Ogromnie dziękuję za komentarze i jednocześnie przepraszam, że tyle to trwało, ale w sumie w moim przypadku to trochę norma.
Nie mam za bardzo czasu, by w tym momencie odpowiedzieć na wszystkie komentarze pojedynczo (nadgonię to jutro, obiecuję), więc odpowiem w skrócie na kilka kwestii dotyczących poprzedniego odcinka:
Ja wiem, że to wyglądało trochę idiotycznie, gdy obserwacja Ray'a trwała całą noc a wcześniej Grega śledziła cała grupa, jednak uznałam, że jeśli ograniczę te zdarzenia to w relacji zbyt mało będzie się działo. Poza tym, od początku planowane było, by Raymund wiedział o całej akcji. Czemu robił grilla po nocy? A to nie wolno obywatelom korzystać z tego, że tylko nocą jest spokojnie i nikt mu nie podżera hotdogów? D:
Cieszę się, że nowy Heyvan się spodobał. Przyznam szczerze, że to moja ulubiona postać w całej relacji.
Tymczasem bez zbędnego przedłużania (choć cóż znaczą minuty w porównaniu do 4 miesięcy..?)
.
.
.
ZAPRASZAM NA TRZECIĄ RELACJĘ
-----------------------------------------------------------------------------
HEYVANI #3
Studio nagrań telewizyjnych TomorrowTV w Verdenie.
Zbliżał się środek nocy. Leslie, dziennikarka i prezenterka właśnie kończyła ostatnie tego dnia wydanie wiadomości.
-
Na koniec informacja z ostatniej chwili: Isabellę Maślankę i Sławomira Langraaba może łączyć coś więcej niż tylko przyjaźń, żródła donoszą, że mała Basia Maślanka może być owocem ich romansu. Co na to Julia Landgraab? Więcej o nich już za chwilę w "Sekretach o Łabędziach". Tymczasem to wszystko na dzisiaj, żegna się z Państwem Leslie Weasel. Do zobaczenia w jutrzejszym wydaniu wiadomości o godz. 19:00.
- I... cięcie! - Głos głównego operatora kamer oficjalnie zakończył nagranie.
W tle leciały już napisy końcowe i outro.
W studio podczas nagrań wiadomości każdy miał swoje zadanie. Leslie była prezenterką, za środkową kamerę odpowiadał Mark Verva, za lewą - Dominick Falck, za prawą - Ben Pickle, dźwiękiem zajmowała się Vivien Evils, a wszystkim zarządzał główny operator i dyrektor - Silvester Novycky.
- Dobra, tyle na dziś. Możecie się zbierać. - Oznajmił szef, podchodząc bliżej biurka.
Właśnie kończył swoje skrupulatne zapiski dotyczące uwag po nagraniu.
- Dominick, świetna robota z tym pokątnym ujęciem. - Rzucił w kierunku ciemnoskórego kamerzysty z lekkim zarostem. Nawet taka drobnostka z ust ich wymagającego dyrektora była ogromną pochwałą.
- Dzięki, szefie, starałem się. - Przerwał pogaduszki z prezenterką, by pomachać w stronę Novycky'ego, ale ten nawet nie zwrócił uwagi, więc wrócił do rozmowy. - To kiedy idziemy na tego drinka, Les?
- Wiesz przecież, że jest już umówiona ze mną. - Wciął się Mark, szczerząc dumnie zęby.
- Haha, przecież ja Was nawet nie lubię. - Zaśmiała się dziennikarka.
Dwaj faceci zebrali się z miejsc i jeden drugiego szturchnął zaczepnie w łokieć. Wszyscy w studiu dobrze się znali.
- Ben, słowo daję, jeśli nie zaczniesz ubierać się inaczej to wywalę Cię na zbity pysk. - Novycky z obrzydzeniem przyglądał się jajecznożółtemu strojowi kamerzysty. - Nie będę tolerował całkowitego braku stylu w telewizji.
- Mhm.. - Mruknął Pickle, powstrzymując się od docinków i skierował się w stronę zaplecza.
Dyrektor podszedł do biurka i uśmiechnął się szeroko do ciemnoskórej dziewczyny.
- Leslie, kochanie, jak zawsze byłaś znakomita. - Pochwalił ją, wręczając notatnik z zapiskami do jutrzejszego nagrania. Dziennikarka wstała od biurka i zgarnęła notatnik.
