Kolejna relacja, w której narobiłem sobie zaległości komentatorskich...
Chociaż pokrótce napiszę o poprzednich relacjach, których jeszcze nie skomentowałem:
Sposób myślenia Heleny Landgraab jest przerażający. Dobrze, że Łucja z Ignacym wspólnie tkwią w jej intrygach. Przyznam, że Łucja rzucająca taksówkarzowi portfel przyszłej teściowe kompletnie mnie rozwaliła. Fajnie, że simka zmierzyła się z demonami przeszłości i przez wizytę na weselu Wandy zostawiła nieprzyjemne zdarzenia za sobą.
Avril rodząca trojaczki - masakra! Emma z pewnością będzie super ciocią!
Anastazja robi się nienormalna. Do tego głupia, strasznie łatwo dała się podpuścić, żeby zakraść się do gabinetu nauczycielki. A potem jeszcze ten pocałunek z Diablo - jestem przekonany, że tak naprawdę nic do niego nie czuje i bawi się uczuciami jego oraz Vivi...
Nie jestem pewny, czy Kasandra uderza do Lotty ze swoimi kąśliwymi uwagami, ponieważ się o nią troszczy, czy po prostu czuje satysfakcję, iż może jej dogryzać pod płaszczykiem martwienia się o przyjaciółkę.
Wątek Sereny i Marcina był dość zaskakujący. W sumie przez chwilę byłem pewny, że ostatecznie się spikną. Choć byłaby to nieźle pokręcona sytuacja.
Kobieta, z którą Anastazja widziała Iana to pewnie głupie nieporozumienie...
Teraz już o najnowszej relacji:
Pierwsza osoba, która pojawiła się na liście moich podejrzanych w sprawie porwania Tiany, to Emma. Ta dziwna babka ma niebieskie włosy, a sama Emma mimo iż była w odcinku wspomniana, ostatecznie się w nim nie pojawiła. Niemniej, myślę, że jednak bardziej prawdopodobna jest Anastazja! Ian pewnie ma rację, iż sądzi, że nie mówi wszystkiego. Te jej teksty sprzed kilku relacji o planie, który odbije się na wszystkich...
James Brunet świetnie rozładował napięcie tej trudnej sytuacji. Choć dziwię się Ianowi, że w całym swoim stresie znalazł w sobie na tyle spokoju, aby nie rzucić się na niego z pięściami za jego wspaniałe metody. Ale przynajmniej poznał Sophie, może ona mu pomoże.
Re: Pamiętniki Łabędzi
: 18 cze 2017, 20:22
autor: Galcia
Czasem po prostu ktoś z jakiś powodów może być dla nas „Nieosiągalny” a mimo to można się w nim zakochać, czy tam może nam się podobać
Nic mi nie mów, tyle razy durzyłam się w chłopakach, którzy okazywali się być gejami, że doskonale to rozumiem. xD
Czy kobieta, która porwała Tianę, to EMMA?! Znowu zwerbowali ją do jakiejś sekty czy co?
Dajecie dziecku poczucie bezpieczeństwa, a potem ot tak sobie je zabieracie, gdy zaczynacie zdawać sobie sprawę, że nie można udawać w nieskończoność!
Nie bardzo rozumiem, przecież Tiana i Naveen bardzo kochają swoje dzieci i dbają o nie, o co chodzi z tym zabieraniem? Jeśli ta pani chce ratować dzieci z patologicznych rodzin, mogła trafić lepiej.
James Brunet!
I o co chodziło z tym podglądaniem mnie? Pan zawsze tak się wita z klientami?
- Ach, to taki nawyk. Wie pan „Zboczenie zawodowe”
Hahahaha! Dosłownie zboczenie!
Sama nie wiem, co sądzę o Sophie. Z jednej strony wygląda na bystrą babkę (nie to co Brunet ), ale budzi się we mnie podejrzenie, że ma coś wspólnego z porwaniem Tiany, dlatego chce zaangażować się w poszukiwania (a tak naprawdę planuje uwieść Naveena i sprawić, że zapomni o żonie).
Pisz szybko kolejny odcinek, chcę już wiedzieć, jakim cudem Aurora trafi do domku w lesie i zacznie rozmawiać ze zwierzętami.
Re: Pamiętniki Łabędzi
: 29 cze 2017, 20:08
autor: Gunia
Nie wiem co napisać. Tak jak poprzednicy twierdzę, że to Emma nie wiem czemu xD
James Brunet, haha szczerze, to nie podoba mi się ta cała Sophie i jest podejrzana...
Re: Pamiętniki Łabędzi
: 04 lip 2017, 23:30
autor: MalaMi95
Lion – Dziękuję za komentarz i witam z powrotem
Zanim jednak zacznę „komentować twój komentarz”, wybacz mi tą jedną rzecz, ale muszę.
Nie Ian – Naveen. To on jest mężem Tiany x)
Przepraszam, że cię tak poprawiam, ja sama pewnie nie raz mylę imiona i inne rzeczy, ale po prostu musiałam x)
Uuu… a skąd wiesz, że „teściowej”? a może Ignaś rzuci Łusię i wyjedzie?
Emma i bycie ciocią… Nie wiem, czy Avril pozwoli jej na zbyt długie wizyty xD
"Nie jestem pewny, czy Kasandra uderza do Lotty ze swoimi kąśliwymi uwagami, ponieważ się o nią troszczy, czy po prostu czuje satysfakcję, iż może jej dogryzać pod płaszczykiem martwienia się o przyjaciółkę”
Szczerze? Ja też nie wiem xD Kasnadra na razie jest tak mało znaczącą postacią, że jakoś nie zastanawiałam się dokładniej nad jej charakterem.
Choć ja tam myślę, że jednak trochę się martwi
„W sumie przez chwilę byłem pewny, że ostatecznie się spikną”
Właściwie, to tak miało być w pierwszej wersji xD
Po gadce z Antonim we „śnie”. Marcin miał postanowić, że spróbują, ale potem uznałam, że jednak nie do końca pasuje mi to do postaci Marcina i zrezygnowałam z tego pomysłu.
On jednak w moich oczach traktuje ją jak córkę, więc nagła zmiana od ojca do kochanka wydawała mi się zbyt dziwna.
Nawet dziwniejsza, niż z geja do hetero, czy tam bi x)
Chętnie bym coś skomentowała odnośnie waszych pomysłów na temat tożsamości porywacza, ale boje się, że jeszcze bym coś chlapnęła, a chyba fajniej będzie jak dowiecie się czytając, więc milczę
Naveen chyba był zbyt zmęczony tym wszystkim, żeby jeszcze zostać zgarnięty przez policję za pobicie xD
Galcia – Jak mówiłam do Liona. Dowiecie się kto porwał czytając
„Jeśli ta pani chce ratować dzieci z patologicznych rodzin, mogła trafić lepiej”
Pewnie mogła, ale nie trafiła x)
Dzisiaj będzie duuużo Sophie, więc przekonasz się czy jednak dobrze jej zaufać, czy raczej nie
„Pisz szybko kolejny odcinek, chcę już wiedzieć, jakim cudem Aurora trafi do domku w lesie i zacznie rozmawiać ze zwierzętami.”
Ej, ej. Proszę mi tu nie spojlerować bajek! xD
Gunia – Nie mogę skomentować waszych pomysłów co do porywacza, bo jak mówiłam do Liona, jeszcze coś chlapnę xD
Ale prędzej czy później, wszyscy się dowiedzą
„szczerze, to nie podoba mi się ta cała Sophie i jest podejrzana...”
Biedna Sophie. Ledwie się pojawiła, a już nikt jej nie ufa i nie lubi xD
W dzisiejszym odcinku poznamy nieco lepiej Sophie i zobaczymy jak nasi ulubieni detektywi szukają naszej Tiany.
Dodatkowo w spojlerze historyjka poboczna
Z pamiętnika Naveena
Detektywi lekcja pierwsza – Nigdy nie ufaj staruszkom.
„Pogoda na dziś: gorąc i upał! Temperatura w cieniu powyżej trzydziestu czterech stopni, a w słońcu, ałć! Może dojść nawet do trzydziestu ośmiu. Parzy! Tak więc drogi słuchaczu, jeśli wciąż tu jesteś, to lepiej zaopatrz się w olejek do opalania, strój kąpielowy i biegiem nad wodę! No chyba, że chcesz „Spiec raczka” Ha ha! Dobry żart!
Z miejsca gdzie nic się nie dzieje, mówił do was wasz ulubiony Pogodynek”
Naveen z irytacją zdjął słuchawki z uszu i wyłączył telefon.
- Trzydzieści osiem stopni! Widzisz? Właśnie dlatego uważam, że paradowanie po mieście w bluzach i dżinsowych spodniach, to głupi pomysł!
Obrócił się w stronę szczupłej brunetki, która z zapałem klikała w ekran swojego telefonu, jakby grała w jakąś bardzo zajmującą grę.
Gdy nie zareagowała na jego żale, trącił ją lekko ramieniem. Kobieta spojrzała na niego znad okularów.
- Słuchaj, ja wiem, że może ci się to wydawać bezsensowne, ale to dla dobra sprawy – odpowiedziała Sophie i ponownie zajęła się telefonem.
Naveen zacisnął pięści.
- Dla dobra sprawy?! Chcesz mi powiedzieć, że dla dobra sprawy ubieramy się jak jakieś chrzanione trojaczki w dresy, wyróżniając się w tłumie tak bardzo, jak to tylko możliwe i gonimy za typem, który podgląda staruszki w kąpieli?! – wrzasnął Naveen i wskazał ręką na stojącego nieopodal Bruneta.
Wyglądało na to, że detektyw właśnie namierzył swojego kolejnego podejrzanego i cichaczem przysiadł się do starszej pani karmiącej gołębie. Kobieta, widząc jego dziwne zachowanie, odsunęła się nieco i zerkała ostrożnie w jego stronę.
Sophie znów podniosła oczy znad telefonu i zerknęła w stronę Bruneta. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Oj, nie bądź taki. To urocze, że tak się stara.
Naveen zazgrzytał zębami. Właśnie miał na końcu języka bardzo nieładne słowo opisujące, co myśli o „Uroczych staraniach Bruneta”, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Nerwy w niczym tu nie pomogą. Wziął głębszy wdech dla uspokojenia i zaczął.
- Słuchaj Sophie. Dla ciebie i Bruneta, najwyraźniej sprawa porwania mojej żony jest szalenie zabawna. Tak zabawna, że świetnie bawicie się śledząc kogo popadnie i docinając sobie na każdym kroku. Nie rozumiem tego, ale nie mnie oceniać wasze postępowanie – tu zmarszczył brwi. – Jednak dla mnie, to nie jest jakaś pieprzona gra! Moja żona została porwana przez jakiegoś psychopatę, nie wiem gdzie jest, jak się czuje, czy… - urwał i spojrzał na swoje zaciśnięte w pięści dłonie. - Nawet nie wiem czy jeszcze żyje – spojrzał błaganie w jej oczy. – Więc proszę, jeśli chcecie mi pomóc to to zróbcie, a jeśli nie, to bądźcie ze mną szczerzy. Nie wytrzymam kolejnego dnia kręcąc się bez celu i robiąc sobie nadzieję, której po prostu nie ma – zakończył i czekał na reakcję kobiety.
Sophie westchnęła i w końcu odłożyła telefon.
- Naveen, ale właśnie my cały czas to robimy. Wiem, że dla ciebie może to wyglądać dziwnie, ale zapewniam cię, że przez cały ten czas wytrwale szukałam wszelkich informacji, co mogło się stać z twoją żoną – rzekła i wstała.
Zaskoczony Naveen podążył za nią wzrokiem.
- Że co? Niby kiedy? Jedyne co robicie od dwóch tygodni, to błąkanie się po mieście bez celu! – powiedział i podszedł do niej. Oboje zerknęli w stronę Bruneta.
Mężczyzna wciąż podążał za tą samą staruszką, która udając, że tego nie widzi, cichaczem sięgnęła do torebki po coś co wyglądało jak gaz pieprzowy.
Sophie przystanęła i odwróciła się w stronę Naveena.
- Dobra, słuchaj Naveen. Brunet jest jaki jest. Szczerze, to nie ma pojęcia, czy faktycznie szuka twojej żony, czy może biega za mrzonkami – uniosła dłoń, by uciszyć Naveena, który najwyraźniej chciał coś powiedzieć. – Ale jaki by nie był, jest bardzo ważny powód dla którego działam razem z nim zamiast samotnie – spojrzała w oczy Naveena. – Jego kontakty – rzekła i ponownie ruszyła. Mężczyzna i tym razem podążył za nią.
- Co? Niby jakie kontakty?
Sophie zerknęła na niego przelotnie.
- Wiesz, możesz się śmiać z Bruneta, ale to nie zmienia faktu, że ma opinię faceta, który rozwiązał mnóstwo trudnych spraw. Czy to przypadek, szczęście, a może jednak ma jakiś tajemny zmysł? Nie wiem, ale jakoś udało mu się zdobyć taką sławę. W końcu jest powód dla którego się z nim skontaktowałeś, prawda? – Naveen przytaknął. – No właśnie. Z tego powodu, jeśli chcę się czegoś dowiedzieć, to gadka „Działam z detektywem Brunetem” brzmi nieco lepiej, niż „Hej, to ja Sophie. Jedna nic nie znacząca pani detektyw. Może mi pomożesz?” – rzekła i posłała mu znaczące spojrzenie.
Naveen kiwnął głową. Zaczynał rozumieć o co chodzi Sophie. Mimo to, wciąż coś mu się tu nie zgadzało.
- Czekaj, wciąż czegoś nie rozumiem. Wiem, że kontakty Bruneta pewnie są pomocne, ale czy w ten sposób wszystkie sprawy jakie rozwiążecie nie idą przypadkiem na jego konto? Jak ktoś ma dostrzec, że tak naprawdę to ty jesteś świetnym detektywem, jeśli całą sławę wciąż będzie zgarniał Brunet? – spytał.
Sophie wzruszyła ramionami.
- Widzisz, jest jeszcze jeden powód dla którego ludzie nie do końca mi ufają i nie jest to tylko fakt, że nikt o mnie nie słyszał. Tak naprawdę, ludzie słyszeli i to dużo. Trochę nawet za dużo – rzekła i wpatrzyła się w swoje dłonie. – W wielkim skrócie. Kiedyś była taka jedna sprawa. Stanęłam wtedy po niewłaściwej stronie, a James był tym, który znalazł się po tej dobrej. Gdy wszystko się skończyło, zrozumiałam swój błąd, ale to nie znaczy, że ludzie zapomnieli. Rozumiesz?
Naveen potaknął. Sophie machnęła ręką i ruszyła przed siebie
- Zresztą, to nieważne. Powinniśmy się skupić na tym, by znaleźć twoją żonę – odeszła, jakby chciała zakończyć ten temat.
Naveen miał jednak jeszcze jedno pytanie.
- Sophie. Czy myślałaś kiedyś o tym, by to rzucić?
Nieoczekiwanie, obróciła się do niego z uśmiechem.
- Nigdy. Możesz mi nie wierzyć, ale pomaganie ludziom, to to, co zawsze chciałam robić. Niestety niezbyt lubię widok krwi, więc zawód lekarza odpadał – skrzywiła się, jakby to sobie wyobraziła. – Jednak tak długo jak będę w stanie komuś pomóc, Brunet może sobie zabrać całą chwałę dla siebie.
Następnie ruszyła przed siebie. Dziesięć minut później, zatrzymała się obok niewielkiego budynku i wskazując go, rzekła z radością w głosie. – A oto nasz dzisiejszy cel panie Naveenie. Miejsce, w którym dowiemy się co się stało z pańską żoną.
. . .
Naveen stał i patrzył w stronę okazałego budynku, a w tym czasie Sophie wykonała kilka ważnych telefonów. Okazało się, że dom należał do państwa Blackberry, u których pomieszkiwał niejaki Franciszek Bumelant, z którym to właśnie detektyw chciała porozmawiać. Niestety tak długo szwędali się z Brunetem po mieście, że mężczyzna zdążył wyjść nim do niego dotarli. Sophie z westchnieniem rozłączyła się i zbliżyła do Naveena.
- Dobra, skontaktowałam się z jednym z moich ludzi, który obserwuje pana Bumelanta. Okazało się, że wyszedł na chwilę do sklepu i zaraz powinien tu być.
Naveen posłał jej dziwne spojrzenie.
- Chcesz mi powiedzieć, że facet, który porwał moją żonę spaceruje sobie ot tak po mieście, a my mamy tu na niego grzecznie czekać?! – wykrzyknął zdumiony. Sophie pokręciła głową.
- Nie wiemy czy ją porwał. Powiedziałam tylko, że „Może” coś o tym wszystkim wiedzieć.
Naveen pokręcił głową.
- Dobrze, to wytłumacz mi wszystko od początku, skoro i tak czekamy, a „Może” zrozumiem o co ci chodzi.
Sophie przewróciła oczami. Następnie usiadła na pobliskiej ławce, z której był dobry widok na wejście do domu i poklepała miejsce obok siebie. Gdy tylko Naveen usiadł, zaczęła opowieść.
- Widzisz, swoje śledztwo, podobnie jak policja, zaczęłam od przepytywania waszych sąsiadów.
Jak już wiesz, niczego specjalnego się od nich nie dowiedziałam. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że w tym czasie nie było ich w domu. Nie było więc świadków, którzy widzieliby jak ktoś podejrzany kręci się wokół waszego domu lub jak zabiera ze sobą pańską żonę. Najwyraźniej ktoś dobrze się przygotował, nim postanowił porwać panią Tianę.
W każdym razie, gdy przekonałam się, że faktycznie niczego więcej się od nich nie dowiem, zaczęłam szukać nietypowych rzeczy, które zdarzyły się tamtego dnia w okolicy…
- Coś jak spadające z nieba ryby, albo tornado? – spytał Naveen z przekąsem, przerywając opowieść. Sophie spojrzała na niego krzywo.
- Będziesz mi tak cały czas przerywał?
Uśmiechnął się.
- Bardzo prawdopodobne.
Kobieta znów przewróciła oczyma.
- Wracając. Szukałam czegoś na czym mogłabym się oprzeć. Widzisz, są pewne rzeczy, które z reguły się nie zmieniają. Poranne korki, odjazdy autobusów, spóźniający się studenci lub dostawy do sklepów. Oczywiście, jeśli któraś z tych rzeczy nagle się zmieni i na przykład „Zwykle niezawodny autobus 501 nagle się spóźni lub ci ucieknie” to nie jest to coś, o czym od razu zaczną pisać gazety. Nie jest to też rzecz, którą powinniśmy się martwić. Jednak, jeśli coś podobnego zdarzy się w momencie, gdy w okolicy zaginie kobieta, to czy nie wydaje się to zbyt dużym zbiegiem okoliczności? – spytała i spojrzała na Naveena. Mężczyzna słuchał jej z uwagą.
- Właśnie coś takiego próbowałam znaleźć. Coś co umknęło uwadze policji, ale wciąż może być ważne i co więcej znalazłam to.
Jak już mówiłam, poranne dostawy do sklepów są czymś normalnym. Nikogo nie zdziwi ciężarówka awiteksusu, z której wypakowują świeży chleb. Podobnie z dostawami ciast do cukierni.
Dlaczego więc, około godziny piątej po południu, jakieś dwie godziny po zniknięciu Tiany, jedna z nich postanowiła opuścić miasto?
I dlaczego była to ciężarówka, dostarczająca dostawy do innych lokali z cukierni pańskiej żony?
Naveen słysząc to zrobił duże oczy. Dostawa o tej porze z cukierni Tiany? Faktycznie zwykle zamówienia były realizowane wcześnie rano, tak by klienci z lokali, które podpisały umowę z Tianą miały jej świeże wyroby. Jednak po chwili zastanowienia, Naveen pokręcił głową.
- Nie, to akurat wcale nie jest takie dziwne. To pewnie miała być dostawa do Avril. Często, gdy ma zaplanowaną jakąś imprezę, to umawia się z Tianą na popołudniowa dostawę.
Sophie z zastanowieniem pokiwała głową.
- I właśnie tam skierowałam swoje kroki. Do kawiarni państwa znajomej – Avril Okawa - Rock.
Tak jak pan mówi, potwierdziła, że istotnie dostawa była przeznaczona dla niej. Może mi pan tylko przypomnieć, jak długo jedzie się z cukierni pana żony do kawiarni Avril?
Naveena zaskoczyło nieco pytanie detektyw, jednak odpowiedział.
- Około godziny, czasem nawet krócej.
Sophie pokiwała głową.
- No właśnie. Owszem, czas ten może być różny, jeśli na trasie trafimy na korki. Jednak była pewna ciekawa rzecz w tym wszystkim. Otóż dostawa, która wyjechała o piątej, dotarła do pani Avril cztery godziny później, o dziewiątej. Gdy pani Avril zapytała kierowcę co się stało, plątał się w zeznaniach nie chcąc do końca udzielić jasnej odpowiedzi. Wtedy pani Avril wydawało się to mało istotne. Rzeczywiście, mógł po prostu zaniedbać swoje obowiązki i zamiast jechać do celu zatrzymał się gdzieś po drodze.
Jednak posumujmy to sobie.
Około godziny czwartej, zostaje porwana kobieta, około piątej, z jej cukierni wyjeżdża ciężarówka i znika gdzieś na cztery godziny, a gdy w końcu się znajduje, kierowca nie chce udzielić odpowiedzi, gdzie przez ten czas był.
Coś dużo zbiegów okoliczności jak na jeden dzień, nie sądzi pan? – spytała po czym szybkim ruchem wstała.
Naveen obrócił się i zauważył, że do domu właśnie wraca mężczyzna będący najprawdopodobniej nikim innym jak Franciszkiem Bumelantem.
- I tu właśnie dochodzimy do pana Bumelanta. Kierowcy ciężarówki, która zniknęła tamtego dnia – zakończyła i spojrzała na stojącego obok Naveena. – Jest pan gotów się dowiedzieć, gdzie tego dnia był pan Bumelant?
- Bardziej niż kiedykolwiek – rzekł poważnie, po czym obrócił się i spojrzał za siebie. - Ale skoro naszym „Głównym detektywem” jest Brunet, to czy nie powinniśmy go zabrać ze sobą? – spytał.
W tym momencie dało się słyszeć krzyk. To ścigana przez Jamesa staruszka w końcu chyba uznała, że ma go dość i użyła swojego schowanego w torebce gazu pieprzowego. Naveen i Sophie obserwowali jak bezradny James zakrywa rękami oczy, z których ciurkiem ciekną mu łzy, podczas gdy staruszka oddala się niespiesznym krokiem grożąc mu pięścią.
- Zboczeniec! – krzyknęła jeszcze na odchodnym.
Sophie spojrzała w stronę Naveena.
- Może nic się nie stanie jak raz pójdę bez niego?
- No ale przecież nie możemy go tak zostawić – rzekł i znów spojrzał na leżącego teraz na ziemi Bruneta. Sophie uśmiechnęła się.
- To ty go popilnuj, a ja pójdę pogadać z Bumelantem – powiedziała radośnie i ruszyła w stronę budynku.
W pierwszej chwili Naveen zastanowił się czy faktycznie jej nie posłuchać. Zostawienie cierpiącego na środku placu Bruneta wydawało mu się „Niehumanitarne”. Wtedy jednak zauważył jak starsza kobieta z gazem pieprzowym, patrzy w jego stronę.
- Synku, a czy ty przypadkiem nie przyszedłeś z nim do parku? – spytała i zmierzyła wzrokiem jego ubranie, identyczne jak Bruneta. (Co było odgórnym rozkazem Bruneta, który z jakiegoś powodu uznał, że to dobry pomysł)
Naveen szybko pokręcił głową, po czym w mgnieniu oka obrócił się i pobiegł za Sophie. W końcu Brunet jest szanowanym detektywem. Na pewno sobie poradzi.
A on Naveen, nie będzie mu przeszkadzał w wypełnianiu obowiązków.
. . .
Tiana po raz setny tego dnia, próbowała otworzyć drzwi.
Raz po raz wkładała do zamka spinkę od włosów i wierciła nią na wszystkie strony. Niestety niewiele to dało. Kobieta nigdy nie uczyła się jak otwierać drzwi bez klucza, więc nie miała pojęcia co powinna robić.
Była jednak tak zdesperowana, że zrobiłaby wszystko byle się stąd wydostać.
Dobrze wiedziała, że poród zbliża się dużymi krokami. Jeśli się nie myliła, to został jej tylko tydzień. Może nawet mniej.
Tiana oczywiście mocno wierzyła, że Naveen i cała rodzina ją znajdą. Mimo to, wciąż nie mogła przestać martwić się, co zrobi jeśli dziecko postanowi urodzić się wcześniej?
Nie chciała nawet o tym myśleć.
Dlatego by nie dopuścić do takiego scenariusza, zaczęła układać plany ucieczki.
W dwa dni po porwaniu, zorientowała się, że „Maleficent” wcale nie jest w pobliżu cały czas. Porywacz zjawiał się rano, około godziny ósmej. Dawał Tianie jedzenie i wodę po czym znikał gdzieś na cały dzień.
Potem przychodził koło godziny szesnastej by podać jej obiad i… porozmawiać.
Nie były to jednak całkiem zwyczajne rozmowy. Głównie z uwagi na fakt, że Tiana jakoś nie miała ochoty rozmawiać z porywaczem, który chce odebrać jej dziecko.
Polegało więc, to głównie na tym, że Tiana siedziała i słuchała, a Maleficent mówiła.
Zwykle jakieś głupoty o tym, że naprawi cały świat, a ona Tiana kiedyś zrozumie, że to wszystko było dla wyższego dobra.
Tiana jednak wcale nie chciała niczego rozumieć. Chciała po prostu wrócić do domu.
Przytulić się do Naveena, poczytać bajkę na dobranoc Florze i posprzeczać z Diablo, że znów rozrzuca ciuchy po całym pokoju. Usiąść na ławce w ogrodzie i obserwować kwitnące kwiaty. Upiec ciasteczka według nowego przepisu i patrzeć jak wszyscy zajadają. W spokoju urodzić Aurorę, przytulić ją mocno do serca i martwić się jedynie o głupi kolor kocyka.
Czy chciała zbyt wiele?
W tej chwili spinka pękła, a wraz z nią cała nadzieja Tiany na ucieczkę.
- Nie! – ze złością uderzyła w drzwi, lecz nic to nie dało. Pozostały tak samo niewzruszone jej fatalnym położeniem jak wcześniej. Kobieta, niczym małe dziecko skuliła się na podłodze i załkała.
Miała dość.
Była zrozpaczona, samotna i zła.
Co ona takiego zrobiła, że zasłużyła sobie na ten los?
W tym momencie, jakby na zawołanie w drzwiach stanęła Maleficent. Widząc Tianę skuloną na podłodze wyglądała na zaskoczoną, lecz nie skomentowała tego.
Przeszła obok jak gdyby nigdy nic, zostawiła talerz z jedzeniem i zawróciła by wyjść.
Wiedziała, że Tiana jej nie zaatakuje i nie spróbuje ucieczki w obawie, że mogłaby w ten sposób zrobić krzywdę dziecku.
Nie wiedziała jednak, że w tej chwili wszystko w Tianie jakby pękło. Jedyne o czym myślała, to aby się stąd wydostać.
Wykorzystując moment nieuwagi porywacza wstała i chwyciła leżącą na stoliku szklankę z piciem. Z szybkością błyskawicy wyciągnęła rękę i chwyciła Maleficent za jeden z jej rogów, a potem za niego pociągnęła.
- Nie odbierzesz m dziecka, żmijo! – wymierzyła i trzasnęła porywacza szklanką.
Zaskoczona atakiem Maleficent, nie obroniła się przed nim zupełnie, lecz udało jej się osłonić oczy przed lecącymi wszędzie fragmentami szkła. Wykorzystując fakt, że sok chwilowo ją oślepił, Tiana spróbowała uciec.
Niestety porywacz rzucił się na nią na oślep i złapał w ostatniej chwili.
- Nie ma mowy! Nie uciekniesz mi!
- Puszczaj! – krzyknęła Tiana, próbując się oswobodzić z uścisku. Chwyt Maleficent był jednak jak z żelaza. Próbowała kopać, drapać, a nawet gryźć, lecz mimo to nie udało jej się.
Widząc, że pomału przegrywa walkę o wolność, ostatkiem sił rzuciła się całym ciężarem na porywacza. Maleficent omsknęła się noga i obie poleciały na podłogę.
W jakiś sposób jednak lecąc, porywacz wyślizgnął się spod niej, tak, że to Tiana najbardziej ucierpiała w wyniku tego upadku.
Maleficent wstała z triumfalnym uśmiechem. Wystarczyło jednakże jedno spojrzenie, by zrzedła jej mina.
Tiana podniosła się i z rozszerzonymi oczami, kurczowo trzymała się za brzuch.
Najwyraźniej stres targający ostatnio matką w końcu osiągnął szczyt i zebrał swoje plony.
Tiana zaczęła rodzić.
- Nie… nie! – powtarzała jak mantrę i gładziła po brzuchu. – Ciii... Jeszcze nie teraz kochanie… Błagam! Jeszcze nie! – krzyczała jednocześnie wiedząc, że nic jej to nie da.
Nagle uświadomiła sobie, że Malificent patrzy na nią z równym przerażeniem w oczach.
Po chwili jednak jakby do porywacza dotarło co się właśnie dzieje, a na twarzy pojawiła się radość.
- Nareszcie się zaczęło! – wykrzyknęła radośnie, po czym pomogła Tianie przemieścić się na łóżko. – Kładź się. Musimy powitać tego malucha na świecie! – rzekła i siłą spróbowała pchnąć Tianę na poduszki.
Kobieta jednak nie zamierzała się tak łatwo poddać. Wiedziała co się stanie, gdy tylko urodzi. Malificent odbierze jej dziecko i już nigdy więcej go nie zobaczy. Nie mogła do tego dopuścić.
Z wysiłkiem szarpnęła się i odepchnęła porywacza. Malificent przygotowana na ten ruch, chwyciła Tianę za rękę i mocno ścisnęła.
- Przestań! Nie szarp się! – krzyknęła, lecz Tiana ani myślała jej posłuchać.
- Zostaw mnie! Nie oddam ci dziecka! – wrzasnęła kobieta i wymierzyła cios.
Uderzyła Malificent w brzuch, tak, że ta zgięła się wpół. Wykorzystując okazję, spróbowała odepchnąć ją jeszcze raz. Malificent spadła z łóżka i zahaczyła o coś stopą, przez co z hukiem runęła na podłogę.
Tiana czując nagły przypływ sił, zerwała się by uciec przez wciąż otwarte drzwi. Już miała prawie że biec, gdy nagle zamarła.
Maska porywacza, leżała na ziemi.
Spojrzała w stronę siedzącej na podłodze Malificent i zakryła usta dłonią.
- Ty… To ty za tym wszystkim stoisz?! – wykrzyknęła Tiana, wpatrując się w niczym nie zasłoniętą twarz porywacza.
Malificent w końcu wstała na nogi, a na jej ustach pojawił się uśmiech. Podniosła leżącą na ziemi maskę i założyła ją z powrotem.
- A więc jednak się wydało. Cóż, w zaistniałej sytuacji i tak nie ma to większego znaczenia – rzekła i chwyciła Tianę za rękę. – Urodzisz, a ja zabiorę dziecko i wyjadę. Nigdy mnie nie znajdziecie.
Tiana martwym wzrokiem wpatrywała się w swojego oprawcę.
- Jak… Jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś zrobić to nam wszystkim?! – krzyczała, a po jej policzkach spływało coraz więcej łez. – Nie wierzę… To musi być jakiś chory żart! Błagam… Powiedz, że to żart!
Malificent milczała. Nie próbowała się usprawiedliwiać, ani nic wyjaśniać. Po prostu tam stała.
I w tym momencie Tiana zrozumiała, że przegrała.
Tego dnia, nie straci jedynie dziecka.
Bez słowa pozwoliła poprowadzić się z powrotem na łóżko.
Podróż Aurory, właśnie się rozpoczęła.
Koniec odcinka 45
Ciąg dalszy nastąpi...
Spoiler:
Na rozładowanie nieco napięcia
Ostatnio pograłam sobie trochę postacią Maliny Albatros. Występuje ona jako staruszka w "Mysikrólikach", a ja stworzyłam w swojej grze jej młodszą wersję.
Grając, pocykałam parę zdjęć i stworzyłam coś na kształt relacji tak jak w przypadku Wandy.
Nie obiecuję, że znajdzie się w głównej relacji, bo tym razem naprawdę nie mam na nią większego pomysłu niż dzisiejsza historyjka.
Jednak nie mówię nie, bo mój "Pokój do wymyślania relacji", który znajduje się gdzieś w mojej głowie lubi płatać mi psikusy i wymyśla tyle wątków, że chyba prędzej forum upadnie niż to skończę xD
Mimo to naprawdę się staram nieco przyspieszyć, żeby chociaż do kolejnego pokolenia dojść
No, a teraz może zacznijmy już opowieść.
Zapraszam na „Podryw na Malinę”!
Malina była dziś w wyjątkowo podłym humorze.
Choć właściwie nie. W sumie, to ona zazwyczaj nie bywała wesoła czy miła, lecz dzisiejszy dzień był dla biednej dziewczyny szczególnie zły.
Wszystko zaczęło się rano, gdy zaraz po wstaniu uświadomiła sobie, że z pośród wszystkich swoich przyjaciółek (A miała ich całe dwie, gdyż jedynie Wanda i Elis były w stanie z nią wytrzymać) jako jedyna nie ma męża.
Aby poprawić sobie nastrój, zamierzała przesiedzieć cały dzień w domu wymyślając jak uprzykrzyć sąsiadom życie.
Pech jednak chciał, że na wyjście zaprosiła ją Wanda, a nie wypada odmawiać najlepszej kumpeli. Zwłaszcza, gdy ta kumpela jest obrzydliwie bogata i płaci za twoje zagraniczne wakacje.
- Coś się stało Malina? – spytała Wanda, widząc krzywiącą się przyjaciółkę.
- Właściwie, to tak. Ty masz dzianego Diego, a Elis tego przystojniaczka z okolicy. Czemu tylko ja nikogo nie mam?! Jestem przecież ładniejsza od Elis!
- Słucham?! – odezwała się blondynka.
- Daj spokój El, przecież wszyscy ci powiedzą, że to szczera prawda! – powiedziała Malina widząc, że przyjaciółka obrażona wstaje.
- Tak… Aż dziw, że wciąż jesteś singielką… - rzekła Elis przewracając oczami.
- Wiedziałam, że się ze mną zgodzisz! No, ale wracając, dziś rano postanowiłam to zmienić! Znajdę sobie męża w ciągu dzisiejszego dnia i będzie to najprzystojniejszy i najbogatszy gość jaki tylko istnieje w tym zapisie gry!
Wanda zastanowiła się nad jej słowami.
- Ale biorąc pod uwagę rodziny, które używają kodów czy… - zaczęła, lecz zaraz została uciszona przez śmiech Elis.
- Jasne… już to widzę. Daj znać jak w końcu umówisz się na JAKĄKOLWIEK randkę.
Malina spojrzała na nią wilkiem.
- A właśnie, że tak będzie! – wykrzyknęła i obróciła się od niej oburzona. Gdy to zrobiła, jej uwagę przykuł pewien mężczyzna siedzący przy barze. – A może on? Co myślicie? Jest całkiem niezły.
Nie czekając na reakcję koleżanek, dziewczyna zabrała się do roboty.
- Poproszę kolę z lodem – odezwał się brunet, tymczasem Malina zbliżyła się.
- Cześć przystojniaku. Co powiesz na zestaw? Drink plus towarzystwo pięknej pani?
Brunet spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się.
- Czemu nie? Tylko gdzie ta piękna pani? – spytał.
Malina zagapiła się na niego z szeroko otwartymi oczami, a z tyłu dało się słyszeć parsknięcie Elis.
- Co za kretyn. Mógłby być bardziej taktowny – szepnęła Wanda. Elis uśmiechnęła się złośliwie
- Co chcesz? Dobrze jej idzie!
Tymczasem Malina rozpaczliwie próbowała naprawić niezbyt dobrą sytuację, jednocześnie mając w głowie obejrzane niedawno filmiki „Sto sposobów na zabicie sima”.
- Żartowniś… - rzekła siadając. – To co? Napijemy się? –spytała.
Brunet w końcu chyba zrozumiał, że żadna inna pani jednak się nie pojawi, bo kiwną głową na zgodę. I wszystko mogłoby być pięknie. Brunet mógłby się nawet w Malinie zakochać i mieć z nią gromadkę małych brunetów.
Jednak jak to często bywa, opatrzność ma zwykle inne plany na naszą przyszłość.
Barmanka robiąca drink dla bruneta miała dziś gorszy dzień. Mąż ją rzucił, dzieci się wyprowadziły, a pies obsikał kanapę.
Zdarza się.
I właśnie w taki oto sposób, była dziś nieco rozkojarzona. Na tyle, że ręka omsknęła jej się, a trzymany w ręce drink wylądował na nowej sukience Maliny. Dziewczyna chwilę patrzyła się na swoją, do niedawna piękną sukienkę, a potem wybuchła.
- Ty głupia, łysiejąca kretynko! Patrz co narobiłaś! Ta sukienka była warta więcej niż ty kiedykolwiek będziesz miała okazję zarobić!
Barmanka próbowała przepraszać, ale Malina nie dała się uciszyć. Co więcej darła się coraz głośniej. I pewnie jeszcze długo trwałaby ta kłótnia, gdyby nagle nie zdała sobie sprawy z tego, że stojący za nią brunet dziwnie ucichł.
Dziewczyna zerknęła na mężczyznę i uśmiechnęła się delikatnie.
- Eee… znaczy… Nic się nie stało! Przecież zawsze mogę kupić drugą! Czy możemy drugiego drinka? – spytała, zerkając na bruneta. Facet spojrzał na nią z niechęcią.
- Wiesz, chyba mi już przeszła ochota na picie – a potem bez słowa opuścił lokal.
Malina zacisnęła pięści.
- Widzisz głupia?! Wszystko zepsułaś! – wykrzyknęła patrząc na barmankę.
Kobieta nie odpowiedziała i chyba dobrze, bo Malina była w wyjątkowo bojowym nastroju.
Westchnęła. No nic, dzień się jeszcze nie skończył. Właśnie chciała wyjść, gdy usłyszała za sobą ciepły głos.
- Czy wszystko w porządku?
Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc to. „Książę ratujący księżniczkę z opresji! To jest to!” pomyślała i obróciła się.
Natychmiast jednak zamarła, widząc przed sobą ubranego w szeroki frak mężczyznę w kapelusiku. Nieproporcjonalna sylwetka, oczy jak u kosmity. Czy opatrzność robi sobie z niej jaja?! Dlaczego do diaska zsyła jej to… to coś?!
Uśmiech spełzł z jej twarzy. Zamiast tego pojawił się grymas.
- A ty czego tu szukasz? Myślisz, że jak właśnie jakiś typ dał mi kosza, to polecę za pierwszym lepszym? Niedoczekanie!
- Nie. Ja tylko… - zaczął mężczyzna, lecz Malina nie dała mu dokończyć.
- I skąd ty się w ogóle wziąłeś? Z Nerdolandi? Lepiej idź oglądaj te swoje animu i daj mi spokój! – wykrzyknęła.
I opuściła lokal.
Zaraz po wyjściu, zebrała koleżanki do kupy i wybrała się na zakupy. W końcu musiała mieć w czym podrywać facetów, a nie mogła tego robić w oblanej drinkiem sukience. We wszystkich innych ciuchach jakie miała w domu chodziła już po kilka razy, więc nie wchodziły w grę.
Musiała mieć coś nowego!
Niestety, nie miała dziś szczęścia do zakupów.
- Co to ma znaczyć, że zostały wam same ubrania sportowe?! – krzyknęła do stojącej obok ekspedientki, która siłą woli utrzymywała na ustach uśmiech.
- Mieliśmy dziś duży ruch i wszystko inne wyszło. Przykro mi – tłumaczyła kobieta.
Towarzyszące Malinie Wanda i Elis stały z boku znudzone i obserwowały wszystko przez chwilę. W końcu jednak postanowiły zareagować.
- Daj spokój Mal. Po prostu chodźmy do innego sklepu.
Malina jednak była nieugięta.
- Nie ma mowy! To mój ulubiony sklep!
Wanda i Elis widząc, że jeszcze trochę tu zostaną, postanowiły pokręcić się trochę po sklepie i pozwolić Malinie dać upust emocjom. Jak raz wbije sobie coś do głowy, to nie ma zmiłuj.
Tymczasem dziewczyna kontynuowała.
- I ma mi pani znaleźć coś ładnego! – wrzasnęła. Ekspedientka westchnęła i udała się na zaplecze. Normalnie może olałaby wkurzająca klientkę, ale tym razem wszystkiemu przyglądał się jej szef. Nie mogła więc, ot tak, wygarnąć Malinie co o niej myśli i iść na przerwę. Mijając ją jednak przydepnęła jej „niechcący” stopę.
- Au! – zawyła Malina i przewróciła się, gdyż zahaczyła o coś. – Zrobiłaś to specjalnie!
Ekspedientka uśmiechnęła się pod nosem i oddaliła szybko korzystając z faktu, że szef nie patrzył. Tymczasem Malina zdała sobie sprawę z jednej rzeczy.
Zgubiła szkła kontaktowe!
W panice zaczęła się rozglądać za nimi, ale niewiele to dało, gdy wszystko było lekko rozmazane. I wtedy znów usłyszała ten głos.
- Wszystko w porządku?
Malina nawet z rozmazanym spojrzeniem, dokładnie wiedziała kto przed nią stoi. Zacisnęła pieści.
- Co ty, śledzisz mnie?! Daj mi wreszcie spokój! – wrzasnęła i odepchnęła zdezorientowanego mężczyznę, który posłusznie się oddalił.
Rozejrzała się i zobaczyła długą suknię Wandy. Podbiegła do niej.
- Wanda! Widziałaś to? Ten babol mnie popchnął! – poskarżyła się.
Wanda nie wyglądała na szczególnie przejętą.
- Tak, oczywiście. Idziemy dalej?
Widząc, że większego współczucia nie uzyska, Malina kiwnęła głową.
- Tak, ale po drodze musimy wstąpić do mnie do domu.
Chwilę później Malina stała z nietęgą miną w kolejnym sklepie. I tu wyprzedaż sprawiła, że nie miała w co się ubrać.
- Wyglądam jak jakiś kretyn! I do tego te okulary! Nie nosiłam ich chyba od czasów gimnazjum! – żaliła się. Przyjaciółki ledwie dawały radę ukryć uśmiech.
- Nie jest źle! – pocieszała Wanda.
- Właściwie, to wyglądasz lepiej niż zwykle… - zaczęła Elis, ale w porę dostała kuksańca od Wandy, więc umilkła.
Wanda odchrząknęła.
- A może pójdziemy do tego nowego klubu? Od razu poprawi ci się humor!
Elis szybko podłapała temat.
- Dobry pomysł! I pomyśl ilu facetów będziesz mogła tam poderwać!
Malina pokręciła głową.
- Gdy tak wyglądam? Nie ma mowy! Oficjalnie rezygnuję z dzisiejszego podrywu. Widocznie ktoś tam na górze nie życzy sobie, żebym dziś znalazła miłość! – rzekła smętnie i wyszła.
Udała się do domu. Jednak po drodze zadzwonił jej telefon.
- Mama? Tak, idę do domu. Co? Książki? Ale biblioteka mi nie po drodze… No dobrze już dobrze! Pójdę! – powiedziała i rozłączyła się.
Następnie weszła do biblioteki.
Ta simka po prawej pędząca po książki do biblioteki xD
Ledwie to zrobiła jak wypatrzyła (wkurzonego) przystojnego pana w tłumie. Mimo, że tego nie planowała, to nagle przyszło jej do głowy, że nawet w bibliotece można przecież poderwać.
- Złoty dwadzieścia za przetrzymanie książki tylko pięć lat?! Toż to rozbój w biały dzień!
Natychmiast zabrała się za bajerowanie.
- Dzień dobry. Może pan czytać romanse, ale czy nie lepiej jeden przeżyć? Tu, ze mną? – spytała.
Facet spojrzał na nią pobłażliwym wzrokiem.
- Wybacz, ale nie gustuję w dziewczynkach. Wróć za jakieś dziesięć lat. Jeśli będę singlem, to może się zastanowię.
Malina zacisnęła zęby. „Co on sobie myśli?!” przemknęło jej przez myśl, lecz na zewnątrz, pamiętając o sytuacji w barze, pozostała wesoła i uśmiechnięta.
- Mam dziś szczęście do mężczyzn z nadzwyczajnym poczuciem humoru! – zawołała radośnie.
Następna godzina upłynęła jej na łażeniu i zaczepianiu faceta.
Początkowo wyglądało na to, że nawet podoba mu się to jej zainteresowanie. Gdy jednak zdał sobie sprawę jak irytująca w gruncie rzeczy jest Malina, stracił cierpliwość.
- Zamilcz! Przyszedłem, żeby wypożyczyć i przeczytać książkę, a nie jedną napisać! – krzyknął, po czym zabrał swoje rzeczy i wyszedł.
Malinie zrobiło się autentycznie przykro. Dlaczego ciągle jej nie wychodzi? Czy naprawdę jest taka zła w te klocki?
Przypomniała sobie jak potraktowała wcześniej spotkanego chłopaka i poczuła coś na kształt współczucia.
Wystarczyło jednak jedno spojrzenie nieco w prawo, by natychmiast jej przeszło.
- Znowu on?! – powiedziała zdumiona, widząc wchodzącego chłopaka.
Tym razem jednak zamiast dać mu się zaskoczyć, schowała się za stolikiem, a potem po cichu wymknęła się z biblioteki. Malina uznała, że pora się zbierać.
Ten dzień był coraz dziwniejszy.
W drodze do domu dostała jednak smsa od Elis, że wciąż jest w klubie jeśli Malina zmieniła zdanie. Dziewczyna uznała, że po tych kilku dziwnych sytuacjach godzinka w klubie z kumpelą, to faktycznie dobry pomysł i już chwilę później wirowała z nią po parkiecie.
Mimo, ze miała sobie dać spokój z podrywem, nie mogła się oprzeć, gdy zobaczyła pewnego pana rozmawiającego z Dj – kapustka. Podkradła się bliżej i zaczęła rozmowę.
- Hej koleżko. Nie, to nie sen, to twój szczęśliwy dzień! Właśnie ta oto tu obecna bogini… - zaczęła Malina i pamiętając poprzednie wpadki, dała wyraźnie do zrozumienia, kto ta boginią jest - postanowiła zaprosić cię do tańca! – rzekła z uśmiechem.
Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, widząc jej entuzjazm. Szybko jednak pokręcił głową.
- Jesteś bardzo miła, ale niestety muszę odmówić. Mam już zdecydowanie za dużo kobiet w swoim życiu, żeby pakować się w kolejny związek. – Następnie odszedł nie tłumacząc o co mu chodzi.
Malina westchnęła.
- No cóż, przynajmniej jeden był miły.
Następnie tańczyła do upadłego, bo nie ma nic lepszego na smutki niż muzyka i taniec.
Tak się zdarzyło, że nawet wyzwała jedną dziewczynę na pojedynek. Przegrała z kretesem, ale było zabawnie, więc Malina uznała, że było warto.
Zresztą kojarzyła gdzie blondynka mieszka, więc zawsze mogła potem obrzucić jej dom pomidorami na zgodę.
Po tym jakże miłym czasie, Malina pożegnała się z Elis i wyszła.
Tym razem naprawdę chciała iść do domu, ale znów coś ją zatrzymało.
Niedaleko od klubu odbywał się Festyn wszystkich smaków. Malina nigdy nie lubiła festynów, ale to nie był zwyczajny festyn.
To tu na randkę udali się Diego i Wanda!
Skoro bogacze lubą takie rzeczy, to może znajdzie się też jakiś dla niej?
Właśnie miała iść do jednego obiecującego faceta, gdy ktoś stanął za nią i odezwał się.
- Hej.
Ten głos…
Dziewczyna strzeliła kośćmi nadgarstka. „Nie ma bata. Tym razem dostanie w zęby”.
- Ty głupi… - zaczęła obracając się, ale szybko urwała, gdy zobaczyła stojącego przed sobą mężczyznę.
Stojący przed nią typ, wcale nie przypominał tego gościa, którego spotkała dziś w barze.
Owszem, wciąż miał ogromne oczy, ale teraz wydawało jej się to nawet słodkie. Jak takie oczy cielaczka.
Sylwetkę za to miał niczego sobie. A biały podkoszulek wyraźnie podkreślał wyćwiczone mięśnie.
Po raz pierwszy Malinie odebrało mowę.
Widząc jej reakcję, chłopak uśmiechnął się i skrzyżował ramiona.
- Ty głupi…? – spytał, dziewczyna zawahała się, lecz szybko odzyskała rezon.
- Baranie… A przynajmniej tak miało być.
Chłopak zaśmiał się dźwięcznym śmiechem i spojrzał na nią ponownie.
- Trzeba ci przyznać, że nie boisz się mówić co naprawdę myślisz.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
- A tobie, że jesteś wytrwały. Śledzić mnie, aż do teraz…
Chłopak wyglądał na zaskoczonego.
- Śledzić? Nie śledziłem cię.
Malina zrobiła duże oczy.
- Jak to? A bar, sklep, biblioteka i teraz…
Pokręcił głową.
- Do baru wybrałem się na spotkanie, do sklepu przyszedłem kupić nowy strój do ćwiczeń w bibliotece miałem książki do oddania, a na festyn szykowałem się od tygodnia. Uwielbiam go!
Malinie zrzedła mina. Coś jednak jej nie pasowało.
- Czekaj, a ten głupi strój?
Chłopak spojrzał na nią urażony.
- Ja bardzo lubię tamten garnitur. Jest wygodny.
Dziewczyna westchnęła. Czyli nawet ten nerd nie jest nią zainteresowany.
Chłopak chyba wyczuł jej nastrój, bo odezwał się niespodziewanie.
- Ale w sumie, skoro już tu jesteśmy, to chyba nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy razem spędzili ten czas, nie?
Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Po raz pierwszy tego dnia, szczerze.
- Zgoda, ale jeśli to randka to ty płacisz.
Zaśmiał się.
- Zgoda, ale tylko jeśli oficjalnie przyznasz, że to randka. Wstawię potem selfika na fb i insta.
Kiwnęła głową.
- To chyba uczciwy układ. Malina – przedstawiła się i wyciągnęła rękę. Chłopak uścisną ją.
- Kamil.
Następnie udali się zwiedzać kramy, degustować pyszności, a nawet palić bąbelkowe fajki od których prawie się porzygali.
Krótko mówiąc, bawili się świetnie!
Kamil chciał się nawet popisać przed Maliną i kupić jej pamiątkę o połowę taniej, niż reszta.
