Dziękuję za komentarze
Gunia – Cieszę się, że ci się podobało
Galcia –
„Historia Heleny jest bardzo wzruszająca, ale jakoś ciężko mi uwierzyć, że ten bezwzględny babiszon był kiedyś wrażliwą i nieśmiałą dziewczyną.”
Kiedyś czytałam taką książkę (tak, moja kolejna dziwna książka xD) w której porywano z wiosek małe dziewczynki, by uczynić z nich bezlitosne wojowniczki. Wybierano jednak tylko te o najczystszym sercu, takie co były dobre i niewinne. Wszystko dlatego, że gdy się złamało dusze takiej dziewczynki to stawała się ona bardzo okrutna i zła, bardziej, niż gdyby wybrano złą dziewczynkę.
Więc na takiej zasadzie Helena mogła być wrażliwa i nieśmiała, tylko życie ją złamało
Trochę wiary w Ignacego. Może uda mu się zmienić Helenę?
„Osobiście najchętniej w takiej sytuacji trzasnęłabym Helenę w twarz”
Uznajmy, że Łucja jest zbyt dobra, niewinna i delikatna, by być w stanie kogoś uderzyć.
Tak jak bohaterka takiego jednego anime, które oglądam. Była gladiatorem, ale nigdy nikogo nie zraniła ani nawet nie zaatakowała. Cały czas tylko parowała ataki mieczem i uciekała
„Ty na każdym zdjęciu wklejałaś je wszystkie ręcznie?”
Tak wklejałam
Ale sama jestem sobie winna, bo mogłam zrobić te zdjęcia i dopiero potem relację, ale mi się nie chciało xD
„Już po samych imionach historia tych dzieciaków zapowiada się interesująco.”
Nawet nie wiesz jak bardzo
„Poproszę o jakiś odcinek z retrospekcją opowiadającą o tych wydarzeniach!”
Obiecuję, że pomyślę nad tym
„Hmm, spodziewałam się, że stypa po pogrzebie Mortimera będzie bardziej... mroczna?”
Wiesz, może wszyscy się cieszą z jego śmierci. W końcu spadek itd. xD
Lion -
„Nie sądziłem, że Anastazja tak uparcie będzie unikać kontaktu z mamą. Myślałem, że gdy pierwsze emocje opadną, jakoś im się wszystko ułoży”
Cóż, Anastazja bardzo przeżyła rozstanie rodziców. Pełna rodzina była jej największym marzeniem, dlatego nie może wybaczyć mamie, że niejako wszystko zepsuła. Będzie o tym jeszcze kiedyś później w relacji
„Czemu ci ludzie uśmiechają się i tańczą na pogrzebie?”
Spadek po Mortim widocznie wynagradza im jego odejście xD
„Twoja Bella jest tak wyrachowana, że nie sposób nie czekać, aż powinie jej się noga”
Charakter mojej Belli został w pewien sposób ukształtowany przez „Mysikróliki”
Tam Bella jest fajną i pozytywną postacią, dlatego uznałam, że moja będzie jej przeciwieństwem.
„Bardzo lubię rysunki, która czasem dajesz jako bonusy”
Dziękuję
W dzisiejszym odcinku zobaczymy jak czuje się Marcin po imprezie z Lottą
Zapraszam
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Z pamiętnika Marcina
Przesyłka od bociana
Tego dnia Marcin czuł się wyjątkowo podle.
Nie dość, że głowa mu pękała od ilości wypitego alkoholu, to jeszcze ledwie trzymał się na nogach, gdyż praktycznie całą noc razem z Lottą łazili po mieście odwiedzając wszystkie nocne kluby w okolicy.
Do tego wszystkiego Lotta, w stanie upojenia alkoholowego postanowiła wywinąć mu numer z pomocą przypadkowego gościa poznanego na imprezie.
Korzystając z okazji, że Marcin usnął kamiennym snem, wsadzili go do pierwszego lepszego pociągu, a na miejscu znaleźli ławkę i ułożyli go na niej.
Wyobraźcie więc sobie jego zdziwienie, gdy rano obudziło go trąbienie jadących do pracy kierowców i uświadomił sobie, że jest w Widenburgu!
Dlatego teraz, siedząc naprzeciwko Antoniego po kilku godzinnej podróży, ledwie trzymał kubek z kawą i starał się ignorować uśmiechy i spojrzenia jakie od czasu do czasu posyłał mu jego mąż.
- Widzę, że impreza się udała. – rzekł czytając gazetę i niespiesznie podniósł do ust kubek kawy cały czas obserwując Marcina. Mężczyzna posłał mu jedynie wrogie spojrzenie na którego widok Antoni uśmiechnął się szerzej.
