Heyvani
: 28 sie 2016, 23:51
Minęło pół roku od mojej rejestracji na forum a ja dopiero teraz zebrałam się za to, co było właściwie powodem mojego przybycia. Chodzi o relację, oczywiście. Mam nadzieję, że komuś się ona spodoba.
Nie przedłużając więcej, zapraszam na swoją relację.
-----------------------------------------------------------------------------
HEYVANI #1
Miasto Batu w Verdenie od zawsze cieszyło się złą sławą w kwestii przestępczości. To właśnie ono było swoistą Mekką dla rzezimieszków z całego świata, jednak ostatnimi czasy było tu nader spokojnie.
Ten dzień zapowiadał się upalnie. Od rana jego mieszkańcy niespiesznie przemierzali swoje ścieżki, załatwiając sprawy wszelkiej maści. Wybiła godzina dwunasta i...
- STÓJ W IMIENIU PRAWA! - Głos pełen wściekłości przerwał ciszę panującą w Batu. Greg Coral, rabuś znany z drobnych kradzieży, kompletnie nie przejął się rozkazem funkcjonariuszki. Ta nie należała jednak do osób, które łatwo dawały za wygraną.
Oto Abigail Pardell, początkująca, ale bardzo ambitna i niesamowicie oddana swojej pracy, detektyw prowadząca pościg od dłuższej chwili. Wszystko bowiem wskazywało na to, że tym razem Greg dokonał znacznie większej kradzieży niż zazwyczaj.
Młody chłopak powoli tracił siły, lecz wytrwale zmierzał w kierunku restauracji, znanej z wykwintnej kuchni i kosztownego wystroju. Abigail wzięła głęboki wdech i warknęła pod nosem, zwiększając tempa.
Greg wpadł do restauracji zdyszany. Wściekły, że nie zdołał zgubić pościgu, w pośpiechu starał się znaleźć wyjście z sytuacji. Sekundę później jednak było już za późno, gdyż zaraz za nim do środka wbiegła detektyw. "Teraz już mi nie uciekniesz, ptaszku" - pomyślała, dopadając drania.
- Pokaż ręce i ani słowa. - Warknęła chłopakowi w twarz, machając mu przed nosem kajdankami. - Wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko Tobie, smarku. - Dodała, zapinając kajdanki na jego nadgarstkach. Młody zdecydowanie był wściekły, ale już nie miał szans uniknąć kary.
- Patrol 77, przyślijcie transport. Złapałam wymoczka. - Abigail z nieskrywaną satysfakcją wezwała wóz i chwilę później byli już na komisariacie.
- No, no. Do czego służą Ci takie zabaweczki, Greg? Czyżbyś miał zamiar podszywać się pod pielegniarza? - Rzuciła, podczas rewizji osobistej, funkcjonariuszka. Chłopak był wyraźnie zmieszany, podczas gdy sama Abigail nie do końca wiedziała jak się zachować.
Przeszukanie aresztowanego nie trwało długo i chwilę później mozna było wykonać zdjęcie delikwenta.
- Nie krzyw się tak, chłopie, bo będziesz tak wyglądać w papierach. Pamietaj, że kartoteka zostaje na zawsze. - Praca detektywa sprawiała Abigail tyle satysfakcji, że nie mogła darować sobie komentarzy na temat zachowania młodego cwaniaczka, którego przyłapała na gorącym uczynku. - Jeszcze moment i będziesz miał okazję wyśpiewać wszystko. - Dodała z nieskrywanym uśmieszkiem.
- Tu jest miejsce przestępstwa, tu lista skradzionych przez Ciebie przedmiotów a tutaj są zdjęcia osób, które zeznały, że to właśnie od Ciebie zakupili kilka rzeczy po okazyjnej cenie. - Przesłuchanie zaczęło się bardzo spokojnie. pomimo krótkiego stażu na posterunku, Abigail podchodziła do pracy bardzo profesjonalnie. - Dziwnym trafem były to te same przedmioty, które zostały ukradzione z domu Winstonów. Czy możesz to jakoś wytłumaczyć? - Spytała, patrząc na Grega z uniesioną podejrzliwie brwią.
