Nie bijcie!
Pisałam tę relację półtora miesiąca, a przez poprzednie trzy tygodnie próbowałam rozkaciapućkać chronologię wydarzeń, bo okazało się, że zapomniałam umieścić w opowieści jeden wątek i wszystko się posypało.
Ale jest! Bardzo długa i bardzo... dziwna.
Aż sama się czasem boję moich chorych pomysłów.
MalaMi95 pisze:Uuu… Yakuza w Mysikrólikach? Niech zgadnę, inspiracja jakimś anime/serialem?
Inspiracja życiem.
No i GTA, ale GTA to prawie jak życie.
Zauważyłam, że od kiedy Blanka rozstała się z Darenem i zaczęła spotykać z Aleksem, coraz bardziej mnie wkurza xD
Ja wiele potrafię zrozumieć, ale ostatnio chyba nie było odcinka, żeby się o coś nie wkurzyła i na dodatek wszystkie te rzeczy to (za przeproszeniem) jakieś pierdoły xD
Obawiam się, że po tym odcinku Blanka może stać się Twoją znienawidzoną postacią.
Szczerze mówiąc, ja też jej nie lubię. x) Niby taka miła, dobra i uczynna, a potem wyskakuje ni stąd, ni zowąd z pretensjami do całego świata. Nie cierpię takich ludzi. #teamMarzanna
Stara-Raszpla pisze:Co do Blanki.. to jakos tak bardzo ja lubie, chociaz na jej kichala patrzec nie moge. W pewnym sensie jest mi jakas taka bliska.. moze dlatego ze nie ma szczescia w milosci...
Blanka przede wszystkim nie ma szczęścia w myśleniu.
Kurczę, wyszłam na jakiegoś maniaka seriali, a tymczasem moje tempo oglądania to jakieś trzy odcinki na tydzień, w związku z czym jeden serial oglądam pół roku.
A teraz zapraszam na relację, w której dowiecie się, kim był tajemniczy osobnik, który namiesza w życiu młodych Landgraabów (nikt nie zgadł, ale możecie go potem poszukać na zdjęciach z poprzednich odcinków; pojawił się na dwóch
). Miłej lektury!
___________________________________________________________________________________________________________________________
Relacja 55
Od chwili, w której otworzył rano oczy, Adam wiedział, że to będzie wyjątkowo zły dzień. Nie wyspał się, bolała go głowa, czekało go kilkanaście godzin opieki nad Emdżejem, a do tego przypomniał sobie, że odwołano jego ulubiony serial. Był przekonany, że gorzej już być nie może, gdy w drodze do kuchni usłyszał znajomy głos. Głos, którego miał nadzieję już nigdy nie usłyszeć.
Przez chwilę stał, wpatrując się tępo w postać młodego sima, rozmawiającego z Marzanną. Zmrużył oczy, mrugnął kilka razy i uszczypnął się w ramię, ale facet nie chciał zniknąć. Uparcie siedział przy stole, bardziej rzeczywisty, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Adaś! Nareszcie jesteś. Spójrz, kto cię odwiedził!
- Właśnie widzę i zastanawiam się, co u diabła tutaj robi. Paweł, mogę cię prosić na słówko?
- Ja też się cieszę, że cię widzę! U mnie wszystko w porządku...
- IDZIEMY.
Paweł uśmiechnął się przepraszająco do Marzanny i wstał od stołu. Adam chwycił go za ramię i zaciągnął siłą do salonu.
- [szeptem] Po kiego czorta tu przylazłeś?! Zapomniałeś, że masz sądowy zakaz zbliżania się do mnie?! I kiedy wyszedłeś z psychiatryka?!
- Spokojnie, Adaś, wpadłem tylko na chwilkę, żeby zobaczyć, co u ciebie słychać, powspominać stare dzieje... Pamiętasz to?
-
Nasza pierwsza wspólna szkolna wycieczka. Ale były jaja, jak zapchałeś toaletę w pałacu von Duch, hahaha!
-
Mhm.
-
O, a to tydzień później, poszliśmy do zoo zobaczyć małe lamy, aaaaw! Były takie słodkie!
-
Dużo tego jeszcze?
- O, hihihi! A to pamiętasz? Pojechaliśmy na weekend do Windenburga, a moja siostra zabrała nas na imprezę na klifach. Nie miałem pojęcia, że robi nam zdjęcia z ukrycia, hihihi!
- Ups, tych ostatnich miałeś nie widzieć.
- [szeptem] Czy ty nas ŚLEDZIŁEŚ?!
- [szeptem] Dosyć tej szopki, wynoś się stąd, albo wzywam policję. A jeśli znajdę gdzieś zdjęcia Emdżeja...
- Sza! - Paweł machnął rękami w teatralnym geście, przerywając wypowiedź Adama.
Sim uśmiechnął się uroczo, wystudiowanym ruchem wyjął z kieszeni telefon, spojrzał na ekran, ze zdziwioną miną zerknął na Adama, wykrzykując "O!", po czym na powrót wpatrzył się w ekran smartfona.