Niestety, nie do końca mu to wyszło.
- Przepraszam, czy mógłby pan…
- Nie, nie interesuje mnie to. Zamykamy!
Na szczęście Malina była w pogotowiu.
- Słuchaj no wymoczku! Albo sprzedasz nam to taniej, albo tak cię obsmaruję, że własna matka się ciebie wyrzeknie!
- No już dobra, dobra! Bierz! – rzekł i dał im wszystko czego chcieli za darmo, byle tylko sobie już poszli.
Pod koniec imprezy byli w tak dobrych humorach, że postanowili wybrać się jeszcze na karaoke.
- I dlatego kocham jąąąąą! Łu! – zakończył utwór. – I co myślisz?
Malina zerknęła na niego.
- Kamil, czy ktoś ci kiedyś mówił, że umiesz śpiewać?
- Tak, mama.
- No więc, kłamała.
- Zibi nuuuu, zibi waaaa.
- Ej, to nawet nie są słowa!
- A komu to potrzebne, gdy ma się tak świetny głos jak ja?
- Hmm. Powiedzieć jej, że śpiewa gorzej niż konający, sikający kot w puszczy? W sumie, lubię swoje życie… Chyba lepiej odpuścić.
- Co ty tam mamroczesz?
- Nie, nic.
Malina chciała wyciągnąć od niego co go tak bawi, lecz przerwał jej huk za oknem.
To fajerwerki puszczane co roku na zakończenie festynu.
Wyszli na zewnątrz i oglądali cudowny pokaz.
Gdy ostatni pocisk wybuchł, Malina obróciła się w stronę Kamila.
- No, to była naprawdę udana randka. Nie to, żebym nie była na lepszych – dodała.
Kamil uśmiechnął się.
- Pamiętaj, że się nie wywiniesz. Wszystko mam udokumentowane na zdjęciach i jeszcze dziś leci do sieci.
Malina uśmiechnęła się.
- Hmm. Skoro i tak mam przerąbane, to chyba nic się nie stanie jak jeszcze trochę sobie nagrabię.
Kamil spojrzał na nią, nie rozumiejąc.
- Co…? – zaczął, lecz dziewczyna przerwała mu.
A potem zatopili się w słodkim pocałunku.
- To był cudowny pocałunek – rzekł i mrugnął do niej. - Ale jak to powiedziałaś, nie to, żebym nie miał lepszych.
Malina zacisnęła dłoń w pięść.
- A przyłożyć ci?
Chłopak, nie chcąc odpowiadać na to jakże trudne pytanie, postanowił naprawić swój błąd i uczynić pocałunek z Maliną tym najlepszym.
Dziewczyna jednak wciąż nie była zadowolona, więc całowali się tak do rana.
Nie wiadomo więc, czy był to najlepszy pocałunek Kamila, ale zdecydowanie był on najdłuższy.
W każdym razie, mimo wyraźnych różnic, coś połączyło Malinę i Kamila. To owo „Coś” była na tyle silne, że w następnym roku, po miło spędzonym czasie na festynie smaków, Kamil zaprosił swoją wybrankę na ognisko na klifach…
I oświadczył jej się.
Malina była w szoku. Owszem, czuła coś do Kamila. Gniew, gdy przypalił jej tosty lub irytację kiedy za dużo gadał. Jednak nigdy nie pomyślałaby, że te uczucia mogą pchnąć kogoś do tak szybkiej decyzji o małżeństwie.
- Ty tak na poważnie? – spytała, patrząc na pocącego się w koszuli chłopaka.
Kamil, któremu pomału drętwiało kolano od klęczenia, przełknął ślinę. Czyżby za szybko podjął decyzję?
- Oczywiście, że tak kochanie. Czy klęczałbym przed tobą w galowych ciuchach, przy plus czterdziestu stopniach w pełnym słońcu, gdyby to miał być żart?
Malina zastanowiła się.
- Właściwie to…
- Tak czy nie?! – przerwał Malinie Kamil, nim ta zacznie swoje wywody. Dziewczyna patrzyła na niego chwilę, po czym sięgnęła po pierścionek.
- Dobra, co mi tam. Zawsze można się rozwieść, nie? – powiedziała i nie czekając na odpowiedź chłopaka, założyła pierścionek na palec. – Śliczny. Pewnie kupiłeś go w automacie z gumą do żucia, ale nieważne. Koleżanki i tak uwierzą, że to diament.
- Następnie przypominając sobie scenę z filmu, skoczyła Kamilowi w ramiona. Chłopak poczuł, że dziewczyna nieco przytyła od ostatniego razu, gdy po imprezie musiał ją siła wyciągnąć z klubu, by nie znokautowała ochroniarza, ale zachował to dla siebie. Chciał dożyć przynajmniej do wesela.
Malina westchnęła.
- Nie jest źle, ale raczej nie mam co liczyć, że okażesz się nagle jakimś zaginionym synem bogatej famili?
Kamil pokręcił głową.
- Nie, ale i tak możemy osiągnąć sukces. Pewnie ci nie mówiłem, ale moja rodzina od strony taty dorobiła się niezłego majątku i dużego domu z ogrodem bez użycia motherlode!
(Notka: Kamil to wnuczek Dopey’a – syn Snowwhite i brat Cinderelli. Grając Snow, a potem Cindy i Tianą nie używałam kodów na pieniądze )
Malina i Kamil nie bawili się w narzeczeństwo i już tydzień później odbył się ich ślub.
Na weselu zjawili się przyjaciele i rodzina Kamila oraz… Kamila. Och, była też Wanda i Elis.
Wracając, odbyło się złożenie przysięgi małżeńskiej. Kamil bardzo ładnie opowiedział o historii jego i Maliny. Goście przyklasnęli ochoczo, gdy skończył.
I mogłoby być pięknie, gdyby nie przyszła kolej Maliny.
- Tak, wiem. Pewnie zastanawiacie się właśnie „Co taka dziewczyna robi stojąc na ślubnym kobiercu? W końcu jest tak piękna i wspaniała, że powinna być singielką, by każdy miał chociaż okazję zaprosić ją na niezobowiązującą kawę!”
No więc ludy. Przykro mi bardzo, ale dziś kończy się ta oferta specjalna. Dziś zostanę żoną tego chudzielca i z nim będę się męczyć. Dlaczego? Nie mam pojęcia, ale jest słodki więc chyba będzie okej.
Cała sala milczała przez chwilę, dopóki ktoś nie zaklaskał. To był Kamil.
- No już mnie tak nie chwal, bo się zarumienię! – zawołał z uśmiechem.
Zgromadzeni ludzie nie rozumieli o co z nimi chodzi, ale uznali, że chyba są od siebie tak różni, że aż pasują.
Ceremonia toczyła się dalej. Para młoda wciąż sobie „słodziła” lecz coraz ciszej.
Wszyscy wzdychali myśląc, jak w gruncie rzeczy ślicznie wyglądają.
Zastanawiało ich tylko jedno. Co mówią, patrząc tak sobie głęboko w oczy?
- Błagam cię Kamil. Powiedz mi, że na nasze wesele wcale nie wlazł właśnie jakiś goły babol, bo inaczej go zamorduję!
- A czy ta groźba jest dosłownie czy w przenośni?
- Jak najbardziej dosłownie.
- No więc, nie wlazł.
- Kamil, ten babol dalej tam jest i się na mnie gapi, prawda?
- Spokojnie, wejdź w fazę zen. Jak na ćwiczeniach.
- Zaraz nie wejdę, a zejdę jak napiszą o tym w gazetach!
- I że nie opuszczę cię, aż do rozwodu.
- „Do śmierci” Malina. Mówi się „Do śmierci” – poprawił ukochaną Kamil.
Malina zmarszczyła brwi.
- No ale jak się rozwiedziemy, to też cię opuszczę, nie? A może dalej będziesz dawać kasę na mnie i moich kochanków i będziemy jedną, wielką, szczęśliwą rodziną?
Chłopak uznał, że lepiej tego nie komentować.
Po prostu pocałował Malinę, przerywając jej rozmyślania.
I znów, wszystko mogłoby być cacy.
Wesele się udało, goście jakoś przeżyli docinki Maliny, a para żyła długo i szczęśliwe.
Wtedy jednak byłoby nudno!
Dlatego podczas wesela stało się coś, co wywarło na Malinie bardzo silny wpływ. Coś co w przyszłości zaważy na losie pewnej pary kochanków.
Na ślubie Maliny pojawił się jej były… Joseph Kinglet.
Dziewczyna gdy tylko go zobaczyła kręcącego się przy jej weselnym torcie, wściekła się i ruszyła do niego.
- Kinglet! Jak śmiesz się tu pokazywać po tym jak złamałeś mi serce?! Najpierw serce a teraz mój tort? Co jeszcze zniszczysz?! Wynoś się! – krzyczała, a mężczyzna gapił się na nią, jakby próbował skojarzyć kim jest ta irytująca baba. W końcu coś mu zaświtało, bo rozszerzył oczy ze zdumienia.
- To ty! Pamiętam jak zwolnili mnie z pracy, bo codziennie przychodziłaś i obrzucałaś sklep, w którym pracowałem pomidorami! O co ci chodzi kobieto?!
Malina była wściekła.
- A więc nie pamiętasz jak przez godzinę rzucałeś mi spojrzenia w autobusie? Już nie pamiętasz jak płakałam, gdy bez słowa wysiadłeś?! Zrobiłeś mi nadzieję, a potem zostawiłeś!
Kinglet gapił się na nią z otwarta buzią.
- Czy ty jesteś jakaś nienormalna?! Nawet pewnie nie patrzyłem na ciebie, tylko za okno! – zawołał. Malina jednak nie dała się zwieść.
- Wynoś się! Nie zniszczysz mi życia po raz drugi!
Joseph, który był znajomym Kamila pokręcił głową i uznał, że nie ma co się kłócić. Po cichu ruszył do wyjścia.
Pech jednak chciał, że przechodząc, lekko trącił stolik, na którym był tort weselny. Figurka panny młodej lekko się zapadła.
Malina wrzasnęła.
- Mój tort! Dość tego! Przeklinam cię Josephie Kinglecie! I twoje dzieci i dzieci tych dzieci i dzieci, dzieci tych dzieci! I tak do końca świata! Jeśli kiedyś spotkam jakiegoś twojego potomka, bądź pewien, nie dam mu żyć!
Kinglet rzucił jej dziwne spojrzenie, po czym odszedł.
Tymczasem Kamil, próbując załagodzić całą sytuację, odkroił kawałek tortu i podszedł do Maliny.
- Malinko, skarbie. Daj spokój Kingletowi i chodź zjedzmy tort.
Malina najwyraźniej bardzo chciała zacząć myśleć o czymś innym niż Kinglet, bo szybko na to przystała.
Aby nikt z gości jej nie zignorował, wyjęła trąbkę i dmuchnęła.
- Ludy! Kroimy tort! Tutaj!
Joseph zerknął jeszcze tylko na Kamila z miną w stylu „No to się wpakowałeś, stary”, po czym opuścił imprezę.
Ostatecznie Kamiowi udało się zjeść z Maliną tort. A potem, gdy próbowała znów coś skomentować i wytknąć, pocałował ją czując na jej ustach resztę toru.
Oczywiście był on Malinowy.
Reszta wesela przebiegła bez większych zakłóceń.
. . .
Jakiś czas później, Malina siedziała w kuchni i rozmyślała, że w sumie to nie wie, czy faktycznie nadaje się do małżeństwa.
Pomyślała jednak również…
Iż z drugiej strony, ma ono swoje plusy.
- Czy życzy pani sobie coś jeszcze? – spytał oficjalnie Kamil.
Malina uśmiechnęła się lekko.
- Teraz, to już tylko ciebie.
Ale przede wszystkim, że z nim jej życie może nie jest idealne, ale zdecydowanie dużo ciekawsze
Re: Pamiętniki Łabędzi
: 17 lip 2017, 23:48
autor: Lion
MalaMi95 pisze:Nie Ian – Naveen. To on jest mężem Tiany x)
Ale wtopa! A przecież dobrze o tym wiedziałem. Chodziło mi o właściwego sima, tylko imiona pokręciłem.
MalaMi95 pisze:Uuu… a skąd wiesz, że „teściowej”? a może Ignaś rzuci Łusię i wyjedzie?
A w sumie nie wiem. Użyłem określenia 'teściowa' bezrefleksyjnie, choć uważam, że Łucja i Ignaś bardzo do siebie pasują.
A teraz o ostatnim odcinku!
Chyba jestem złym człowiekiem, bo historia Sophie o tym, iż nie interesuje jej, że wszyscy przypisują jej sukcesy Brunetowi, bo po prostu chce pomagać, słabo mnie przekonuje. Uwierzyłbym jeszcze, gdyby jej zasługi nie były nikomu przypisywane, ale przecież normalna osoba jest wkurzona i sfrustrowana, gdy efekty jej starannej pracy idą na konto kogoś innego. Nawet jeśli w przeszłości zrobiło się błąd, przez który trudno odbudować swoją pozycję.
Mimo wszystko uważam też, że Brunet jest niedoceniany! Zgrywa średnio rozgarniętego, a całe te stroje i inne jego pomysły to pewnie plan, aby podnieść morale zespołu czy coś… Starsza pani, która potraktowała go gazem pieprzowym, widocznie nie zrozumiała. xD
Cieszę się, że w śledztwie jest przełom, ale trochę dziwię się, że policja nie porozmawiała z Avril o jej ostatnim kontakcie z Tianą i że wówczas nie wyszła sprawa z podejrzanym opóźnieniem. Zaskakuje mnie też, iż Avril nie próbowała dodzwonić się do Tiany, gdy zamówione przez nią wypieki tak bardzo się spóźniały, a jeśli próbowała, jeszcze bardziej mnie dziwi, że nikogo nie poinformowała, iż taka sytuacja miała miejsce w dniu porwania simki. Jedyne wytłumaczenie jakie widzę, to że mając na głowie biznes, trojaczki i Emmę, mogła stracić rachubę odnośnie godzin i dat.
Ech, już myślałem, że Tiana ucieknie! Fakt, że pewnie i tak nie trafiłaby do domu i gdzieś by zbłądziła, ale i tak myślę, że byłoby to dla niej bezpieczniejsze. Szkoda, że się nie udało…
Jestem mega ciekawy, kim jest porywaczka. Osobiście obstaję przy swoich pierwszych podejrzeniach, ale i tak umieram z ciekawości, aby w końcu poznać prawdę!
Odnośnie bonusu - strasznie, ale to strasznie, strasznie, strasznie współczuję Kamilowi...
Pamiętniki Łabędzi
: 18 sie 2017, 12:19
autor: MalaMi95
Lion –
„Łucja i Ignaś bardzo do siebie pasują”
A z tym akurat się zgadzam
„Chyba jestem złym człowiekiem, bo historia Sophie o tym, iż nie interesuje jej, że wszyscy przypisują jej sukcesy Brunetowi, bo po prostu chce pomagać, słabo mnie przekonuje”
Nie, nie jesteś. Ja sama bym nie wierzyła, gdybym była czytelnikiem xD
Do tego jeszcze wymyśliłabym teorie jak to Sopie tak naprawdę jest we wszystko zamieszana i chce porwać Naveena
Ale tak ogólnie, to dziś dowiesz się nieco więcej o tym, czy Sophie faktycznie to nie przeszkadza
„Mimo wszystko uważam też, że Brunet jest niedoceniany!”
O tym też troszeńkę będzie. Chodzi mi głównie o jego jedną „umiejętność” którą dziś przedstawię x)
„Zgrywa średnio rozgarniętego, a całe te stroje i inne jego pomysły to pewnie plan, aby podnieść morale zespołu czy coś…”
Nie jestem pewna czy on coś udaje, ale jak pisałam z nim rozdziały to w głowie wciąż miałam piosenkę „Inspektor gadżet” xD
„Jedyne wytłumaczenie jakie widzę, to że mając na głowie biznes, trojaczki i Emmę, mogła stracić rachubę odnośnie godzin i dat.”
Chciałabym mieć teraz jakąś błyskotliwą odpowiedź, która sprawi, że wyjdzie jakoby to wszystko było zaplanowane ale… to po prostu moje niedopatrzenie xD
Tyle o tym wszystkim myślałam (Bo już od paru miesięcy miałam zaplanowane, że Tiana będzie porwana itd.) a mimo to zapomniałam o takiej rzeczy.
Tak to jest jak się za dużo myśli i ma w głowie parę wersji, po czym niektóre się łączy, z innych rezygnuje i ostatecznie o paru rzeczach zapomina.
Ale miło, że próbowałeś mnie wytłumaczyć. Faktycznie możemy założyć, że Avril miała tyle na głowie, że jakoś o tym nie pomyślała. x)
„Strasznie, ale to strasznie, strasznie, strasznie współczuję Kamilowi”
Ja też xD
W dzisiejszym odcinku zobaczymy co stanie się z Tianą i powitamy na świecie nowe księżniczkowe pokolenie!
Zapraszam
Od rana Diablo czuł, że ten dzień jest inny niż poprzednie, choć sam nie wiedział co spowodowało tę zmianę. Spadek temperatury na zewnątrz? Nagła cisza, choć zwykle o tej porze wszędzie słychać śpiew ptaków?
A może czarnowłosa dziewczyna, która siedziała tuż obok niego na ławce?
Chłopak obrócił się i spojrzał na skuloną Anastazję. Tak, ten dzień zdecydowanie był inny, gdyż był to pierwszy raz od czasu porwania Tiany, gdy postanowiła się z nim spotkać.
Owszem, to prawda, że wszyscy w domu, łącznie z nim, bardzo przeżywali całą tę sytuację.
Ciocia Lotta co chwila dzwoniła lub przychodziła, by spytać, czy już coś wiadomo.
Kuzynka Tiany - Jadwiga, wzięła sobie urlop w pracy, by pomóc w zajmowaniu się Florą i nie raz gotowała im obiady, gdyż nikt z nich nie miał do tego głowy.
Natomiast jego tato, gdy tylko wychodził z pracy gnał gdzieś na spotkanie z detektywami, którzy ponoć mogli im pomóc znaleźć mamę.
Z nich wszystkich jednak, całą sprawę najbardziej przeżywała Anastazja. Diablo widział to wyraźnie. Mimo, że nikt nie twierdził, iż to jej wina, to jednak dziewczyna obwiniała się za całą sytuację. Nie tylko odsunęła się od nich, ale praktycznie w ogóle zaczęła unikać kontaktu z resztą rodziny. Do tego strasznie schudła, tak, że ciocia Lotta razem z Aleksandrem siłą zaciągnęli ją do lekarza, choć dziewczyna upierała się, że nic jej nie jest.
Chłopak bardzo martwił się stanem dziewczyny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miał pojęcia jak jej pomóc.
Anastazja jakby kompletnie zamknęła się w sobie. Otoczyła skorupą nawet twardszą niż ta, którą przybrała, gdy jako dziecko dowiedziała się, że jej rodzice się rozwodzą, a on głupi jeszcze na dokładkę wyznał jej swoje uczucie.
Dlatego był bardzo zaskoczony, gdy tego ranka zadzwoniła i zapytała czy mógłby się z nią spotkać. Oczywiście natychmiast się zgodził.
I tak właśnie trwali na ławce pogrążeni w ciszy. Diablo początkowo myślał, że Annie w końcu sama się odezwie, dlatego również milczał. Gdy jednak czas mijał, a dziewczyna wciąż nie wyglądała jakby chciała rozmawiać postanowił się odezwać.
- Annie? – spytał delikatnie i poczekał, aż ta na niego spojrzy. – Dlaczego chciałaś się dziś ze mną spotkać? Stało się coś?
Anastazja rzuciła mu szybkie spojrzenie, po czym ponownie wpatrzyła się w swoje dłonie.
- Czy zabrzmi to dziwnie jeśli powiem, że byłam ciekawa czy przyjdziesz?
Diablo zmarszczył brwi.
- Czemu miałbym nie przyjść?
Annie wykonała ręką nieokreślony gest.
- Nie wiem, po prostu… Niby nikt nie obwinia mnie za to co się stało, ale widzę jak czasem wujek Naveen na mnie patrzy… Jakby był zły, że nie jestem wstanie pomóc wam znaleźć ciocię – zerknęła na niego. – Zastanawiałam się, czy myślisz podobnie.
Diablo patrzył na nią zaskoczony.
- Annie, nikt nie obwinia cię za porwanie mamy. Jestem pewien, że nawet mój tato nie jest na ciebie zły. On po prostu strasznie się martwi, zresztą jak my wszyscy i odkąd mama zniknęła jest trochę nerwowy. – Uśmiechnął się lekko. – Gdybyś się trochę mu przypatrzyła, to pewnie zauważyłabyś, że mnie też rzuca podobne krzywe spojrzenia.
Annie odpowiedziała uśmiechem.
- Dzięki Diablo. Dobrze jest mieć takiego przyjaciela jak ty.
Chłopak poczuł lekki ukłucie na dźwięk tego słowa. „Przyjaciel” niby pozytywne znaczenie, a jednak dla niego zabrzmiało to jak policzek.
To prawda, że od ich ostatniego pocałunku minęło trochę czasu i od tamtej chwili nie dochodziło między nimi do żadnych romantycznych sytuacji. Mimo to, gdzieś wgłębi duszy miał nadzieję, że to coś znaczyło.
Anastazja chyba musiała wyczuć jego nastrój.
- Powiedziałam coś nie tak?
Diablo westchnął.
- Właściwie, to tak – zaczął, Annie patrzyła na niego z pytaniem w oczach, co trochę go zirytowało. – Najpierw mnie całujesz, a potem nagle nazywasz tylko „Przyjacielem”. Nie wiem jak dla ciebie, ale dla mnie zdecydowanie coś tu jest nie tak.
Anastazja wyglądała na szczerze zaskoczoną.
- A jak mam cię nazywać? Przecież nie będę odbijać przyjaciółce chłopaka – rzekła nieco rozdrażnionym tonem.
Brwi Diablo powędrowały do góry.
- Jakiej przyjaciółce?
Spojrzała na niego z urazą w oczach.
- Nie wymiguj się. Vivi powiedziała mi, że jesteście razem.
Przez chwilę Diablo wyglądał na autentycznie zdziwionego jej odpowiedzią, ale już po chwili na jego twarzy pojawił się grymas.
- To bzdura! Nie spotykam się z Vivi! Naprawdę powiedziała ci coś takiego?
Annie zaskoczona jego odpowiedzią próbowała się wykręcić.
- Tak… To znaczy… Może ja coś źle zrozumiałam?
- Powiedziała tak czy nie? – spytał Diablo nieco ostrzej niż zamierzał.
Annie w końcu poddała się i kiwnęła głową.
- Tak. Powiedziała, że jesteście razem dlatego się wycofałam… - tu jednak szybko obróciła się w jego stronę i spojrzała z błaganiem w oczach. – Ale proszę nie złość się na nią! Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi i nie chcę, żeby coś się popsuło przez jedno nieporozumienie.
Chłopak pokręcił głową.
- No nie wiem, Annie. Obiecuję, że nie powiem, że to ty mi o tym powiedziałaś, ale chyba powinienem iść z nią pogadać. Ja nic nie czuję do Vivi i chyba powinna o tym wiedzieć…
Annie ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Chyba masz rację – rzekła, ale zaraz spojrzała na niego ponownie z prośbą w oczach. – A może ja z nią pogadam? Wiesz, przede mną będzie jej łatwiej przyznać się do tego kłamstwa niż przed tobą.
Początkowo Diablo chciał odmówić, potem jednak wyobraził sobie jak niezręczna będzie taka rozmowa z Vivi. W końcu uznał, że może lepiej, żeby to dziewczyny wszystko sobie wyjaśniły.
Spojrzał na Annie i przytaknął.
- Zgoda. Ale jeśli dalej będzie rozpuszczać takie plotki, to naprawdę pójdę z nią pogadać.
Annie uśmiechnęła się.
- Nie martw się, nie będzie. Zajmę się tym.
Następnie wyciągnęła swoją drobną dłoń i położyła na dłoni Diablo. – Czy to znaczy, że jesteś wolny? A może masz więcej takich wielbicielek jak Vivi? – spytała lekko mrużąc oczy.
Diablo chwycił jej dłoń w swoje ręce.
- Nic mi nie wiadomo o żadnych wielbicielkach, ale wiem, że gdyby pewna dziewczyna się zgodziła już od dawna nie byłbym wolny.
Annie zaśmiała się. Właśnie chciała o coś zapytać, ale w tym momencie usłyszeli czyiś głos.
- Annie!
Dziewczyna jak oparzona puściła rękę Diablo i cofnęła się. Gdy spojrzała na wołającą ją postać, zobaczyła Zane’a, swojego chłopaka.
Z rumieńcem na twarzy popatrzyła w stronę Diablo.
- Wybacz, zapomniałam, że z nim też się na dziś umówiłam.
Diablo zrzedła mina na tę wiadomość.
- Aha – rzekł tylko krzyżując ręce.
Anastazja patrzyła na niego z błaganiem w oczach.
- Nie złość się. Myślałam, że jesteś z Vivi i dlatego nie powiedziałam mu, że między nami koniec.
Diablo zagotował się słysząc to. Gdyby nie Vivi już dawno mógłby być z Anastazją. Marzył o tym tak długo, a ona tak po prostu chciała to zniszczyć. I dlaczego? Bo jej się spodobał? Bo się w nim zakochała? Diablo mógł ją zrozumieć, ale nic nie tłumaczy kłamstwa.
Zamiast powiedzieć mu o swoim uczuciu i zmierzyć się z prawdą, wolała kłamać i odganiać od niego inne dziewczyny. Kto wie co jeszcze wymyśliła, by zniszczyć „konkurencję” tylko o tym nie wiedzą?
Do czego posunęłaby się dalej, gdyby razem z Annie jej nie przejrzeli?
Chłopak zacisnął pięści. Co prawda obiecał Anastazji, że to ona zajmie się sprawą Vivi i słowa dotrzyma. Wiedział jednak, że już nigdy nie będzie mógł patrzeć na przyjaciółkę tak samo jak kiedyś.
Tymczasem Annie patrzyła na niego i czekała na to co powie. Chłopak spojrzał w stronę Zane’a.
- A teraz mu powiesz?
Anastazja zerknęła na swojego chłopaka, a potem szybko pochyliła się w stronę Diablo i szepnęła mu coś na ucho.
Następnie wyprostowała się i uśmiechnęła zmieszana.
- Chyba muszę już iść. Dziwnie będzie wyglądać jak go tak zignoruje.
Diablo tylko kiwną głową, a Anastazja odwróciła się i odeszła.
Po chwili zbliżyła się do Zane’a, dała mu szybkiego całusa, a potem trzymając się za ręce zniknęli za rogiem.
Diablo oparł się o ławkę i zamyślił na chwilę.
„Jak to wszystko się skończy, obiecuję, że będziemy razem”.
Chłopak spojrzał przed siebie i zagapił się na chmury. Wyglądało na to, że będzie dziś padać.
„Tylko kiedy to się skończy?” przemknęło mu przez głowę i pomyślał o mamie, Florze, swojej nienarodzonej siostrzyczce i tacie, który gdzieś tam krąży z detektywami, próbując się czegoś dowiedzieć.
„Tato, znajdź ją” pomyślał i udał się do domu, by pomóc Jadwidze przygotować obiad.
Z pamiętnika Naveena
Detektywi lekcja druga - Wyścig z czasem, czyli jak poderwać i nie oberwać.
Naveen wysiadł z samochodu i rozejrzał się po okolicy.
Nie zobaczył niczego szczególnego. Kilka domków, jakiś jeden okoliczny sklep działający dwadzieścia cztery godziny na dobę, paru spacerowiczów i stacja benzynowa na której się zatrzymali. Nic, co wyglądałoby na tyle podejrzanie, by pomóc im znaleźć Tianę.
Zerkną w stronę Sophie, by jej o tym powiedzieć, lecz zamilkł widząc, że kobieta wcale nie stoi obok niego, ale rozmawia z właścicielem sklepu.
Po chwili wróciła do Naveena z uśmiechem na ustach.
- Tak jak mówił Bumelant. W dzień porwania Tiany, zatrzymała się tu jego ciężarówka. Jakaś kobieta chwilę z nim rozmawiała, a potem razem odjechali.
- Myślisz, że to ta kobieta mogła go czymś odurzyć, a potem wsadziła do ciężarówki Tianę i gdzieś ją zawiozła? – spytał. Sophie zastanowiła się.
- Nie jestem pewna, ale bardzo możliwe, że była w to wszystko zamieszana.
- Co znaczy „Zamieszana”? Chcesz powiedzieć, że porywaczy było więcej?
Sophie spojrzała na niego i kiwnęła głową.
- Tak myślę. Jakoś trudno mi uwierzyć, że jakaś pojedyncza osoba byłaby wstanie porwać Tianę i kompletnie nikt tego nie zauważył. Podejrzewam, że ktoś musiał mu pomagać. Ale co ważniejsze, ta osoba albo dobrze was zna, albo musiała przez jakiś czas was obserwować, nim postanowiła wdrożyć swój plan w życie. Czy nie miałeś nigdy wrażenia, że ktoś cię obserwuje?
Naveen zastanowił się. Niestety nic nie przychodziło mu do głowy. Jedyną sytuacją, gdy zauważył, że ktoś go obserwuje był Brunet w kawiarni Avril. Jednak to raczej nie mogło im w żaden sposób pomóc.
- Nie. Po tym jak Tiana zniknęła czułem na sobie spojrzenia ludzi, ale wcześniej nigdy.
Sophie ze zrozumieniem pokiwała głową.
- No nic. W takim razie jedziemy dalej – powiedziała i ruszyła w stronę auta. Zaskoczony Naveen podążył za nią.
- Ale dokąd?
Sophie zerknęła na niego przez ramię.
- Właściciel sklepu powiedział mi, w którą stronę odjechała ciężarówka. Bumelant mówił nam, że podczas trasy budził się co jakiś czas, a kolejną charakterystyczną rzeczą jaką zapamiętał po tej stacji benzynowej, była zawieszona gdzieś po drodze różowa flaga – zatrzymała się i spojrzała na Naveena. – I właśnie tego będziemy szukać.
Naveen zmarszczył brwi.
- Ty tak na poważnie? Jakie mamy szanse by znaleźć coś takiego?!
Sophie wzruszyła ramionami.
- A ile różowych flag zwykle spotykasz po drodze?
Naveen zastanowił się. Właściwie, to nie miał pojęcia. Zwykle był na tyle skupiony na prowadzeniu auta, że nie rozglądał się za flagami.
Sophie jednak wcale nie oczekiwała, że odpowie na jej pytanie.
- Zresztą, to i tak jedyny ślad jaki mamy. Jeśli będziemy mieć szczęście, to znajdziemy tę flagę i być może kogoś w okolicy, kto widział przejeżdżającą wtedy ciężarówkę, tak by móc poszukać kolejnego punktu, który zapamiętał Bumelant – zerknęła na niego. – To jak będzie? Wsiadasz czy nie?
Mężczyzna patrzył na nią chwilę, po czym westchnął.
- Jadę z tobą – rzekł, lecz nim wsiadł do auta zerknął za siebie.
- A co robimy z nim? – spytał, patrząc się na Bruneta, który popijając kupioną kawę, radośnie rozmawiał sobie z jedną z klientek.
Sophie niedowierzając, zerknęła do środka samochodu, a potem znów na Bruneta.
- A jak on niby wylazł? Jestem pewna, że dobrze zawiązałam węzeł!
Naveen uśmiechnął się lekko.
- Widocznie nie jest, aż tak do niczego jak myślisz. Iść po niego? – spytał, lecz jedno spojrzenie w oczy Sophie utwierdziło go w przekonaniu, że lepiej będzie jeśli grzecznie wsiądzie do auta i na nich poczeka.
Na twarzy kobiety pojawił się niebezpieczny uśmiech.
- Nie, nie trzeba. Sama po niego pójdę – rzekła zaciskając pięści. - Już ja mu pokażę, co myślę o podrywaniu panienek w godzinach pracy! – Następnie ruszyła w stronę nic nie podejrzewającego mężczyzny.
Naveen westchnął, a następnie wrócił do pojazdu i włączył sobie radio.
To mogło chwilę potrwać.
. . .
Malificent trzymała na rękach płaczące niemowlę. Tuliła je do serca i kołysała delikatnie, jak gdyby to było jej własne dziecko. Po kilku minutach maleństwo nieco się uspokoiło i zaczęło odpływać w błogi sen, zupełnie nie podejrzewając w jakim niebezpieczeństwie się znalazło.
- Oddaj… Proszę, oddaj mi ją… - szepnęła leżąca na łóżku Tiana. Kobieta zdecydowanie nie wyglądała najlepiej. Poród bardzo ją zmęczył. To prawda, że Aurora nie była jej pierwszym dzieckiem, lecz w przypadku poprzednich porodów była pod opieką lekarzy, a teraz miała do pomocy jedynie porywacza, który niezbyt się na tym wszystkim znał.
Malificent zerknęła na kredowobiałą twarz Tiany, a w jej oczach pojawiło się coś na kształt niepokoju.
- Nie martw się. Nic ci nie będzie, zadzwoniłam już po karetkę. Powinni zjawić się niedługo i pomogą ci dojść do siebie – rzekła uspokajająco. Tiana jednak jakby nie słuchała, wciąż tylko wpatrywała się w swoją malutką córeczkę.
- Proszę… Daj mi ją potrzymać choć chwilkę… Proszę… - szeptała niczym zaklęcie, które pozwoli jej odzyskać córeczkę.
Słysząc jej błaganie, porywacz zawahał się. Przez chwilę wyglądało nawet na to, że faktycznie pozwoli jej potrzymać dziecko, potem jednak cofnęła się i pokręciła głową.
- Nie ma na to czasu. Muszę zniknąć nim zjawi się karetka – chciała odejść, lecz Tiana chwyciła ją za rękaw. Malificent spojrzała na nią. Tiana szybkim ruchem zdjęła z szyi naszyjnik i położyła go na wyciągniętej dłoni porywacza. Po jej policzkach spływały łzy.
- Błagam… Daj jej to… Daj jej to, gdy dorośnie… - Następnie uniosła się nieco na łokciu i musnęła dłonią główkę Aurory. – Moja malutka… Wszystko będzie dobrze… Zrobię wszystko by cię odzyskać. Czekaj na mnie, dobrze? – Następnie kobieta z powrotem opadła na łóżko. Oczy Malificent zaszkliły się nieco, jednak trwało to tak krótko, że Tiana nie była pewna, czy jej się nie zdawało.
Trzymając w jednej dłoni naszyjnik, a w drugiej dziecko, ruszyła do wyjścia.
Tiana załkała. Tak długo wyczekiwane przez nią dziecko odchodziło, a ona nie była wstanie nic zrobić.
Cały świat jakby zwolnił. Jej szloch, kroki Malificent, skrzypnięcie otwieranych drzwi.
To było jak koszmar, z którego nie może się obudzić. Tiana chwyciła się za głowę.
- Błagam, niech to się skończy… – szepnęła do siebie i mocniej objęła się ramionami. – Błagam!
I w tej chwili jeden dźwięk wyrwał się ponad inne.
Nie… to nie był dźwięk, to był głos.
- Tiano!
Kobieta otworzyła oczy i zobaczyła Malificent, która zamarła w pół kroku.
- Nie… to niemożliwe! Nie mogli nas znaleźć!
Tiana niepewnie uniosła się na rękach.
- Naveen… - szepnęła, patrząc w stronę drzwi.
- Naveen! Tutaj! Naveen! – wrzasnęła ile sił w płucach.
Malificent spojrzała na nią nienawistnym wzrokiem i skoczyła w jej stronę.
- Zamknij się! Zamknij! – krzyknęła i zamachała rękami.
Nie wiadomo, co chciała zrobić w tym momencie. Uderzyć Tianę? Zatkać jej usta? A może zupełnie nic?
Nigdy się też tego nie dowiemy, gdyż właśnie w tej chwili do pokoju wpadł Naveen.
Przez krótką chwilę wpatrywał się w Malificent i trzymane przez nią niemowlę, jakby nie mógł pojąć o co tu chodzi.
Następnie zauważył leżącą na łóżku Tianę i nim ktokolwiek zdążył zareagować, rzucił się na Malificent.
Porywacz odskoczył do tyłu i z przerażenia lub zaskoczenia, upuścił niemowlę.
Mężczyzna złapał je w ostatniej chwili.
Tymczasem porywacz rzucił się w stronę drzwi. Naveen spróbował go złapać, ale był szybki, a jego ruchy ograniczało trzymane przez niego dziecko.
Porywacz wybiegł przez wciąż uchylone drzwi i pognał przed siebie.
- Ucieka! – rzekła Tiana zachrypniętym głosem.
Naveen natychmiast uklęknął obok niej i pogładził po włosach.
- Nie martw się, na zewnątrz czekają dwaj detektywi, którzy pomogli mi cię znaleźć. Na pewno go złapią.
Tiana uspokoiła się i ponownie położyła na łóżku. Wyciągnęła swoją drobną dłoń i pogładziła Naveena po policzku.
- Znalazłeś mnie.
Naveen uśmiechnął się.
- Znalazłem. I już nigdy nie pozwolę ci się zgubić – rzekł, a jego oczy zaszkliły się. Zerknął na trzymane dziecko.
- To ona? Nasza córeczka…
- Aurora - szepnęła Tiana i wyciągnęła ręce. Naveen podał jej dziecko, a kobieta przytuliła je mocno i ucałowała w maleńką główkę.
Odzyskała ją, jej malutka córeczka była tu w jej ramionach, nareszcie bezpieczna.
W tym momencie, nic innego nie miało znaczenia.
. . .
Kilka godzin później, Tiana była już w szpitalu w towarzystwie rodziny i kilku policjantów, którzy przybyli by ją przesłuchać. Razem z Aurorą zostały dokładnie przebadane i na całe szczęście okazało się, że ona jak i dziecko są zdrowe i ich życiu nie zagraża żadne niebezpieczeństwo.
- Tiano! Tak się cieszę, że nic ci się nie stało! – krzyknęła Lotta, gdy tylko weszła na salę, a następnie mocno ją przytuliła ledwie hamując łzy. Tiana nie odpowiedziała, po prostu odwzajemniła uścisk siostry.
I pewnie długo by tak trwały, gdyby nie pisk, który rozległ się sekundę później od strony drzwi.
- Mamusia! – zapiszczała uradowana Flora i wręcz wskoczyła w objęcia uśmiechniętej Tiany. – Wlócilaś! - Kobieta mocno przytuliła dziewczynkę.
- Tak, i już nigdzie się nie wybieram.
Wszystkiemu przyglądał się uśmiechnięty Diablo, który z nią przyszedł. Gdy tylko Flora na chwilę puściła mamę zbliżył się i również ją uścisnął.
- Tęskniliśmy za tobą.
Tiana uścisnęła go mocniej. Właśnie chciała coś powiedzieć, gdy drzwi otworzyły się ponownie, a do Sali wkroczyła cała masa osób w tym przyjaciele i reszta rodziny. Nim ktokolwiek zdążył się odezwać, wśród tłumu przepchnęła się cała zdyszana Anastazja i wręcz wpadła na Tianę.
- Ciociu! Tak się cieszę! – krzyknęła, a po jej policzkach spłynęły łzy. – Tak strasznie cię przepraszam! Gdybym tylko wcześniej zadzwoniła na policję, albo… - urwała, gdyż Tiana uciszyła ją gestem.
- Już dobrze Anastazjo. Ja i Aurora jesteśmy bezpieczne i dopilnuję, by tak pozostało.
Annie pokiwała głową i odsunęła się, by przepuścić resztę krewnych, którzy również chcieli przywitać się z Tianą.
Cała sielankowa scena pewnie trwałaby jeszcze długo, gdyby nie jedna rzecz, która nie dawała im wszystkim spokoju.
- Jak to go nie złapaliście?! – wrzasnął Naveen patrząc na Sophie i Jamesa, którzy nie byli mu wstanie spojrzeć w oczy.
- Spokojnie panie Naveenie. Nasi funkcjonariusze już patrolują okolicę. Niedługo ją złapiemy – rzekł się starszy policjant zwracając się w stronę blondyna. Naveen nerwowym gestem odgarnął włosy i odszedł parę kroków namyślając się. Po chwili znów zwrócił się w stronę Sophie.
- Dobrze, mam tylko jedno, ostatnie pytanie. Staliście na zewnątrz, tuż za drzwiami. Jak mogliście jej nie złapać?! – spytał, patrząc wściekłym wzrokiem na kobietę. Zarówno ona jak i Brunet natychmiast zrobili się podejrzanie czerwoni na twarzy.
- Widzisz…
. . .
- Brunet! Naveen wyrwał mi się i wbiegł do środka! Musimy za nim iść nim zrobi coś głupiego! – krzyknęła Sophie i obejrzała się za siebie. Naraz jednak na jej pięknej twarzy pojawił się grymas, gdy zobaczyła wlokącego się za nią całego spoconego i dyszącego mężczyznę. – Czy ty sobie robisz jakieś jaja? No pospiesz się!
Brunet wziął jeszcze parę wdechów, po czym przemówił ledwie łapiąc oddech między zdaniami.
- Nie wiem… Nie wiem czy wiesz, ale… Ale właśnie dlatego zostałem detektywem, a nie policjantem. Śledzenie, szukanie w bazach danych okej… Bieganie za złoczyńcami, nie okej.
Sophie wzniosła oczy do nieba.
- To chyba jakiś żart. Przecież mówiłam ci, że musisz popracować nad swoją kondycją, właśnie na takie sytuacje. Kupiłam ci nawet karnet na siłownie! Byłeś tam chociaż raz?
Mężczyzna zastanowił się.
- Czy picie drinka na siłowni i flirtowanie z paniami się liczy?
- Argh! – krzyknęła kobieta wznosząc ręce do nieba. – Boże! Za co mnie tak każesz?! – Następnie obróciła się i ruszyła w stronę w którą pobiegł Naveen. – Dobra, nieważne. Pogadamy o tym później. Teraz musimy iść i dopilnować, żeby ten idiota nie dał się zabić.
Nie przeszła jednak dwóch kroków, jak Brunet odezwał się ponownie.
- Ciągle tylko na mnie wrzeszczysz i krytykujesz! Co ja ci takiego zrobiłem, że tak mnie nienawidzisz?!
Sophie przystanęła i zerknęła na niego.
- Właśnie o to chodzi Brunet. O to, że nie zrobiłeś zupełnie nic! Nie zrobiłeś nic, gdy cała wina za tamto zajście spadła za mnie. Nie zrobiłeś nic, by pokazać, że ja też w tym wszystkim byłam ofiarą! A kiedy zostałam twoją partnerką, wciąż nie robiłeś nic, by pomóc mi oczyścić imię. Zawsze tylko „Detektyw Brunet, znów uratował świat”! A gdzie w tym wszystkim byłam ja? Gdzie mój wkład? Moja pomoc? Czy ja w ogóle jestem ci potrzebna?! – wrzasnęła i ukryła twarz w dłoniach. – Cały ten czas powtarzałam sobie, że tak długo jak pomagam ludziom, możesz sobie zabrać całą chwałę dla siebie… Ale ja już tak nie mogę Brunet. Nawet nie chodzi o to, że to ty jesteś znany, ale o to, że ja po prosu nie istnieję. Wciąż jestem tylko tą złą Sophie… A ja naprawdę się zmieniłam. Ile czasu jeszcze będę pokutować za jeden błąd?
W tej chwili mężczyzna zbliżył się i ją przytulił.
- Och Sophie… Tak strasznie cię przepraszam. Nie wiedziałem, że tak to wygląda. Zawsze myślałem, że po prostu taki jest twój styl. Działasz z ukrycia i nie lubisz uwagi mediów. Dlatego nic z tym nie zrobiłem. Ale teraz widzę, że musiałaś się czuć okropnie wciąż żyjąc w moim cieniu – Brunet odsunął ją od siebie i uśmiechnął się. - Obiecuję, że od tej pory będziemy partnerami. Takimi prawdziwymi jak na filmach.
Kobieta parsknęła śmiechem i otarła łzę z policzka.
- Aż takimi?
Brunet uśmiechnął się szerzej.
- Dokładnie.
Kobieta westchnęła.
- Och James…
- Och Sophie…
. . .
- Naprawdę tak to wyglądało? – spytał Naveen, przecierając ręką czoło. Sophie wzruszyła ramionami.
- Może trochę podkoloryzowałam końcówkę i te westchnięcia ale…
- No dobrze, a teraz gdy już wysłuchaliśmy tej „fascynującej” historii, możemy wrócić do przesłuchiwania pani Tiany? – spytał stojący obok funkcjonariusz, przerywając Sophie. Kobieta oburzona, że ktoś wcina jej się w zdanie spojrzała na niego krzywo, ale nie skomentowała tego.
Tymczasem policjant, Pan Borowik, udał się w stronę Tiany.
- Pani Tiano, rozumiem, że to co pani przeżyła było straszne i zapewne nie chce pani znów do tego wszystkiego wracać, ale czy mógłbym zadać jeszcze jedno pytanie?
Tiana, która trzymała na rękach wtuloną w nią Florę i ukradkiem zerkała na śpiącą obok w łóżeczku Aurorę, obróciła się w jego stronę i kiwnęła głową.
- Dobrze, a więc mówiła pani, że porywacz cały czas chodził zamaskowany i na dodatek ubierał długą, czarną, workowata szatę, tak by trudniej było go rozpoznać, zgadza się?
Kobieta znów potwierdziła skinieniem.
- Tak, tak dokładnie było.
Policjant pokiwał głową i cos sobie zanotował.
- W porządku, a czy podczas pani pobytu tam, zdarzyła się może sytuacja, gdy porywacz stracił czujność? Zobaczyła pani jego twarz, albo zrobił coś, co by go zdradziło? Czy wie pani kim jest porywacz? – zapytał policjant, a w całej sali zapadła cisza.
Tiana rozejrzała się i zobaczyła wpatrzone w siebie spojrzenie rodziny i policjantów.
- Ja… - właśnie chciała się odezwać, ale wtedy bezwiednie sięgnęła ręką do naszyjnika zawieszonego na szyi i przypomniała sobie, że go tam nie ma. Został zabrany przez porywacza, gdyż sama mu go dała, aby przekazał go Aurorze. Nie tylko dlatego, że była wybrana, ale też po to, by miała ze sobą po niej jakąś pamiątkę. Cząstkę swojej rodziny.
Teraz jednak naszyjnika nie było.
Tiana jeszcze raz popatrzyła w oczy swoich bliskich. Co się z nimi wszystkimi stanie jeśli powie im prawdę? Jeśli wyjawi im kim był porywacz?
Czy znikną tak jak jej naszyjnik?
Kobieta bezwiednie przygryzła wargi. Policjant musiał to zauważyć, gdyż odezwał się ponownie.
- Pani Tiano? Jest już pani bezpieczna. Osobiście dopilnuję, by przydzielić pani ochronę dopóki nie znajdziemy porywacza, ale musi nam pani powiedzieć prawdę. Jeśli jego celem są małe dzieci, to w tej chwili może polować na jakąś inną rodzinę. Dlatego powtórzę. Czy wie pani kim jest porywacz? – spytał ponownie, ale Tiana jakby go nie słuchała.
Widzący to wszystko Naveen zbliżył się i delikatnie dotknął jej ręki.
- Tiano? Wszystko w porządku? - szepnął, wyrywając ją z transu.
Kobieta zerknęła w jego zielone oczy i przytuliła go. Sama świadomość, że tu jest, że nie jest z tym wszystkim sama dodała jej otuchy.
Wtedy jednak jej spojrzenie padło na jedną osobę w tłumie.
Osobę, którą to zniszczy. Wiedziała, że porywacz patrzy i czeka na jej ruch.
W tym momencie zrozumiała, co musi zrobić.
Gdy Tiana odsunęła się od Naveena i ponownie spojrzała na policjanta, w jej spojrzeniu nie było strachu, ale determinacja.
- Ja… Ja nie wiem, kim był porywacz. Przykro mi.
Ochroni swoją rodzinę choćby nie wiem co. Nie pozwoli jej przepaść.
I odzyska swój naszyjnik.
Koniec odcinka 46
Ciąg dalszy nastąpi...
BONUS:
Spoiler:
A - Dobrze jest mieć takiego przyjaciela jak ty.
Przyjaciela, przyjaciela, przyjaciela...
D - Wait bitch, whaaaat?
N - Nie uciekniesz ty...!
P - Czekaj! Najpierw musze sprawdzić simbooka
T - Dziecko mi lewituje...
Pamiętniki Łabędzi
: 18 sie 2017, 17:44
autor: Gunia
Wow, jestem w szoku. Ominęłam jedną relację! Wybacz, kajam się nisko
Ogólnie to jestem skonfundowana tymi ostatnimi relacjami. Serio. Może to te upały, może to, że ostatnio nie jestem na wysokich obrotach, ale po prostu tego wszystkiego nie łapię i musiałam ze trzy razy przeczytać, żeby w ogóle coś skomentować. To komentuję!
Ciężko mi zrozumieć wątek całego porwania. To znaczy, cieszę się, że Tiana i Aurora zostały uratowane i w ogóle, ale kim do diaska jest Maleficent?! Rozumiem, że to ktoś bliski. Trochę stawiałam na Emmę, teraz nie wiem. Nawet przyjrzałam się gościom na zdjęciu i pasuje mi tylko Emma ale z drugiej strony- czemu i po co?
Wątek z detektywami dla mnie w ogóle taki trochę dziwaczny. Bez urazy, oczywiście! Po prostu mnie nie porwał. Chciałabym tak dokładnie przeanalizować Twoją relację jak Ty zawsze moje, ale niestety nie umiem. Jeśli chodzi o pisanie, to ja jestem "go with the flow" Jak znaleźli kryjówkę Maleficenta? Rozumiem, że pojechali szukać różowej flagi, no ale jednak co się stało potem?
Annie i Diablo- no niechże oni będą razem. Pasują do siebie perfecto, ale na drodze jeszcze stoi im chłopak Annie. Mam nadzieję, że niedługo!
Czekam na wyjaśnienia. A, jeśli chodzi o bonus- lewitujące dziecko- miodzio xD
Pamiętniki Łabędzi
: 12 wrz 2017, 22:04
autor: Galcia
Na miejscu Naveena też bym pomyślała, że Brunet i Sophie robią sobie jaja z pogrzebu. To śledzenie przypadkowych staruszek... Za chwilę Bruneta też porwą - panowie w granatowych mundurach.
A Franko Bumelant co tutaj robi? Jeszcze chwila, a zobaczę siebie w roli świadka!
Hahaha, ta akcja z gazem pieprzowym! Wyobraziłam sobie, jak Brunet wije się, leżąc na chodniku z przekrwionymi, łzawiącymi oczami i wyje jak dzieciak, który upuścił loda.
Nieee, jak mogłaś nie zdradzić nam, kim jest Maleficenta? Po reakcji Tiany utwierdziłam się w przekonaniu, że to... ANASTAZJA! Ewentualnie Emma.