Chłopak przyjrzał się pobieżnie zdjęciom, jednak nic nie powiedział. Był widocznie przejęty, bo rzucał rozproszone spojrzenia po całym pomieszczeniu, unikając wzroku funkcjonariuszki.
Dziewczyna postanowiła wziąć go sposobem.
- Gregory Malcolm Coral, tak? - Udało się jej zwrócić jego uwagę. - Pal licho te stare miedziane dzbanki, poobijanego laptopa czy nawet zdobioną srebrną szkatułkę. To wszystko to śmieci. Ale czy wiesz, co było w złotej puszce z inkrustowanymi sowami? - Spojrzała uważnie na nastolatka a jej głos miał przyjemny wydźwięk. - Prochy babki Winston, Diany Rosanny Winston. PROCHY ZMARŁEJ BABCI, ROZUMIESZ? - Kontynuowała, ostatnie zdanie podkreślając dokładnie, jednocześnie świdrując go oczami. Młody zaczął wymiękać. Zestresowany wbił palce w krzesło, ale dalej trzymał język za zębami.
Nagle Abigail gwałtowanie podniosła się i pochyliła w stronę przesłuchiwanego.
- Zróbmy tak: albo mi powiesz, co i dlaczego zrobiłeś z urną, albo to Ty będziesz potrzebował urny, gdy z Tobą skończę! - Krzyknęła podniesionym głosem, ani na moment nie spuszczając wzroku z Grega.
- Ja nic nie zrobiłem! - Milczący do tej pory Greg wykrzyczał nagle z przejęciem. - TO znaczy, zrobiłem, ale nie z własnej woli. Zostałem do tego zmuszony... - Dodał, patrząc na Abigail błagalnie.
- Zmuszony? Przez kogo?
- Nie mam pojęcia, kto to. Kontaktowaliśmy się przez smsy. Nic o nim nie wiem. Łupy miałem zostawić w umówionym miejscu i tyle. - Wyjaśnił i spuścił wzrok. - Czy teraz puścicie mnie wolno, proszę..?
Funkcjonariuszka zamyśliła się na moment, lecz zaraz uniosła jedną brew i spojrzała uważnie na chłopaka.
- Skoro tak było to z pewnością pomożesz nam zlokalizować spryciarza, który zlecił Ci kradzież. - Powiedziała po chwili z lekkim uśmiechem. - Daję Ci 12 godzin na przypomnienie sobie wszystkich szczegółów dotyczących tego zlecenia. - Dodała bardziej stanowczo, wskazując na chłopaka palcem. Ten otworzył usta, by zaprotestować...
- Najwidoczniej trochę sobie u nas jeszcze posiedzisz. - Rzuciła Abigail, nim zdążył coś powiedzieć. - Sorry, na razie mam związane ręce, wszak to Ty wykonałeś robotę. - Wzruszyła ramionami z satysfakcją i wyprowadziła chłopaka do celi.
Każdego dnia Pardell łapie przestępców i rozwiązuje kryminalne zagadki a potem wraca do domu. Nie jest to jednak koniec jej zajęć, ponieważ pani detektyw spędza czas bardzo aktywnie a jej harmonogram jest stale napięty. Każdego dnia zaraz po powrocie z pracy poświęca się ćwiczeniom. Najpierw trening ciosów bokserskich...
Następnie seria 100 brzuszków...
Kilkadziesiąt ćwiczeń na maszynie...
Oraz kilka kilometrów lekkiego biegu. To dzięki nim jest w stanie prowadzić długi pościg za uciekającym złoczyńcą.
W swoim aktywnym życiu pani detektyw Abigail Pardell nie ma czasu na tak prozaiczną czynność jak gotowanie, dlatego, po serii ćwiczeń, jej kolację zazwyczaj stanowi pizza. Którą, swoją drogą, uwielbia.
