Dziękuję za komentarze! Chyba niedziela to najlepszy czas na publikację, bo Wasze odpowiedzi posypały się bardzo szybko
Lion pisze:Dobrze, że starają się być z Mią ponad to, choć boję się, że z czasem te hejty mogą ją przerosnąć. Gdyby Kaspian chciał jej pomóc w rozpowszechnieniu informacji odnośnie jej pracy, pewnie też skoczyłoby się to falą krytyki
Niestety Mia w ogóle nie jest stworzona do medialnego życia. Jakby mogła, omijałaby to szerokim łukiem
Simwood pisze:Fundacja Klary wygląda wystrzałowo, tylko strasznie ciemno
Nic nie umiem na to poradzić, lamp jest naciupane a ciemno i tak :/
Rai pisze:Haha, Kaspian żegna się z Mią przed praca i odchodzi... nagle w innej koszuli i pełnym garniaku?!
...Szybko się przebrał
Rai pisze:A czy Klara nagle porzuciła pracę asystentki Hamtpona, że siedzi w domu i się leni??? I korzysta sobie z jego karty kredytowej. No brawo, Klara......
Klara zrezygnowała z tej posady w momencie, w którym weszła z Gerardem w związek. Jest założycielką fundacji "Słowiczek", która dopiero się rozkręca
Rai pisze:naprawdę nagle zaczęła wyglądać na dziewczynę, której zależy na pięknym mieszkaniu, strojach i kasie... Oby to było moje mylne wrażenie!
A to źle, że jej zależy na pięknym mieszkaniu i ładnych strojach? Raczej musi się dopasować wyglądem do nowego standardu życia- narzeczona kandydata na prezydenta nie może już chodzić w obcisłych sweterkach i legginsach
A w domu wymieniła mu tylko żyrandole
Rai pisze:Pięć miesięcy później, a Klara w tej samej bieliźnie, skandal.
Ciuchy, łachy, kiecki ma czas kupować, a chodzi w jednych majtach i staniku, rany, Klara XD
Wieeem! Do tej pory jej tego nie zmieniłam xD uznajmy, że to nowa bielizna w tym samym kolorze, plis
Rai pisze:W sumie... Nie takie wyjątkowe te oświadczyny. w parku. :d Po Hamptonie spodziewałam się oświadczyn na balkonie na 30 piętrze w wieżowcu albo w eleganckiej restauracji, gdzie ktoś będzie grał na fortepianie itd. :d On to jednak prosty facet jest.
Wiesz, kocha swoje miasto i dlatego chciał się jej oświadczyć gdzieś w nim. A jak sam mówił, uwielbia ten park, stąd oświadczyny właśnie tam- w wyjątkowym dla niego miejscu
Rai pisze:Co do fundacji Klary - ja bym tych rysunków nie wieszała tak równo w kratkę - wygląda to groteskowo
Ale ogólnie widać, że to fundacja na rzecz dzieci, jest przytulnie, kolorowo. Brawa dla Klary.
Ej no, doceń że te rysunki są!
Galcia pisze:Hahaha o rety, to zabrzmiało, jakby przez te wszystkie dni błąkała się po mieszkaniu, sikając w majtki, bo nie mogła znaleźć kibelka.
Galcia pisze:No i znowu ktoś poznaje czyichś rodziców.
Czy kiedykolwiek takie spotkanie potoczy się źle? Aż ciężko uwierzyć, że ta rodzina napotyka na swojej drodze samych miłych simów. Też tak chcę. ;_;
Uwierz mi, mam już pewien plan i nie będzie już tak kolorowo
MalaMi95 pisze:Matko, to jak wielkie jest to mieszkanie Gerarda, że przez pierwsze pare dni nie mogła się w nim znaleźć? xD
To największe w San Myshuno- 3 piętra
MalaMi95 pisze:Ale swoją drogą był taki skecz, że kobieta jak wraca po zakupach, to magazynuje w szafie i dopiero po jakimś czasie wyjmuje. xD
A największy grzech to „Grzech nie kupić!” xD
AMEN to that! Zawsze wyznaję tą zasadę, a potem jest "Masz nową bluzkę? Eeee, nieeeee, już stara, z trzy lata temu kupiona"
MalaMi95 pisze:Hmm. Myślałam, że wegetarianie jedzą ryby i owoce morza, a weganie to ci co nie jedzą już nic, nawet jajka czy mleko.
Czy to po prostu kolejna simsowa potrawa „Homar bez homara”? xD
To się w grze chyba nazywa "Wegetariański homar z wody" czy "Tofuhomar" xD
MalaMi95 pisze:Widzę, że ktoś tu zna Niekrytego krytyka
Ktoś tu się na nim wychował! Naleśniiiikii?
MalaMi95 pisze:Em… dlaczego Edyta nie powie o tym liście Gabrysi, tylko jakiemuś obcemu facetowi, który równie dobrze może tydzień później rzucić jej córkę? x)
Oczywiście wiem, że Gerard jest spoko gościem i pewnie tak się nie stanie, no ale i tak. Edyta zna go dopiero jakąś godzinę lub dwie! xD
Gabi ma ustalone tyle procedur, że chciała ją odciążyć na wszelki. Ale też wie o liście, spoko loko
MalaMi95 pisze:A, no i czekam na pojawienie się Maxa. Niemożliwe, że od tak zniknął i już się nie pojawi. Jestem ciekawa jak może namieszać im w życiu
Mam nadzieję, że moje wypociny was ucieszą. W Wordzie mają dwadzieścia stron już z linkami, więc... Miłej lektury
Pisałam to ze 3 godziny
RELACJA XXX
(O kurczę, dobrnęliśmy aż tak daleko?! <3 )
Jesteśmy ponad pół roku od zaręczyn naszych par. Daniel wyszedł ze szpitala szybko i ma się dobrze, więc nie musicie się martwić o jego zdrowie. Kaspian aby uczcić swoją miłość do ukochanej, postanowił kupić jej niewielki budynek na Promenadzie Magnolii i przerobić go na galerię. Sprowadzaniem obrazów zajęła się sama Mia, ale kiedy nadszedł pierwszy dzień jej właściwej pracy, była przerażona.
- Łał, i to wszystko moje! - powiedziała do siebie Mia, spoglądając na budyneczek. Od miesiąca razem z Kaspianem i kilkoma budowlańcami w pocie czoła pracowali, aby jej największe marzenie stało się rzeczywistością. Teraz się to udało.
Nieśmiało otworzyła drzwi i weszła do środka. Pozapalała wszystkie lampy i... Nie wiedziała, co robić dalej. Rozejrzała się niepewnie. A jeśli nikt nie przyjdzie? Albo gorzej- jeśli przyjdzie mnóstwo ludzi, a ona nie da rady i ktoś ukradnie obraz...? O nie!
Na szczęście z zamyślenia wyrwał ją pierwszy klient. Nie wyglądał na konesera sztuki, ale spójrzmy prawdzie w oczy- kto wygląda?
- Dzień dobry! Czy szuka pan czegoś specjalnego?
- Hm? A co tu pani sprzedaje?
- ...Obrazy. Jest pan w nowo otwartej galerii sztuki.
- A macie jakieś darmoszki?
Na szczęście za chwilę pojawili się inni, zaciekawieni klienci i byli bardziej zainteresowani obrazami
- Gwarantuję panu, że ten młody artysta to istny diament! Pracując w galerii Lobo miałam przyjemność go poznać. Fantastyczny młody człowiek.
