Na Plumboba, Ada chyba ma kłopoty! Co robić, co robić?!"
Adam chwycił patelnię i zakradł się do napastnika od tyłu, po czym...
BANG!
- Ada! Nic ci nie jest?!
- Nie... wszystko w porządku. Rzucił się na mnie, chciał mnie zabić! Dobrze, że byłeś w pobliżu.
- Na Plumboba, ale się zestresowałem!
- yyy, Ada... czy on żyje?
- Ooo, jesteś taki uroczy, widać, że to twoje pierwsze morderstwo.
- OCZYWIŚCIE, ŻE NIE ŻYJE, PACANIE, PRZECIEŻ WIDZISZ, ŻE NIE ODDYCHA!
- Cooo?
- Oretyoretyorety zabiłem sima, ZABIŁEM SIMA, pójdę do więzienia, corobićcorobić!
- Ogarnij się, sieroto...
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, trzeba ukryć ciało.
- Tak po prostu? Zakopiemy go w ogródku? Jak możesz tak spokojnie o tym mówić, on NIE ŻYJE!
- Wrzucimy go do jeziora. Ciało szybciej się rozłoży i nie będzie widać śladu po uderzeniu, a woda zmyje odciski palców.
- Brzmisz jak ktoś, kto ma w tych sprawach doświadczenie, chcesz mi o czymś powiedzieć?
- Tak, rusz zadek, Adam! Wystarczy, że muszę za ciebie myśleć, nie będę sama taszczyć trupa przez miasto. Bierz go za nogi.
Dwójka Landgraabów pod osłoną nocy zaniosła doczesne szczątki byłego narzeczonego Adrianny nad brzeg jeziora, znajdującego się za niezamieszkanym domem.
- Jeju, Ada, boję się! Miejmy to już za sobą.
- Spokojnie, cykorze, trzeba zabrać portfel.
- Oszalałaś, chcesz okraść trupa?! Mało mamy problemów?!
- Stul dziób i pomyśl chociaż przez chwilę, jak zabierzemy mu portfel, to będzie wyglądało na napad rabunkowy. Fuj, żebym JA musiała zajmować się takimi rzeczami...
Parę minut później przy odgłosie głuchego pluśnięcia ojciec Emdżeja spoczął na dnie jeziora w Oazie Zdroju.
Partnerzy w zbrodni czym prędzej wrócili do domu.
- Rozpal w kominku!
- Co? Po co?
- Rób co mówię!
- Dobra, już rozpalam...
- A teraz się odsuń.
- Co ty robisz?! Nie chcesz zobaczyć, kto to był?
Odpowiedziało mu milczenie.
Następnego dnia do domu wróciła Marzanna. Pozostali domownicy powitali ją aż nazbyt wylewnie.
- Mamusiu! Jak dobrze, że jesteś z powrotem!
- Miło mi, że mój powrót was tak cieszy. Coś się stało?
- Nie, skądże! Wszystko w porządku. Nuuudy.
- Śmiertelne. Dosłownie.
Wesołość pani Landgraab była jednak powierzchowna. Po radosnym powitaniu z córką i zięciem zamknęła się w swoim pokoju i zaczęła płakać. W dalszym ciągu nie pogodziła się ze śmiercią Malcolma.
Na szczęście nie miała zbyt wiele czasu na smętne rozmyślania, gdyż następnego dnia z samego rana musiała stawić się w firmie.
W drodze do gabinetu zaczepił ją Mirosław Landgraab, jeden z członków zarządu.
- Marzanno! Jak dobrze cię widzieć. Jak się miewasz?
- Jak widać. Czego chcesz?
- Ach, chciałem ci tylko powiedzieć, że za dziesięć minut zaczyna się zebranie zarządu, jeśli zechciałabyś nas zaszczycić. Oczywiście jeśli nie czujesz się na siłach...
- Daruj sobie te formułki, zaraz przyjdę.
