Z pamiętnika Ignacego
Plany na przyszłość
+
Z pamiętnika Agaty
Moje małe szczęście
Ignacy właśnie siedział na łóżku rozmyślając, jak bardzo nie cierpi swojego życia. Można by się zastanowić, jak to się stało, że ten młody człowiek doszedł do takich wniosków? No cóż, należałoby zacząć od początku.
Wszystko zaczęło się parę miesięcy wcześniej, gdy Ignacy i Łucja nareszcie ukończyli liceum. Na początku, korzystali z przywileju maturzystów, czyli najdłuższych wakacji jakie kiedykolwiek będą mieć w swoim życiu (O ile oczywiście nie wylądują na bezrobociu) Razem z Łucją postanowili spędzić je razem i niedługo po napisaniu ostatniego z egzaminów, wyjechali nad morze. Oczywiście, nie omieszkali opublikować podczas wyjazdu, parę zdjęć z wakacji na swoich facebookach.
Czas spędzony sam na sam, był wyjątkowo przyjemny, jednak jak to zwykle bywa, wszystko co dobre, szybko się kończy. Po powrocie do Oazy, Ignacy i Łucja zaczęli poważnie zastanawiać się nad swoją przyszłością. Właściwie, to Łucja, miała z tym mniej problemu niż chłopak. Dziewczyna kochała malować i od dawna właśnie z tym wiązała swoją przyszłość.
Tymczasem Ignacy, wciąż się wahał. Teoretycznie miał plan co chce robić w życiu, ostatnio jednakże zaczął się zastanawiać, czy na pewno da sobie radę?
Otóż Ignacy już od dziecka kochał gry komputerowe. Początkowo, była to jedynie jedna z form spędzania wolnego czasu, potem jednak, zaczął tworzyć filmiki na youtube i zarabiać na tym pieniądze. Jednakże granie w gry dla młodocianej publiczności, nie było spełnieniem marzeń Ignacego, o nie. On chciał czegoś więcej. Marzył o tym, by samem tworzyć gry. Chciał w przyszłości otworzyć własną firmę.
Niestety plany chłopaka, niezbyt spodobały się jego mamie. Helena od lat prowadziła rodzinna firmę Landgraabów i dobrze wiedziała jak wygląda takie życie. Kacper jako najstarszy miał po niej dziedziczyć, dlatego w pewnym sensie nie miała wyboru i już od dziecka wprowadzała go w tajniki zarządzania firmą. Jedyną inną opcją, było oddać firmę krewnym, których Helena wręcz nie znosiła, więc nie było mowy by się na to zgodziła. Kacper jednak zawsze był pełen zapału, więc Helena nie martwiła się o niego i wiedziała, że sobie poradzi.
Zupełnie jednakże sprawa wyglądała, jeśli chodzi o Ignacego. Dla niego, od początku miała inne plany.
Marzyła bowiem, że jej młodszy syn pójdzie na prawo i w przyszłości zostanie prawnikiem lub chociaż politykiem. Dlatego, gdy tylko dowiedziała się, jakie rzeczywiście syn ma plany, wpadła w złość. Nawet nie dlatego, że nie spodobał mu się pomysł pójść na studia, ale dlatego, że Ignacy chcąc przed otwarciem własnej firmy, zdobyć doświadczenie, miał zamiar popracować gdzieś przez pewien czas. Mimo, że Helena wcale nie wywodziła się z „Najczystszej” linii Landgraabów, to jednak lata spędzone w tej rodzinie i to jako głowa rodziny, wywarły na niej wpływ. Nie mogła się pogodzić z tym, że jej syn, Ignacy Landgraab, będzie pracować jako zwyczajny pracownik w jakiejś podupadającej firmie. Co to, to nie!
Ignacy próbował jej wytłumaczyć, po co chce to zrobić i że bycie zwykłym pracownikiem, to nic złego, jednak Helena nie dała się przekonać. Dla niej, równie dobrze mógłby się zatrudnić w budce z hot dogami, wyszłoby na to samo.
Ostatecznie Ignacy zrezygnował z prób przekonania matki. To jego życie i sam postanowi co chce z nim zrobić.
Tu jednak pojawił się kolejny problem. Otóż Ignacy i Łucja już od dawna planowali, że chcą zamieszkać razem. Ponieważ jednak ani on, ani ona, nie mieli wystarczającej ilości pieniędzy, by wynająć mieszkanie, dlatego Ignacy wpadł na pomysł, by Łucja zamieszkała razem z nim.
Jego dom był na tyle duży, by pomieścić ich wszystkich. Do tego ostatnio, chłopak zamienił się z Kacprem, tak, że dysponował teraz największym pokojem w domu. Miał więc wystarczająco dużo miejsca dla siebie i Łucji.
Nie wspominając już o tym, że teraz, gdy Helena przeszła w końcu na emeryturę, Kacper przejął opiekę nad rodzinną firmą, do czasu uzyskania pełnoletności przez swoją kuzynkę, Małgosię. Starszy brat Ignacego spędzał w niej całe dnie, tak więc praktycznie, całe piętro było tylko do ich dyspozycji.
Gdy Ignacy przedstawił tę propozycję ukochanej, zgodziła się bez wahania.
Chłopak był w niebo wzięty. Po części dlatego, że w końcu będą mieszkać razem i nie będzie musiał wydawać tylu pieniędzy na bilety, by do niej dojechać. Po części jednak dlatego, że odwiedzanie Łucji w jej domu, zawsze było dla Ignacego nieco krępujące.
Owszem, Bogusław już dawno temu zaakceptował Ignacego jako chłopaka swojej siostry. Nie było to jednak dlatego, że pałał do niego szczególną sympatią. Mimo, że mężczyzna nawet zaprzyjaźnił się z Heleną, to jednak stosunki między nim, a Ignacym, pozostały dosyć chłodne. Relacja między nimi polegała bardziej na zasadzie „Moja siostra cię wybrała, więc szanuję jej wybór. Ale spróbuj tylko ją skrzywdzić, a dowiesz się jak wygląda wkurzony brat”.
Ilekroć odwiedzał Łucję, modlił się wręcz, by Bogusława nie było w domu. Dziewczyna czuła, że panowie nie darzą się sympatią, więc zapraszała chłopaka do siebie, gdy brat był w pracy. Czasem jednak zdarzało się, że Bogusław wracał do domu wcześniej i sytuacja robiła się bardzo niezręczna.
Mogłoby się wydawać, że przeprowadzka Łucji do Ignacego zakończy wszelkie ich problemy. Tak się jednak nie stało. Owszem, para miała do dyspozycji całe piętro. Tak jak się spodziewali, Kacper, nawet jeśli już był w domu, nie stanowił większego problemu. Większość czasu spędzał u siebie pracując po godzinach, a do tego szanował ich prywatność i nie wchodził do pokoju nieproszony.
Zupełnie jednak sprawa się miała jeśli chodzi o Helenę. Kobieta w końcu po latach harówki w firmie miała wolne. I to dużo wolnego czasu. Zaraz po przejściu na emeryturę, wykorzystała go, by pojechać na upragnione wakacje. Podróżowała trochę po świecie, zwiedzała, lecz w końcu trzeba było wrócić.
Gdy dowiedziała się, że Łucja zamieszkała z nimi, bardzo się ucieszyła.
Na gust Ignacego, nawet trochę za bardzo.
Całe dnie potrafiła spędzić, zamęczając Łucję rozmową. Biedna dziewczyna nie miała nawet chwili dla siebie, bo starsza kobieta wciąż zawracała jej głowę, by ta spędziła czas z nią. Łucja bardzo się cieszyła, że mama Ignacego tak ją lubi i za nic w świecie nie chciała jej urazić, dlatego zgadzała się ilekroć Helena proponowała jej wspólne spędzenie czasu.
Niestety sprawiło to, że dla Ignacego nie miała go wcale. Paradoksalnie, doszło do sytuacji, gdzie Ignacy i Łucja spędzali ze sobą mniej czasu, niż gdy mieszkali osobno.
Właśnie dlatego, teraz chłopak siedział na łóżku i zastanawiał się, co z tym wszystkim zrobić?
Miał już dość tej chorej sytuacji. Nie może być tak, że jego matka wchodzi im na głowę i zatruwa życie! Poza tym, coraz bardziej czuł, że razem z dziewczyną oddalają się od siebie. Bał się, że jeśli dalej tak pójdzie, to jeszcze przez to wszystko się rozstaną. O nie! Musiał coś z tym zrobić!
„Tylko co?” pomyślał i bezwiednie jego wzrok skierował się w stronę komputera.
Nagle coś wpadło mu do głowy. Za niedługo miał rozmowę kwalifikacyjną w jednej z okolicznych firm, zajmującej się właśnie produkcją gier. Chłopak był pewien, że go przyjmą. A gdyby tak, znaleźć jakieś mieszkanie, wziąć kredyt i wyprowadzić się stąd na dobre? Skoro miałby pracę, mógłby powoli spłacić kredyt, a przynajmniej, uwolniliby się od jego matki. Chłopak uśmiechnął się i zasiadł do komputera, by przeglądnąć oferty, okolicznych mieszkań do wynajęcia. Włączył go uśmiechając się na myśl, jaką niespodziankę zrobi Łucji.
Niespodziewanie, jego ukochana wpadła niczym burza do pokoju i rzucając ze złością torebkę na kanapę, usiadła na łóżku. Ignacy zaskoczony, obrócił się na krześle i spojrzał na nią.
- Co się stało?
Dziewczyna wciąż zdenerwowana, zagryzła wargi.
- Nic.
Chłopak wzniósł oczy do sufitu. Dlaczego nigdy nie mogła mu powiedzieć od razu co jej chodzi po głowie, tylko zawsze musiał ją przekonać? Ignacy wstał i usiadł obok niej.
- A tak naprawdę? – spytał ponownie.
Dziewczyna zacisnęła pięści i spojrzała na niego.
- Mój brat jest taki głupi! Przyszłam do niego po parę rzeczy. Zapytał się mnie jak mi się mieszka. Powiedziałam, że dobrze. No i on spytał się, czy mam pracę. A ja, że chce iść na studia. I wtedy on się wkurzył i… - mówiła tak szybko, że Ignacy kompletnie się pogubił.
- Czekaj, czekaj! – rzekł i zamachał rękami.
Łucja umilkła i zerknęła na niego.
- No co?
- Mówisz za szybko. Nic z tego nie rozumiem! Może zacznij od początku? – po chwili namysłu dodał. – Nieco wolniej, proszę?
Łucja wzięła głębszy wdech dla uspokojenia i zaczęła.
- No dobrze, więc wszystko zaczęło się, gdy wpadłam do domu po parę rzeczy. Rano dostałam wiadomość od Bogusia, że Ester znalazła w praniu kilka moich bluzek, o których zapomniałam przy przeprowadzce. Powiedział, że ma dziś do pracy na nieco później, więc jeśli chcę, to mogę wpaść i je odebrać. Pomyślałam, że to dobry pomysł i ruszyłam.
Bogusław i Ester zaprosili mnie na obiad i spędziłam u niego czas, opowiadając jak mi się z wami mieszka – zerknęła kątem oka na Ignacego. - Pominęłam tylko tę część o twojej mamie, która nie daje mi spokoju.
Ignacy westchnął.
- Może i lepiej.
- No, w każdym razie, pogadaliśmy chwilę i było bardzo miło. Nagle jednak Bogusław zapytał mnie, czy znalazłam sobie jakąś pracę. Ja oczywiście odpowiedziałam, że na razie niczego nie mam, bo chciałabym pójść na studia dzienne na Akademie Sztuk Pięknych imienia Gabrieli Delacroix. I wtedy się zaczęło! – rzekła podniesionym głosem dziewczyna, unosząc ręce do góry.