Po wyczerpującym dniu przychodzi również czas odpoczynku. Każdego wieczoru przed pójściem spać, młoda kobieta z lubością wczytuje się w ulubione książki kryminalne. Tak też było i dzisiaj. Wczytując się w kolejne przygody Jamesa Jonesa z najnowszego tomu 'Mroku w bramie' nie myślała o bożym świecie. Wtem z tego błogiego stanu wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Kto to może być... - Mruknęła, wyciągając smartfona z kieszeni i, zanim spojrzała kto dzwoni, zerknęła na godzinę. Było już po północy. - ...o tej porze?
- Funkcjonariuszka Abigail Pardell, komenda policji w Batu, przy telefonie. - Powiedziała, odbierając telefon. W odpowiedzi usłyszała znajomy głos:
- Pardell, z tej strony Komendant Charadrion. Pilna kwestia. Okazuje się, że z dzisiejszych kradzieży wyniknie jakaś grubsza sprawa. Zbieraj się natychmiast, czekam na Ciebie na komendzie. Masz godzinę. - Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, bo telefon już milczał.
Bez zastanowienia zerwała się z fotela i poszła do łazienki, by zebrać się jak najszybciej. Pośpiesznie umyła się...
Ogarnęła się przed lustrem...
Przebrana w strój służbowy weszła jeszcze do sypialni.
O, jest jeszcze jedna kwestia, której nie wiecie... Chodzi o to, że Abigail nie jest do końca człowiekiem.
- No, no, Abi, nocna misja. Komendant osobiście po Ciebie wydzwania. Będzie znakomicie. - Powiedziała sama do siebie, przeglądając się pokrótce w lustrze.
Abigail jest Heyvanką, stąd jej zwierzęce cechy. Co to znaczy? Heyvani to pół zwierzęta, pół ludzie. W jej przypadku pół człowiek, pół kot. Co na to społeczeństwo? Nic. Nikt, kto nie jest Heyvanem nie widzi prawdziwej Abigail. Dla zwykłych ludzi Heyvani wyglądają równie zwyczajnie.
- Dasz czadu, Abi. - Dziewczyna puściła oczko do samej siebie i wyszła z domu.
Nie minęło 15 minut od telefonu komendanta, gdy Abigail stała przed domem i wybierała do niego numer.
- Szefie, będę za pół godziny. - Poinformowała i rozłączyła się.
Pewna siebie, nie mogąc doczekać się nocnej akcji, pobiegła w stronę komisariatu.
Nie przedłużając więcej, zapraszam na swoją relację.
-----------------------------------------------------------------------------
Miasto Batu w Verdenie od zawsze cieszyło się złą sławą w kwestii przestępczości. To właśnie ono było swoistą Mekką dla rzezimieszków z całego świata, jednak ostatnimi czasy było tu nader spokojnie.
Ten dzień zapowiadał się upalnie. Od rana jego mieszkańcy niespiesznie przemierzali swoje ścieżki, załatwiając sprawy wszelkiej maści. Wybiła godzina dwunasta i...
- STÓJ W IMIENIU PRAWA! - Głos pełen wściekłości przerwał ciszę panującą w Batu. Greg Coral, rabuś znany z drobnych kradzieży, kompletnie nie przejął się rozkazem funkcjonariuszki. Ta nie należała jednak do osób, które łatwo dawały za wygraną.
Oto Abigail Pardell, początkująca, ale bardzo ambitna i niesamowicie oddana swojej pracy, detektyw prowadząca pościg od dłuższej chwili. Wszystko bowiem wskazywało na to, że tym razem Greg dokonał znacznie większej kradzieży niż zazwyczaj.
Młody chłopak powoli tracił siły, lecz wytrwale zmierzał w kierunku restauracji, znanej z wykwintnej kuchni i kosztownego wystroju. Abigail wzięła głęboki wdech i warknęła pod nosem, zwiększając tempa.
Greg wpadł do restauracji zdyszany. Wściekły, że nie zdołał zgubić pościgu, w pośpiechu starał się znaleźć wyjście z sytuacji. Sekundę później jednak było już za późno, gdyż zaraz za nim do środka wbiegła detektyw. "Teraz już mi nie uciekniesz, ptaszku" - pomyślała, dopadając drania.