- O, nie! Przez przypadek dodałem zdjęcia z imprezy na klifach jako załączniki do wiadomości zaadresowanej do Marzanny Mysikrólik-Landgraab! Jak to się stało? Byłaby straszna szkoda, gdybym zupełnie niechcący nacisnął teraz "wyślij"...
Adam przewrócił oczami i zacisnął pięści. Na co mu było zostawać bogatym i sławnym, skoro cały czas ktoś go szantażuje?
- Grr, dobra, czego chcesz?
- Oj, Adaś, to przecież oczywiste!
- Ciebie.
Adam uniósł znacząco brew i patrzył na Pawła bez słowa, za to ze sporą dozą pogardy. Trwali tak przez dłuższą chwilę, aż w końcu były kochanek dał za wygraną. Westchnął ciężko, a uśmiech szaleńca zniknął z jego twarzy.
- Słuchaj, po tym, jak załatwiłeś mi wyrok i odsiadkę w domu wariatów, tak jakby posypały mi się plany na przyszłość. Wyszedłem niecały rok temu i na wstępie dowiedziałem się, że rodzice mnie wydziedziczyli, siostra uciekła z domu i nikt nie wie, gdzie się podziewa, a ja zostałem sam, bez środków do życia. Muszę się gdzieś zaczepić, zanim znajdę pracę i zarobię tyle, żeby wynająć sobie jakies mieszkanie. Byłoby miło, gdybyś mi pomógł, bo to wszystko tak jakby twoja wina.
- [szeptem] Moja wina?! Trzeba było mnie nie stalkować, to nie byłoby problemu!
- [szeptem] To trzeba było mnie nie rzucać, boleśnie raniąc moje uczucia!
- [szeptem] Rzucać?! Spotykaliśmy się... Zresztą nieważne, zgoda, pomogę ci. Możesz tu zostać przez parę tygodni, aż znajdziesz robotę, ale potem masz się stąd wynosić i nigdy więcej nie pokazywać mi się na oczy. Innym powiemy, że jesteś moim kuzynem. I ani słowa o naszym... mojej... pomyłce przy Marzannie, jasne?
- [szeptem] Oczywiście, masz mnie za idiotę?
Adam otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował, machął ręką i ruszył w stronę jadalni, przywołując na twarz najbardziej radosny uśmiech, na jaki było go stać.
- Wszystko w porządku, chłopcy?
- Tak, w porządeczku.
- Więc chodziliście z Adasiem razem do szkoły?
- Byliśmy w równoległych klasach.
- Poza tym jesteśmy też kuzynami. Bardzo dalekimi kuzynami.
- Dalekimi, lecz zarazem bardzo bliskimi, hihihi.
- Naprawdę?!
- W takim razie dlaczego nie przyjechałeś na ślub? Było nam strasznie przykro, że oprócz babci nikt z rodziny Adasia się nie pojawił.
- Och, bardzo chętnie bym przyszedł, ale nikt mnie nie...
- Nie mógł przyjechać, bo siedział w wa... szyngtonie! Straszna szkoda, ale co poradzisz. Siła wyższa, nie?
- Waszyngton? Nigdy tam nie byłam, ale to podobno wspaniałe miasto. Czym się tam zajmowałeś? Studia? Kariera?
- Wyjechałem tam ze względów zdrowotnych, ale w ramach samorozwoju zostałem instrktorem jogi w ośrodku, w którym przebywałem.
- Co za zbieg okoliczności, siłownia, której jestem współwłaścicielem, właśnie szuka nowego instruktora. Jeśli nie masz innych planów...
- Obawiam się, że Paweł nie zostanie tu na tyle długo, żeby podjąć stałą pracę w twojej siłowni. Pomieszka z nami parę tygodni, a potem wróci tam, skąd wypełzł, prawda?
- Bardzo chętnie przyjmę twoją ofertę, Marzanno.
- Cudownie! Poinformuję kierownika, żeby zakończył rekrutację. Zaczynasz od poniedziałku.
- Łał, jestem tutaj dopiero pół godziny, a już zaoferowaliście mi mieszkanie i pracę! Jak miło mieć taką troskliwą rodzinę!
Marzanna wsparła się pod boki z poczuciem spełnionego dobrego uczynku, nie zważając na Adama, który ciskał w stronę Pawła gromy z oczu. A jeszcze wczoraj miał takie bezproblemowe życie...
Następnego ranka Adam zastał Pawła przy śniadaniu spożywanym w towarzystwie Adrianny i Emdżeja. Rozmawiali i śmiali się radośnie, zupełnie jakby żywcem wyjęto ich z reklamy serka kanapkowego. Nawet mały Junior przestał płakać i grzecznie jadł swoje naleśniki.
Stanął obok nich, wpatrując się ze skwaszoną miną w tę słodką scenkę.