- Zaczął krzyczeć, że po tym nie ma pracy i że nie pozwoli, by jego siostra była jakąś głodującą artystką! Próbowałam tłumaczyć, że dam sobie radę i to jest to, co zawsze chciałam robić. Malować obrazy. Ale wiesz jaki jest mój brat. Nie dał się przekonać. Ester mnie poparła, ale nawet to nic nie pomogło. Potem jeszcze zaczął mówić, że to pewnie twoja wina i że specjalnie mnie zachęcałeś, do tego niedorzecznego pomysłu, bo jak potem zostanę bez pracy, to będziesz mógł zrobić ze mnie kurę domową! - Łucja pokręciła głową.
- Nie mogłam tego słuchać, więc wyszłam i trzasnęłam drzwiami.
Widząc smutek na twarzy ukochanej, Ignacy poczuł złość na Bogusława. Czy ten człowiek naprawdę jest taki ślepy, że nie widzi, iż malowanie jest dla jego siostry całym życiem? Chłopak przytulił ją.
- No już, nie przejmuj się tym tak bardzo. W złości ludzie mówią różne rzeczy. Jestem pewien, że jak się uspokoi, to zrozumie, że palnął głupstwo i zaraz zadzwoni, by cię przeprosić.
Łucja uśmiechnęła się niemrawo.
Właśnie chciała coś powiedzieć, ale w tym momencie jej komórka odezwała się niespodziewanie. Dziewczyna ruszyła do torebki, by odebrać, a Ignacy zaśmiał się.
- A nie mówiłem? Ledwo przyszłaś, a on już dzwoni! - Widząc jednak minę dziewczyny, gdy ta zerknęła na wyświetlacz, zrozumiał, że to wcale nie Bogusław dzwonił.
- Halo? Cześć. Hmm? A tak, dostałam zaproszenie. Tak, przyjadę. Do zobaczenia.
Zakończyła rozmowę i rozłączyła się. Ignacy patrzył na nią zaciekawiony.
- Zaproszenie? Jedziesz gdzieś? – spytał.
Dziewczyna kiwnęła głową.
- Tak, parę dni temu dostałam zaproszenie na ślub. Dzwonili żeby potwierdzić, czy będę.
Brwi chłopaka powędrowały do góry.
- Ślub? – spytał i zamyślił się. Nie przypominał sobie, by ktoś z ich znajomych był w takiej relacji, by planować ślub. „Czyżby Bartosz oświadczył się Penny? Ale przecież ostatnio nie układało się między nimi najlepiej”.
- To nikt z naszych znajomych – rzekła Łucja przerywając jego rozmyślania.
Chłopak zerknął na nią, czekając na ciąg dalszy. Dziewczyna wahała się chwilę, lecz w końcu odpowiedziała.
- To Wanda. Wanda Urban – rzekła, a oczy Ignacego, rozszerzyły się.
- Że co? – powiedział kompletnie zaskoczony. – Masz na myśli „tę” Wandę Urban? Tą samą, która prześladowała cię w szkole i przez którą nikt nie chciał się z tobą zadawać?
Łucja potwierdziła, a on pokręcił głową.
– Dlaczego?
Dziewczyna, hardo uniosła głowę do góry.
- Będą tam wszyscy z mojej klasy, których tak bardzo nienawidziłam przez lata. Chcę im pokazać jak bardzo się zmieniłam i że mimo ich kpin, dałam sobie radę!
Ignacy patrzył się na nią z miną jasno dającą do zrozumienia, że nie rozumie jej postępowania.
- I to jest ten powód?
Dziewczyna skrzyżowała ramiona i spojrzała na niego urażona.
- Nie oczekuję, że zrozumiesz. Nigdy nie byłeś prześladowany, ani wyśmiewany w szkole. Nie wiesz, jak to jest przez kilka lat kompletnie nie mieć przyjaciół ani znajomych. Codziennie budzić się z poczuciem, że jesteś nikim. Mieć świadomość, że jeśli umrzesz, nikt kompletnie się tym nie przejmie. Wiedzieć, że będziesz tylko kolejnym imieniem w nekrologu! – rzekła głosem pełnym żalu.
Ignacy po części znał przeszłość Łucji. Sama dziewczyna jednakże, nigdy nie lubiła o tym mówić, więc gdy kiedyś, próbował dowiedzieć się czegoś więcej, nie zdradziła mu zbyt wiele. Na co dzień była radosna i uśmiechnięta, dlatego już dawno temu, zaprzestał prób rozmowy o tym myśląc, że najwyraźniej dziewczyna zostawiła przeszłość za sobą i nie chce do tego wracać. Widząc jednak teraz jej spojrzenie i słysząc gniew w głosie zobaczył, że Łucja wcale o tym nie zapomniała. Chowała wszystkie te złe emocje głęboko w sercu. Jednak teraz, los dawał jej szansę, by zmierzyć się z demonami przeszłości i być może, pozwolić się od nich uwolnić.
Chłopak nagle wstał i mocno ją przytulił. Odwzajemniła uścisk. Po chwili, odsunął się.
- No? To kiedy idziemy na ten ślub?
- Za tydzień – odpowiedziała.
Ignacy spojrzał na wiszący na ścianie kalendarz i poczuł ukłucie strachu. Spojrzał ponownie na dziewczynę.
- Za tydzień? Jesteś pewna? – gdy kiwnęła głową, podrapał się nerwowo po głowie. – Niedobrze. Za tydzień mam tę rozmowę kwalifikacyjną. Może jeśli się postaram, to… - zaczął, lecz zauważył, że ta kręci głową.
- Jak tylko zobaczyłam datę, wiedziałam, że nie możesz ze mną iść, dlatego już nawet znalazłam kogoś na twoje miejsce.
Chłopak zerknął na nią zaskoczony.
- Kogo?
- Ślub i wesele będzie w San Myshuno. Enrique chwilowo tam mieszka, bo pojechał na sesję zdjęciową i…
- Wiesz, chyba jednak ta rozmowa nie jest, aż tak ważna. Mogę jechać! – zapewnił chłopak pospiesznie.
Dziewczyna zerknęła na niego unosząc brew.
- Daj spokój Ignacy. Przecież wiesz, że ja i Enryczek jesteśmy tylko kumplami.
- A on o tym wie? – spytał chłopak podejrzliwie, na co westchnęła.
- Faceci… Naprawdę myślisz, że Enrique kiwnie na mnie palcem, a ja zachwycona rzucę mu się w ramiona?
Ignacy zastanowił się.
- Może jak kiwnie palcem to nie, ale jak znów zacznie się popisywać tymi swoimi bicepsami – powiedział i zademonstrował. – Hey babe, obczaj moich dwóch kumpli. Ten po lewej to zdobywca, a po prawej terminator.
Łucja parsknęła śmiechem.
- O tak… To na pewno na mnie zadziała, już robi mi się gorąco – rzekła i udała, że się wachluje. – W każdym razie, nic się nie martw. Idź na tę rozmowę i rozwal konkurencję! Będę trzymać kciuki.
Mimo, że dziewczyna powiedziała to z uśmiechem na twarzy, to Ignacy wciąż nie był przekonany co do jej pomysłu. Może Enryczek faktycznie nie będzie jej podrywał. Jednak czy da sobie radę będąc sama, pośród tych wszystkich ludzi, których tak nie znosi?
Tego nie był pewny.
Gdy dziewczyna wyszła z pokoju podgrzać sobie obiad, przypomniał sobie o wciąż włączonym komputerze. Zerknął na otwartą stronę z ofertami mieszkań. Patrzył na nią chwilę, po czym z żalem, zamknął przeglądarkę.
„Jeszcze nie teraz...” pomyślał.
. . .
Bogusław, wciąż zły, kręcił się po domu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Ciągle był zdenerwowany z powodu wcześniejszej kłótni z Łucją. Po tym jak wyszła, musiał przyznać w duchu, że był dla niej nieco zbyt surowy. Mimo to, uważał, że miał rację. Jego siostra może sobie lubić malować, może to nawet kochać! Ale to nie znaczy, że ludzie będą chcieli kupić jej obrazy. Bogusław nie miał nic przeciwko temu, by malowanie obrazów było jej hobby, może nawet je sprzedawać, jeśli znajdzie się ktoś kto je zechce. Ale żeby było to jej główne zajęcie? Jej praca? Na to nie mógł pozwolić!
Dobrze wiedział jak delikatna jest jego siostra. Gdyby jej nie wyszło z malarstwem, na pewno bardzo by to przeżyła. Chciał oszczędzić jej takiego rozczarowania. Jednak jak przekonać siostrę, że życie nie zawsze jest takie różowe jak jej się wydaje?
Zastanowił się. Jego wzrok bezwiednie powędrował do leżącego na stole telefonu i nagle przyszło mu coś do głowy.
Chwycił go, napisał wiadomość i wysłał.
Nie minęła minuta, jak telefon zaczął dzwonić. Zaskoczony, odebrał.
- Halo? Helena? Tak jak pisałem. Mam tutaj sytuację kryzysową.
Kobieta po drugiej stronie słuchawki, zaśmiała się.
- Kryzysową, mówisz? To jest nas dwoje! A teraz otwórz drzwi, proszę.
Zaskoczony mężczyzna, ruszył do drzwi i jak mu polecono, otworzył je. Zobaczył, stojącą przed sobą Helenę.
- Na całe szczęście, mój drogi Bogusławie. Mam świetny plan, jak rozwiązać nasze problemy – rzekła, a na jej ustach pojawił się, drapieżny uśmiech.
. . .
Tydzień później, Łucja szykowała się do wyjścia. Zamówiona przez nią taksówka, stała już pod domem, a zniecierpliwiony kierowca trąbił, chcąc by się pospieszyła. Łucja zignorowała go jednak, poprawiła makijaż i jeszcze raz przeglądnęła się. Na co dzień, była raczej osobą skromną i nie lubiła się stroić. Patrząc jednak dziś w lustro, musiała przyznać to sama przed sobą. W nowej sukience i butach od Simuboutin, czuła się jak milion dolarów!
- Łucjo! Taksówka czeka! – zawołał Ignacy z dołu.
- Już idę! Pięć minut! – odkrzyknęła, marszcząc brwi. Czy on nie rozumie, że dla normalnej dziewczyny takie wyjście byłoby na tyle ważne, że zapewne pół dnia spędziła by na przygotowaniach, a dla niej jest to nawet ważniejsze?
Ostatecznie uznała, że jest już gotowa i faktycznie pięć minut później, pojawiła się na dole.
- To ja idę.
Ignacy, który akurat jadł śniadanie, odwrócił się, by spojrzeć na nią. Na jej widok, upuścił trzymaną właśnie łyżkę, tak że z chlupnięciem wpadła do miski pełnej płatków, przez co oblał stół. Chłopak jednakże, nawet nie zwrócił na to uwagi. Wstał i tylko na nią patrzył.
- Daj mi chwilę, zadzwonię, że jednak nie mogę przyjść na tę rozmowę – powiedział i rzeczywiście już chciał iść dzwonić, lecz Łucja chwyciła go za rękę.
- Przestań się wygłupiać!
Spojrzał na nią z poważnym wyrazem twarzy.
- Ja mówię poważnie.
- To przestań. I tak nie masz czasu, żeby się przebrać. – Chciał coś dodać, ale położyła mu palec na ustach. – Nie kłóć się ze mną. I tak nie wygrasz.
Ignacy westchnął zrezygnowany.
- Dlaczego stroisz się dla jakiś gości, których nawet nie lubisz? Mogłabyś kiedyś się tak wystroić dla mnie - rzekł nieco urażonym tonem.