Marcin miał tylko nadzieję, że Charlottę również spotkała kara i siedzi właśnie w łazience rzygając jak kot.
Najgorsze jednakże w tym wszystkim było to, że właśnie na ten dzień zaplanował sobie poważną rozmowę z Anotnim. Czy jednak ukochany potraktuje go poważnie, gdy wygląda jak siedem nieszczęść? Może powinien z tym poczekać?
Parząc jednak na to jak dobry humor ma dziś jego druga połówka uznał, że lepszego momentu może nie być.
Prostując się na krześle tak, by wyglądać choć odrobinę lepiej (i starając się nie myśleć o mdłościach) przemówił.
- Antoni, mam do ciebie ważną sprawę. – Antoni wciąż nie podnosząc oczu z gazety, uśmiechnął się.
- Doprawdy? – w jakiś sposób Marcina irytował sposób w jaki Antoni się do niego zwracał. Czuł, że ma niezłą zabawę drocząc się z nim. Biorąc głębszy wdech, rzekł.
- Chcę mieć dziecko. – w tym momencie Antoni wypluł właśnie upity łyk kawy, spojrzał na poplamioną kawą koszulę marszcząc brwi po czym przeniósł je na Marcina.
- Co? – spytał tylko wpatrując się w niego intensywnie. – Coś ty znowu wymyślił Marcin? – różowowłosy odwzajemnił spojrzenie.
- To co słyszałeś, chcę mieć jeszcze jedno dziecko. – wpatrywali się w siebie dobrą minutę, po czym starszy mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Oj Marcin, prawie mnie nabrałeś! – rzekł wstając, by zmienić poplamioną koszulę. – Przyznaję, już uwierzyłem, że naprawdę…
- To nie był żart! – wykrzyknął poirytowany reakcją męża Marcin. Antoni ponownie rzucił mu zdenerwowane spojrzenie.
- Przestań się wygłupiać…
- Ja się wcale nie wygłupiam! – powiedział mężczyzna i odetchnął dla uspokojenia, próbując zebrać myśli. - Nie zrozum mnie źle Antoni, kocham Genowefę i Jamesa, ale adoptowaliśmy nasze dzieci, gdy te były już w wieku szkolnym. Tak naprawdę nigdy nie doświadczyliśmy, co to znaczy mieć małe dzieciątko, które potrzebuje stałej opieki. – ponownie spojrzał prosto w oczy Antoniego. - Chciałbym tego doświadczyć. – Antoni jakby przytłoczony tym co właśnie usłyszał, ciężko opadł na siedzenie.
- A co spowodowało u ciebie takie nagłe pragnienie? – spytał nie patrząc na męża. Marcin skrzyżował ręce i zastanowił się chwilę.
- Widzisz… kiedy patrzyłem jak Krzysztof tuli w szpitalu swoją małą córeczkę Khany… coś we mnie pękło. Poczułem się zazdrosny, że to nie ja tam stoję tuląc tą mała istotkę. Dlatego… - Antoni gwałtownie uderzył pięścią o stół, przerywając mu.
- I właśnie dlatego nie chciałem żebyś tam jechał i angażował się w tą sprawę! Wiedziałem, że wpadniesz na jakiś taki głupi pomysł! – Marcin poczuł się dotknięty tą uwagą.
- Dlaczego głupi? To że chce zostać ojcem nazywasz głupim pomysłem? – rzekł oburzony. Antoni postanowił spuścić nieco z tonu zanim ponownie pokłóci się z mężem. Wciąż źle wspominał ich ostatnią kłótnię, nie chciał by ponownie doszło między nimi do sprzeczki.
- Nie Marcin, po prostu… Zrozum, mamy dwójkę wspaniałych dzieci, żyjemy sobie spokojnym, szczęśliwym życiem, po co to komplikować? – spytał i ujrzał wahanie w oczach ukochanego. - Pamiętasz ile czasu trwała rozprawa adopcyjna Jamesa i Genowefy? Naprawdę chcesz przez to wszystko przechodzić jeszcze raz? – po tych słowach Marcin wyraźnie posmutniał.
- Masz rację Antoni, to zapewne skomplikowałoby nasze życie…
Myśląc, że przekonał męża do swoich racji, właśnie chciał go jakoś rozweselić, gdy Marcin gwałtownie wyprostował się uśmiechnięty. - Mimo to chce spróbować! – początkowo starszy mężczyzna zagapił się na niego z otwartymi ze zdziwienia ustami, po chwili jednak na jego twarzy znów odmalował się wyraz poirytowania.
- Marcin, powiedziałem nie!