Niezła laska była z tej mojej Malinki. Kto by się spodziewał. Ale charakter zawsze miała paskudny.
Joseph Kinglet powiadasz? xD Zgadzam się w zupełności z posłanym przez niego spojrzeniem - w co żeś się najlepszego wpakował, Kamil...
Annie odpowiedziała uśmiechem.
- Dzięki Diablo. Dobrze jest mieć takiego przyjaciela jak ty.
Auć. Twarde lądowanie we friendzonie.
Święci janiołowie, Anastazja jest tak bezczelną, tępą, głupią, pustą, makiawelistyczną, atencyjną ścierką, że aż robi mi się niedobrze, gdy czytam o jej numerach! Najpierw narobiła Diablo nadziei, potem przestała się do niego odzywać, teraz nagle z nim flirtuje, ale jednocześnie umówiła się ze swoim chłopakiem! Serio? SERIO?! I jeszcze to "nie złość się". Zgiń, przepadnij, diabelskie nasienie.
Uff, strasznie się cieszę, że Naveenowi udało się odnaleźć Tianę i uratować Aurorę - szczerze mówiąc, spodziewałam się złego zakończenia tej historii. Za to bardzo mnie martwi fakt, że porywaczka ma naszyjnik Snow White! Na pewno wynikną z tego jakieś kłopoty...
Sophie i Brunet idealnie do siebie pasują - oboje są idiotami.
Jesteś okrutna. Znowu nie dowiedzieliśmy się, kim był porywacz! Rozumiem, że Tiana chce chronić bliskich (nawet tych, którzy ją skrzywdzili), ale bez przesady, ten ktoś może uderzyć ponownie. Stawiam, że to Anastazja, która cierpi na rozdwojenie jaźni i w swojej "normalnej" postaci nie zdaje sobie sprawy z tego, co wyczynia mroczna strona jej natury.
Pamiętniki Łabędzi
: 05 lis 2017, 16:20
autor: MalaMi95
Gunia – Rozumiem, że można być zagubionym, ale po prostu o to mi chodziło, żebyście nie wiedzieli kim jest Maleficent. Przynajmniej dopóki sama wam nie powiem, a będzie to wkrótce No chyba, że sami już zgadliście, ale nie powiem jeszcze czy ktoś zgadł, sami się dowiecie
„Czemu i po co?”
Powód czemu to zrobiła również wyjaśnię, choć nie wiem czy przypadnie wam on do gustu. Część pewnie uzna, że jest strasznie głupi xD Ale tak czy siak ta postać miała motyw by to zrobić
„Wątek z detektywami dla mnie w ogóle taki trochę dziwaczny. Bez urazy, oczywiście! Po prostu mnie nie porwał.”
Spoko, to po prostu miał być taki wątek komediowy, żeby relacja nie stała się zupełnie mroczna, bo w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że bez tego moim bohaterom nie zostanie nic innego jak tylko płakać xD
„Jak znaleźli kryjówkę Maleficenta? Rozumiem, że pojechali szukać różowej flagi, no ale jednak co się stało potem?”
Dziś wyjaśnię Będzie to bardzo przyspieszone, ale po prostu mam w głowie tyle pomysłów, że nie chcę zbyt dług skupiać się na jednym wątku. Pewnie mogłabym zrobić nawet z 10 relacji jak szukają Tiany i wtedy całe śledztwo byłoby dokładniej zaplanowane, ale obawiałam się, że po prostu was tym zanudzę, dlatego wolałam jednak wszystko nieco przyspieszyć
Galcia –
„Na miejscu Naveena też bym pomyślała, że Brunet i Sophie robią sobie jaja z pogrzebu.”
Pogrzebu? Jakiego pogrzebu? Czyżbym coś napisała w relacji i o tym zapomniała? xD
„Jeszcze chwila, a zobaczę siebie w roli świadka!”
Ej! Nie spojleruj mi tu relacji! xD
„Nieee, jak mogłaś nie zdradzić nam, kim jest Maleficenta?”
Powiem wam, obiecuję Ale jeszcze nie teraz
Cieszę się, że historia Malinki przypadła ci do gustu. xD Jak jeszcze coś wymyślę to na pewno się tym z wami podzielę Na przykład… Co powiesz na dzieci Malinki i Kamila? xD
„Święci janiołowie, Anastazja jest tak bezczelną, tępą, głupią, pustą, makiawelistyczną, atencyjną ścierką, że aż robi mi się niedobrze, gdy czytam o jej numerach!”
Myślę, że nie polubisz jej bardziej, gdy zobaczysz co jeszcze nabroiła i co dla niej zaplanowałam x)
„Za to bardzo mnie martwi fakt, że porywaczka ma naszyjnik Snow White! Na pewno wynikną z tego jakieś kłopoty...”
Oj tak
„Jesteś okrutna.”
Oj jestem. I jeszcze nie wiesz nawet jak bardzo
Dziś wpadniemy na imprezę do Tiany.
Zobaczymy co słychać u Lotty, a na koniec… Ale ciii! Wszystko w swoim czasie.
Trzy tygodnie po odnalezieniu Tiany, kobieta razem z córeczką zostały w końcu wypisane do domu. Na całe szczęście ani ona ani Aurora, nie ucierpiały poważnie wskutek nieprzygotowanego porodu w warunkach „domowych”. Z okazji wypisu ze szpitala, rodzina przygotowała dla nich małe przyjęcie, które rzecz jasna wcale nie było takie małe, gdy okazało się, że na powitanie Tiany zeszła się nie tylko najbliższa rodzina, ale również przyjaciele i sąsiedzi. Zwłaszcza ci drudzy bardzo nalegali na możliwość rozmowy z małżeństwem Arendell - Swan, a w szczególności z Naveenem, gdyż bardzo chcieli przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie, gdy zamiast pomóc, podejrzewali mężczyznę o pozbycie się żony. Naveen, jako, że nie chciał by sąsiedzkie relacje popsuły się całkowicie przeprosiny przyjął, za co Tiana była mu bardzo wdzięczna. Za dużo ostatnimi czasy przeżywała stresów, żeby jeszcze teraz użerać się z uszczypliwymi sąsiadami. Choć i ona i Naveen zgodzili się do jednej rzeczy. Prawdziwych przyjaciół, poznaje się w biedzie.
W każdym razie, impreza powitalna dla małej Aurory i Tiany trwała do późnego wieczora i wszyscy bawili się znakomicie. Głównie z uwagi na fakt, że po tym wszystkim w końcu mogli się odprężyć, powygłupiać i po prostu ze sobą pobyć.
Na imprezie nie mogło oczywiście zabraknąć wybawicieli Tiany, jakimi niewątpliwie była para dość niecodziennych detektywów.
- I ja patrzę, a tu smok wielki jak dwa domy! I ja mu wtedy mówię „Zostaw ją smoku! Albo będę cię ścigał przez wszystkie krainy, a potem cię złapię i zamknę za kratami!”. Ale smok wcale nie chciał jej zostawić i zioną ogniem! - rzekł Brunet, a zgromadzone dookoła niego dzieci zapiszczały z ekscytacji.
- I cio dalej? Cio dalej?! – spytała rudowłosa dziewczynka – Merry. James spojrzał na nią z uśmiechem.
- Zrobiłem to, co tylko prawdziwy bohater by zrobił. Zasłoniłem Tianę własnym ciałem, a potem chwyciłem leżącą obok gaśnicę i dmuchnąłem nią w potwora! Właśnie tak ją uratowałem! – zakończył, a grupka dzieci wiwatowała domagając się kolejnej opowieści. Jedynie mała Flora wydawała się nie być przekonana.
- Nieplawda! To tatuś ulatował mamusie! – krzyknęła i spojrzała na niego oburzona.
Zza pleców Bruneta dało się słyszeć śmiech.
- Przejrzała cię! Niezła z niej spryciara. Może to ona powinna zostać moim nowym partnerem? – rzekła postać, a oczy Flory zaświeciły się na jej widok.
- Ciocia! – krzyknęła dziewczynka i podbiegła do Sophie. Wspięła się na jej ramiona, a następnie z urazą wskazała na Jamesa. – Ciociu! On znowu pzeklęca histolie! Tak jak mówiłaś, to wielki kłamcuch!
- Co? Ja nie kłamię! – zawołał James, ale został przez obie panie całkowicie zignorowany.
- No niestety, to tak jak większość z nich. Mówię ci mała, słuchaj się cioci Sophie i nigdy nie ufaj facetom do końca. A jak już musisz, to wybieraj chociaż tych bogatych. Może pieniądze szczęścia nie dają, ale o wiele wygodniej płacze się siedząc w mercedesie niż na rowerze!
- Sophie, czego ty uczysz moją córkę? – dało się słyszeć głos, a następnie tuż obok nich zmaterializował się Naveen.
- Tatuś! – zapiszczała Flora i w jednej chwili znalazła się tuż przy nim. Mężczyzna z uśmiechem wziął córeczkę na ręce.
- No? To co ci mówiła ciocia Sophie? Pewnie same głupoty? – spytał, lecz ku jego zdumieniu Flora pokręciła głową.
- Ciocia ucyła mnie jak nie dać się zjeść wilkom i zostać sławną tancelką! – zawołała wesoło, ku zdumieniu rodziców. Następnie zobaczyła w tłumie Diablo rozmawiającego z ciocią Jadwigą i wyślizgując się z objęć taty, pobiegła w ich stronę.
Naveen spojrzał na Tianę nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Wiedziałaś, że chce zostać tancerką? – spytał, lecz żona zaprzeczyła.
- Ja byłam na etapie małego chemika.
Widząc ich miny, Sophie zaśmiała się.
- Powiem wam, że z tej małej jest niezłe ziółko. Gdyby jednak za parę lat zmieniła zdanie i szukała pracy w policji, albo agencji detektywistycznej, to koniecznie zadzwońcie! – rzekła i z uśmiechem spojrzała w stronę małej Flory, która właśnie zagadywała brata. Następnie odwróciła się z powrotem w stronę Tiany i Naveena i ruchem głowy wskazała na drzwi. – Tymczasem ja i Brunet będziemy się już zbierać. Czas na nas.
Po tych słowach, cała czwórka skierowała się w stronę wyjścia, do zaparkowanego tuż przy ulicy samochodu. Nie przeszli jednak nawet dwóch kroków, gdy Brunet o czymś sobie przypomniał.
- O nie! – zawołał i zaczął przeszukiwać się po kieszeniach. – Zgubiłem klucze! – krzyknął.
Sophie spojrzała na niego zdumiona, po czym zacisnęła pięści.
- Co?! Ty głupi…! – nim jednak zdążyła się rozkręcić, zbliżyła się do nich Tiana z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Przepraszam, nie chciałabym przeszkadzać, ale wydaje mi się, że Merry biegała po pokoju z czymś srebrnym w rączce. Czy to możliwe, że dałeś jej klucze opowiadając historię?
Brunet wpatrzył się w nią, po czym uderzył się w czoło otwartą dłonią.
- No tak! Merry! – i wbiegł z powrotem do środka.
- Może lepiej pójdę za nim. Zaraz wracam – rzekła do Naveena i podążyła za Jamesem.
Przed domem zostali tylko Naveen i Sophie. Mężczyzna spojrzał na kobietę z uśmiechem.
- Wiem, że mówiłem to już setki razy, ale dziękuj…
- „Dziękuję za uratowanie mojej żony i córki.” Tak wiem. Naprawdę nie trzeba, to był mój obowiązek. – powiedziała, przerywając mu, ale Naveen pokręcił głową.
- A właśnie, że trzeba! Nawet nie wiesz ile ci zawdzięczam. Uratowałaś moją rodzinę i tego nigdy ci nie zapomnę.
Sophie uśmiechnęła się.
- Skoro tak mówisz, to niech ci będzie. Ale żeby to już był ostatni raz! Więcej słodzenia nie zniosę!
Mężczyzna zaśmiał się i uniósł ręce w pokojowym geście.
- Dobrze, obiecuję, że to był ostatni raz… Ale jeszcze raz dziękuję za…
- Stop! – krzyknęła kobieta, trącając go w ramię.
Mężczyzna tylko się uśmiechnął.
- No dobra. To co będziesz robić teraz? – spytał.
Kobieta zastanowiła się chwilę nad pytaniem.
- Hmm… Na razie pewnie zrobimy sobie krótką przerwę, a potem zapewne znów ruszymy z misją ratowania świata. Ktoś musi nad wami czuwać – rzekła i mrugnęła do niego.
Naveen odwzajemnił uśmiech i spojrzał w stronę drzwi za którymi zniknął James.
- A co z nim? Dasz sobie radę?
Sophie prychnęła.
- Proszę cię! Przecież ktoś musi go chronić, żeby nie zrobił sobie krzywdy! A kto zrobi to lepiej niż ja?
Oboje zaśmiali się, po czym Naveen pokręcił głową i spojrzał gdzieś w dal.
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć… - powiedział, a Sophie spojrzała na niego dziwnie.
- Ale w co?
Odwzajemnił jej spojrzenie.
- W to, że ją znaleźliśmy - spojrzał w stronę Tiany, która właśnie w tej chwili wyłoniła się z budynku w towarzystwie Bruneta. - Skąd wiedziałaś, żeby właśnie tam jej szukać? – spytał, kobieta pokręciła głową jakby wciąż nie wiedziała o co mu chodzi.
- Nie rozumiem… - zaczęła, lecz przerwał jej nim zdążyła dokończyć zdanie.
- Chodzi mi o ten stary magazyn. Skąd wiedziałaś, że to właśnie tam będzie Tiana? Po tym jak znaleźliśmy flagę, kazałaś nam z Brunetem czekać, a kiedy wróciłaś dokładnie powiedziałaś nam gdzie mamy jechać i wskazałaś ten konkretny magazyn. Skąd?
Sophie puknęła się w głowę.
- No tak! Przecież ja ci tego nie opowiadałam! – wykrzyknęła, po czym obróciła się w jego stronę z konspiracyjnym uśmiechem. – Tak więc Naveen, musisz zrozumieć jedną rzecz. Najważniejsze w pracy detektywa jest to, by wiedzieć gdzie szukać. Ludzie w dzisiejszych czasach często o tym zapominają.
Naveen zmarszczył brwi.
- To znaczy?
Kobieta przewróciła oczyma.
- Widzisz, wszystkim zawsze wydaję się, że aby coś znaleźć trzeba szukać czegoś niezwykłego. Wybuchów! Tornada! Śladów krwi… Tymczasem czasami wystarczy tak drobna rzecz, jak pani w kiosku, która całymi godzinami obserwuje co się dookoła dzieje.
- Chcesz powiedzieć, że…
- Tak – ucięła, nim zdążył sformułować myśl. - Osobą, która podpowiedziała mi, gdzie szukać Tiany była wścibska sąsiadka pracująca w osiedlowym kiosku. Od razu zauważyła przejeżdżającą wtedy ciężarówkę, której nigdy, jak długo żyje tam nie widziała. A za drobną opłatą zdradziła mi czego mogę się spodziewać jeśli pojedziemy dalej. Od razu zrozumiałam, że stare opuszczone magazyny, to miejsce, które dla porywacza mogło się wydać bardzo interesujące – zakończyła.
Niespodziewanie Naveen pochylił się w jej stronę i już po chwili znalazła się w jego niedźwiedzim uścisku.
- Sophie, nieważne co mówią inni, dla mnie jesteś świetnym detektywem.
Kobieta zaśmiała się i poklepała go nieśmiało po plecach, po czym odsunęła się.
- No już skończ, bo się zarumienię! – rzekła zawstydzona, ale widać było, że pochwała jej się spodobała. Stali tak chwilę tylko na siebie patrząc, aż w końcu mężczyzna postanowił się odezwać.
- Trzymaj się. I nie zapomnij wpaść do nas czasem, kiedy będziesz mieć przerwę w ratowaniu świata, dobrze?
Sophie uśmiechnęła się i klepnęła go mocno w plecy.
- Masz to jak w banku! W końcu, wciąż nie miałam okazji spróbować tych słynnych babeczek twojej żony, o których tyle mi opowiadałeś…
- Naveen ci o mnie opowiadał? – usłyszeli i nagle tuż przy nich pojawiła się Tiana. Naveen widząc ją, zarumienił się lekko niczym niewinny nastolatek.
- Może coś tam wspomniałem parę razy...
Słysząc to, Sophie uniosła brew.
- Raczej nawijałeś jak najęty! – rzekła i zwróciła się w stronę kobiety. - Serio, czasem miałam ochotę zdzielić go w głowę, żeby się uspokoił!
- Ja nie…! – mężczyzna chciał zaprotestować, ale został przez obie panie zignorowany.
- No proszę… A bardzo płakał jak mnie nie było?
Sophie wyszczerzyła zęby, zerkając ukradkiem na biednego blondyna.
- Cały czas! – odpowiedziała i obie z Tianą zaśmiały się widząc jego zakłopotanie.
Następnie Sophie zobaczyła machającego do niej Jamesa, który jak zwykle miał jakiś problem. Tym razem były to zacinające się drzwi od auta. Kobieta pokręciła głową i znów zwróciła się do Naveena i Tiany.
- Dobra, to my się już będziemy zbierać. Zwłaszcza, że musimy jeszcze po drodze odwiedzić kilka miejsc. To do następnego! I nie pakujcie się już w żadne kłopoty!
- Jeszcze raz dziękujemy za wszystko! – rzekła Tiana i uściskała kobietę.
- Wpadajcie kiedy chcecie! – zawtórował jej Naveen, machając im na pożegnanie.
Następnie razem obserwowali jak para nietypowych detektywów znów wyrusza, by ratować kolejnych ludzi z opresji. Czy spotkają się jeszcze? Tego nie wiedzieli, ale mieli nadzieje, że następnym razem, będą to o wiele weselsze okoliczności.
Stali tak dopóki samochód nie zniknął im całkowicie z oczu. Dopiero wtedy Tiana spojrzała na męża z podejrzliwym błyskiem w oku. Naveen udając, że nie wie o co jej chodzi uśmiechnął się niewinnie.
- No co? – spytał, na co ta pokręciła głową.
- I jesteś całkowicie pewien, że to właśnie oni pomogli ci mnie znaleźć?
Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Oczywiście! Może nie wyglądają, ale to świetni detektywi! Najlepsi w swoim fachu! – rzekł entuzjastycznie, lecz kobieta wciąż nie wyglądała na przekonaną.
- Doprawdy? Oj, coś czuję, że masz mi dużo do opowiedzenia co tu się działo, kiedy mnie nie było.
Niespodziewanie pochylił się i pocałował ją w policzek. Zaskoczona kobieta spojrzała prosto w jego zielone oczy, które patrzyły na nią jakby była najcenniejszym klejnotem na całym świecie.
- Tak, mam masę historii… Na szczęście mamy też mnóstwo czasu, kiedy będziesz mogła ich wysłuchać.
Tiana wzruszona jego słowami objęła go.
- Tak… I już nigdzie się nie wybieram – rzekła ściskając go mocniej i spojrzała w stronę ciemniejącego nieba. Kolejny dzień dobiegał końca… Kolejny dzień, gdy sprawca wciąż pozostawał na wolności. Co będzie jeśli znów postanowi skrzywdzić jej rodzinę? A co jeśli porwie jakieś inne dziecko? Czy będzie potrafiła spojrzeć w oczy jego matce i żyć z tym, że to tak naprawdę jej wina?
Oparła głowę na ramieniu męża i westchnęła.
Naveen natychmiast wyczuł, że coś jest nie tak. Delikatnie odchylił się i spojrzał w oczy żony.
- W porządku? – spytał swoim ciepłym, łagodnym głosem. Kobieta uśmiechnęła się. Nigdy nie rozumiała jak to się dzieje, iż sama jego obecność wystarczała, że świat od razu nabierał barw i stawał się choć odrobinę bardziej znośnym miejscem.
Gdyby tylko mogła mu powiedzieć, wszystko byłoby o wiele prostsze…
Tiana westchnęła ponownie i pokręciła delikatnie głową.
- W porządku. Tak tylko sobie myślę… Znajdą go?
Naveen przekrzywił lekko głowę w odpowiedzi na jej pytanie.
- Masz na myśli porywacza? – gdy żona potwierdziła skinieniem, uśmiechnął się i przytulił ją ponownie. – Na pewno! Policja już go szuka, nie mógł uciec daleko. Zobaczysz, za niedługo to wszystko będzie tylko złym snem.
Tiana potaknęła i ponownie wpatrzyli się w ciemniejące niebo.
- Tego się właśnie obawiam… - szepnęła tak cichutko, że nie mógł jej usłyszeć.
Gdyby tylko mogła mu powiedzieć…
. . .
Z pamiętnika Charlotty
Była żona
Następnego dnia po imprezie powitalnej u Tiany, Charlotta nieco zaspana, lecz pełna pozytywnej energii dziarsko maszerowała ulicami miasta. Poprzedniej nocy do późna rozmawiała z siostrą i bawiła się z resztą krewnych u niej w domu, dlatego Tiana zaoferowała jej, by przenocowała u nich zamiast po nocach wracać do siebie. Lotta z chęcią przyjęła jej propozycje, zwłaszcza, że i tak ostatni autobus do domu jej uciekł, a po wypiciu paru drinków nie było mowy o prowadzeniu auta. Z samego rana natomiast po szybkim wspólnym śniadaniu z rodziną siostry, ubrała się i czym prędzej wyszła.
Gdzież jednak tak bardzo się spieszyła skoro dziś miała dzień wolny od pracy? Otóż Lotta bardzo chciała dziś odwiedzić Aleksa i małego Henryka.
Po tym jak Tiana została porwana, kobieta praktycznie straciła z nimi kontakt. Nie bardzo jednak mogła coś na to poradzić. Naveen po zniknięciu Tiany był załamany i cały czas poświęcał na znalezienie żony. Diablo szwędał się nie wiadomo gdzie, a mała Flora została pozostawiona praktycznie samej sobie, zdana jedynie na opiekę ich dalekiej kuzynki Jadwigi. Ta jednak również pracowała i nie mogła cały czas zajmować się dziewczynką. Jak więc w takiej sytuacji Lotta mogłaby ich zostawić samym sobie? Musiała coś zrobić! Skoro nie mogła pomóc w znalezieniu siostry, to chociaż mogła zająć się domem. I tak właśnie zrobiła. Gotowała obiady, sprzątała, zajmowała się Florą i pomagała Ianowi w opiece nad ich chorą siostrą Odie. Tak jak robiła to wcześniej jej młodsza siostra.
Charlotta oczywiście ani przez chwile nie żałowała swojej decyzji. Dobrze wiedziała, że Tiana zrobiłaby dla niej to samo. Cała ta sytuacja sprawiła jednak, że nie miała czasu, by pomagać Aleksowi w opiece nad małym Henrykiem. Mężczyzna oczywiście rozumiał jej sytuację i gdy tylko dowiedział się o zaginięciu Tiany, powiedział Lotcie, że zorganizuje dla brata opiekę i że nie musi się o nich martwić. Kobieta wiedziała więc, że na pewno wszystko jest u nich w porządku i bez niej, lecz pozostawała jeszcze jedna kwestia.
Strasznie za nimi tęskniła…
Początkowo miała zająć się Henrykiem tylko na chwilę. Dopóki Aleks nie znajdzie dla niego jakiejś odpowiedzialnej i kompetentnej niani. Czas jednak mijał, a mały Henryk rósł. I nie tylko on, rosła też miłość Lotty do tego szkraba. Kobieta bardzo szybko zdała sobie sprawę, że nie patrzy na niego jak na dziecko Belli lub brata Aleksa… lecz jak na swoje dziecko.
Widząc jak stawia swoje pierwsze kroki, wymawia pierwsze słowa przypominała sobie czas, gdy Anastazja była taka malutka.
Tyle, że tym razem nie była sama. Aleks cały czas był tuż obok.
To prawda, że wciąż dużo pracował. Jednak tym razem nie wyjeżdżał na tak długo jak wtedy, gdy byli małżeństwem, a Annie była niemowlakiem. Lotta wiedziała, że może na niego liczyć.
I tak się złożyło, że nie minęło dużo czasu, gdy zorientowała się, że nie przychodzi do tego domu tylko po to by spotkać się z Annie lub zająć Henrykiem… Przychodziła tu również dla Aleksa.
To prawda, że byli po rozwodzie i mężczyzna wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że nie chce od niej niczego więcej niż przyjaźni, ale mimo to kobieta nie mogła dać sobie z nim spokoju.
Oczywiście to wcale nie znaczyło, że zmieniła zdanie i nagle chce go odzyskać. Bardzo dobrze rozumiała, że go zraniła i wciąż uważała, że nie zasługuje na tak dobrego faceta jakim jest Aleks. Mimo to nie potrafiła się trzymać z dala od niego. Chciała przy nim być tak długo jak tylko się da i dopilnować by trafił na kobietę, która tym razem go doceni, tak jak ona nie umiała.
I początkowo, tak to właśnie wyglądało. Lotta była blisko, ale jednocześnie daleko. Jedyne co ja łączyło z Aleksem to Henryk.
Czas jednak mijał, a mężczyzna wcale nie spieszył się ze znalezieniem nowej niani.
Właśnie wtedy chcąc nie chcąc zaczęła sobie robić nadzieję, że może ona i on to nie jest taki do końca zakończony rozdział? Może mają przed sobą jakąś przyszłość?
I właśnie dlatego stała dziś tu w słoneczny dzień, przed ponurą willą trzęsąc się jak osika. Nie przyszła tylko by spotkać się z małym Henrykiem, ale również po to by szczerze porozmawiać z Aleksem i dowiedzieć się, jak on widzi ich relacje.
Charlotta bardzo bała się tej rozmowy. Wiedziała bowiem, że jeśli nie pójdzie ona po jej myśli, to straci o wiele więcej niż tylko możliwość widzenia Aleksa na co dzień… Jednak musiała.
Jeśli on nie widzi już dla nich żadnej szansy, to muszą to skończyć. Choćby dla dobra Henryka, który z każdym dniem związuje się z nią coraz bardziej i będzie cierpieć, gdy Aleksander w końcu sobie kogoś znajdzie, a ona będzie musiała go opuścić…
Kobieta otarła wierzchem dłoni spływającą po policzku łzę. Co zrobi jeśli Aleks ją wyrzuci?
Nie wiedziała.
Czas bowiem jaki spędzała w tym domu, to nie tylko opieka nad dzieckiem, gotowanie i sprzątanie, ale znacznie więcej.
Z jednej strony z Aleksem nie byli już małżeństwem, ale żyli zupełnie tak jakby jednak nim byli. Lottcie nawet często zdarzało się tu nocować, gdy Aleks bardzo późno wracał z pracy, a ona opiekowała się Henrykiem. Paradoksalnie więc, po rozwodzie zaczęli spędzać ze sobą więcej czasu niż przed. Zaczęli też być wobec siebie bardziej szczerzy, gdyż jako przyjaciele nie czuli się tak skrępowani jak wtedy, gdy byli jeszcze małżeństwem, a Lotta cały czas próbowała sobie wmówić, że nie kocha Aleksa i jest w tym małżeństwie tylko dla Annie.
Teraz gdy te ograniczenia zniknęły, znów mogli być po prostu sobą. Parą kochających się ludzi, którzy chcą ze sobą spędzić życie.
Po raz pierwszy Charlotta poczuła, jakby tworzyli rodzinę.
A teraz może to stracić… Na zawsze.
Jaki jednak jest sens ciągnąć to, jeśli jest to tylko jednostronne uczucie?
Pomyślała i biorąc głębszy wdech ruszyła do wejścia.
Gdy dotarła, okazało się, że drzwi są uchylone zupełnie jak wtedy, gdy myślała, że ktoś włamał się do domu. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Wciąż zastanawiała się jak absurdalnie musiała wyglądać, gdy uzbrojona jedynie w lampę chodziła po domu próbując obronić się przed „Włamywaczem”. Po chwili jednak spochmurniała. W końcu był to też dzień, gdy Aleks oznajmił jej, że chce rozwodu…
Mocniej ścisnęła klamkę, po czym ostatecznie otworzyła drzwi.
- Aleks? Gdzie jesteś? - zawołała, wchodząc do środka. Nie uzyskawszy odpowiedzi, weszła głębiej i już po chwili usłyszała skrzypienie podłogi na piętrze i dźwięk lejącej się wody.
„Pewnie brał prysznic” pomyślała i udała się na piętro, prosto do jego pokoju.
Przed wejściem jeszcze raz powtórzyła sobie w głowie co dokładnie chce mu powiedzieć, po czym energicznie otworzyła drzwi.
- Cześć Aleks! Przyszłam… - zaczęła wesoło, ale urwała widząc stojącą przed sobą postać.
Postać kobiety ubranej jedynie w stanik i rozpięte jeszcze spodnie. Dziewczyna równie zaskoczona co ona, spojrzała w jej stronę zdezorientowanym wzrokiem.
Po chwili jednak uśmiechnęła się i zbliżyła by podać jej rękę.
- Cześć! Ty musisz być Charlotta? Miło mi cię poznać! – rzekła nieco zbyt radośnie jak na gust Lotty i wyciągnęła w jej stronę rękę. Rudowłosa jednak nie odwzajemniła gestu. Ze zmarszczonymi brwiami przyglądała jej się.
- A ty to…?
Kobieta jakby uświadamiając sobie swoją gafę, puknęła się w czoło.
- Ale ze mnie gapa! Strasznie cię przepraszam! Jestem Andżelika. Od dziś będę nianią Henryka. – „Od dziś będę nianią Henryka” te słowa zabolały Lottę mocniej niż przypuszczała. Od dawna spodziewała się w końcu to usłyszeć, ale teraz, gdy w końcu do tego doszło nie potrafiła w to uwierzyć. Ta kobieta ma być nową opiekunką Henryka? Ma się z nim bawić, układać do snu, czytać bajki? A po wszystkim z Aleksem…
Rudowłosa ponownie spojrzała na Andżelikę, która właśnie podniosła porzuconą gdzieś na łóżku bluzkę i szybko ją założyła. O nie, Lotta nie była na tyle głupia, by nie domyślić się co tu się wydarzyło zeszłej nocy…
Tymczasem Andżelika wygładziła na sobie ubranie i ponownie obróciła się do Lotty z uśmiechem na ustach. Widząc jednak jej zasmucone spojrzenie, speszyła się nieco.
Właśnie chciała się odezwać, lecz dokładnie w tej chwili w drzwiach łazienki stanął Aleksander ubrany jedynie w ręcznik.
Na widok stojącej w pokoju byłej żony, jego oczy rozszerzyły się lekko ze zdziwienia.
- Lotta? A co ty tu robisz? – spytał, te słowa były dla rudowłosej jak płachta dla byka. Kobieta zacisnęła pięści.
- Co ja robię? Co ja robię?! To ja się pytam! Co ty tutaj robisz?! – krzyknęła zerkając z ukosa na Andżelikę.
Na te słowa Aleks zmarszczył groźnie brwi. Właśnie chciał coś powiedzieć, ale przerwała mu Andżelika, która widząc co się święci postanowiła się ulotnić.
- To ja może już pójdę, a wy sobie pogadajcie. Do jutra Aleks… - zerknęła jeszcze niepewnie w stronę Lotty, ale widząc jej mordercze spojrzenie spuściła wzrok i czym prędzej wyszła.
Gdy tylko drzwi się za nią zamknęły, kobieta nie wytrzymała i wybuchła.
- A teraz masz mi natychmiast wytłumaczyć, co tu się dzieje?! Nie ma mnie chwilę i już sobie sprowadzasz do domu jakieś lafiryndy?! I jeszcze chcesz, żeby wychowywały Henryka? O nie! Co to to nie!
Aleksander nie wyglądał jakby przejął się jej krzykami. Jak gdyby nigdy nic, minął ją i udał się do szafy by wyjąć czyste rzeczy do ubrania.
- Będę robił co zechcę, a tobie nic do tego – te słowa tylko bardziej rozsierdziły rudowłosą.
- Coś ty powiedział?! – wrzasnęła i już chciała kontynuować, lecz zbliżył się i chwycił ją za rękę tak by zwrócić na siebie jej uwagę. Malująca się na jego twarzy złość sprawiła, że Lotta zamilkła na chwilę.
- To co słyszałaś. To ja decyduję kto będzie się zajmował Henrykiem, a kto nie. I jeśli będę chciał sypiać z tą dziewczyną, to będę to robił nawet każdej nocy, a tobie nic do tego. Zrozumiałaś? – rzekł ostro, po czym puścił ją i obrócił się do niej plecami.
Charlotta całkowicie osłupiała, stała tam jeszcze chwilę i tylko na niego patrzyła. Następnie bez słowa, zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia.
Nim jednak wyszła, zatrzymała się jeszcze na chwilę w drzwiach.
- To chyba jednak nigdy nie miało sensu… Dziękuje, że byłeś ze mną szczery.
Następnie wyszła i nie oglądając się za siebie, cicho zamknęła drzwi.
. . .
Resztę tego dnia Charlotta spędziła plątając się po mieście to tu to tam, bez wyraźnego celu. Teraz, gdy zrozumiała, że to wszystko co czuła od tych kilku lat przy Aleksie było tylko jej mrzonkami, a mężczyzna nie uważał jej za nic więcej niż pomoc przy dziecku poczuła się… pusta. Zupełnie tak jakby cała radość, którą czuła do tej pory po prostu gdzieś znikła.
Nie miała pojęcia, co powinna teraz zrobić. Zachowywać się jakby wcale nic się dzisiaj nie wydarzyło i dalej przychodzić od czasu do czasu, by spotkać się z Annie lub odwiedzić małego Henryka do którego zdążyła się przywiązać? A może odpuścić i zacząć się traktować jakby faktycznie byli byłymi małżonkami, którzy nie rozstali się w zbyt pokojowej atmosferze?
Takie myśli towarzyszyły Lotcie przez większość dnia, gdy bez większego zainteresowania spacerowała po okolicy i oglądała witryny sklepowe.
W końcu, gdy słońce zaszło nad horyzontem i zrobiło się ciemno doszła do wniosku, że nie ma jeszcze ochoty wracać do domu, dlatego postanowiła wybrać się do jakiegoś klubu i wypić drinka. Oczywiście towarzyszył jej niezawodny przyjaciel, na którego zawsze mogła liczyć w trudnych chwilach.
- I ja się go pytam. Co ty wyprawiasz?! W końcu kto to widział, żeby sypiał z niańkami! I wiesz co on mi na to?!
- Że może robić co chce, a tobie nic do tego. Lotta opowiadasz mi to już dziesiąty raz… - rzekł Marcin zmęczonym tonem.
Zauważył jednak, że wnet posmutniała, dlatego dotknął delikatnie jej ręki i szepnął.
- Naprawdę nie powinnaś się tym tak przejmować. Może tak po prostu musiało być? Nie wszystkie historie miłosne muszą się kończyć dobrze, ale wiesz jak to mówią? Po każdej burzy w końcu świeci słońce.
Kobieta spojrzała w jego stronę, a oczy zaszkliły się jej od łez.
- Tak bardzo chciałam przy nim być… Zrozumiałabym, że mnie nie chce, ale czy musiał mi to powiedzieć właśnie w ten sposób? Czy nie zasługuję nawet na odrobinę szacunku, po tym wszystkim co przeszliśmy? – rzekła nieco płaczliwym tonem i załkała.
Marcin objął ją ramieniem, by dodać otuchy i szeptał uspokajające słowa. W tym momencie bardzo, ale to bardzo nie lubił Aleksa. Marcin wiele potrafił wybaczyć, ale nie cierpiał, gdy ktoś doprowadzał kobiety do płaczu. Owszem, mógł zrozumieć niechęć Aleksandra do Lotty, nawet to, że ten by jej nienawidził. W takim wypadku jednak, nie powinien był dawać jej nadziei. A po tym jak się dziś zachował, kompletnie stracił do niego jakikolwiek szacunek. Żeby w ten sposób potraktować kobietę, która urodziła mu córkę i od paru lat, jakby nie było, razem z nim wychowuje kolejne dziecko! Też coś!
Marcin zerknął na Lottę, a widząc, że jego towarzyszka wypiła już dzisiejszego wieczoru wystarczającą ilość alkoholu, dyskretnie odsunął stojący przed nią kieliszek poza zasięg jej rąk. Następnie odsunął się nieco i spojrzał na nią.
- Myślę, że na dziś wystarczy ci wrażeń. Chodź, odwiozę cię do domu.
Na te słowa Lotta energicznie pokręciła głową.
- Nie ma mowy! Nie chcę!
Marcin przewrócił oczyma, po czym bezceremonialnie chwycił przyjaciółkę za rękę i wyprowadził opierająca się Charlotte z baru.
- Puść! Puszczaj! Nie chcę! – krzyczała dalej kobieta, cały czas próbując się wyrwać.
W końcu zmęczony tym przedstawieniem Marcin, zatrzymał się.
- Możesz przestać?! Ile ty masz lat? Pięć?
Charlotta urażona skrzyżowała ramiona i spojrzała groźnie na przyjaciela.
- Nigdzie nie idę i już!
Mężczyzna westchnął.
- Daj spokój Lotta. Jak jeszcze trochę wypijesz, to zaraz przewrócisz się na ulicy! A ja mam nocny pociąg powrotni do Windenburga i nie mogę cię niańczyć całą noc.
Oburzona kobieta wydęła wargi.
- Nikt cię nie prosił, żebyś mnie pilnował!
Marcin uśmiechnął się widząc determinację w jej oczach. Mimo bycia już dojrzałą kobietą w tej chwili naprawdę przywodziła mu na myśl małą dziewczynkę, której rodzice zabronili wyjść pobawić się na podwórku. Wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- To w takim razie zrób to dla mnie, żebym się nie zamartwiał, dobrze? – spytał łagodnym głosem.
Kobieta wahała się jeszcze chwilę, ale w końcu opór w jej oczach osłabł.
- No dobrze. Niech ci będzie… ale wiedz, że nie robię tego dla ciebie! Po prostu jestem już śpiąca!
Marcin zaśmiał się, a następnie ruszyli razem w stronę stojącej nieopodal taksówki.
. . .
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym z tobą został? Co prawda obiecałem Serenie, że jutro zajmę się Marcelem, ale…
- Oj, przestań jojczyć i jedź już! Jestem w końcu dorosła i dam radę położyć się sama do łóżka! – przerwała mu Lotta nim zdążył się rozkręcić.
Marcin posłał jej spojrzenie jakby nie był do końca przekonany, widząc jednak jej morderczy wzrok, postanowił posłuchać rady przyjaciółki, wsiadł w taksówkę i odjechał w stronę dworca.
Charlotta obróciła się w stronę wejścia do bloku, gdzie wynajmowała mieszkanie i wpatrzyła w swoje okno. Światło było zgaszone, tak jak je zostawiła. Oczyma wyobraźni ujrzała tonący w mroku przedpokój, opustoszałą kuchnie, a przede wszystkim, zimne, puste łóżko… To prawda, że gdy nocowała u Aleksandra również spała sama, jednak świadomość, że za ścianą ktoś jest, zawsze w jakiś sposób, dodawała jej otuchy.
Kobieta pokręciła głową. Takie rozmyślanie nic jej nie da. Powinna po prostu tam pójść i iść spać, tak jak obiecała Marcinowi.
Z takim postanowieniem ruszyła do wejścia klatki schodowej.
Nim jednak zdążyła zrobić choć dwa kroki usłyszała szelest. Gdy spojrzała w stronę dźwięku, zobaczyła uśmiechającego się do niej bruneta.
Mężczyzna zmierzył ją spojrzeniem, po czym zbliżył się nawet trochę za blisko jak na gust Charlotty i chwycił ją za ręce.
- Twój chłopak? – spytał, wskazując w stronę, w którą odjechała taksówka Marcina. Kobieta uniosła z wyższością głowę.
- Nie twój interes – rzekła mijając typa. Właśnie miała zamiar wstukać kod do klatki schodowej, gdy mężczyzna zmaterializował się tuż obok niej.
- Czyli jesteś wolna na ten wieczór. Znam taki jeden klub niedaleko w okolicy. Nie masz ochoty pójść ze mną i nieco się… zabawić?
Kobieta gwałtownie zwróciła się w jego stronę.
- Daleko? – spytała. W odpowiedzi facet pokręcił głową. Więcej nie było jej trzeba. Chwyciła go za rękę i pozwoliła się poprowadzić.
. . .
Następną godzinę Charlotta spędziła w towarzystwie nieznanego jej typa, który nie raczył się jej nawet przedstawić. Nie miała mu jednak tego za złe. Co więcej, mało ją to obchodziło. Sama mu o sobie nic nie powiedziała i tak samo nie chciała słuchać jego historii. Dziś po prostu chciała się bawić. nieważne z kim, gdzie i jak. Po prostu chciała zapomnieć. Zapomnieć, że gdzieś tam jest mężczyzna, którego kocha, a który nie czuje do niej nic więcej niż pogardę.
I prawdopodobnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że towarzyszący jej brunet najwyraźniej miał nadziej na coś więcej niż tylko parę szalonych tańców i wypicie drinka w jej towarzystwie.
W pewnym momencie chwycił Lottę za rękę i bezceremonialnie zaciągnął w głąb klubu, do pewnego ciche kącika, po czym zaczął ją całować długo i przeciągle…
I nie zrozumcie mnie źle, początkowo Lotta była nawet na to przygotowana. Zbyt dobrze znała facetów, zwłaszcza takiego pokroju jak ten brunet, by nie wiedzieć czemu zabrał ją ze sobą na imprezę. I początkowo nawet była gotowa to zrobić. Ot tak, dla zabawy, by zapomnieć. Skoro Aleks może od teraz mieć w swoim łóżku każdą okoliczną nianię, to czemu niby ona ma być mu nagle wierna? Przecież już to robiła, wiele razy...
Całując jednak bruneta i rozpinając jego koszulę nagle zdała sobie sprawę, że jednak nie może. Chwile jakie spędziła przez ostatnich kilka lat z Aleksem, Henrykiem i Annie ciągle do niej powracały. Wspólne czytanie bajek, Wspólne śniadania, oglądanie jakiejś głupiej komedii i komentowanie na bieżąco co bohater zrobił źle…
Nie mogła… po prostu zwyczajnie nie mogła zapomnieć o tym wszystkim i rzucić się w wir imprezowania. Skakać z kwiatka na kwiatek jak to kiedyś robiła. Ona chciała znów poczuć, że ma rodzinę. Swojego ukochanego, który jest dla niej wszystkim i dla którego ona jest wszystkim. Mieć miejsce do którego może wrócić i wiedzieć, że zamiast zimnego łóżka i dania z mikrofali, ktoś tam na nią czeka… Ktoś bliski.
Być może już nigdy nie będzie z Aleksandrem, ale to co z nim przeżyła nauczyło ją jak chce żyć, a to co teraz robiła zdecydowanie tym nie było.
- Nie… - szepnęła odrywając usta od ust bruneta i odsunęła się nieco. Mężczyzna jednak jakby nie słuchając pocałował ja ponownie. Lotta, teraz już nieco zirytowana odepchnęła go mocniej.
- Powiedziałam nie! – rzekła głośniej, lecz facet jedynie uśmiechnął się złośliwie i przycisnął ją do ściany.
- Teraz będziesz zgrywać niedostępną? Przyszłaś tu i wiedziałaś na co się piszesz, więc zamknij się i rób co chcę, a nie stanie ci się krzywda… - szepnął i znów spróbował ją pocałować. Charlotta przestraszona już nie na żarty spróbowała mu się wyrwać.
- Zostaw mnie! Pomocy! – wrzasnęła, lecz głośna muzyka stłumiła jej krzyk. W tym momencie zdała sobie sprawę jak głupia była. Nikt jej nie widzi, nikt jej nie usłyszy i nikt jej nie pomoże, pomyślała rozpaczliwie i załkała.
Gdy wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna i faktycznie nikt i nic jej nie uratuje, tuż obok dało się słyszeć krzyk.
- Zostaw ją! – wrzasnęła postać i szarpnęła gościa za ramię. Charlotta nie mogła uwierzyć w to co widzi.
Tuz przed nią, stała spotkana tego dnia rano u Aleksa nowa niania Henryka – Andżelika.
Brunet, słysząc jej krzyk obrócił się w jej stronę ze złośliwym uśmiechem, zapewne chcąc coś powiedzieć. Nie było mu jednak dane. Andżelika szybko sięgnęła po gaz pieprzowy i psiknęła nim facetowi prosto w twarz.
- Aaa! – zawył jeszcze tylko, nim osunął się na ziemię przecierając łzawiące oczy – Podłe dz**ki! Znajdę was! Jeszcze tego pożałujecie! – wrzasnął za nimi, lecz one nie słuchały.
- Biegnij! – krzyknęła Andżelika i pociągnęła oszołomioną Lottę za rękę. Następnie razem wybiegły z klubu w ciemną noc.
. . .
Jakiś czas później, gdy obie kobiety oddaliły się na tyle, że klub całkowicie zniknął im z oczu, Andżelika zatrzymała się i zmęczona usiadła na pobliskiej ławce.
- No, to było mocne! – rzekła i spojrzała z troską na rudowłosą towarzyszkę. – Wszystko w porządku?
- Yhm… - Charlotta mruknęła w odpowiedzi i poruszyła się niespokojnie widząc wciąż wpatrzone w nią jasne oczy Andżeliki. – Dzięki – rzekła nieco oschle, lecz dziewczyna nie wyglądała jakby się tym przejęła.
Zamiast wyrzutów, że Lotta jest niewdzięczna, uśmiechnęła się do niej radośnie.
- Całe szczęście! Bałam się, że ten zwyrol jeszcze coś ci zrobił, nim do was dotarłam.
Lotta zerknęła na nią kątem oka.
- A skąd ty się tam w ogóle wzięłaś? Myślałam, że nikt nie słyszy jak krzyczę…
- Bo nie słyszałam. Po prostu widziałam jak ten koleś gdzieś cię zabiera. Miałam złe przeczucia i postanowiłam za wami pójść.
Charlotta wykonała ręka nieokreślony gest.
- Dlaczego?
Andżelika zerknęła na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Co dlaczego?
Lotta zbliżyła się i szybkim ruchem usiadła obok niej.
- Dlaczego mi pomogłaś?
Andżelika wciąż wyglądała, jakby nie wiedziała o co Lotcie chodzi.
- Nie rozumiem… Czy to nie normalna rzecz, pomóc komuś w potrzebie?
Lotta pokręciła głową.
- Nie, po prostu… Dlaczego za nami poszłaś? Przecież się nie znamy i nie masz żadnego innego powodu, żeby się mną przejmować… Zwłaszcza teraz.
Szatynka zaskoczona uniosła brwi.
- Zwłaszcza teraz?
Rudowłosa potaknęła.
- Tak, teraz kiedy ty i Aleks jesteście razem nie widzę powodu czemu miałabyś… - zaczęła, ale urwała, gdy usłyszała śmiech Andżeliki.
Spojrzała na nią zdumiona.
- Z czego się śmiejesz? – spytała nieco zirytowana, na co szatynka machnęła ręką, by ta dała się jej uspokoić.
- Ja i Aleks! A to dobre! – zawołała i zaśmiała się głośniej. Lotta już nic z tego nie rozumiała.
- To znaczy, że nie jesteście razem? – spytała, a Andżelika żywo pokręciła głową.
- Nie, nie jesteśmy. I trochę trudno by nam było, skoro jesteśmy kuzynami! – rzekła, a na widok zdziwienia na twarzy Lotty parsknęła śmiechem. – Wiem, cała sytuacja z rana musiała wyglądać dość dziwnie i podejrzanie, ale zapewniam cię, że tylko się ubierałam. Aleks zadzwonił do mnie kilka dni temu mówiąc, że potrzebuje niani dla Henryka. Ja akurat miałam czas, więc przyjechałam. Wczoraj trochę się zasiedzieliśmy, więc zamiast jechać do hotelu zostałam u kuzyna.
Charlotta wysłuchała uważnie Andżeliki i poważnie pokiwała głową. Była jednak jedna rzecz, która jej nie pasowała.
- Zaraz… Skoro jesteście kuzynami, to czemu nie kojarzę cię z naszego wesela? Byłam pewna, że poznałam na nim całą rodzinę Aleksa. Mogłam zapomnieć imię, ale twoją twarz na pewno bym zapamiętała.
Andżelika, jakby nagle zawstydzona, spuściła wzrok.
- To prawda, nie było mnie tam. Widzisz, moja mama to starsza siostra Belli. Kiedyś, dawno temu o coś bardzo się pokłóciły i od tamtej pory każda poszła w swoją stronę. Ja, Aleks i Kasandra utrzymaliśmy kontakt, ale nasze mamy nawet nie chciały słyszeć o tym, żeby się pogodzić. To dlatego, ani ja, ani moja mama nie dostałyśmy zaproszenia na wasz ślub.
Lotta wyglądała na oburzoną.
- Że co?! I Aleks na to pozwolił?! – zawołała wściekła, jednak Andżelika szybko pokręciła głową.
- Nie, to nie jego wina. Aleks dzwonił i mówił, że nie obchodzi go co myśli jego mama i jesteśmy jak najbardziej mile widziane, ale ja uznałam, że jednak lepiej jeśli nie przyjedziemy. Nie chciałam psuć mu tego dnia, a spotkanie naszych mam zdecydowanie mogłoby popsuć wszystkim humor.
Lotta prychnęła.
- Żartujesz? Zobaczyć minę tej czarownicy, gdy coś w końcu nie poszło po jej myśli, byłoby najlepszym punktem tamtego dnia!
Andżelika zaśmiała się na jej słowa.
- Tak… Zdecydowanie byłby to niezapomniany widok… - rzekła posępnie. Lotta nie wiedziała co Andżelika ma dokładnie na myśli, ale postanowiła czym prędzej zmienić temat.
- Hmm, no dobrze, ale skoro nie jesteś kochanką Aleksa, to w takim razie dlaczego tak mnie potraktował kiedy o ciebie spytałam? Dlaczego zasugerował, że jesteście razem, a mnie nic do waszego związku?
Andżelika przewróciła oczyma.
- Niby taka obeznana w postępowaniu z facetami, a zachowujesz się jak naiwna nastolatka – rzekła, na co rudowłosa spojrzała na nią oburzona.
- O co ci chodzi? – spytała, lecz brunetka pokręciła głową.
- O nic. Po prostu idź z nim porozmawiaj – rzekła wstając i zerknęła z delikatnym uśmiechem na Lottę.
- Mnie już nic do waszego związku – powiedziała i mrugnęła do niej. Następnie ruszyła w swoją stronę, a jej sylwetka błyszczała delikatnie w blasku latarni, nim nie zniknęła całkowicie w mroku nocy, zostawiając Lottę sam na sam ze swoimi myślami.
. . .
Było już dobrze po północy, gdy Aleksander wstał w końcu od komputera i postanowił iść położyć się spać.
Najpierw udał się do łazienki wziąć szyki prysznic, a wracając do sypialni, zajrzał jeszcze do Henryka i pocałował go na dobranoc w jego maleńkie czółko.