- Jasne. Kto jak nie ja mógłby tak świetnie prezentować te bzdury? - Rzuciła głosem pełnym pewności siebie, wymachując zeszytem. - Ale nie mów do mnie 'kochanie', Silv. W gruncie rzeczy, nadal nigdzie mnie nie zaprosiłeś.
- Haha, wiesz przecież, że Peter nigdy by mi tego nie wybaczył. - Zaśmiał się.
Wszyscy w pracy wiedzieli, że Novycky od jakiegoś czasu był w bardzo dobrze prosperującym związku z Peterem Fiordem i wszystko wskazywało, że będzie z tego coś bardzo poważnego. Z resztą, wszyscy znali Petera, bo ten często bywał w studiu po swojego partnera. Takie żarciki były jednak w tym gronie na porządku dziennym.
- Nie zapomnij o wywiadzie z panem Maxem. - Rzucił jeszcze Silvester do Leslie, oddalając się.
Dziewczyna wyłączyła swój podświetlany blat biurka i kiwnęłą głową, zbierając się do wyjścia.
W drodze do szatni minęła Tatianę Lucię, tutejszą recepcjonistkę, zazwyczaj o tej porze zajętą wyklikiwaniem rekordu w Cukierowych Wydmach.
- Do jutra, Tati. - Pożegnała znajomą, ale ta nawet nie zareagowała.
Po wejściu do przebieralni, Leslie wyciągnęła swoje rzeczy z szafki i usiadła przed lustrem.
Leslie jest Heyvanką, ale nikt z jej otoczenia o tym nie wie.
Przetarła twarz rękoma i wreszcie mogła przyjrzeć się swojemu prawdziwemu odbiciu. Przyjrzawszy się uważniej, dostrzegła trochę sierści na swoim ubraniu.
Zeskubawszy sierść przebrała się w płaszcz i wyszła z budynku.
Studio o tej porze było rozświetlone i wyglądało bardzo nowocześnie.
Zazwyczaj dziennikarka wracała do domu samochodem lub taksówką. Tej nocy jednak było wyjątkowo ciepło, dlatego postanowiła wrócić na piechotę.
Podczas nocnego spaceru z przyjemnością chłonęła spokój nocy, tak zupełnie odmienny od gwaru w ciągu dnia. Jej dom znajdował się nad rzeką, za którą bezpośrednio trwała teraz budowa nowego osiedla mieszkaniowego. Nie było mowy o tym, by wypocząć choćby to był wolny dzień.
Będąc już niemal na miejscu, minęła dom swojego sąsiada i starego znajomego, Russella Willpura. On również był Heyvanem i może właśnie dlatego się przyjaźnili, bo w każdym innym aspekcie życia kompletnie się od siebie różnili. W przeciwieństwie do Leslie, pracowitej i zaradnej dziennikarki, Russell był przygłupim obibokiem, któremu życie fundowali rodzice.
Światła w jego chatce były zgaszone. Dziewczyna zastanawiała się, czy chłopak śpi w domu czy może imprezuje po nocach na mieście.
Gdy weszła do domu już prawie zaczynało świtać. W jej zawodzie nie było stałych godzin pracy, niejednokrotnie wracała do siebie o najdziwniejszych porach, ale właśnie teraz dotarło do niej jak bardzo jest zmęczona.
Szybko rozebrała się z odzieży wierzchniej, zjadła trochę zupy ogrzanej w mikrofali i usiadła na kanapie w salonie, czując jak ogarnia ją senność.
Wydawało się, że minęła może minuta, gdy z półsnu wyrwało ją donośne powitanie Russella:
- Dzieńdoberek, Les!
Ona i on znali się już tyle czasu, że chłopak wpadał do niej jak do siebie. nieważne, ile razy mu mówiła, by przynajmniej nie robił tego tak wcześnie, on wpuszczał to jednym uchem a wypuszczał drugim [a potem trzecim i czwartym, i tak nie docierało xD] i nadal odwiedzał ją kiedy miał ochotę (bo czasu miał aż nadto).
- Ile raaaazy Ci mówiłam, żebyś... - Burknęła, ziewając szeroko, ale zaraz przerwał jej wiecznie wyluzowany Russell.
- Fajna imprezka szykuje się dzisiaj u Davidsonów, może wybierzesz się ze mną?