- Ale dlaczego nie? – spytał różowowłosy przyjmując minę szczeniaka. - Nie chciałbyś tulić tej małej istotki w ramionach? Widzieć jak zasypia i…
- Dosyć! – krzyknął Antoni, gwałtownie odsuwając krzesło i wstając od stołu. - Nie będziemy mieć więcej dzieci! James i Vivi są wspaniali i nie potrzebuję większej rodziny! – następnie nie czekając na odpowiedź Marcina ruszył do frontowego wyjścia. - A teraz wychodzę do pracy. Do zobaczenia wieczorem. – rzekł i zatrzasnął za sobą drzwi.
Marcin patrzył za nim chwilę, po czym uśmiechnął się niespodziewanie.
- Już ja znajdę sposób żeby cię przekonać. – szepnął.
. . .
Wieczorem, zmęczony po całym dniu w pracy, Antoni wrócił do domu. Przemyślał sobie wszystko i było mu przykro, że tak naskoczył na Marcina. Co prawda wciąż nie miał zamiaru powiększać rodziny o kolejnego członka, ale musiał przyznać sam przed sobą, że zachował się nieco zbyt gwałtownie.
Wiedział również, że Marcin nie miał złych intencji i cieszył się, że zamiast samemu próbować załatwić sprawę, przyszedł do niego porozmawiać. Dlatego też postanowił, że jakoś wynagrodzi ukochanemu swoje wcześniejsze zachowanie i zaprosi go na kolację. Albo jeśli ten nie będzie chciał nigdzie wychodzić, to ugotuje coś w domu. Wszystko jedno, byleby spędzić miły wieczór z ukochanym.
Z takim mocnym postanowieniem poprawy, przekroczył próg domu.
- Marcin wróci… - zaczął, lecz przerwał widząc stojącą przed nim postać.
- Co ty masz na sobie?! – krzyknął patrząc na stojącego w ich sypialni Marcina.
Mężczyzna przeglądał się właśnie w lustrze, mając na sobie ciemnogranatową sukienkę sięgającą kolan. Widząc stojącego w progu męża, odwrócił się w jego stronę z błyskiem w oku.
- Podobam ci się? – Antoni trwał chwilę w szoku, nim odezwał się ponownie.
- Oczywiście, że nie! Natychmiast ściągaj te ciuchy! – wykrzyknął, Marcin tymczasem zatrzepotał rzęsami, udając zawstydzonego.
- No wiesz Antoni… Teraz mam je z siebie ściągnąć? – rzekł z naciskiem na „Teraz”. Odgadując, co miał na myśli Antoni sam nie wiedząc czemu, zarumienił się lekko. Próbując to ukryć odwrócił się niby zażenowany.
- Co ja z tobą mam… - westchnął, zerkając z powrotem na męża.
- Skąd ty je w ogóle wytrzasnąłeś? Myślałem, że wykończyłeś limit ubrań do kupienia na ten tydzień. – rzekł i spojrzał podejrzliwie na Marcina, który nagle zainteresował się wystrojem pokoju.
- Wiesz…
- Dobra, nieważne… - powiedział szybko Antoni uświadamiając sobie, że nie chce się bardziej zdenerwować odpowiedzą mężczyzny. Zamiast tego zadał inne pytanie. - Mogę się chociaż dowiedzieć po co to kupiłeś? Błagam, tylko mi nie mów, że zamierzasz zostać „Drag Queen”! – rzekł ze szczerym niepokojem czym zirytował partnera.
- Pewnie, że nie! Skąd ci w ogóle przyszedł do głowy taki pomysł? – widząc jednak wymowne spojrzenie Antoniego, odchrząknął by zmienić temat.
- W każdym razie uznałem, że jeśli chce zostać matką, to musze się najpierw dowiedzieć jak czuje i myśli kobieta.
- Matką? – spytał Antoni sądząc, że się przesłyszał. – Chciałeś powiedzieć ojcem? – Marcin jednakże stanowczo pokręcił głową.
- Nie, matką. Początkowo faktycznie chciałem być ojcem, ale potem uznałem, że niemowlę którym chciałbym się zająć, będzie potrzebować matki. Oczywiście nie zmienię płci, ale gdyby udało mi się stać nieco bardziej czułym i wrażliwym…
- Przestań! – krzyknął nagle Antoni przerywając mu. Marcin zerknął na niego zaskoczony i ujrzał parę brązowych oczu patrzących na niego złowrogo. - Marcin ile razy mam ci powtarzać?! Nie będziemy mieć więcej dzieci! Ani małych ani dużych!
Marcin odpowiedział tak samo groźnym spojrzeniem, skrzyżował ramiona i przemówił.
- Dobra! W takim razie będę nosić tę sukienkę i damskie ciuchy dopóki się nie zgodzisz!