Normalnie zajrzałby jeszcze do pokoju córki, by przypomnieć jej, że powinna wcześniej kłaść się spać, gdyby nie fakt, że akurat dziś był weekend, który spędzała u swojej koleżanki. A przynajmniej taką miał nadzieję. Sam bowiem dobrze pamiętał swoją siostrę Kasandrę, gdy ta była nastolatką i nie raz musiał ją kryć przed ojcem, gdy udawała się na nocne schadzki z jednym ze swoich chłopaków.
Aleks uśmiechnął się na to wspomnienie. Gdyby ojciec wiedział co czasem z Kasandrą wyprawiali, niewątpliwie dostałby palpitacji serca! Może jednak czasem lepiej, gdy rodzice nie wiedzą o swoich dzieciach dosłownie wszystkiego?
Rozmyślał idąc w stronę swojego pokoju, właśnie miał wejść do środka, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zaskoczony, kto mógłby przychodzić do nich o tej porze, obejrzał się i ruszył schodami na dół.
- Idę. Już idę! – zawołał, gdyż dźwięk dzwonka zamiast ucichnąć rozlegał się raz po raz. Aleksander zirytowany, że niespodziewany gość swoim zachowaniem może obudzić młodszego brata, zmarszczył brwi i szybkim ruchem otworzył drzwi.
- Czego… Lotta? Co ty tu robisz? – spytał zaskoczony, gdy zobaczył stojącą przed sobą kobietę. Rudowłosa jednak nie przejęła się pytaniem i mijając go wparowała do środka.
- Ej! Co ty wyprawiasz?! – próbował za nią wołać, ale Lotta jakby zupełnie go nie słuchając weszła do salonu.
Dopiero tam zatrzymała się i wciąż stojąc do niego tyłem spytała.
- Dlaczego mnie okłamałeś?
Aleksander nie bardzo wiedząc o co może chodzić byłej żonie, milczał. Lotta tymczasem obróciła się w jego stronę i trzema szybkimi krokami zbliżyła się, tak, że stali twarzą w twarz.
- Dlaczego mnie okłamałeś?! – powtórzyła. - Po tym wszystkim co przeszliśmy potraktowałeś mnie jak zwykłą…! – nie skończyła.
Zamiast tego odeszła kilka kroków i objęła się ramionami. Aleks, wciąż nie wiedząc o co chodzi, chciał do niej podejść i jakoś ją uspokoić. Dotknął nawet delikatnie jej ramienia, ale odepchnęła go i znów spojrzała w oczy. - Dlaczego? Czy zrobiłam coś nie tak? Zachowałam się w jakiś nieodpowiedni sposób? – spytała nieco płaczliwie, Aleksander jednak wciąż milczał.
Nie wiedząc już co zrobić, żeby w końcu z nią porozmawiał, krzyknęła.
- Chciałam być tylko twoją przyjaciółką! Czy to takie złe?!
- Właśnie o to chodzi! – wrzasnął Aleks, który nie mógł już słuchać tyrady byłej żony. - O to, że tu przychodzisz, że zajmujesz się Henrykiem i chcesz przyjaźni! Nie mogłem tego znieść! – wykrzyknął unosząc ręce do góry.
Charlotte zbliżyła się, a po policzkach płynęły jej łzy.
- Ale dlaczego?! Dlaczego nie możemy być po prostu przyjaciółmi?!
Aleksander spojrzał na nią, po czym szybkim ruchem zbliżył się i chwycił ją za rękę.
- Dlatego! – rzekł po czym nachylił się i pocałował ją prosto w usta.
Po pocałunku trwającym krótką chwilę, odsunęli się od siebie równie zaskoczeni swoim zachowaniem co zmieszani. Lotta jakby wciąż niedowierzając dotknęła delikatnie swoich ust, po czym zerknęła na Aleksa. Zauważyła jednak, że mężczyzna na nią nie patrzy.
- Nie rozumiem… Myślałam, że…
- No to źle myślałaś - rzekł twardo i odwrócił się. – Nie pojmujesz? Lotta, ja cię wciąż kocham. – powiedział miękko, a oczy kobiety, aż rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Jak? Kiedy? – spytała, ale Aleksander jakby jej nie słuchał pogrążony w swoich myślach.
- Jakby się tak zastanowić, to nigdy nie przestałem. Dzień kiedy postanowiłem się z tobą rozwieść był najgorszym dniem w moim życiu… ale zrobiłem to. Zrobiłem, ponieważ po tym co mi powiedziałaś, myślałem, że mnie nie kochasz. Nie kochasz i nigdy nie kochałaś… Mimo, że bardzo tego chciałem, to nie mogłem cię przy sobie zatrzymać wbrew twojej woli. Uznałem, że lepiej dać ci odejść. Sam próbowałem ułożyć sobie życie na nowo. Spotykać się z innymi kobietami... – spojrzał na nią. – Ale ty wróciłaś. Znów zaczęłaś przychodzić do tego domu. Spędzaliśmy ze sobą czas, żartowaliśmy, jedliśmy wspólnie obiady, razem bawiliśmy się z Henrykiem i poczułem… Poczułem jakbyśmy się nigdy nie rozstali. Znów byliśmy rodziną.
Charlotta spuściła wzrok. Czy to możliwe, że przez ten cały czas, oboje czuli dokładnie to samo?
- Skrzywdziłam cię… Powiedziałam tyle strasznych rzeczy! Jak…?!
Aleksander jednak nie dał jej skończyć. Po prostu zbliżył się i chwycił ją za ręce tak, by musiała na niego spojrzeć.
- Myślisz, że nie domyśliłem się, że to wszystko to były kłamstwa? Gdyby chodziło o pieniądze, to dałbym ci wszystko co tylko byś chciała! – wykrzyknął, ani na chwilę nie spuszczając z niej wzroku. – Nigdy nie pozwoliłbym ci odejść, gdyby chodziło tylko o to. To co sprawiło, że z ciebie zrezygnowałem, to to, że myślałem, że już mnie nie kochasz. Myślałem, że już kogoś masz i po prostu szukasz wymówek żebym pozwolił ci odejść… Tak więc zrobiłem – szepnął i posmutniał nieco. - Nigdy sobie tego nie wybaczę. Tego, że wtedy o ciebie nie zawalczyłem…
Pod wpływem impulsu Lotta uniosła dłoń i dotknęła jego policzka.
- A teraz? Czy teraz zawalczysz? – spytała z napięciem w głosie. Aleks słysząc to gwałtownie uniósł wzrok.
- Co?
- Nie, nie ty… - pokręciła głową i uśmiechnęła się delikatnie. - Czy pozwolisz mnie o nas zawalczyć? Czy pozwolisz mi naprawić to co zepsułam? – rzekła, a po jej policzkach spłynęły łzy. – Proszę… Daj mi tylko jedną, ostatnią szansę, a obiecuję, że już nigdy…! – chciała mu powiedzieć tyle rzeczy. Chciała mu powiedzieć, że go kocha, że przez cały ten czas tęskniła za jego dotykiem. Za tym uśmiechem, który zawsze był tylko dla niej. Chciała powiedzieć, że zrobi wszystko, aby im się udało i już nigdy, przenigdy go nie opuści. Miała w głowie tyle rzeczy, które chciała przekazać.
Ale gdy tylko Aleks się nachylił i pocałował ją ponownie poczuła, że wszystkie te słowa nie mają już żadnego znaczenia. Nagle cały świat dookoła nich zniknął, a wszelkie problemy odpłynęły. Wszystkie urazy, zatargi, kłótnie, zupełnie jakby nigdy ich nie było.
Dlatego, gdy Aleks wziął ją na ręce nie opierała się. Oplotła jego szyje ramionami i pozwoliła się zanieść prosto do „ich” sypialni. Być może jutro się obudzą i pożałują tego co się stało. Może znów się rozejdą i będą dla siebie jak obcy.
Ale dziś on był tylko jej, a ona tylko jego i nic więcej nie miało znaczenia.
. . .
W tym samym czasie, gdy Lotta i Aleks ponownie starali się rozgryźć, co tak naprawdę między nimi jest, pod ich domem stała samotna, szczupła postać kobiety. Kobieta spojrzała w okno sypialni, gdzie wkrótce zgasło światło, a po jej policzkach spłynęły łzy. Mimo to uśmiechnęła się z wysiłkiem i starała je wierzchem dłoni.
- Żegnaj Aleks… Bądź szczęśliwy - szepnęła i odwróciła się tyłem do ponurej willi, zupełnie jakby chciała odejść. Po paru krokach przystanęła jednak jeszcze i zerknęła za siebie. – Lotta, dbaj o niego.
Następnie nie obracając się już ani razu, zniknęła w mroku nocy.
Zupełnie jakby nigdy jej tu nie było.
. . .
Tymczasem w innej części miasta, pewna znana nam dobrze kobieta odbywała swoją samotną podróż. Ubrana od stóp do głów i rozglądając się, jakby bała się kogoś spotkać, ciemnymi uliczkami miasta wędrowała Tiana. Przypadkowy przechodzień pewnie nie zwrócił by na nią uwagi. Ot ktoś wraca z imprezy lub wybrał się na nocny spacer. Gdyby jednak tamtej nocy ktoś przyjrzał się dokładnie jej twarzy, ujrzałby na niej zawziętość i determinację. Tiana bowiem bynajmniej nie udała się dziś na zwykły wieczorny spacer.
W końcu, godzinę po tym jak wyszła z domu, jej oczom ukazała się mała, dość rzadko uczęszczana kawiarenka. Kobieta nie musiała się zbytnio wysilać, by zobaczyć samotną postać w długiej sukni, która jak gdyby nigdy nic, sączyła o tej porze filiżankę kawy.
Tiana zbierając w sobie całą odwagę jaką tylko miała, ruszyła w stronę postaci, po czym bezceremonialnie zajęła miejsce naprzeciwko niej. Postać początkowo nieco zaskoczona gościem szybko odzyskała rezon, a na jej ustach pojawił się kpiący uśmiech.
- No proszę… Nie sądziłam, że odważysz się przyjść – odezwała się. Tiana spojrzała na nią z niechęcią.
- Tak, a teraz masz pięć minut na to, żeby oddać mi naszyjnik nim zadzwonię na policję – rzekła twardo. Postać odchyliła się na siedzeniu.
- Stawiamy warunki, co? Hmm, ciekawe, nie powiem… Zrobimy to jednak nieco inaczej… - powiedziała i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Co powiesz na mały układ?
Koniec odcinka 47
Ciąg dalszy nastąpi...
BONUS:
Spoiler:
„Pewnie brał prysznic” pomyślała i udała się na piętro, prosto do jego pokoju.
- Niby brał prysznic, a w łazience wanna xD
Dziękuję za uwagę
Pamiętniki Łabędzi
: 05 lis 2017, 17:12
autor: Galcia
Ale dużo małych dzieci! Uroczo wyglądają, słuchając bajania Bruneta (chociaż ja bym go samego z maluchami nie zostawiała ).
Nadal nie rozumiem, czemu Tiana woli ryzykować, że porywacz skrzywdzi kolejną osobę i żyć z poczuciem winy, niż go zdemaskować - nawet jeśli to ktoś z jej rodziny. Jeżeli to jakaś zbłąkana dusza, ktoś mógłby spróbować jej pomóc, a tak wszyscy żyją w strachu. Brawo Tiana.
Strasznie się wczułam w wątek Lotty, bardzo sugestywnie opisałaś jej uczucia do Aleksa. Znalazła się w dwuznacznej sytuacji, bo z jednej strony powinna ograniczyć kontakty z Aleksem dla własnego dobra (może z czasem wygasłoby uczucie, które wciąż do niego żywi), ale z drugiej chciałaby, żeby zostali przyjaciółmi chociażby ze względu an Anastazję. Doskonale rozumiem, czemu wybrała opcję nr 2, bo pewnie sama bym tak na jej miejscu postąpiła, ale w ten sposób sama siebie krzywdzi, robiąc sobie nadzieję i na powrót przywiązując się do Aleksa. Martwi mnie również nadmierne zaangażowanie w wychowanie Henryka - Bella w każdej chwili może wrócić i go zabrać, przez co Lotta będzie tylko cierpieć... Tym bardziej podziwiam ją za odwagę, że postanowiła szczerze porozmawiać z byłym mężem, nawet jeśli to miałoby oznaczać koniec ich... "związku"? W każdym razie trzymam kciuki za powodzenie jej sprawy!
Andżelika niepokojąco przypomina Bellę.
Ok... ta rozmowa nie tak miała wyglądać. x) Lotta ma rację, układ, w którym "tatuś" (bo tak pewnie Henryk traktuje Aleksa) sypia z nianią nie jest zbyt zdrowy. Nie zmienia to jednak faktu, ze gdy wparowujesz bez zaproszenia do sypialni byłego męża i zastajesz tam półnagą dziewczynę, nie robisz awantury, tylko wychodzisz i załatwiasz to na osobności.
Nieee, co ona najlepszego wyprawia? Musiała iść z jakimś zboczeńcem, który czatował na nią pod klatką? Nie mogła wyrwać sobie kogoś w klubie jak normalny sim? Załamka.
Charlotte zbliżyła się, a po policzkach płynęły jej łzy.
- Ale dlaczego?! Dlaczego nie możemy być po prostu przyjaciółmi?!
Aleksander spojrzał na nią, po czym szybkim ruchem wstał z kanapy i chwycił ją za rękę.
- Dlatego!
Aaaaaaaw!
Pamiętniki Łabędzi
: 03 gru 2017, 11:51
autor: Bearyllium
Na wstępie pragnę poinformować, że piszę ten komentarz pod ogromną presją, wywołaną naciskami ze strony Galci i MalejMi, które nie dają mi spokoju w związku z tym, jakobym nie komentowała ich relacji a domagała sie komentarzy u siebie. Niniejszym, gotowa jestem opublikować w/w komentarze, żeby zabrakło im w końcu karty przetargowej.
---------
A teraz lecę skrótowo, bo trochę się tego uzbierało:
Wątek Amika - U-W-I-E-L-B-I-A-M!
Rozmowa o porwaniu dziecka - hmm, początkowo zgadzałam się ze zdaniem Ammy, wszak to faktycznie wina trochę wina tej matki, ale potem teoretyzowanie dziewczyny poszło za daleko
Wątek Marcina i Sereny:
Ja rozumiem, że aktualizacja o trans jest fajna, ale z tym typem to poszalałaś
Biedny Marcin, musi strasznie cierpieć. Aczkolwiek... wynormalniał? W sumie na plus, jak dla mnie mógłby więcej nie farbować włosów na różowo :X
Generalnie to nawet podoba mi się koncepcja jego ewentualnego związku z Sereną. Pasują do siebie (nie tylko stylistycznie)
Szkoda, że (przynajmniej na razie) im nie wyszło.
Fajne te bonusowe zdjęcia zza lady kuchennej xD
Uwielbiam takie stylizacje na obrazkach. Są naprawdę bardzo emocjonalne <3
Wątek porwania Tiany i jej poszukiwań:
Porwanie było bardzo zaskakujące, naprawdę. Ale porywaczka trochę naciągana. Ja wiem, że to ma być nawiązane do Maleficient, ale jakoś taka kreacja postaci nie do końca pasuje mi do tematyki Twojej relacji.
Poszukiwania Tiany wyszły znakomicie. Ci detektywi , naprawdę dobrze bawiłam się, czytając o ich śledztwie. Fajnie, że Naveen się tak zaangażował, bo inaczej nie wiadomo, co mogłoby stać się z dzieckiem (które, notabene, jest mi w zasadzie całkowicie obojętne, ale z tego co wiem, dla dobra relacji dobrze by przetrwało ).
Avril - zdecydowanie moja ulubiona postać w relacji
HAHAHAHA, TEN FRANEK XDD
Chyba ten wątek wykorzystam, choćby przelotnie.
Hmmm, nie do końca rozumiem, czemu Tiana przed wszystkimi ukrywa fakt, że wie kim jest porywacz, jak również wątek o naszyjniku. Co się za tym kryje?
Na początku najnowszej relacji, Naveen ma naprawdę fajne ciuchy. :3
Wątek Charlotte i Aleksa:
Cieszę się, że wszystko się wyjaśniło i jednak im się udało. Tylko kim jest ta dziewczyna? Oczywiste, że nie jest kuzynką, ale czemu tak łatwo zrezygnowała to nie wiem. :X
Btw, taka wersja Aleksa to chyba najlepsza wersja z jaką się spotkałam. <3
Charlotte zbliżyła się, a po policzkach płynęły jej łzy.
- Ale dlaczego?! Dlaczego nie możemy być po prostu przyjaciółmi?!
Aleksander spojrzał na nią, po czym szybkim ruchem wstał z kanapy i chwycił ją za rękę.
- Dlatego!
Aaaaaaaw!
ABSOLUTNIE SIĘ ZGADZAM!
Pamiętniki Łabędzi
: 08 gru 2017, 17:55
autor: MalaMi95
Witam wszystkich w specjalnym odcinku świątecznym!
Wiem, że do świat zostało jeszcze trochę czasu, ale skoro filmy świąteczne mogą wychodzić w listopadzie, to czemu ja miałabym dziś nie wstawić świątecznej relacji? x)
A tak na poważnie, to obawiam się, że później mogę nie mieć czasu, więc wstawiam odcinek dziś.
Takie wczesne życzenia świąteczne ode mnie dla was
Dzisiejszy odcinek jest dość nietypowy, gdyż jak sam tytuł wskazuję przygotowałam dla was musical!
To oznacza, że jak to w musicalach bywa w określonych momentach akcji będzie piosenka.
Będzie mi bardzo miło jeśli zobaczycie przygotowane przeze mnie filmiki, a na koniec ocenicie który podobał wam się najbardziej (Choć nie jest to konieczne )
No nic, ja się już żegnam i życzę wam miłego czytania i seansu
Tego roku zima była dość łagodna i nie spieszyła się zbytnio z pokazaniem pełni swej mocy. Mimo to, zeszłego wieczora, jakby specjalnie na tę wyjątkową okazję w Windenburgu spadł puszysty, lekki śnieg. Mieszkańcy mimo zachwytu jaki wywołał w nich ten piękny widok, byli jednak dziś zbyt zajęci świątecznymi przygotowaniami, by podziwiać go dłużej. Wszak dania się same nie ugotują, a prezenty nie zapakują, prawda? I tak też się sprawa miała w domu Marcina, który już od rana wprowadzał świąteczny nastrój śpiewając piosenki.
- Widzę, że już od rana masz dobry humor – usłyszał Marcin i obejrzał się. Widząc stojącą przed sobą dziewczynę uśmiechnął się ciepło.
- A tak jakoś mi się zebrało na śpiewanie. Może chcesz pośpiewać ze mną? – spytał, lecz dziewczyna pokręciła głową.
- Może później. Na razie wracam na górę do Marcela. Jakub wciąż jeszcze czasami gubi się w tym całym „Byciu ojcem” – zaśmiała się, lecz zauważyła, że Marcina niezbyt rozbawił jej żart. Spojrzała na niego badawczo. – Marcin? Wszystko w porządku?
Mężczyzna kiwnął głową.
- W najlepszym – rzekł chłodno. Serena przeczuwając co mogło spowodować jego nagłą zmianę nastroju, postanowiła wycofać się z kuchni i nie drażnić lwa. Nim jednak zdążyła dojść do drzwi, Marcin odezwał się ponownie.
- On też zostaje na wigilii?
Serena z westchnieniem obróciła się z powrotem. Jednak nie uniknie tej rozmowy.
- Tak, czemu pytasz?
- Muszę wiedzieć dla ilu osób gotuję. Nie chciałbym przecież, żeby dla kogoś zabrakło.
Serena pomyślała o tych całych górach jedzenia, które Marcin zawsze gotuje nawet, gdy nie ma święta. Nawet gdyby nie zapytał, była pewna, że dla nikogo by nie zabrakło. No chyba, że specjalnie postarałby się o to, żeby jednak nie wystarczyło dla Jakuba…
Westchnęła, kiedy to wszystko się tak pokomplikowało?
Widząc, że Marcin znów zajął się sobą podjęła kolejną próbę „ucieczki”. Jednak ona również spaliła na panewce, gdy mężczyzna po raz kolejny zagadnął.
- Jakby się tak zastanowić, to chyba nie świadczy o nim najlepiej. Zamiast spędzić święta z rodziną woli przyjść tutaj…
Serena zacisnęła pięści. Czy on nie mógłby w końcu odpuścić?
- Teraz my też jesteśmy jego rodziną… - rzekła i spojrzała na Marcina. - Poza tym, dziś specjalnie przychodzi by cię poznać. Wie, że źle wtedy zrobił zostawiając mnie samą w ciąży i jesteś na niego cięty… Ale chce to wszystko naprawić i się zaprzyjaźnić – powiedziała nieco łagodniej.
Na Marcinie nie zrobiło to jednak wrażenia.
- Jego niedoczekanie! – wykrzyknął oburzony.
Serena zmarszczyła brwi.
- Marcin!
- A co tu się dzieje? – przerwał im nagły głos, nim Serena zdążyła się rozkręcić. Gdy się obrócili zobaczyli stojącą przed nimi Siobhan. Nie wyglądała na zbyt zadowoloną z ich postawy. – Święta się jeszcze dobrze nie zaczęły, a wy już od rana wszczynacie kłótnie? – spytała.
Marcin pokręcił głową.
- My się nie kłócimy, tylko dyskutujemy.
- A ja nie zamierzam słuchać tych tłumaczeń, tylko od razu wywalę was z kuchni.
Marcin i Serena wymienili zdziwione spojrzenia.
- Co? – spytała mulatka.
Siobhan uśmiechnęła się.
- To co słyszałaś. Ty idziesz po zakupy, a Marcin sprzątać.
- Ej! To mój dom! Będę robić co zechcę! – rzekł Marcin, lecz Siobhan nie wyglądała jakby miała zamiar słuchać tego argumentu.
- Ale już!
Ostatecznie Marcin wolał nie ryzykować i posłusznie udał się wykonać polecenie. Jednakże już wtedy oboje z Sereną wiedzieli, że te święta bynajmniej nie będą takie jak się spodziewali.
. . .
Tymczasem kawałek dalej w nie tkniętej śniegiem Wierzbowej Zatoczce świeciło słońce. Piękna pogoda sprawiała wrażenie, jakby zima ominęła to miejsce szerokim łukiem w obawie, że mogłaby zaszkodzić ich mieszkańcom. I faktycznie mimo, że wielu marzyło o białych świętach, to jednak w rzeczywistości cieszyli się, że zima była na tyle łaskawa, iż mogą jeszcze przez pewien czas cieszyć się ciepłymi promieniami słońca, a zimowe buty na razie wciąż mogą pozostać zakopane w szafie pod tonami zimowych kurtek i płaszczy. Wszystko to sprawiało, ze tego dnia wszyscy mieli wyjątkowo dobry humor.
Aleksander Ćwir nie był wyjątkiem. Od samego rana krzątał się radośnie po kuchni przygotowując śniadanie dla siebie i swojej lubej, bowiem Charlotta znów postanowiła zostać na noc.
Oczywiście tylko dlatego, że zrobiło się późno, a ostatni autobus do jej domu akurat uciekł. Aleks oczywiście nie miał z tym nic wspólnego, a to że wybrał akurat na tyle długi film i w porę nie upomniał Lotty, że powinna się zbierać było czystym przypadkiem!
W każdym razie, mężczyzna był z takiego obrotu spraw bardzo zadowolony. Niestety poprzedni wieczór nie poszedł tak do końca po jego myśli, a to za sprawą Anastazji, która późno wróciła do domu i prawie nakryła rodziców.
A dlaczegóż był to taki problem? Otóż mimo, że od pogodzenia się Lotty i Aleksa oraz ich wspólnej nocy minęło trochę para wciąż nie zdecydowała się powiedzieć o wszystkim dzieciom i reszcie rodziny. A zwłaszcza Anastazji, gdyż to na nią najbardziej wpłynęłaby tak nagła zmiana.
Tak naprawdę Aleks był gotów o wszystkim powiedzieć już dawno temu. Wciąż powtarzał Lotcie, że nie mogą tego ukrywać w nieskończoność. Prędzej czy później i tak się wyda. A chyba lepiej, żeby usłyszała o tym od nich zamiast w końcu nakryć rodziców na dwuznacznej scenie, prawda?
Z jednej strony mężczyzna rozumiał Lottę i wiedział dlaczego ta wciąż się waha. Ona po prostu nie chciała podjąć zbyt pochopnej decyzji, a w razie gdyby im się jednak nie udało znów łamać ukochanej córce serca. Z drugiej jednakże, Aleks wiedział uważał, że nie ma co zwlekać. Tyle już przeszli. Ile czasu jeszcze będzie musiał czekać nim znów bez żadnych przeszkód będzie mógł trzymać jej dłoń, gdy spacerują swobodnie po parku lub mieście?
I właśnie o tym chciał dziś z nią porozmawiać. Co prawda wiedział, że być może wigilia to nie najlepszy dzień na takie tematy, ale jakby się tak zastanowić, to kiedy będzie lepszy dzień by wyjawić wszystkim ich mały sekret niż dzisiaj?
Dokładnie w tym momencie usłyszał stukot na schodach i skrzypnięcie posadzki. Zaskoczony, że dźwięk kroków się oddala zamiast przybliżać, zbliżył się do drzwi i wyjrzał na zewnątrz.
Z rozbawieniem obserwował nieudolne próby Charlotty by jak najciszej ulotnić się z domu. Gdyby spędzili tę noc razem wiedziałaby, że on już dawno wstał. Zamiast tego miał niezły ubaw widząc, jak przemyka na paluszkach, próbując dostać się do leżących niedaleko wyjścia butów.
Po chwili uznał jednak, ze chyba powinien ją uświadomić więc głośno odchrząknął.
Lotta jak oparzona podskoczyła i obróciła się w jego stronę.
- A ty co? Bawisz się w chowanego? – spytał z kpiącym uśmiechem.
Kobieta zarumieniła się lekko.
- Co? Nie, nie ja… Ja myślałam, że bierzesz prysznic!
Brew Aleksa powędrowała wyżej.
- I dlatego zamiast poczekać na mnie na górze, albo zejść zrobić sobie śniadanie próbujesz się wymknąć?
- Ja nie…! – zaczęła lecz mężczyzna jej przerwał.
- Lotta… Co się dzieje?
Kobieta widząc, że jednak nie ucieknie przed tą rozmową weszła do kuchni i usiadła przy stole. Aleks podążył jej śladem.
- No więc?
Charlotta splotła ręce na stole i zerknęła na niego na ułamek sekundy nim znów uciekła wzrokiem.
- Ja… Ja sama nie wiem… Myślę, że to wszystko, ja i ty… że to wszystko dzieje się zbyt szybko…
Aleks usiadł obok niej.
- Czy to dlatego, że poprosiłem cię wczoraj, żebyś spędziła wigilię z nami?
Lotta gwałtownie uniosła głowę.
- Nie! Tak… Może? Sama już nie wiem.
- Ale czego nie wiesz? Nie wiesz, czy chcesz ze mną być?
Kobieta pokręciła głową.
- Nie, to nie to. Po prostu…. Po prostu boje się, że znów za bardzo się spieszymy. Dopiero co dogadaliśmy się w sprawie opieki nad Annie, a ja znów ląduje w twoim łóżku… A teraz znów wspólne spędzanie czasu, wigilia… Boję się, że po raz kolejny popełnimy ten sam błąd co kiedyś. Pospieszymy się myśląc, że to to, narobimy dzieciom nadziei, a potem znów się rozstaniemy. Wiesz jak to wpłynie na Anastazję? Boję się…
- To przestań – rzekł stanowczo mężczyzna i chwycił jej dłonie w swoje. Kobieta popatrzyła na niego zaskoczona.
- Co?
- Przestań się bać i tak bardzo przejmować wszystkim. Nie da się przewidzieć co nas czeka w przyszłości, możemy jedynie mieć nadzieję, że będzie dobrze – powiedział, po czym odchylił się na siedzeniu i uśmiechnął. - A póki co nie proponuję ci małżeństwa, tylko wspólną wigilię.
Lotta zerknęła na niego.
- Póki co?
Aleks przewrócił oczyma.
- Nie łap mnie za słówka. Wiesz o co mi chodzi.
Kobieta odwróciła wzrok.
- Nie wiem czy to taki dobry pomysł…
- Dobrze. W takim razie zróbmy tak – powiedział i wskazał ją palcem. - Wyjdziesz teraz tak jak chciałaś i zastanowisz się nad tym, a gdy już podejmiesz decyzję, to zadzwonisz, ok?
Charlotta myślała nad tym chwilę, lecz w końcu kiwnęła głową na zgodę. Aleksander ponownie się uśmiechnął.
- No, ale zanim pójdziesz, możesz jeszcze zjeść ze mną śniadanie - rzekł wstając z krzesła.
Następnie zbliżył się do niej, tak blisko, że poczuła jego oddech na karku. - A potem możemy jeszcze razem iść pod prysznic… - szepnął i spróbował ją pocałować, lecz kobieta położyła mu palec na ustach.
- Albo… Wyjdę już teraz, a ty będziesz musiał obejść się smakiem – rzekła z uśmiechem, po czym minęła go i ruszyła do wyjścia.
Nim jednak opuściła kuchnię zerknęła jeszcze na niego i mrugnęła.
- Na razie!
Następnie wyszła zamykając za sobą drzwi.
Aleks patrzył za nią chwilę kompletnie ogłupiały, po czym przeniósł wzrok na zrobione przez siebie tosty i westchnął.
Zupełnie inaczej wyobrażał sobie ten poranek…
No i wyglądało na to, że sam będzie musiał to wszystko zjeść.
. . .
W czasie gdy Aleksander zastanawiał się co zrobić z za dużą ilością tostów, Naveen myślał nad tym czy przypadkiem nie przesadził z mąką i czy aby na pewno powinien był w tym momencie wsypać do miski cukier. Tego roku bowiem postanowił sobie, że co by się nie działo naprawi błąd, który do tej pory popełniał i zamiast czekać, aż Tiana zjawi się w kuchni by go łajać, po prostu zrobi ciastka nim ta jeszcze w ogóle wstanie!
Plan był świetny i właściwie nie miał wad… Poza jedną, w tym całym świątecznym rozgardiaszu zgubił gdzieś przepis na ciastka. Tiana na jego miejscu zapewne dałaby sobie radę i bez niego, ale Naveen nie miał aż takich zdolności cukierniczych jak jego żona. Próbował nawet znaleźć zagubiony przepis, ale czas mijał nieubłaganie i w końcu doszło do sytuacji, gdzie mógł albo zacząć piec używając jedynie swojej pamięci, albo poddać się i zaczekać, aż Tiana wstanie. Druga opcja rzecz jasna była nie do przyjęcia, dlatego mężczyzna postanowił ostatecznie zacząć i mieć nadzieję, że niczego nie pomyli.
I aż do tej pory szło mu całkiem nieźle. Pamiętał o mące, mleku, jajkach i nawet cukrze… Problem polegał tylko na tym, że nie bardzo wiedział ile czego powinien użyć i jak ostatecznie z robić z tego ciasto orzechowe.
Gdy po raz kolejny sięgnął po łyżkę i zaczął mieszać mając nadzieję, że w jakiś sposób to pomoże mu przypomnieć sobie ile powinien użyć cukru, usłyszał śmiech.
Wiedząc, że oznacza to nic innego jak to, że jego czas dobiegł końca, spojrzał ponad naczynie by zobaczyć uśmiechającą się do niego twarz żony.
- Proszę, proszę, kogo ja widzę w kuchni? I czy ty próbujesz właśnie zrobić ciasto? Nie myślałam, że dożyję tego dnia!
Naveen skrzyżował ręce.
- No wiesz? A kto ostatnio robił ciastka na twoje urodziny?
Tiana uniosła brew.
- Mówisz o tych cegiełkach czarnych jak węgiel?
- Ej, w końcu to miało być „Brownie”. Ja po prostu podkręciłem im kolor!
Kobieta parsknęła śmiechem.
- Szkoda, że nie podkręciłeś im jeszcze smaku, bo były kompletnie niejadalne!
Naveen westchnął i spojrzał w górę, jakby zwracał się o pomoc do niebios.
- Patrzcie ją! Człowiek się stara pomóc, a jedyne co dostaje to drwiny!
Tiana przewróciła oczyma.
- No dobrze, niech stracę – rzekła podchodząc do niego, po czym dała mu całusa w policzek.
Mąż spojrzał na nią zaskoczony.
- Nagroda za starania. A teraz sio, nim twój antytalent w pieczeniu zatruje któregoś z naszych dzisiejszych gości! – powiedziała machając rękami, jakby odganiała natrętną muchę.
Naveen uśmiechnął się i ustąpił jej miejsca.
- Dobra już uciekam, ale zapamiętam to sobie!
Tiana tylko machnęła na niego ręką ponownie.
Naveen pokręcił głową i ruszył w stronę choinki, która wciąż stała jeszcze niedokończona.
Spojrzał na nią zastanawiając się od czego powinien zacząć, gdy nagle zauważył stojącą w kącie gitarę.
- Tiano? A co powiesz na trochę świątecznej muzyki?
Nie przerywając pracy, kobieta pokręciła głową.
- Najpierw praca potem przyjemności. Musimy zdążyć z tą choinką nim przyjdą pierwsi goście – zerknęła na niego. – W końcu czym są święta bez choinki? – spytała i znów zabrała się za mieszanie.
Naveen wyszczerzył zęby.
- Święta bez choinki, to nie święta mówisz? Pozwól, że się nie zgodzę.
Naveen uśmiechnął się szeroko.
- A ja nawet wiem, kto może nam pomóc!
. . .
W czasie, gdy Tiana i Naveen śpiewali i wirowali radośnie po salonie, pewna samotna dziewczyna smutno wyglądała przez okno. Ktoś postronny mógłby pomyśleć, że wpatruje bliskiej osoby, która ma przybyć na święta. I właściwie, nie byłby on tak daleko od prawdy z tym jednak wyjątkiem, że Agata wiedziała, iż ta osoba na pewno dziś nie przybędzie…
- Od rana tak siedzisz? – aż podskoczyła na dźwięk głosu. Zaskoczona obróciła się, a widząc stojącą przed nią postać, rzuciła się jej na szyję.
- Avril! Myślałam, że pojechałaś do domu! – rzekła trzymając ją w silnym uścisku. Avril odwzajemniła uścisk, po czym odsunęła się.
- Właściwie, to faktycznie jadę. Wpadłam dosłownie na chwilkę. Jake i tak już świruje, że ma być jakaś śnieżyca i zaraz nie zdążymy, ale musiałam wpaść cię odwiedzić! – odpowiedziała i przyglądnęła się jej badawczo.
- No? To o co chodzi z tym smęceniem przy oknie?
Pod naporem jej spojrzenia, Agata spuściła wzrok i stanęła do niej tyłem.
- Że ja? Nie! Coś ci się przywidziało! Jestem taka jak zwykle!
- Aha… A ja mam piętnaście lat i kręcone włosy. No mów o co chodzi! – rzekła blondynka i ponownie obróciła dziewczynę w swoją stronę. Gdy zauważyła, że Aga wciąż wahała się nad odpowiedzą, postanowiła nieco ją ponaglić.
- No mów, albo będziesz się tłumaczyć Jakowi, czemu jego żona się spóźniła na wyjazd!
Brunetka widząc, że jednak nie uda jej się wymigać od nieprzyjemnej rozmowy, postanowiła wyjawić Avril prawdę.
- To przez Sergio…
- Co z nim?
- Widzisz… miałam nadzieję, że może przyjedzie w te święta. Ale on wciąż się do mnie nie odezwał od ostatniego razu…
Avril prychnęła.
- No pewnie, że tak! Czego się spodziewałaś? Tyle razy ci mówiłam, żebyś do niego zadzwoniła!
- A właśnie, że dzwoniłam! – oburzyła się Agata, lecz ze zdziwieniem zobaczyła, jak Avril przewraca oczyma.
- Miałam na myśli to, że powinnaś była zadzwonić już dawno temu, a nie dopiero teraz!
- Ale…
- Żadne mi tu ale! Nie odwiedzacie się, nie dzwonicie ani nawet nie piszecie do siebie, a ty nagle oczekujesz, że facet przyjedzie z drugiego krańca świata, żeby się z tobą zobaczyć?
Agata milczała chwilę nim postanowiła odezwać się ponownie.
- Ale obiecał… - szepnęła. Avril słysząc to, rzekła nieco łagodniejszym tonem.
- Aguś posłuchaj. On ci mógł obiecać złote góry, a to wszystko nie ma znaczenia, jeśli nie spędzacie ze sobą czasu. Związek po prostu tak nie działa. Nie wystarczy powiedzieć „Kocham cię” i sprawa załatwiona. Trzeba jeszcze pokazać, że te słowa faktycznie miały dla ciebie znaczenie.
Brunetka gwałtownie uniosła głowę i spojrzała jej w oczy.
- Dla mnie miały!
Avril spojrzała na nią smutnym wzrokiem.
- No to czemu stoisz tu sama i wyglądasz przez okno?
Aga milczała. Blondynka pokręciła głową.
- No właśnie – powiedziała i w tej chwili jej wzrok padł na zegarek.
- Słuchaj, ja naprawdę muszę już lecieć. Jak wychodziłam Jake był w takim stanie, że gotów jest nawet zaraz tu po mnie przyjechać jeśli się nie pospieszę! – rzekła wesołym tonem próbując ją rozbawić, widząc jednak, że na Agę to nie działa, westchnęła.
- To nie tak, że ja w was nie wierzę. Naprawdę mam nadzieję, że między tobą, a Sergio się ułoży, tylko… Tylko nie chcę, żebyś miała potem złamane serce jeśli nie wszystko pójdzie po twojej myśli, rozumiesz?
Agata kiwnęła lekko głową.
- Wiem Avril. Rozumiem – powiedziała i odwróciła się do niej z nieco wymuszonym uśmiechem. - No to co? Wesołych świąt.
Avril odwzajemniła uśmiech i zbliżyła się by ją uściskać.
- Tobie też Aga, trzymaj się.
Następnie wyszła. Aga patrzyła jeszcze za nią chwilę obserwując jak zmierza w kierunku domu.
Z westchnieniem wróciła z powrotem do środka. Spojrzała na choinkę pod którą leżały już prezenty i uśmiechnęła się na wspomnienie, gdy jako mała dziewczynka potrafiła pół nocy nie spać, byleby tylko spotkać Mikołaja i móc go poprosić o coś specjalnego.
Po chwili jednak jej uśmiech zbladł i znów wpatrzyła się w okno.
- Gdybym znów była małą dziewczynką i mogła poprosić Mikołaja o spełnienie jednej prośby, to chciałabym tylko jednego… Żebyś tu był.
Niedługo po wyjściu Avril do domu wróciła Emma, a dosłownie kilka minut po niej ze spaceru z Basią i Małgosią przyszła również Izabella. Zaraz po powrocie zdjęła z siebie i dziewczynek kurtki, po czym szybko rozpakowała zrobione po drodze zakupy.
Agata słysząc poruszenie na dole zeszła z piętra.
Dziewczynki widząc ją uśmiechnęły się od ucha do ucha i pobiegła w jej stronę.
- Aga! – zapiszczała Basia i wskoczyła jej na ręce.
Agata chwyciła ją i uśmiechnęła się.
- Co tam Nino? Znowu coś zmajstrowałyście z Meg?
Basia rozpromieniła się i uniosła rączki do góry.
- Zbudowalysmy bawana! Był taaki duzy! – rzekła pokazała gestem, jakby tworzyła ogromną kulę.
- Aż taki?
- Tak! – poparła ją Małgosia, a Agata zaśmiała się. To prawda, że nigdy nie przepadała za dziećmi, ale jej dwie siostrzenice były tym małym wyjątkiem, które nie tylko tolerowała, ale nawet lubiła spędzać z nimi czas. Jak widać działało to w obie strony. Do tego bardzo cieszyła się, że mimo tego, iż Małgosia jest córką Juli, to jednak jest zupełnie inna niż jej mama. Agata miała tylko nadzieję, że Juli nigdy nie uda się zniszczyć tego wszystkiego co w niej najlepsze.
Izabella widząc tę urocza scenę, uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziewczynki, a może dacie pójdziecie się pobawić w pokoju, a ja zrobię wam coś do jedzenia? – rzekła po chwili.
Basia spojrzała na kuzynkę i wyszczerzyła zęby.
- Ja będę pierwsa!
- Nie, bo ja! – zawtórowała jej Małgosia i już po chwili obie zniknęły na górze.
Iza spojrzała za nimi i pokręciła głową.
- Aga? Pójdziesz z nimi?
Agata już chciała się odezwać, lecz wtem z pokoju obok wyszła Emma.
- Ja z nimi posiedzę! Na pewno będziemy się świetnie razem bawić! – rzekła i nie słuchając co mają na to do powiedzenia, ruszyła za dziewczynkami.
Izabella śledziła ją chwilę wzrokiem, po czym westchnęła i pokręciła głową.
- Ech, chyba i tak zaraz będę musiała za nimi pójść, żeby nic nie zdemolowały…
Aga uśmiechnęła się.
- Spokojnie, przecież Emma z nimi jest.
Iza spojrzała na nią i uniosła brew.
- I właśnie dlatego będę musiała tam zajrzeć.
Obie parsknęły śmiechem, a Iza zabrała się za robienie kanapek dla dziewczynek. Aga obserwowała ją chwile nim w końcu odezwała się.
- A właściwie co robi tu Małgosia? Spotkałaś Julię na zakupach i znów ci ją podrzuciła?
Iza pokręciła głową.
- Nie, właściwie to Julia zadzwoniła do mnie rano, czy nie zabrałabym Małgosi do nas na dzisiejszy dzień.
Aga przekrzywiła głowę.
- Ale po co?
- Julia jest dziś zajęta i nie miała czasu zajmować się Małgosią, a jej niania ma wolne. Dlatego poprosiła o pomoc mnie.
Aga prychnęła.
- Ona w ogóle ma mało czasu dla kogokolwiek poza sama sobą.
- Aguś, ona się naprawdę stara…
- Aha – skwitowała Aga. – A tak w ogóle, to czymże jest dziś taka zajęta nasza Pani Landgraab?
Iza spuściła wzrok. Zaskoczona Aga przyglądała się jej badawczo.
- No więc?
Blondynka westchnęła i ponownie na nią spojrzała.
- Przygotowywaniem wigilii… Dla nas wszystkich.
Agę zatkało tak, że nie wiedziała co na to powiedzieć. W końcu, po dłuższej chwili odezwała się.
- Co?
- Ja wiem, że jesteś zaskoczona i pewnie niezbyt chętna, ale już jakiś czas temu Julia dzwoniła i zaprosiła nas do siebie.
- A ty zapomniałaś mi o tym powiedzieć?
Izabella westchnęła, odłożyła talerz z kanapkami i przysiadła się do siostry.
- Właściwie to nie. Po prostu nie wiedziałam jak ci powiedzieć.
Aga odchyliła się na siedzeniu.
- Ech… Czyli zapowiadają się suuuper rodzinne święta w tym roku.
Iza położyła jej dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się.
- Oj, już tak nie narzekaj. Zobaczysz, będzie fajnie! Do tego nie tylko my tam będziemy. Zaproszenie dostali również Ignacy z Łucją i Helena z Kacprem.
Brunetka uniosła brew.
- I chcesz mi powiedzieć, że Kacper to ta „Dobra” wiadomość?
Izabella zmieszała się nieco.
- No tak… Nie pomyślałam… - zaczęła, lecz Aga machnęła na to ręką.
- Mniejsza o to. A ten twój chłopak też będzie? – spytała, a Izabella zmieszała się jeszcze bardziej i zaczęła bawić palcami.
- Nie, on jedzie do domu. Zresztą, my tylko udajemy, więc nie ma potrzeby, żebyśmy jeszcze spędzali święta razem – powiedziała, a Agata pokręciła głową.
- Rany, jakie to wszystko jest głupie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zgodziliście się na coś takiego!
Iza wyprostowała się gwałtownie na krześle.
- Dobrze wiesz, że to dla dobra Basi!
- Może? Ciebie jeszcze rozumiem, ale on? No sama przyznaj, że coś musi być z nim nie tak. Nie dość, że zgodził się zostać ojcem twojego dziecka, to teraz jeszcze udajecie, że spotykacie się ze sobą i tworzycie szczęśliwą rodzinkę!
Iza spuściła wzrok.
- Ja tam się cieszę, że trafiłam akurat na niego. Mark jest naprawdę miłym gościem…
Agata wyglądała jakby jej nie słuchała.
- Hmm, czyli albo jest nieudacznikiem co nie może sobie nikogo znaleźć, albo Julka miała na niego haka.
Siostra spojrzała na Agę z przekąsem.
- Dzięki, więc chcesz mi powiedzieć, że jestem tylko nagrodą pocieszenia dla życiowego nieudacznika?
Agata słysząc to zdała sobie sprawę z tego co powiedziała i zarumieniła się lekko.
- Nie to miałam na myśli! Ja tylko…! – zaczęła, ale Iza przerwała jej.
- Wiem co chciałaś powiedzieć. Nie musisz mi się tłumaczyć. Ja sama wiem, że ten plan jest głupi… Ale to był jedna opcja by paparazzi się od nas odczepili – spojrzała na młodszą siostrę ze smutkiem w oczach. - Gdyby się dowiedzieli, że Basia jest jego córką, zrobiliby nam z życia piekło! A zwłaszcza Basi. Wiesz jak okrutni potrafią być ludzie. W szkole wyzywali by ją i wskazywali palcami. Nie tego dla niej chciałam.
- Więc lepiej, żeby całe życie żyła w kłamstwie? – spytała brunetka, a Iza westchnęła.
- Aga, staram się robić to co dla mojego dziecka najlepsze. Uszanuj moją decyzję… Proszę – rzekła i spojrzała na siostrę z prośbą w oczach. Widząc to, Aga uznała, że chyba faktycznie powinna odpuścić.
- Dobra, przestanę ci już o tym truć… przynajmniej dzisiaj.
Iza uśmiechnęła się i wstała od blatu.
- Chyba pójdę zobaczyć co one tam robią. Coś podejrzanie u nich cicho – powiedziała i ruszyła w stronę schodów. Nim jednak na nie weszła, Aga odezwała się jeszcze.
- Ale i tak myślę, że powinniście jej powiedzieć.
Iza zatrzymała się i kiwnęła głową.
- I kiedyś powiemy… ale jeszcze nie teraz.
Agata spojrzała na nią zaskoczona. Nie spodziewała się tak łatwej zgody.
- Nie boisz się jej reakcji gdy się dowie?
Izabella odwróciła wzrok.
- Boję się. Cholernie się boję – rzekła i ponownie na nią spojrzała. - Ale to tak samo jak ty, prawda?
Aga zmieszała się. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. Czując na sobie palący wzrok siostry nagle poczuła, że musi stąd wyjść.
- To ja może pójdę do sklepu. Chyba zabrakło nam mąki do ciastek – rzekła, po czym ubrała kurtkę i wyszła.
Gdy Izabella zadała jej pytanie, przez krótką chwilę zobaczyła przed sobą roześmianą twarz Khany. Swojej małej córeczki, którą opiekują się dwaj najwspanialsi faceci na świecie, a dla której jest tylko jedną z wielu „cioci”.
Co by się stało, gdyby kiedyś poznała prawdę?
Aga pokręciła głową odganiając te myśli. Nie, to nigdy nie może wyjść na światło dzienne. Dla dobra Khany, tę informację będzie musiała zabrać ze sobą do grobu.
Już ona dopilnuje, by tak się stało.
. . .
W czasie, gdy większość mieszkańców Wierzbowej Zatoczki, Oazy Zdrój czy Newcrest dokonywała ostatnich poprawek przygotowując się na dzisiejszą noc, kilku naszych bohaterów miała zgoła co innego na głowie pakując rzeczy, by na święta wrócić do domu.
Łucja od rana nie mogła powstrzymać ekscytacji. Kręciła się radośnie po pokoju pakując rzeczy i na szybko ogarniając mieszkanie. Tak dużo czasu minęło już odkąd ostatnim razem widziała Oazę Zdrój! Nie to, żeby jej życie w San Myshuno jej się nie podobało. Oboje z Ignacym realizowali swoje marzenia. Ona jako artystka, a on jako programista gier komputerowych w firmie znajomego Heleny.
Mimo to, że życie tu było prawie jak marzenie, to jednak Łucja tęskniła do swoich starych kątów w domu, a przede wszystkim za swoim bratem i jego żoną Ester, z którą bardzo się zaprzyjaźniła.
Dodatkowo w te święta miała po raz pierwszy zobaczyć na żywo swojego małego bratanka, który urodził się kilka tygodni temu. Łucja wprost nie mogła się już doczekać, by poznać tego małego szkraba!
Jej radość z powrotu do domu wzrosła nawet bardziej, gdy dostała niespodziewanego smsa.
Widząc jego treść pognała do sąsiedniego pokoju, gdzie zastała Ignacego siedzącego przy komputerze.
- Ignacy! Słyszałeś? Podobno mają przyjść większe opady śniegu! To jednak będą białe święta! – wykrzyknęła z entuzjazmem i spojrzała na swojego chłopaka, by zobaczyć jego reakcję.
Ignacy jednakże pochłonięty pracą nie zwrócił na jej słowa większej uwagi.
- O? Naprawdę? To świetnie – rzekł zdawkowo analizując wyświetlane na ekranie komputera kody.
Łucja westchnęła.
- A ty jak zwykle pracujesz! Myślałam, że wziąłeś sobie wolne.
- Tak, bo wziąłem.
- To dlaczego…
- Posłuchaj Łucjo – rzekł chłopak, przerywając chwilowo pracę i obrócił się w jej stronę. - To prawda, że wziąłem sobie kilka dni urlopu, ale tak się składa, że pracujemy właśnie nad większym projektem, a kolega poprosił mnie o pomoc w rozwiązaniu pewnych kwestii. Byłoby super napisać mu „Wiesz co? Mam to gdzieś, radź sobie!” ale jestem za to odpowiedzialny i dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić.
Dziewczyna skrzyżowała ręce i uniosła brew, bynajmniej nie wyglądała na przekonaną jego tłumaczeniami.
- Za to świetnie idzie ci mówienie, że masz gdzieś swoją dziewczynę - zamruczała pod nosem.
- Mówiłaś coś? – spytał Ignacy znów obrócony w stronę komputera.
- Ależ skąd! Nie śmiałabym przerywać pracy jaśnie pana! – rzekła nieco rozzłoszczona i usiadła na łóżku odwracając wzrok. Ignacy słysząc jej ton obrócił się, a widząc, ze jest na niego zła westchnął i usiadł obok niej.
- Łucjo… No nie gniewaj się na mnie. Wiesz, że nie mam na to wpływu - rzekł łagodnym tonem, lecz Łucja milczała nie patrząc na niego. Widząc, że nic nie uzyska tego typu wymówkami, postanowił zastosować inną taktykę.