Łucja spojrzała na niego zaskoczona. Faktycznie, zwykle na ich randki ubierała się dość zwyczajnie. Myślała, że Ignacemu to nie przeszkadza. Patrząc jednak teraz w jego oczy uznała, że od czasu do czasu, może mu zrobić niespodziankę. Uśmiechnęła się na tę myśl. Pochyliła się i dała całusa w policzek.
- Pomyślę nad tym. A teraz skup się na tej rozmowie – powiedziała.
Ignacy spojrzał na nią unosząc brew.
- Ubierasz się tak, jedziesz sama na imprezę, gdzie pewnie będzie mnóstwo facetów zjadających cię oczami i oczekujesz, że skupię się na pracy?
Łucja, zastanowiła się.
- Dobrze, to zróbmy tak. Jak dostaniesz tę pracę, to… - pochyliła się i szepnęła mu parę słów do ucha. Po chwili odsunęła się. - Teraz jesteś bardziej zmotywowany? – spytała.
Ignacy ochoczo pokiwał głową.
- Jak nigdy! – przewróciła oczyma.
Następnie życzyła mu powodzenia, wsiadła do taksówki i ruszyła do San Myshuno.
. . .
- Czy mogłabym już urodzić? Proszę!
Narzekała, blondynka o jasnoniebieskich oczach, siedząca na kanapie. Towarzysząca jej brunetka, zaśmiała się.
- Ale ty narzekasz Avril. Przecież jak piszą w różnych artykułach „Ciąża sprawia, że kobieta jaśnieje.”
Blondynka spiorunowała ją wzrokiem.
- Ta, ten blask tak mnie poraził, że małom się nie wypitoliła na schodach!
Agata roześmiała się.
- No widzisz? A tak się ze mnie śmiałaś jak w Windenburgu, to ja narzekałam. Jak ty to mówiłaś? „Jęczysz Agata jak stara baba w autobusie o miejsce”.
Avril uniosła ręce.
- Dobrze! Przepraszam! A teraz karmo, która mnie ukarałaś, mogę w końcu urodzić?! – rzekła czekając na znak od opatrzności.
Najwyraźniej jednak mówiła za cicho lub po prostu opatrzność nie słuchała, bo nic się nie wydarzyło. Avril westchnęła.
- A niech ją! – zamruczała kobieta pod nosem, po czym obróciła się w stronę Agi. – A tak w ogóle, to po co sprowadziłaś te wszystkie baby do mojego domu? – spytała wskazując, pojawiających się w drzwiach gości.
Oczywiście były to wspólne znajome Avril i Agi, lecz blondynka, była tak poirytowana tym wszystkim, że ledwie wpuściła dziś do domu Agatę, gdy ta stanęła pod jej domem uśmiechnięta z prezentem. Dlatego nic dziwnego, że cała masa zaaferowanych kobiet mówiących jej jak wspaniale wygląda, wcale nie poprawiała jej humoru.
- Chciałam ci poprawić nastrój. - Widząc wzrok blondynki, wzruszyła ramionami.
– Najwyraźniej nie wyszło.
- Tak, troszeczkę - tu jednak Agata uniosła palec do góry.
- Ale, tak naprawdę to był pomysł Tiany, by urządzić dla ciebie „Baby shower” więc to do niej pretensje jak coś.
Avril właśnie chciała coś dodać, gdy obok nich zmaterializowała się Emma.
- Tu jesteście! – zawołała, wchodząc do niewielkiego saloniku. Nie czekając na ich odpowiedź, od razu zaczęła mówić z podekscytowaniem. – Ej, nie uwierzycie czego się dowiedziałam! Wiecie, że Tiana, na swoim baby shower zaczęła rodzić?! Lepiej się do niej nie zbliżaj Avril, bo jeszcze sama zaczniesz! – powiedziała z uśmiechem.
Agata właśnie miała się odezwać, ale Emma jak to ona, już jej nie słuchała. Wyszła i zaczepiła do rozmowy Charlottę.
Avril spojrzała na Agę uśmiechnięta i wstała.
- Tiano! Mogłabyś tu przyjść?! – krzyknęła, lecz przyjaciółka, śmiejąc się, szybko chwyciła ją i pociągnęła na kanapę z powrotem.
- Daj spokój, Avril! Tiana przecież nie zna żadnych zaklęć na szybszy poród. A nawet gdyby, to i tak zostało ci już niewiele czasu, a naprawdę nie powinnaś rodzić przed terminem.
Avril skrzyżowała ramiona, niczym obrażone dziecko.
- Ech, już nic mi nie wolno! – rzekła urażona, lecz już po chwili, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Właśnie! A co tam słychać w kawiarni? – spytała. – Niby tyle się mówi, że „Ciąża to nie choroba” a ta głupia lekarka już w trzecim miesiącu kazała mi siedzieć w domu! A Jake jeszcze ją poparł! – rzekła oburzona, ale zaraz machnęła ręką i spojrzała na przyjaciółkę. – No, nieważne. Opowiadaj!
Agata już chciała się odezwać, lecz Avril znów się odezwała.
– Albo czekaj! Tylko nie mów, że Emma puściła wszystko z dymem! Chociaż, może zacznę rodzić? To jednak mów!
Brunetka pokręciła głową.
- Właściwie, to Emma radzi sobie całkiem dobrze. Nie jest jakąś wybitną pracownicą i zdarza jej się czasem odpłynąć, ale jest „Poprawnie” że tak powiem.
Avril patrzyła się na nią, niedowierzając.
- Serio?!
- Przecież wiesz, że bym cię nie okłamała. Do tego z jakiegoś powodu, klienci polubili jej zwariowane historie i obecnie, codziennie mamy niezłe tłumy
Avril odetchnęła z ulgą.
- To dobrze. Martwiłam się, że jak po tej przerwie wrócę, to nie będzie czego zbierać. – Zmarszczyła brwi. – Czy to znaczy, że Emma lepiej pracuje jak nie ma mnie w pobliżu? Taka wdzięczność za danie jej pracy!
Siedząca obok brunetka, zaśmiała się.
- Ja myślę, że to czy tam jesteś, czy nie, nie ma znaczenia. Pewnie po prostu wzięła się do roboty i tyle. Może potrzebowała więcej czasu, by się przyzwyczaić?
Avril wzruszyła ramionami.
- Może masz rację.
Tak naprawdę, żadna z nich nie wiedziała, że prawdziwym powodem poprawy Emmy, był Andrew. Po tym dniu, gdy dziewczyna wyżaliła mu się w kawiarni, że przez nią Avril będzie musiała zamknąć interes, chłopak postanowił jej pomóc. Korzystając z tego, że ma klucz do kawiarni, codziennie po pracy przychodził i ćwiczył z dziewczyną. Udawał klienta, a Emma serwowała mu różne napoje. Czego Andrew czasem żałował, gdyż początkowo zdarzało się, że nawet dziesięć kaw z rzędu, lądowało na jego spodniach lub koszuli.
Oprócz tego uczył ją myć naczynia bez konieczności stłuczenia przy okazji połowy z nich,
a nawet robić kawę. Co różnie jej wychodziło.
- Babcia zawsze mówiła, że kawa dobrze robi na włosy, sprawdzimy. A może to były banany?
- Andrew! Ten kubek jest jakiś dziurawy! Leje i leje, a on ciągle jest pusty!
- Zupełnie jak twoja głowa…
- Co?
- Nic, nic!
Mimo, że nauka szła Emmie dość opornie z czasem, te ćwiczenia dały efekty, dzięki czemu powoli klientów zaczęło przybywać, a obecnie kawiarnia przynosiła wcale niemałe zyski.
Chociaż i tak, nie raz, zdarzało jej się popełnić gafę.
- Ale idzie mi coraz lepiej, co?
Andrew westchnął.
- Pewnie. Ale jeśli zaproponują ci udział w kolejnej edycji „Randki w ciemno” to lepiej nie odmawiaj i poderwij jakiegoś bogacza.
- Czemu? Bogacz potrzebuje żony, która będzie mu robić kawę?
- Miejmy nadzieje, że nie, bo odpadniesz w przedbiegach.
Wracając, wkrótce dom Avril zapełnił się po brzegi, piskliwymi kobietami i impreza zaczęła się na dobre. Blondynka co prawda wciąż uważała, że to wszystko jest niepotrzebne, ale widać było, że widok przyjaciół, faktycznie poprawił jej samopoczucie.
Po rozdaniu prezentów i zjedzeniu paru smakowitych potraw, które przygotowała Tiana, dziewczyna postanowiła ponownie usiąść na kanapie w saloniku i uciec od zgiełku panującego w kuchni. Wchodząc, zaskoczona zobaczyła, że jej miejsce zajmuje Agata. Zauważyła, że jest nieco nieobecna. Wtem przypomniała sobie dzisiejszą datę i ze współczuciem spojrzała na przyjaciółkę. Zbliżyła się i przysiadła do niej.
- Dlaczego wciąż tu jesteś? Jedź do niej – rzekła blondynka, tuż przy jej uchu, a Aga podskoczyła na siedzeniu zaskoczona.
- Przepraszam, co mówiłaś? – spytała, na co Avril przewróciła oczyma.
- Nie udawaj! Wiem, że dziś są urodziny Khany. Powinnaś do niej pojechać.
Brunetka odwróciła wzrok i zaczęła się wiercić pod jej spojrzeniem.
- Przecież wiesz, że nie mogę…
- Za przeproszeniem pupa, a nie, nie możesz! – rzekła kobieta, podniesionym głosem i spojrzała na nią surowo. – Nie rozumiem jak ktoś może być tak uparty?! Przecież Krzysztof i Arata nie zabraniają ci kontaktu z nią. Co więcej, ucieszą się! Dlaczego wciąż…
- Przestań – ucięła Agata, teraz już zdenerwowana nie na żarty. – Nie mogę się z nią widzieć. Po prostu nie mogę.
- Dlaczego?
- Nie zrozumiesz…
- To mi wytłumacz, do jasnej cholery! – wrzasnęła Avril, a obok w kuchni, zaległa cisza. – To tylko hormony! Zaraz przyjdę! – zawołała do nich blondynka i usłyszały jak kobiety ponownie zaczynają rozmowę. Westchnęła z ulgą, że żadna spanikowana koleżanka, nie wpadła dokładnie wypytać się o jej stan i ponownie spojrzała na Age. – No więc?
Brunetka widząc, że teraz przyjaciółka nie da jej spokoju, podjęła decyzję i opowiedziała jak to było. Z każdym wypowiadanym przez nią słowem, oczy przyjaciółki rozszerzały się coraz bardziej. Gdy skończyła, siedziały chwilę w ciszy, nim Avril znów się odezwała.
- A to dopiero zwariowana historia! Teraz rozumiem, czemu wtedy tak nagle wyjechałaś, zamiast zostać jeszcze parę dni. Czy ktoś jeszcze o tym wie?
Aga pokręciła głową.
- Nie. Miałam milczeć, więc tak zrobiłam.
Avril nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Cała ta opowieść Agi, jak ktoś mógł być tak okrutny? Spojrzała na skuloną obok niej postać.
- Teraz tym bardziej myślę, że powinnaś jechać.
Brunetka gwałtownie uniosła głowę.
- Co? Przecież mówiłam ci, że nie…
- A właśnie że możesz! – przerwała jej Avril. – Rozumiem, czemu nie robiłaś tego do tej pory. Ale nie sądzisz, że to nawet bardziej podejrzane? Przez rok mieszkałaś z Aratą i Krzysztofem i wszyscy mogą poświadczyć, że byliście w dobrych stosunkach, aż tu nagle wyjechałaś i w ogóle się do nich nie odzywasz. I dziwnie, stało się to po tym jak adoptowali córeczkę. Nie sądzisz, że takie coś bardziej zwraca uwagę sąsiadów, niż gdybyś raz na rok przyjechała z prezentem do córki przyjaciół? – spytała.