- Daj mi spokój, jestem zmęczona po pracy a jeszcze mam coś do zrobienia. - Westchnęła ciężko.
- Widziałem Cię wczoraj w TV. Nie wiem jak Ty tam wytrzymujesz, gadając takie smęty. - Rzucił, nie tracąc humoru i rozsiadł się na oparciu kanapy.
- Wiesz, niektórzy interesują się tym, co się dzieje w świecie. - Odpowiedziała, przeciągając się, po czym wstała i przeszła przez pokój. - W sumie to dobrze by Ci zrobiło, gdybyś i Ty się czymś zainteresował.
- Ej, ej, ej, mam MNÓSTWO zainteresowań! - Odparł Russell, broniąc swojej osoby.
- A czy choć jedno ma wpływ na Twoje życie? - Przyjrzała mu się uważnie.
- Wszystkie. Od dawna jestem specjalistą w dziedzinie filmów akcji, znam tej każdy lokal i najlepsze kluby w mieście a ostatnio to nawet zostałem najlepszym strzelcem w Celuj Sprawniej: Gonitwa Oposów (CS:GO). - Powiedział z dumą.
Leslie wybuchnęła śmiechem.
- Nie osłabiaj mnie Russell, żadna z tych rzeczy nie przyda Ci się w życiu. PRAWDZIWYM ŻYCIU.
- Pieniądze rodziców kiedyś Ci się skończą... - Dodała już poważnym tonem, odsuwając krzesło przy biurku.
- Z tego co wykalkulowałem to mam hajsu jeszcze na 10 LAT!
- Na pewno dobrze postawiłeś przecinek, nie powinno przypadkiem wyjść 10 miesięcy? - Wywróciła oczami, siadając do biurka.
- Nie, nie, wszystko liczyłem po 3 razy! - Odparł uradowany i pewny siebie.
- W Twoim przypadku to i tyle mogło być zbyt mało... - Mruknęła pod nosem, czego Willpurr raczej nie usłyszał.
- Naprawdę, cieszę się Twoim szczęściem, Russ, ale teraz muszę Cię przeprosić, mam jeszcze coś do zrobienia a już padam ze zmęczenia. - Spojrzała na niego całkiem poważnie, włączając komputer.
- Wiesz, gdybyś siedziała w domu to nie byłabyś zmęczona. - Burknął w odpowiedzi.
- Wybacz, że akurat Twoje rady to ostatnie czego mi potrzeba. Ja wiem, że życie beztroskiego nieroba jest bardzo przyjemne, ale niektórzy nie dostają pieniędzy z powietrza i sami muszą zarobić na swoje utrzymanie. - Podejście Russella zazwyczaj zwisało jej koło ogona, ale dzisiaj wyjątkowo ją drażnił. Zaczęła tracić cierpliwość.
- Widocznie nie zasłużyłaś sobie na takie przywileje jak moje. Gdybyś zasłużyła to nie musiałabyś pracować. - Odparł zupełnie obojętnie, wzruszając ramionami.
Tego było już za wiele. Leslie gwałtownie zerwała się z krzesła.
- Tym razem przesadziłeś! Włazisz tu jak do siebie, pozbawiasz mnie możliwości wypoczynku i prawisz swoje bzdurne mądrości rozpieszczonego jedynaka! - Wrzasnęła w jego stronę, wymachując rękami. - Daruj sobie, bo mam Cię wyjątkowo dość. W tym momencie masz opuścić mój dom, bo nie ręczę za siebie, nierobie francowaty!
pomimo, że starał się nie brać jej słów do siebie, zabolało go to, jak się o nim wyraziła. Nigdy jej tego nie powiedział, ale był w niej zakochany po uszy od pierwszego wejrzenia. W dodatku bardzo imponowała mu jej pracowitość i niezależność, nawet jeśli nie okazywał temu szacunku. W jego odczuciu musiał grać pewnego siebie cwaniaka, by nie pomyślała, że jednak jest w nim ułamek wrażliwości.
W tym momencie odwrócił wzrok, oburzony, i bez słowa więcej wyszedł, wcale nie starając się, by zamknąć drzwi spokojnie.
Chwilę stał pod jej drzwiami, walcząc z myślami, aż w końcu jego dumna natura wygrała i, złorzecząc w jej imieniu, ruszył w stronę domu.