- Dobra, to daj mi godzinę, a potem jestem cały twój.
Dziewczyna zerknęła na niego.
- I zero komputerów do końca wyjazdu?
Ignacy uśmiechnął się.
- Zero.
- A telefon?
- Chcesz, żebym nie odbierał? – spytał zaskoczony, lecz dziewczyna pokręciła głową.
- Chce, żebyś spędził ze mną więcej czasu. Sam dobrze wiesz, że jak czasem odbierzesz, to znikasz potem na pół dnia…
- Jeśli sytuacja tego wymaga…
- Ignaś… - rzekła Łucja i spojrzała mu głęboko w oczy. - Proszę?
Widząc jej błagalny wzrok westchnął.
- Dobrze, postaram się to ograniczyć do minimum, może być?
Łucja uśmiechnęła się promiennie i przytaknęła.
- Pewnie i tak nie będzie do końca tak jakbym chciała, ale lepszy rydz niż nic, zgoda. – Następnie wstała i przeciągnęła się. - A teraz lepiej wracaj już do pracy, potrzebują cię… Widocznie bardziej niż ja – dodała nieco smutnym głosem i ruszyła w stronę drzwi.
Widząc jak sunie w stronę wyjścia taka przybita, Ignaś pomyślał, że faktycznie przez ten cały projekt w pracy ostatnio poświęcał jej bardzo mało czasu. A teraz zamiast przygotowywać się na ich wspólny wyjazd, on siedzi wpatrzony w ekran komputera… „Jesteś beznadziejny” pomyślał jeszcze nim odezwał się ponownie.
- Łucjo… - zawołał za nią, a dziewczyna stanęła i spojrzała na niego.
- Tak? – rzekła pytająco, a Ignacy zaczął intensywnie zastanawiać się co mógłby zrobić, by choć trochę poprawić jej humor. Hmm, po co weszła do pokoju? Ach tak!
- Czyli mówisz, że jednak będą białe święta, tak jak chciałaś?
Łucja od razu się rozpromieniła.
- Tak! Super nie? Enrique właśnie minął Windenburg i wysłał mi zdjęcie. Wszystko jest pokryte śniegiem! Może w Oazie też trochę spadnie? – rzekła podekscytowana i zerknęła na niego. Ze zdziwieniem zauważyła, ze Ignacy marszczy brwi.
- Enrique do ciebie napisał?
Łucja patrzyła na niego chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym kąciki jej ust uniosły się lekko.
- No nie… Czyżbyś był zazdrosny? – spytała.
Ignacy odwrócił wzrok, jakby nagle bardzo zainteresowała go stojąca na stoliku nocnym lampa.
- Ależ skąd! Przecież do mojej dziewczyny ciągle tylko wydzwania i pisze jakiś sławny model, rozchwytywany przez miliony fanek! O co miałbym być zazdrosny?
Dziewczyna parsknęła śmiechem i przysiadła się do niego.
- Daj spokój Ignacy. Dobrze wiesz, że ja i Enryczek tylko się przyjaźnimy!
Chłopak zerknął na nią spod przymrużonych powiek.
- I jesteś na sto procent pewna, że on też o tym wie?
- Nawet na tysiąc! – zapewniła, po czym odchyliła głowę i zmrużyła lekko oczy. - Poza tym nawet jeśli nie ufasz jemu, to powinieneś być na tyle mądry, żeby zaufać mnie.
Ignacy westchnął.
- Ufam ci, po prostu… Czy nie wydaje ci się to nieco dziwne? Przez tyle czasu nie mieliście kontaktu, a od kiedy cię znalazł, to przyczepił się jak rzep do psiego ogona!
Dziewczyna przewróciła oczyma.
- Nie wiem czy wiesz Ignacy, ale na tym właśnie polega przyjaźń. Ludzie dzwonią do siebie, spotykają się…
- Tak, ale dlaczego ciągle tylko z tobą się spotyka? Nie ma innych koleżanek do męczenia? – rzekł nieco poirytowany.
Łucja pokręciła głową.
- Jak z dzieckiem… - rzekła sama do siebie i położyła mu dłoń na ramieniu, by zwrócić na siebie jego uwagę. – Ignacy, ja i Enrique jesteśmy tylko przyjaciółmi i to nigdy się nie zmieni. – powiedziała, po czym nachyliła się i pocałowała go w usta.
Uśmiechnęła się widząc zdziwienie na jego twarzy, gdy się odsunęła. - To ty jesteś moim chłopakiem, to ciebie wybrałam i ciebie kocham, rozumiesz?
Ignacy nie wiedząc co na to powiedzieć, kiwnął tylko głową.
Łucja zadowolona, że się z nią zgadza wstała.
- No, to skoro sobie to wyjaśniliśmy, to ja wracam do pakowania – powiedziała i ruszyła do wyjścia.
Nim jednak opuściła pomieszczenie zatrzymała się jeszcze w drzwiach i spojrzała na chłopaka z błyskiem w oku. - Skoro będziesz chwilowo zajęty, to może poprzymierzam jeszcze tę nową bieliznę, którą dostałam ostatnio od Kelly? – rzekła niby do siebie i wyszła.
Słysząc to, Ignacy nie musiał się zbyt długo zastanawiać. Zerknął jeszcze w stronę komputera, który namolnie wyświetlał mu kolejną wiadomość od Roberta, po czym podejmując szybką decyzje ruszył za dziewczyną.
- Łucjo! Chyba jednak mam chwilkę, żeby ci pomóc! - zawołał doganiając ją i porwał śmiejącą się dziewczynę w ramiona.
Wyglądało na to, że ich wyjazd do Oazy faktycznie nieco się opóźni…
Jednak po raz pierwszy od dawna, nie było ono spowodowane przez pracę Ignacego.
. . .
Tymczasem nieco dalej w oddalonej o wiele kilometrów od San Myshuno Wierzbowej Zatoczce, o tej porze spokojnymi uliczkami miasta maszerowała pewna dama w czerwieni. Oczywiście nie był to nikt inny niż Charlotta, która szła w stronę domu Tiany, gdyż to właśnie z nią i jej rodziną oficjalnie miała spędzić tegoroczną wigilię. Zamiast jednak pójść swoją zwyczajową trasą, tym razem wybrała drogę naokoło, gdyż wciąż nie wiedziała co właściwie powinna zrobić.
Pójść jak to miała zaplanowane na ten wieczór do siostry, czy jednak przyjąć ofertę Aleksandra? Jeśli zrobi tak jak chciała, to mimo, że Aleks pewnie nigdy się jej do tego nie przyzna, zrani jego uczucia. W końcu, gdyby było mu to zupełnie obojętne gdzie spędzi dzisiejszą wigilię, to nie prosiłby jej, żeby się jeszcze zastanowiła. Z drugiej strony, jeśli zgodzi się na jego propozycję, to Tiana na pewno będzie pytać, czemu nie przyszli do nich. A potem razem z resztą rodziny zapewne domyślą się o co chodzi i Lotcie nie pozostanie nic innego jak powiedzieć prawdę. Znalazła się więc niejako między młotem, a kowadłem. Oczywiście najprościej byłoby po prostu wszystkim powiedzieć, że razem z Aleksem wrócili do siebie. Lotta chciała tego równie mocno jak Aleksander, a może nawet bardziej?
Jednak w przeciwieństwie do niego, starała się myśleć nieco bardziej racjonalnie i mimo wszystko zakładała, że może im się nie udać. A dobrze wiedziała jak informacja o ponownym rozstaniu rodziców wpłynęłaby na Anastazję. Już teraz ich stosunki są wciąż nieco napięte.
Jak przyjęłaby to, gdyby dowiedziała się, że znów mogła mieć kompletna rodzinę, a ona Lotta znów to zepsuła?
Nie, nie mogła do tego dopuścić. Nie mogła znów jej zawieść. Tym razem zrobi to jak trzeba i oficjalnie wróci do Aleksa dopiero, gdy wszystko sobie między sobą poukładają i będą na sto procent pewni, że nie było to jedynie chwilowe zauroczenie.
- Dzień dobry.
Usłyszała nagle i obejrzała się. Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła, że skręciła w złą uliczkę i znalazła się niedaleko dzielnicy sklepowej. Zaskoczona, kto mógł ją wołać, rozglądnęła się i zobaczyła uśmiechającego się do niej wysokiego, zielonookiego młodzieńca. Nie mogąc skojarzyć twarzy przyglądała mus się chwilę badawczo.
- Przepraszam, czy my się znamy? – spytała. Chłopak właśnie miał odpowiedzieć, lecz nim miał okazję to zrobić zamachała gwałtownie rękami uciszając go. - Nie! Czekaj! Tylko mi nie mów, że się kiedyś umawiałam z twoim ojcem! - po chwili zastanowienia dodała. – Albo co gorsza z tobą!
Chłopak zaśmiał się i zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie, to nie to. Ja jestem tylko znajomym Łucji.
Lotta westchnęła z ulgą. Po czym przyjrzała mu się ponownie.
- Faktycznie! Teraz cię kojarzę! Wybacz.
Enrique machnął ręką.
- Nie, to nic takiego. W końcu nie zostaliśmy sobie przedstawieni - rzekł swobodnym tonem. - „Nie to, żebym był jakimś sławnym modelem czy coś - dodał pół żartem, lecz Lotta, która akurat patrzyła na telefon nie zwróciła na to uwagi.
- Przepraszam, mówiłeś coś? - spytała zwracając się znów w jego stronę. Enryczek szybko pokręcił głową.
- Nie, nic.
Charlotta chciała zapytać, ale ostatecznie zrezygnowała z tego pomysłu.
- Więc… Co sprowadza cię do Wierzbowej Zatoczki?
- Właściwie nie „Co” a „Kto” - rzekł z uśmiechem, Lotta przechyliła głowę nic nie rozumiejąc.
- Właśnie jestem w drodze do domu, ale jeszcze po drodze wpadłem spotkać się z Łucją. Zaraz po świętach jadę znów na sesję zdjęciową i prawdopodobnie nie zobaczymy się przez dłuższy czas. – wyjaśnił i rozejrzał się dookoła.
- Pomyślałem, że skoro już tu jestem, to może kupię jej prezent. Muszę przyznać, że miasto wygląda naprawdę pięknie o tej porze roku - powiedział i podszedł do jednej z wystaw sklepowych.
Charlotta I Enryczek kontynuowali swój spacer oglądając wystawy sklepowe i zastanawiając się co byłoby najodpowiedniejszym prezentem dla Łucji.
W pewnym momencie Enryczek był tak zajęty rozmową z Charlottą, że nie zauważył stojącej przed nim kobiety i wpadł prosto na nią wytrącając jej siatkę z ręki.
- Przepraszam! – zawołał od razu, lecz kobieta mimo to kobieta nie wyglądała na zachwyconą.
- Jak leziesz ty…! Enryczek? – rzekła zaskoczona, widząc kto przed nią stoi.
Enrique również zamrugał zdziwiony.
- Danuta! Hej... - powiedział nieco zmieszany.
Charlotta, która stała nieco z boku zerkała to na jedno to na drugie, zastanawiając się kim może być spotkana właśnie kobieta. W końcu rudowłosy otrząsnął się i ponownie spojrzał na Lottę.
- Tak… więc Lotta przedstawiam ci Panią Danutę. Moją koleżankę z pracy – wyjaśnił. Widząc jednak uniesioną brew starszej pani, westchnął. – I moją byłą – dodał.
Charlotta spojrzała na Enrique próbując odczytać z jego twarzy, czy przypadkiem sobie z niej nie żartuje. Widząc jednak jego minę zrozumiała, że nie. Po krótkiej chwili ciszy, wzruszyła ramionami.
- Cóż… Mogłabym powiedzieć, że jestem zaskoczona, albo nawet oburzona, ale sama miałam już tylu kochanków w różnym wieku, że chyba nie byłoby to zbyt odpowiednie stwierdzenie w moim przypadku.
Danuta i Enryczek patrzyli na nią tak intensywnym wzrokiem, że poczuła się nieco nieswojo.
- Eee… Zresztą, nieważne. To skąd macie tu tyle zwierzaków? – rzekła, próbując odwrócić uwagę od swojej wcześniejszej wypowiedzi i wskazała na kilka psów i kotów, które kręciły się obok Danuty i jej towarzyszki. Blondwłosej pani prawdopodobnie w jej wieku.
Danuta najwyraźniej orientując się czemu Charotta tak nagle chce zmienić temat, uśmiechnęła się lekko do niej, lecz nie skomentowała tego. Postanowiła natomiast odpowiedzieć na zadane pytanie.
- Widzicie, razem z moją przyjaciółką Fatimą jedziemy właśnie na koncert charytatywny. Pieniądze ze sprzedaży biletów zostaną przeznaczone na schronisko dla zwierząt w Wierzbowej Zatoczce. Dodatkowo zabieramy ze sobą na akcje kilka zwierzaków, bo jest to dla nich szansa, że ktoś się nimi zainteresuje i adoptuje – rzekła i posmutniała. – Niestety nie wszystko idzie po naszej myśli.
- Co się stało? – spytał Enrique.
- W drodze złapałyśmy gumę. Myślałyśmy o tym, żeby jechać busem, ale ciężko nam załadować się z taką ekipą zwierzaków – powiedziała Fatima, a Danuta pokiwała głową.
- Dlatego stoimy tak mając nadzieję, że ktoś nas weźmie po drodze ze sobą, ale póki co wszyscy nas ignorują…
- Nie próbowałyście zadzwonić po taksówkę? – spytała Lotta, a Fatima spojrzała na nią.
- Próbowałyśmy, ale niestety do tej pory nie przyjechała.
- A ile już tak stoicie?
- Jakąś godzinę – odpowiedziała Danuta zwracając się w stronę Enryczka.
Chłopak zastanowił się.
- O której zaczyna się koncert?
Danuta spojrzała na zegarek.
- Za jakieś trzy godziny, ale to na drugim końcu miasta. Boję się, że nie zdążymy.
Enrique słysząc to uśmiechnął się i wyjął z kieszeni spodni kluczyki.
- A czy pomoże jeśli powiem, że mam ze sobą swoje nowe auto z pełnym bakiem paliwa?
Danuta I Fatima rozpromieniły się.
- Zabrałbyś nas? – spytała jedna, a chłopak kiwnął twierdząco głową.
- Pewnie.
Danuta zerknęła na Fatimę.
- Widzisz? Jednak los się do nas uśmiechnął!
Kobieta uśmiechnęła się.
- Tak. Co prawda nie zdążę już do domu, ale cieszę się, że choć one pojawią się na swój wielki dzień – rzekła głaszcząc kilka tulących się do niej piesków.
Charlotta słysząc to spojrzała na nią.
- Jak to nie zdążysz?
Fatima obróciła się do niej i machnęła ręką.
- To nic takiego skarbie. Po prostu mój syn przyjeżdża dziś w odwiedziny. Miał być tu razem ze mną i nam pomóc, ale szalejąca po drodze śnieżyca go opóźniła. Myślałam, że zdążę zawieźć zwierzaki i spotkać się z nim w domu, ale niestety złapałyśmy tę gumę i sama widzisz jak wyszło.
- Na pewno nie dasz rady? Do wieczora zostało jeszcze trochę czasu… - rzekła, lecz kobieta pokręciła głową.
- Niestety kochanie. Mieszkam, aż w Oazie. Nie ma opcji, żebym dała radę dojechać na koncert, a potem jeszcze tam.
Charlotta popatrzyła na nią ze smutkiem. Sama dobrze wiedziała jak ciężko jest przez dłuższy czas nie widzieć swojej rodziny. A jeszcze gorzej, gdy nastawiasz się już na spotkanie, a później okazuje się, że jednak musisz je odwołać…
Nagle Charlotta wyprostowała się gwałtownie i spojrzała na zegarek. Spojrzała na Fatimę z uśmiechem.
- Hmm, a gdybyś pojechała do domu teraz, to zdążyłabyś?
Kobieta popatrzyła na nią zdziwiona i zastanowiła się.
- Myślę, że tak… Czemu pytasz?
Lotta uśmiechnęła się szerzej.
- Mogę cię zastąpić i pomóc Danucie ze zwierzakami.
Kobieta patrzyła na nią chwilę oniemiała, po czym na jej ustach pojawiła się radość.
- Naprawdę? Mogłabyś?
Rudowłosa przytaknęła.
- Tak. Do kolacji wigilijnej mam jeszcze mnóstwo czasu. Powinnam zdążyć obrócić.
Kobieta poderwała się na nogi i uściskała ją.
- Dziękuję! Tak bardzo dziękuję! Jak ci się odpłacę za twą dobroć?
Charlotta z uśmiechem poklepała ją po plecach i odsunęła się.
- Nie musi Pani. Zrobię to z przyjemnością.
Fatima chciała jeszcze coś dodać, ale w tej chwili zmaterializowała się obok nich Danuta, przerywając niejako tą wzruszającą scenę.
- Skarbeńki, nie chce was poganiać, ale musimy się nieco sprężyć jeśli chcemy dojechać na ten koncert jeszcze dziś.
Fatima spojrzała na nią i energicznie pokiwała głową.
- Racja! To ja was już nie zatrzymuję - rzekła i jeszcze raz uściskała serdecznie dłoń Lotty. – Jeszcze raz bardzo ci dziękuje, dziecko. Trzymajcie się! – Następnie oddaliła się, by zdążyć jeszcze na jakiegoś jadącego do Oazy busa. Charlotta wodziła za nią wzrokiem póki całkowicie nie zniknęła im z oczu. Miała wielką nadzieję, że jej się uda.
Tymczasem Enrique zwrócił się w stronę Danuty.
- A ty nie spieszysz się do domu na wigilię?
Kobieta spojrzała na niego i uśmiechnęła się chytrze.
- A widzisz kochaneczku, że nie!
Enryczek zamrugał zaskoczony.
- Ale…
- Nie przerywaj mi! – skarciła go, nim zdążył dokończyć myśl. Odchrząknęła. – Wracając, nie muszę się spieszyć ponieważ moja córka i wnuk czekają na mnie na miejscu koncertu! Razem podjęliśmy decyzję, że te święta chcemy spędzić ze zwierzakami – westchnęła. – Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, to poprosiłabym ich, żeby najpierw przyjechali po nas, ale teraz już za późno na żale.
Enrique spojrzał na nią z podziwem.
- To bardzo szlachetne z waszej strony. Zrezygnować ze wspólnego świętowania i… - zaczął, lecz Danuta przerwała mu.
- Dobra, dobra. Jestem wspaniała, super i jak wy to młodzi mówicie „Cool”, a teraz czy moglibyśmy w końcu jechać? - rzekła nieco zniecierpliwionym tonem.
Enryczek i Charlotta spojrzeli po sobie. Widząc jednak minę Danuty, nie śmieli się jej sprzeciwiać.
Wsiedli do auta i ruszyli w nieznane.
. . .
Dzień minął Tianie wyjątkowo szybko. Zajęta pieczeniem ciasteczek, gotowaniem i sprzątaniem ledwo zauważyła, że słońce chyli się już ku zachodowi.
Dopiero Naveen, który razem z małą Florą i Diablo skończyli dekorować świąteczne drzewko uświadomił jej jak późno się już zrobiło.
- No, jestem pewny, że nasza choinka zgranie mnóstwo prezentów. To zdecydowanie najładniejsze drzewko w całym mieście! – rzekł z uśmiechem i spojrzał w stronę żony. Tiana odwzajemniła uśmiech.
- Przyznaję, postaraliście się. I nawet zdążyliście przed zachodem słońca! – rzekła Tiana żartobliwie.
Naveen spojrzał na nią figlarnie.
- A czy za tak ładne udekorowanie choinki jest przewidziana nagroda? – spytał.
Tiana przewróciła oczami.
- Dobrze, możecie wziąć po jednym ciasteczku… Ale tylko jedno, bo potem nie zjecie kolacji!
Flora i Diablo ochoczo ruszyli do talerzyka z ciastkami, jednak Naveen wyglądał na nieco rozczarowanego.
- Ciastko? Liczyłem na coś lepszego, za cały ten wysiłek…
Tiana wsparła się pod boki.
- Uważasz, że MOJE ciastka to niewystarczająca nagroda? W takim razie co?
Naveen wyszczerzył zęby i poklepał się palcem po policzku. Tiana westchnęła i ruszyła w jego stronę.
- Przecież daję ci całusy codziennie rano jak wychodzisz do pracy, a ciastka są raz w roku!
Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
- Ja tam nigdy nie mam dość twoich całusów… - zamruczał przyciągając żonę bliżej.
Już miał ją pocałować, gdy usłyszeli głos Diablo.
- Błagam, tylko nie przy nas… - rzekł odwracając wzrok. Nawet Flora wyglądała na skonsternowaną zachowaniem rodziców.
- Ble! – powiedziała wykrzywiając twarz.
Tiana i Naveen zaśmiali się widząc reakcje dzieci, po czym kobieta odsunęła i ruszyła w stronę drzwi.
- Dobrze, to wy może zajmijcie się sprzątaniem piętra, a ja w tym czasie zajrzę do Iana, czy z czymś mu nie pomóc – już położyła dłoń na klamce, gdy nagle sobie o czymś przypomniała. Odwróciła się i spojrzała na Naveena. - Dasz sobie radę z dzieciakami, prawda?
Mężczyzna uniósł brew.
- Proszę cię! Opieka nad dziećmi to moje drugie imię!
Tiana spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem.
- Coś długie masz te imiona. W każdym razie wracam za parę minut, więc gdyby jednak coś…
- Tak wiem, będę dzwonić, a jakbyś nie odbierała to numery alarmowe na lodówce. No idźże już! Wpuszczasz do domu zimne powietrze! – rzekł udając zniecierpliwienie i zamachał rękami jakby wyganiał natrętną muchę.
Tiana pokręciła tylko głową, ubrała się i wyszła.
. . .
Nie minęło dużo czasu jak jej oczom ukazał się niewielki domek Iana. Zauważyła, że w tym roku szwagier naprawdę się postarał i udekorował dom również od zewnątrz. W oknach wisiały świąteczne lampki mieniące się najróżniejszymi kolorami, a w ogródku stał, ulepiony zapewne razem z Fauną, średniej wielkości bałwan.
Gdy zbliżyła się do drzwi, zaskoczona dostrzegła wiszący na nich wieniec. Był to ten sam wieniec, który wieszały razem z Odie, gdy były jeszcze małymi dziewczynkami. Zamrugała gwałtownie, by przegonić gromadzące się w kącikach oczu łzy.
Do tej pory pamiętała jak siostra przy przeprowadzce do Iana zapytała, czy może zabrać go ze sobą. Zapytana o powód odparła, że chce mieć jakąś cząstkę domu, który opuszczała, a który zawierałby w sobie dobre wspomnienia.
Do tej pory pamiętała jak w któreś święta śmiały się z Lottą, że już dawno temu powinna była wyrzucić ten stary potargany wieniec, a kupić sobie nowy. Sklepy miały przecież teraz do zaoferowania tyle pięknych ozdób.
Tiana uśmiechnęła się smutno.
- No proszę. Kto by pomyślał, że kiedyś zostanie mi po tobie tylko ten stary wieniec... - rzekła i nacisnęła klamkę by wejść do środka, gdyż drzwi jak zwykle były otwarte.
Kobieta już nie raz mówiła Ianowi, że powinien ja zamykać, lecz on oczywiście nigdy nie słuchał. Znów będzie musiała go za to zrugać… Ale nie dziś, dzisiaj z okazji świąt ten jeden raz mu daruje. Pomyślała wesoło i nie zdejmując kurtki udała się do salonu, gdyż słyszała dochodzący stamtąd głos szwagra.
- Ian, przyszłam żeby… - urwała i stanęła jak wryta, widząc rozgrywająca się przed sobą scenę.
Tuż przed nią na kanapie siedziała całująca się para. Szczupła i zgrabna brunetka obejmowała siedzącego obok niej mężczyznę i całowała namiętnie.
A tym mężczyzną był Ian.
Mężczyzna słysząc głos otworzył do tej pory zamknięte oczy, a widząc ją odskoczył od swojej towarzyszki jak oparzony.
- Tiana!- krzyknął zaskoczony i wpatrzył się w pociemniałe od gniewu oczy szwagierki. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, wstał niepewnie i podrapał się po głowie. - Ja… Ja myślałem, że będziesz później… Myślałem… - zaczął się jąkać.
Jednak Tiana, która ledwie się powstrzymywała by nie podejść do niego i mu nie przywalić, nie była w nastroju do słuchania.
- Przestań pieprzyć i natychmiast masz mi powiedzieć, kto to do cholery jest?! - wrzasnęła patrząc na stojącą obok niego kobietę.
Brunetka nie zamierzała odwzajemnić jej spojrzenia. Od czasu do czasu zerkała tylko nerwowo na Iana , jakby czekała, aż powie jej co powinna w tej chwili zrobić.
Tymczasem mężczyzna widząc, że nie uda mu się już ukryć prawdy, westchnął i przetarł oczy.
- Dobrze, powiem ci – rzekł i zerknął w oczy stojącej obok niego kobiety. Chwycił ją za rękę i ponownie obrócił się w stronę szwagierki. - To jest Maja. Moja dziewczyna.
Tiana zdębiała, przez chwilę tylko się na nich patrzyła, po czym ledwie panując nad głosem warknęła.
- Twoja CO?!
Ian skrzywił się na dźwięk jej ostrego tonu.
- Słyszałaś. Maja to moja dziewczyna. Jesteśmy w związku i kochamy się. Przeliterować ci to? - rzekł buńczucznie, co bynajmniej nie poprawiło sytuacji. Jedynie bardziej rozsierdziło Tianę, która wręcz zagotowała się ze złości.
Próbując jednak wciąż zachować spokój, siadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach oddychając głęboko.
- Ona ma wyjść.
Brunetka posłusznie ruszyła w stronę drzwi chcąc wykonać polecenie, jednak Ian ją powstrzymał.
- Nie. Maja zostaje.
Tiana uniosła gwałtownie głowę i wskazała na drzwi.
- Wynocha z domu mojej siostry! Ale już! - wrzasnęła patrząc na Maje.
Kobieta ze strachu, aż się cofnęła. Ian znów próbował ją powstrzymać przed wyjściem, lecz ona położyła mu dłoń na ramieniu i pokręciła głową.
- Nie Ian. Porozmawiajcie na spokojnie. Nie będę wam przeszkadzać.
Następnie zbliżyła się do Tiany, która aż się wzdrygnęła, widząc że ta idzie w jej kierunku.
- Wolałabym żebyśmy się poznały w lepszych okolicznościach, ale mimo to mam nadzieję, że jakoś dojdziemy do porozumienia. Do widzenia. Mam nadzieję? - powiedziała tylko i wyszła.
Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, Tiana natychmiast doskoczyła do Iana.
- Co ty sobie myślałeś sprowadzając do domu kochanki?! Chcesz, żeby Ray i Fauna się kiedyś o tym dowiedzieli, że zdradzałeś ich mamę?! A co na to powie Odie?! Masz się jej natychmiast pozbyć albo…
- Albo co? – rzekł Ian krzyżując ręce. Tiana osłupiała.
- Jak to co? Moja siostra o wszystkim się dowie kiedy…!
- Kiedy się obudzi? - mężczyzna pokręcił głową. - Tiano, Odie się już nie obudzi. Oboje dobrze o tym wiemy.
Kobieta patrzyła na niego niedowierzając w to co słyszy.
- O czym ty mówisz? Oczywiście, że się obudzi! Może się obudzić w każdej chwili! Nawet teraz!- krzyknęła, lecz nawet w jej głosie słychać było powątpiewanie.
Ian popatrzył na nią smutno.
- Nawet ty sama już w to nie wierzysz, prawda? Dobrze, wiesz, że Odie nie ma już z nami, ale wciąż nie chcesz tego zaakceptować. Trzymasz się złudnej nadziei, bo to sprawia, że czujesz się lepiej.
Chcesz…
- Zamknij się! – wrzasnęła zaciskając pięści i odwróciła się od niego, gdyż nie chciała by zauważył łzy, które spływały jej po policzku. Ian widząc to zbliżył się chcąc ją jakoś uspokoić, ale odepchnęła go gwałtownie. - Wszyscy jesteście tacy sami! Wszyscy już dawno skreśliliście Odie! Ty, Naveen, dzieci… Nawet Lotta!
Obróciła się ponownie w jego stronę.
- Ale ona się obudzi! Ja w to wierzę! A ty tylko szukasz usprawiedliwienia dla tego co robisz! Przyznaj, że znudziło ci się czekanie i dlatego znalazłeś sobie jakąś dzi**ę!
Mężczyzna gwałtownie chwycił ją mocno za ręce i spojrzał groźnie w oczy.
- Nie nazywaj jej tak – powiedział groźnym głosem. Widząc jednak, że sprawia jej ból puścił ją i cofnął się.
- Przepraszam – szepnął, ponieważ kobieta wciąż milczała odezwał się ponownie. - Tiano, dobrze wiesz, że kochałem Odie całym sercem.
- Jak śmiesz… - już chciała zacząć Tiana, lecz uciszył ją gestem i spojrzał prosto w oczy.
- Dobrze wiesz, że to prawda. Gdyby był jakikolwiek sposób, żeby ją obudzić, to zrobiłbym dosłownie wszystko. Wszystko! – rzekł uniesionym głosem i uderzył pięścią w ścianę, aż Tiana podskoczyła. Stał tak chwilę nim znów przemówił. - Ale oboje wiemy, że nie ma niczego takiego. Lekarze są bezradni... My jesteśmy bezradni – uniósł wzrok i spojrzał na nią. - Tiano zrozum. Ja nie mogę… Nie chcę spędzić całego życia samotnie. Ty masz Naveena i Lottę, którzy cię wspierają, a kogo mam ja? Ray i Fauna są jeszcze dziećmi i to moim obowiązkiem jest dbanie o nich. Nie mogę im pokazać, że w środku jestem kompletnie rozbity tym co się stało. Nie mogę ich obarczyć takim brzemieniem. A sam już nie daję rady…
Tiana w głębi serca rozumiała, co Ian miał na myśli i głęboko mu współczuła. Sama nie mogła sobie nawet wyobrazić co by zrobiła, gdyby coś takiego przydarzyło się im. Gdyby Naveen nagle zapadł w śpiączkę, a lekarze nie dawaliby mu praktycznie żadnych szans na wybudzenie się.
Spojrzała w oczy szwagra, po czym jaj wzrok padł na drzwi, gdzie przez szybkę, widać było wiszący na nich z drugiej strony wieniec. Ruszyła w stronę drzwi.
Mimo wszystko nie mogła mu wybaczyć. Nie potrafiła patrząc mu w oczy powiedzieć, że nic się nie stało.
- Tiano? – rzekł Ian pytająco widząc, że chce wyjść.
Tiana zatrzymała się w pół kroku i nie odwracając się rzekła.
- Rób jak uważasz, to twoje życie… Ale nie proś mnie, jej siostrę, o to bym to zaakceptowała, bo dobrze wiesz, że nigdy tego nie zrobię – spojrzała prosto w oczy Iana, który aż wzdrygnął się widząc bijący od nich chłód. - Nigdy.
Następnie wyszła i nie oglądając się za siebie ruszyła do domu.
. . .
Wszystko co złe zaczęło się dość niepozornie, gdyż od zwykłego swetra.
A dokładniej rzecz ujmując, niedługo po tym jak Marcin i Serena wykonali powierzone im przez Siobhan obowiązki, mężczyzna zauważył, że poza nim nikt z domowników nie ubrał świątecznego swetra, które dostali w zeszłym roku. Oczywiście od razu wytknął im ten fakt licząc, że być może jedynie zapomnieli. Jakież było jego zdziwienie, gdy wszyscy jednogłośnie odparli, że w tym roku nie zamierzają się przebierać!
Początkowo Marcin miał jeszcze nadzieję, że poprą go dzieci. Niestety Vivi i James nie okazali się być zbyt pomocni. Zgodnie odparli, że bardzo lubili tradycyjne ubieranie swetrów co roku, jednak tym razem z okazji poznania chłopaka Sereny, który miał zasiąść do kolacji razem z nimi, postanowili ubrać się bardziej oficjalnie, tak jak Siobhan i Serena. Nie chcą przecież wywrzeć na chłopaku Sereny złego wrażenia i sprawić by poczuł się nie swojo, gdyż jako jedyny wtedy nie miał by on świątecznego swetra, prawda?
Do tego James w ostatniej chwili oznajmił, że dziś nie zasiądzie z nimi do stołu, gdyż razem z przyjaciółmi umówili się na wspólną wigilię.
Oczywiście Marcin nie uwierzył w ani jedno jego słowo i od razu wyczuł, że musi chodzić o jakąś dziewczynę, jednak niewiele mógł zrobić. Jego syn był już prawie dorosły. Zmuszanie go by został z nimi, gdy wcale tego nie chce, skończyłoby się tylko jedną wielką awanturą. Godząc się więc, że te święta zdecydowanie nie będą takie jak sobie wymarzył, zgodził się by James spędził wieczór ze znajomymi.
Mimo tego początkowego rozczarowania reszta dnia minęła mu dość dobrze. Tak jak to sobie zaplanował ułożył przy stole karteczki kto ma gdzie siedzieć, udekorował stół i pomógł Siobhan w kuchni. Szło mu tak dobrze, że zaczął nawet odzyskiwać nadzieję, iż ten dzień wcale nie będzie taki zły. Poczuł się nawet jeszcze lepiej, gdy w końcu zawitali do nich Arata z Krzysztofem i małą Khany, którzy jak co roku spędzali święta z nimi.
Wystarczyło jednak jedno zdarzenie, a właściwie jedna osoba, by cały dobry nastrój Marcina gdzieś prysnął.
- Zaczynamy?
Usłyszał i krzywiąc się obrócił się w stronę dźwięku. Był to nikt inny jak Jakub. Ojciec Marcela i obecny chłopak Sereny, do którego z jakiegoś powodu dziewczyna postanowiła wrócić. Marcin wciąż nie potrafił zrozumieć, jak ta jedna osoba samym pojawieniem się potrafiła popsuć mu nawet najpiękniejszy dzień.
Wziął głębszy łyk alkoholu, którego nalali sobie razem z Krzysztofem i próbując zachować dobry humor, ruszył w stronę chłopaka.
- Zaczynajmy! Czuję, że to będzie niezapomniany wieczór!
I jak się później okazało, miał całkowitą rację.
Wszyscy na długo zapamiętają tę noc.
. . .
Początkowo było nawet nieźle. Wszyscy zasiedli do stołu, podzielili się opłatkiem (Co dla Marcina było nie lada wyzwaniem, gdyż przy składaniu życzeń Jakubowi najbardziej miłymi pozycjami, które przychodziły mu do głowy były rzeczy w stylu: „Mam nadzieję, że potrącenie przez auto nie będzie cię bardzo bolało”) i wspólnie zjedli pierwszą z potraw, którą tradycyjnie był oczywiście barszcz. (Lub ryba z frytkami, czy co tam simy jedzą xD)
Niestety pierwsze zgrzyty zaczęły się już w chwili, gdy zaczęli odpakowywać pierwsze prezenty.
Jakub jako, że żadnego z nich nie znał zbyt dobrze oczywiście kupił same nietrafione pozycje jak książkę z dietetycznymi przepisami dla Siobhan, płytę heavy metalową dla Araty, pastę do butów i nici dla Krzysztofa oraz gorzkie czekoladki dla Marcina. (Co ten uznał akurat nawet za zabawne, gdyż sam kupił mu dokładnie to samo.)
Oczywiście Marcin nie omieszkał tego skomentować. Serena łypała tylko ciągle na niego groźnie, lecz mężczyzna nic sobie z tego nie robił. Od razu dało się wyczuć, że chłopak nawet jej nie zapytał co powinien dla nich kupić, co oznaczało, że albo nie bardzo go obchodziło czy trafi z prezentem albo zwyczajnie nie miał dla Sereny czasu, by razem z nią iść na świąteczne zakupy.
Ani jedna, ani druga opcja nie świadczyła o nim zbyt dobrze.
Tak naprawdę, był tylko jeden prezent z którym Jakub trafił dobrze, a był to zestaw samochodzików dla Marcela.
Gdy tylko chłopczyk je zobaczył, oczy zaświeciły mu się jak małe gwiazdeczki po czym rzucił się w wir zabawy razem z Khany, której najwyraźniej prezent kolegi spodobał się bardziej niż wcześniej otrzymana lalka.
Serena widząc bawiące się dzieci uśmiechnęła się do Jakuba.
- Ale ci się udało trafić. To są dokładnie te samochodziki, które ostatnio tak mu się podobały w sklepie! – rzekła entuzjastycznie, zerkając na resztę rodziny. Ignorując wcześniejsze wpadki Jakuba, wszyscy oczywiście zgodnie pokiwali głowami nie chcąc robić dziewczynie przykrości i psuć miłej atmosfery.
No cóż, prawie wszyscy.
- Szkoda, że ze wcześniejszymi nie udało mu się trafić – mruknął siedzący obok Marcin, a wszyscy obrócili się gwałtownie w jego stronę. Serena zmarszczyła groźnie brwi.
- Mówiłeś coś Marcin? – rzekła tonem wyraźnie sugerującym, że powinien się wycofać, albo będzie awantura. Marcin zauważył, że cała rodzina delikatnie kręciła głową dając znaki, że powinien dać temu spokój.
On jednak nie zamierzał umilknąć.
- Tak, zastanawiam się dlaczego mam się zachwycać gościem, który przez cały ten czas miał swoje dziecko w d***e, tylko dlatego że kupił mu trzy samochodziki!
- Marcin! – wykrzyknęła Siobhan oburzona, ale zignorował ją i spojrzał na Serenę.
- Myślałem, że zależy ci na Marcelu, a zamiast znaleźć sobie kogoś porządnego, to wybierasz jego żeby pomógł ci go wychować?!
Serena zacisnęła pięści.
- O, więc teraz chcesz powiedzieć, że jestem złą matką?! - krzyknęła dziewczyna, mierząc w niego palcem, co tylko rozsierdziło go bardziej.
- Być może nigdy nie powinnaś była nią być! – krzyknął, a w salonie zapadła cisza. Marcin od razu zrozumiał, że tym razem przegiął. Popatrzyli na siebie z Sereną, jakby oboje zaskoczeni tym co właśnie powiedział.
- Sereno, przepraszam. Ja nie… - zaczął, chcąc od razu przeprosić, ale Serena uciszyła go gestem.
- Nie, w porządku, powiedziałeś to co chciałeś – rzekła i spojrzała na niego oczami, w których wyraźnie widział jak bardzo zraniły ją jego słowa. - Teraz w końcu wiem, co o mnie myślisz – szepnęła tak cicho, że tyko on mógł ją usłyszeć i spojrzała na resztę rodziny. - Wybaczcie, ale chyba pójdę zaczerpnąć świeżego powietrza. Choć Marcelku, przejdziesz się z mamusią na spacerek.
Następnie nie czekając na reakcję zgromadzonych w salonie osób ruszyła do wyjścia.
Jakub widząc, co się dzieje podążył za nią.
- Poczekaj, pójdę z tobą – zawołał i oboje opuścili pokój.
Marcin widząc wpatrzone w siebie spojrzenia członków rodziny spuścił wzrok.
- Ja nie… - zaczął, lecz rozwścieczona Siobhan doskoczyła do niego, nie dając mu dojść do słowa.
- Co to miało być?! Myślisz, że takimi tekstami coś ugrasz?! Chłopak Sereny może ci się nie podobać, ale to nie tobie oceniać z kim ma być, a z kim nie! A może ty chcesz żeby do końca życia była sama, a ty będziesz mógł grać tatusia dla Marcela?! – wykrzyknęła oburzona i nie zważając na to, że Marcin ten chce coś powiedzieć dodała. - Pieprzony egoista! – krzyknęła, po czym zdenerwowana wyszła.
Marcin wbił wzrok w podłogę.
Siobhan miała rację, nie miał nic na swoje usprawiedliwienie. Zachował się po prostu okropnie. Mógł próbować tłumaczyć swoje zachowanie troską o Marcela i Serenę, o to, że Jakub znów może ją zawieść i zostawić, ale zdecydowanie nie powinien swoich obiekcji deklarować w tai sposób. Jeśli chciał, mógł spróbować porozmawiać z dziewczyną wcześniej, na spokojnie i bez publiczności. Teraz jednak było już za późno.
Nagle poczuł dłoń na ramieniu dlatego uniósł wzrok. To Krzysztof patrzył się na niego ze współczuciem malującym się na twarzy.
- No, trochę przesadziłeś Marcin.
Marcin westchnął i pokręcił głową.
- Nie wiem co we mnie wstąpiło… Nie chciałem.
Krzysztof ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Wiemy, ale co się stało to się nie odstanie. Lepiej pójdę z nią porozmawiać. Postaram się jej to wyjaśnić.
Marcin uśmiechnął się smutno.
- Dzięki, choć wątpię, żeby to pomogło…
Słysząc to Genowefa, która do tej pory stała nieco z boku obserwując całą sytuację, zbliżyła się do Marcina i Krzysztofa.
- Pójdę z tobą. Jeśli nie ciebie to może chociaż mnie posłucha – rzekła i uśmiechnęła się pocieszająco do Marcina. - Nie martw się tato, będzie dobrze.
Następnie wyszli przez boczne drzwi i ruszyli w kierunku Sereny, Jakuba i Siobhan.
Nagle Marcin zauważył, że Arata również wstaje jakby zbierał się do wyjścia.
- Ty też wychodzisz? – rzekł przygnębiony.
Arata uśmiechnął się i wskazał na leżącą na kanapie Khany. Jakimś sposobem, mimo całej tej awantury i krzyków, dziewczynka zdołała usnąć. Marcin patrzył na nią niedowierzając. Jak mogła tak spokojnie drzemać podczas, gdy oni tak hałasowali?
Od razu pomyślał o Agacie i jej twardym charakterze. Nie miał najmniejszego problemu, by wyobrazić sobie małą Agatę jak śpi podczas, gdy wokół się wali i pali. Wyglądało na to, że Khany jednak coś odziedziczyła po swojej mamusi.
- Ja akurat z innego powodu, ale sam rozumiesz – odezwał się Arata i delikatnie wziął na ręce śpiące dziecko. Następnie ruszył w kierunku schodów i udał się na piętro by położyć mała spać. Przechodząc dotknął lekko jego ramienia i spojrzał wzrokiem pełnym współczucia.
- Przykro mi.
W opustoszałym nagle salonie został już tylko Marcin.
Mężczyzna westchnął ciężko.
Czy ktoś by mu uwierzył, gdyby powiedział, że wszystko zaczęło się od zwykłego swetra?
Zbliżył się do okna i wyjrzał na zewnątrz. Od razu zauważył, że spod domu zniknęło auto Sereny i Siobhan. Krzysztofa i Vivi również nie było nigdzie widać. A więc musieli pojechać z nimi.
Obejrzał się i rozejrzał po pustym pomieszczeniu.
- Ja naprawdę nie chciałem… - szepnął.
Odpowiedziała mu jedynie cisza.
. . .
Tymczasem kawałek dalej, Tiana przeżywała swój własny dramat. Wciąż zdenerwowana po spotkaniu z Ianem wpadła do domu jak burza i trzasnęła drzwiami. Naveen zaskoczony tym nagłym pojawieniem się, aż podskoczył. Widząc ją w drzwiach uśmiechnął się, szybko jednak zauważył, że żona przyszła sama i popatrzył na nią zdziwiony.
- Myślałem, że przyjdziesz razem z Ianem, gdzie on jest? A Ray i Fauna? – spytał, lecz Tiana pokręciła głową.
- Ian nie spędzi z nami świąt w tym roku. Ray i Fauna pewnie wolą zostać z nim - rzekła i mijając go ruszyła do stołu. - O, zapomniałeś zapalić świeczek, zajmę się tym – już chciała sięgnąć po zapałki, lecz Naveen powstrzymał ją i chwycił za rękę.
- Jak to nie spędzi? – spytał nie rozumiejąc. - Znów się o coś pokłóciliście? Tiano, święta to nie czas by sprzeczać się o jakieś duperele! – rzekł, a Tiana odwróciła się do niego gwałtownie.
- Ian ma kochankę! – wrzasnęła parząc mu prosto w oczy. Następnie wyrwała rękę z jego uścisku i odeszła parę kroków. - Przyszłam, a on siedział na kanapie z tą… tą…
- A więc już wiesz – usłyszała i gwałtownie uniosła głowę, po czym spojrzała na niego niedowierzając.
- Co? – rzekła jakby sama do siebie i zerknęła na niego groźnie. - Błagam Naveen, powiedz mi, że nie wiedziałeś, bo inaczej…
- Wiedziałem – rzekł po prostu, a Tianę na chwilę zamurowało.
- Że co? – wykrztusiła w końcu po dłuższej chwili.
Naveen westchnął.
- Tak Tiano, wiedziałem. Ian powiedział mi już o tym jakiś czas temu, ale prosił, wręcz błagał mnie, żebym ci nie mówił.
- Jak mogłeś?! Ten dupek zdradza moją siostrę, a ty nie raczyłeś mnie o tym poinformować?! Dlaczego?! - krzyknęła, a mężczyzna skrzyżował ramiona i uniósł brew.
- Jeszcze pytasz?
Tiana zacisnęła pięści i łypnęła na niego.
- Miałam prawo wiedzieć!
Mężczyzna niespiesznie pokiwał głową.
- Owszem miałaś. A Ian miał prawo, żeby powiedzieć ci o tym osobiście.
Tiana prychnęła.
- Jakoś się nie spieszył!
- A kiedy miał ci powiedzieć? Ciągle mijamy się gdzieś w biegu, a ty najczęściej widujesz się z nim gdy przychodzisz odwiedzić Odie. Co miał ci powiedzieć? „Hej Tiano, fajnie się nam tu siedzi z Odie, ale mam dla ciebie wiadomość. Mam nową dziewczynę! Chciałabyś ją poznać?”
Tiana zmarszczyła brwi.
- A więc teraz go bronisz? Pewnie! Jak zawsze! – rzekła i już chciała odejść, ale powstrzymał ją.
- Nie, staram się go zrozumieć.
Kobieta prychnęła.
- Zrozumieć! Też mi coś! – zerknęła na niego. - A co tu jest do rozumienia? Ten bydlak po prostu perfidnie zdradza moją siostrę, ot co!
Mężczyzna spojrzał jej poważnie w oczy.
- Dobrze wiesz, że to nieprawda. Ian kochał Odie.
- Tak bardzo, że poleciał za pierwszą lepszą, gdy tylko nadarzyła się okazja!
- Tiano… - zaczął ponownie Naveen, lecz Tiana wyrwała mu się i uniosła gwałtownie ręce.
- Nie Naveen, nie przekonasz mnie – rzekła i obróciła się od niego.
Dokładnie w tej chwili zeszli na dół zaalarmowani krzykami Flora i Diablo trzymając na rękach Aurorę.
- Co tu się dzieje? – spytał chłopak, a Tiana pokręciła głową i wzięła na ręce zerkająca na nich niepewnie Florę.
- Nic takiego – odpowiedziała i spojrzała na Naveena. - Nie mówmy już o nim. Dziś wigilia, powinniśmy już siadać do stołu i otwierać prezenty! Prawda Flora? – spytała córeczki, która wciąż zerkała to na nią to na Naveena, jakby próbowała zgadnąć co się dzieje.
- A gdzie wujek Ian? I Fauna? Malysmy się pobawić lalkami lazem!
Tiana westchnęła.
- Oj Flora, Fauna nie mogła dziś przyjść, ale obiecuję…
- Nie – usłyszeli i wszyscy z zaskoczeniem popatrzyli na Naveena.
- Co „nie”? – spytała Tiana, a mężczyzna pokręcił głową.
- Nie zaczniemy wigilii bez Iana, Raya i Fauny.
Tiana skonsternowana odłożyła Florę i zbliżyła się do niego.
- Co ty wyprawiasz? – szepnęła i ruchem głowy wskazała na Florę, Diablo i trzymaną przez niego Aurorę. - Chcesz się ze mną kłócić przy dzieciach?
Naveen odwzajemnił jej spojrzenie.
- Nie, daję ci wybór. Albo Ian przyjdzie do nas, albo zabieram dzieci i to my idziemy do Iana.
Kobieta spojrzała na niego groźnie.
- O nie Naveen. Tak nie będziemy rozmawiać! Nie zmusisz mnie, żebym spędziła święta z tym…
- Z tym co? Tiano, przypominam ci, że Ian nie jest tylko mężem twojej siostry. Jest również moim przyjacielem i ojcem twoich siostrzeńców. Należy do naszej rodziny czy tego chcesz czy nie i nie pozwolę ci tego zniszczyć, bo tak sobie wymyśliłaś.
- To on to zniszczył! – rzekła unosząc ręce, lecz Naveen pokręcił głową.
- Nie, on próbuje być szczęśliwy, to ty próbujesz nas podzielić. – Następnie spojrzał w stronę Flory i wyciągnął w jej kierunku ręce. - Choć Flora – zawołał, a dziewczynka natychmiast do niego podbiegła. - Idziemy do Iana, wpadnij kiedy zmądrzejesz – rzekł, po czym obrócił się i wyszedł. Osłupiała Tiana podążyła za nim i stanęła na schodach.
- Naveen! – zawołała, lecz on nie zatrzymując się szedł dalej w kierunku domu przyjaciela.
Zaraz za nim z domu wyszedł Diablo, Tiana widząc to chwyciła go za rękę.
- A ty dokąd?
- Idę z tatą. Nie wiem o co się posprzeczaliście z wujkiem, ale sądzę, że popełniasz błąd. Proszę, przyjdź do nas jak się uspokoisz.
Tiana w milczeniu obserwowała jak cała jej rodzina oddala się w stronę domu szwagra.
Nie mogąc tego znieść, trzasnęła drzwiami, usiadła przy stole i uderzyła pięścią w stół.
Po chwili rozejrzała się patrząc na pięknie przystrojony salon i wszystkie ozdoby. Dom wyglądał przepięknie. Widząc jednak stojące przed nią puste krzesła Tiana pomyślała, że nigdy tak bardzo nie chciała być w innym miejscu jak dziś.
. . .
W czasie gdy Tiana rozpaczała nad swoim trudnym położeniem, sytuacja Charlotty również nie wyglądała o wiele lepiej. Początkowe plany by zawieźć Danutę i zwierzaki na miejsce koncertu, a później szybko wrócić coraz bardziej się komplikowały w miarę jak oddalali się od domu. Charlotta dowiedziała się dziś bowiem nie tylko tego, że Danuta jest byłą modelką, ma swoją agencję, a po Enryczku próbuje sobie znaleźć chłopaka w swoim wieku… Okazało się również, że jest beznadziejnym pilotem!
Oczywiście można zapytać, dlaczego po prostu nie sprawdzili, gdzie odbywa się koncert, a potem kierując się GPS’em, nie dojechali na miejsce?