Aga jednak nie wyglądała na przekonaną.
- No nie wiem, Avril. Przecież obiecałam…
- Obiecanki cacanki! A teraz wstawaj i biegiem na dworzec! - Wstała i podała jej dużego, pluszowego misia. Agata spojrzała na nią nie rozumiejąc.
- No co? Twój prezent jak co roku wysłałam pocztą, ale swój chciałam dać małej osobiście. Niestety, jak widzisz, mój stan nie pozwala mi na taką podróż, więc ktoś musi dostarczyć tego misia. Gdzieś tam jest dziewczynka, która na niego czeka.
Agata spojrzała na pluszową zabawkę, a w kąciku jej oczu pojawiła się łza. Uściskała przyjaciółkę.
- Dzięki – szepnęła.
Avril poklepała ją po plecach.
- No już, już, bo zasmarkasz mi cała bluzkę! Teraz leć, a ja zajmę się zaganianiem tamtego stadka z kuchni, żeby pomogło mi posprzątać ten bajzel.
Agata uśmiechnęła się i mijając zaskoczone kobiety, wybiegła z domu.
. . .
Kilka godzin później, Łucja była już na miejscu. Gdy tylko opuściła dworzec, zaczęła z zainteresowaniem rozglądać się dookoła.
Widok sięgających do nieba budynków, zrobił na niej piorunujące wrażenie. Co prawda w ciągu swojego życia, parę razy się przeprowadzała. Mimo to, nigdy nie była w tak wielkim mieście. Trzeba przyznać, że tłumy przemierzających ulice, ryk samochodów i ogólny gwar, nieco ją onieśmieliły.
Była tym wszystkim tak pochłonięta, że nawet nie zauważyła, zbliżającego się do niej osobnika.
- Zgubiła się pani?
Dziewczyna zaskoczona, obróciła się, lecz gdy tylko to zrobiła, na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Enrique! – wykrzyknęła, ściskając go. – Tęskniłam za tobą! – powiedziała, patrząc w jego jasnozielone oczy.
Chłopak, odwzajemnił uśmiech.
- Kiedy to wszystko zleciało? Ostatnim razem, widzieliśmy się chyba w te pamiętne święta? Wtedy, kiedy twój chłopak… - zaczął, ale Łucja przerwała mu.
- Daj spokój! Wciąż się robi cały czerwony jak burak, kiedy mu o tym przypominam!
Enrique zaśmiał się.
- Naprawdę szkoda, że nie miałem okazji poznać go bliżej. Niestety, mimo, że byłem w Oazie kilkakrotnie, po prostu nie miałem czasu, żeby was odwiedzić. Ciągle pojawiały się nowe propozycje sesji i zwykle następnego dnia wysyłali mnie, na drugi koniec świata.
Dziewczyna z uśmiechem, pogroziła mu palcem.
- Tłumacz się tłumacz! A dla pani Danuty jakoś miałeś czas!
Chłopak wyszczerzył zęby i wzruszył ramionami.
- No wiesz…
Łucja jednak tylko pokręciła głową i spojrzała na zegarek na telefonie. Widząc godzinę, nerwowo rozejrzała się za jakąś taksówką.
- Chętnie posłucham twoich opowieści Enrique, ale myślę, że teraz powinniśmy się już zbierać, bo się spóźnimy na ten ślub. Jest tu może jakiś postój taksówek, albo jakiś przystanek autobusowy? – spytała.
Dosłownie w tym samym czasie, zza zakrętu wyjechała czarna limuzyna. Łucja gapiła się na nią przez chwilę zszokowana, po czym jej wzrok powędrował do uśmiechniętego Enrique.
- No co? – spytał niewinnie, a Łucja wzniosła oczy do nieba.
- A potem piszą w gazetach, że bogacze mają takie smutne życie. Akurat! – powiedziała i zadowolona wsiadła do pojazdu.
. . .
Przyjechali w sam raz, by zobaczyć sunącą do ołtarza pannę młodą. Łucja, mimo swojej całej niechęci do jej osoby, musiała przyznać, że wyglądała olśniewająco. Szczerze mówiąc, spodziewała się ujrzeć, wielką, bufiastą i rozłożystą suknię, która już z daleka mówiłaby ci „Nawet jeśli sprzedasz dom swój, swojej matki i babci i tak nie będzie cię na mnie stać, biedaku!”. Tymczasem kreacja, mimo, że na pewno nietania, była raczej skromna i taka, delikatna. Łucja była pewna, że gdyby w tym momencie, obok Wandy zmaterializowały się jakieś inne panny młode, to co by nie włożyły, przebiłaby swoim urokiem je wszystkie.
Przez moment, pomyślała, że sama chciałaby w tym momencie stać na ślubnym kobiercu z Ignacym. W białej, skromnej sukni, trzymać go za ręce i uśmiechać się. W tym samym czasie uświadomiła sobie, że mają teraz ważniejsze sprawy na głowie niż ślub. Jak chociażby Helena, praca Ignacego, jej studia. Z lekkim ukłuciem w sercu dotarło do niej, że przez to wszystko, nie pamięta nawet, kiedy ostatnim razem wyszli gdzieś razem, na chociażby, spacer po parku. Czy ostatnie miesiące, naprawdę spędziła tylko w towarzystwie Heleny lub samotnie?
Nagle rozległy się huczne brawa dla młodej pary i Łucja otrząsnęła się gwałtownie z tych rozmyślań.
Chwile później, wszyscy zaproszeni goście, wirowali już po parkiecie w nieskoordynowanym tańcu śpiewając największe discopolowe hity lub siedzieli pijąc i objadając się przy bufecie.
Podczas trwania całej imprezy, Łucja miała okazję spotkać się i porozmawiać z paroma swoimi dawnymi „znajomymi” z klasy.
Jednak już po chwili konwersacji, dotarło do niej, że większość z nich w ogóle jej nie pamięta, a nawet jeśli, to zwykle ograniczali się do skomplementowania jej wyglądu lub paru pytań w stylu „Co u ciebie słychać?” Nagle, cały buntowniczy nastrój dziewczyny, gdzieś się ulotnił. Zrozumiała, że przez te wszystkie lata, gdy ona była zajęta rozpamiętywaniem tego, co zdarzyło się za czasów gimnazjum, oni po prostu zajmowali się życiem, swoim życiem. Poczuła się strasznie głupio.
Gdy tak rozmyślała, niespodziewanie przysiad się do niej Enrique.
- Jak tam? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakoś… blado. – rzekł nieco zmartwiony, dziewczyna westchnęła.
- Nic mi nie jest. Po prostu, uświadomiłam sobie jaka jestem głupia. - Widząc jego nierozumiejące spojrzenie, postanowiła zmienić temat.
– nieważne. A ty? Wygląda na to, że nieźle się bawisz w towarzystwie tamtych pań.
Ukradkiem wskazała, przyglądającą się im gromadkę. Enrique zaśmiał się.
- One? To tylko rządne sławy, przyjaciółki panny młodej. Wiele by dały, żeby zrobić sobie zdjęcie ze sławnym modelem i pochwalić się nim na fejsie.
Łucja przewróciła oczyma.
- No nie wiem, nie wiem, Rico. Chyba będę musiała donieść na ciebie pani Danucie, że byłeś niegrzeczny! – rzekła ze śmiechem i zaskoczona zauważyła, że on również się uśmiecha.
- Nie musisz, już nie jesteśmy razem.
Ku jego zdumieniu, dziewczyna spojrzała na niego surowym wzrokiem.
- Mam nadzieję, że byłeś dla niej delikatny. Wiem, że miałeś wiele dziewczyn i pewnie operacje „Zerwanie” masz opracowaną do perfekcji, ale pani Danuta naprawdę mogła myśleć, że…
- To ona mnie rzuciła.
Łucja umilkła wpół słowa i tylko się na niego gapiła. Gdy zrozumiała, że nie żartuje, parsknęła śmiechem.
- Serio?! – wykrztusiła, na co chłopak skinął głową. - Nie wierzę! Sławny, rozchwytywany przez miliony fanek model, rzucony przez starszą panią z Oazy! A to dobre! - Wyobraziła sobie minę Enryczka po tym jak Danuta go rzuciła i wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Po chwili uspokoiła się i energicznie zamachała rękami. – Ale czekaj! Musze to wiedzieć! Rzuciła cię przez smsa, albo mejla?
Enrique pokręcił głową.
- Mogłabyś być nieco bardziej współczująca. Ja też mam uczucia! A co jeśli to zerwanie mnie dotknęło? – spytał, lecz dziewczyna machnęła ręką, jakby w ogóle nie przyjmowała do wiadomości, faktu, że Enrique może mieć uczucia.
- To jak to było?
Chłopak westchnął, zrezygnowany, ale widać było, że cała sytuacja jego też rozbawiła.
- Powiedziała mi, że jestem dla niej za młody, a ona potrzebuje silnego faceta, który trochę ją utemperuje, zamiast smarkacza w wieku jej wnuka. A potem… Możesz przestać? – rzekł, widząc krztuszącą się ze śmiechu dziewczynę.
Łucja ukryła twarz w dłoniach.
- Przepraszam, nie mogę. Za bardzo mnie to bawi!
- Widzisz! Dlatego cię nie odwiedzałem! Zawszę tylko się ze mnie śmiałaś!
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Nie moja wina, że zawsze robiłeś coś głupiego co mnie bawiło.
Po tym zamilkli na chwilę, wspominając dawne czasy. Łucja spojrzała w oczy Enrique i niespodziewanie ujrzała w nich jakąś taką, melancholię. Zawstydziła się swoim wcześniejszym zachowaniem. „A może on faktycznie przejął się tym rozstaniem z Danutą?” pomyślała i dotknęła delikatnie jego ręki, by zwrócić na siebie jego uwagę. Chłopak zaskoczony wzdrygnął się i spojrzał na nią.
- Rico? Wszystko w porządku? Czy zerwanie z Danutą… - zaczęła, ale nie dał jej skończyć.
- Nie, ja i Danuta to nie było nic poważnego. Przez ten czas jaki spędziliśmy razem, faktycznie ją polubiłem, ale jako przyjaciółkę. Koleżankę, starszą stażem.
- Starszą stażem?
Zdziwiło go gdy zobaczył, że Łucja nie zrozumiała o co mu chodzi.
- To ty nie wiesz? Danuta była kiedyś top modelką. Nazywali ją „Joanna”. Po urodzeniu córki zrezygnowała, ale pozostała w biznesie i założyła własną agencję modelek. I tak właśnie poznaliśmy się na castingu.
- Naprawdę?!
Widząc, że wciąż mu niedowierza, wyjął telefon i wystukał coś na klawiaturze.
- Tak. Patrz, mam nawet jej zdjęcia.
Łucja nachyliła się i zerknęła na wyświetlacz, a oczy rozszerzyły się jej ze zdziwienia.
- Łał. A ja myślałam, że ta figura to przez problemy z tarczycą! – powiedziała z niedowierzaniem.
- To znaczy, że ten cały związek z Panią Danutą był po to, żeby wywołać burzę w mediach? – spytała, siadając na miejsce.
Enryczek w zamyśleniu pokiwał głową.
- Po części tak. Mieliśmy się spotkać na paru obiadach, wyjściach do kina, żeby przykuć uwagę, a potem się rozstać. Ale te absurdalne nagłówki na różnych portalach, tak nas bawiły, że pociągnęliśmy to nieco dłużej. Poza tym, co by nie mówić, mimo wieku Danuta nadal…
- Stop! Możesz mi oszczędzić pikantnych szczegółów – powiedziała Łucja zatykając uszy, na co chłopak parsknął śmiechem.