- Pani też nie jest najstarsza. Są tu jakieś pani obrazy?
- Moje?
- Wygląda mi pani na taką, co kocha malować.
- Bardziej stawiam na fotografię, ale skoro pan pyta... Dwa moje obrazy wiszą tam dalej.
- Zośka, idź za panią! Wybierz sobie jakiś obraz. Bo wie pani, moja żona w ogóle nie ma takiego drygu do sztuki jak ja. Ale są jej urodziny, a ja chciałbym jej sprawić przyjemność...
Pani Zofia wybrała sobie jeden z obrazów i dzięki temu stała się pierwszą klientką Mii
- Wie pani, ten mój mąż to jak coś powie! Tak naprawdę wolałabym za tę cenę szpilki od Simboutina, ale jak nalega...
- Zabierają państwo teraz, czy mam wysłać kurierem?
- Czy akceptuje pani karty kredytowe?
- Jak najbardziej. Zapraszam do kasy!
- Złociutka, szukam prezentu dla mojej szwagierki, Izabelli. Nie do końca wiem co jej się podoba... - kobieta nachyliła się i konspiracyjnym szeptem dokończyła - ...Ale to pani Landgraab. Swoją drogą- ja też.
- Bardzo mi miło. Cóż, może sesja zdjęciowa? W drugim budynku mam swoje niewielkie studio. Myślę, że możemy umówić się na jutrzejsze popołudnie, jeśli pani Landgraab nie miałaby nic przeciwko.
- Fantastycznie! Dziękuję, panno...
- Buhari. Mia Buhari.
- Ten obraz wygląda jak dzieło mojego trzylatka, kiedy nie chciał jeść pomidorówki. Biorę!
- Kartą czy gotówką?
- Czy ma pani oryginał "Słoneczników" SimGogha?
- Niestety, nie. Ale wielu młodych artystów...
- Kolekcjonuję tylko klasyki. Ale ja panią skądś kojarzę. Pracowała pani u Lobo?
- Tak.
- I ma pani własną galerię?
- Jak widać.
- Kiedyś sprzedała mi pani obraz młodego... Jak mu tam było... Nie pamiętam. Ale mojemu partnerowi się podobał, a ten jest w podobnym stylu. Wezmę. Proszę zapakować.
- Fantastycznie! Proszę za mną.
Pod koniec pracy przyszedł do niej Kaspian.
- I jak ma się właścicielka najfajniejszej galerii nad zatoką?
- Jak widać. Kaspian, jest super! Miałam chyba z piętnastu klientów! Zaraz muszę pozamawiać nowe obrazy i wyciągnąć z magazynu te, które jeszcze mamy...
- Buuuurp.
- Co to było?
- Mój brzuch. Nic jeszcze dzisiaj nie jadłam.
- To ja ci coś zrobię, a ty zamów sobie te obrazy. Potem przyniosę z magazynu resztę.
- DziękidziękidziękI!
Mia zajęła się pracą, a Kaspian w niewielkiej kuchni za jej gabinecikiem przygotowywał jej coś pysznego. (Sorry, że jest tak ciemno, ale mam dużo lamp a i tak wygląda to jak wygląda...)
Jedząc sałatkę rozmyślała, jak fajnie jej się życie ułożyło. Jeszcze żeby się pobrali to byłoby najfajniej. Póki co dostali z Kaspianem zaproszenie na ślub Klary i Gerarda, który miał się odbyć w przyszłym tygodniu. Hamptonowie umówili się też z Mią na sesję ślubną. Nagle usłyszała nieduży huk dochodzący z galerii.
- Kaspian?
- Nic się nie stało! Spadła jedna rama, zaraz to poprawię.
Mia przetarła blat przy kasie i zebrała swoje rzeczy. Zamknęli galerię i ruszyli z Kaspianem w stronę metra.
Następnego dnia Mia miała zaplanowane dwie sesje zdjęciowe- pani Landgraab i... Swojej mamy
- Mamuś, to wcale nie jest takie trudne. Po prostu stań i się uśmiechnij. A potem zobaczymy, co nam z tego wyjdzie.
- Uch... No, spróbuję.
- Puk puuk! Czy trafiłam do atelier panny Buhari?
- Atelier to za dużo... Tak, oczywiście! Zapraszam!
U obu pań sesja przebiegła pomyślnie i obie były zachwycone efektami
* * *
Ślub Gerarda i Klary odbył się na Błoniach Myshuno. Otoczony był sporą ochroną, gdyż Gerard wygrał wybory i został prezydentem miasta. Niestety, rodziców Klary nadal nie było nigdzie widać. Jechali prosto z Dziwnowa, jednak młodzi czekali już pół godziny i dłużej nie mogli tego przeciągać.
- Gotowa?
- Chyba tak. Szkoda, że ich nie ma...
- Na pewno nic im się nie stało, kochanie. Wszystko dla nich nagramy. Jest twoja ciocia...
- Szkoda, że nie ma wujka Daniela. Musiał jechać na nagrania do nowej edycji SimsterChefa...
- Jest Kaspian i Mia. Zobacz, ode mnie też nie ma zbyt wielu osób. Uśmiechnij się. To nasz dzień.
- Masz rację. Zaczynajmy - Klara uśmiechnęła się do narzeczonego, ale w głowie miała mnóstwo kłębiących się, wściekłych myśli. Co oni sobie do cholery myśleli?! Mieli tu być! Wiedziała, że matka prawie zawsze ją zawodzi, ale żeby i ojciec? Musiało im się coś stać. No po prostu musiało!
Ceremonia przebiegła bez większych komplikacji. Młoda para w obecności najbliższych przyjaciół i rodziny, a także wielu znajomych złożyła sobie przysięgę małżeńską.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Nie obyło się bez fajerwerków, które zostały odpalone wraz z zakończoną ceremonią. Były naprawdę piękne, a Klara czuła się jak księżniczka. Nigdy nikt się dla niej tak nie starał.
- Klarusia, co się dzieje? Gdzie rodzice?
- Nic nie wiesz?
- Nie, co się stało?
- No ja też nic nie wiem. Ani telefonu, ani nic. Mieli być na czas...
- Oby nic im się nie stało. Chodź, idziemy do sali.
- Gratulacje, chłopie!
- Dzięki, dzięki! Teraz czas na was.
- Oj, my się aż tak nie spieszymy. To tyle załatwiania i w ogóle... Mamy czas.
- No tak, racja szwagier.
- O ja, ale fajnie jest być żoną!
- Narzeczoną też nie jest najgorzej. Gdzie tu mają jakiś alkohol?
- Zawsze wiesz, co powiedzieć. Idziemy!
Na horyzoncie jednak Mia zobaczyła poddenerwowaną Gabrysię, stąd taktownie wycofała się i powiedziała coś o przyniesieniu kilku drinków.
- Co ona tak uciekła? Nie mogę czasem rozgryźć tej mojej synowej.
- Pewnie ci się wydawało, ciociu. Poszła nam po jakieś drinki.
- A, to rozumiem.
- Nadal ani słowa?
- Niestety, kochanie. Będzie jak będzie. To twój dzień! Nie ma może twoich rodziców, ale już ja spełnię tą rolę. Nie raz zastępowałam ci matkę. Edyta zawsze była nieco nieodpowiedzialna. Jej pierwszy ślub był całkiem potajemny, drugi z tobą w brzuchu. A potem zaczęła pracę i najważniejsza była policja. Rozumiem, że przejęła pałeczkę od taty, ale żeby aż tak...