Marzanna wspięła się na ostatnie piętro budynku i weszła do swojego dyrektorskiego gabinetu. Dopiero teraz poczuła, że jest w domu. Kochała swoją pracę i cieszyła się, że wreszcie będzie mogła zająć sobie głowę czymś innym niż nieustanne myślenie o ulotności życia.
Radość z powrotu nie przyćmiła jednak jej przenikliwości. Zdawała sobie sprawę, ze otaczają ją intryganci, dlatego zachowanie Mirosława od razu wydało jej się podejrzane.
- Zwołali zebranie zarządu bez mojej wiedzy? Coś mi tu śmierdzi... Tym Landgraabom nie można ufać.
Gdy wkroczyła do sali konferencyjnej, wszyscy byli już na miejscu.
- Będzie wściekła!
- Spokojnie, Hellen, przepisy są po naszej stronie.
- Witajcie, przepraszam, że musieliście czekać.
- Nic się nie stało, cieszymy się, że jesteś!
- Doceniamy, że w ogóle się pojawiłaś.
- Więc? O co chodzi?
- Chcieliśmy spytać o twoje samopoczucie. Wiele ostatnio przeszłaś, ten tragiczny wypadek... Nigdy przedtem nie brałaś urlopu. Martwimy się o ciebie i...
- Przestań mydlić mi oczy, chyba nie zwołaliście zebrania, żeby dyskutować o moim samopoczuciu. Do rzeczy.
- Ekhym. Widzisz, śmierć Malcolma to nie tylko wielki cios emocjonalny dla całej naszej familii, jego zgon niesie ze sobą wiele konsekwencji... prawnych. Mówiąc krótko, wraz z jego odejściem straciłaś prawo do firmy.
- ŻE CO PROSZĘ?! Od tylu lat haruję, poświęcam się, odnoszę sukcesy, zostałam obwołana najlepszym dyrektorem Landgraab Industries ostatniej dekady i całego pięćdziesięciolecia, wyniosłam tę filię na wyżyny, podczas gdy Malcolm nie postawił w tym budynku nogi ani razu od śmierci Geoffreya! Nie rozumiem, jak jego odejście może mieć tu jakiekolwiek znaczenie!
- Marzanno, spokojnie.
- Demethiuszu, powiedz jej.
- Yhm. Tak.
- Przykro mi, Marzanno, ale Mirosław ma rację. Według statutu firmy żona zmarłego Landgraaba nie może samodzielnie zarządzać firmą, a wszelkie prawa i udziały przypadają bezpośrednio najstarszemu męskiemu potomkowi, w tym przypadku Juniorowi. Ponieważ jednak Junior ma dopiero rok, do czasu osiągnięcia przez niego pełnoletności firmą zarządzać będzie w jego imieniu matka, twoja córka Adrianna.
- Świetnie. Po prostu wspaniale! Czego w takim razie chcecie? Mam dać Adriannie miejsce w zarządzie? Zgoda, może się czegoś nauczy, ale nie liczcie na to, że zrzeknę się stanowiska.
- Nie mieliśmy nic podobnego na myśli! Sama widzisz, jakie są przepisy. Ale nie mahtw się, zaopiekujemy się Adhianną. To w końcu hodzina.
Po skończonym zebraniu Marzanna wpadła jak burza do swojego gabinetu i trzasnęła drzwiami.
- Nie wierzę! Nie minął miesiąc od śmierci Malcolma, a oni już chcą wysiudać mnie z interesu! Parszywe gnidy! I jeszcze Ada, potrzebna tu jak piąte koło u wozu!
Wieczorem panie Landgraab czekała poważna rozmowa. Marzanna zastała córkę przy kolacji.
- Adrianno, musimy porozmawiać. Chodzi o firmę.
- Hę? A co ja mam z tym wspólnego?
- Te szczury z zarządu knują, jak po śmierci twojego ojca pozbawić nas firmy. Wedle statutu jako żona Landgraaba nie mogę samodzielnie zarządzać interesem. Też mi coś! Chcą wykorzystać te szowinistyczne przepisy, żeby pozbawić nas majątku!