- Na pewno? Było naprawdę ciekawie – rzekł i mrugnął do niej.
Dziewczyna wywróciła oczyma.
- Przeżyję.
Zaśmiał się, widząc jej reakcję. Łucja jednakże dostrzegła, że jego spojrzenie wciąż ma ten smutny wyraz. Może mimo tego co mówił, czasem czuł się zmęczony pracą i nieco samotny? Może Danuta nie była dla niego jedynie skandalem, ale też osobą, z którą mógł pożartować, przy której mógł się rozluźnić i zwyczajnie odpocząć? W przypływie współczucia, wyciągnęła dłoń i chwyciła go za rękę. Przestał się śmiać i przez chwilę, tylko na siebie patrzyli.
- Czujesz się czasem samotny?
Gwałtownie zabrał ręce.
- Nie masz własnych problemów, że zajmujesz się moimi? – powiedział nieco opryskliwie, lecz dziewczyna nie dała się zbyć.
- Przez te wszystkie lata miałeś wiele dziewczyn, ale nigdy nie wiedziałam, żeby któraś była tą wyjątkową. Byłeś kiedyś zakochany Enrique?
Chłopak westchnął poirytowany.
- Naprawdę musimy o tym rozmawiać? – spytał, ale widząc jej zdecydowane spojrzenie wiedział, że nie uda mu się uciec przed tą rozmową. Może ją co najwyżej przenieść w czasie. – Jesteś strasznie irytująca – mruknął, po czym wyprostował się na krześle i wpatrzył w swoje położone na stoliku dłonie.
- Szczerze mówiąc nie wiem, czy byłem kiedykolwiek zakochany, ale znałem kiedyś taką jedną dziewczynę. Była zupełnie inna niż wszystkie, które do tej pory spotkałem, chociaż sam nie wiem czemu. Gdybym wtedy spróbował ją uwieść, pewnie by mi uległa, a jednak było w niej coś takiego, że zwyczajnie nie mogłem tego zrobić – rzekł i milczał przez chwilę, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale ostatecznie zrezygnował i spojrzał na nią. – Zadowolona? – spytał, ale Łucja, jakby nie słyszała pytania.
- Nie myślałeś o tym, żeby ją kiedyś odnaleźć? Wiesz, teraz jak jesteś modelem i latasz po świecie – powiedziała, na co on skinął głową.
- Właściwie, to ją znalazłem. Okazało się, że kiedy ja byłem zajęty swoją karierą, ona znalazła sobie kogoś i jest szczęśliwa.
- Na pewno? Może jednak powinieneś był jej powiedzieć… - zaczęła, ale umilkła, gdy zobaczyła złość w jego oczach.
- A ty byś zrezygnowała?
- Co? – wydukała Łucja, nie rozumiejąc.
- Wtedy, kiedy spotkaliśmy się w święta. Gdyby się okazało, że przyjechałem wyznać ci swoje uczucia, rzuciłabyś Ignacego? Dla mnie?
Intensywność jego spojrzenia sprawiła, że musiała odwrócić wzrok.
- No właśnie, ona też by z niego nie zrezygnowała. - Zawyrokował, po czym wstał. – Idę po coś do picia. Tobie też przynieść?
Łucja kiwnęła głową i już go nie było.
Siedziała, myśląc o tym co powiedział jej Rico i poczuła smutek z jego powodu. Wygląda na to, że naprawdę zależało mu na tej dziewczynie, ale jeśli jej uczucia są choć trochę podobne do tego, co ona czuje do Ignacego, to Enrique faktycznie nie miał szans. Nagle zapragnęła, by Ignacy magicznie się tu zjawił i ją przytulił.
Była tak zamyślona, że ledwie zauważyła, dosiadającą się do niej osobę. Gdy uniosła wzrok, zobaczyła przed sobą, uśmiechniętą twarz Wandy.
- I jak? Dobrze się bawisz? – spytała czarnowłosa. – Przedtem widziałam jak rozmawiasz z gośćmi, a teraz jakoś posmutniałaś.
Łucja ocknęła się ze swoich rozmyślań i uśmiechnęła z przymusem.
- Co? Nie, to nic takiego. Trochę się zmęczyłam, to wszystko.
Wanda wyglądała na zadowoloną z takiego wyjaśnienia.
- Pewnie dorwał cię kuzyn Wiktor? Ten to dopiero ma krzepę! – powiedziała i zaśmiała się. – A gdzie twój słodki Landgrabek? Nie widziałam wiadomości na centrum hejtu, że się rozstaliście.
Łucja właśnie chciała powiedzieć, że nie wszystko co piszą w sieci jest prawdą, ale ostatecznie uznała, że nie ma sensu i zrezygnowała z tego pomysłu.
- Wszystko między nami w porządku. Po prostu nie mógł ze mną przyjechać.
Wanda ze zrozumieniem pokiwała głową, lecz w jej oczach zobaczyła, że nie do końca jej wierzy.
Widząc nieopodal swoje przyjaciółki machające do niej, wstała.
- No nic, ten gość z którym przyszłaś też jest niczego sobie, więc trzymaj się go na wszelki wypadek – mrugnęła i nie czekając na jej reakcję, ruszyła. Po dwóch krokach zatrzymała się jednak i spojrzała na nią. – Cieszę się, że przyszłaś. Szczerze mówiąc myślałam, że odrzucisz moje zaproszenie… - Wyglądało, jakby chciała powiedzieć więcej, ale powstrzymała się. – Baw się dobrze! – zawołała i już po chwili plotkowała ze swoimi przyjaciółkami.
Łucja odwróciła od nich wzrok i rozejrzała się za Enrique. Nie widziała go jednak nigdzie w pobliżu, więc wstała i poszła w stronę barku, by go poszukać. Kręciła się przez dłuższy czas próbując go znaleźć, gdy zderzyła się z jakimś wysokim mężczyzną.
- Przepraszam – wydukała i zorientowała się, że wpadła prosto na pana młodego. Widząc go, serce podskoczyło jej do gardła. Diego Lobo nie był bowiem jedynie milionerem i mężem Wandy, był również sławnym krytykiem sztuki. Każdy artysta marzł o tym, by Diego chociaż zerknął w stronę jego prac, a najmniejsza pochwała traktowana była jak balsam na serce. Łucja, która marzyła by kiedyś obracać się w tym świecie z pokorą zniżyła głowę i próbowała go wyminąć, lecz zatrzymał ją jego głos.
- Pani Łucja Final?
Dziewczyna zatrzymała się gwałtownie. Niczym skarcone dziecko, z pochyloną głową, odwróciła się w jego stronę.
- Tak, to ja – wydukała i pozwoliła sobie zerknąć na niego. Zszokowana spostrzegła, że on się uśmiecha!
- Wiedziałem! Przez całe wesele przyglądam się pani. Kojarzyłem nazwisko, ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd? Teraz już wiem.
Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć. On? ON? Zna jej nazwisko? Tymczasem Diego kontynuował.
- Wanda pokazała mi parę twoich obrazów. Masz pewne braki i musisz się jeszcze wiele nauczyć, ale twoje prace przyciągnęły moją uwagę. Zdecydowanie jesteś na dobrej drodze i z niecierpliwością czekam, jak potoczy się twoja kariera.
Następnie, jak gdyby nigdy nic, odwrócił się i odszedł. Serce Łucji biło jak szalone. niesamowite! Diego Lobo skomentował jej prace! I na dodatek, podobały mu się!
Była tak zaaferowana, że myślała, iż zaraz zemdleje. Wyszła na zewnątrz, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza, gdy niespodziewanie dostrzegła, patrzącego na nią, uśmiechniętego mężczyznę. Widząc go, puściła się biegiem i wpadła mu w ramiona.
- Ignacy! A co ty tu robisz? Nie jesteś na rozmowie kwalifikacyjnej?
Na wspomnienie o rozmowie, jego spojrzenie na sekundę, jakby pociemniało. Był to jednak tak krótki czas, że Łucja nie była pewna, czy jej się nie zdawało.
- Byłem, ale zakończyła się całkiem szybko. Opowiem ci w domu – dodał, widząc jej pytające spojrzenie. – I jak? Zachwyciłaś wszystkich tak jak chciałaś? – Łucja zażenowana odwróciła wzrok.
- Nie. Od początku miałeś rację, to był głupi pomysł. Tak naprawdę, tylko ja to wszystko przeżywałam tyle czasu. Reszta… - wykonała ręką nieokreślony gest. – Ruszyła dalej i zostawiła przeszłość, tam, gdzie powinna być. Za sobą.
Ignacy pogładził ją delikatnie po ręce. Gdy na niego spojrzała, uśmiechnął się.
- No cóż, twój piękny strój nie może się zmarnować, zapraszam cię na obiad. Co ty na to?
Łucja, która podczas trwania wesela niewiele zjadła, ochoczo pokiwała głową.
- A tak właściwie, skąd wiedziałeś jaki jest adres?
- Ja mu powiedziałem.
Zobaczyli zbliżającego się do nich Enrique. Dziewczyna pstryknęła palcami
- To dlatego tak zniknąłeś! Chciałeś zadzwonić do Ignacego!
Rudowłosy wzruszył ramionami.
- Wyglądałaś jakbyś miała się zaraz rozpłakać jeśli go nie zobaczysz, więc zadzwoniłem, żeby po ciebie przyjechał.
Dziewczyna zastanowiła się.
- Ale skąd miałeś numer?
- Mam swoje sposoby – mrugnął do niej i zerknął na zegarek. – No nic, ja się już będę zbierał. Muszę się wyspać przed jutrzejszą sesją. Miło było się z tobą spotkać Łucjo.
Dziewczyna uśmiechnęła się i pogroziła mu palcem.
- Pamiętaj, żeby koniecznie nas odwiedzić, gdy będziesz w pobliżu następnym razem, albo ci nie daruję!
Zaśmiał się.
- Będę pamiętał. Cześć.
Następnie obrócił się i ruszył w stronę czekającej nieopodal limuzyny. Łucja i Ignacy, zdecydowali, że najpierw pożegnają się z parą młodą, a potem pójdą do jakiejś okolicznej restauracji. Idąc za Ignacym Łucja nagle uzmysłowiła sobie, że podczas ich rozmowy, Rico ani razu nie podał imienia, tajemniczej dziewczyny na której mu zależało. Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała w jego kierunku. Chłopak jednakże wsiadł już do pojazdu i odjechał, nie oglądając się za siebie. Parząc w ślad za nim, po raz pierwszy zastanowiła się, dlaczego Enrique zdecydował się odwiedzić ją w tamte święta?
. . .
W końcu, po paru godzinach znaleźli się w domu. Łucja była tak zmęczona, że marzyła jedynie o tym, by wymoczyć się w wannie, a następnie wskoczyć do łóżka. Po namyśle stwierdziła jednak, że jest tak wykończona, że jeszcze zasnęłaby podczas kąpieli, więc zadowoli się również szybkim prysznicem.
Jednakże wszystkie te myśli opuściły ją, gdy po wejściu do środka zobaczyła minę Ignacego. Czuła to przez cały czas, gdy byli w restauracji, a potem gdy wracali. Stało się coś o czym bardzo chciał jej powiedzieć, ale wciąż czekał na odpowiedni moment. I teraz najwyraźniej on nadszedł.
- Łucjo? Możemy porozmawiać?
Czując, że zmęczenie gdzieś się ulotniło, skinęła głową i zasiedli przy stole w kuchni. Nim się jeszcze odezwał, wiedziała, że stało się coś złego.