- Co? – rzekł Antoni zupełnie oniemiały.
- Słyszałeś. Będę nosić damskie ciuchy dopóki nie zgodzisz się na dziecko!
Antoni stał jeszcze chwilę ogłupiały, po czym zdenerwowany machnął rękami.
- A rób co chcesz! Ale więcej dzieci w tym domu nie będzie! – następnie wyszedł z pokoju, ale po chwili zwrócił.
- Jeszcze jedno, póki nie przestaniesz nosić tej kiecki śpisz na kanapie!
Wychodząc zatrzasnął za sobą drzwi po raz drugi tego dnia.
. . .
Od kłótni minęły dwa tygodnie. W tym czasie obaj panowie nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Antoni chciał, by Marcin przestał się wygłupiać i nosić damskie ubrania, ten z kolei wciąż upierał się, że chce mieć dziecko i dopóki Antoni się nie zgodzi, nie ma mowy by zaczął ubierać się normalnie.
Tak minął im pierwszy tydzień. Po tym czasie, Marcin ostatecznie przestał ubierać sukienki. Może to dziwnie zabrzmieć z uwagi na fakt, że przecież uwielbiał zwracać na siebie uwagę krzykliwymi strojami, ale nawet on czuł się zażenowany widząc spojrzenia jakie rzucali mu mijający go przechodnie.
Poza tym mieli wystarczająco dużo problemów z sąsiadami, gdy się tu wprowadzili ze względu na swoją orientację, teraz w końcu udało im się nawiązać z nimi nić porozumienia i Marcin nie chciał wszystkiego zepsuć, przez swój głupi pomysł z sukienkami.
Początkowo Antoni ucieszył się, że wygrał, ale gdy usłyszał, że mąż wciąż nie zrezygnował z planów powiększenia rodziny, konflikt między nimi rozgorzał na nowo (a Marcin wciąż musiał spać na kanapie)
W ten sposób rozmyślał mężczyzna, jedząc śniadanie w towarzystwie swojej córki Genowefy, którą wszyscy w domu i najbliżsi przyjaciele nazywali Vivi.
Dziewczynka od czasu do czasu ukradkiem zerkała na ojca. Wyraźnie widziała, że coś go trapi, dlatego gdy cisza między nimi przeciągała się postanowiła się odezwać.
- Marcin? – spytała i odczekała chwilę, aż spojrzy na nią. - Czy znowu pokłóciłeś się o coś z Antonim?
Mężczyzna początkowo zdziwił się pytaniem, ale potem uświadomił sobie, że przecież od dwóch tygodni jedyne co robią to krzyczą na siebie z Antonim. Ciężko aby dzieci nie zauważyły, że coś jest nie tak. Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią, po czym pokręcił głową i rzekł.
- Nie kochanie, to nie kłótnia, to bardziej różnica zdań. – Vivi chciała właśnie wspomnieć, że dość głośna jest ta ich „różnica zdań” ale ostatecznie zrezygnowała i spytała.
- Mogę jakoś pomóc? – różowowłosy uśmiechnął się. Jego córeczka miała takie dobre serce. Zawsze była gotowa do pomocy i najpierw myślała o innych, a dopiero potem o sobie.
- A chciałabyś mieć jeszcze młodsze rodzeństwo? – dziewczynka wyglądała na zaskoczoną, ale poważnie zastanowiła się nad pytaniem.
- Diablo wspominał, że bycie starszym bratem jest całkiem spoko… więc myślę, że tak. Mogłabym zostać starsza siostrą.
Mężczyzna zagapił się na nią, po czym spontanicznie zbliżył się i ją przytulił. Mimo wszystko jakoś nie spodziewał się, że Vivi weźmie jego pytanie na poważnie.
- Moja kochana Vivi!
- Marcin! Udusisz mnie! – rzekła dziewczynka po chwili, dlatego ją puścił. Spojrzał na nią błyszczącymi z podekscytowania oczami.
- Teraz tylko musimy przekonać Antoniego! – Vivi gwizdnęła słysząc to.
- Czyli to o to się kłócicie… Nie chcę cię martwić, ale przekonać do czegoś Antoniego jest chyba niemożliwe! – mężczyzna uśmiechnął się szerzej i mrugnął do niej.
- Hej, przekonałem go do małżeństwa ze mną, to coś znaczy! – dziewczynka zaśmiała się. Następnie usłyszeli trąbienie szkolnego busa. Vivi zebrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia.
- W takim razie powodzenia! – krzyknęła jeszcze na pożegnanie.
. . .