- Ciociu, ja naprawdę dziękuję ci, że jesteś ze mną dzisiaj. Jest jak jest. Przyjadą, to super, nie, to trudno. Oby nic im się tylko nie stało.
- Tu jesteś! Nie uciekaj tak ode mnie, kochanie.
- Nigdzie nie uciekam, pani Delacroix. - Mia uśmiechnęła się pod nosem.
- Słyszałam, że poszłaś po drinki. Mają coś dobrego?
- O tak, Simopolitan. Drinki już na nas czekają w środku.
- Cudnie! Chodźcie, dziewczyny. Idziemy świętować!
Kiedy impreza bardziej się rozkręciła, a część gości rozproszyła po budynku i okolicach, Gabrysia postanowiła złożyć Klarze gratulacje.
- Bardzo się cieszę, że trafiłaś na kogoś wspaniałego, kochanie.
- Dziękuję, ciociu. Za dziś i za te wszystkie lata. Czasem żałuję, że nie jestem twoją córką.
- Nie mów tak. Może nie najlepiej się dogadywałyście, ale chyba teraz jest okej?
- Sama widzisz. Jeśli priorytetem nie jest pojawienie się na ślubie swojej córki, to...
- Odwróć się, Klaro.
- TATUŚ?
- Chodź do mnie, sardyneczko! Przepraszam, nawaliliśmy. Nasz helikopter musiał awaryjnie lądować na środku pustyni. Nawet awantura twojej matki z pilotem nic nie wskórała, więc sytuacja była poważna.
- Tak się o was martwiłam! Myślałam, że coś wam się stało!
- Wszystko jest w porządku, maleńka. Moje gratulacje.
- I wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia, Gerardzie.
- Dziękuję, Rafale. Cieszę się, że udało wam się pojawić.
- Przebić się przez waszą ochronę to nie lada sztuka. Nie chcieli mi uwierzyć, że to moja córka! W sumie, wcale im się nie dziwię - zachichotał Rafał.
- Dzięki, tato. Gdzie mama?
- Prawdopodobnie wydaje rozkazy ochroniarzom gdzieś na zewnątrz. - i faktycznie, zza otwartych drzwi dało się słyszeć głos niemal identyczny jak Klary.
- ...Jeszcze raz zobaczę, że się odlewasz w krzakach, a wylatujesz z tej roboty! Zrozumiano?
- Tak jest, pani komendant.
- Klara! Tak bardzo cię przepraszam! - w oczach Edyty pojawiły się szczere łzy. - Tak pięknie wyglądasz, córeńko. Przepraszam... Nasz helikopter...
- Wiem, awaryjnie lądował, czy coś. Wszystko okej. Ciocia się wszystkim zajęła... - odpowiedziała niepewnie Klara. Całe życie nie była pewna, jak ma postrzegać tą kobietę. Czy jako chłodną panią komendant, czy ciepłą matkę, która zrobi dla niej wszystko. W tej chwili chciała mieć przy sobie tę drugą wersję.
- Gerardzie! Cieszę się, że jesteś moim zięciem. Serdeczne gratulacje z okazji wygranych wyborów!
- Dziękuję. Dobrze, że udało się wam bezpiecznie dotrzeć. Jakieś uwagi odnośnie mojej ochrony? - uśmiechnął się lekko.
- I to jeszcze ile! Ale już ich ustawiłam, także nie ma się co martwić. Cieszę się, że skorzystałeś z mojej rady i mamy tu kilku tajniaków - mrugnęła do niego porozumiewawczo i rozejrzała po sali. - To co jemy? Padam z głodu!
- I wtedy ja mu mówię "Teraz już nam nie uciekniesz!", a on uciekł. Rozumiesz? Na szczęście Edyta była za drzwiami i potraktowała go łomem.
- Czyli misja wykonana?
- Dokładnie.
- Teraz czas na emeryturę.
- CO? - Klara aż podskoczyła na krześle. Spojrzała na matkę z niedowierzaniem - Ty?! Na emeryturze?
- Tylko na emeryturze tajnego agenta. Wracam na komisariat - uśmiechnęła się przepraszająco Edyta. - Nigdy nie chciałam, żebyś się o mnie aż tak martwiła.
- Cieszę się, że tu jesteście. Dzięki, mamo - Klara ścisnęła dłoń matki pod stołem i uśmiechnęła się.
- Czas na obchód. Przeproszę państwa na chwilę.
- O, Gerardzie, chętnie z tobą pójdę i dopilnuję wszystkiego - Edyta zerwała się z krzesła.
- Ależ nie trzeba, Edyto. Poradzę sobie...
- Nalegam, Gerardzie.
- Naprawdę, nie musisz...
- Pozwól jej - Klara spojrzała na męża łagodnie. - To twoja najlepsza ochrona - roześmiała się.
- No, dobrze, Edyto, ale żadnego strofowania moich ludzi.
- Co mam poradzić, że połowa nie nadaje się do tej roboty?
- Zapewniam, że to moi najlepsi ludzie.
- Którzy sikają po krzakach zamiast ochraniać budynek. Przecież tu pewnie roi się od zamachowców!
- Mamo! - Klara nie mogła opanować śmiechu. Mimo wszystko to właśnie była jej matka. Nieustępliwa, walcząca o swoją rodzinę jak lwica.
- Daj mu się wykazać - mruknął Rafał z rozbawianiem obserwując całą sytuację.
- Zapewniam cię, że to naprawdę najlepsza ochrona. Albo się zgadzasz, albo zostajesz na drugie danie.
- Phi! Nie powstrzymasz mnie! - i ruszyła przed siebie, a Gerard za nią.
- Cała twoja matka. Nie miej jej za złe...
- Trudno mi tak myśleć, tatusiu. Zawsze miałam tylko ciebie, bo ona wolała pracę.
- Powiem ci coś. Kiedy się urodziłaś... Istniało zagrożenie życia twojej mamy. Były powikłania.
- Tak, wiem.
- Ale nie wiesz, że nawet nie chciałem na ciebie spojrzeć. Że myślałem, że gdyby nie ty, to nic by jej się nie stało. - Klarę wmurowało. Jak może tak mówić? - Kiedy tylko się obudziła - kontynuował Rafał - zapytała o ciebie. Czy z tobą wszystko w porządku. Życie jest przewrotne i to ja poświęcałem ci więcej czasu... Ale mama zawsze bardzo mocno cię kochała. Podczas drogi tutaj ściągnęła na pustynię prywatny odrzutowiec naszego przełożonego, żeby tu dolecieć. Nie pokazała tego przy mnie, ale popłakała się, że nie będzie jej w tym momencie z tobą.
- Tato...
- Po prostu pomyśl o niej cieplej. Bardzo ją to boli, że wolałabyś mieć Gabrysię za swoją matkę.
- Ja nie...
- Wiem, Klaro. I ona też to wie. Ale daj jej szansę.
- Dobrze, tato.
- Cieszę się, że trafiłaś na Gerarda - Rafał zmienił temat widząc, że Klara posmutniała - To dobry facet. Będzie o ciebie dbał.
- Wiem. Jest naprawdę... Wspaniały. Bardzo go kocham - mimowolnie uśmiechnęła się, kiedy w drzwiach stanął Gerard i Edyta, i oczywiście się o coś kłócili.
Tuż przed pierwszym tańcem złapał ją Kaspian.