Otóż początkowo, takie właśnie mieli plany. Gdy tylko jednak wsiedli do samochodu Enrique i chcieli to zrobić, Danuta oświadczyła, że absolutnie nie ma takiej potrzeby, a dodatkowo zna ona skrót, który pomoże im być na miejscu znacznie szybciej. Lotta i Enryczek w swej niewiedzy oczywiście od razu zgodzili się na plan starszej pani i tak ruszyli.
Niestety rzeczywistość okazała się być zupełnie inna.
Ponad godzinę zajęło im znalezienie jakiegoś zakrętu, który miał im podobno pomóc dostać się na miejsce szybciej, a potem wciąż kluczyli, co rusz zawracając, gdyż jakaś droga była zablokowana przez remonty lub Danuta orientowała się, że jednak pomyliła skręt.
Jakby tego było mało, po drodze rozpętała się taka zawierucha, że kompletnie już stracili orientację w terenie, a co gorsza zasięg, więc nie mogli nawet sprawdzić trasy lub zadzwonić do kogoś, kto by im pomógł się odnaleźć.
To wszystko wprowadzało dość nerwową atmosferę, którą odczuwały również zwierzaki.
I nagle, jakby tego wszystkiego było mało autem gwałtownie szarpnęło, siedząca z tyłu Danuta zawyła, gdy uderzyła głową w oparcie siedzenia Lotty, a jeden ze szczeniaków zwymiotował. Wszyscy zamarli na jedną krótką chwilę, po czym Charlotta obróciła się i spojrzała na Enrique.
- Co się dzieje?
- Nie! – zawył chłopak w ogóle jej nie słuchając i uderzył pięścią w kierownicę. - Nie, nie i nie!
Siedząca za nimi Danuta rozmasowując głowę pochyliła się ku nim i podobnie jak Lotta spojrzała na rudowłosego.
- Czyżbyś znowu zapomniał zatankować Enryczku? – spytała i zerknęła w stronę Lotty. - Ciągle mu się to zdarzało, gdy byliśmy razem, dlatego zwykle wolałam jechać limuzyną – wyjaśniła. Enryczek wciąż skupiony na aucie powoli pokręcił głową.
- Nie to nie to. Tym razem to coś o wiele gorszego – rzekł i wreszcie na nie spojrzał. - Obawiam się, że nigdzie już nie pojedziemy.
Danuta i Lotta wymieniły spojrzenia.
- CO?!
. . .
Kolejna godzina minęła im na zastanawianiu się co powinni zrobić w tej sytuacji. Od razu po wyjściu z auta Enryczek otworzył przednią klapę samochodu, spod której jak się spodziewał buchnął dym. Chłopak co prawda wyjął z bagażnika jakieś podręczne narzędzia i próbował coś zdziałać, lecz jak można się było spodziewać niewiele to dało. Nie był mechanikiem i oprócz pomocy jakiej udzielał ojcu, gdy jako mały chłopiec pomagał mu w naprawach ich starego rodzinnego samochodu, nie miał doświadczenia potrzebnego by zreperować zepsuty pojazd. Lotta widząc co się dzieje pomyślała, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie zadzwonienie po pomoc drogową. Niestety plan ten spalił na panewce, gdy okazało się, że przez burzę śnieżną komórka Enryczka całkowicie straciła zasięg, a i ona z jakiegoś powodu nie mogła się nigdzie dodzwonić.
Gdy znów jej się nie udało połączyć zniecierpliwiona spojrzała na wyświetlacz i ze zdumieniem odkryła, że ma jedynie kilka procent baterii. Przeklęła w myślach swoją głupotę i po cichu przysięgła sobie, że już nigdy nie wyjdzie z domu z nienaładowanym telefonem. Tymczasem wciąż pozostawała kwestia, co zrobić teraz? Lotta przeczuwała, że z jej słaba baterią może wykonać jeszcze jakiś jeden, może dwa telefony. Jednak do kogo powinna zadzwonić?
Ponownie zerknęła na trzymaną w dłoni komórkę, po czym odblokowała ekran i wybrała z listy kontaktów numer modląc się, by tym razem udało jej się w końcu z kimś połączyć. Po kilku sygnałach usłyszała po drugiej stronie tak dobrze znany jej głos.
- Halo?
- Aleks! Dzięki ci panie! Mamy problem! –prawie, że krzyknęła do telefonu. Odpowiedziała jej cisza. Przez jedną krótką chwilę Lotta pomyślała z przerażeniem, że telefon jej padł lub niechcący rozłączyła się. Już miała zerknąć na wyświetlacz, gdy usłyszała ponownie.
- Co? Lotta, gdzie ty jesteś? Nie za dobrze cię słyszę!
Kobieta zmarszczyła brwi.
- Co? Aleks! – krzyknęła próbując zrozumieć co do niej mówi, po czym zerknęła ze złością na urządzenie. - A niech cię! – powiedziała, a jej rozmówca odezwał się ponownie.
- Co?!
Lotta ponownie przyłożyła komórkę do ucha. Wiedziała, że nie ma już wiele czasu nim bateria rozładuje się jej całkowicie.
- Aleks! Słuchaj! Mam problem! Nie możemy dojechać na koncert dla zwierzaków, utknęliśmy na drodze i potrzebujemy pomocy! – wrzasnęła tak głośno, że aż kilka psów obróciło się w jej stronę i skonsternowane przekrzywiły łebki. Lotta jednak nie zwróciła na to uwagi próbując zrozumieć co mówi Aleksander. Wyglądało jednak na to, że nie tylko ona słyszała go niezbyt dobrze.
- Jak to nie możesz dojechać i utknęłaś? Tiana cię trzyma u siebie? – spytał, nie rozumiejąc co kobieta próbuje mu przekazać. Lotta w swej bezradności zamachała rękami, choć wiedziała, że Akes nie może tego zobaczyć.
- Nie! Nie mogę się ruszyć z drogi! Potrzebuję pomocy! – wrzasnęła głośniej. Po drugiej stronie przez chwilę nikt się nie odzywał. Lotta już myślała, że tym razem faktycznie się rozłączyła , gdy usłyszała.
- Dobrze, skoro nie możesz, to trudno. Gdybyś jednak zmieniła zdanie, to wpadnij.
- Co? Nie! Aleks! – krzyknęła jeszcze, ale tym razem Aleks faktycznie się rozłączył i odpowiedziała jej cisza.
- Ty głupku! - zawyła z wściekłości i ponownie spróbowała wybrać numer. Tym razem jednak nie miała już szczęścia. Bateria padła całkowicie i telefon wyłączył się. – Nie! – rzekła patrząc na niedziałające urządzenie i zerknęła w stronę Enrique i Danuty, którzy obserwowali ją przez cały czas trwania jej rozmowy.
- Enrique. Nie masz może power bank, albo coś? – spytała z nadzieją.
Chłopak jednakże zaprzeczył ruchem głowy.
Lotta zwiesiła głowę i spojrzała na dwa ocierające się jej o nogi kociaki.
- W takim razie wygląda na to, że faktycznie tu utknęliśmy.
. . .
Dziesięć minut później, nie mogąc wpaść na nic lepszego cała gromadka siadła sobie na poboczu drogi i wpatrzyła się w horyzont, próbując wśród zawieruchy dojrzeć jakiś jadący o tej porze samochód. Wszyscy bowiem zgodnie przyznali, że w takiej sytuacji nie mają szansy dotrzeć na koncert na czas. Pozostało im jedynie złapać kogokolwiek i grzecznie poprosić, czy nie zawiózłby ich do najbliższego hotelu, gdzie spędzą tę noc. Oczywiście mogli jeszcze próbować iść na chybił trafił piechotą by poszukać noclegu, jednak jak to zauważyła Lotta nie mieli pojęcia gdzie są, a przez sypiący zewsząd śnieg mogliby tylko zgubić się bardziej. Dlatego uznali, że na razie poczekają, a najwyżej jeśli w ciągu pół godziny nikt się nie zjawi, spróbują znaleźć coś na własną rękę.
Enryczek spróbował jeszcze odnaleźć zasięg i przeszedł się kawałek w jedną i drugą stronę. Gdy jednak mu się to nie udało, przysiadł się do obu pań stwierdzając, że bez sensu jest marnować baterię, skoro może im się przydać jeszcze później, gdyby faktycznie musieli iść szukać schronienia na nogach.
Po kilku minutach ciszy, obrócił się w stronę Danuty i dotknął jej ramienia by zwrócić uwagę na siebie.
- Przepraszam – rzekł nieco zawstydzony. Enrique czuł się winny całej tej zaistniałej. Gdyby nie zaproponował Danucie i Fatimie, że zawiezie je na miejsce, to wszystko by się nie wydarzyło. Być może nikt nie zabrałby ich na miejsce koncertu, ale z drugiej strony przynajmniej nie siedzieliby tu teraz wszyscy, zgubieni w śnieżycy, mając nadzieję, nie widząc nawet czy ktoś ich znajdzie. Był więc bardzo zaskoczony, gdy Danuta pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- To nie twoja wina. Takie rzeczy się zdarzają. Równie dobrze mogłam zadzwonić po wnuka, żeby nas zawiózł zamiast próbować dojechać na własną rękę. Takie rzeczy się zdarzają i tyle.
Mimo jej kojących słów, Enryczek posmutniał jeszcze bardziej.
- No tak, z rodziną też się już dziś nie zobaczysz – dodał, jeszcze bardziej przygnębiony.
Danuta jednak pokręciła głową.
- To mnie akurat nie martwi. Tak naprawdę dziś jest dzień jak co dzień. Z rodziną i tak się zobaczę, jak nie dziś to jutro. To ich mi szkoda – rzekła i pogłaskała po głowie jednego z psiaków. - Dziś miał być ich wielki dzień. Miały szanse znaleźć dom. Juto natomiast wrócą do schroniska, gdzie znów większość z nich pozostanie niezauważona w tłumie.
Enryczek podążył za jej spojrzeniem i popatrzył na zgromadzone wokół nich zwierzaki. Następnie ponownie zerknął na Danutę.
- Ale część z nich to jeszcze szczeniaki i kociaki. One chyba szybko znajdą dom?
Danuta jednakże pokręciła głową.
- Zazwyczaj tak, jednak nie jest to reguła. Patrz, na przykład tamten piesek ma już 13 lat, a od szczeniaka siedzi w schronisku.
Enryczek zaskoczony popatrzył na małego burego kundelka, który siedział przed nim i zamachał ogonem widząc, że mu się przygląda.
- Nikt go nie chciał? Dlaczego?
Kobieta wzruszyła ramionami.
- Różnie bywa. Może był zbyt pospolity? Może zbyt nieśmiały? A może inne były ładniejsze, a on zdążył dorosnąć?
Chłopak powoli kiwnął głową i wskazał kolejnego pieska. Brązowego szczeniaka, który wcześniej zwymiotował na siedzenie jego samochodu, gdy gwałtownie zahamowali.
- No a ten? Jest szczeniakiem, jest ładny. Nie znajdzie szybko domu? – rzekł, a piesek zbliżył się do niego i wgramolił na kolana.
- O tak, na pewno. Niestety musi przejść dość kosztowną operację, a na to ludzie mimo wielkiego serca nie mogą sobie pozwolić. Wciąż szukamy środków by wykonać zabieg.
Enrique spojrzał na trzymanego przez siebie szczeniaka, który wtulił się w niego i ukrył pyszczek pod jego kurtką, by było mu cieplej.
- Smutne – rzekł tylko, a Danuta w zamyśleniu skinęła głową.
Nagle jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, śnieg przestał sypać z nieba, a tuż przed nimi zamigotały reflektory jadących w ich kierunku dwóch samochodów. Wszyscy poderwali się i wpatrzyli w zbliżający do nich punkt światła.
- Coś jedzie! – krzyknęła Lotta i jak jeden mąż zaczęli szaleńczo machać, biegnąc w stronę sunących w ich stronę pojazdów. Nie jeden kierowca samochodu, widząc biegnącą w jego stronę grupę desperatów pewnie zamknąłby dokładnie szyby, zablokowała drzwi i czym prędzej nacisnął pedał gazu, by jak najszybciej oddalić się od dziwnej gromadki. Na całe szczęście dla naszych bohaterów, ten jadący w pierwszym pojeździe musiał być albo w dobrym humorze, albo zwyczajnie być szalony, gdyż gdy tylko się zbliżyli zatrzymał się i otworzył drzwi by wysiąść z auta.
Gdy tylko to zrobił dla wszystkich stało się jasne, dlaczego ich nie zignorował.
- Iza! – krzyknęła Lotta i czym prędzej pobiegła w kierunku kuzynki rzucając się jej na szyję. Zaskoczona kobieta zerknęła na uczepioną niej rudowłosą.
- Lotta? A co wy tu wszyscy robicie? – spytała, lecz nim ktokolwiek jej odpowiedział, drzwi drugiego samochodu również stanęły otworem i wysiadły z niego kolejne postacie.
- Agata! – zawołał Enryczek rozpoznając zbliżająca się do nich brunetkę o nieco złośliwy uśmieszku. Gdy jednak zobaczył w czyim towarzystwie do nich idzie, jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. – To ty! – rzekł zaskoczony, wpatrując się w Emmę.
Agata podążyła wzrokiem od jednego do drugiego, po czym zwróciła się do Enryczka.
- To wy się znacie? – spytała go, lecz o dziwo na jej pytanie odpowiedziała Emma.
- Tak! Rudzielec pożyczył mi pieniądze kiedy wracałam do domu. Właściwie, to bardzo zabawna historia może…
- Nie! – krzyknęli wszyscy jednogłośnie nim Emma zdążyła się rozkręcić. Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami.
- Opowiem wam później.
Iza wymieniła jeszcze spojrzenie z Agatą, które jasno wszystkim dało do zrozumienia jak bardzo zachwycona jest pomysłem, by Emma im coś później opowiadała, po czym znów zwróciła się w kierunku Charlotty.
- No więc?
- Próbujemy się dostać na koncert zwierzaków i zepsuł nam się samochód. A wy?
- Jechałyśmy na kolację do Julki, ale wtedy rozpętała się straszna zawierucha, a do tego policja zablokowała niektóre drogi, dlatego błądzimy próbując się tam dostać – odpowiedziała Agata uprzedzając siostrę.
Lotta przyjęła to wyjaśnienie do wiadomości, po czym zerknęła w stronę ich niebieskowłosej towarzyszki.
- Ale co robi z wami Emma? – spytała.
Aga zerknęła na dziewczynę.
- Emma miała jechać z Avril i Jakiem do Windenburga, ale zapomniała, że wigilia jest już dziś i się ich nie zapytała, czy wezmą ją ze sobą.
Enryczek spojrzał na nią unosząc brew.
- Jak to zapomniała, że dziś wigilia?
Agata posłała mu zmęczone spojrzenie.
- Nie pytaj.
Chłopak już otworzył usta, by jednak zapyta, lecz Iza przerwała mu nim zdążył się odezwać.
- Mniejsza z tym. Rozumiem, że potrzebujecie podwózki?
Lotta kiwnęła głową.
- Jakbyście mogły nas podwieźć do jakiegoś hotelu…
- Hotelu? Myślałam, że jedziecie na koncert? – zauważyła Agata.
Enryczek spojrzał na nią.
- Tak, ale przecież nie będziemy zmieniać waszych planów i zabierać czasu…
- Żartujesz? Wszystko jest lepsze od kolacji z wściekła Julią! – zawołała wyrzucając ręce do góry.
Izabella posłała jej karcące spojrzenie.
- Aguś, Juli będzie przykro jeśli nie przyjedziemy.
Aga uniosła brew i skrzyżowała ręce.
- Nie, przykre to będzie słuchanie jej utyskiwań jak to wszystko jest nie tak! – rzekła i zerknęła na przyglądających się jej Lottę, Danutę i Enryczka. - Kucharze i obsługa którą zamówiła nie przyjechali. Już od godziny ciągle wydzwania i jojczy nam jak to wszystko idzie nie po jej myśli! – wyjaśniła, po czym znów zerknęła na siostrę z chytrym uśmieszkiem. - No chyba, że tak bardzo chcesz spędzić wigilię z jęczącą Julią i Sławkiem…
Izabella jak na komendę obróciła się w stronę Lotty i uśmiechnęła delikatnie.
- To gdzie jedziemy?
Wszyscy wydali okrzyk radości, po czym szybko załadowali się do samochodów.
Gdy odjechali już kawałek, Lotta zwróciła się nagle do Enryczka i prosiła go o telefon. Chłopak nieco zaskoczony jej nagłą prośbą posłusznie wykonał polecenie. Kobieta włączyła urządzenie, a widząc, że znów mają zasięg, szybko wystukała coś na klawiaturze.
- Wysłane! – rzekła triumfalnie i oddała komórkę chłopakowi.
Enrique zerknął na nią podejrzliwie.
- Co zrobiłaś? – spytał, a Lotta spojrzała na niego z uśmiechem.
- Zobaczysz – rzekła tyko, po czym odchyliła się na siedzeniu i wyjrzała przez okno.
Ich podróż nie skończyła się jeszcze.
. . .
Łucja przeciągnęła się w pościeli i uśmiechnęła lekko otwierając oczy. Widząc wpatrzonego w nią chłopaka przetoczyła się na brzuch i objęła go w pasie.
Ignacy uśmiechnął się.
- Hmm, wygląda na to, że nigdzie dziś nie pojedziemy.
Łucja spojrzała na niego figlarnie.
- No co ty nie powiesz? Aż tak bardzo nie chcesz mnie wypuścić? – zamruczała. Ku jej zdumieniu Ignacy pokręcił głową i nie przestając się uśmiechać wskazał na okno.
- To też, ale spójrz na to co dzieje się za oknem. Istne szaleństwo!
- Co?! – zawołała zaskoczona Łucja i zerwała się z łóżka. Widząc szalejące za oknem płatki śniegu gwizdnęła.
- Wow! Chciałam, żeby trochę popadało, ale nie aż tak! – zawołała i zerknęła na Ignacego, który akurat klikał coś na komórce.
- Nie wiem jak ty, ale ja pisze do mamy, że raczej dziś nie przyjedziemy. Spróbujemy jutro.
Łucja westchnęła.
- Boguś nie będzie zadowolony… - rzekła i posłała chłopakowi znaczące spojrzenie. - Wszystko dlatego, że nie mogłeś oderwać się od komputera!
Ignacy odłożył telefon i spojrzał na nią unosząc brew.
- Ej, a kto musiał akurat teraz mierzyć nową bieliznę?
Kąciki ust Łucji uniosły się do góry.
- Ale podobała ci się, nie?
Chłopak uśmiechnął się, po czym wstał, zbliżył się i objął Łucję w pasie.
- A wiesz kiedy podoba mi się najbardziej? – szepnął i pocałował ją w szyję - Kiedy nie masz jej na sobie… - zamruczał.
Dziewczyna zachichotała czując na szyi jego łaskoczący oddech i przyciągnęła go bliżej całując w usta.
Gdy już mogło zrobić się ciekawie, komórka Łucji zabrzęczała głośno ogłaszając nową wiadomość. Oboje nieco rozczarowani odsunęli się od siebie.
- To pewnie Boguś. Lepiej mu odpisze.
- Nie możesz później? – odezwał się Ignacy, lecz Łucja pokręciła głową.
- A chcesz, żeby zaczął zaraz za mną wydzwaniać? - spytała i uśmiechnęła się widząc jego minę.
- No właśnie. Poza tym to potrwa tylko chwilę, a potem… - urwała, czytając wiadomość. Zaciekawiony Ignacy zbliżył się i zerknął jej przez ramie.
- I co ci napisał? Jedzie tu z całą armią ratować swoją małą siostrzyczkę? - zażartował, lecz Łucja nie zwróciła na to uwagi. Zamiast tego poderwała nagle głowę i rozglądnęła się.
- Ignacy podaj mi pilota.
Chłopak zaskoczony jej nagła prośbą spojrzał na nią dziwnie, ale posłusznie spełnił jej życzenie. Dziewczyna od razu włączyła telewizor.
- O co chodzi, Łucjo? – spytał Ignacy patrząc na lecące jeszcze reklamy, lecz ta uciszyła go gestem.
- Cii! Zaczyna się! Siadaj! - wydała polecenie. Ignacy widząc jej spojrzenie posłusznie usiadł.
Następnie reklamy dobiegły końca, a oni obserwowali rozpoczynający się koncert, którego na pewno nie zapomną.
. . .
Mimo wszystkich ozdób i zgromadzonej w jednym miejscu rodziny w domu Iana panowała dość ponura atmosfera.
Nie tylko dorośli odczuwali, że coś jest nie tak. Naveen zauważył bowiem, że nawet Fauna i Flora nie są takie jak zawsze. Zamiast tak jak to sobie obiecały bawić się wspólnie zabawkami, siedziały markotne i co chwila wyglądały przez okno.
Ale cóż się dziwić? Dzieci najlepiej wiedzą kiedy między rodzicami coś nie gra. To tylko dorośli myślą, że są tacy sprytni i potrafią je przechytrzyć. Rzeczywistość wygląda jednak inaczej.
Dokładnie w tej chwili poczuł, że jego telefon wibruje. Zerknął na wyświetlacz i przeczytał wiadomość.
- Lotta? - rzekł do siebie, a gdy spojrzał na Iana zauważył, że on również dostał smsa.
Właśnie chciał zapytać, czy również jest on od ich szwagierki, gdy wszyscy usłyszeli dzwonek do drzwi.
Zaskoczony Naveen obrócił się i ruszył, by otworzyć. Gdy tylko to zrobił jego oczy rozszerzył się ze zdziwienia.
- Tiana! Przyszłaś…
Kobieta nieśmiało zerknęła na niego i stojącego za nim w drzwiach Iana. Wyciągnęła z kieszeni telefon i obróciła tak by mogli spojrzeć na wyświetlacz.
- Dostałam wiadomość – rzekła i popatrzyła na nich. - Jedziemy?
W tej chwili z domu wybiegły Flora i Fauna, a widząc ją pisnęły uradowane i pobiegły w jej kierunku.
- Mama! - krzyknęła jedna.
- Ciocia! - zawtórowała druga, po czym Flora wręcz wskoczyła jej na ręce, przewracając.
Naveen uśmiechnął się.
- Chyba masz odpowiedź.
Właśnie chciał pomoc żonie wstać, ale niespodziewanie, to Ian był tym, który zbliżył się i wyciągnął do Tiany dłoń.
Kobieta nieśmiało przyjęła ją i spojrzała na niego niepewnie.
- Ian, przepraszam… - zaczęła, lecz mężczyzna pokręcił głową.
- Nie mówmy o tym teraz. Chodźmy. - Następnie ruszył odpalić auto, a razem z nim Naveen.
Tiana już chciała za nimi podążyć, gdy nagle zbliżyła się do niej Maja.
- A więc jednak znów się widzimy – rzekła i wyciągnęła do niej dłoń. - Chyba źle zaczęłyśmy. Jestem Maja.
Tiana patrzyła chwilę na jej dłoń, po czym w końcu ją uścisnęła.
- Tiana. Miło mi poznać… Tak naprawdę.
Maja uśmiechnęła się, po czym razem, ramię w ramię ruszyły za Naveenem i Ianem. Z jakiegoś powodu Tiana poczuła, że to jest to co powinna była zrobić.
A Odie byłaby szczęśliwa widząc ją właśnie tu i teraz.
. . .
Marcin siedział samotnie przy stole i popijał kieliszek wina. Po wielkiej kłótni jaką urządził dziś w domu, nikt jeszcze nie wrócił. W pewnym momencie poczuł się tak samotny, że ruszył na piętro by pogadać chociaż z Aratą, lecz okazało się, że usnął on razem z małą Khany. Mimo, że bardzo pragnął towarzystwa postanowił go nie budzić.
W końcu zmęczony czekaniem wziął kieliszek i postanowił wyjść przed dom. W tej chwili nic nie miało znaczenia, ani zimno, ani śnieg sypiący się z nieba. Zupełnie nic. Chciał ochronić Serenę przed popełnieniem błędu, a jedyne co zrobił to tylko pokazał jaki typ tak naprawdę z niego jest. Siobhan miała rację nazywając go egoistą. Tak naprawdę nie chodziło jedynie o Serenę i tego jej chłopaka. O to, że być może popełnia błąd. O nie, tu chodziło o niego. On się po prostu bał. Bał, że Serena stworzy z nim szczęśliwą rodzinę i zabiorą mu Marcela. Bał się, że już nie będzie mógł czytać mu bajek na dobranoc i tulić do snu… że zostanie sprowadzony jedynie do roli wujka dającego prezenty na urodziny i święta. Tak bardzo się tego bał… a teraz nie ma nic. Ani Sereny, ani Marcela.
Kiedyś Antoni trzepnąłby go w głowę, powiedział żeby się ogarnął i przestał nad sobą użalać…
Ale Antoniego już nie ma.
- Widzisz Antoni? Jak zwykle wszystko spieprzyłem - rzekł ledwie hamując skapujące mu z oczu łzy. - I co ja mam teraz zrobić? – spytał otaczającą go pustkę i spojrzał w niebo. - Co robić?! Antoni! - krzyknął nie spodziewając się odpowiedzi.
Nagle jednak poczuł na ręce coś zimnego i mokrego. Zaskoczony odskoczył i wpatrzył się w małe stworzenie, które patrzyło się na niego swoimi wielkimi wyłupiastymi oczkami i trzęsło na krótkich nóżkach.
Marcin zdumiony obserwował pieska jeszcze chwilę, po czym zerwał się i wziął go na ręce.
- A co ty tu robisz? - spytał tuląc do siebie kruche stworzenie. - Boże! Przecież ty cały przemarzłeś! - wykrzyknął i natychmiast wniósł pieska do domu.
Posadził go przy kominku, po czym wziął jeden ze starszych sweterków Marcela i założył pieskowi przez głowę. Zwierzątko wyglądało na wyjątkowo zadowolone. - Co? Lepiej? - rzekł Marcin z uśmiechem, patrząc na grzejącego się zwierzaka.
Po chwili jednak znów posmutniał.
- Ty też jest dziś sam? – spytał, a piesek zerknął na niego i przechylił łebek. Mężczyzna pogłaskał go po głowie. - No, to wygląda na to, że razem spędzimy te święta.
Nagle na piętrze coś trzasnęło. Piesek przestraszony hałasem poderwał się, pobiegł w kierunku drzwi i skoczył na nie z rozpędu. Pod jego naporem drzwi, które Marcin zapomniał zamknąć uchyliły się, a zwierzak wybiegł w ciemną noc.
- Czekaj! – zawołał za nim Marcin dopadając do drzwi, lecz pies ani myślał słuchać.
Dosłownie parę sekund później na schodach pojawił się zaspany Arata.
- Coś się stało? – spytał, widząc wyglądającego na zewnątrz Marcina.
Różowowłosy spojrzał na niego ze złością.
- Ty głupku! - krzyknął i wybiegł za psem.
Arata zaskoczony całą sytuacją stanął jak wryty.
- Ale co ja zrobiłem?! - zawołał za nim, lecz Marcin nie zatrzymał się aby mu odpowiedzieć. - Wszyscy powariowali! - skwitował i poszedł sobie zrobić herbaty.
Nie uszedł jednak nawet pięciu kroków do czajnika, gdy dostał niespodziewanego smsa. Po przeczytaniu treści wiadomości westchnął.
- To będzie długa noc – powiedział sam do siebie i ruszył na piętro do Khany.
. . .
Marcin długo gonił za psem, co rusz potykając się w ciemności i mocząc sobie buty. Był tak zmarznięty, że powoli już zaczynał szczękać zębami. Początkowo, gdy wybiegł za psem miał nadzieje, że ten zaraz się zatrzyma, a on z powrotem weźmie go do domu. Niestety mimo jego błagalnych nawoływań pies wciąż się oddalał zupełnie jakby czegoś szukał.
W pewnym momencie skręcił gwałtownie do parku. Marcin oczywiście podążył za nim. Widząc, że zwierzak na chwilę się zatrzymał, odetchnął uradowany. Jego radość nie trwała niestety zbyt długo, gdyż chwilę później zwierzak znów zerwał się do biegu.
- Czekaj! – krzyknął i ponownie zmusił swoje obolałe nogi do biegu.
Biegnąc tak za psem, nagle z przerażeniem zauważył, że zwierzak z rozpędu wpada na jakiegoś faceta, po czym liżąc go po twarzy wita się z nim czule.
Już chciał przepraszać, jakby to był jego własny pies, gdy niespodziewanie usłyszał, że nieznajomy się śmieje.
- Rozi! Wszędzie cię szukałem!
Marcin w końcu dobiegł do witającej się pary i spojrzał na mężczyznę zaskoczony.
- To twój pies? – spytał, a kucający do tej pory gość wyprostował się i spojrzał na niego. Marcin widząc twarz nieznajomego, aż otworzył buzię ze zdziwienia. – Brent? – spytał, a stojący obok niego chłopak rozpogodził się.
- Pan Marcin! Kopę lat! – wykrzyknął uradowany i uściskał go. - To pan ją znalazł? Tak się cieszę! Już się bałem, że znajdą ją jacyś nieuczciwi ludzie i sprzedadzą do jakiejś pseudohodowli czy czegoś takiego! Tyle się teraz o tym mówi! – rzekł i spojrzał z czułością na suczkę.
- No Rozi, miałaś szczęście. Ale jak się udało panu ją złapać? Ona zwykle nie lubi obcych – spytał, ponownie obracając się w kierunku Marcina.
- Tak jakoś wyszło – rzekł i wzruszył ramionami. - No, a co u ciebie słychać? Dalej pomagasz tacie w salonie fryzjerskim? – spytał, a Brent pokręcił głową.
- Nie, już nie. Choć tato wciąż zastanawia się czemu cię tak długo u nas nie było. Nawet specjalnie kupił dodatkowe farby mając nadzieję, że cię skusi!
Marcin spuścił wzrok.
- Ach, ostatnio jakoś nie miałem głowy do fryzur…
Brent widząc, że Marcin nie chce zbytnio o tym rozmawiać, postanowił nie drążyć tematu.
- No, to ja już pana nie zatrzymuję. Pewnie Rozi wyrwała pana z kolacji wigilijnej?
Marcin westchnął.
- Właściwie to nie do końca. Nie mam dziś specjalnych planów – odparł nie patrząc na niego. Brent popatrzył na niego ze smutkiem.
- Przykro mi – rzekł po czym niespodziewanie parsknął śmiechem, który jednak całkowicie pozbawiony był wesołości. – Choć jakby się tak zastanowić to ja też już nie mam – rzekł, a z oczu pociekły mu łzy. - Mój chłopak właśnie mnie rzucił – dodał i pokręcił głową - W święta! Też sobie wybrał porę! – rzekł rozłoszczony i zerknął na Rozi. - Strasznie się pokłóciliśmy i to wtedy Rozi zerwała mi się ze smyczy i uciekła.
Marcin nie wiedział co na to wszystko powiedzieć. Żadne słowa nie wydawały się być odpowiednie. W końcu dotknął delikatnie jego ramienia i spojrzał niepewnie w oczy.
- Trzymasz się jakoś?
Brent skinął głową.
- Chyba nie mam wyboru. Jeśli nie dla siebie, to chociaż dla Rozi – powiedział, a suczka szczeknęła i zamachała ogonem.
Brent z uśmiechem wziął ją na ręce.
- No co mała? Od dziś tylko ty i ja co? – spytał, a piesek polizała go po twarzy, jakby chcąc pocieszyć.
Marcin właśnie chciał coś powiedzieć, gdy jego telefon zabrzęczał. Przepraszając Brenta wyjął urządzenie i zobaczył na wyświetlaczu dwie nieodebrane wiadomości. O ile jedna była tylko od jego „chłopak Sim-Mobile” który jak zwykle oferował mu pieniądze za wysłanie wiadomości, o tyle druga zaciekawiła mężczyznę.
Zaskakując Brenta wyszczerzył się do niego promiennie.
- Skoro obaj nie mamy co dziś robić, to co powiesz na małą wycieczkę? – spytał, lecz nim Brent zdążył się odezwać, Rozi zaszczekała jakby oburzona.
Marcin posłał jej uśmiech.
- Tak, oczywiście ty też jesteś zaproszona. Mógłbym nawet powiedzieć, że zwłaszcza ty!
Brent i Rozi wymienili zaskoczone spojrzenia, po czym chłopak kiwnął głową.
Marcin uśmiechnął się szerzej.
- Chodźmy! – krzyknął i ruszyli przed siebie.
. . .
W końcu po tym wszystkim co ich dziś spotkało Charlotta, Danuta, Enryczek i ich ekipa dotarli na miejsce koncertu, które okazało się być dużą salą z przygotowaną na występ sceną. Żadne z nich nie mogło uwierzyć, że wreszcie udało się im tu dotrzeć.
Danuta od razu ruszyła przywitać się z rodziną i innymi wolontariuszami, którzy przybyli na akcję.
Tymczasem Lotta i reszta usiedli przy stolikach, czekając na rozpoczęcie się planowanego występu. Jak zauważyła kobieta, mimo warunków pogodowych i pory dnia, publiczność dość dopisała, czym kobieta była bardzo uradowana.
I kiedy wydawało się, ze lepiej być nie może, a ich problemy nareszcie się skończyły zobaczyli jak w ich kierunku idzie zdenerwowana Danuta.
- Mamy problem! – zawołała, a wszyscy zrobili jedyną właściwą na te okoliczności rzecz. Soczystego „Face palm”.
Lotta prawie że nie chciała pytać co się stało. Widząc jednak błagalną twarz Danuty postanowiła jednak dowiedzieć się w czym problem.
- Co się stało?
- Przez szalejąca śnieżycę, żaden z zapowiadanych dziś wykonawców nie przyjechał! Nie ma nikogo kto mógłby wystąpić, a koncert zaczyna się za parę minut! – wykrzyknęła kobieta niemal, że na jednym wydechu.
Siedzący obok Lotty Enryczek westchnął.
- To już są jakieś jaja… - powiedział sam do siebie, a rudowłosa w duchu przyznała mu rację. Przebyli całą tę trasę, pokonali złe zdolności nawigacyjne Danuty, przetrwali zepsucie się samochodu i uporali się ze śnieżycą, a teraz i tak wszystko poszło na marne, bo nie ma kto wystąpić?!
To już było ponad siły Lotty.
Właśnie miała przyznać, że ma dość i się poddaje, gdy do środka weszli tak wyczekiwani przez nią goście.
- Lotta? – usłyszała i zobaczyła wchodzących do środka Tianę z rodziną. Szczęśliwa poderwała się z miejsca i rzuciła się by ich uściskać.
- Tiana! Jesteście! – zawołała, trzymając siostrę w niedźwiedzim uścisku.
Po chwili Tiana, odsunęła się i spojrzała na nią badawczo.
- Gdzieś ty się podziewała?! I o co chodziło z tym smsem? – spytała.
Lotta zamiast jej odpowiedzieć zwróciła się w stronę Danuty i uśmiechnęła szeroko.
- Nie odwołujcie jeszcze koncertu. Już wiem co zrobimy!
Dzięki pomocy Lotty i jej rodziny, koncert okazał się być absolutnym sukcesem. Ich występ zgromadził nie małą publiczność, a w tym nie zabrakło również ludzi, którzy zdecydowali się adoptować zwierzaki.
Charlotta nie mogła być bardziej szczęśliwa widząc, jak znajdują swoich ukochanych właścicieli, a ich przyszłość zaczyna malować się w jaśniejszych barwach.
Tylko jednej rzeczy brakowało jej, by ten wieczór był idealny.
I o dziwo, jej życzenie się spełniło.
- Lotta! – usłyszała i zaskoczona obróciła się w stronę głosu. Widząc stojącego przed nią mężczyznę, uśmiechnęła się i pobiegła w jego stronę.
- Przyjechałeś! – wykrzyknęła uradowana i już chciała go przytulić, lecz w porę zorientowała się, że są bacznie obserwowani.
Stojąca obok Anastazja, przyglądała się im badawczo.
- Sama do nas napisałaś, pamiętasz? – rzekła unosząc brew.
Charlotta kiwnęła głową.
- No tak… Tak się cieszę! – powiedziała i nie zwracając uwagi na miny Annie, uściskała ją mocno. – Naprawdę bardzo się cieszę, ze tu jesteście córeczko – szepnęła jej na ucho, po czym uściskała również Henryka.
Anastazja patrzyła na nią chwilę zmieszana, po czym wskazała na stojące wszędzie zwierzaki.
- Tak... To jakby ktoś nas szukał, to będziemy tam, przy kotach – powiedziała i wzięła Henryka ze sobą.
Gdy oddalili się tak, że nie mogli ich już zobaczyć, Charlotta zarzuciła Aleksowi ręce na szyję i mocno przytuliła.
- Tak się cieszę, że jesteście!
Aleks pogładził ją po włosach.
- Ja też – szepnął i spojrzał jej w oczy. – Po twoim smsie wnioskuję, że źle zrozumiałem co do mnie mówiłaś przez telefon, prawda?
Lotta uśmiechnęła się.
- Całkowicie źle! –wykrzyknęła i oboje parsknęli śmiechem. Po chwili kobieta ponownie spojrzała mu w oczy. – Wiesz? Naprawdę chciałam spędzić z wami te święta – odezwała się, a Aleks poparzył na nią zaskoczony.
- Chcesz powiedzieć, że…
- Tak, chcę z tobą oficjalnego związku. Chcę móc trzymać cię za rękę i nie martwić się, ze ktoś nas zobaczy. Chcę by Anastazja i Henryk mieli normalną, kompletną rodzinę.
Aleks uśmiechnął się.
- Nie jestem pewny co do tej „normalnej” części, ale myślę, że resztę da się załatwić.
Lotta zaśmiała się. Już chciała go pocałować, ale powstrzymał ją. Spojrzała na niego zaskoczona.
- Ale myślę, że naprawdę nie musimy się tak spieszyć, jeśli nie jesteś jeszcze gotowa.
- Aleks? – rzekła kobieta pytająco, a mężczyzna uśmiechnął się szerzej.
- Cały czas myślałem, że chcę by wszyscy wiedzieli, bo wtedy naprawdę będziesz moja. Skoro cały świat wie, to jest to oficjalne, prawda? – rzekł i pokręcił głową. – Ale teraz wiem, że to było błędne rozumowanie. nieważne jest, żeby cały świat wiedział, najważniejsze to to, że się kochamy i nic więcej nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Dlatego poczekam tak długo jak będziesz chciała.
Lotta spojrzała na niego z miłością malującą się w jej szarych oczach.
- Kocham cię wiesz?
Zamiast odpowiedzieć pocałował ją.
Po trwającym krótką chwilę pocałunku, niespodziewanie poczuli jak coś ociera się o ich nogi. Gdy spojrzeli w dół zobaczyli dwie wpatrzone w nich pary oczu.
Aleks spojrzał na Lottę.
- Wygląda na to, że cały ten czas mieliśmy publiczność.
Kobieta skinęła głową.
- Na to wygląda.
- Jeśli ich nie powstrzymamy, to wszystkim wypaplają nasz sekret i nici z tajemnicy!
- Miał! – odezwało się jedno z kociąt, jakby przyznając mu rację.
Lotta zerknęła na mężczyznę.
- To co robimy?
- Chyba jest tylko jeden sposób by je powstrzymać – rzekł i oboje wzięli kociaki na ręce.
- Musimy zabrać je ze sobą do domu! – rzekł, a kotki wtuliły się w nich i zamruczały potwierdzając, że teraz na pewno dotrzymają tajemnicy.
. . .
Kawałek dalej Tiana z uśmiechem obserwowała bawiących się z pieskami Florę i Diablo.
Właśnie miała ich zawołać, gdy dostrzegła obok nich głaszczącego psa Iana. Zbierając w sobie całą odwagę, wzięła głębszy wdech i zbliżyła się do niego.
- Ian? Możemy porozmawiać? – spytała. Mężczyzna widząc ją, kiwnął głową i oboje wyszli na zewnątrz, by usiąść na ławce.
Po dłuższej chwili ciszy Tiana postanowiła się odezwać. – Jak to się zaczęło? – spytała, nie patrząc na niego.
Iaz zerknął na nią zaskoczony, po czym widząc, że ta nie żartuje postanowił udzielić odpowiedzi na pytanie.
- Maja była rehabilitantką Odie. Tak się poznaliśmy. W życiu nie pomyślałbym, że coś między nami kiedyś będzie. Pamiętasz ten czas, gdy zaraz urodzeniu się Fauny kompletnie odciąłem się od świata?
Tiana kiwnęła głową, choć szczerze mówiąc wolałaby tego nie pamiętać.
- Wtedy poznałem Maję. Siedziałem w szpitalu dzień w dzień, więc siłą rzeczy musieliśmy się widzieć. Większość personelu szpitalnego wolała mnie unikać lub nie zwracać na mnie uwagi. Ale nie Maja.
„Dzień dobry. Jakie piękne kwiaty! Ma pan gust” mówiła z promiennym uśmiechem, jakby nie zauważała, że oto siedzi przed nią wrak człowieka. Ja oczywiście milczałem. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, ani z tobą, ani z nią. Dopiero po tym incydencie, gdy przyszłaś i w końcu postawiłaś mnie do pionu, ogarnąłem się i gdy następnego dnia jak zwykle przyszła do Odie, po raz pierwszy postanowiłem się do niej odezwać.
- Myślałem, że gdy zobaczy mnie takiego odnowionego zobaczę na jej twarzy zaskoczenie lub chociaż ulgę, że już nie musi patrzeć na tę zapijaczoną twarz. Ale ona weszła i przywitała się jakby nie zauważyła żadnej różnicy. Nie powiedziała niczego w stylu „No w końcu doprowadził się pan do porządku.” Albo „Cieszę się, że to koniec.” Nie, ona zachowywała się tak jak zwykle.
Poczułem ulgę, że tak jest. Że mimo tego wszystkiego nie wypomina mi, co się ze mną działo.
Od tamtej pory zostaliśmy przyjaciółmi. I uwierz mi, że nawet nie myślałem, by posunąć naszą relację dalej. Ona zresztą też. Maja była moją przyjaciółką, która wspierała mnie w trudnych chwilach, ale ani ja ani ona nie chcieliśmy niczego więcej
- Więc jak to się stało? – spytała Tiana, zerkając na niego z ukosa.
Ian wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie potrafię ci na to jasno odpowiedzieć. Po prostu z czasem zauważyłem, ze bez Mai jest mi tak jakoś źle. Mimo dzieci w domu czułem, że jest on jakiś taki pusty. Jakby mi czegoś w życiu brakowało – spojrzał w oczy Tiany. – Po prostu się w niej zakochałem – zakończył.
Tiana siedziała przez chwilę w ogóle na niego nie parząc. Dopiero po dłuższej chwili odezwała się, lecz zrobiła to tak cicho, że Ian ledwie ją usłyszał.
- Co?
Tiana spojrzała na niego.
- Rozumiem – rzekła i ponownie odwróciła wzrok. – Już wtedy, gdy rozmawialiśmy u ciebie w domu. Od dawna to czułam, ale wciąż i wciąż odganiałam od siebie tę myśl. Widząc cię z Mają, tak naprawdę nie byłam zła na ciebie… tylko na siebie. Widząc cię jak układasz swoje życie od nowa zrozumiałam, że to co było już nigdy nie wróci. Zrozumiałam, że Odie nie zapadła tylko w zwykły sen, z którego się obudzi jeśli bardzo mocno będę w to wierzyć… - spojrzała na szwagra, a z jej oczu pociekły łzy. – Ona odeszła, prawda Ian? – rzekła i zapłakała.
Ian otoczył ją ramieniem, a w kącikach jego oczy również się zaszkliły.
- Przyrzekam ci, że będę się nią opiekować do końca mojego życia. Nigdy niczego jej nie zabraknie. Najlepsi lekarze, leki, wszystko…
Tiana ścisnęła go za rękę i kiwnęła głową
- Wiem Ian… Po prostu to wiem.
. . .
Chwilę później razem z Ianem wrócili do środka.
Tiana zauważyła, że Naveen pochyla się nad Florą i wskazuje na siedzące obok nich psy. Podejrzewając o co może mu chodzić, przeprosiła Iana i zbliżyła się do nich z uśmiechem.
- Chcesz wziąć psa?
Naveen zauważając ją kiwnął głową.
- Tak, od dawna już o tym myślałem, ale wtedy okazało się, że zaszłaś w ciążę, więc pomyślałem, że zastanowimy się nad tym po narodzinach Aurory. Teraz natomiast nadarza się idealna okazja, by w końcu przygarnąć zwierzaka – rzekł, a Tiana zastanowiła się. Zauważyła, że razem z Flora patrzą się na nią błagalnym wzrokiem. Uniosła ręce w poddańczym geście.
- Dobra, poddaję się!
Flora uradowana podbiegła do rudawego, średniej wielkości psiaka, z którym bawiła się wcześniej i wskazała na niego.
- Chce tego!
Tiana i Naveen spojrzeli na siebie zaskoczeni.
- Ale czemu akurat on? Na pewno nie chcesz jednego z tych słodkich szczeniaczków? – spytała Tiana, a Flora spojrzała na nią oburzona.
- On tez jest slodki! – rzekła przytulając psiaka.
Tiana i Naveen uśmiechnęli się patrząc na tę parkę i zgodnie kiwnęli głowami.
- Jak go nazwiemy? – spytał Naveen, a piesek poderwał się i polizał dziewczynkę po twarzy, zauważając okruchy ciastek na jej policzku.
Dziewczynka śmiejąc się spojrzała na rodziców.
- Kęsik! To bedzie Kęsik!
. . .
W tym momencie na miejsce koncertu w końcu przybyli Marcin, Brent i Rozi.
Wystarczyło jedno spojrzenie, by zorientowali się, że są nieco za późno. Początkowo Marcin zmartwił się, że jechali tu na darmo, lecz wtem zobaczył stojącą w tłumie Serenę. Odzyskując nadzieję, ze nie wszystko jeszcze stracone. Zbliżył się do niej.
Dziewczyna widząc go również ruszyła w jego stronę.
- Przepraszam!
- Przepraszam!
Zawołali jednogłośnie i spojrzeli na siebie zdziwieni. Oboje parsknęli śmiechem.
Po chwili Serena chciała się odezwać, ale Marcin powstrzymał ja gestem.
- Nie daj mi powiedzieć – rzekł i spojrzał na nią smutno – Mnie wcale nie chodziło o Jakuba. Tak naprawdę bałem się, że przez to wszystko zabraknie mnie w życiu Marcela. Nie chciałem stać się tylko jednym z wielu wujków. Bałem się, że Jakub zajmie moje miejsce w życiu twoim i Marcela i nie będziecie mnie już potrzebować… - chciał mówić dalej, lecz Serena nagle go przytuliła.
Marcin odwzajemnił uścisk. Gdy się od siebie odsunęli spojrzała na niego z uśmiechem.
- Nikt nigdy nie zajmie twojego miejsca. Uratowałeś nas, byłeś wtedy, gdy nie było przy nas nikogo. Zawsze będziesz obecny w naszym życiu.
Marcin uśmiechnął się. Już chciał coś powiedzieć, gdy zobaczył, że Serena patrzy na niego z chytrym uśmiechem.
- A póki co będziesz musiał się nauczyć żyć w zgodzie również z Jakubem, bo nie mamy jeszcze mieszkania.
Marcin westchnął.
- Ech, a nie może zamieszkać u Siobhan? Nawet będę cię do niego dowoził codziennie!
Serena ze śmiechem pokręciła głową. Marcin skapitulował.
- Dobra, ale ma zakaz wstępu do mojej łazienki!
- Zgoda! – przytaknęła dziewczyna i razem przybili sobie piątkę.
W tym momencie Marcin obrócił się i zauważył jak Brent oddala się po cichu z Rozi. Zaskoczony podbiegł do niego.
- A ty dokąd?
Brent spojrzał na niego zdziwiony.
- Myślałem, że chcesz spędzić resztę tego dnia z rodziną…
Różowowłosy przewrócił oczami.
- Ej, od teraz ty też jesteś rodziną!
- Co? – spytał Brent, a stojąca obok Serena podeszła do nich widząc zakłopotanie chłopaka.
- Ty chyba jesteś nowy? Milo mi, Serena. Wybacz, ale jeszcze nie wiesz jak działa ta rodzina. Jak Marcin cię już dorwał to nie ma opcji, że się wywiniesz.
Na potwierdzenie jej słów mężczyzna kiwnął głową.
- No, jesteś na nas skazany.
Brent popatrzył to na jedno to na drugie, po czym parsknął śmiechem.
- Chcecie mi powiedzieć, ze od dziś należę do klubu? – spytał, a ku jego zdumieniu oboje pokręcili głową.
- Nie klubu, rodziny.
- Hau! – usłyszeli i spojrzeli w dół na Rozi, która Marcin mógłby przysiąc, wyglądała na oburzoną, że nikt nie poświęca jej w tej chwili uwagi. Mężczyzna kucnął i pogłaskał ją po głowie. – Tak, ty też Rozi.
Brent uśmiechnął się.
Myślał, ze ten dzień jest najgorszym dniem jego życia. Jego chłopak go rzucił, pies uciekł, a on błąkał się samotnie po polu marznąc niemiłosiernie. Idąc jednak teraz ramię w ramię razem z Sereną i Marcinem pomyślał, że już od dawna nie czuł się tak szczęśliwy jak teraz.
. . .
Tymczasem nieco dalej Emma uznała, że właśnie teraz całkowicie i bez pamięci się zakochała. Trzymała właśnie w rękach włochate zwierzątko i tuliła je mocno do serca.
- Jaki słodki kotek! Biorę go! – krzyknęła, a zwierzątko wtuliło się w nią.
I wszystko byłoby fajnie gdyby nie fakt… że to nie był kot.
- Skąd ona go wytrzasnęła? – rzekła Agata patrząc na rozgrywająca się przed nią scenę.
Siedzący obok niej Enryczek nie miał o wiele lepszej miny.
- To nie jest…
- Będę cię karmić, tulić i kochać do końca świata! – zawołała Emma w ogóle ich nie słuchając.
Agata westchnęła.
- Daj spokój, już za późno.
- Czy to był szop? – spytała Iza, która również zauważyła nowe zwierzątko Emmy. - Czy ona chce mi do domu sprowadzić szopa?! Emma! – krzyknęła i ruszyła w kierunku dziewczyny, gniewnie marszcząc brwi.
Agata i Enryczek wymienili spojrzenia i zaśmiali się z całej sytuacji.
- Hau! – Nagle nie wiadomo skąd przybiegł do nich brązowy szczeniak i zaczął łapką trącać Enrique by ten w końcu zwrócił na niego uwagę. Chłopak pochylił się i pogłaskał go.
- Marlon! Daj spokój, siad! – rzekł, lecz szczeniak oczywiście nic sobie z tego nie robiąc dalej skakał wokół niego i dokazywał.
Obserwująca ich Aga uniosła brew.