Pół godziny później, po wyjściu Vivi do szkoły Marcin siedział w ogrodzie i zastanawiał się jak przekonać Antoniego do zmiany zdania. Niestety tego dnia kompletnie nic nie przychodziło mu do głowy. Próbował prośby, groźby i nic. Czy powinien poprosić o pomoc dzieci? Skoro Vivi nie ma nic przeciwko młodszemu rodzeństwu to może James również? Może gdyby Antoni zobaczył, że i one go popierają to zmieniłby zdanie?
Westchnął i pokręcił głową.
- Szkoda, że bociany przynoszące dzieci to tylko bajka. Gdyby tak chociaż jeden ptak się pomylił i przez przypadek przyniósł mi dziecko, sprawa byłaby rozwiązana! – rzekł sam do siebie i sam zaśmiał się ze swojego głupiego pomysłu.
Właśnie w tej chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwiony obejrzał się w stronę dźwięku, nie spodziewał się dziś żadnych gości. Wstał z krzesła i ruszył na powitanie. „Może to mój wymarzony bocian przyniósł przesyłkę?” pomyślał z uśmiechem i otworzył.
- Dzień dobry czym… - zaczął, lecz gwałtownie urwał.
Ujrzał bowiem przed sobą wózek z dzieckiem.
Maleńki chłopczyk patrzył się na niego tak samo zaskoczony jak on, po chwili jednak uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął w stronę Marcina swoje małe rączki.
Mężczyzna patrzył się na niego jeszcze przez chwilę, nim wziął go na ręce.
- A co ty tu robisz malutki? – spytał i trzymając dziecko na rękach rozejrzał się.
- Halo? Jest tu kto? – zawołał, mając nadzieję ujrzeć gdzieś matkę lub ojca chłopca. Ulica jednakże była dziś nadzwyczajnie pusta.
W tej chwili Marcin zerknął w dół i zobaczył w wózku w którym leżał chłopiec, małą karteczkę. Zaintrygowany podniósł ją i przeczytał „To jest Marcel. Twój syn, który urodził się dwa miesiąc temu, zajmij się nim.”
Mężczyzna wpatrywał się w kartkę kompletnie osłupiały, nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie stało. Zerknął na chłopca, a potem jeszcze raz na karteczkę.
- Antoni ma dziecko. – szepnął.
. . .
Antoni wracał dziś do domu w nadzwyczaj dobrym humorze. Dzień w pracy był przyjemny, do tego wyszedł przed czasem, gdyż zmiennik pojawił się wcześniej i powiedział, że Antoni może już iść do domu.
Żyć nie umierać! Miał na tyle dobry dzień, że postanowił pogodzić się z Marcinem, a przynajmniej ogłosić zawieszenie broni i może wyskoczyć do kina?
Tak, wciąż nie zamierzał mieć więcej dzieci, ale sam przed sobą musiał przyznać, że ich sprzeczka jest po prostu głupia. Pojawienie się dziecka w domu powinno być powodem do radości, a nie do kłótni. Miał zamiar poważnie porozmawiać o tym z Marcinem i wytłumaczyć mu to jeszcze raz, a jeśli ten dalej się będzie upierać, to trudno niech się złości, ale on nie zgodzi się na dziecko, więc Marcin musi się z tym pogodzić. W końcu sam wybrał go sobie na męża.
Z takim postanowieniem wkroczył do domu.
- Marcin! Już jestem! – zawołał zdejmując kurtkę, jednakże odpowiedziała mu cisza.
Zdziwiony ponowił zawołanie, ale gdy znów nie uzyskał odpowiedzi ruszył w stronę ogródka. „Nie ma go?” pomyślał i wyszedł na zewnątrz. Gdy tylko to zrobił zamarł w bezruchu widząc Marcina…
…trzymającego na rękach małe dziecko. W pierwszej sekundzie Antoni pomyślał „Stało się, adoptował dziecko!”.
Potem jednak uznał, że to niemożliwe i uśmiechnął się pod nosem zdając sobie sprawę, że to zapewne kolejny sposób jego męża, aby przekonać go do dzieci „Wziąć czyjeś dziecko do domu i zachwycać się jakie są wspaniałe!”. Tak, to coś w stylu Marcina.
Odprężony, zbliżył się do niego i zapytał wesoło.
- Czyje to dziecko? – zamiast spokojnie odpowiedzieć, Marcin zmierzył go tak wściekłym wzrokiem, że aż się cofnął bezwiednie.
- O to samo chciałem cię zapytać!
- Co? – spytał Antoni nic nie rozumiejąc na co Marcin podał mu jakąś kartkę.
Czytając zmarszczył brwi rozeźlony, po czym znów skupił uwagę na mężu.
- Co to ma znaczyć?!