- Cześć, nieznajoma! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
- Dzięki, braciszku. Kiedy wasz ślub?
- Umówiliście się wszyscy czy co? Każdy mnie o to pyta.
- Bo się zaręczyłeś!
- Ale to nie znaczy, że od razu będziemy się hajtać. Spokojnie. Przyjdzie na nas czas.
Jeśli chodzi o pierwszy taniec... Możecie włączyć
to
- Pięknie wyglądasz, mówiłem ci to już dziś?
- Jakieś dziesięć razy. Dziękuję.
- Cieszę się, że cię wtedy zatrudniłem, wiesz?
- Zdziwiłabym się, gdybyś się nie cieszył. Byłam najlepszą asystentką w historii twojej partii. - roześmiała się perliście patrząc mu w oczy.
- A ile bym dał, żebyś nadal nią była! Ale nie mogę cię zatrzymywać, musisz sama robić swoją karierę - uśmiechnął się pod nosem kiedy obrócił ją wokół jej osi.
- Kasia da sobie świetnie radę, panie Hampton.
- O tak, pani Hampton.
- Wszyscy na nas patrzą - mruknęła, rozglądając się po twarzach najbliższych. Mama, tata, ciocia, Kaspian, Mia, dalsze kuzynostwo Gerarda, wujek Aleks, ciocia Sara, Natalia z narzeczonym... Drogon z Paulą! Obejmowali się teraz patrząc na nich ze szczerą radością. Wszyscy im kibicowali. Łał, jakie to piękne uczucie.
- Hej - Gerard położył jej dłoń na policzku i nachylił się do niej. - Kocham cię.
- I ja ciebie - uśmiechnęła się lekko.
Po pierwszym tańcu czas na... Dzikie bansy!
(teraz klikamy
TU albo
to do obu bym pogibała na weselu i nie wiem, co jest zabawniejsze
)
- Hej, Kapulet, nie uderzasz na parkiet?
- Nie, Hampton. Ja nie umiem tańczyć.
- Chyba żartujesz, że nie zatańczysz na moim weselu. Raz dwa!
Po przyjęciu weselnym młodzi byli wykończeni, a tu jeszcze czekają ich obowiązki!
- O rany, Gerard, jedyne o czym marzę to paść na łóżko.
- Zaraz cię tam położę. Udało nam się chyba przyjęcie, nie?
- Też tak myślę.
- To co, o ile dzieci się staramy? Dwójkę? Trójkę?
- Dziesiątkę od razu. Chyba przeceniasz możliwości mojego ciała, panie Hampton.
- Oj tam oj tam.
Zasnęli w tym samym czasie, pierwszy raz jako mąż i żona. Nic nieprzyjemnego nie zmąciło im snu tej nocy.
* * *
Rok później,
San Myshuno, dzielnica Targu Smaków.
Praca w galerii pochłaniała Mię bez reszty. Kaspian też harował jak wół. Poza tym sim wynajmujący od niego mieszkanie nagle się wyprowadził i okazało się, że mieszkanie wymaga gruntownego remontu. Niewiele myśląc zaproponował Mii przeprowadzkę na stare śmieci, na co ona ochoczo się zgodziła. Mieszkanko stało się dla nich zbyt małe. Poza tym w zeszłym tygodniu dzwoniła do niej mama z prośbą o pomoc w znalezieniu taniego mieszkanka dla Dani, która miała zaraz obchodzić osiemnaste urodziny i już rwała się do wielkiego miasta. Kaspian uznał to za idealny zbieg okoliczności.
- Odstąpimy jej stary pokój Klary, co ty na to?
- Jeśli ci to nie przeszkadza...
- I wyprawimy jej małe świętowanie, skoro i tak ma tu mieszkać.
I tak w dniu urodzin Dani zwiozła do San Myshuno cały swój niewielki dorobek i zdmuchnęła świeczki na torcie urodzinowym.
- Dani, zastanawiałaś się co chcesz robić? Gdzie pracować?
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Na pewno chciałabym pracować z ludźmi, byle nie w fastfoodzie. Zawsze czułam, że włosy po pracy śmierdzą mi frytkami.
- A może Kaspian załatwi ci jakąś pracę w agencji? - uśmiechnęła się do siostry szeroko.
- Khe, khe, słucham? - Mia zwróciła ku niemu oczy i powiedziała bezgłośne "proszę".
- Ekhm, zakrztusiłem się. Z największą przyjemnością ci czegoś poszukam. Co umiesz robić najlepiej?
- Obsługiwać ludzi? Wiesz, robota na kasie i te sprawy.
- Myślę, że znajdę dla ciebie coś idealnego.
- Łał, dzięki!
Wieczorem Mia zajęła się sprawami zaowodowymi, a Kaspian dorwał się do konsoli. Dani nieśmiało usiadła koło niego.
- To... Jak w to się gra?
- Hm? A, w to. To strzelanka, jednoosobowa. Zaraz mogę włączyć coś innego i zagramy razem.
- Nie trzeba, po prostu popatrzę. Próbuję się przyzwyczaić do nowego miejsca - uśmiechnęła się przepraszająco.
- Okej, to idziemy na misję...
- Jesteś pewien, że wiesz, jak w to się gra? Zaraz ci ktoś odstrzeli...
- Ups. No nic, zaczniemy od nowa.
Dani spała niespokojnie tej nocy. Zawsze w nowym miejscu było jej trudno usnąć. Rano w kuchni natknęła się na Kaspiana i Mię.
- Hej, siostrzyczko, jak się spało?
- Bywało lepiej, dzięki.
- Zaraz będzie śniadanie. Lepiej się ogarnij, bo idziesz ze mną do pracy! - rzucił Kaspian.
- No dobra, wygląda to tak: pracowałaś kiedyś jako osobista asystentka?
- Nie - na twarzy Dani malowało się przerażenie.
- Spokojnie. Musisz tylko pamiętać o kilku zasadach. Przede wszystkim musisz być dyspozycyjna właściwie dwadzieścia cztery na dobę.
- Okej...
- Nie kwestionuj zbytnio głupot, o które cię poproszą. Na przykład o kupno jedzenia na wynos w środku nocy, ale i znalezienie najlepszej manicurzystki w mieście.
- Hej, to nie wydaje się takie trudne!
- Cieszę się że tak myślisz. No, jedz szybko, zaraz się zbieramy.
- A do kogo idziecie? - Mia spojrzała na Kaspiana podejrzliwie. Znał ten wzrok, ale umówili się, że ufa mu w sprawie jego dawnych związków. Z niektórymi kobietami wciąż musiał pracować, więc musiała mu zaufać, że żadna już go nie interesuje.
- Później ci powiem, kochanie.
- To gdzie jesteśmy? - zapytała podekscytowana Dani, kiedy dotarli na miejsce. Stali na niezbyt pięknej klatce schodowej w dzielnicy Mody.
- Zostaniesz prywatną asystentką Penny Pizzazz.
- TEJ Penny Pizzazz?! Gwiazdy Simstagrama?! Gdybym wiedziała, ubrałabym się lepiej!
- Nie jest źle. Chodź.
Kaspian zadzwonił dzwonkiem do jednego z mieszkań na piętrze i po chwili otworzyła im Penny we własnej osobie. Uśmiechnęła się słodko do Kaspiana- mimo, że była od paru tygodni po ślubie uwielbiała się z nim drażnić. Nic do niego nie czuła i w ogóle, ale lubiła go trochę zdenerwować.
- Cześć, słodziutki!