- Patrzcie, kto w końu wstał, taaatuuuuś! Patrz, Emdżejku, przyszedł tatuuuś!
Paweł siedział u szczytu stołu, zachowując się, jakby to on był panem domu. Adam wlepił w niego nienawistne spojrzenie.
- Dzień dobry! Jak ci się spało?
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś.
- Ja również bardzo się cieszę, że mogę z wami mieszkać. Masz cudowną żonę i wspaniałego syna. Myślę, że są warci tego, żeby głowa rodziny ubierała się nieco bardziej elegancko na wspólne śniadanie.
- Uee, ueeeee, UEEEE!!!
- MEEEEEEE! Yhy, yhy, meeeeee!
Paweł zerwał się od stołu i podbiegł do Juniora, zanim Ada zdążyła podnieść się z krzesła.
- Ćśś, spokojnie, szkrabie, wujek już tu jest.
- Łujek, łujek!
- Pójdziemy pobawić się na podwórku, co ty na to?
- Jaaaa, łujek!
Ada uśmiechnęła się promiennie i skinęła głową na znak aprobaty, lecz gdy tylko wyszli, słodka minka ustąpiła miejsca grymasowi wściekłości.
- Możesz mi wytłumaczyć, co to za facet i dlaczego mieszka w naszym domu, podając się za twojego kuzyna? - wysyczała.
- Nic nie mogłem poradzić, szantażował mnie! Ten sim to szaleniec! Chodziliśmy ze sobą w liceum przez jakieś dwa tygodnie, a gdy go rzuciłem, zaczął mnie stalkować: wystawał całymi nocami pod moim oknem, włamywał mi się na konto na Simbooku, śledził mnie i wysyłał mi zwiędłe, czerwone róże z niepokojącymi liścikami. Gdy po raz trzeci włamał mi się do mieszkania, poszedłem z tym na policję. Dostał sądowy zakaz zbliżania się do mnie i wsadzili go do wariatkowa, ale widocznie uciekł albo go wypuścili i teraz wrócił, żeby dalej zatruwać mi życie!
- Chesz mi powiedzieć, że właśnie powierzyłam dziecko jakiemuś psychopacie, któremu zaproponowałeś mieszkanie z nami, nic mi o tym nie mówiąc?
- Chciałem wezwać policję, ale groził, że wyśle Marzannie zdjęcia, na których my... ja... no wiesz...
- Jesteś najdurniejszym simem, jaki kiedykolwiek stąpał po tej planecie, Adam! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz się pozbyć tego zwyrodnialca z mojego domu!
Uderzyła wściekle pięścią w stół, po czym szybkim krokiem poszła odebrać Pawłowi syna.
Niestety dni mijały, zmieniając się w tygodnie, a Adamowi nie przychodził do głowy żaden plan, jak pozbyć się nieproszonego gościa, który tymczasem zdobywał sobie coraz większą sympatię pozostałych domowników. Pomagał Marzannie w ogródku, sprawiając, że zmarniałe rośliny zaczęły obficie kwitnąć.
Naprawiał zepsute sprzęty domowe, upewniając Adę w przekonaniu, że Adam jest kompletnie bezużyteczny i mogła poszukać męża, który przynajmniej potrafiłby trzymać młotek.
Był świetną niańką dla Emdżeja, który tylko w jego towarzystwie uspokajał się i przestawał wrzeszczeć.
Znalazł wspólny język nawet z Marianną, oddając się wspólnej medytacji....
... i wspólnemu szaleństwu na urządzanych przez nią imprezach.
Nietrudno się domyślić, że cała ta sytuacja działała Adamowi na nerwy. Nie mógł znieść, że pierwszy lepszy psychopata z ulicy jest bardziej lubiany przez jego rodzinę niż on. Czara goryczy przelała się, gdy pewnego słonecznego popołudnia postanowił wreszcie rozmówić się z Pawełkiem i przypomnieć mu, jakie były warunki umowy.
- Mmm, ooooch, taaak, mmm, mocniej! Tak!
- Co do...?
- Och, tak, cudownie, jesteś wspaniałym masażystą.
- Ćśś, nic nie mów, zrelaksuj się. Jesteś strasznie spięta.
- Eee, wybaczcie, że wam przeszkodzę, ale co tu się do jasnej anielki wyprawia?
- Oj, Adam, idź sobie! Widzisz, Pawełku, jak ja mam się przy nim zrelaksować?
- Hihihi, takie uroki małżeństwa.
- Ada, możemy porozmawiać?
- Dobrze, już dobrze, idę. Skończymy innym razem, pamiętaj, że musimy zdążyć na pedicure o osiemnastej.
- A ty pamiętaj o sesji jogi jutro rano!
- Nie masz serca, żeby zmuszać mnie do wstawania o wschodzie słońca, hahaha!
- Hihihi!
Adam wyprowadził żonę na zewnątrz i zatrzasnął drzwi.