- Pokaż ręce i ani słowa. - Warknęła chłopakowi w twarz, machając mu przed nosem kajdankami. - Wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko Tobie, smarku. - Dodała, zapinając kajdanki na jego nadgarstkach. Młody zdecydowanie był wściekły, ale już nie miał szans uniknąć kary.
- Patrol 77, przyślijcie transport. Złapałam wymoczka. - Abigail z nieskrywaną satysfakcją wezwała wóz i chwilę później byli już na komisariacie.
- No, no. Do czego służą Ci takie zabaweczki, Greg? Czyżbyś miał zamiar podszywać się pod pielegniarza? - Rzuciła, podczas rewizji osobistej, funkcjonariuszka. Chłopak był wyraźnie zmieszany, podczas gdy sama Abigail nie do końca wiedziała jak się zachować.
Przeszukanie aresztowanego nie trwało długo i chwilę później mozna było wykonać zdjęcie delikwenta.
- Nie krzyw się tak, chłopie, bo będziesz tak wyglądać w papierach. Pamietaj, że kartoteka zostaje na zawsze. - Praca detektywa sprawiała Abigail tyle satysfakcji, że nie mogła darować sobie komentarzy na temat zachowania młodego cwaniaczka, którego przyłapała na gorącym uczynku. - Jeszcze moment i będziesz miał okazję wyśpiewać wszystko. - Dodała z nieskrywanym uśmieszkiem.
- Tu jest miejsce przestępstwa, tu lista skradzionych przez Ciebie przedmiotów a tutaj są zdjęcia osób, które zeznały, że to właśnie od Ciebie zakupili kilka rzeczy po okazyjnej cenie. - Przesłuchanie zaczęło się bardzo spokojnie. pomimo krótkiego stażu na posterunku, Abigail podchodziła do pracy bardzo profesjonalnie. - Dziwnym trafem były to te same przedmioty, które zostały ukradzione z domu Winstonów. Czy możesz to jakoś wytłumaczyć? - Spytała, patrząc na Grega z uniesioną podejrzliwie brwią.
Chłopak przyjrzał się pobieżnie zdjęciom, jednak nic nie powiedział. Był widocznie przejęty, bo rzucał rozproszone spojrzenia po całym pomieszczeniu, unikając wzroku funkcjonariuszki.
Dziewczyna postanowiła wziąć go sposobem.
- Gregory Malcolm Coral, tak? - Udało się jej zwrócić jego uwagę. - Pal licho te stare miedziane dzbanki, poobijanego laptopa czy nawet zdobioną srebrną szkatułkę. To wszystko to śmieci. Ale czy wiesz, co było w złotej puszce z inkrustowanymi sowami? - Spojrzała uważnie na nastolatka a jej głos miał przyjemny wydźwięk. - Prochy babki Winston, Diany Rosanny Winston. PROCHY ZMARŁEJ BABCI, ROZUMIESZ? - Kontynuowała, ostatnie zdanie podkreślając dokładnie, jednocześnie świdrując go oczami. Młody zaczął wymiękać. Zestresowany wbił palce w krzesło, ale dalej trzymał język za zębami.
Nagle Abigail gwałtowanie podniosła się i pochyliła w stronę przesłuchiwanego.
- Zróbmy tak: albo mi powiesz, co i dlaczego zrobiłeś z urną, albo to Ty będziesz potrzebował urny, gdy z Tobą skończę! - Krzyknęła podniesionym głosem, ani na moment nie spuszczając wzroku z Grega.
- Ja nic nie zrobiłem! - Milczący do tej pory Greg wykrzyczał nagle z przejęciem. - TO znaczy, zrobiłem, ale nie z własnej woli. Zostałem do tego zmuszony... - Dodał, patrząc na Abigail błagalnie.
- Zmuszony? Przez kogo?
- Nie mam pojęcia, kto to. Kontaktowaliśmy się przez smsy. Nic o nim nie wiem. Łupy miałem zostawić w umówionym miejscu i tyle. - Wyjaśnił i spuścił wzrok. - Czy teraz puścicie mnie wolno, proszę..?
Funkcjonariuszka zamyśliła się na moment, lecz zaraz uniosła jedną brew i spojrzała uważnie na chłopaka.