- Penny, miło cię widzieć. To jest właśnie Dani, o której ci mówiłem. Dani, Penny Pizzazz- Evans.
- Dzień dobry.
- Och, jaka urocza! Kaspianie, skąd ją wytrzasnąłeś?!
- To siostra Mii - Penny zmierzyła go złośliwym wzrokiem, jak zawsze, kiedy wspominał o swojej dziewczynie. Za chwilę jednak jej twarz złagodniała - Bardzo mi miło cię poznać. Rozumiem, że Kaspian powiedział ci mniej więcej, czego oczekuję?
- Nie do końca, proszę pani.
- Och, mów mi po imieniu! Jestem Penny.
- Dani.
- Skoro pan Delacroix się nie postarał, sama ci wszystko opowiem. Wchodźcie.
- Poczekam na dole, okej, Dani? - Dani kiwnęła głową a Kaspian schował ręce do kieszeni i wszedł do windy.
- No, to powiedz mi, co do tej pory robiłaś?
- Yyym... Sprzedawałam burgery w fastfoodzie.
- Naprawdę?! Jak byłam młodsza, też marzyłam o takiej pracy. Ale przypadkiem zostałam gwiazdą Simstagrama, haha!
- No dobrze, więc to są moje oczekiwania. Potrzebuję osoby, która przyniesie mi kawę codziennie o siódmej piętnaście. Latte z syropem karmelowym, koniecznie bez glutenu. Co drugi dzień zahaczysz o kwiaciarnie na rogu i kupisz mi trzydzieści białych róż. Do ósmej będziesz miała wolne- na dole jest pyszne stoisko z jedzeniem, możesz coś sobie kupić. Potrzebuję tych 45 minut na przyszykowanie się do pracy. O ósmej pięć wychodzę z domu. Spotkamy się na dole i jedziemy do agencji. Pracuję tak do dwunastej, więc później wracamy do mnie. Oczywiście, w międzyczasie kilka zdjęć nie zaszkodzi - simka roześmiała się perliście. - O dwunastej trzydzieści muszę zjeść drugi posiłek, więc wyskoczysz na dół po coś pysznego, zależy na co będę miała ochotę. Do trzynastej masz wolne. Później zajmiesz się moim terminarzem, a o czternastej wraca mój mąż. Jest fryzjerem - dodała z ekscytacją w głosie. -Może coś zrobi z twoimi włosami...
- Coś z nimi nie tak?
- Yyyy, nie, nie. No dobrze. Więc od czternastej jesteś pod telefonem, ale raczej masz wolne. Jeśli mam jakiś event, raz w tygodniu najczęściej, wtedy idziesz ze mną. Wcześniej wybieramy sukienkę, odbierasz ją od projektanta albo ze sklepu. Jasne?
- T-tak.
- To świetnie. Zacznijmy od kawy. Pamiętasz?
- Latte bez glutenu z syropem karmelowym. To lecę.
- Michel! Cieszę się, że jednak dziś masz wolne! - do mieszkania wszedł mężczyzna, prawdopodobnie mąż Penny.
- Amore mio! Bella! - ucałował ją w policzek, a Dani odwróciła głowę. Czuła się co najmniej niezręcznie.
- Michel, to jest Dani, moja nowa asystentka. Na dniu próbnym - uśmiechnęła się do dziewczyny, a Dani nieśmiało odwzajemniła uśmiech.
- Ua, bella! Ała! - Michel uchylił się od kuksańca, którego wymierzyła mu Penny - Ale z włosami coś bym zrobił.
Dani wreszcie udało się wyjść. Dojrzała Kaspiana na placu niedaleko kamienicy.
- Hej, udało się! Dostałam pierwsze zadanie!
- Jakie? Lecisz po bezglutenowe latte z syropem karmelowym?
- Skąd wiesz?
- Hm, już od paru lat znam Penny. - Kaspian uśmiechnął się lekko.
- Rozumiem, że to jedna z twoich byłych, a Mia nie jest zachwycona.
- Powiedzmy. Słuchaj, teraz jestem z Mią. I jest dla mnie najważniejsza, a Penny ma swojego męża, więc nic między nami nie ma.
- Nic nie mówię, po prostu... Mia jest dość delikatna jeśli chodzi o takie rzeczy.
- Wiem... - Kaspian spojrzał na swoje buty. - To ty wypełniaj swoje zadanie, a ja jadę do pracy. Daj znać, gdyby był jakiś problem.
Dani udało się dotrzeć do stoiska z kawą.
- Dzień dobry! Poproszę latte z syropem karmelowym, bez glutenu.
- Bez glutenu, bez glutenu! Ta dzisiejsza młodzież!
Dani ruszyła powoli w drogę powrotną. Rozglądała się po mieście chłonąc jego atmosferę. W którymś momencie zatrzymała się i zorientowała, że nie ma pojęcia, gdzie jest.
- Cholera! I co teraz?
W pobliżu nie było nikogo, kogo mogłaby zapytać o drogę. Chcąc nie chcąc wyciągnęła nowy telefon, który dostała od Kaspiana i Mii i zadzwoniła do narzeczonego swojej siostry.
- Uhm, hej, przepraszam że dzwonię, ale chyba się zgubiłam. Jestem na placu Słonecznym...
- Nic się nie stało. Wiesz, po prawej powinno być metro.
- Nic nie widzę.
- A może po prostu skorzystaj z nowego telefonu i włącz mapy?
- To jest myśl. Dzięki, Kaspian.
- Spoko, młoda. Powodzenia!
Dani dobre dziesięć minut spędziła na szukaniu mapy w nowym telefonie, a potem ruszyła za podpowiedzią GPS'u.
- Rany, dziewczyno, co tak długo?! Prawie jajko tu zniosłam.
- Przepraszam, Penny. Zgubiłam się.
- Okej. Kawę poproszę!
- I jak? Może być?
- Trochę zimna, ale jest okej. Nauczysz się. Na dziś dziękuję. Przyjdź jutro o ósmej. Jak się rozmyślisz, też daj znać.
- Oczywiście. Dziękuję.
Kiedy Dani zamknęła za sobą drzwi odetchnęła z ulgą. "To wcale nie jest praca dla mnie"- pomyślała. Nagle zobaczyła jakąś blondynkę, która na jej widok aż podskoczyła.
- To ty!!!!
- Przepraszam? Chyba się nie znamy.
- Znamy się lepiej niż myślisz. Jak śmiesz tu przychodzić? To wszystko przez ciebie! - dziewczyna zaniosła się płaczem i zniknęła za drugimi drzwiami.
- A tej o co chodziło? - Dani zrezygnowana wsiadła do windy i ruszyła w stronę domu.
W domu minęła Mię i ruszyła do swojego pokoju.
- Hej, siostrzyczko, w oborze cię chowali? Jak było?
- Yyy... W porządku.
- Byliście u Penny, prawda?
- Zgadza się.
- Jak ona wygląda?
- Jak zamężna kobieta niezainteresowana twoim narzeczonym. Sorki, Mia, chciałabym odpocząć.
- Jasne.
W pokoju Dani na jej prośbę Kaspian zamontował wielkie drzwi garażowe, na których mogła malować murale. Mia nie do końca uważała to za sposób na życia dla swojej ukochanej siostrzyczki, ale nie miała nic przeciwko jej hobby.