- Co ty wyprawiasz?! Mówiłem ci, że ten koleś to psychopata! Świr! Wariat! Równie dobrze mógł cię tam zadźgać albo zrobić zdjęcia twjoego cellulitu i wysłać je do plotkarskich gazet!
- Pamiętam, co o nim mówiłeś, ale jest taki sympatyczny... i mały Malcolm go lubi... Może twoja opinia o nim była nie do końca słuszna? Może się zmienił?
- Tak, jasne, po co słuchać starego Adama, który na niczym sięnie zna, lepiej zaprzyjaźnić się z niebezpiecznym szaleńcem i powierzyć mu opiekę nad małym dzieckiem! Może za niego wyjdź, skoro tak dobrze się dogadujecie, wreszcie będę miał święty spokój!
- Oj, Adam, wydaje mi się, że po prostu jesteś o niego zazdrosny.
- Aaaaaaarrgh! - krzyknął Adaś, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł, tupiąc wściekle.
Po tej rozmowie uznał, że nie będzie się więcej wtrącał i po prostu poczeka, aż Paweł zniknie z jego życia tak samo, jak sie pojawił - bez jego ingerencji. Ponieważ w związku z przejęciem obowiązków niańki przez byłego chłopaka miał teraz dużo wolnego czasu, postanowił wrócić do pisania książek.
"Książę Adam zatrzymał swego rumaka w pełnym galopie. Odnalazł go! Odnalazł szalonego trolla Pabla, porywacza księżniczki! Książę zdjął hełm, pozwalając swym złocistym lokom rozwiać się na wietrze, po czym wydobył z pochwy Blingblinga, lśniącego w blasku słońca niczym diament. >>Pora zapolować na trolla!<< powiedział, spinając konia i pognał przez leśne ostępy prosto do jaskini, w której czaiło się zło."
Właśnie opisywał z wypiekami na twarzy finałową walkę, nie szczędząc drastycznych szczegółów (książę Adam nie był zbyt honorowym rycerzem, więc zwłoki trolla Pabla zostały odpowiednio okaleczone), kiedy do pokoju bez pukania wparował Paweł.
- Adam! Stało się coś strasznego i potrzebuję twojej pomocy!
- Nie widzisz, że jestem zajęty? Spadaj.
- Obiecuję, że jeśli mi pomożesz, wyprowadzę się stąd i już nigdy mnie nie zobaczysz.
- Święty Plumbobie, czy to może być prawda?
- To w czym mam ci pomóc? Wymasować ci stopy? Zamówić pizzę? Może spakować twoje rzeczy i wystawić je za drzwi?
- Opowiem ci wszystko od początku.
-
Wczoraj wieczorem jak zwykle prowadziłem zajęcia z jogi dla grupy zaawansowanej.
- Spinamy tyłeczki, drogie panie, spinamy! Jędrne pośladki są kluczem do sukcesu nie tylko w jodze, jeśli wiecie, co mam na myśli!
- [
grupa]Hahahaha!
-
I wtedy go zauważyłem... Wykonywał pozycję psa z głową w dół. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
-
Po zajęciach poszedłem za nim do łazienki.
-
Nie wiem, czy chcę słuchać dalej.
-
Jego boskie, hebanowe ciało... Zrobiłem parę zdjęć przez szparę w drzwiach, chcesz zobaczyć?
-
Nieee, dzięki.
-
Gdy wyszedł, schowałem się za ladą recepcjonistki i obserwowałem, dokąd idzie. Gdy oddalił się na bezpieczną odległość, zacząłem go śledzić.
-
Jesteś nienormalny.
-
Szedłem za nim niezauważony całą drogę. Nie uwierzysz, gdzie mieszka! Wynajmuje ten elegancki, piętrowy dom, który widac z okna byłego gabinetu Marzanny.
-
Skąd wiesz, jaki jest widok... Zresztą nieważne, nie chcę wiedzieć.
- Totalnie musimy się tam włamać!
- Czyś ty do reszty zwariował?! Chcesz się komuś włamać do domu tylko dlatego, bo wpadł ci w oko?! To jest nielegalne! Nie możesz go zprosić na kawę albo do kina jak normalny sim?
- Ech, chciałem tego uniknąć, ale chyba jednak będę musiał wysłać Marzannie te zdjęcia z imprezy na klifach...
- Ok, ok, włamiemy się gdzie chcesz, zluzuj majty. Byle nie było z tego żadnych kłopotów!
- Hahaha, wiedziałem, że się zgodzisz, potrzebowałeś tylko odpowiedniej motywacji! Strój masz na łóżku, będę czekał o dziesiątej na tyłach domu.
Panowie spotkali się o umówionej porze koło garażu.
- Czarne dresy i rękawiczki jeszcze przeżyję, ale czy nie uważasz, że kominiarka to lekka przesada?
- A co, książę Adam boi się, że pogniotą mu się jego złociste loki, hihihi? Lepiej ją włóż, w takiej rezydencji na pewno są zamontowane kamery.