- Ja nierobem i nieudacznikiem? Już ja jej pokażę... - Warknął pod nosem, tupiąc głośno.
W tym samym czasie, Leslie, chcąc ochłonąć wykonała kilka wdechów i pozbierała brudne naczynia po nocnej kolacji. Potrzebowała dłuższej chwili, by zająć swoje myśli pracą, ale postanowiła, że jeszcze z Russellem nie skończyła.
Kilka dni później, gdy szła na popołudnie do pracy, Leslie wyszła przed swój dom nad ranem. Dzień wydawał się wyjątkowy piękny, jednak zaraz jej dobry nastrój popsuł pewien 'drobiazg'. Jej kosz na śmieci był wywrócony a cała zawartość porozrzucana po ogródku. Załamana złapała się za głowę, ale zaraz zakasała rękawy, by to wszystko ogarnąć.
Sporo wysiłku kosztowało ją ponowne postawienie ciężkiego kontenera.
Następnie z wysiłkiem wyzbierała śmieci z trawnika i wyrzuciła je do kosza. Ocierając pot z czoła spostrzegła, że przed domem siedzi sąsiad i znajomy - Russell. Wpadło jej do głowy, że może przypadkiem widział on sprawcę tego marnego zagrania, gdyż była przekonana, że nie mogły tego zrobić żadne zwierzęta.
Gdy podeszła pod dom Russella, zauważyła, że gospodarz gra sobie beztrosko w szachy. Sądząc po stopniu zaawansowania w grze musiał tu siedzieć dłuższą chwilę. Postanowiła od razu zapytać go o incydent z koszem.
Podeszła bardzo blisko stołu szachowego, ale Russell z początku w ogóle jej nie zauważył. Widząc jego obojętną minę od razu wróciło jej wspomnienie niedawnej kłótni.
- Cześć, przyszłam zapytać, skoro tak siedzisz bezczynnie od rana, czy nie widziałeś może, kto wywalił mój kosz na śmieci? - Spytała nieco ostrzej niż początkowo zamierzała, ale widząc jego wątpliwe zainteresowanie czymkolwiek poza grą, sama sobie odpowiedziała na to pytanie. - Przynajmniej do tego mógłbyś się przydać...
Russell spojrzał na nią marszcząc czoło.
- Niczego ani nikogo podejrzanego nie widziałem. A nawet gdybym widział to i tak nie powiedziałbym tego komuś, kto nigdy nie ma czasu dla przyjaciół, bo zajmuje się
pracą... - Odparł, złośliwie krzywiąc się przy wypowiadaniu ostatniego słowa.
To tylko rozjuszyło Leslie.
- Słuchaj Ty... - Warknęła, ale nie dane jej było dokończyć.
- Idziesz już czy nie? Bo nie wiem czy widzisz, ale przeszkadzasz mi w grze. - Rzucił obojętnie.
Dziewczyna zacisnęła zęby i pogroziła mu palcem.
Po chwili odzyskała rezon.
- Pójdę, ale wiedz, że choćby nie wiem co nie masz czego u mnie szukać do czasu aż nie znajdziesz pracy. - Powiedziała, nie kryjąc złośliwości w głosie.
- Mógłbym mieć każdą pracę, gdybym chciał.
- Ależ oczywiście. Każdy pracodawca tylko czeka, by zatrudnić takiego darmozjada, który nie umie absolutnie nic. - Powiedziała cynicznie i skierowała się w stronę swojego domu.
Russell patrzył za nią przez chwilę, po czym naburmuszony powrócił do gry.
Kilkanaście godzin później...
Dzisiejsza noc była nieco chłodna. Po ulicach niemrawo sunęły samochody...
W domu Weasel panował wyjątkowy spokój. Dziś w pracy jedynie przeprowadzała wywiad, więc z powrotem była znacznie szybciej. Ponadto, miała następnego dnia wolne, co bardzo ją cieszyło.
Korzystając z wolnego, poprzedniego wieczora oglądała filmy do tak późna, że nie zauważyła nawet kiedy zasnęła na kanapie.
Przed świtem obudził ją dzwoniący telefon.
Szybko przetarła oczy jedną ręką a drugą odebrała.
- Haloo? - Spytała półgłosem, tłumiąc ziewnięcie.
Jednak nikt po drugiej stronie się nie odzywał. Cisza. Zdziwiona spojrzała na ekran. Numer był zastrzeżony a telefon milczał, więc rozłączyła się.