- To ja się pytam! Zdradziłeś mnie, a dziewczyna zaszła w ciążę, czy tak?! – Antoni zdenerwował się jeszcze bardziej.
- O czym ty mówisz?! To nie moje dziecko! – krzyknął i nagle coś wpadło mu do głowy. - Aha… już rozumiem. – rzekł patrząc podejrzliwie na Marcina. - To dlatego tak nagle zachciało ci się dziecka. Dowiedziałeś się, że dziewczyna z którą mnie zdradziłeś jest w ciąży i…!
- Nie zdradziłem cię! – krzyknął Marcin przerywając mu.
Panowie mierzyli się chwilę wrogim spojrzeniem, po czym Antoni westchnął i zakrył dłonią oczy zdając sobie sprawę z tego jak absurdalna to sytuacja.
- Dobra, uspokójmy się. – rzekł zastanawiając się jak rozwiązać tą sprawę. Po dłuższej chwili rzekł. - Musiało zajść jakieś nieporozumienie. Znajdźmy matkę tego malucha i wtedy ją wypytamy. – Marcin przytaknął, jednak uraza w jego oczach świadczyła, że wciąż nie jest przekonany co do niewinności Antoniego.
. . .
Od pojawienia się Marcela w ich domu minął miesiąc. Marcin i Antoni oczywiście od razu zgłosili całą sprawę na policję i zamieścili ogłoszenie w gazecie, chcąc znaleźć matkę malucha. Niestety do tej pory nikt się nie zgłosił.
Do tego policjanci nie byli przekonani co do ich zeznań. Przepytali okolicznych sąsiadów, lecz żaden z nich nie wiedział kręcącej się kobiety z dzieckiem w pobliżu ich domu.
Mimo, że zgłoszenie przyjęli, to Marcin był tego pewien, wyraźnie myśleli, że dziecko jest jednego z nich tylko żaden nie chce wziąć za nie odpowiedzialności.
Właśnie w ten przedziwny sposób, Marcel został u nich w domu. Początkowo myśleli, że mały chłopiec pobędzie u nich parę dni, góra tydzień. Gdy jednak czas mijał, a matka malucha wciąż pozostawała nieodnaleziona, postanowili urządzić mu mały pokoik na piętrze.
Przyjaciele pary oczywiście natychmiast przybiegli z pomocą. Pomogli im w znalezieniu dla małego niezbędnych rzezy jak chociażby kołyska czy butelka oraz służyli radą. Antoni stwierdził, że „ludzkie samice” mają irytujący zwyczaj nagłego pojawiania się w miejscach gdzie są małe dzieci, a do tego (broń Boże!) nie można kwestionować ich metod wychowawczych „Bo przecież kobieta wie najlepiej jak zająć się dzieckiem”
(Na zdjęciu Tiana, Lotta, Kasandra i Izabela. Tak na wszelki wypadek
)
Mimo to Marcin i Antoni byli im bardzo wdzięczni. W końcu nie byli przygotowani na opiekowanie się tak małym dzieckiem.
Tak właśnie rozmyślał Marcin idąc do pokoju Marcela.
Gdy tylko przekroczył jego próg, ujrzał stojącego w nim Antoniego trzymającego na rękach chłopca.
- Kto jest słodkim bobasem, no kto? – rzekł mężczyzna do dziecka, kołysząc go na co chłopiec uśmiechnął się piszcząc wesoło. Marcin uśmiechnął się pod nosem.
- Przeszkadzam? – Antoni gwałtownie zwrócił się w jego stronę, a na policzkach wykwitły mu rumieńce.
- Nie, oczywiście, że nie. – rzekł kładąc małego do łóżeczka i starając się ukryć w ten sposób swoje zażenowanie, że Marcin przyłapał go na byciu tak łagodnym i przyjaznym do dzieci.
Antoni zerknął ponownie na męża i ze zdziwieniem zauważył, że jego twarz przybrała bardzo poważny wyraz.
- Antoni, chciałem z tobą porozmawiać o Marcelu. – Antoni kiwną głową i obaj wyszli z pokoju, by nie obudzić dziecka, które właśnie zaczęło zasypiać.
Udali się na dół do salonu i usiedli przy stole. Marcin zastanawiał się chwilę jak ująć swoje myśli w słowa po czym odezwał się.
- Słuchaj Antoni. Wygląda na to, że matka Marcela się nie znajdzie, dlatego chciałem…
- Zatrzymajmy go Marcin. – rzekł mężczyzna nim różowowłosy zdążył dokończyć zdanie. Marcin zagapił się na niego z otwartymi ustami.