- Ja… Nie dostałem tej pracy.
- Co? Dlaczego? – spytała.
Ignacy ze złością zacisnął pięści.
- To proste. Oni wcale nie szukali nowego pracownika. Bardzo chętnie widzieliby mnie, Landgraaba, jako swojego kolejnego klienta, ale żebym miał pracować? – uderzył pięścią w stół. – Patrzyli na mnie jakbym był kompletnym beztalenciem, które wykorzystując pozycję rodziny chce dostać posadę! – rzekł podniesionym głosem i zmęczony potarł czoło. – W sumie, trudno im się dziwić. Większość mojej rodziny, to banda pasożytów, która nie zawaha się uciec do brudnych sztuczek, by osiągnąć cel. Dlaczego w ich oczach miałbym być inny?
Zmartwiona, pogładziła go po ręce.
- Tak mi przykro, Ignacy.
Chłopak chwycił jej dłonie.
- Jest jednak jeszcze coś. Nim do ciebie pojechałem, wróciłem do domu i rozmawiałem z mamą. Dała mi propozycję, której nie mogłem odrzucić.- Widząc, nieco przestraszone spojrzenie Łucji, ścisnął jej ręce mocniej. Wiedział, że zdanie posiadające słowa jak „Helena” i „Propozycja” zwykle nie wróży niczego dobrego, ale tym razem było inaczej. – Widzisz, moja matka w końcu zgodziła się, żebym otworzył własną firmę.
- To cudownie! Jak..? – zaczęła Łucja, ale przerwał jej.
- Mama dała mi jednak warunek. W naszej rodzinnej firmie jest oddział, który nie przynosi zysków, a wręcz straty. Chce, żebym tam pojechał i zajął się nim, jeśli w ciągu trzech lat, uda mi się sprawić, by zaczął przynosić zyski, wtedy udowodnię jej, że dam sobie radę i przestanie się wtrącać w moje decyzje.
- Tak się cieszę! Właściwie to dziwne, ale kiedy jechałam na ten ślub, Bogusław do mnie zadzwonił i również złożył mi propozycję.
Ignacy uniósł brwi. To zaczynało się robić podejrzane.
- Doprawdy?
Łucja pokiwała głową.
- Tak, też się zdziwiłam. Powiedział, że jeśli znajdę pracę i będę wstanie się utrzymać, to udowodnię mu, że nawet, gdy nie wyjdzie mi ze studiami, to dam sobie radę i wtedy odpuści. Pozwoli mi studiować! – rzekła szczęśliwa, lecz Ignacy zaczął się zastanawiać, gdzie w tym wszystkim jest haczyk? Za dobrze znał swoją matkę, by nie wyczuć podstępu.
- Czy Bogusław mówił ci, gdzie masz zacząć tę pracę?
- Nie mówił, że ma być to coś konkretnego. Wspominał tylko, że mam znaleźć pracę w Oazie, żeby mógł mieć na mnie oko i wiedzieć, że nie oszukuje i nie przymieram głodem, a co?
- Niech to szlag! – krzyknął Ignacy, na co dziewczyna wzdrygnęła się. – Szlag, szlag, szlag! – krzyczał dalej, spacerując o pokoju.
Zdezorientowana Łucja, patrzyła na niego zaniepokojona.
- Co się stało, Ignacy? Ignacy! – rzekła, głośniej, gdy nie zareagował.
Chłopak spojrzał na nią.
- Wrobili nas!
- Co? Jak? – powiedziała, zdumiona.
Ignacy zatrzymał się i spojrzał na nią.
- Bogusław nalegał, żebyś została tutaj w Oazie, prawda? – potaknęła. – No właśnie, a zgadnij, gdzie moja cudowna mamusia kazała mnie pojechać?
Łucja nagle poczuła przemykający jej po skórze, dreszcz.
- Chyba nie chcesz powiedzieć…
- Tak Łucjo, właśnie to chcę powiedzieć. Do San Myshuno!
- Co? Ale czemu? – wybełkotała.
Ignacy wściekły zacisnął pięści.
- To proste. Chcą, żebyśmy zrezygnowali. Moja matka dobrze wie, że jesteś dla mnie ważna i za nic nie chciałbym się z tobą rozstawać na tak długo. Pewnie myśli, że zrezygnuję i tym samym będzie mogła uznać, że sobie nie poradzę i wtrącać się do mojego życia! – wykrzyczał zły i spojrzał w stronę schodów. – A zresztą, wyjaśnijmy to sobie z nią od razu! Mamo! – wrzasnął i popędził do jej sypialni.
- Ignacy! Poczekaj! - Łucja podążyła za nim.
Gdy jednak wpadli do sypialni, okazała się być ona pusta.
- Gdzie ona jest? – rzekł Ignacy, rozglądając się po pustym pomieszczeniu.
- Nie ma jej.
Usłyszeli i spojrzeli na zaspanego Kacpra.
- Jak to jej nie ma?! – wrzasnął Ignacy, na co jego brat zmarszczył brwi.
- Nie tak głośno! Łeb mi pęka od twoich wrzasków. – Skarcił go. – Nie wiem gdzie jest. Po tym jak wyszedłeś, wzięła kilka rzeczy i powiedziała, że idzie na noc do jakiejś przyjaciółki. Trochę się zdziwiłem, ale byłem zajęty pracą, więc nie pytałem.
Ignacy zaklął pod nosem.
- No tak, nie ma to jak uciec od problemu i poczekać, aż rozwiąże się sam!
Rozłoszczony przysiadł na łóżku i zaczął myśleć. Kacper, który kompletnie nie wiedział o co chodzi, postanowił się wycofać, nim gniew brata skupi się jeszcze na nim.
- To ja wracam spać. Jutro wstaję z samego rana i naprawdę potrzebuję się wsypać. Postarajcie się nie hałasować tak bardzo, okej? – powiedział, na co Ignacy skinął głową, więc wyszedł.
Łucja spojrzała na chłopaka i westchnęła. Dlaczego los znów rzuca im kłody pod nogi? Myślała, że wreszcie nadarzyła się okazja, by przekonać Bogusława i Helenę do ich planów, a tymczasem okazało się, że to tylko kolejna intryga starszej kobiety, by ich do nich zniechęcić. Zmęczona, usiadła na łóżku obok niego.
- Nie martw się Ignacy. Jeszcze ich przekonamy – powiedziała, lecz chłopak pokręcił głową.
- Nie znasz mojej matki, tak dobrze jak ja. Jeśli tego nie zrobię, do końca życia będzie mi wypominać, że się poddałem.
Łucja zerknęła na swoje dłonie.
- Co chcesz zrobić? – spytała, niepewnie. Ignacy zerknął na nią i chwycił jej dłonie.
- Pojedźmy do San Myshuno razem.
- Co?
- Wynajmiemy mieszkanie i nareszcie uwolnimy się od twojego brata i mojej matki. Tam też możesz zacząć studiować lub pracować, a ja zdobędę doświadczenie w prowadzeniu firmy i udowodnię matce, że się myliła!
Jego spojrzenie powiedziało jej, że jest pewny tego planu. Jednakże ona, wciąż się wahała. Przypomniała sobie to uczucie, które czuła dziś rano, gdy przybyła do San Myshuno. To miasto, setki ludzi… Przytłaczali ją. Czy da rade się tam odnaleźć? Nie znała odpowiedzi na to pytanie.
- No nie wiem Ignacy… A co jeśli sobie nie poradzisz? Wtedy to dopiero Helena nie da ci spokoju. - Spojrzała na Ignacego i zobaczyła jego zdecydowane spojrzenie.
- Wtedy okaże się, że miała rację. – Ścisnął jej dłonie mocniej. – Ale obiecuję ci, że do tego nie dojdzie. Wierzysz mi?
Dziewczyna uciekła wzrokiem.
- Ja wciąż myślę, że pewnie coś źle zrozumieliśmy. Przecież Helena się zmieniła, sam to przyznałeś. Dlaczego miałaby knuć przeciwko nam?
Ignacy westchnął.
- Ja bym raczej powiedział „Poprawiła się”. Łucjo, moja matka jest lepszą osobą, to fakt, ale nie stała się zupełnie kimś innym. Helena, która niszczyła ludziom kariery, a nawet życia, tylko po to, by w przyszłości nie mogli jej zagrozić, wciąż tam jest i zawsze będzie.
Łucja wzdrygnęła się na myśl, o przyczajonym w sercu Heleny potworze, który w każdej chwili może się uwolnić. Przegoniła te myśli.
- Ja… - zaczęła, ale zamilkła. Nie wiedziała co jeszcze mogłaby dodać. Wtem Ignacy puścił jej ręce i wstał. Zaskoczona, patrzyła na niego.
- Nie wierzysz we mnie. Nie wierzysz, że może mi się udać, prawda? Dlatego się wahasz.
- Nie! Ja tylko… - Zagryzła wargi. Tak naprawdę, jedyną osobą, w którą Łucja nie wierzyła, była ona sama.
Bała się opuścić Oazę, bała się podjąć wyzwanie. Bała się, że kiedy wyjadą, Ignacy zrobi wielką karierę, a ona zostanie sama, gdzieś pośrodku. Co się wtedy stanie z nimi? Czy Ignacy wciąż będzie chciał z nią być? Co zrobi, jeśli wybierze jakąś kobietę sukcesu i ją opuści? Tutaj w małej Oazie, czuła się bezpieczna. Wiedziała na czym stoi, ale tam?
Ignacy, gwałtownie obrócił się i chwycił ją za ręce.
- To znacz, że zostajesz? – słysząc to pytanie, zrozumiała, że on już podjął decyzję. Dał jej wybór, prosił, by z nim pojechała, ale ona odmówiła, jeśli ona w nich nie wierzy, to czemu on ma?
Chwytając się ostatniej deski ratunku, stanęła na palcach i pocałowała go. Całując go, chciała w jakiś sposób, przekazać mu wszystkie swoje rozterki, wątpliwości, myśli. Miała nadzieję, że to go przy niej zatrzyma.
I nagle pocałunek się skończył. Ignacy siłą odsunął ją od siebie i ruszył na piętro do ich pokoju.
Wiedziała, że przecież jutro rano zobaczą się na śniadaniu, że nigdzie nie odchodzi, a w jakiś sposób poczuła, jakby to było ich pożegnanie.
- Ignacy! – krzyknęła, ale on już się nie odwrócił. Nie wiedząc co zrobić, usiadła na łóżku i zaczęła płakać.
. . .
Tymczasem w jednym z domków w Windenburgu, właśnie kończyła się impreza urodzinowa, małej blondwłosej dziewczynki. Khany, skończyła jeść urodzinowy torcik i właśnie siedziała na dywanie, bawiąc się swoimi nowymi zabawkami. Arata z uśmiechem przyglądał się jej zabawom, pilnując by przypadkiem nie zrobiła sobie „ku ku” podczas, gdy Krzysztof mył w kuchni talerze.
Tę sielankę przerwał dźwięk dzwonka do drzwi. Krzysztof obejrzał się. „Czyżby któryś z gości o czymś zapomniał?” pomyślał.
- Arata! Otwórz drzwi, mam mokre ręce! – zawołał.
- Już idę! – odkrzyknął jego mąż i wziął małą Khany na ręce. – Choć mała, zobaczmy, któż to dobija się do nas o tej porze? Może to wujek Marcin jak zwykle posiał gdzieś swoją lśniącą marynarkę?
Na wzmiankę o Marcinie, dziewczynka ożywiła się.
- Malcin! Malcin!
Arata zaśmiał się i ruszył otworzyć drzwi.