- Marlon? Nie wiedziałam, że masz psa.
Enrique uciekł od niej wzrokiem.
- Ta… Jak tu jechaliśmy powiedziałem Danucie, że zasponsoruję mu operację i chciałbym go wziąć… Myślałem, że dam go Łucji, bo od jakiegoś czasu mówiła, że chce psa, ale wygląda na to, że przez śnieżycę tu nie dojadą. A teraz, gdy w końcu się do niej dodzwoniłem okazało się, że już się dogadali z Danutą, że wezmą innego.
Agata skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego karcąco.
- To ty nie wiesz, że nie daje się zwierzątek na prezent dla kogoś?
- No wiem… Sam bym go wziął, ale teraz będę miał dość szalony rok i boję się, że póki co nie mam czasu mieć psa – rzekł i w zamyśleniu pogłaskał zwierzaka.
- Szkoda psiaka. Oczywiście zasponsoruję mu operację, ale wciąż będzie mieszkać w schronisku.
Aga pochyliła się i również pogłaskała szczeniaka.
- A może jednak nie? – powiedziała w zamyśleniu, a Enrique zerknął na nią. - Ej, Emma może mieć szopa, to chyba Iza pozwoli mi na psa. Zwłaszcza takiego malucha.
Enryczek popatrzył na nią z nadzieją.
- Naprawdę? Wzięłabyś go?
- Pewnie, zajmę się nim do twojego powrotu – powiedziała, ale chłopak pokręcił głową.
- Raczej jednak weźmiesz go na stałe. Za tydzień już mnie nie będzie nawet pamiętał – rzekł, ale patrząc na wtulonego w niego psiaka, Aga miała zupełnie inne odczucia.
- Nie byłabym tego taka pewna – odezwała się zerkając na nich.
Enryczek spojrzał na szczeniaka, po czym odwzajemnił jej uśmiech.
. . .
- Emma, nie możesz go zatrzymać! – krzyczała Izabella patrząc na trzymanego przez Emmę potworka, który wyszczerzył zęby i zamachał łapką, jakby już deklarował co zrobi z jej nowymi kanapami i fotelami, gdy tylko wrócą do domu.
Emma wpatrzyła się w nią błagalnym wzrokiem.
- Ale czemu?
- Bo to szop! Mały, wszystko niszczący szop! – wykrzyknęła unosząc ręce do góry.
Emma zmarszczyła brwi i przytuliła szopa mocniej.
- A właśnie że nie! Przecież stał obok innych kotów do adopcji! Po co mieliby dawać szopa do schroniska?
Iza westchnęła.
- A czy on przypadkiem nie wyjadał karmy z misek dla tych kotów?
- A nawet jeśli to co?
- To, że to szop, który przyszedł do jedzenia, a nie kot! – wykrzyknęła kobieta.
Ku jej zdumieniu Emma rozpromieniła się.
- Czyli mogę go zatrzymać? Dzięki! – zawołała i trzymając szopa oddaliła się.
Izabella obserwowała ją ze zdumieniem.
- Co? Nie! Emma! – krzyknęła i już chciała za nią podążyć, gdy niespodziewanie usłyszała za sobą śmiech.
- Daj spokój. Raczej jej nie przekonasz.
Kobieta odwróciła się gwałtownie i wpatrzyła w stojącego przed nią mężczyznę.
- Mark?
- We własnej osobie. Na pocieszenie powiem, że ludzie mają szopy w domach a ten najwyraźniej jest oswojony – rzekł, lecz Iza wpatrywała się w niego jakby w ogóle nie słuchała.
- Co ty tu robisz? Spytała, patrząc się na niego podejrzliwe. - Myślałam, że jedziesz do domu na święta.
Mężczyzna podrapał się po głowie nerwowo.
- Ach to… Tak naprawdę to nie jechałem.
- Co?
- Tak, skłamałem. Po prostu wiedziałem, że jeśli powiem ci prawdę, że nie mam planów na dzisiejszy wieczór to na pewno mnie zaprosisz. A dobrze wiem jaki jest nasz układ. Pokazujemy się publicznie, żeby paparazzi zrobili zdjęcia, a poza tym jesteśmy nieznajomi…
Iza tak mocno trzepnęła go w ramię, że aż odskoczył zaskoczony.
- Jak możesz tak mówić?! To prawda, że poznaliśmy się, bo Julia cię wynajęła, ale nie spędzam z tobą czasu tylko dla tej jej historyjki o ojcu Basi. Polubiłam cię!
- Polubiłaś? To znaczy… - już zaczął, lecz Iza nie dała mu dokończyć.
- To znaczy, że jesteś moim przyjacielem, a przyjaciół nie zostawia się samych na święta.
Mężczyzna westchnął słysząc to.
- No tak… przyjaciel.
Iza właśnie chciała zapytać o co mu chodzi, gdy niespodziewanie usłyszeli za sobą czyiś głos.
- Iza!
Gdy tylko się obrócili zobaczyli idących w ich stronę Julie i Sławomira.
Iza uśmiechnęła się.
- Sławek! Julia! Wy też dostaliście smsa od Lotty?
- Tak – potwierdził Sławek, lecz Julia skrzyżowała ramiona.
- Ja nic nie dostałam! – rzekła oburzona, a Sławek i Iza wymienili rozbawione spojrzenia.
W tej chwili Iza zorientowała się, że Mark wciąż za nią stoi, więc odsunęła się by go przedstawić.
- A właśnie! Sławek, ty chyba jeszcze nie poznałeś. To jest Mark. Mark, to Sławek – przedstawiła sobie panów. Mężczyźni zbliżyli się do siebie i mocno uścisnęli sobie dłonie, co bardziej wyglądało jak zapasy, kto jest mocniejszy niż powitanie.
- Markus, miło mi – rzekł brunet, wyraźnie zaznaczając swoje imię.
Sławek słysząc to, uśmiechnął się lekko.
- Sławomir – rzekł równie twardo swoje imię.
Obaj nie mieli wątpliwości, że jeszcze nie raz się spotkają i żaden z nich nie odpuści.
Izabella, która obserwowała obu panów, właśnie chciała się odezwać, gdy przerwał jej znajomy głos.
- Tu jesteście! – obróciła się a widząc zbliżającą się do nich kobietę z wysokim, czarnowłosym mężczyzną uśmiechnęła się.
- Helena! Kacper! Wy też tutaj? – spytała, a starsza pani uśmiechnęła się.
- Pewnie! Myśleliście, że tylko wy młodzi znacie technologię jaką są telefony i umiecie z nich korzystać? – rzekła wyjmując telefon i pokazując zebranym smsa od Lotty. Stojąca obok nich Julia prychnęła.
- Niemożliwe! Zdecydowanie coś musi być nie tak z moją komórką, że tylko ja nie dostałam tego smsa!
Helena spojrzała na nią unosząc brew.
- Coś zdecydowania jest nie tak, ale nie sądzę, żeby to była wina telefonu.
Julia właśnie miała coś powiedzieć, lecz Iza, która nie chciała mieć tu zaraz jednej wielkiej awantury przerwała jej nim zdążyła się odezwać.
- O, a co to za kotka tu macie? – spytała, wskazując na trzymanego przez Kacpra czworonoga. Helena uśmiechnęła się i wzięła od syna zwierzątko.
- To jest kotek, którego mam zamiar adoptować. Napoleon Landgraab I. Ładnie brzmi, nie?
- Jak się lubi robić zwierzętom krzywdę, to tak – odezwał się ktoś za nimi. Gdy się obrócili zobaczyli zbliżającego się do nich Bogusława.
- A co ty tam wiesz! – rzekła Helena niby oburzona, lecz zaraz na jej ustach pojawił się uśmiech i uściskała go.
- Dobrze cię widzieć. Już myślałam, że jednak nie uda nam się zobaczyć w te święta! – wykrzyknęła ściskając olbrzyma.
Bogusław odwzajemnił uścisk.
- Czyli widzę, że nie tylko ja zostałem wystawiony przez Łucję? – spytał, odsuwając się.
Helena westchnęła.
- Tak, Ignacy nawet napisał mi wiadomość, że dziś nie dadzą rady – rzekła i pokręciła głową. – Widocznie nasze zakochane gołąbki są zbyt zajęte sobą, żeby mieć czas dla starej matki i brata.
Bogusław obruszył się.
- Wcale nie jestem taki stary…! – zaczął, lecz nagle dotarł do niego sens wypowiadanych przez kobietę słów i poczerwieniał na twarzy.
- Zaraz! Chcesz powiedzieć, że Łucja i ten twój synalek… że on… Zabiję typa! – krzyknął i obrócił się, jakby chciał zaraz na nogach pobiec od San Myshuno i osobiście pokazać Ignacemu co o tym wszystkim myśli. – Ester! Daj mi telefon! Już ja sobie z nimi porozmawiam!
Widząca to wszystko Helena, rzuciła się za nim w pogoń.
- Czekaj! Boguś! Nie przeszkadzaj im! Ja chcę mieć wnuki! Nie będę żyła wiecznie!
Pozostała gromadka w milczeniu obserwowała oddalająca się parę. W końcu Kacper westchnął i powoli ruszył za matką.
- Chyba lepiej pójdę za nimi. Miło było się z wami spotkać.
Następnie oddalił się.
Po chwili niezręcznej ciszy Izabela roześmiała się serdecznie.
Cóż, jednego nie można odmówić tej rodzinie. Zdecydowanie nie można się z nimi nudzić! – rzekła patrząc na Markusa.
Mężczyzna uśmiechnął się.
Właśnie chciał coś powiedzieć, gdy niespodziewanie usłyszeli głos Tiany.
- Hej! Chodźcie tu do nas! Spędźmy te święta wspólnie! – zawołała, a tłum ludzi zgodnie krzyknął.
- Tak!
Izabella spojrzała badawczo na Markusa.
- Przepraszam, nie słyszałam. Mówiłeś coś? – spytała, lecz on pokręcił tylko głową.
- Nic takiego. Powiem ci kiedy indziej. Na pewno.
Kobieta przekręciła głowę na bok i otworzyła usta by coś powiedzieć. Ostatecznie jednak zrezygnowała z tego i kiwnęła głową.
- Chodźmy!
Wszyscy wiedzieli, że ten dzień minie, a jutro wszystko wróci do normy. Wiedzieli również, że dla większości ten jeden dzień być może nic nie zmieni.
Mimo to zgodnie uznali, że równie dobrze w tę jedną noc mogą sobie odpuścić rodzinne kłótnie i spory i po prostu cieszyć się swoim towarzystwem.
Tego dnia zarówno zwierzaki jak i ludzie do późna śpiewali kolędy i wspólnie świętowali ten jeden wyjątkowy wieczór, który zdarza się tylko raz na rok. Noc ta była tym bardziej wyjątkowa, że wiele z psiaków i kociaków znalazło tego dnia swoją nową rodzinę. A jak wszyscy dobrze wiemy cóż może być dla nich lepszego niż miska pełna jedzenia, ciepły kącik przy kominku i oczywiście dom pełen człowieków!
Wesołych Świat dla was i waszych zwierzaków!
Koniec relacji 48
Ciąg dalszy nastąpi...
BONUS:
Spoiler:
Jeśli ktoś jest ciekawy, to Kęsika którego adoptowali Tiana i Naveen stworzyłam na podstawie prawdziwego psa, który szuka domu w Krakowskim schronisku
Witam wszystkich w specjalnym odcinku świątecznym!
Wiem, że do świat zostało jeszcze trochę czasu, ale skoro filmy świąteczne mogą wychodzić w listopadzie, to czemu ja miałabym dziś nie wstawić świątecznej relacji? x)
A tak na poważnie, to obawiam się, że później mogę nie mieć czasu, więc wstawiam odcinek dziś.
A jeszcze dwa tygodnie temu było "MAM SUPER PLAN NA ODCINEK ŚWIĄTECZNY, ALE SIĘ NIE WYROBIĘĘĘĘ " Ha ha ha
Bardzo cieszę się, że jednak zdążyłaś. Już się biorę za czytanie i komentowanie (co by potem nie mieć zaległości).
Trochę zgadzam się z Marcinem. Jakub był dupkiem, nie wiem czego tutaj teraz szuka po tym wszystkim.
Charlotta w tym stroju i takich włosach wygląda przecudownie
Ten Naveen w kuchni
- Ej, w końcu to miało być „Brownie”. Ja po prostu podkręciłem im kolor!
Doskonała wymówka. Od teraz będę tak mówić, gdy coś przypalę. :3
Ależ Tiana w tych szpilkach wywija. To chyba moja ulubiona piosenka z całej relacji. Ogólnie bardzo przyjemna, jak na okołoświąteczną ;3
Ożesz ty, TO jest Agata!
Moja reakcja teraz ->
Ta fryzura to kompletnie nowy styl Agatki.
Avril
Meh, Agacia śpiewa ://// Ale filmik świetnie zmontowany. Naprawdę BARDZO mi się podoba. Te pary w parku i tańczące laski <3
Choć odrobinę się dłuży...
Eeee, Ignaś. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że dzień wolny to dzień wolny. To na pewno nie była sprawa wagi simpaństwowej, więc można by było nieco w święta odpuścić.
Łucja też powinna nieco zejść z tonu. W sumie to nic jej złego nie zrobił.
W sumie całkiem zręcznie Łucja wybrnęła z sytuacji na swoją korzyść :>
Hahaha, ci znikający Simowie na samym początku piosenki Enryczka xD
Ta Lotta teraz "w sumie to prawie się nie znamy, więc to idealny moment, by zaśpiewać razem świąteczną piosenkę" xDD
O, a za chwilę "znamy się już tak dobrze, że spokojnie mogę Ci wyliczyć wszystkich swoich łóżkowych kochanków!"
Jakie miłe starsze panie. Niech sobie w życiu robią co chcą (Danuta ), ale dopóki dbają o zwierzątka to są super <3
Widzę Kęsika *-*
Czy mi się zdaje czy to drzewko świąteczne nic a nic nie zmieniło się od czasu tańców Naveena i Tiany do momentu aż zostało określone "najładniejszym w okolicy"?
Co ta despotyczna Tiana!
Ja rozumiem, że wciąż przeżywa sytuację siostry, ale przecież nie powinna Ianowi całkowicie blokować drogi do szczęścia. Odie może się obudzić, ale nie musi. Czy zatem Ian ma całe życie wyczekiwać jej wybudzenia, cierpiąc samotnie?
Z druuugiej strony, Ian trochę przesadza z tą pewnością w stawianiu na Odie krzyżyka. :/
WTF, James? Wigilia z przyjaciółmi spoko, ale czemu W WIGILIĘ?! xD
„Mam nadzieję, że potrącenie przez auto nie będzie cię bardzo bolało”
[...]wspólnie zjedli pierwszą z potraw, którą tradycyjnie był oczywiście barszcz. (Lub ryba z frytkami, czy co tam simy jedzą xD)
Makaron z serem! Chociaż moi simowie najczęściej żywią się tortem burgerowym czy jak się ten duży burger nazywa (bo zrobiony raz starcza na długo xD)
W sumie nie rozumiem, skąd wymóg, że Jakub miał wszystkim kupować prezenty. Poza tym, chłopak się starał. Rzecz jasna, rozsądniej by zrobił, jakby przyniósł jakieś pyszności dla wszystkich zamiast indywidualnych prezentów, ale i tak warto docenić, że przyniósł cokolwiek. Tak myślę.
Ej, czemu Marcin nie poczekał z tym wybuchem do czasu aż zakończą spotkanie? Nie żeby coś, ale Jakub w zasadzie nic mu w tym momencie nie zrobił a Marcin popsuł atmosferę na własne życzenie. Jedyne, do czego można się podczas wizyty przyczepić to fakt, że ojciec Marcela bezustannie ma taki debilny cwaniaczkowy wyraz twarzy
Na tym zdjęciu doskonale widać jak wszyscy zesztywnieli z wrażenia, po tym co powiedział Marcin XD
COOO?! Naveen wiedział o dziewczynie Iana!
Woah, i to twarde postawienie sprawy z jego strony. Najs, plus dla Naveena.
Diablo, jak na dojrzałego faceta i odpowiedzialnego brata przystało, zabiera swoją malutką siostrę na spacer w zimie, ubraną jedynie w pieluchę. Dobra robota, Diablo
HAHAHA, trzech orłów nawigacji zebrało się w jednym aucie. xD I jeszcze ten rzygający szczeniak XDDD
OMG, ta rozmowa Lotty z Aleksem. Nie dość, że połączenie wykonywała prawdziwa sokolica orientacji w terenie to jeszcze przez problemy z zasięgiem wyszedł z tego mega kwas. Ciekawi mnie tylko, co dokładnie odpowiadał Aleks, bo nie do końca wszystko rozumiem.
Naprawdę dobry pomysł z tym, by w ich sytuacji, usiąść na ziemi i czekać na zbawienie. Już pójście w dowolnym kierunku miałoby więcej sensu. Przynajmniej nie złapaliby wilka.
- To mnie akurat nie martwi. Tak naprawdę dziś jest dzień jak co dzień. Z rodziną i tak się zobaczę, jak nie dziś to jutro. To ich mi szkoda – rzekła i pogłaskała po głowie jednego z psiaków. - Dziś miał być ich wielki dzień. Miały szanse znaleźć dom. Juto natomiast wrócą do schroniska, gdzie znów większość z nich pozostanie niezauważona w tłumie.
Enryczek podążył za jej spojrzeniem i popatrzył na zgromadzone wokół nich zwierzaki. Następnie ponownie zerknął na Danutę.
- Ale część z nich to jeszcze szczeniaki i kociaki. One chyba szybko znajdą dom?
Danuta jednakże pokręciła głową.
- Zazwyczaj tak, jednak nie jest to reguła. Patrz, na przykład tamten piesek ma już 13 lat, a od szczeniaka siedzi w schronisku.
Enryczek zaskoczony popatrzył na małego burego kundelka, który siedział przed nim i zamachał ogonem widząc, że mu się przygląda.
- Nikt go nie chciał? Dlaczego?
Kobieta wzruszyła ramionami.
Biedny Kęsik. ._.
- Różnie bywa. Może był zbyt pospolity? Może zbyt nieśmiały? A może inne były ładniejsze, a on zdążył dorosnąć?
A może jakiś bezmyślny człowiek wpisał mu w karcie, że jest agresywny? .__.
Ej, a czemu oni właściwie nie siedzieli w samochodzie? Wprawdzie był on zepsuty, ale na pewno byłoby w nim cieplej niż na zewnątrz, lol.
AAAA, zmieniam zdanie. TA piosenka jest najlepsza! Super skomponowana, pełna świetnych ujęć, naprawdę poruszająca. UWIELBIAM! *-*
Wcale się nie dziwię, że po tak cudownej piosence, wszystko zaczęło się układać.
W sumie to zabawne, że dopiero Wigilia i nowa bielizna z tej okazji były w stanie odciągnąć Ignasia od komputera xD
Ten śnieg to z moda czy robótki ręcznie w programie graficznym? :3
BARDZO ładnie i klimacie przygotowany na święta dom Iana.
Dobrze, że w sytuacji z Tianą pojawiło się szczęśliwe zakończenie.
OMG, Marcin i MOPS, nie wiem czemu, ale strasznie to komiczne xDD
O, a jednak to nie jego psina. To nawet lepiej.
O NIE... Ten mops to swatka dla gejów. Spotyka ich w ciemnych uliczkach parku po nocach. ;_;
- Nie odwołujcie jeszcze koncertu. Już wiem co zrobimy!
Zgromadziłam tutaj kompletnie nieznanych ludzi i jednego celebrytę, byśmy razem pobujali się niezgrabnie w rytm muzyki a ludzie będą rzucać w nas pieniędzmi na schronisko!
Awww, tak lubię to wydanie Charlotty i Aleksandra razem <3
ZWIERZACZKI I TE CUDOWNE RODZINNE ZDJĘCIA
Świetny ten odcinek specjalny! Ale mam prośbę - nie wrzucaj więcej takich molochów na raz. Dziękuję xD
Pamiętniki Łabędzi
: 10 gru 2017, 17:32
autor: Galcia
Pierwsza piosenka jest GENIALNA, idealny początek! Wyjątkowo przypadła mi do gustu idea facetów od bladego świtu stojących przy garach, podczas gdy ich kobiety smacznie śpią. xD
Na miejscu Lotty nie przesadzałabym z tym "łamaniem serca ukochanej córce", bo "ukochana córka" zasługuje co najwyżej na solidnego kopniaka w cztery litery, a nie na to, żeby się z nią cackać jak ze zgniłym jajkiem (którym jest ). Za to na tym zdjęciu Lotta wygląda jak rasowa kocica. Trochę nie rozumiem tych jej wahań nastroju, chce być z Aleksem, ale nie chce, zostałaby, ale się boi, ale dobrze zrobiła, wychodząc. Nie ma tak łatwo, musisz się bardziej postarać, chłopie.
O rety i druga piosenka! Uwielbiam taniec, więc podczas oglądania tego fragmentu mało nie dostałam skurczu twarzy od zbyt szerokiego uśmiechania się do monitora. xD Czy mogę prosić o przerobienie całej relacji na musical? Proooszę!
Skoro Agata jest taka samotna (wcale mi jej nie żal ) to czemu sama nie pojedzie odwiedzić Sergia? Dlaczego tylko facet ma się starać, rzucać wszystko i wydawać fortunę na podróż z drugiego końca świata? Mamy równouprawnienie, trzeba przejąć inicjatywę.
Uwielbiam piosenkę, którą śpiewa Agata. Ale nie lubię Agaty, więc na tym zakończę komentarz.
Ja bym nie powierzała Emmie opieki nad dziećmi. Jeszcze wciągnie je do jakiejś sekty.
Ciebie jeszcze rozumiem, ale on? No sama przyznaj, że coś musi być z nim nie tak. Nie dość, że zgodził się zostać ojcem twojego dziecka, to teraz jeszcze udajecie, że spotykacie się ze sobą i tworzycie szczęśliwą rodzinkę!
Hahahahahha! Przepraszam, ale... hahahahahaha! Coś mi to przypomina... Adrianna ucieszyłaby się, wiedząc, że nie tylko ona w rodzinie odstawia takie numery.
Enryczek! W momencie, gdy z miną amanta śpiewał przed lustrem o jemiole, popłakałam się ze śmiechu. xD No i to zabawne, bo w mojej wersji historii zostaje na święta w San Myshuno.
Przecież do mojej dziewczyny ciągle tylko wydzwania i pisze jakiś sławny model, rozchwytywany przez miliony fanek! O co miałbym być zazdrosny?
Dziewczyna parsknęła śmiechem i przysiadła się do niego.
- Daj spokój Ignacy. Dobrze wiesz, że ja i Enryczek tylko się przyjaźnimy!
Ta sytuacja przypomina mi memy z serii: ty vs koleś, o którego masz się nie martwić. Enrique przynajmniej znajduje dla niej czas, a też na pewno jest bardzo zajęty.
Nie! Czekaj! Tylko mi nie mów, że się kiedyś umawiałam z twoim ojcem! - po chwili zastanowienia dodała. – Albo co gorsza z tobą!
A tak serio, czemu Enryczek zaczepia na ulicy Lottę, która jest dla niego praktycznie obcą osobą i opowiada jej o swoich planach? Chyba czuje się bardzo samotny, skoro zaczyna nagabywać przypadkowych przechodniów. xD
Aaaa i kolejna piosenka! Czuję, jak przepełnia mnie świąteczny nastrój!
Kurczę, sytuacja Iana jest nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony strasznie chamsko wobec Odie, która mimo wszystko wciąż żyje i pozostaje jego żoną, ale z drugiej strony bez sensu, żeby przez resztę życia odmawiał sobie szczęścia i żył jak pustelnik. Poza tym wydaje mi się, że gdyby wciąż ją kochał, nie związałby się z inną kobietą. Gorzej, jak Odie jednak obudzi się ze śpiączki.
Nie spodziewałam się takiego zachowania po Marcinie. Jakub musiał go naprawdę wkurzyć.
Uooo, Tiana i Naveen ostro się posprzeczali. Uważam, że wszyscy mogliby zacisnąć zęby i przez ten jeden wieczór udawać, że wszystko jest w porządku, Ian nie ma kochanki, a Tiana nie ma do niego pretensji o porzucenie żony, ale co to by były za święta bez rodzinnej awantury. Czuję się zupełnie jakbym była w domu. xD Podoba mi się też, że Diablo w środku zimy wynosi na zewnątrz niemowlaka ubranego w samą pieluszkę. Chce wychować Aurorę na morsa? xD
Kolejna piosenka i za. Dużo. Emocji. Zaraz się rozpłaczę ze wzruszenia.
Scena z Marcinem i psem jest boska. Zwłaszcza jak Marcin nakrzyczał na Aratę za wystraszenie zwierzaka - bo to najgorsza rzecz, jaka się przytrafiła tego wieczoru, prawda?
Koncert wyszedł rewelacyjnie, chociaż zgromadzeni na widowni i przed telewizorami ludzie musieli być mocno skonsternowani faktem, że na scenę zamiast gwiazd wyszła banda przypadkowych ludzi (i jeden znany model xD ). Jednego tylko nie rozumiem - Danuta i jej wesoła kompania nie mogli dojechać na koncert przez pół dnia (tak, wiem, zgubili się itd.), a cała reszta po smsie od Lotty dojechała bez żadnych problemów dosłownie w godzinkę. x))) Danka musi być NAPRAWDĘ beznadziejnym pilotem.
Podsumowując, odcinek 100/10. Aż boję się myśleć, co wymyślisz za rok!
PS. Czytanie i komentowanie tego odcinka trwało od godziny 15:38 do 17:32.
Pamiętniki Łabędzi
: 29 gru 2017, 20:41
autor: Gunia
O rany! Ale fajny musical! Totalnie jestem w tyle, to znaczy nadrobiłam relację, ale skomentuję tylko ostatnią, bo mnie oczarowała. Po pierwsze- piosenki <3 Ostatnia jest jedną z moich ukochanych - Pentatonix rządzi Bardzo fajnie że pokazałaś święta z tak wielu perspektyw- Tiany niejako opłakującej Oddie, na koniec jakoś się z tym godzi. Ian zaznaje swego rodzaju szczęścia, Enryczek <3 mnie rozbroił na łopatki- uwielbiam go i mogłabym prowadzić jego funclub
Marcin i Serena jakoś mnie wkurzali. Może bardziej Marcin, ale i usilne próby wybielenia Jakuba przez Serenę też były irytujące. Szkoda że tylko Agatka nie zaznała szczęścia... Może niedługo?
Plus za powrót mojej ulubionej pary (Lotta+Aleks), shippuję od dawna
Pamiętniki Łabędzi
: 30 gru 2017, 20:17
autor: Lion
Świetny pomysł na odcinek świąteczny! Wszystkie filmiki zrobiły na mnie spore wrażenie, wyróżnię jednak dwa. Po pierwsze piosenkę Agaty - za taniec innych bohaterek w parku, super to wyszło! Po drugie występ Tainy i Naveena - nie umiem tego do końca uzasadnić, po prostu porywa mnie klimat panujący podczas ich tańca i śpiewu.
Miałaś świetny pomysł na wprowadzenie zwierzaków do swojej rozgrywki. Fajnie też było zobaczyć, ile par się schodzi, Aleks i Lotta (co ucieszyło mnie już przy poprzedniej relacji!), Serena i Jakub, może Iza i Mark (myślałem, że ta ostatecznie skończy ze Sławomirem, ale teraz kibicuję, aby jednak związała się ze swoim udawanym partnerem, bez względu na to, jak dziwnie to brzmi ). Mam mieszane uczucia co do Iana i Mai - mimo wszystko jego żona nie została, mówiąc brzydko, odłączona od maszyn, co według mnie sprawia, że sim nie jest wolnym mężczyzną. Co prawda podejrzewam, że Odie nie miałaby do niego pretensji, jednak jeśli simka się wybudzi, koleś pewnie zgłupieje i nie będzie wiedział, co robić... Ale to już jego problem.
Zwyciężczyniami tej relacji są dla mnie Emma przygarniająca szopa i Julia, która nie dostała sms-a!
Na koniec dodam jeszcze słówko o wcześniejszych relacjach (bo jak zwykle mam tyły z komentowaniem ) - cieszę się, że mimo wszystko Brunet i Sophie odnaleźli Tianę, w pewnym momencie w nich zwątpiłem. Co do porywacza, teraz już nie mam większych wątpliwości, że musi być nim Anastazja. W końcu wiemy na pewno, że w czasie czasie spotkania Tiany z przestępcą, nastolatki akurat nie było w jej domu... Przypadek? Nie sądzę.
Pamiętniki Łabędzi
: 09 sty 2018, 18:48
autor: MalaMi95
Dziękuje wszystkim za komentarze!
Bearyllium –
„A jeszcze dwa tygodnie temu było "MAM SUPER PLAN NA ODCINEK ŚWIĄTECZNY, ALE SIĘ NIE WYROBIĘĘĘĘ”
Ej, prawdopodobieństwo niewyrobienia się było duże! xD
„Doskonała wymówka. Od teraz będę tak mówić, gdy coś przypalę.”
Proszę bardzo
„To chyba moja ulubiona piosenka z całej relacji. Ogólnie bardzo przyjemna, jak na okołoświąteczną ;3”
Właściwie moja też. Niby nie jest najlepiej zrobiona, ale jakoś mi się podoba
„Ta fryzura to kompletnie nowy styl Agatki.”
No, dałam z pięć fryzur do wyboru, a i tak wybrałam szóstą xD
Ale najbardziej mi się podoba
„Meh, Agacia śpiewa ://// Ale filmik świetnie zmontowany. Naprawdę BARDZO mi się podoba. Te pary w parku i tańczące laski <3
Choć odrobinę się dłuży...”
No, trochę tak. Miałam pomysł znalezienia może jakiejś krótszej wersji tej piosenki, ale ostatecznie zrezygnowałam. Niech już tam będzie
„Łucja też powinna nieco zejść z tonu. W sumie to nic jej złego nie zrobił.”
Niby tak, ale Łucji bardziej chodziło o to, że już od jakiegoś czasu ją olewa, a teraz jeszcze nawet w święta musi pracować jak oni zbierają się do wyjazdu.
Mogła być łagodniejsza, ale widocznie nawet tak spokojna simkę jak Łucja da się wkurzyć, gdy się nieco przegina
„Hahaha, ci znikający Simowie na samym początku piosenki Enryczka xD”
To akurat nie moja wina. Naprawdę nie robiłam tam cięcia! To się po prostu tak kijowo nagrało x)
„Czy mi się zdaje czy to drzewko świąteczne nic a nic nie zmieniło się od czasu tańców Naveena i Tiany do momentu aż zostało określone "najładniejszym w okolicy"?”
Ta… Miałam mu dodać taki ładny łańcuch, ale jak na złość nie mogłam go za nic znaleźć, gdy robiłam zdjęcia. Oczywiście znalazł się zaraz po xD
„A rozumiem, że wciąż przeżywa sytuację siostry, ale przecież nie powinna Ianowi całkowicie blokować drogi do szczęścia.”
Ja patrzę na to tak: Odie to jednak jej siostra. Raczej ciężko, żeby Tiana powiedziała „Spoko, że postawiłeś na mojej siostrze krzyżyk. Bądź sobie ze swoją nowa dziewczyną i wychowajcie moich siostrzeńców”
Choć oczywiście takie obrażanie się też nie jest dobre.
Z drugiej strony Ian niby nie powinien skreślać Odie, ale biorąc pod uwagę, ze lekarze nie dają jej większych szans ciężko od niego wymagać, żeby do końca życia był sam.
„WTF, James? Wigilia z przyjaciółmi spoko, ale czemu W WIGILIĘ?! xD”
Rozwaliło mnie to zdanie xD
A odpowiedź prosta – Nie miałam dla niego roli w tym odcinku, a zajmował miejsce w domu xD
„Rzecz jasna, rozsądniej by zrobił, jakby przyniósł jakieś pyszności dla wszystkich zamiast indywidualnych prezentów, ale i tak warto docenić, że przyniósł cokolwiek.”
Jasne, że tak. Po prostu Marcin był na niego tak cięty, że nawet gdyby trafił z prezentami, to byłby niezadowolony
„Ej, czemu Marcin nie poczekał z tym wybuchem do czasu aż zakończą spotkanie?”
Ciężko powiedzieć. Widocznie Jakub za bardzo go wkurzył x)
„COOO?! Naveen wiedział o dziewczynie Iana!”
W końcu najlepsi kumple od czasów liceum, nie?
„Diablo, jak na dojrzałego faceta i odpowiedzialnego brata przystało, zabiera swoją malutką siostrę na spacer w zimie, ubraną jedynie w pieluchę. Dobra robota, Diablo”
xD Nie miałam dla niej ubranek, no! xD
„Naprawdę dobry pomysł z tym, by w ich sytuacji, usiąść na ziemi i czekać na zbawienie. Już pójście w dowolnym kierunku miałoby więcej sensu.”
Pewnie tak. Ale to musical! Czas na piosenkę! xD
„Ej, a czemu oni właściwie nie siedzieli w samochodzie? Wprawdzie był on zepsuty, ale na pewno byłoby w nim cieplej niż na zewnątrz, lol.”
Wypatrywali pojazdu, który ich podwiezie. Siedząc w środku mogliby nie zdążyć wyskoczyć i by uciekło
A poza tym, nie miałam tyle póz w aucie, żeby zdjęcia robić jak siedzą xD
„W sumie to zabawne, że dopiero Wigilia i nowa bielizna z tej okazji były w stanie odciągnąć Ignasia od komputera xD”
Chyba jednak bardziej bielizna biorąc pod uwagę, że na wigilię nie dojechali i sami sobie żadnej nie zrobili xD
„Ten śnieg to z moda czy robótki ręcznie w programie graficznym? :3”
Robione w Photoshopie
„O NIE... Ten mops to swatka dla gejów. Spotyka ich w ciemnych uliczkach parku po nocach. ;_;”
xDDD
„Zgromadziłam tutaj kompletnie nieznanych ludzi i jednego celebrytę, byśmy razem pobujali się niezgrabnie w rytm muzyki a ludzie będą rzucać w nas pieniędzmi na schronisko!”
Trzeba docenić starania, no! W końcu magia świąt! xD
Galcia -
„Wyjątkowo przypadła mi do gustu idea facetów od bladego świtu stojących przy garach, podczas gdy ich kobiety smacznie śpią. xD„
O, to dzisiejszy początek relacji też ci się spodoba xD
„Na miejscu Lotty nie przesadzałabym z tym "łamaniem serca ukochanej córce", bo "ukochana córka" zasługuje co najwyżej na solidnego kopniaka w cztery litery, a nie na to, żeby się z nią cackać jak ze zgniłym jajkiem”
To na pewno. Ale jednak to jej córka. Na matczyną miłość nie poradzisz
„Czy mogę prosić o przerobienie całej relacji na musical? Proooszę!”
Ech, tu miałam powiedzieć „Nie”, ale ciągle teraz wymyślam gdzie wrzucić jakąś piosenkę, więc chyba stanie na tym, że jednak od czasu do czasu pojawi się jakaś piosenka xD
„To czemu sama nie pojedzie odwiedzić Sergia? Dlaczego tylko facet ma się starać, rzucać wszystko i wydawać fortunę na podróż z drugiego końca świata?”
Pewnie by mogła, tylko problem jest taki, że nikt do końca nie wie gdzie akurat teraz aktualnie jest Sergio, bo chłopina zaczął trochę podróżować po świecie (Kiedyś wyjaśnię powód, chyba że zmieni mi się pomysł )
No a że nie odbierał jej telefonów, bo teraz sobie nagle przypomniała, to tym bardziej nie miała jak
„Jeszcze wciągnie je do jakiejś sekty.”
xDDD Słuszna uwaga! xD
„Adrianna ucieszyłaby się, wiedząc, że nie tylko ona w rodzinie odstawia takie numery.”
U Landgraabów to rodzinne! xD
Choć powiem ci szczerze, że jak pisałam to jakoś zupełnie o tym nie pomyślałam, że przecież wątek jest podobny x)
„No i to zabawne, bo w mojej wersji historii zostaje na święta w San Myshuno.”
No wiesz, u mnie nagle połowa bohaterów wręcz się „teleportowała” na miejsce koncertu, więc co za problem, żeby Enryczek był tu i tam jednocześnie? xD
„Ta sytuacja przypomina mi memy z serii: ty vs koleś, o którego masz się nie martwić.”
Ten mem pasuje mi tu idealnie: xD
Spoiler:
„Tak serio, czemu Enryczek zaczepia na ulicy Lottę, która jest dla niego praktycznie obcą osobą i opowiada jej o swoich planach?”
Oj tam, oj tam. Kiedyś się gdzieś poznali i Enryczek chciał być miły i się przywitać xD
„Ale co to by były za święta bez rodzinnej awantury.”
I co to by była wtedy za relacja?
„Bo to najgorsza rzecz, jaka się przytrafiła tego wieczoru, prawda?”
Wiadomo! xD
„Danuta i jej wesoła kompania nie mogli dojechać na koncert przez pół dnia (tak, wiem, zgubili się itd.), a cała reszta po smsie od Lotty dojechała bez żadnych problemów dosłownie w godzinkę. x))) Danka musi być NAPRAWDĘ beznadziejnym pilotem.”
xD Magia świąt! Do tego jakiś, ja wiem? Helikopter Langraabów? xD
I Danka jest beznadziejnym pilotem, niestety xD
„Podsumowując, odcinek 100/10. Aż boję się myśleć, co wymyślisz za rok!”
Ja też xD
Gunia –
„Ostatnia jest jedną z moich ukochanych - Pentatonix rządzi”
Też mi się bardzo podoba
„Bardzo fajnie że pokazałaś święta z tak wielu perspektyw”
Dziękuję!
„Enryczek <3 mnie rozbroił na łopatki- uwielbiam go i mogłabym prowadzić jego funclub”
Może trzeba założyć? xD
„Marcin i Serena jakoś mnie wkurzali. Może bardziej Marcin, ale i usilne próby wybielenia Jakuba przez Serenę też były irytujące.”
No cóż, każde miało jakieś tam swoje racje i tak wyszła z tego wielka rodzinna kłótnia.
„Szkoda że tylko Agatka nie zaznała szczęścia... Może niedługo?”
Może, może
„Plus za powrót mojej ulubionej pary (Lotta+Aleks), shippuję od dawna”
Nie tylko ty jak widzę xD
W sumie to nawet się jakoś nie spodziewałam. Myślałam, że wszyscy raczej powiedzą, ze Lotta sobie zasłużyła a tu zaskoczenie
Lion –
„Świetny pomysł na odcinek świąteczny! Wszystkie filmiki zrobiły na mnie spore wrażenie”
Dziękuję!
„Po drugie występ Tainy i Naveena - nie umiem tego do końca uzasadnić, po prostu porywa mnie klimat panujący podczas ich tańca i śpiewu.”
Mnie też się najbardziej podoba i też nie umiem wyjaśnić czemu x) W sumie są lepsze, ale jakoś ten jest fajny
„Iza i Mark (myślałem, że ta ostatecznie skończy ze Sławomirem, ale teraz kibicuję, aby jednak związała się ze swoim udawanym partnerem, bez względu na to, jak dziwnie to brzmi)”
Spoko rozumiem xD
„Mam mieszane uczucia co do Iana i Mai - mimo wszystko jego żona nie została, mówiąc brzydko, odłączona od maszyn, co według mnie sprawia, że sim nie jest wolnym mężczyzną. Co prawda podejrzewam, że Odie nie miałaby do niego pretensji, jednak jeśli simka się wybudzi, koleś pewnie zgłupieje i nie będzie wiedział, co robić... Ale to już jego problem.”
W tym momencie musze ci powiedzieć, że pisząc wątek Iana i Mai zainspirowałam się pewną parą z twojej relacji. Pisząc wciąż miałam ich przed oczami x) (Możesz zgadywać jaką choć i tak ci nie powiem do pewnego momentu )
Także… Czuj się odpowiedzialny za los Iana! xD
„Co do porywacza, teraz już nie mam większych wątpliwości, że musi być nim Anastazja. W końcu wiemy na pewno, że w czasie czasie spotkania Tiany z przestępcą, nastolatki akurat nie było w jej domu... Przypadek? Nie sądzę.”
O matko. Już od dawna nikt mnie nie skłonił do przeczytania swojej relacji, bo o czymś zapomniałam. Wiesz ile ja się nagłowiłam o jakim fragmencie mówisz? xD I ten stres co ja tam nabazgroliłam! xD
Ale czy masz rację? Zobaczysz
W dzisiejszym odcinku udamy się do Tiany i Lotty.
Kto kłamie, a kto mówi prawdę?
Czy w końcu dowiemy się kim jest porywacz?
Charlotta obróciła się na drugi bok i przeciągnęła rozkosznie w pościeli. Czując, że świadomość zaczyna jej powoli wracać, ale wciąż nie chcąc się budzić, wyciągnęła rękę, by odnaleźć leżącego gdzieś obok niej Aleksa i wtulić się w jego ciepło. Gdy jednak w końcu na coś natrafiła poczuła, że nie jest to Aleks, a coś włochatego i miękkiego.
Z westchnieniem rozchyliła powieki, by zobaczyć, leżące obok niej dwa kłębki. A były nimi dwa małe kociaki. Mercedes i Yolanda.
- Cześć maluchy. Pan już wstał?
- Miau – odrzekła Mercedes, po czym zeskoczyła z łóżka i razem ze swoją siostrą wpatrzyły się w nią swoimi wielkimi oczami. Lotta obróciła się.
- Jeszcze pięć minut…
- Miaaaauuu! – odezwały się chórem widząc, że ta najwyraźniej nie wstaje.
Kobieta westchnęła.
- Dwie minuty? – szepnęła z nadzieją, lecz ta ulotniła się natychmiast, gdy usłyszała otwierające się drzwi i tupot stóp.
- Ciocia! – zawołał Henryk i stanął obok kotków. – Śniadanie? – spytał i przechylił głowę w bok identycznie jak Mercedes i Yolanda. Musiała przyznać, że wyglądali naprawdę uroczo.
Lotta westchnęła ponownie.
- Tak, idziemy na śniadanie.
- Jej!
- Miau! – zawtórował jej chórek złożony z dziecka i kociąt, a kobieta podniosła się na nogi.
Wyglądało na to, że jej sen dobiegł końca. Pora wstać i rozpocząć kolejny dzień. Patrząc jednak na jej wesołą gromadkę nie mogła powstrzymać uśmiechu. W tym momencie bowiem jej życie bardzo przypominało to, co właśnie jej się śniło.
. . .
Gdy tylko weszła do kuchni zobaczyła krzątającego się po niej Aleksa, który właśnie przygotowywał śniadanie dla ich trójki... Zaraz, zaraz… trójki?
Mężczyzna słysząc, że wchodzą do kuchni obrócił się.
- Cześć śpiochu – przywitał się z uśmiechem na ustach - Jak się spało?
Lotta odwzajemniła uśmiech i usadziła Henryka w jego foteliku.
- Z tobą zawsze cudownie – rzekła i zbliżyła się by dać mu całusa w policzek. Następnie rozglądnęła się po kuchni.
- A gdzie nasz drugi śpioch? Anastazja?
Aleks wzruszył ramionami, znów skupiony na robieniu tostów.
- Nie wiem, rano w pośpiechu zrobiła sobie tylko kanapkę i wyszła. Mówiła, że to coś ważnego.
Lotta zaskoczona uniosła brew.
- Ważnego? A cóż takiego ważnego może się dziać w niedzielę rano?
- Może dostała natchnienia i poszła się pomodlić do kościoła? – zażartował Aleks. Jednak widząc uniesioną brew Lotty przewrócił oczami. – Daj spokój! To było śmieszne!
- Aha – rzekła biorąc telefon do ręki. – Najszybciej będzie jak do niej zadzwonię. Nim jednak zdążyła wybrać numer, Aleks zabrał jej telefon. – Ej! Co ty…?
- No daj spokój! Czy to nie oczywiste? Pewnie poszła się spotkać z tym swoim chłopakiem.
Za zdziwienia Lotta, aż rozdziawiła usta.
- Chłopakiem? To ona ma jakiegoś chłopaka?! Nic mi nie mówiła…
Aleks widząc, że ukochana nic nie wiedziała, podrapał się po głowie zakłopotany.
- Myślałem, że wiesz… Ale nie przejmuj się tym. Może ona po prostu… - zaczął ją uspokajać, nim jednak dane mu było dokończyć, kobieta odezwała się niespodziewanie.
- Zaraz! Twoja córka spotyka się z chłopakiem, a ty przyjmujesz to tak spokojnie?! Co z ciebie za ojciec?! Ile to trwa?
Aleks zaskoczony jej nagłym wybuchem, aż uniósł ręce do góry w geście obronnym.
- Yyy… Czy ja wiem? Jakieś parę tygodni?
- Co?! No nie wierzę! A co jeśli to jakiś podejrzany typ, który chce ją tylko naciągnąć na pieniądze? A co jeśli zajdzie w ciąże i zostanie nastoletnią matką?! Sprawdziłeś go? Na pewno nie! Już ja zaraz…
- Lotta! – zawołał Aleks, chcąc, by zwróciła na niego uwagę. – Uspokój się! Z Annie naprawdę wszystko w porządku! Po pierwsze, nie żyjemy w średniowieczu, żebyśmy mieli jej wybierać męża, którego pozna dopiero na ślubie. A po drugie, Annie jest mądrą, dojrzałą dziewczyną, da sobie radę.
Lotta westchnęła.
- Może i jest dojrzała jak na swój wiek i mądra, ale każdy potrafi popełnić błąd… - spojrzała na niego. – Naprawdę nie mogę chociaż do niej zadzwonić? – spytała, lecz Aleksander pokręcił głową.
- Absolutnie nie! Nie będziemy psuć jej dnia. I tak dziś wieczorem nieco namieszamy jej w głowie, nie sądzisz?
Charlotta kiwnęła głową.
- Chyba masz rację… - rzekła, po czym spojrzała na niego surowo. – Ale i tak uważam, że za bardzo ją rozpuściłeś! Dopiero wczoraj była na jakiejś nocnej imprezie, a dziś już gdzieś wybywa.
Aleks zaśmiał się.
- To co mam ją trzymać pod kloszem? Mówisz zupełnie tak jakbyś sama nigdy nie była imprezującą nastolatką! – rzekł wesoło, lecz wnet zauważył, że ukochana posmutniała.
- Właśnie dlatego, że byłam, chce ją chronić… - szepnęła.
Aleks właśnie chciał coś powiedzieć, gdy nagle odezwał się leżący, na stole telefon.
Para spojrzała na siebie zaskoczona, po czym mężczyzna ruszył aby odebrać.
Po krótkiej rozmowie, Aleksander wrócił do kuchni cały zdenerwowany.
- No? Co się stało? – spytała Lotta zaniepokojona widząc, że na pewno nie było to nic dobrego.
Nie zdążył jednak jej odpowiedzieć, gdy niespodziewanie odezwał się siedzący przy stole Henryk.
- Annie!
Aleksander i Charlotta nie musieli się zbyt długo zastanawiać. Ubrali się w błyskawicznym tempie, po czym zostawiając po drodze Henryka u Tiany, wsiedli do samochodu i ruszyli.
. . .
Gdy tylko Charlotta i Aleksander razem z małym Henrykiem pojawili się w jej drzwiach, Tiana już wiedziała, że stało się coś złego. Próbowała coś z nich wyciągnąć, lecz para była tak zdenerwowana, że nie udało jej się zrozumieć więcej jak to, że za niedługo wrócą i bardzo proszą ją by zajęła się w tym czasie Henrykiem. Tianie co prawda średnio pasowało, to całe zajmowanie się dziećmi, zważywszy na fakt, że za parę minut wychodziła do pracy. Widząc jednak zdenerwowanie siostry uznała, że nie będzie jej jeszcze dokładać problemów ze znalezieniem niani dla przybranego syna i oczywiście zgodziła się.
Pech chciał, że dosłownie kilka minut przed Lottą do jej domu zawitał Ian, błagając wręcz, czy nie wzięłaby Fauny na dziś do siebie, gdyż został niespodziewanie wezwany do pracy, a w domu nie ma nikogo, kto mógłby się nią zająć. Tiana, która i tak miała zostawić Florę i Aurorę pod opieką Jadwigi, zgodziła się wiedząc, że ta na pewno nie będzie miała nic przeciwko kolejnemu dziecku.
Nie przewidziała tylko jednego… A mianowicie, że Jadwiga może się rozchorować i na kilka minut przed jej planowanym wyjściem do pracy zadzwoni, mówiąc, że nie da rady dziś przyjść…
W ten oto sposób, Tiana skończyła z czwórką dzieci w pracy.
- No cóż… dobrze, że sama jestem sobie szefem, co nie maluchy? – zażartowała, po czym cała ekipa weszła do środka.
Już w progu powitał ich zapach świeżych wypieków i młoda kobieta rozkładająca na wystawie ciasta - Kate. Pracownica Tiany, którą ta zatrudniła kilka tygodni temu.
Widząc Tianę uśmiechnęła się, lecz zaraz jej brwi powędrowały do góry, gdy zobaczyła gromadkę jaką ze sobą przyprowadziła.
- Czyżbyś chciała się przebranżowić na profesjonalną nianię? – spytała Kate z uśmiechem, a Tiana pokręciła głową.
- Ta… To był szalony poranek. A jak sytuacja wygląda tutaj? Upiekłaś ciasteczka dla pani Littleforest? Ostatnio strasznie narzekała kiedy upiekłam je trochę wcześniej, że są za zimne i zmniejszyła im się zawartość włókna. Zrobiłabym to sama, ale…
- Wszystko gotowe, możemy otwierać – rzekła dumnie, a Tiana uśmiechnęła się. Co prawda dobrze wspominała chwile, gdy prowadziła cukiernie samotnie z okazjonalną pomocą rodziny, jednak dobrze było móc na kimś polegać na co dzień.
Jak zwykle zaraz po otwarciu w środku zrobił się niemały ruch. Tiana ledwo ogarniała wydawanie zamówień i zaglądanie do dzieci, które bawiły się niedaleko przy jednym ze stolików. Na całe szczęście mała Aurora spała w wózku, a Flora, Fauna i Henryk byli w miarę grzeczni tak, że wydawało się, iż Tianie jakoś uda się dotrwać do końca tego dnia.
Wtem jednak do jej cukierni zawitali niespodziewani goście. Tiana widząc wchodzącą do środka trójkę, uśmiechnęła się.
- Julia? Fajnie, że wpadłaś! Co ty tu…
- Koszmar! Po prostu koszmar! – krzyczała Julia nawet nie słuchając tego co chce powiedzieć jej Tiana. - Zaraz oszaleję! Czy ty sobie wyobrażasz co ona zrobiła? Jak mogła! Akurat dziś!– mówiła dalej spacerując w te i na zad po cukierni.