- Świetnie. Wiesz, jak dodać simowi otuchy.
Dom ofiary znajdował się na tyle blisko, że nasi "bohaterowie" szli tam pieszo, przedzierając się przez krzaki.
- Jestem taki podekcytowany! Przebieranki, zakrywanie twarzy, to całkiem podniecające!
- Zgodziłem się z tobą pójść, ale błagam, nie mów do mnie.
Pół godziny później byli już na miejscu.
[szeptem]
- To tutaj! Światła są zapalone, chyba jest w środku.
- Jak mi przykro, nici z włamania! Wracajmy do domu.
- Nie! Wejdźmy na to drzewo, obadamy sytuację.
Pięć minut i tyleż siniaków później panowie objęli dogodne stanowisko obserwacyjne.
- [szeptem] Widzisz coś, Adaś?
- Ta. Liście.
- [szeptem] Czekaj, czekaj, jest! Widzę go! Jest w sypialni na piętrze!
[szeptem]
-
Przebiera się, chyba będzie wychodził!
-
Do stu diabłów, Paweł! Nie mówiłeś mi, że chodzi o Marcina Wójcika!
-
Ooooch, uwielbiam jego rolę w "Diarios de Cisnes"!
-
Żeby to był jakiś zwykły facet, ok, ale włamywać się do domu GWIAZDY? Tacy jak on zawsze mają ochroniarzy!
-
Cicho, idzie tu!
[szeptem]
-
Ooo, taaak, podejdź bliżej, no podejdź... mmm...
-
Jesteś obrzydliwy.
Pac!
[szeptem]
- O kurczę, wypadł mi telefon.
- Po co ci teraz telefon?
- Jak to po co, żeby zrobić mu zdjęcie! Taka okazja może się już nie powtórzyć!
- Tak, a jak nas złapią, będą mieli piękny dowód na to, że go podglądaliśmy i resztę życia spędzimy w obozie pracy.
- Jak zwykle dramatyzujesz. Patrz! Chyba wychodzi!
[szeptem]
- Teraz jest idealna okazja! Skaczemy.
- SKACZEMY?! Chyba cie pogię-AAAAA!
Łups!
- To dla dobra sprawy, Adaś.
Gdy obaj panowie pozbierali poobijane tyłki z trawnika, pojawił się kolejny problem.
- No i zamknięte. Cóż za zaskoczenie, że nie zostawił otwartych drzwi, na wypadek, gdyby ktoś chciał wpaść z wizytą pod jego nieobecność. Czy teraz możemy wracać do domu?
Paweł wypiął pierś i wymachując ręką niczym iluzjonista wydobył z kieszeni spodni wsuwkę. Parę wprawnych ruchów później drzwi były otwarte.
- N-n-nie podoba mi się t-tu, m-mam wr-rażenie, że ktoś się n-na nas patrzy. M-m-możemy już wyjść? Włam-maliśmy się, tak jak chciałeś.
- Nieee, musimy jeszcze pozbierać pamiątki.
Nie zwracając uwagi na dygocącego ze strachu towarzysza, Paweł zaczął otwierać szafki i przeglądać ich zawartość. Niestety nie znalazł w nich nic, co nadawałoby się na "pamiątkę", cokolwiek to znaczy.
Tymczasem Adam zastanawiał się, czy rybki akwariowe mogą zeznawać jako świadkowie w sprawie o włamanie i kradziez mienia.
- Nic tu nie znajdziemy, idziemy na górę.
- Jeszcze ci mało? Przegrzebałeś mu pół domu! Weź jakąś chochelkę albo parasol i spadajmy, zanim ktoś nas tu znajdzie.
- Ooo taak, to jego sypialnia.
Paweł stanął na środku pomieszczenia i wziął kilka głębokich wdechów.
- Mmm, taaak, tak jest dobrze, taaak...
- Mogę wiedzieć, co ty robisz? Chyba nie zamierzasz tu spać?
Paweł wyskoczył spod kołdry dysząc ciężko i zerwał z głowy kominiarkę.
- Więcej. Potrzebuję więcej.
- Idioto, zostawiasz ślady! - syknął Adam, poprawiając pościel.
Paweł wszedł do szafy, węsząc niczym pies.
- Yhm, to rób swoje, a ja tu sobie usiądę i poczekam.
Nie minęło jednak nawet pięć minut, kiedy na parterze otworzyły się drzwi i ktoś zapalił światło.
- [szeptem] Szlag, wrócił! Paweł!
- Mmm, aaach, mmm!
- Paweł, wyłaź stamtąd, Wójcik wrócił!
- Mmm! Hmm...
- Szybciej!
Czas uciekał, a Marcin wszedł już na górę.
Chociaż widział w życiu wiele rzeczy, widok, który zastał w swojej sypialni, nieźle go zdziwił.
- Co się dzieje? Dlaczego mi przeszkadzasz? - warknął Paweł.