Gdy tylko zobaczył stojącą za nimi postać, zamarł, a potem na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Agata! - wykrzyknął.
Krzysztof słysząc to, zostawił talerze w zlewie i wybiegł do przedpokoju.
- Agata! – również krzyknął i już po chwili, znalazła się w jego niedźwiedzim uścisku.
- Krzysztof! Udusisz mnie! – zawołała Aga i mężczyzna poluźnił nieco uścisk, lecz jej nie puścił.
- Należy ci się! Jak mogłaś tak długo nas nie odwiedzać?! – spytał i spojrzał na nią surowo, ale po jego uśmiechu widziała, że nie jest na nią zły.
Agata chciała odpowiedzieć, ale w tej chwili mała Khany, pociągnęła Aratę za rękaw i odezwała się niespodziewanie.
- Ciocia? – spytała i zerknęła niepewnie na Agę.
Krzysztof pogłaskał ją delikatnie po główce.
- Nie kochanie, to jest…
- Tak! Jestem twoją ciocią! – rzekła Aga i ignorując chwilowo zaskoczone spojrzenie mężczyzn, podała Khany misia. – A zobacz, co mam dla ciebie od cioci Avril? Nie mogła dziś do ciebie przyjechać, ale kazała mi to przekazać.
Dziewczynka zapiszczała podekscytowana i mocno przytuliła misia. Następnie zostawiła zabawkę i podbiegła do brunetki wyciągając rączki.
- Na lacki!
Aga, nieco zmieszana, spojrzała najpierw na Aratę i Krzysztofa, po czym widząc, że nie mają nic przeciwko, wzięła córeczkę na ręce i mocno przytuliła.
- Kocham cię ciociu. – szepnęła dziewczynka, a Aga poczuła, płynącą jej po policzku łzę.
- Ciocia też cię kocha, skarbie. - Po chwili odstawiła małą na ziemię, a dziewczynka natychmiast podbiegła do misia.
Patrząc jak go przytula, Krzysztof zagadnął ją.
- To co Khany? Jak nazwiesz nowego kolegę? – spytał, a dziewczynka zastanowiła się. Po chwili na jej ustach, pojawił się prawdziwy, dziecięcy uśmiech szczęścia.
- Malcin! – krzyknęła, a zgromadzone w przedpokoju osoby, wybuchły śmiechem.
. . .
Kawałek dalej, w jednym z okolicznych domów. Avril i Jake zbierali się już do spania. Blondynka siedziała właśnie na łóżku i smarowała brzuch kremem na rozstępy. Wpatrzyła się w okno, a widząc pojawiające się na niebie gwiazdy, zastanowiła się, czy Aga zdążyła na urodziny córeczki?
W tej chwili do pokoju, wszedł Jake. Stanął w drzwiach i przez chwilę, tylko patrzył na swoją żonę. Mimo, że praktycznie przez cały okres ciąży, narzekała, że czuje się wielka i brzydka, mężczyzna pomyślał, że w życiu nie widział piękniejszej istoty, niż ona w tym momencie.
- Ciąża ci służy, wyglądasz ślicznie.
Avril prychnęła i zmierzyła go wzrokiem.
- Nie podlizuj się. Możesz być pewny, że prędko w kolejnej ciąży mnie nie zobaczysz.
- No chyba, że znów zdarzy się nam wpadka – mruknął.
- Mówiłeś coś? – spytała blondynka podejrzliwie, lecz Jake szybko pokręcił głową.
- Nic takiego. Mówiłem tylko, że to wielka szkoda, bo fajnie byłoby wychowywać gromadkę dzieciaków. A jeszcze przyjemniej robić – dodał, a Avril uśmiechnęła się pod nosem.
- Ha ha, dowcipniś. Lepiej kładź się już, bo jak ja się wgramolę z tym wielkim brzuchem, to może braknąć dla ciebie miejsca.
- Jak sobie życzysz – szepnął Jake i dał jej całusa na dobranoc.
Chwilę później, spali już oboje.
Nagle, Avril poczuła, że coś jest nie tak i obudziła się. Nikt nie wie jak do tego doszło. Czy to obecność Tiany, za dużo wydarzeń w ciągu dnia, a może opatrzność jednak przez cały czas słuchała jej utyskiwań?
Nie wiadomo, lecz gdy tylko otworzyła oczy, zrozumiała, że właśnie zaczął się poród!
Kobieta obróciła się i szarpnęła męża za ramię.
- Jake! Już czas! – pisnęła, zdenerwowana.
Mężczyzna jednak, tylko przewrócił się na drugi bok.
- Dziś mam na później do pracy Avril, wracaj spać.
Kobieta zdusiła cisnące się jej na usta przekleństwo.
- Nie, kretynie! Poród! Zaczęłam rodzić!
Jake otworzył gwałtownie oczy, wstał, a widząc, że żona nie żartuje. W panice chwycił się za głowę.
- Co?! Rodzisz?! Jak? Co? Jak? Auto! – zawołał i nie czekając na cierpki komentarz żony, wybiegł z pokoju.
Avril powoli ruszyła korytarzem za nim.
Ledwie dotarła do schodów, gdy ponownie stanął przed nią mąż.
- Wyprowadziłem auto z garażu, chodź! - Nie czekając na jej reakcję, wziął ją na ręce. Avril zaśmiała się.
- Postaw mnie głupolu! Zaraz oboje polecimy na podłogę! – zawołała, ale Jake twardo niósł ją dalej.
- Nie ma mowy! Specjalnie ćwiczyłem, czekając na ten jeden moment. Jesteś dla mnie lekka jak piórko – zapewnił.
- Raczej, tona piór – skomentowała Avril, ale nie upierała się już, by ja postawił.
Parę minut później, znaleźli się pod szpitalem. Jake twardo niósł ją na rękach, a Avril objęła go mocniej.
- Już za niedługo będziemy przytulać nasze maleństwo, Jake. – szepnęła.
Mężczyzna uśmiechnął się i weszli do środka.
. . .
„Ignacy wyjechał”. To była pierwsza myśl Łucji, gdy rano obudziła się na kanapie. Po ich kłótni zeszłej nocy, nie potrafiła się zdobyć na to, by iść do niego spać. Nie miała też zamiaru spędzać nocy w pokoju Heleny, dlatego zakradła się tylko do szafy, by wziąć piżamę i poszła na dół.
Dziewczyna rozejrzała się po salonie i zobaczyła na stoliku, zostawioną przez niego wiadomość.
„Pociąg odjeżdża o trzeciej po południu. Będę czekać.” Łucja patrzyła chwilę na karteczkę, a następnie rozdarła ja na pół i wyrzuciła do kosza.
„Skoro woli uznanie Heleny niż mnie, to niech sobie jedzie!”. Pomyślała i poszła wziąć prysznic.
Godzinę później, siedziała w swoim pokoju i starała się namalować jakiś obraz. To zawsze ją uspokajało, gdy miała gorszy dzień. Ze złością spostrzegła jednak, że wciąż i wciąż zaczyna rysować twarz Ignacego. Zupełnie, jakby potrzeba zapamiętania każdego fragmentu jego ukochanej twarzy, była ważniejsza, niż jej wola. Zdenerwowana odrzuciła pędzel.
W tym momencie do pokoju wpadła Kelly, zapewne wpuszczona przez Kacpra.
- Co ty wprawiasz?!
Łucja spojrzała na nią zirytowana.
- Daj mi spokój, Kelly. Maluję.
Przyjaciółka zerknęła na przekreśloną twarz Ignacego i rzucony w kąt pędzel, po czym uniosła brew.
- Doprawdy?
Zirytowana Łucja, machnęła ręką.
- Daj mi spokój! – powtórzyła dziewczyna i usiadła na fotelu. Chciała sięgnąć po pilota i włączyć telewizor, ale przyjaciółka w ostatniej chwili zabrała jej go sprzed nosa.
- Ej! – zawołał dziewczyna, ale Kelly ją zignorowała.
- A właśnie, że nie dam ci spokoju! Nie będę się ze spokojem przyglądać jak popełniasz największy błąd w swoim życiu!
Zdenerwowana Łucja, spojrzała na nią wrogo.
- Ja popełniam?! To Ignacy zebrał się z samego rana i wyjechał bez pożegnania! To on mnie zostawił! – powiedziała oburzona, lecz w oczach przyjaciółki, nie widziała nawet śladu współczucia.
- I bardzo dobrze zrobił!
Nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Że słucham?
- To co słyszałaś! Jak mogłaś w ogóle postawić go przed takim wyborem?
Dziewczyna patrzyła się na nią nie rozumiejąc.
- Jakim wyborem?
Kelly westchnęła zrezygnowana, jak nauczycielka, która po raz setny tłumaczy coś krnąbrnemu uczniowi. Postanowiła zacząć inaczej.
- No dobrze, to może tak. Czy Ignacy kiedykolwiek kazał ci wybierać między sobą, a malowaniem?
- Oczywiście, że nie! – rzekła Łucja, jakby urażona, że Kelly mogła zasugerować coś takiego. Przyjaciółka kiwnęła głową.
- A właśnie taki wybór dałaś mu ty.
Dziewczyna wyraźnie nie zrozumiała o co jej chodziło.
- Co? Niby jak?
- Sama mi zawsze mówiłaś, jak bardzo Ignacy chce otworzyć własną firmę. To było jego marzenie, od kiedy był jeszcze małym chłopcem. Teraz nadarzyła się okazja, by w końcu zdobył trochę doświadczenia. Nareszcie może zacząć robić coś w tym kierunku. A nagle na to wszystko pojawiasz się ty i mówisz, że ma nigdzie nie jechać. Ma zostać z tobą w zapyziałej Oazie, na dodatek z matką, która ciągle się wtrąca do waszego życia. Czy gdybyś ty dostała propozycję, by wyjechać i spełniać marzenia, to Ignacy by cię powstrzymywał?
Łucja odwróciła wzrok. Dobrze znała odpowiedź na to pytanie.
- Nie. Cieszyłby się razem ze mną – tu jednak ponownie spojrzała w oczy Kelly. – Ale zostawił mnie! Mógł jeszcze…
- Gdyby cię zostawił, to już dawno byłby w podróży do San Myshuno, a nie kręciłby się po dworcu.
Łucja zaskoczona podniosła na nią wzrok.
- Czeka na mnie?
Kelly przytaknęła.
- Tak, widziałam go gdy tam byłam. Dlatego zadzwoniłam do Kacpra i dowiedziałam się od niego, że się pokłóciliście.
Łucja, która już cała zdenerwowana zaczęła krążyć po pokoju, na wzmiankę o Kacprze zatrzymała się.
- Kacper ci powiedział? – spytała i podejrzliwie spojrzała na przyjaciółkę.
Nie wiedziała, że Kelly w ogóle zna Kacpra, tymczasem ma nawet jego numer. Przyjaciółka jednak machnęła ręką.
- To teraz mało istotne. Więc? Co chcesz z tym wszystkim zrobić?
Łucja wróciła do swoich rozmyślań. Czy faktycznie powinna jechać za Ignacym? A może jednak powinna się trzymać tego co postanowiła wczoraj? Znów wyobraziła sobie siebie samą w tym wielkim mieście i poczuła dreszcz niepokoju.
Naraz jednak przypomniała sobie, ciepłą dłoń Ignacego i jego spojrzenie, gdy prosił ją by z nim wyjechała. I nagle poczuła ekscytację na myśl, że wyjedzie razem z nim. Z uśmiechem wyciągnęła telefon, wystukała wiadomość i wysłała ją do Bogusława.
Uniosła głowę uśmiechnięta, lecz w tym momencie jej wzrok padł na zegarek naścienny i oczy rozszerzyły jej się ze strachu.