- Naprawdę? – gdy Antoni potwierdził skinieniem głowy, Marcin rzucił mu się na szyję. - Tak się cieszę! – wykrzyknął uradowany ściskając ukochanego. Po chwili odsunął się i spojrzał na męża błyszczącymi oczami. – Wiesz, już nawet wpadłem na pomysł jak umeblować mu pokój! A gdy będzie starszy…
W tym momencie urwał, gdyż usłyszeli pukanie do drzwi. Zaskoczeni spojrzeli po sobie, następnie Antoni ruszył otworzyć, a Marcin tuż za nim. Ich oczom ukazała się młoda, szczupła dziewczyna, na oko szesnastoletnia. Wyglądała na przestraszoną i niepewną. Wzrok wciąż miała wbity w ziemię, gdy odezwała się do nich swym cichym głosikiem.
- Dzień dobry, mam na imię Serena. Wydaje mi się, że zaszła duża pomyłka…
. . .
Antoni i Marcin postanowili spotkać się z dziewczyną na mieście. Nie chcieli by wścibscy sąsiedzi podglądali przez okna ich rozmowę. Dziewczyna zgodziła się i ruszyli.
Siedzieli właśnie naprzeciwko niej w niewielkiej restauracyjce i czekali, aż kelner przyniesie im zamówione przez nich napoje. Tymczasem Serena, która okazała się być nie kim innym jak matką Marcela, opowiadała im swoją historię, a ich brwi coraz bardziej unosiły się do góry z każdym wypowiadanym przez nią słowem.
- Musiałam pomylić drzwi. Chłopak, który jest ojcem dziecka mieszka w tej okolicy. – rzekła i spuściła wzrok zawstydzona. - Tak mi przykro, że zrobiłam państwu taki problem! – Marcin poczuł się nagle bardzo smutny.
- To znaczy... że chcesz zabrać małego? – spytał, choć właściwie znał odpowiedź. Dziewczyna jednakże wciąż na nich nie patrząc, poruszyła się na krześle niespokojnie.
- Myślę, że powinnam… - odpowiedziała niepewnie. Marcin jeszcze bardziej pogrążył się w smutku. Tymczasem Antoniego zastanowiła pewna rzecz.
- Przepraszam, że zapytam ale… Czy ty chcesz być matką Marcela, czy tylko przekazać go jego ojcu? – dziewczyna zerknęła na niego szybko, zaskoczona, lecz po chwili znów spuściła wzrok.
- Chyba faktycznie jestem wam winna szczerość, skoro sprawiłam wam tyle kłopotu. – tu wzięła głębszy wdech.
- Na początku, nie chciałam być matką Marcela. Jak pewnie podejrzewacie, ta ciąża nie była planowana, po prostu… stało się. Ojciec dziecka, mój były chłopak, gdy się dowiedział, zostawił mnie. – rzekła ze smutkiem i żalem w głosie.
- Mimo to urodziłam dziecko, moja matka, która jest bardzo religijna wciąż mi powtarzała, że sama ta ciąża to już grzech, „No bo jak tak przed ślubem?!” ale pozbycie się jej byłoby jeszcze gorsze, dlatego pilnowała mnie. Tak jakbym miała zrobić coś takiego! – wykrzyknęła oburzona, po chwili jednak podjęła opowieść ponownie. - Moja matka starała się jak mogła by ukryć moją ciążę, co jej się zresztą udało. Dlatego gdy tylko urodziłam wyrzuciła mnie z domu „No bo co by sąsiedzi powiedzieli? Ona taka religijna, a córka samotna matka z dzieckiem!”.
Dziewczyna pokręciła głową, jakby wciąż nie mogła uwierzyć w to co ją spotkało. - Jak widać wyrzucenie dziecka z wnuczkiem prosto na ulice, to już nie jest grzech… W każdym razie, ostatnio miałam nieco problemów finansowych. Koleżanka u której zamieszkałam zaczęła się skarżyć na płacz małego i zagroziła, że jeśli się go nie pozbędę, to mnie wyrzuci!
Tym razem nie wytrzymała i rozpłakała się.
- Co miałam zrobić? Nie miałam się do kogo zwrócić. Bałam się, że jeśli pójdę o pomoc do władz, to uznają, że sobie nie radze i odbiorą mi synka! Dlatego uznałam, że chyba nic się nie stanie jeśli ojciec zajmie się nim chociaż przez chwilę. To dałoby mi czas, by znaleźć jakieś inne lokum i pracę, potem chciałam go zabrać z powrotem. – zakończyła. Antoni zmarszczył brwi, jakby nie był poruszony jej opowieścią.
- To było skrajnie nieodpowiedzialne! A co gdyby ten chłopak porzucił dziecko? – rzekł twardo na co dziewczyna skuliła się na siedzeniu.