- Skoro tak było to z pewnością pomożesz nam zlokalizować spryciarza, który zlecił Ci kradzież. - Powiedziała po chwili z lekkim uśmiechem. - Daję Ci 12 godzin na przypomnienie sobie wszystkich szczegółów dotyczących tego zlecenia. - Dodała bardziej stanowczo, wskazując na chłopaka palcem. Ten otworzył usta, by zaprotestować...
- Najwidoczniej trochę sobie u nas jeszcze posiedzisz. - Rzuciła Abigail, nim zdążył coś powiedzieć. - Sorry, na razie mam związane ręce, wszak to Ty wykonałeś robotę. - Wzruszyła ramionami z satysfakcją i wyprowadziła chłopaka do celi.
Każdego dnia Pardell łapie przestępców i rozwiązuje kryminalne zagadki a potem wraca do domu. Nie jest to jednak koniec jej zajęć, ponieważ pani detektyw spędza czas bardzo aktywnie a jej harmonogram jest stale napięty. Każdego dnia zaraz po powrocie z pracy poświęca się ćwiczeniom. Najpierw trening ciosów bokserskich...
Następnie seria 100 brzuszków...
Kilkadziesiąt ćwiczeń na maszynie...
Oraz kilka kilometrów lekkiego biegu. To dzięki nim jest w stanie prowadzić długi pościg za uciekającym złoczyńcą.
W swoim aktywnym życiu pani detektyw Abigail Pardell nie ma czasu na tak prozaiczną czynność jak gotowanie, dlatego, po serii ćwiczeń, jej kolację zazwyczaj stanowi pizza. Którą, swoją drogą, uwielbia.
Po wyczerpującym dniu przychodzi również czas odpoczynku. Każdego wieczoru przed pójściem spać, młoda kobieta z lubością wczytuje się w ulubione książki kryminalne. Tak też było i dzisiaj. Wczytując się w kolejne przygody Jamesa Jonesa z najnowszego tomu 'Mroku w bramie' nie myślała o bożym świecie. Wtem z tego błogiego stanu wyrwał ją dźwięk telefonu.
- Kto to może być... - Mruknęła, wyciągając smartfona z kieszeni i, zanim spojrzała kto dzwoni, zerknęła na godzinę. Było już po północy. - ...o tej porze?
- Funkcjonariuszka Abigail Pardell, komenda policji w Batu, przy telefonie. - Powiedziała, odbierając telefon. W odpowiedzi usłyszała znajomy głos:
- Pardell, z tej strony Komendant Charadrion. Pilna kwestia. Okazuje się, że z dzisiejszych kradzieży wyniknie jakaś grubsza sprawa. Zbieraj się natychmiast, czekam na Ciebie na komendzie. Masz godzinę. - Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, bo telefon już milczał.
Bez zastanowienia zerwała się z fotela i poszła do łazienki, by zebrać się jak najszybciej. Pośpiesznie umyła się...
Ogarnęła się przed lustrem...
Przebrana w strój służbowy weszła jeszcze do sypialni.
O, jest jeszcze jedna kwestia, której nie wiecie... Chodzi o to, że Abigail nie jest do końca człowiekiem.
- No, no, Abi, nocna misja. Komendant osobiście po Ciebie wydzwania. Będzie znakomicie. - Powiedziała sama do siebie, przeglądając się pokrótce w lustrze.
Abigail jest Heyvanką, stąd jej zwierzęce cechy. Co to znaczy? Heyvani to pół zwierzęta, pół ludzie. W jej przypadku pół człowiek, pół kot. Co na to społeczeństwo? Nic. Nikt, kto nie jest Heyvanem nie widzi prawdziwej Abigail. Dla zwykłych ludzi Heyvani wyglądają równie zwyczajnie.
- Dasz czadu, Abi. - Dziewczyna puściła oczko do samej siebie i wyszła z domu.
Nie minęło 15 minut od telefonu komendanta, gdy Abigail stała przed domem i wybierała do niego numer.
- Szefie, będę za pół godziny. - Poinformowała i rozłączyła się.
Pewna siebie, nie mogąc doczekać się nocnej akcji, pobiegła w stronę komisariatu.