Tiana widząc zaskoczone spojrzenia pozostałych klientów, przeprosiła i zostawiając wszystko pod kontrolą Kate, wyszła zza lady, po czym pociągnęła Julię na zewnątrz.
- Chwila! Spokojnie! Nic nie rozumiem! Co się stało? – spytała prowadząc kuzynkę do najbliższego stolika. Kobieta ze złością zajęła miejsce.
- Jak to co?! Izabella się stała! Czy ty sobie wyobrażasz, że przyszła dziś do mnie do domu, zostawiła Basię i wyszła mówiąc tylko, że za niedługo wróci?!
- Potrafię to sobie wyobrazić…
- Co?!
- Nic, nic. No i co w związku z tym? – spytała Tiana wciąż nie rozumiejąc problemu Juli.
- Jak to co?! Nie mam dziś czasu niańczyć dzieci! Sławomir w pracy, a ja mam ważne spotkanie z żoną jednego z większych klientów naszej firmy! Przecież nie zabiorę dwójki dzieci ze sobą!
Tiana spojrzała na nią zaskoczona.
- No, a twoja niania?
Julia poczerwieniała na twarzy jeszcze bardziej.
- Wyobraź sobie, że nie przyszła! – wykrzyknęła wyrzucając ręce do góry, po czym oparła się na siedzeniu krzyżując ręce. – W sumie, po tym co dziś odstawiła może nie wracać!
Tiana westchnęła. Można by pomyśleć, że Julia okaże nieco więcej wdzięczności Izabelli, która praktycznie cały czas zajmowała się Małgosią. Mimo, że wizja nie pójścia na ważne spotkanie wyglądała dość poważnie, to Tiana dobrze wiedziała, że to tylko poza. Tak naprawdę ani firmie, ani Juli nic by się nie stało, gdyby ta raz odwołała spotkanie lub zabrała na eleganckie przyjęcie Basię i Małgosię. O nie, kobieta zbyt dobrze znała kuzynkę, by dać się na to nabrać. Patrząc na Julię widziała, że ta po prostu nie chce zajmować się dwójką małych dzieci. Widząc czający się w jej oczach strach uśmiechnęła się lekko. Może przyda jej się taka lekcja?
Udając zmartwienie, pokiwała lekko głową i odchyliła się na siedzeniu.
- Strasznie ci współczuję. Wiesz, że ja bym się nimi chętnie zajęła, ale tak się składa, że…
- Naprawdę?! Ratujesz mi życie! – wykrzyknęła niespodziewanie Julia i poderwała się z miejsca, jakby tylko na to czekała. – Wysłałam Izie wiadomość. Przyjdzie tu odebrać dziewczynki. Ja tymczasem muszę już lecieć bo pociąg mi ucieknie. Jeszcze raz dzięki, pa! – rzekła pospiesznie i nie czekając na reakcję Tiany ruszyła w swoją stronę.
Oniemiała kobieta po chwili szoku otrząsnęła się i wybiegła za nią na ulicę.
- Czekaj! Ja nie mam czasu zajmować się dziećmi! Wracaj! – krzyknęła, lecz na próżno. Julia już dawno myślami był gdzie indziej i nie miała zamiaru wracać.
Gdy tylko weszła z powrotem do środka, Kate w mig zrozumiała co się stało i posłała jej szeroki uśmiech.
- Czyli jednak niania?
Tiana pokazała jej język, a kobieta roześmiała się serdecznie.
. . .
Po zostawieniu Henryka u Tiany Lotta i Aleks ruszyli prosto do domu jej chłopaka, z którym nastolatka w istocie wyszła się rano spotkać. Na miejscu, gdy tylko wysiedli z auta, zastali dwójkę nastolatków i wysokiego mężczyznę stojących przed ogromną willą. Już z daleka Lotta zauważyła, że młody chłopak, który nie mógł być nikim innym jak chłopakiem Annie, sprzecza się o coś z mężczyzną, a wnioskując po minie Anastazji, to ona musiała być powodem kłótni.
- Nie będę tego tolerować! Dzwonię na policję!
- Tato! Daj spokój!
Charlotta słysząc to przygryzła wargę. Wyglądało na to, że tym razem Annie naprawdę nabroiła. Mimo, że nie wiedziała co takiego mogło spowodować u mężczyzny ten stan, zbliżając się przysięgła sobie, że zrobi wszystko by go udobruchać. Jeszcze tego brakowało, żeby teraz, gdy wszystko zaczyna się układać Annie ściągała policja! I znając życie za jakieś głupstwo jak podeptanie trawnika lub potrącenie doniczki z kwiatkiem! O nie, nie pozwoli na to. Przywołując na twarz najładniejszy uśmiech jaki tylko miała w zanadrzu, dziarskim krokiem ruszyła do akcji.
Zbliżyła się do mężczyzny i delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Przepraszam bardzo… To ty! – krzyknęła od razu, gdy tylko facet obrócił się w je stronę.
Nie mogąc uwierzyć w to co widzi, zasłoniła aż usta ręką i cofnęła się parę kroków w tył. - Co ty tu robisz?! – spytała, lecz wtem dotarła do niej prawda.
Stojący przed nią mężczyzna, który musiał być ojcem chłopaka Annie, był jednocześnie tym samym, który napadł ją tego pamiętnego dnia na dyskotece i omal nie doszło do tragedii. Jedno spojrzenie w oczy faceta utwierdziło ją w przekonaniu, że i on ją rozpoznał. Kobieta nie mogła wprost uwierzyć w swojego pecha. Ze wszystkich mężczyzn na ziemi, dlaczego akurat on musiał tu być?!
- Lotta? Wszystko w porządku? – usłyszała, a gdy się obróciła zobaczyła zaniepokojone spojrzenie Aleksa. Nie wiedząc co mogłaby mu powiedzieć w tej chwili pokręciła głową. Nie chciała go martwić, dobrze wiedziała jak Aleksander zareagowałby na to wszystko. Jeszcze rzuciłby się na faceta z pięściami i dopiero mieliby kłopoty! O nie, nie dopuści do tego.
Zbierając w sobie wszystkie siły by nie wybuchnąć gniewem i nie wygarnąć facetowi prosto w twarz jaką świnią jest, odezwała się chłodnym acz w miarę łagodnym głosem.
- Dzień dobry, jesteśmy rodzicami Anastazji. Dzwonił pan do mojego byłego męża, że chce się pan z nami widzieć. Co się stało? – rzekła tak formalnym i stanowczym głosem, że przez krótką chwilę ani facet, ani Aleks nie wiedzieli jak na to wszystko zareagować. Po krótkiej chwili jednakże, mężczyzna odchrząknął i zabrał głos.
- Tak… Dzień dobry… Choć może wcale nie taki dobry.
Lotta uniosła brew.
- Nie rozumiem?
- To ja ci zaraz wyjaśnię – rzekł facet agresywnie i ponownie poczerwieniał na twarzy. – Otóż wasza wspaniała córeczka od jakiegoś czasu bezczelnie mnie okrada, a dziś w końcu złapałem ją na gorącym uczynku!
- Że co proszę?! Jak pan… - już zaczął stojący obok Lotty Aleksander, lecz przerwał mu stojący obok Annie chłopak.
- To nieprawda! Annie niczego by nie ukradła! – zawołał, a ojciec spojrzał na niego z gniewem.
- Och, daj spokój Zane! Od kiedy ta dziewucha zaczęła do nas przychodzić ciągle coś ginie! A to bransoletka, a to pieniądze! Początkowo myślałem, że to nasza pokojówka, dlatego ją zwolniłem. Ale dziś zginął mi zegarek, a Marta już u nas nie pracuje! Za to dziwnym zbiegiem okoliczności jest tu ona! – krzyknął i wskazał na Anastazję. - Jak to wyjaśnisz?! – wrzasnął głośniej.
Młodzi wymienili między sobą szybkie spojrzenie i zamilkli. Charlotta, która to zauważyła, szybko wysnuła wniosek, że być może nie tylko Annie tu narozrabiała. Chcąc jednak wciąż pokojowo załatwić sytuację, odezwała się.
- Chwileczkę! To znaczy że nie złapał pan Annie na gorącym uczynku?
Facet obrócił się do niej gwałtownie.
- Nie słyszałaś co mówiłem?! Za każdym razem gdy ona tu jest coś ginie! I ja mam uwierzyć, że to przypadek?! – krzyknął, a Lotta zacisnęła pieści. Katem oka zauważyła, że Aleks robi dokładnie to samo. Nie chcąc jednak by zaraz doszło tu do bójki lub kłótni która zaalarmuje sąsiadów i skłoni ich do zadzwonienia na policję, dała mu delikatny znak, by na razie pozwolił jej to załatwić samej.
Na całe szczęście posłuchał.
Charlotta ponownie zwróciła się do mężczyzny.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy przechodzili na „Ty” – rzekła spokojnie, posyłając mu jednocześnie piorunujące spojrzenie. – A wracając do tematu, dopóki nie ma pan dowodów i nie złapał mojej córki za rękę, nie może pan od tak sypać sobie oskarżeniami. Proponuje więc skończyć na tym tą bezsensowną dyskusję i niech każdy uda się w swoją stronę. Dziękuję – rzekła z godnością i przywołując córkę gestem, odwróciła się by odejść. Nie zrobili jednak nawet dwóch kroków, gdy ponownie usłyszeli.
- Chwila! Ja tego tak nie zostawię!
Charlotta w mgnieniu oka obróciła się i dopadła do mężczyzny. Zrobiła to tak szybko, że facet nie zdążył nawet stęknąć, gdy wymierzyła mu cios.
- Posłuchaj no gn*ju! Zamkniesz teraz tę jadaczkę, obrócisz się i grzecznie wrócisz do domu. A tylko spróbuj dalej oczerniać moją córkę i nasłać na nią policję, a twoja rodzina i wszyscy w promieniu dziesięciu mil dowiedzą się co z ciebie za typ i co się stało wtedy na imprezie. Rozumiesz? Czy mam ci to przeliterować? – rzekła tak cicho, że nikt oprócz faceta nie mógł jej usłyszeć. Włożyła w to jednak tyle jadu i złości, że aż stojący niedaleko Zane, który nie mógł zrozumieć wypowiadanych przez nią słów, rozszerzył oczy ze zdziwienia.
Tymczasem stojący przed Lottą i trzymający się za policzek mężczyzna kiwnął lekko głową. Kobieta zadowolona z takiej odpowiedzi obróciła się na pięcie by odejść.
Nim jednak zdążyła się ruszyć, usłyszała jeszcze.
- Jeszcze się policzymy… A ta dziewucha ma zostawić mojego syna w spokoju!
Charlotta zerknęła jedynie na niego lekceważąco i dołączyła do stojących niedaleko Anastazji i Aleksa którzy wpatrywali się w nią niedowierzając.
Widząc ich miny uśmiechnęła się lekko.
- Wracamy do domu? – spytała i nie czekając na ich odpowiedz, ruszyła w stronę zaparkowanego niedaleko samochodu.
Aleksander i Anastazja wymieniając spojrzenia powoli ruszyli za nią.
Gdy jednak oddalili się już trochę od willi ojca Zane’a, Aleksander chwycił rudowłosą za rękę i zatrzymał ją.
- Annie, idź do samochodu. Zaraz do ciebie dojdziemy.
Anastazja zerknęła na niego.
- Co? Czemu?
- Po prostu idź – rzekł Aleks twardo. Anastazja pokręciła głową, jednak faktycznie nie mówiąc już nic więcej ruszyła do auta.
Tymczasem Charlotta spojrzała na niego badawczo.
- Aleks? – rzekła pytająco, a mężczyzna spojrzał jej twardo w oczy.
- Kto to był?
Kobieta przechyliła głowę.
- Nie rozumiem…
- Chcę wiedzieć, kto to był? Kiedy zobaczyłaś jego twarz wyraźnie się zdenerwowałaś. Czy on…
- To nie jest tak jak myślisz… - rzekła szybko i spróbowała odejść, jednak ją powstrzymał.
- A jak? Jeśli mi nie powiesz, to nie będę wiedział.
- Aleks, to naprawdę…
- Proszę Lotta, nie próbuj znowu czegoś przede mną zatajać. Mieliśmy być wobec siebie szczerzy, pamiętasz?
Spojrzała na niego, a widząc prośbę w jego oczach, poddała się. Miał rację, jeśli między nimi faktycznie ma się ułożyć, to nie może mieć przed nim tajemnic. Nie takich.
Próbując zebrać myśli, odgarnęła włosy za ucho i westchnęła.
- No dobrze. Powiem ci – zaczęła i od razu ujrzała ulgę malującą się na jego twarzy. – Pamiętasz ten dzień gdy znów się ze sobą zeszliśmy?
- Oczywiście. Jak mógłbym zapomnieć? – rzekł z uśmiechem, a Lotta mimowolnie zarumieniła się.
- No więc… Zanim do ciebie przyszłam, byłam na pewnej imprezie. Poszłam na nią z pewnym mężczyzną…
- Tak? – rzekł chłodno, a Charlotta uciekła wzrokiem.
- Tak… Nie będę ci mydlić oczu, że nie wiedziałam po co tam ze mną przyszedł, ale najważniejsze jest, to, że powiedziałam „nie” – rzekła wyraźnie akcentując ostatnie słowo, po czym spojrzała z powrotem na Aleksa. Omal nie westchnęła z ulgi, gdy zobaczyła, że jego twarz rozjaśniła się lekko, a z oczu zniknął cały chłód. – Jak pewnie się domyślasz, tym facetem był ojciec Zane’a… Najgorsze jednak jest to, że on wcale nie przyjął do wiadomości mojej odmowy…
- Chcesz powiedzieć, że…
- Tak – rzekła po prostu, czekając na to co powie.
Przez chwilę, Aleks tylko na nią patrzył. Następnie obrócił się w stronę willi i ruszył szybkim krokiem.
- Nie podaruję mu! Najpierw Annie, teraz to! Zabiję typa! – Nim jednak miał okazję spełnić swoje groźby, Lotta pobiegła za nim i zagrodziła mu drogę.
- Daj spokój! Nic się nie stało! Na szczęście twoja kuzynka przyszła w porę i mi pomogła! – zawołała, a Aleksander na chwilę zapomniał o swoim planie zemsty i spojrzał na nią zaskoczony.
- Kuzynka? Jaka kuzynka? – spytał, a Lotta spojrzała na niego zdziwiona.
- Jak to jaka? No córka siostry Belli… - rzekła niepewnie, a Aleks zagapił się na nią.
- Siostry? Przecież moja matka nie miała żadnej siostry! Skąd ci ten pomysł przyszedł do głowy? – spytał, lecz Charlotta nie zwróciła na to uwagi. Myślami była przy tej felernej nocy. Czy to możliwe, że źle zrozumiała? Że Andżelika nie miała na myśli siostry Belli? Nie, na pewno nie. Wyraźnie mówiła o siostrze, ale skoro Bella nie miała siostry…
- Lotta?
Usłyszała i ponownie spojrzała na Aleksa. Chcąc rozwiać jego obawy, uśmiechnęła się delikatnie i zaśmiała.
- Ale ze mnie głuptas! Jak zwykle coś źle zrozumiałam! Widzisz… Wszystko przez to, że twoja rodzina jest tak duża! Tyle czasu się znamy a ja wciąż się gubię w tych nazwiskach i imionach… Zresztą, to nieważne! W każdym razie do niczego nie doszło, a my powinniśmy wracać do domu. Annie jest zdenerwowana po tym wszystkim, a jeszcze musimy odebrać Henryka od Tiany – rzekła i chwytając go za rękę pociągnęła w stronę auta.
Aleksander jednakże znów ją zatrzymał.
- No dobrze, a co z nim? – rzekł i wskazał na dom. – Chyba tego tak nie zostawisz? Tobie nic się nie stało, ale co jak skrzywdzi jakąś inną kobietę?
Lotta spojrzała we wskazanym kierunku i kiwnęła głową.
- Nie zostawię… Ale nie pozwolę też żebyś poszedł go pobić! Nawet o tym nie myśl!
Aleks spojrzał w stronę willi niemal z tęsknotą w oczach, po czym ostatecznie westchnął i kiwnął głową.
- Masz rację, to w niczym nie pomoże… Ale jeśli jeszcze raz spróbuje oskarżyć Annie, to nie ręczę za siebie!
Lotta uśmiechnęła się lekko, po czym ostatecznie ruszyli w stronę samochodu, gdzie czekała już na nich Annie. Idąc tak jednak, myślami wróciła do Andżeliki… Tak łatwo uwierzyła w jej historię o pokłóconych siostrach i kuzynostwie z Aleksem. Wydawała się być taka… prawdziwa w tym co mówiła.
Jeśli jednak nie była kuzynką Aleksa, to kim była?
I co ważniejsze, czego od nich wszystkich chciała?
. . .
Tiana umyła ladę, po czym oparła się ciężko o blat i westchnęła. Teraz, mogła powiedzieć to oficjalnie, dzisiejszy dzień był zdecydowanie najbardziej pracowitym dniem jak do tej pory! Oczywiście wszystko za sprawą szóstki maluchów, którymi miała dziś okazję się zajmować.
. . .
Zaraz po tym jak Julia podrzuciła jej Basię i Małgosię, wydawało się, że wszystko będzie w porządku. Co prawda wciąż ciężko jej było dzielić uwagę między klientów, a dzieci, ale wszystko szło w miarę sprawnie. Dziewczynki, jak i Henryk grzecznie bawili się przy jednym ze stolików przy którym ich usadziła, a Mała Aurora drzemała w wózku. I tak mógłby Tianie przebiec cały ten dzień. Dzieci były grzeczne, klienci dostali zamówienia. Wszystko super!
Niestety jak to zwykle w życiu bywa, byłoby to zbyt piękne. Właśnie dlatego w końcu, musiało dojść do czegoś, na co tylko tak uzdolniona szóstka jak te dzieciaki mogła wpaść.
Otóż w pewnym momencie Małgosia w imieniu całej grupy, poprosiła Tianę, czy nie dała by im kawałek ciasta, które właśnie upiekła. Normalnie, kobieta zgodziłaby się bez wahania, ale tak się złożyło, że ciasto akurat było jednym z zamówień pani Littleforest. Bardzo wymagającej klientki, aczkolwiek takiej, która zawsze coś kupowała lub zamawiała ilekroć była w cukierni Tiany, dlatego kobieta nie chciała jej stracić. Gdyby nie fakt, że kobieta miała się zjawić za paręnaście minut, to Tiana byłaby nawet gotowa oddać dzieciom ciasto, a klientce upiec kolejne.
Właśnie dlatego, z bólem serca musiała odmówić dzieciom. Obiecała im jednak cała miskę ciastek, jeśli tylko będą grzeczne. Dzieci szybko się zgodziły, lecz jak to w takim rozgardiaszu bywa, Tiana zapomniała o swojej obietnicy. Tymczasem dzieci, miały dość czekania…
- Psst! Basia! Patz!– szepnęła Małgosia i wskazała na leżący na ladzie wypiek.
Basia uśmiechnęła się.
- Ciasto!
- Tak! – powiedziała radośnie i zaczepiła siedzące obok Florę i Faunę.
- Flola! Widzis? Tam jest ciasto!
Flora spojrzała we wskazanym kierunku, a widząc, że Małgosia w istocie nie kłamie uśmiechnęła się.
- Myslis to samo co ja? – spytała z błyskiem w oku, a Małgosia wyszczerzyła ząbki.
- Tak! Ale twoja mama nie będzie się gniewać?
Flora zamyśliła się, po czym pokręciła głową.
- Mamusia zawsze mówi, że ciasto które za długo lezy jest niedoble i mamy je jesc jak jest cieple!
Małgosia klasnęła w dłonie.
- Chocmy!
- Ale ciocia mówila ze mamy tu zostać… - szepnął siedzący obok nich Henryk. Dziewczynki tylko wymieniły spojrzenia, po czym wzruszyły ramionami.
- To siedz – odezwała się Fauna, po czym ruszyły do akcji. Henryk, który nie chciał jako jedyny nie dostać kawałka ciasta, zrobił jedyną rozsądną rzecz. Ruszył za nimi.
Następne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Dziewczynki zakradły się do lady, co nie było zbyt trudne w takim tłumie dorosłych, po czym rozdzieliły między sobą zadania i ruszyły do akcji. Flora i Fauna ruszyły po stojące obok krzesło, które umożliwi im dostanie się do ciasta.
Małgosia i Basia zaczepiały klientów do rozmowy, by nie zauważyli jak wykradają ciasto, mała Aurora jakby na jakiś tajemny znak zaczęła płakać, czym odciągnęła uwagę Tiany, natomiast Henryk… Henryk po prostu tam był, obserwując z uwagą.
I wtedy, gdy wydawało się, że dzieciakom uda się zdobyć upragnione ciasto, wszystko poszło nie tak.
Tiana, której udało się uspokoić Aurorę obróciła się, a widząc co robią dzieci, spojrzała na nie z trwogą i ruszyła w ich kierunku.
- Flora! Fauna! Co wy robicie?! – krzyknęła i od razu zrozumiała, że nie powinna tego robić. Już lepiej by było, gdyby po prostu pozwoliła im wygrać i zjeść to ciasto.
Flora i Fauna trzymające wypiek, pod wpływem jej krzyku, zachwiały się na stołku i klapnęły na podłogę. Tymczasem ciasto, zamiast upaść razem z nimi przeleciało przez cały pokój.
- Uwaga! – krzyknęła Tiana, lecz było za późno. Wszyscy klienci lokalu, łącznie z Tianą, Kate i dzieciakami obserwowali w zwolnionym tempie, frunące przez całe pomieszczenie ciasto.
Dokładnie w tej chwili, drzwi lokalu otworzyły się i stanęła w nich pani Littleforest.
- Dzień dobry! Przybyłam… - zaczęła, jednak nie dane jej było skończyć.
Ostatnim co zapamiętała, były wpatrzone w nią przerażone twarze zebranych w cukierni klientów i lecące w jej kierunku czekoladowe ciasto.
Dokładnie takie jakie zamówiła.
. . .
Tiana zamknęła oczy i westchnęła.
- Ech… Co ja z nimi mam? – rzekła i zaśmiała się z głupoty całej sytuacji. Wtem usłyszała ciche pukanie w drzwi, dlatego otworzyła je z powrotem i spojrzała w kierunku dźwięku. Zaskoczona zobaczyła wchodzącego do cukierni Naveena.
- No proszę! Dzień pełen niespodzianek! Co cię tu sprowadza mężu mój? – spytała z uśmiechem i wstała.
Naveen odwzajemnił uśmiech.
- Mogę wejść? – spytał, a Tiana przewróciła oczyma.
- Jeśli nie masz jakiś dzieci do podrzucenia to śmiało.
Mężczyzna zaśmiał się.
- Już wiem. Spotkałem Iana z dzieciakami po drodze… Naprawdę miałaś dziś szóstkę w pracy?
Tiana westchnęła.
- Gdyby tylko skończyło się na tym, że była tu szóstka dzieci, to cała historia byłaby dość nudna – rzekła i nonszalancko wzruszyła ramionami. – A wiadomo, że do tego nie mogliśmy dopuścić!
Naveen parsknął śmiechem.
- Aż tak źle?
Kobieta zastanowiła się.
- No cóż… Dzwoniłam do szpitala, a ponieważ nie chcieli mi nic powiedzieć, to zadzwoniłam do Jadwigi, która tam pracuje. Dowiedziałam się, że pani Littleforest obudziła się już i czuje całkiem dobrze… Choć na razie nie ma ochoty na wizyty małych dzieci, ani kawałek ciasta… Ej! Nie śmiej się ze mnie! – zawołała, widząc krztuszącego się wręcz Naveena.
Mężczyzna otarł łzę z kącika oka.
- Przepraszam! No ale sama powiedz, jaka była szansa, że tak to się skończy?
Tiana westchnęła.
- Obawiam się, że biorąc pod uwagę, że to nasza pokręcona rodzina… to całkiem spora – rzekła i pogroziła mu palcem. – A skoro tak ci do śmiechu, to następnym razem tobie je przyprowadzę! Ciekawe jak ty sobie dasz radę, panie „jakie to śmieszne”!
Naveen wyszczerzył zęby.
- Owszem mógłbym, ale wtedy musisz się liczyć z tym, że zostałbym twoim utrzymankiem – widząc jej nic nie rozumiejące spojrzenie, uśmiechnął się. - Obawiam się, że mój szef nie byłby taki wyrozumiały – rzekł i mrugnął do niej.
Tiana pokręciła głową i wsparła się pod boki.
- Ech… Czyli wygląda na to, że następnym razem to też będę ja…
- Myśl pozytywnie! Równie dobrze może nie być następnego razu – rzekł prowadząc ją do wyjścia, a Tiana spojrzała na niego spode łba.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Hmm… nie. Ale nie zaszkodzi spróbować, prawda?
Tiana właśnie miała coś dodać, gdy usłyszeli za sobą głos.
- Tiano!
Jak na komendę obrócili się, a widząc biegnącą w ich kierunku Kasandrę, Tiana westchnęła.
- Chyba się zaczyna… - rzekła zmęczonym głosem, a Naveen uśmiechnął się i pogładził ją po ramieniu.
- Da się przywyknąć.
Kobieta przewróciła oczami i ruszyła w stronę przyjaciółki.
- Cześć Kasi. Wiem, że pewnie masz jakaś ważną sprawę, ale gdybyś mogła… - zaczęła, lecz urwała natychmiast widząc minę kobiety. – Co się stało?! – zawołała podbiegając do niej.
Kasanadra dysząc ciężko, jakby biegła tu całą drogę z domu na nogach, złapała ją za rękę i spojrzała wzrokiem w którym czaił się wyłącznie strach. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, wymieniła zaniepokojone spojrzenia z Naveenem i czekała na to co powie kobieta.
- Ona zniknęła! Boże, Tiano! Nie ma jej! – wrzasnęła i spojrzała na nią oczami, z których ciekły łzy.
Tiana od razu zrozumiała, że oto spełnił się jej najgorszy koszmar.
Zrozumiała również, że to jej wina…
Mimo to, wciąż mając nadzieję, że się myli spytała.
- Co się stało Kasi? Co się stało?! – powtórzyła widząc, że kobieta nie reaguje.
Kasnadra załkała.
- Nie ma jej! – krzyknęła i ścisnęła rękę Tiany mocniej. – Merry została porwana!
. . .
Jadąc w stronę domu Tiany, Charlotta w zamyśleniu wyglądała przez okno. Kobieta wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego Andżelika ją okłamała. Jednak nawet nie to ją tak bardzo trapiło jak fakt, że z jakiegoś powodu nieznana jej kobieta zdecydowała się jej pomóc. Dlaczego tak bardzo zależało jej na tym żeby ona i Aleks wrócili do siebie? Jaki miała w tym cel?
Gdy tak myślała, niespodziewanie ujrzała idącą chodnikiem ciemnowłosą postać kobiety.
- Stój! – wrzasnęła kompletnie zaskakując tym Aleksa i Annie, po czym gdy tylko z piskiem opon auto stanęło, wyskoczyła z pojazdu i rozejrzała się. Aleksander wciąż zdenerwowany jej nagłą reakcją, podążył za nią.
- Lotta! Co ty wyprawiasz?! – rzekł zagniewany patrząc jej w oczy.
Lotta, która właśnie zdała sobie sprawę jak absurdalnie się zachowała, odgarnęła włosy za ucho i uciekła wzorkiem.
- Ja… Ja sobie przypomniałam o… Zakupach!
- Zakupach? – powtórzył za nią mężczyzna, kompletnie nie rozumiejąc.
Lotta kiwnęła głową.
- Tak! Sklepy są dziś krócej czynne, a w domu nie ma nic do jedzenia na obiad. Proszę, jedź odebrać Henryka od Tiany i zaczekajcie tam na mnie, dobrze?
Aleksander już otworzył usta by zadać kolejne pytanie. Widząc jednak wyraźną prośbę malującą się na twarzy ukochanej, zrezygnował z tego pomysłu. Widocznie miała ważny powód by się tak zachować. Obiecał sobie jednak, że później dokładnie ją o to wypyta.
- Dobrze. W takim razie widzimy się na miejscu? – rzekł, a Lotta uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
- Tak, za niedługo przyjdę!
- Tylko się pospiesz! – zawołał jeszcze Aleks i odjechali.
Gdy tylko zniknęli jej z oczu, Lota natychmiast rozpoczęła poszukiwania kobiety. Co prawda zdawała sobie sprawę, ze po tej całej akcji, jeśli ta była gdzieś w pobliżu, to prawdopodobnie zdążyła już uciec. Mimo to uznała, że warto spróbować.
- Nie mogła odejść daleko… - rzekła sama do siebie.
Dokładnie w tej chwili ujrzała ją jak rozmawia z jakimś mężczyzną. Nie wiele myśląc, rzuciła się w jej kierunku.
- Ty! Zaczekaj! – krzyknęła. Kobieta widząc ją zrobiła dokładnie to, czego Lotta się spodziewała. Rzuciła się do ucieczki. Nie przewidziała tylko, że Lotta jako wieloletnia sportsmenka biorąca udział w wielu biegach i zawodowo zajmująca się trenowaniem kobiet, nie miała najmniejszego problemu by ją złapać.
I rzeczywiście, chwilę później cała zdyszana Andżelika siedziała przed nią na ławce i czekała.
Charlotta, która wyglądała nienagannie, zupełnie tak jakby na co dzień goniła i łapała ludzi, spojrzała na nią surowo.
- No, a teraz wyjaśnisz mi grzecznie, o co w tym wszystkim chodzi?
Andżelika uniosła głowę i spojrzała na nią buńczucznie.
- No i po co ci to wiedzieć? Coś to zmienia? Jesteś szczęśliwa z Aleksem, nie wystarczy ci to?
Charlotta przybliżyła się i wskazała na nią palcem.
- Przestań mi tu mydlić oczy i zacznij gadać.
Andżelika widząc, że nie pozbędzie się Loty póki nie wyjawi jej całej prawdy, pokręciła głową i westchnęła.
- Dobra, powiem ci – poddała się w końcu i odwróciła wzrok.
- Faktycznie, nie jestem kuzynką Aleksa… Ani nikim z jego rodziny. Ja… Ja jestem tylko jego przyjaciółką z czasów dzieciństwa – rzekła i zaśmiała się, lecz nie był to wcale wesoły śmiech. – „Tylko przyjaciółka” Heh.. Rozumiesz to? Tyle czasu byliście po rozwodzie, a on gadał tylko o tobie! Kto przy nim był gdy płakał za tobą? Kto godzinami siedział na telefonie, gdy nie mógł spać? Kto mówił mu, że będzie dobrze i trwał przy nim? Ja! A on myślał tylko o tobie! O mnie nie pomyślał ani razu… Zwrócił na mnie uwagę dopiero, gdy wypiliśmy o jedną lampkę wina za dużo… Ach! Jestem beznadziejna!
Lotta pokiwała w zamyśleniu głową.
- No, nie da się ukryć. Więc? Czego ode mnie oczekujesz? Mam ci zacząć współczuć?
Ciemnowłosa pokręciła głową.
- Nie… Sama nie wiem po co ci to mówię. Chyba po prostu… musiałam się komuś wyżalić. A łatwiej tobie, niż przyznać przed przyjaciółmi, że tkwiło się w beznadziejnym uczuciu do żonatego faceta…
Charlotta patrzyła na nią chwile, po czym westchnęła i usiadła obok niej.
- No więc? Jak to było? Z tobą i z nim?
Andżelika spojrzała na nią zaskoczona, a kąciki ust Lotty uniosły się.
- No nie patrz tak na mnie tylko mów! Skoro ma ci to pomóc. W końcu jestem ci coś winna za ratunek, no nie?
Brunetka patrzyła na nią jeszcze chwilę podejrzliwym wzrokiem, po czym w końcu poddała się i podjęła opowieść.
- Pamiętasz jak powiedziałam ci, że moja matka i Bella pokłóciły się? To akurat była prawda tyle, że wcale nie były siostrami.
- Tak naprawdę moja mama była zatrudnioną przez Ćwirów nauczycielką Aleksandra i to właśnie w ten sposób go poznałam.
- Aleks nie miał zbyt wielu rówieśników, z którymi mógłby spędzać czas, a ja byłam nowa w mieście, więc od razu złapaliśmy kontakt.
- Moja mama nie była jednakże zwykła nauczycielką. Ona bowiem zawsze dbała o swoich uczniów i chciała dla nich jak najlepiej. Widząc w Aleksandrze potencjał, zamiast mu odpuścić była jeszcze bardziej wymagająca. Właśnie to doprowadziło do konfliktu między naszymi matkami. Moja mama uważała, że Aleksander powinien się bardziej starać, Bella zaś twierdziła, że cała ta nauka jest mu do niczego niepotrzebna. Przecież mają pieniądze, tytuły… Po co się bardziej starać? Aleksandra i tak wszędzie zatrudnią, choćby ze względu na nazwisko. Moja matka jednakże była innego zdania, chciała by Aleksander do wszystkiego doszedł poprzez swoje umiejętności, a nie pochodzenie i nazwisko.
- W tym przekonaniu wspierał ją Mortimer, ojciec Aleksandra. Przez to wszystko, Bella nie miała wiele do gadania.
- I na tym mogłoby się skończyć. Niestety wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, jak bardzo Bella nie lubi przegrywać… - rzekła Andżelika i zwiesiła smutno głowę.
- Jak to bywa, gdy razem z mamą myślałyśmy, że oto znalazłyśmy miejsce w którym zostaniemy na dłużej wszystko zaczęło się sypać…
Ja i Aleks dorastaliśmy, a wraz z tym rosło moje uczucie do niego. On oczywiście nie wiedział, choć w tym jak na mnie patrzył tymi swoimi brązowymi oczami widziałam…
- Ekhem, nie chce ci przerywać, ale możemy wrócić do sedna całej sprawy? Jakby nie było, mówisz o moim mężu.
- Byłym mężu - dodała Andżelika wymieniając ostre spojrzenia z Lottą. Po chwili zrezygnowała i podjęła opowieść.
- W każdym razie, Aleksander mógł nie wiedzieć, jednak była pewna osoba, która wiedziała i ani trochę się jej to nie podobało.
- A była to Bella.
- Trzeba przyznać, że kiedy Bela chce się kogoś pozbyć, nie przebiera w środkach by osiągnąć swój cel. Tego dnia, wróciliśmy do domu z Aleksem w sam raz by zobaczyć kłótnię między moja mamą, Mortimerem i Bellą.
- O, a oto nasz sprawca! – odezwała się Bella jakoś tak radośnie, po czym podeszła do mnie i szarpnęła w stronę mojego plecaka. Nic nie rozumiejąc parzyłam po twarzach zgromadzonych ludzi, tymczasem Bella wyciągnęła z mojego plecaka tę śliczną, złotą bransoletkę, którą zawsze nosiła…
- Jak się domyślasz, zostałam oskarżona o kradzież. Nikt nie chciał mnie słuchać. Tłumaczyłam, że w życiu niczego bym nie ukradła i nie wiem skąd ona się tam wzięła. Jedynie moja mama mi uwierzyła, ale to było za mało.
Mortimer powiedział, że przez wzgląd na przyjaźń z moją mamą nie zgłosi całej sprawy na policję, ale lepiej żebyśmy się spakowały i wyjechały jeszcze tego samego dnia.
- A Aleks? On też ci nie uwierzył? – spytała niespodziewanie Lotta, a Andżelika spojrzała na nią smutno.
- On…
- Dlaczego to zrobiłaś?
- To nie byłam ja! Przysięgam!
- Przestań! Jesteś taka sama jak wszyscy! Zadajesz się ze mną tylko po to, żeby coś uzyskać! Nie odzywaj się do mnie już nigdy więcej! Nie chcę cię znać!
- Aleks!
- Biedna mała Andżi… Myślałaś, że pozwolę aby mój syn zadawał się z kimś takim jak ty? I co jeszcze? Może się jeszcze kiedyś z tobą ożeni? Ha ha! Dobre sobie! Ha ha!
. . .
- Andżelika? Wszystko w porządku? – szepnęła Charlotta, a kobieta wybudziła się z rozmyślań i kiwnęła głową.
- Jej śmiech… Śmiech Belli z tamtego czasu, to zapamiętałam najlepiej. Obiecałam sobie wtedy, że już nigdy nie pozwolę, by ktoś się tak ze mnie śmiał jak ona w tamtej chwili… - uśmiechnęła się pod nosem. – Kiedy wiele lat później spotkałam Aleksa, dowiedziałam się, że jest po rozwodzie. Myślałam, że to dla mnie szansa. Aleksander przeprosił mnie nawet za to jak się wtedy zachował. Mówił, że dużo czasu zajęło mu zrozumienie, że jego matka jest zdolna do takich rzeczy, ale w końcu to do niego dotarło. Nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Tak niewiele dzieliło mnie by zrealizować marzenie sprzed lat. Im więcej czasu spędzaliśmy tym bardziej docierało do mnie, że ja nigdy nie przestałam go kochać. Dawne uczucie odżyło...
- Nie rozumiem. Skoro tak bardzo kochałaś Aleksa, to czemu odpuściłaś? Czemu mi pomogłaś do niego wrócić i skłamałaś, że jesteś tylko kuzynką?
Andżelika spojrzała na nią z powagą.
- Nie słuchałaś co ci mówiłam? Aleks wciąż gadał tylko o tobie. I tak wręcz do znudzenia… On cię wciąż kochał. A kiedy poznałam ciebie zrozumiałam, że i ty kochasz jego… Jak miałam konkurować z czymś takim? – rzekła wzdychając smutno. - Nie zrozum mnie źle. Wciąż uważam, że ze mną byłby dużo szczęśliwszy… Ale to jego wybór i jego życie. Poza tym, gdyby Aleks kochał mnie choć trochę, to nie siedziałabym tu teraz na ławce rozmawiając o tym z tobą – powiedziała i zamilkła.
Po tym Charlotta zrozumiała, że wszystko między nimi zostało powiedziane. Widząc, że więcej z Andżeliki nie wyciągnie, wstała i ruszyła w swoją stronę. Po kilku krokach zatrzymała się jednak i spojrzała na nią. Patrząc tak w jakiś sposób, widziała siebie. Czyż ona nie wyglądała do niedawna podobnie? Nieszczęśliwie zakochana, myśląca, że to wszystko nie ma sensu, zagubiona… W jakiś sposób mimo, że tego nie chciała, Lotcie zrobiło się jej żal. Gdyby nie Bella i jej knowania, prawdopodobnie teraz to ona siedziałaby na miejscu Andżeliki. Samotna i nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
Nie myśląc za wiele, zbliżyła się do niej i dotknęła delikatnie jej ramienia. Andżelika spojrzała na nią zaskoczona.
- Wiem, że teraz wydaje ci się, że to koniec świata i to wszystko nie miało sensu. Ale uwierz mi, że miało. A ja… Dziękuję… Dziękuję, że dałaś nam szansę – rzekła i mimo, że Andżelika nie odpowiedziała wiedziała, że wzięła to sobie do serca.
Następnie nie oglądając się za siebie, obie panie ruszyły w swoją stronę. Czuły, że już nigdy więcej się nie spotkają. Ale to dobrze. Wiedziały, że tak po prostu musiało być.
Każda wybrała swoją ścieżkę w życiu i choć podobne, każda znajdzie swoje własne szczęście, w swoim własnym czasie.
. . .
Niedługo po rozstaniu z Andżeliką, Charlotta dotarła do domu siostry. Już wchodząc po stopniach usłyszała krzyki Kasandry i zdenerwowany głos Naveena, który chyba próbował ją uspokoić. Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, przyspieszyła kroku i zamaszystym ruchem otworzyła drzwi.
Widząc zgromadzone w pokoju osoby, które otoczyły kręgiem Tianę, aż przystanęła próbując zgadnąć o co w tym wszystkim może chodzić.
- Co tu się dzieje? – zawołała i paręnaście par oczu natychmiast obróciły się w jej stronę. Kasandra widząc ją podbiegła do niej cała zapłakana i rzuciła się jej na szyję.
- Lotta! Błagam! Musisz mi pomóc! Musisz przekonać Tianę, żeby powiedziała nam prawdę!
- Mówiłam ci już, że ja nic nie wiem! – krzyknęła Tiana, a stojący obok niej Tomasz spojrzał na nią rozeźlony.
- Nie udawaj! Wszyscy wiemy, że się boisz ale nie możesz wiecznie tego ukrywać! Nie teraz, gdy Merry zniknęła!
- Ej! Nie masz prawa tak się odzywać do mojej żony! – rzekł Naveen przygarniając opiekuńczym gestem Tianę do siebie.
W bardzo krótkim czasie w pokoju zrobiło się zamieszanie.
Tomasz dalej krzyczał coś do Tiany, Naveen próbował jej bronić, Kasnadra uwieszona na jej ramieniu płakała jej w rękaw, Aleksander próbował rozdzielić Naveena i Tomasza, którym najwyraźniej wymiana zdań przestawała wystarczać, a Anastazja stała z boku patrząc na to z przerażeniem w oczach. W końcu po chwili tego harmidru Lotta nie wytrzymała.
- CISZA! – wrzasnęła, a wszyscy nagle zamarli i spojrzeli na nią.
- Dziękuję – rzekła i odsunęła od siebie Kasandrę, która zdążyła zasmarkać jej już połowę bluzki. – Dobrze, a teraz, niech mi ktoś wyjaśni co tu się dzieje?
- Merry! Merry została porwana! – załkała Kasi, a z oczu pociekły jej łzy. Lotta spojrzała na nią zaskoczona.
- Jesteś pewna? To poważne…
- Porywacz nawet zostawił notkę! Napisał, że nie jesteśmy godni, żeby wychowywać dziecko, dlatego nam ja zabiera. Ja nie rozumiem! Co to znaczy godni?! Jak ktoś w ogóle mógł zrobić coś takiego! – zawyła i zapłakała ponownie.
Charlotta przygarnęła ją do siebie i uściskała.
- Och Kasi… Tak mi przykro… Ale w takim razie powinniście zgłosić sprawę na policję. Jak Tiana miałaby wam pomóc? Przecież ona nie wie…
- A właśnie, że wie! – wrzasnęła Kasi i wyprostowała się gwałtownie. – Ona musi coś wiedzieć! Wcześniej mogła sobie zwodzić policję jeśli się bała, ale teraz kiedy Merry została porwana musi się w końcu przyznać!
Wszyscy znów spojrzeli na Tiane, która aż skuliła się w sobie. Charlotta wiedząc, że nic od niej nie wyciągną, jeśli będą naciskać, zbliżyła się do siostry i delikatnie dotknęła jej ramienia.
- Tiano? Czy to prawda? Wiesz kim może być porywacz?
Tiana uniosła wzrok i spojrzała na nią.
- Błagam Lotta… Nie proś mnie o to…
- Czyli wiesz? – rzekła Lotta zaskoczona, a Tiana kiwnęła głową.
- Tak, wiem.
- Tiano… Musisz nam powiedzieć.
Siostra pokręciła głową.
- Nie… Nie mogę!
- Merry została porwana przez jakiegoś psychopatę, a ty mówisz, że nie możesz?! Co z ciebie za… - zaczął Tomasz.
Szybko jednak został powstrzymany silnym uderzeniem Aleksandra. Gdy Charlotta na niego spojrzała wzruszył ramionami.
- Nic mu nie będzie.
Lotta pokręciła głową. Co prawda podejrzewała, że Aleksander zrobił to z własnych pobudek, jednak była mu wdzięczna. Gdyby Naveen zaraz rzucił się na Tomasza, byłoby tylko gorzej.
Tymczasem kobieta z powrotem spojrzała na Tianę.
- Tiano? Kto jest porywaczem? Kto cię wtedy porwał? – spytała, lecz siostra tylko kręciła głową.
- Nie mogę!
- Tiano, my musimy to wiedzieć.
Tiana widząc, że nie uda jej się z tym dłużej zwlekać, ukryła twarz w dłoniach.
- Dorze, powiem ci… Osoba która mnie wtedy porwała to… - odezwała się po dłuższej chwili, a wszyscy w pokoju zamarli, gdy wypowiedziała imię, którzy wszyscy znali tak dobrze. Imię osoby, której nigdy by o to nie podejrzewali. Która jakby nie mogła tego zrobić.
- Anastazja – powtórzyła za nią Lotta i wszystkie pary oczu obróciły się w stronę stojącej za nimi dziewczyny.
Annie spojrzała na nich przerażona, a z jej ust wydobyły się tylko dwa słowa.
- Że co?!
Koniec odcinka 49
Ciąg dalszy nastąpi…
BONUS:
Spoiler:
Będę cię bronił
- #Mamy przerąbane
- #Totalnie
- #Czemu gadamy przez phona jak stoję za tobą?
- #hasztag hasztaga #Nie wiem
- A tam, cyknę se fotę na fejsa. #Przyłapana przez ojca chłopaka
- Nie myślisz Annie, że to brzmi jakbyśmy robili coś innego?
- Moje życie... Już nigdy nie będzie takie samo...
Dziękuję za uwagę
Pamiętniki Łabędzi
: 09 sty 2018, 21:26
autor: Galcia
Mercedes i Yolanda, jak inaczej mogli nazwać swoje zwierzątka Ćwirowie? Przecież nie Puszek i Kłębuszek, to musi być coś dostojnego, jak Napoleon albo Franz Josef. x)
Po kim jak po kim, ale po Lotcie nie spodziewałam się takiego ataku paniki na wieść o tym, że jej córka ma chłopaka. Jeśli Anastazja wdała się choć trochę w matkę, raczej martwiłabym się o tego biednego kolesia!
Annie jest mądrą, dojrzałą dziewczyną
Yyy. Co?
O rety, biedna Tiana. Chyba za dużo dziś nie popracuje. Co w takiej sytuacji mówią przepisy BHP?
O ta niedobra pani Littleforest. Na co jej tyle włókna, jakieś problemy z trawieniem?
Ojciec Zane'a to strasznie podejrzany typ: niby troskliwy ojciec rodziny, ale chodzi po klubach i napastuje obce kobiety, do tego najwyraźniej jest bardzo bogaty (ciekawe, na czym się tak dorobił, zwłaszcza że wychował syna na złodzieja ) i niezbyt inteligentny (a już na pewno ma problemy z kontrolowaniem emocji). Ale jedno mu trzeba przyznać - od razu poznał się na Anastazji! #teamAnastazjahaters
Mały Henryk wyrasta na dużego pantofla. Co się dziwić, wychowuje się z samymi dziewczynami. Zrobią z niego męża idealnego!
Pani Littleforest już chyba więcej nie PRZYBĘDZIE do cukierni Tiany. Świetnie przerobiłaś te zdjęcia.
Eh, tak jak przypuszczałam, przez głupie sentymenty Tiany kolejna rodzina cierpi... No dobra, przecież wiemy, to nie wina Tiany, tylko wyzwania księżniczek. xD
Podoba mi się ta młoda wersja zawziętej Belli. Wygląda jak zła siostra mojej grubaski. Iiiii właśnie wymyśliłam kolejny wątek do relacji. xD Nieeeeee!
Genialnie opisałaś scenę kłótni w domu Tiany i Naveena, aż czułam te emocje.
HA HA! Wiedziałam, że to ta ścierka Anastazja! Czekam na lincz. <wcina popcorn>
Co do bonusa: a więc to było to "ważne spotkanie", na które musiała iść, kiedy zostawiła Tianie dzieci? xD
Pamiętniki Łabędzi
: 12 lut 2018, 23:14
autor: Lion
MalaMi95 pisze:W tym momencie musze ci powiedzieć, że pisząc wątek Iana i Mai zainspirowałam się pewną parą z twojej relacji. Pisząc wciąż miałam ich przed oczami x) (Możesz zgadywać jaką choć i tak ci nie powiem do pewnego momentu )
Także… Czuj się odpowiedzialny za los Iana! xD
O, to mnie zaskoczyłaś! Hmm, Roza i Hektor? Był moment rozstania (tu - śpiączki), Hektor poznał wówczas kogoś nowego, ale to było chwilowe i nieznaczące, ostatecznie ponownie związał się z Rozą, a Ian, analogicznie, będzie z Odie? Mam też inne typy, ale jeszcze bardziej naciągane. Np. Nina i Don - dopiero po jej "śmierci" sim poznał prawdziwą miłość, Fionę, czyli w tym wypadku to Maja byłaby prawdziwą miłością Iana... Kurczę, nie wiem, chyba nie pozostaje mi nic innego, niż czekać.
Co do relacji, na początku uznałem, że to Aleksa powinien bardziej martwić fakt, iż Anastazja ma chłopaka, ale w sumie to Lotta lepiej wie, jak można wykorzystać przedstawiciela płci przeciwnej, także jej rozterki mają sens. Nie sądziłem za to, że psychol, który za nią łaził i próbował wykorzystać, na co dzień jest właścicielem wypasionej chaty i kochającym tatusiem... W sumie szkoda, że Aleks nie dał mu w gębę, ale fakt, na dłuższą metę jedynie sam miałby z tego kłopoty. Zaś ta jego "kuzynka" jest ciut... irytująca. Tak, wiem, że w jej historii to Bella jest tą złą, która jak zwykle stała się niszczącą marzenia zołzą, ale serio tak całe życie wzdychać do Aleksa i robić z siebie taką ofiarę? Ech, chyba jestem za mało romantyczny na takie wątki.
Podziwiam Tianę, ja nawet jednego dziecka nie wziąłbym do pracy, co dopiero takiej gromadki. Może i pani Littleforest nie przyjdzie więcej do cukierni, ale za to inni długo będą mówić o tym zdarzeniu, co w sumie będzie swego rodzaju reklamą!
Wiedziałem, wiedziałem, że to Anastazja jest porywaczem! W dodatku słabo rozgarniętym. Jak mogła się łudzić, że w sytuacji, gdy porwie kolejne dziecko, Tiana jakkolwiek nie zareaguje? Jestem strasznie ciekawy, co się teraz stanie!
Pamiętniki Łabędzi
: 01 kwie 2018, 23:55
autor: Gunia
Rany, Twoje relacje są tak długie, że muszę czytać na dwa razy
Ojciec Zane'a to ten niedoszły lowelas? Dobrze, że mu zdzieliła jestem dumna z Lotty. Nie powinien oskarżać Annie, ale jak chyba kiedyś wspominałam, sama jest sobie winna będąc z tym Zane'm. Niech się bierze za kuzyna! #teamDiannie
Tiana i "Szóstka w pracy" - była taka bajka bardzo ją lubiłam Dzieci to mają pomysły. Z mojego doświadczenia wiem, że doskonale potrafią sobie rozplanować zadania, stąd atak na ciasto był jak najbardziej na miejscu biedna pani Littleforest!
Andżela jest koleżanką z przeszłości? Takie to tylko sprowadzają kłopoty... Oby nie wyniknęło z tego nic niedobrego.
Dlaczego Tiana nie chce powiedzieć, kim jest porywacz? To może być tylko...
WIEDZIAŁAM ŻE ANNIE! Ale... Czemu? I jak?! Och, nie trzymaj nas w niepewności!