- Ja… przepraszam. Nie chciałam… - zająknęła się. Widząc kolejne łzy w oczach Sereny, Marcin postanowił zainterweniować.
- Daj jej spokój Antoni. Widać, że to dobra dziewczyna, i że nie chciała. – widząc reakcję dziewczyny na jego słowa, mężczyzna spuścił nieco z tonu. Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- Serena? – odezwał się i odczekał chwilę, aż na niego spojrzy. - Właściwie to mam dla ciebie pewną propozycję…
. . .
Serena tuliła swojego synka w ramionach i uśmiechnęła się do niego ciepło. Dziecko tymczasem gaworzyło wesoło i wyciągało swoje rączki w jej stronę.
- Tęskniłam za tobą mały. – rzekła czule spojrzawszy na Marcela. Następnie położyła go do łóżeczka i ponownie spojrzała na Marcina i Antoniego.
- Naprawdę mogę tu z wami zamieszkać? – spytała wciąż niedowierzając, że ci obcy jej ludzie, zamiast wyrzucić ją natychmiast po tym jak się im przedstawiła i nawrzeszczeć za to, że podrzuciła im dziecko, okazali jej tyle dobrego serca. Antoni uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście! Przecież nie pozwolimy, żebyś razem z Marcelem wylądowała na ulicy!
- Choć możliwe, że nie będziesz mieszkać akurat tutaj. – natychmiast wtrącił Marcin, a Antoni i Serena spojrzeli na niego zaskoczeni. - Widzisz, znalazłem taki jeden domek niedaleko…
- Marcin, wykończysz mnie! – krzyknął Antoni łapiąc się za głowę.
Akurat w tym momencie do pokoju weszli Vivi i James, którzy wróciwszy do domu usłyszeli zamieszanie na piętrze. Na widok Sereny stanęli w miejscu i spoglądali na nią z zaciekawieniem. Widząc je Marcin zwrócił się do dziewczyny.
- Właśnie! Serena poznaj to nasze dzieci James i Vivi. James i Vivi przedstawiam wam Serenę. – dzieci przywitały się grzecznie z nieznajomą i zerknęły na Marcina czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Widzicie, Serena to mama naszego Marcela, nie ma gdzie się podziać, jej mama była dla niej bardzo niedobra, dlatego zostanie z nami! – rzekł radośnie. Vivi uśmiechnęła się niespodziewanie, na co Marcin spojrzał na nią pytająco.
- Myślałam że będę starszą siostrą, a nie młodszą.
- Czy to znaczy, że Marcel będzie naszym siostrzeńcem? – spytał James zerkając na siostrę na co ta wzruszyła ramionami.
- Dla mnie to on i tak jest bardziej jak młodszy brat. – Marcin zniecierpliwiony machnął ręką.
- nieważne! Jak zwał tak zwał. Najważniejsze, że od dziś wszyscy będziemy jedną wielka rodziną! – wszyscy uśmiechnęli się na to stwierdzenie.
- Tak! – zgodnie przytaknęli.
. . .
Ponieważ zrobiło się już późno, wszyscy udali się spać. Antoni i Marcin urządzili Serenie posłanie w pokoju Marcela, a sami ruszyli do swojego pokoju. Kładąc się do łóżka Marcin wciąż myślał o dzisiejszym dniu.
Widząc Antoniego, który właśnie wyszedł z łazienki, uśmiechnął się.
- Myślę, że Serena idealnie wpasuje się w naszą rodzinę, nie sądzisz? – mężczyzna zerknął na niego.
- Biorąc pod uwagę jej szalone pomysły w stylu „Zostawię dziecko pod opieką nieodpowiedzialnego nastolatka, a potem jeszcze pomylę drzwi.” myślę, że mogłaby być nawet twoją biologiczną córką, więc tak. Na pewno się wpasuje. – Marcin patrzył na niego oburzony.
- A co to niby miało znaczyć? – Antoni uśmiechnął się półgłębkiem.
- Ach… nic, nic. – Marcin wzruszył ramionami i położył się obok niego. Niespodziewanie Antoni odezwał się ponownie.
- Wiesz, kiedy zdecydowałem się na ślub z tobą wiedziałem, że moje życie nigdy już nie będzie spokojne i normalne. – różowowłosy próbował coś wtrącić, ale Antoni przerwał mu. - Ale wiesz co? Nie zamieniłbym go na nic innego. – Marcin uśmiechnął się w ciemnościach i nie dodał już nic więcej.
Następnie zasnęli cichym, spokojnym snem.
Koniec odcinka 31
Ciąg dalszy nastąpi...
Bonus:
- Uśmiech!
- I prawdziwa reakcja Antoniego na sukienkę Marcina:
Dziękuję za uwagę