- Yyy, dobry wieczór, to wcale nie jest tym, na co wygląda.
- Wy małe gagatki, słyszałem was, jak siedzieliście na drzewie. Nie mam nic przeciwko robieniu mi zdjęć z ukrycia, ale to już przesada! Wzywam policję!
Adrianna była wściekła. W środku nocy obudził ją telefon, co samo w sobie było irytujące, ale w prawdziwy gniew wpadła, gdy usłyszała, w jakiej sprawie dzwoniono. Schodząc za posterunkowym Potrzeszczem do lokalnego aresztu już obmyślała szczegółową i okrutną karę dla swojego niewydarzonego męża.
- Tu są nasze gwiazdy. Nieźle dziś narozrabiali.
- Dziękuję, proszę zostawić nas samych.
Ada odczekała, aż posterunkowy odejdzie, po czym rzuciła się na Adama niczym rozwścieczona harpia.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Szargasz dobre imię naszej rodziny, szargasz MOJĄ opinię i dzięki tobie Emdżej ma ojca-kryminalistę! Wiesz, ile będę musiała zapłacić, żeby nie napisali o tym w gazetach?! I jeszcze wciągasz w swoje chore pomysły Pawła! Jak ci nie wstyd, Adam?!
- Co?! Pięknie, dzięki, Paweł, teraz to wszystko moja wina! Mówiłem, że będą z tego same kłopoty!
- Spokojnie, Adaś, przecież powiedział, że nie wniesie oskarżenia. Kazał nas zamknąć, żebyśmy mieli nauczkę.
- Poza tym spójrz!
-
Było warto!
***
Tymczasem w Wierzbowej Zatoczce dwie spowinowacone ze sobą w bardzo pokrętny sposób simki przeżywały trudne chwile w związku ze swoimi ciążami. Mimo że Bella była pod nieustanną opieką najlepszych lekarzy, jej stan z każdym dniem się pogarszał. Była osłabiona, nękały ją częste bóle brzucha i dosłownie więdła w oczach.
Judyta wspierała ją jak tylko mogła. Bella zmuszona była zrezygnować z pracy w Ptasim Mleczku, więc nie widywały się już tak często, ale wierna przyjaciółka odwiedzała ją kilka razy w tygodniu, przynosiła świeże owoce z własnego ogródka, robiła zakupy i pomagała w domowych obowiązkach.
Tego dnia już z daleka zauważyła, że coś jest nie tak. Bells jak zwykle odpoczywała w ogrodzie, popijając mrożoną herbatę, ale była jakaś... inna.
Dopiero gdy podeszła bliżej, dostrzegła zmianę.
- Święty Plumbobie, coś ty zrobiła z włosami?! Wyglądasz, jakbyś umierała na raka! Wszystko w porządku?
- Tak, w jak najlepszym! Pamiętasz, jak ostatnio narzekałam, że przez ciążę wypadają mi włosy? Postanowiłam coś z tym zrobić i obcięłam je na krótko. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaka to wygoda! Byłam głupia, że nie zrobiłam tego już przy pierwszym dziecku. A jaka oszczędność czasu przy układaniu fryzury!
- Uważaj, bo ci uwierzę. Zaraz ci żyłka pęknie od tego sztucznego wyszczerzu. Co się stało?
Twarz Belli momentalnie obwisła, postarzając ją o dobre dwadzieścia lat.
- Dżudi, jest coraz gorzej!
Chlip! Lekarze nie wiedzą, co mi jest, dziecko rozwija się dobrze, ale ja z każdym dniem jestem coraz słabsza. Nie mam już siły, Dżuds! Włosy wychodziły mi garściami, nie mogłam już na to patrzeć.
Chlip! Boję się, że nie dam rady...
- Bella...
- Obiecaj mi jedno. Gdyby coś się stało... gdybym nie mogła... Zaopiekuj się dzieckiem. Rozmawiałam już na ten temat z Darrenem, jako matka chrzestna będziesz mieć prawo do opieki.
- Przestań! Zabraniam ci nawet tak myśleć! Wszystko będzie dobrze, przetrwasz to i będziecie wspólnie z Darrenem patrzeć, jak wasze dziecko dorasta, wyjeżdża na studia, bierze ślub i wychowuje własne dzieci, jasne?
- Spokojnie, tak tyko mówiłam.
Judyta uśmiechnęła się niepewnie i zmieniła temat na nieco weselszy, jednak mimo powierzchownej wesołości spotkanie przebiegało w sztywnej atmosferze.
Dwa dni później nasza rudowłosa bohaterka znów zawitała u ciężarnej przyjaciółki, jednak tym razem sama miała dla niej niespodziankę.
- To ja, przyniosłam ci zakupy!
- Kupiłaś truskawki? Nie miałam na nie takiej ochoty od czasów, gdy byłam w ciąży z Kasandrą. Myślisz, że to będzie...