Po południu nikogo nie było w domu, więc Dani zrobiła sobie sałatkę i pogrążyła się w rozmyślaniach. O co chodziło tej blondynce? Kim ona jest? Czy wszystkie gwiazdeczki są takie jak Penny? Niby była miła, ale biła od niej taka... Złośliwość. Ironia. Nie chciała zostać w tej pracy. Miała nadzieję na jakąś miłą pracę w galerii jak Mia, albo przynajmniej w domu kultury. Nie po to tyle harowała żeby wyrwać się z małego miasteczka, żeby znowu harować tutaj w jakimś małym barze. Stać ją na więcej!
Dani malowała do późnego wieczoru i tak ją to zaaferowało, że nie usłyszała Mii wchodzącej do jej pokoju.
- Dani! O rany! Co ty robisz?!
- Mia, to nie tak...
- Dani, to jest... Zapowiada się ślicznie.
- Mia, ja... Tak naprawdę wcale nie chcę pracować jako ta głupia asystentka. Chcę malować.
- Och, kochanie, nawet nie wiesz jak ciężko jest się przebić w tym światku. Nie chcę, żebyś była rozczarowana.
- Może... Mogłabyś pogadać z kimś z branży i przyjąłby mnie chociaż do recepcji w jakiejś galerii? Domu kultury? Cokolwiek?
- Jasne, pogadam z kimś. A teraz tu przewietrz, bo się udusisz. I kładź się, bo jest późno.
- Tak jest, proszę pani.
- I uśmiechnij się trochę. Od kiedy tu przyjechałaś masz strasznie smutną minę.
- Ja po prostu... Tęsknię trochę za domem. Ale musiałam zwolnić im ten pokój. Ellie jest coraz większa, zaraz będą jej szóste urodziny... Jeremiah też będzie coraz starszy...
- Wiem, mała, wiem. To normalne. Przyzwyczaisz się z czasem do nowego domu. Obejrzyj sobie jakiś film i połóż się spać. Jutro masz wolne. Kaspian zadzwoni do tej całej Penny.
- Naprawdę?
- Naprawdę.
Mia cicho zamknęła drzwi i usiadła na kanapie. Była wykończona.
- O rany, ale boli mnie głowa. Jestem strasznie zmęczona.
- Jak było dziś w galerii?
- Mnóstwo ludzi. Od kiedy wykupiłam reklamę w Dzienniku Oazy, mnóstwo osób się do mnie schodzi. Wydaje mi się, że to po części zasługa Liliany Landgraab...
- Czemu?
- Chyba podoba się jej mój gust jeśli chodzi o obrazy. Ostatnio przyszedł do mnie jakiś bogaty goguś i opowiadał, że poleciła mu to miejsce.
- To chyba dobrze, nie?
- Jasne, że tak.
- Chodź tu do mnie. Przepraszam, chciałem znaleźć twojej siostrze pracę, a Penny była jedyną znajomą, która kogoś szukała.
- Wiem, Kaspian. Nie zmienię twojej przeszłości, po prostu muszę się z nią pogodzić.
- Cieszę się, że to rozumiesz. Poza tym, Penny jest mężatką, a ja mam piękną narzeczoną.
- Już nie słódź mi tak, Delacroix!
Następnego dnia Mia zabrała Dani do galerii. Oprócz tego, że młoda zaczęła malować fantastyczny mural na jednej ze ścian, pomagała jej w obsłudze klientów.
- Może weźmie pani od razu te dwa obrazy? Będą się pięknie komponowały.
- Masz rację! Wezmę!
- Miło mi panie znowu widzieć. Co tym razem?
- Och, kochaniutka. Idziemy dziś w odwiedziny do Marzanny Mysikrólik-Landgraab i jej córki, Adrianny. Chciałybyśmy sprezentować im jakiś piękny obraz.
- Rozumiem. Co pani Mysikrólik-Landgraab lubi? Nowoczesny styl? Awangardowy?
- Pójdziemy w elegancję. Izabello?
- Masz rację, Liluś. Weźmiemy te trzy.
- Oczywiście.
- Och, Izabello, zobacz! Ten też jest cudny.
- Więc cztery. Przyśle pani kurierem na wieczór?
- Nie ma problemu, pani Landgraab.
W międzyczasie do galerii przyszedł Dakarai, żeby zobaczyć, jak jego dwie córeczki sobie radzą.
- Tatuś! Super, że wpadłeś! Zobacz, co maluję!
- Łał, zawsze wiedziałem, że masz talent! Jak ci się podoba?
- Jest super!
- Tęsknimy za tobą bardzo. Szczególnie Ellie.
- Oj ja za wami też! Ale musiałam się wyprowadzić. Nie pomieścilibyśmy się.
- Panno Buhari. Mam nadzieję, że kilku moich znajomych wpadło na małe zakupy.
- Bardzo dziękuję za polecenie, miałam mnóstwo klientów.
- Nie ma za co, kochanie, to drobiazg. Od zawsze byłam fanką sztuki i cieszą mnie młode osoby, które otwierają własne biznesy. Chciałabym cię jakoś wspomóc.
- Absolutnie nie trzeba, proszę pani.
- Och, mów mi Liliana. Moja koleżanka właśnie otwiera salon z ekskluzywną odzieżą. Myślisz, że mogłabyś załatwić idealne obrazy do takiego wnętrza?
- Myślę, że mogłabym się tego podjąć.
- Cieszy mnie to. Zadzwonię do pani jutro, dobrze? Dogadamy szczegóły. Albo jeszcze lepiej. Zajrzę tu ze znajomą!
- O...Oczywiście.
- To do zobaczenia!
* * *
Promenada Magnolii,
Fundacja "Słowiczek".
Rok po ślubie w małżeństwie Klary i Gerarda już nie było tak kolorowo. Oboje ciężko harowali na swój sukces. Gerard jako prezydent większą część dnia spędzał w pracy i na spotkaniach, Klara znowu w tym czasie poświęcała się swojej pracy. Oboje wracali zmęczeni i padali na łóżko w objęcia Morfeusza. Trudno sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz byli na randce albo jedli w tym samym czasie. Klara była zmęczona- nie tylko pracą, ale związkiem, który tak słabo funkcjonował. Niby była pewna miłości Gerarda, a on jej, często to sobie powtarzali, ale bez czynów nie miało to sensu.
To był zwykły dzień w Fundacji. Flora, osobista asystentka Klary podniosła wzrok na mężczyznę, stojącego przed jej biurkiem. Niepewnie odchrząknął i przeczesał włosy dłonią.
- Dzień dobry. W jakiej sprawie?
- Chciałbym zobaczyć się z panią Klarą Hampton.
- Był pan umówiony?
- Uhm, nie.
- Zaraz zapytam pani prezes, czy ma czas. Jak zaanonsować?
- Maksymilian Łukowski.
- Pani prezes, pan Łukowski chciałby się z panią zobaczyć.
Klarze serce podeszło do gardła. Maks? Tutaj? Co on teraz od niej chce?
- Mówił w jakiej sprawie?
- Nie, pani prezes.
- Zaproś go, Floro. Dziękuję.
Po chwili do jej gabinetu wszedł Maks i zamknął za sobą drzwi. Uśmiechnął się niepewnie.
- Dzień dobry.
Spojrzała na niego ciepło. Jak się zmienił! Trochę statusiał. Nie miała pojęcia, co się u niego dzieje. Przez tyle lat o nim nie myślała, a teraz pojawia się w jej gabinecie jakby nigdy nic.
- Cześć. Miło cię widzieć.
- Świetnie wyglądasz, Klaro.