W tym momencie otrzymała SMSa o treści "WIEM". Numer: zastrzeżony. Leslie była pewna, że to jeden i ten sam numer. Przez moment poczuła się obserwowana, ale zaraz potem, wabiona objęciami Morfeusza, poszła położyć się do łóżka i zasnęła.
Rano Leslie obudziła się wyspana jak nigdy. Szykując sobie śniadanie kompletnie zapomniała o tajemniczej wiadomości w nocy.
Nagle do jej domu bezceremonialnie wkroczył Russell, przebrany za... HOT-DOGA, jednak Leslie zbyt zajęta była gotowaniem, by go zauważyć.
- Tak, siadaj, Russell, cześć. - Rzuciła tylko, nie patrząc w jego stronę.
Ten zatrzymał się przy drzwiach i odchrząknął.
- Ekhem, Les. ZNALAZŁEM PRACĘ. - Powiedział półgłosem, chowając swoją dumę w kieszeń.
- CIĘ SŁUCHAM!? - Leslie nieomal upuściła na ziemię patelnię, na której obsmażała grzanki.
Człowiek-hotdog podszedł bliżej i usiadł przy stole w kuchni. Dziennikarka wtedy właśnie odwróciła się do niego. Na widok jego stroju wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz, haha. Powiedz, że żartujesz. - Powiedziała, śmiejąc się w głos.
Russell zrobił naburmuszoną minę.
- Lepiej zajmij się gotowaniem, bo zaraz jeszcze coś spalisz...
Wtem, niczym klątwa, spod patelni buchnął ogień, który natychmiast zajął zawartość patelni, kuchenkę i, o zgrozo!, sweter Leslie.
- Ha, a nie mówiłem! - Rzucił tylko kąśliwie Russell, podczas gdy Weasel z przerażeniem zdawała sobie sprawę, że się pali.
Sekundę później jednak Russell, chwycił gaśnicę i z zimną krwią wycelował dyszę w jej stronę, skutecznie wygaszając pożar a tym samym ratując przyjaciółkę.
Dziewczynie nic wielkiego się stało, Russell zdążył wszystko ugasić zanim ogień zajął jej sierść i włosy. Bez słowa, niczym cichy bohater skierował się w stronę wyjścia. Osmolona i przerażona wizją niedoszłej śmierci Leslie stała w osłupieniu, bijąc się z myślami. Po chwili skruszonym głosem powiedziała:
- Przepraszam. - Wzięła głęboki oddech. - Przepraszam Cię, Russell. Nie powinnam się z Ciebie śmiać, dostałam już za to nauczkę. - W kąciku jej oka pojawiła się łza, jednak błyskawicznie wytarła ją, zanim chłopak zdążył to zauważyć.
Russell odwrócił się w jej stronę z uśmiechem.
- Jasne, Les. - Szepnął a ona spojrzała na niego raz jeszcze, tym razem bez rozbawienia. Powoli docierało do niej, że jej przyjaciel faktycznie wziął się do pracy.
- Skąd ta zmiana, Rus? - Spytała ze szczerej ciekawości, w duszy czując, że jest z niego coraz bardziej dumna.
Russell speszył się trochę.
- Miałaś rację, jak zawsze. - Przyznał po chwili. - Pieniędzy od rodziców zostało mniej niż zakładałem a gdy zwróciłem się do nich po więcej, przyznali, że zrobią to pod warunkiem, że znajdę pracę.
Wyraźnie było widać, że jest to dla niego nowe i bardzo nieprzyjemne doznanie.
- Jestem z Ciebie dumna, Rus. - Posłała mu szczery uśmiech. - Jak nigdy dotąd.
On spojrzał na nią z wdzięcznością i razem usiedli przy stole.
- To co, przyznasz się gdzie będziesz pracował? Domyślam się w jakiej branży, ale wiesz, w tym mieście pełno jest miejsc, do ktorych pasuje Twój kostium. - Zaśmiała się.
- Ależ skąd, to jest najbardziej wyjątkowe ze wszystkich! Słyszałaś o nowej knajpce z tureckimi hotdogami?
W tak radosnym nastroju przegadali dłuższą chwilę. Od dawna nie rozmawiało się im tak przyjemnie i swobodnie.