Bella urwała w pół zdania i upuściła czytaną książkę. Judyta wniosła zakupy do kuchni, rozpakowała je i usiadła obok przyjaciółki, która przez cały czas gapiła się na nią w niemym zdumieniu.
- Ju-judytka, twoje włosy!
- Och, zauważyłaś? Uznałam, że przyda mi się mała odmiana. No i miałaś rację, taka krótka fryzura jest bardzo wygodna, w sam raz na lato.
- Nie kłam mi tu w żywe oczy, wiem, że zrobiłaś to dla mnie! Nie pozwalam ci się oszpecać tylko po to, żebym nie czuła się osamotniona. Z nas dwóch chociaż ty mogłaś zostać piękna. Dobrze, że Eliza jeszcze tego nie widziała, teraz dopiero wyglądamy jak lesbijki!
- Bells, jesteś moją najlepszą przyjaciółką i patrzenie, jak cierpisz, sprawia mi ból. Chciałabym móc cię wyleczyć, ale jestem bezsilna. Jedyne, co mogę zrobić, to dodawać ci otuchy i być przy tobie na dobre i na złe. Nie chcę, żeby stare klempy pokroju Elizy szeptały za twoimi plecami, że jesteś chora. Już i tak mają pewnie niezłe używanie przez tę późną ciążę. Wolę, żeby myślały, że uległyśmy dziwnej modzie.
- Albo chodzimy do tego samego męskiego fryzjera.
- Poza tym umówmy się, Bells, wyglądam teraz jak milion dolarów!
- Chyba tych z Zimbabwe.
- Hahaha!
- Hahaha!
O ile ciąża Belli była problemem dla niej samej, o tyle ciąża Blanki uczyniła JĄ problemem dla otoczenia, a zwłaszcza dla biednego Aleksandra.
- Kochaaanieee. Aaaleks. Aleksaaandrze.
- Hmpfpf, jeszcze pięć minut.
- Aleks!
- Co? Co co?
- O, nie śpisz! Myślałam o naszym weselu i wiesz co, nie ma sensu czekać ze ślubem do narodzin dziecka, powinniśmy sie pobrać jak najszybciej, dopóki mieszczę się w jakąkolwiek sukienkę. Przynajmniej nie będzie zamieszania z nazwiskiem.
- To cudownie, kochanie, ale czy musiałaś obudzić mnie o piątej rano, żeby mi to powiedzieć?
- Przepraszam, jaśnie pan chciał się wyspać.
- Nie...
- Miałam czekać w kuchni ze śniadaniem, aż raczysz wstać i poświęcić mi chwilę uwagi.
- Blanka...
- Skoro ślub w ogóle cię nie obchodzi, to po co się oświadczałeś?
- Proszę...
- Skończ, Aleks, po prostu skończ.
Kilka dni później Aleksandra oderwał od pracy przyprawiający o dreszcze krzyk. Czym prędzej pobiegł do kuchni, skąd ów dźwięk dochodził i zastał tam Blankę, na pierwszy rzut oka całą i zdrową.
- To ty krzyczałaś? Coś się stało?
- Spójrz tylko, jaka jestem gruba! Wyglądam jak baleron! Jak mam wystąpić w takim stanie na weselu? Musimy przełożyć ślub!
- Ale jeszcze parę dni temu chciałaś załatwić wszystko jak najszybciej, żeby zdążyć przed narodzinami dziecka. Już zarezerwowaliśmy kaplicę i zapłaciliśmy zaliczkę pianiście!
- O, Plumbobie, teraz chodzi ci o pieniądze! Nie o moje samopoczucie, nie o dobro dziecka, tylko o pieniądze!
- Nie, to nie tak!
- Więc jak? Chcesz to odbębnić jak najszybciej, żeby mieć święty spokój? Ty już miałeś piękny ślub i wszystko ci jedno, ale dla mnie to ma być najpiękniejszy dzień w życiu i nie pozwolę ci go zepsuć!
- Ale sama mi kazałaś...
- Przestań, nie mogę już tego słuchać!
W nieco lepszej sytuacji była Judyta, którą córka zadręczała głównie przez telefon.
- Cześć, mamo! Jestem właśnie w salonie Zuzi, rozglądam się za jakąś sukienką. Zastanawiam się, jaką wybrać: białą, czy kolorową. Jak myślisz?
-
To twój wielki dzień, powinnaś czuć się wyjątkowo. Według mnie najbardziej magicznie wygląda panna młoda w śnieżnobiałej sukni.
- Nie uważasz, że to będzie niestosowne? Panna z dzieckiem, w dodatku w kolejnej ciąży, w bieli?
-
W takim razie kup kremową, będzie nawet bardziej pasować do twojej karnacji.
- Kremowe niezbyt mi sie podobają, wyglądają tłusto, jeśli wiesz, co mam na myśli. Może wezmę kolorową? Jak myślisz, jaki odcień by mi pasował?
-
Hmm, ładnie ci w pastelach, może błękitna albo zielona?