- Dziękuję, Maks. I ty nie najgorzej. Co słychać?
- Wszystko w porządku. Nadal pracuję na uniwersytecie, mieszkam w Zatoczce, zaręczyłem się...
- Gratulacje! Miło mi to słyszeć.
- Dziękuję i wzajemnie. Jak to jest być żoną prezydenta San Myshuno? - Klara uśmiechnęła się blado. Nie chciała pokazać, że coś może być nie tak.
- Fantastycznie. A jeszcze lepiej spełniać się w karierze. Napijesz się kawy? Właściwie, w jakiej sprawie do mnie przyszedłeś?
- A może napijemy się gdzieś w okolicy? Masz chwilę czasu?
- Właściwie to miałam na dziś kończyć. Poproszę Florę, żeby zamknęła. Fantastyczna kawiarnia jest po drugiej stronie ulicy.
- Nigdy tu nie byłem. Na Promenadzie Magnolii, znaczy się.
- Od kiedy tu pracuję, jestem tu prawie codziennie. To miła okolica. Tam po prawej moja przyszła szwagierka ma galerię. Powinieneś tam zajrzeć, może sprawisz miły prezent swojej narzeczonej.
- Z pewnością - uśmiechnął się pod nosem. Spojrzała na niego kątem oka. Doskonale znała ten uśmiech. Nie! Stłumiła wspomnienie w zarodku i weszli do kawiarni. Przepuścił ją w drzwiach i wybrali stolik pod ścianą.
- No więc? Co to za sprawa?
- Uniwersytet w Newcrest chciałby zaprosić cię na uroczystość, gdzie będą docenieni absolwenci szkoły. Została ci przyznana nagroda "Społecznik roku" i jesteś proszona o wygłoszenie przemówienia.
- Ojej, to miłe. Dziękuję. Oczywiście, przekaż władzom wydziału, że się zjawię.
- Tak jakby jestem po części władzą wydziału. Awansowałem na dziekana do spraw studenckich.
- Gratulacje. Studenci zawsze byli bliscy twemu sercu - powiedziała Klara spoglądając na niego znacząco.
- Hmm, tak. - odpowiedział unosząc brew i uśmiechając się lekko.
- To jaka jest twoja narzeczona?
- Nie chciałbym o niej dziś rozmawiać. Porozmawiajmy o twojej fundacji.
- No dobrze. Cóż, wiele dzieci wychowuje się bez rodzin, albo w rodzinach bardzo biednych. Wiele wychowuje się w szpitalu, a to jedyny dom który znają. Chcę osłodzić im życie i polepszyć jego standardy. Dbamy o ich edukację, rozwijanie zainteresowań, i jeśli to możliwe- o redukcję kosztów leczenia i przyspieszenie procesu.
- Szczytny cel.
- Taki sobie obrałam.
- A pan Hampton? Jaki jest?
- Nie chcę o nim dziś rozmawiać - Klara spojrzała w kubek z kawą i szybko upiła łyk. - Co słychać w Wierzbowej Zatoczce?
- Niewiele się zmieniło. To samo sąsiedztwo, ta sama mentalność. Może przejdziemy się na spacer? Chyba widziałem park niedaleko.
- Hmm. W porządku.
- Nie musisz jeszcze wracać? Pan Hampton nie czeka?
- A na ciebie nie czeka przyszła pani Łukowska? - warknęła Klara, ale po chwili wzięła głęboki oddech. - Przepraszam. Byłam dziś w szpitalu i po prostu... Jestem nieco przytłoczona - skłamała.
- Rozumiem. Przyszła pani Łukowska wyjechała na konferencję do Windenburga. Też jest autorką - powiedział Maks cicho, patrząc Klarze prosto w oczy. - Poprosimy rachunek - rzucił do przechodzącej obok baristki, uregulował go i wyszli z kawiarni.
Zmierzchało. Po krótkim spacerze udali się na najbardziej oddaloną od głównej alejki ławkę i usiedli, żeby porozmawiać w spokoju. W parku o tej porze i tak było niewielu simów.
- Hm. Pięknie tu, nie uważasz?
- Tak, pięknie. Prawie jak w Zatoczce.
Zapadła niezręczna cisza.
- Masz już pomysł na swoje przemówienie? - spytał Maks rozluźniając się trochę. Klara westchnęła.
- Niekoniecznie. Będę musiała nad nim sporo popracować. Czy powinnam coś mówić o zasługach uczelni? Albo... Konkretnych wykładowców? - tym razem to ona spojrzała mu prosto w oczy. Znieruchomiał.
- Nie musisz. Oczywiście, to byłoby miłe, gdybyś wspomniała o naszej uczelni, ale...
- Hej, spokojnie, tylko żartuję. Wymyślę coś fajnego. Nie będzie nudno - roześmiała się rudowłosa. Spojrzał na nią ciepło.
- Tak w ogóle ładnie ci w nowej fryzurze. Chociaż ja wolałem twoje długie loki...
- Dzięki. Cóż, nie mam już tak dużo czasu jak kiedyś, no i wygodniej mi w krótszych. - zarumieniła się. "Co jest?! Czemu się rumienię?!".
- Cieszę się, że ułożyło ci się w życiu. - powiedział to trochę ze smutkiem w głosie.
- Zdradzę ci sekret -Klara nachyliła się do niego. Poczuła zapach jego perfum i ciepło jego twarzy. - Nigdy nie jest idealnie. - Odsunęła się i zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, jego twarz była dosłownie milimetry od jej twarzy.
- Boże, Klara - wyszeptał i pocałował ją namiętnie. Niewiele myśląc oddała pocałunek wdychając tak niegdyś znajomą woń jego perfum. Nawet nie zastanawiała się nad tym, co robi.
- Nie, Maks... Ja nie mogę - wyszeptała. "Co robisz, głupia!"- krzyczała jej podświadomość - "Kiedy Gerard ostatnio cię tak pocałował?! To nie twoja wina, że cię zaniedbuje!".
- Klaro, spokojnie, ja... Przepraszam.
- Co powie na to twoja narzeczona?
- Bardziej bałbym się o twojego męża. Poza tym, mówiłem, że NIE CHCĘ o niej dziś rozmawiać.
- Klaro, rozluźnij się. Nikogo tu nie ma. Nikt nas nie widział. Pojedź ze mną do Zatoczki. Będzie jak dawniej.
- Maks, ja nie... Nie mogę.
- Wiem, że tego chcesz. - "Cholera, jak on mnie zna" pomyślała Klara. Była rozdarta. Kochała Gerarda, ale Maks... To on był tutaj. I tak Gerard wróci do domu za co najmniej trzy godziny. Chrzanić to.
- Jedziemy - powiedziała cicho. Maks uśmiechnął się triumfalnie.
Wysiedli z taksówki i od razu rzucił się na nią. Wplótł palce w jej włosy i przyciągnął do siebie. Jak za starych czasów.
- Maks nie tu... Ktoś nas zobaczy.
Z trudem otworzył drzwi wejściowe. Ręce mu drżały, ale pierwszy raz od długiego czasu czuł ekscytację.
- Panie przodem - powiedział cicho przepuszczając Klarę.
Przeszli przez odnowiony salon do kuchni z jadalnią. Po drodze mignęło jej na ścianie zdjęcie uśmiechniętej blondynki z grzywką w objęciach Maksa. Zignorowała wyrzuty sumienia i objęła go. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Nie musiał nic mówić.