Niestety, musieli dość szybko kończyć, ponieważ Leslie potrzebowała kąpieli a Russell musiał gnać do pracy.
Po kąpieli Leslie zajęła się obiadem, gdyż zbliżała się odpowiednia pora. Kuchenka wymagała wymiany, więc zamówiła przez internet nową a na obiad jadła sałatkę na zimno. W ten sposób bardzo spokojnie minęło jej popołudnie.
Wieczorem zadowolona kładła się spać.
- Aaa! Czy to pająk!? - Wykrzyknęła, gdy w momencie jak miała się układać pod kołdrą, zobaczyła czarny punkt na pościeli. - Giń, maszkaro! - Zerwała się i spsikała okolicę sprayem na insekty, jednak okazało się, że to tylko paproch. Wytrzepawszy łóżko, położyła się do snu.
Był środek nocy. Leslie smacznie spała w swojej sypialni przy uchylonym oknie. Nagle zbudził ją dźwięk tłuczonego szkła i ogólny rumor w pokoju. Zerwała się z wrzaskiem, który poniósł się echem po okolicy.
Lampa i wazon w jej pokoju leżały rozbite na podłodze.
Los chciał, że właśnie w tej chwili obok domu Leslie przechodził Russell wracający z pracy. Bez trudu usłyszał jej wrzask.
- Leslie! - Wykrzyknął i popędził tak szybko, jak pozwoliła mu na to siła jego nóg i krępujący ruchy strój.
Gdy wpadł do jej pokoju, ujrzał Leslie skuloną na łóżku i przerażoną. Płakała a on kompletnie nie wiedział o co chodzi.
Dziewczyna pociągnęła nosem.
- Ktoś mnie prześladuje, Russell. - Szepnęła, kuląc się bardziej.
- Kto taki!? Dawać go tutaj, zaraz mu nogi z tyłka powyrywam! - Wrzasnął, zaciskając pięści, gotowy do starcia. Po chwili jednak ogarnął, że zabrzmiało to głupio. Rozejrzał się i spostrzegł rozbitą lampę i potłuczony wazon. Szybko określił, że ktoś musiał wrzucić coś przez okno, wywołując ten raban. Chyba nawet widział kamień na podłodze, jednak nie było na to teraz czasu.
- Najpierw ten telefon, SMS a teraz to... - Załkała Leslie.
Russell niewiele z tego rozumiał, ale wiedział, że teraz jego przyjaciółka go potrzebuje. Przysiadł się więc do niej złapał za rękę.
- Wszystko będzie dobrze, Les. Nie bój się, już nic Ci nie grozi.. - Powiedział, starając się ją pocieszyć.
Dziewczyna podniosła zapłakane spojrzenie na przyjaciela i nieśmiało opowiedziała mu o przewróconym koszu na śmieci, dziwnym telefonie i SMSie a potem o zdarzeniu sprzed chwili. Po wszystkim westchnęła ciężko i spytała:
- Russell, ja wiem, że to może moje przewrażliwienie, ale ja tu nie daję rady. Czy mogłabym dzisiaj spać u Ciebie?
Chłopak wstał i podciągnął ją ku sobie za rękę. Gdy tylko wstała, objął ją i przytulił mocno.
- Oczywiście, że możesz, Les, jak długo tylko zechcesz...
A ona odwzajemniła uścisk.
-----------------------------------------------------------------------------
A poniżej CIEKAWOSTKI
[spoiler]1. Studio TomorrowTV to moja pierwsza poważna budowla w The Sims 4. Jestem z niej niesamowicie dumna, ale nie było okazji, by pokazać cały jej urok w relacji, dlatego podsyłam zdjęcia jak budynek wygląda w całości:
Piętro
Parter
Dach
2. Podczas pierwszych prób robienia zdjęć w Studiu budynek ył parcelą publiczną, do której wsypali się ludzie. O ile dla wielu z nich znalazły się role na planie o tyle dla tańczącej na środku laski w ciąży niekoniecznie. Co gorsza, musiałam użyć kodu, by wszystkich pozbierać do rodziny i poustawiać, ale na nią zabrakło mi miejsca i trochę czasu zeszło zanim się jej pozbyłam.
3. Oto co tak naprawdę robiły postacie Lesli i Russella podczas kłótni xD
4. Lewitująca patelnia o.o
5. Spalona, ale nadal seksi
[/spoiler]