- O nie, to straszne! Co my zrobimy?
- Jest tylko jedno rozwiązanie. Jako matka jedynego spadkobiercy musisz zasiąść w zarządzie.
- Ooo nie, nigdzie nie idę! Nie mam teraz czasu na takie rzeczy, mam małe dziecko! Nie zostawię Emdżeja, załatw to jakoś inaczej.
W Marzannie aż się zagotowało.
- Nie zawsze możemy robić to, na co mamy ochotę, takie jest życie! Idziesz jutro do pracy, zrozumiano?!
Adrianna nie miała wyboru i następnego ranka stawiła się wraz z matką na swoim pierwszym briefie.
- Macie, czego chcieliście. To moja córka, Adrianna Landgraab. Adrianno, to są Mirosław, nasz architekt, Demetriusz, główny księgowy i Hellen, specjalistka od PR.
- Bardzo miło nam cię poznać, Adrianno, w nieco, hmm, przyjemniejszych okolicznościach niż ostatnio.
- Mnie również jest bardzo miło.
- Dobra, dobra, koniec uprzejmości, czas nas goni. Ada, będziesz zajmować się raportami z feedbacku od marketingu. Analiza stosunku kosztów do skuteczności, porównanie z działaniami konkurencji i tak dalej.
- C-co?
- Nie uważasz, że rzucasz ją na zbyt głęboką wodę? To jej pierwszy dzień w pracy, powinna najpierw zapoznać się z firmą, zasadami, zobaczyć, jak pracują inni.
- Dziękuję, panie Landgraab, poradzę sobie.
- Z tym zadaniem poradziłaby sobie nawet średnio rozgarnięta małpa. Tu nie ma miejsca dla obiboków i leserów.
- Wszyscy wiedzą, co mają robić? Świetnie! Mirosławie, potrzebuję projektu adaptacji tej starej elektrowni wodnej jeszcze dziś. Hellen, skontaktuj się z tym właścicielem sieci salonów SPA. A teraz już, do roboty!
Marzanna wybiegła rozwścieczona z sali konferencyjnej i zamknęła się u siebie.
- Banda oszołomów! Spuszczę ich na chwilę z oka, to puszczą firmę z torbami!
Adrianna była nieco zdezorientowana. Matka nawet nie pokazała jej stanowiska, nie do końca wiedziała też, co tak właściwie powinna robić i jak się za to zabrać. Jej zagubienie zauważył Mirosław.
- Twoja mama ma dziś chyba nie najlepszy humor. Nie przejmuj się, przejdzie jej. Potrzebujesz pomocy? Mogę cię oprowadzić, pokazać, co i jak.
Ada była w tym momencie tak podłamana, że przyjęłaby pomoc nawet od samego diabła, a co dopiero od przystojnego kuzyna.
- Dziękuję, to bardzo miło z pana strony!
- Mów mi Mirosław.
- Dziekuję, Mirosławie. Nie mam pojęcia, o co chodzi z tymi raportami, nigdy wcześniej nie pracowałam.
- Spokojnie, wszystko ci wytłumaczę. To nic trudnego. Chodź, zaprowadzę cię do twojego gabinetu.
- Mam własny gabinet?
- Oczywiście, wszyscy członkowie zarządu rezydują na ostatnim piętrze. Landgraab nie będzie przecież siedział w openspace'ie jak jakiś szeregowy pracownik.
Po oprowadzeniu Ady po budynku Mirosław wszedł do gabinetu, który dzielił z Hellen. Zawartość biurka wiele mówi o jej ciężkiej pracy i poświęceniu.
- Jak ci poszło?
- Doskonale. Ta dziewczyna jest tak głupia i łasa na komplementy, że uwiedzenie jej to będzie bułka z masłem.
- Hewelacyjnie!
- Trzymaj ją jak najdłużej poza domem, a ja w tym czasie zajmę się jej ładniutkim mężusiem.