- Będę w nich wyglądać jak trup. Myślałam raczej o ciepłych tonach. Może pomarańcz?
-
Kochanie, we wszystkim będziesz wyglądać pięknie. Muszę kończyć, mam kolejkę. Całuski!
- Pa, mamo!
- Przyniosłam dla pani kilka sukienek do przymiarki. Kremowe, tak jak pani chciała.
- Kremowe?! Przecież wyraźnie mówiłam, że mają być różowe! Skandaliczna obsługa!
Tak oto Blanka szła przez życie, nie zdając sobie sprawy, jakim utrapieniem jest dla pozostałych. Wręcz przeciwnie, była bardzo dumna ze swojej asertywności oraz z tego, że wreszcie wywalczyła sobie należną jej atencję. W dalszym ciągu nie odzywała się do Kingletów i była obrażona do tego stopnia, że Aleks musiał sam odwozić Alana na weekendy do ojca.
Tego dnia wybrała się z wizytą do Mysikrólikowego Gniazdka, by pokazać mamie kilka(set) inspirujących pomysłów na tort, które zapisała na Simtereście.
- Cześć, mamo! Przepraszam za spóźnienie, przymiarki się przedłużyły.
Była tak zaaferowana mówieniem o sobie, że nawet nie zauważyła zmiany w wyglądzie matki.
- Ciągle jest problem z plisami, za nic nie chcą się układać na brzuchu, a przecież do ślubu jeszcze uroś-o rety, coś ty zrobiła z włosami?! Jesteś chora?
Judyta uśmiechnęła się nieśmiało i spojrzała w stronę salonu.
Blanka podążyła za jej spojrzeniem i zamarła. Na kanapie siedziała Bella, ale nie była to ta sama simka, którą Blanka znała od małego i z którą widziała się jeszcze dwa miesiące wcześniej. Tamta Bella była pełna energii, wesoła i zawsze zadbana, tymczasem ta tutaj... W oczach Mysikrólikówny zakręciły się łzy.
Wybuchnęła płaczem i rzuciła się ciotce na szyję.
- Prze-epraszaaam! Nie chciałam być dla ciebie taka okrooopna! Wcale nie mam ci za złe, że też zaszłaś w cią-ążę!
- No już, cichutko, Blankuś. Nic się nie stało.
- Ja też chciałam cię przeprosić. Co prawda nie zrobiłam tego specjalnie, ale przeze mnie twoi bliscy nie poświęcali ci należnej uwagi. Wybacz mi.
- Daj spokój, ciociu, to ja byłam roszczeniową jędzą.
- Jak się czujesz?
- Szczerze mówiąc fatalnie, co chyba widać. Ale nie martw się, jestem w dobrych rękach. Moim lekarzem prowadzącym jest Gerard Szczygieł, a kto jak kto, ale ten facet zna się na rzeczy.
- A co z dzieckiem?
- Na szczęście wszystko w porządku.
- Rany, tak strasznie mi teraz głupio. Moim największym problemem było to, że brzuch nie mieści mi się w suknię ślubną.
- Słucham?
- Judka, chyba nie pozwolisz swojej córce iść do ołtarza z brzuchem?
Judyta tylko się uśmiechnęła. Konflikt został zażegnany, a Blanka może przestanie wydzwaniać do niej w sprawach związanych z weselem i zamiast tego pomęczy trochę Bellę.
- Cukiereczku, branie ślubu w ciąży to najgorszy pomysł na świecie! Nie dość, że wyglądasz jak rolada wołowa, którą ktoś owinął w koronki, to jeszcze omija cię cała zabawa!
- Tak myślisz, ciociu? W sumie sama chciałam poczekać do porodu, ale Aleks nalegał, żebyśmy się pospieszyli.
- Nigdy nie słuchaj mężczyzny w sprawach związanych z weselem. To ty masz się czuć dobrze, nie on!
Gdy dwie godziny później Darren przyszedł odebrać żonę, zastał panie rozprawiające ze sobą w najlepsze, zupełnie jakby zapomniały, że jeszcze dziś rano były ze sobą śmiertelnie skłócone.
Zauważył go Aleks, który był tu już od jakiegoś czasu i właśnie parzył w kuchni herbatę.
- Jestem równie zaskoczony, co ty.
- Ale... jak?
- Nie mam pojęcia, były takie już jak przyszedłem. Ciesz się i nie zadawaj pytań. Herbatki?
- Bardzo chętnie, bracie!
***
Mimo cennych rad Belli Blanka w dalszym ciągu nie zdecydowała, kiedy zorganizować ślub. W akcie desperacji umieściła na Forum Centrum Ludzi ankietę, w której prosi nieznajomych o pomoc w podjęciu decyzji.
Jeśli chcesz dołożyć cegiełkę do jej przyszłego szczęścia (i zdrowia psychicznego Aleksandra), przewiń na górę strony i oddaj swój głos.