* * *
Obudziło ją uczucie chłodu. "Cholera, Gerard, mówiłam Ci, żebyś wyłączał na noc klimatyzację" - pomyślała i odwróciła się, żeby wtulić się w swojego męża.
Nagle otrząsnęła się i uniosła na ramionach. O cholera. "Gdzie ja jestem?!" i nagle wróciły do niej wszystkie wspomnienia wieczoru. Maks u niej w fundacji. Kawa. Park. Pocałunek. Zatoczka. O nie...
Nie mogła długo spać. Zerknęła na zegarek- dochodziła dwudziesta pierwsza. Spała niecałe pół godziny. Gerard będzie w domu za dwie godziny. Miała czas. Zerknęła na Maksa. Zdawał się spać kamiennym snem, niezmąconym wyrzutami sumienia.
Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. "Co ja najlepszego zrobiłam?..."
Najciszej jak umiała ubrała się i zebrała swoje wszystkie rzeczy. Zerknęła na telefon. Nikt nie dzwonił. Odetchnęła z ulgą i wymknęła się z pokoju. Cichutko zamknęła za sobą drzwi.
W kuchni zerknęła na zdjęcie szczęśliwej pary zakochanych. Maks obejmował przyszłą panią Łukowską w talii i oboje szczerzyli się do aparatu. "Nic nie jest idealnie" przypomniała sobie swoje słowa i wyszła z domu Maksa.
Idąc ulicą cieszyła się w duchu, że wujostwo wyjechało na weekend do jej rodziców. "Nie martw się, głupia. Nikt się nie dowie. Wrócisz do domu i wszystko będzie dobrze" - podpowiadała jej podświadomość. Jakoś w to nie wierzyła. Dała upust tłumionym łzom. Kiedy skręciła w stronę niewielkiego parku usłyszała kroki z naprzeciwka. Podniosła głowę i szybko ją opuściła. O cholera. Przyszła pani Łukowska.
* * *
Małgosia Żuczek wracała właśnie z konferencji dla młodych autorów w Windenburgu. Udało jej się wyrwać wcześniej i wrócić jeszcze dziś do Zatoczki. Chciała zrobić swojemu narzeczonemu niespodziankę. Ostatnio sporo się kłócili. Dzwoniła dziś do niego, ale nie odbierał. Pewnie z powodu wczorajszej kłótni. Ona zarzucała mu, że ciężko mu się zaangażować, on jej, że wymusza na nim ślub. To nie była do końca prawda. Z zamyślenia wyrwała ją młoda, ruda dziewczyna, która minęła ją z płaczem. Skądś ją znała. To sąsiadka? Raczej nie. Może z pracy? Nie, też nie. A, z telewizji! To Klara Hampton, prezes fundacji dla dzieci. Ciekawe, co się stało? Wróciła do swoich przemyśleń. Teraz miała powód, żeby odrobinę przyspieszyć ślub. Niedługo może nie dopinać się w żadnej sukni ślubnej. Była w szóstym tygodniu ciąży.
Weszła do mieszkania. Było cicho i ciemno- czy Maks nie wrócił jeszcze z zajęć? To niemożliwe. Może poszedł gdzieś z kolegami. Zapaliła światło, zebrała naczynia i zerknęła na zdjęcie wiszące w kuchni. Podczas ostatniej kłótni spadło z komody i rozbiła się ramka, więc zawiesiła je w nowej na ścianie. Byli tam tacy szczęśliwi. Teraz też tacy będziemy, pomyślała. Tylko we trójkę.
Maks przebudził się ze snu. Klara. Otworzył oczy. Nigdzie jej nie było. Ktoś był w kuchni. Pewnie ona, pomyślał i otworzył drzwi. Aż podskoczył na widok Gosi.
- Co ty tu robisz? Nie miałaś być na konferencji? - spytał niepewnie.
- Miałam, ale wróciłam wcześniej. Nie cieszysz się?
- Cieszę - burknął, przypominając sobie ich ostatnią kłótnię.
- Nie bocz się tak. Mam jeszcze jedną niespodziankę. Jestem w ciąży!
- W ciąż... Gosiu! To wspaniale! - ujął ukochaną w ramiona i już wiedział, że w życiu nie popełni tego błędu. Już nigdy nie spotka się z Klarą.
* * *
Klara uspokoiła się trochę. Poprawiła makijaż i zadzwoniła po kierowcę. Czas wracać do domu. Już nigdy nie spotka się z Maksem. Nigdy.
Wchodząc do domu ze zdziwieniem stwierdziła, że Gerard już jest. Zajrzała do jego gabinetu. Pracował. Westchnęła cicho i chciała się wycofać.
- Jesteś już! Klaro, musimy porozmawiać - westchnął i odchrząknął - Zaniedbuję cię ostatnio.
- Co?
- Wiem, wiem, późno to sobie uświadomiłem. Brakowało mi cię dzisiaj na kolacji służbowej. Miałem nadzieję, że zmienisz zdanie.
- Przepraszam. Coś mnie zatrzymało - powiedziała cicho i łzy na nowo wezbrały kącikach jej oczu.
- Kochanie, stało się coś? - "Niemówmuniemówmuniemów!"
- Nie, ja tylko... Ech, to wszystko mnie przytłoczyło - wyszeptała i rozpłakała się. - Tak, zaniedbałeś mnie, Gerardzie - "Tak bardzo, że przespałam się z moim byłym"- miała ochotę walnąć swoją podświadomość. - Nie pamiętam, kiedy razem jedliśmy kolację. Całowaliśmy się. Spaliśmy ze sobą. - westchnęła.
- Och, Klaro, proszę, wybacz mi - szepnął Gerard i położył jej ręce na ramionach - Postaram się to wszystko naprawić. Zaczynając od teraz. Chodź do mnie - powiedział cicho i przyciągnął ją do siebie. Jak bardzo potrzebowała tego pocałunku, tak bardzo na niego nie zasłużyła.
- Proszę, to dla ciebie. Powinien być bukiet, ale wszystko było już zamknięte.
- Dziękuję - wyszeptała. W gardle zrobiła jej się wielka gula. Nie mogła nic powiedzieć.
- Tak właściwie to czemu tak późno wróciłaś?
- Och... Dziś zajrzał do mnie do fundacji stary znajomy. Wypiliśmy kawę i poprosił mnie, żebym wystąpiła na uroczystości na Uniwersytecie w Newcrest. Dostałam od studentów nagrodę "Społecznik roku".
- Moje gratulacje, zasługujesz na to.
- No, a później, em... Pojechałam z nim do Zatoczki. Musiałam wypełnić kilka dokumentów, no i się zagadaliśmy.
- Rozumiem. No cóż, najważniejsze, że jesteś ze mną teraz - mruknął i wyciągnął ku niej ręce. - Chodź. Idziemy do sypialni.
- Odświeżę się, dobrze? Zaraz do ciebie przyjdę.
Klara stała pod prysznicem bardzo długo i zmywała z siebie cały wstyd i zapach Maksa. Nienawidziła się w duchu za to, co zrobiła. Jeszcze w tej sytuacji! Wstyd jej było patrzeć Gerardowi w oczy, kiedy mówiła mu, gdzie była. A on jeszcze ją przeprasza! Westchnęła. "Weź się w garść, kobieto. Niejedna popełniła błąd. Więcej go nie popełnisz".
Ubrała nową, seksowną bieliznę i weszła do sypialni. Potem wszystko potoczyło się swoim torem.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Pozdrawiam