- Wpół do trzeciej?! O nie! Muszę do niego zadzwonić! - Łucja wybrała numer, lecz po chwili wyłączyła go i zaklęła.
– Nie odbiera! I co teraz? Wiem! Autobus! Następny odjeżdża za… - już chciała sprawdzić rozkład jazdy, gdy poczuła dłoń Kelly na swoim ramieniu.
- Uspokój się! Taksówka już czeka przed domem.
Łucja zatrzymała się gwałtownie i spojrzała na nią.
- Co?
Kelly wyszczerzyła zęby.
- Wiedziałam, że cię przekonam, ale nie wiedziałam ile to zajmie, więc na wszelki wypadek postarałam się o transport dla ciebie. A teraz już idź. Gdyby chciał, żebyś z nim jechała, to nie waż się odmawiać! Po rzeczy możesz przyjechać później.
Łucja rzuciła jej się na szyję.
- Dzięki Kelly! - Następnie wybiegła, wsiadła to taksówki i pognała na dworzec.
. . .
Ignacy zerknął na zegarek i westchnął. „Wygląda na to, że już nie przyjdzie” pomyślał ponuro. Gdy rano wychodził i zostawiał przy śpiącej Łucji karteczkę, naprawdę miał nadzieje, że gdy dziewczyna wstanie i wszystko sobie przemyśli, to do niego przyjedzie. Może nie powinien był tak wychodzić bez pożegnania, może powinien był jeszcze z nią to przedyskutować? Z drugiej strony wiedział, że jego słowa niczego by nie zmieniły, a tylko pogorszyły sytuację. Gdyby jego gadanina miała przynieść skutek, to przyniosłaby już wczoraj, gdy z nią rozmawiał i prosił, by z nim wyjechała. Nie, Łucja sama musiała to sobie przemyśleć i zdecydować, gdyby zmusił ją do tego siłą, nikomu nie wyszłoby to na dobre. Miałaby tylko do niego żal, że ją zmusił.
Z nadzieją zerknął na wyświetlacz telefonu, czy przypadkiem Łucja do niego nie dzwoniła, ale wtem zauważył, że aparat jest rozładowany. Westchnął, trudno, najwyżej zadzwoni do niej jak już będzie na miejscu.
Zerknął jeszcze za siebie, po czym ruszył na stację.
. . .
- Nie może pan szybciej?! – mówiła nerwowo Łucja, zerkając na kierowcę.
Starszy człowiek z siwym wąsem, zmarszczył czoło. Wyraźnie miał już dość jej utyskiwania.
- Nie widzi pani, że jest korek? Co mam zrobić? Wjechać na chodnik?!
„Tak by było najlepiej” pomyślała dziewczyna i zaklęła pod nosem. Dlaczego zawsze jej się to przytrafia? Na tej trasie nigdy nie ma korków, ale dziś, gdy się jej spieszy, to oczywiście musiał się pojawić! Przeklinając swoje szczęście. Wysiadła z taksówki, by przebiec ostatni kawałek trasy na nogach.
- Ej! A kto zapłaci?! – wrzasnął za nią człowiek.
Dziewczyna zawróciła i rzuciła mu na fotel cały portfel. Portfel Heleny. Gdy w pośpiechu biegła do taksówki, omyłkowo chwyciła torebkę Heleny, która najwyraźniej wychodząc poprzedniego dnia „Do swojej przyjaciółki” zapomniała o niej. Starszy mężczyzna spojrzał na nią ogłupiały.
- Na koszt, Pani Landgraab! - Obróciła się i pobiegła przed siebie.
. . .
Ignacy powolnym krokiem zbliżał się do pociągu. Wciąż zerkał nerwowo za siebie, mając nadzieję, że dziewczyna jednak się pojawi. Wciąż też zastanawiał się, czy na pewno dobrze robi? Może jednak Łucja miała rację? Może oboje coś źle zrozumieli i Helena nie miała złych intencji? Pokręcił głową. I kogo on chce oszukać? Helena i dobre intencje, a to dobre!
Godząc się już z tym, że dziewczyna nie przyjdzie, wyprostował się i ruszył dziarskim krokiem przed siebie.
Wtem, niespodziewanie usłyszał za sobą jakiś szum i parę przekleństw, przewróconych na podłogę ludzi.
- Ochrona! Proszę wezwać ochronę! – krzyczało parę osób.
Ignacy obrócił się i z niedowierzaniem patrzył na rozgrywająca się przed nim scenę. Łucja, biegła właśnie z pełną prędkością w jego kierunku, ścigana przez dwóch, rosłych policjantów.
- Ignacy! Zaczekaj! – wrzasnęła i rzuciła się w jego kierunku.
Był tak zaskoczony, że gdy dziewczyna skoczyła na niego, zamiast starać się zachować równowagę, po prostu runęli na ziemię. Zgromadzeni dookoła ludzie, gapili się na nich podejrzliwie.
- Łucjo na boga! Coś ty znowu wymyśliła?! – powiedział, leżąc na ziemi i zerknął na jej uśmiechniętą twarz.
- Złapałam cię nim wyjechałeś! – powiedziała uradowana.
W tym czasie, dwóch policjantów dogoniło ich i bezceremonialnie postawiło Łucję na nogi.
- No dobrze, a teraz pójdzie pani z nami. – powiedział jeden z nich.
Ignacy jednak powtrzymał go.
- Przepraszam, o co tu chodzi?
Policjant właśnie chciał odpowiedzieć, ale Łucja wyręczyła go.
- Dałam taksówkarzowi portfel Heleny, bo pomyliłam torebki i nie miałam swoich pieniędzy. A ten głupek uznał, że najwyraźniej ją okradłam i zadzwonił na policję!
Ignacy parsknął śmiechem. Doprawdy, czy jego życie z tą dziewczyną kiedykolwiek będzie spokojne i normalne? Dotarło do niego, że nie i w jakiś sposób, bardzo go to ucieszyło.
Wyjął ze swojej kieszeni kawałek kartki i długopis, po czym napisał na niej numer.
- Panowie, proszę ją puścić. Ja jestem synem Pani Heleny – rzekł i pokazał dowód osobisty. - I ręczę za tę dziewczynę, że niczego nie ukradła i miała jej pozwolenie. Zresztą, proszę, tu jest numer Pani Landgraab, możecie do niej zadzwonić i wszystko sobie wyjaśnić. My śpieszymy się na pociąg. Prawda Łucjo?
Rozpromieniona dziewczyna przytaknęła.
- Tak!
Następnie zostawili ogłupiałych policjantów i ruszyli przed siebie. Po chwili jeden z nich ocknął się i zawołał za nimi.
- Chwileczkę! Nie może pan tak…!
- Naprawdę chce pan, żebym spóźnił się na pociąg?
Widząc złowrogie spojrzenie Ignacego, ochroniarz zamilkł. W Oazie nie było człowieka, który nie znałby rodziny Landgraab. Wszyscy wiedzieli do czego są zdolni i jak ognia, unikali konfliktów z nimi. Policjant, nie był wyjątkiem.
- Nie, życzę miłej podróży. - Obrócił się i odszedł, żegnany śmiechem Łucji i Ignacego.
. . .
Chwilę później byli już w drodze. Łucja z uśmiechem wyglądała za okno i obserwowała zmieniającą się okolicę. Jak potoczy się ich życie? W tej chwili poczuła, że Ignacy chwyta ją za rękę, więc obróciła się.
- Cieszę się, że przyszłaś. – szepnął.
Dziewczyna wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Ja się cieszę, że cię złapałam. Jeszcze wpakowaliby mnie do paki za tą całą aferę z portfelem!
Ignacy zaśmiał się.
- Widzisz? dlatego nikt nie zadziera z moją matką. Nawet jej portfel potrafi sprowadzić na ciebie zgubę!
Łucja spojrzała na niego z uśmieszkiem.
- Ten ochroniarz teraz już wie, że z „Ignacym Landgraabem” też nie ma co zadzierać. „Naprawdę chce pan, żebym spóźnił się na pociąg?” – powiedziała udając, groźny ton głosu chłopaka. – Biedaczysko, będzie miał koszmary w nocy!
Ignacy wzruszył ramionami.
- Miał pecha, że akurat dorwał dziewczynę Landgraaba. Ale jeśli ci go tak szkoda, to mogłaś zostać i sama spróbować wszystko wyjaśnić jemu i mojej matce.
- Nie dzięki. Aż tak bardzo mu nie współczuję!
Chłopak uśmiechnął się, a ona ponownie wpatrzyła się w okno.
- Ej, Ignacy? – rzekła po chwili.
- Hmm?
- Myślisz, że jeszcze kiedyś tu wrócimy? – spytała i spojrzała na niego. – Do Oazy?
Chłopak zastanowił się.
- Nie wiem. – Chwycił ją za rękę, by skupić uwagę na sobie. – Ale co by nie było, będziemy razem.
Łucja spojrzała na ich splecione dłonie i uśmiechnęła się. Nie wiedziała jaka czeka ich przyszłość. Nie mogła przewidzieć, czy im się powiedzie, a może wrócą do domu z podkulonymi ogonami? Ale co by się nie wydarzyło, miała pewność co do jednej rzeczy.
Choćby nie wiem co, już zawsze będzie przy nim stać i trzymać jego ciepłą dłoń.
. . .
„Wyjeżdżam z Ignacym do San Myshuno. Dbaj o siebie i Ester.” Przeczytał na głos Bogusław i zerknął na siedzącą obok niego Helenę.
- Chyba ci jednak nie wyszło – rzekł i usłyszał jej melodyjny śmiech. Patrzył na nią zaskoczony.
- Wcale nie. Wszystko jest tak jak planowałam.
Mężczyzna był całkowicie ogłupiały.
- Jak to? Przecież wyjechali!
Helena zerknęła na niego z uśmieszkiem.
- No właśnie, Ignacy w końcu podjął męską decyzję, że chce się najpierw nieco podszkolić zamiast próbować coś robić po omacku, a twoja siostra pokazała, że ma w sobie iskrę i potrafi postawić na swoim. Nie wątpię, że da sobie radę, nawet, gdyby z malowaniem jej nie wyszło. A co najważniejsze, już wiem, że mój syn wybrał dobrą dziewczynę i stanowisko kolejnej „Pani Landgraab” jest nieodwołalnie zajęte. W końcu, musi mieć jaja jeśli chce konkurować z tą przebrzydłą żoneczką mojego brata, Julią. Czyż nie o to chodziło? - Ostatnie zdanie skierowała do Bogusława.
Mężczyzna wstał, zrobił im po drinku i wrócił z powrotem.
- Oj Heleno, ty podstępna żmijo.
Kobieta uśmiechnęła się, pokazując rząd równych, śnieżnobiałych zębów.
- Dziękuję. To co? Może jakiś mały toast?
- Twoje zdrowie! – zawołał Bogusław i stuknęli się kieliszkami.
Jakiś czas później, Helena w szampańskim humorze wróciła do domu. Nie wiedziała jeszcze, że pewien przemiły taksówkarz, nim zadzwonił na policję, zabrał wpierw z jej portfela parę „Drobniaków” i również pije dziś jej zdrowie.
. . .
Po tygodniu, Avril została wypisana ze szpitala i wróciła do domu. Kiedy dziewczyna okazała się być w ciąży. Była to jedna z najszczęśliwszych chwil w ich życiu. Razem z Jakiem spodziewali się chłopca i tak właśnie urządzili mały pokoik na piętrze. Jednakże jak to później Avril sama stwierdziła, ich stwórca lubił płatać im figle.
Kiedy Avril zaszła w ciąże, myśleli, że to będzie ich pierwsze dziecko…
Okazało się jednak, że urodziły im się trojaczki!