Dziekuję wszystkim za komentarze i za to, że ciągle tu jesteście mimo dość długich przerw między kolejnymi odcinkami.
Simwood pisze:Nigdy nie mówiłem, że jest transwestytką (po prostu była podobna do tych panów/pań z tego filmiku, który mi kiedyś pokazywałaś)
Czyli do transwestytów. xD
Simwood pisze:A to Landgraaby nie mają własnego cmentarza?
Niestety, mają za to własny rodzinny grobowiec, podobnie jak Ćwirowie.
Demetriusz, Hellen i Mirosław to imiona wzięte od Landgraabów wystepujących w innych grach: Demetriusz był w "Średniowieczu", Mirosław w dwójce, a Hellen otrzymała imię po Helenie z relacji MałejMi.
MalaMi95 pisze:Cała ta rodzina to banda pasożytów xD
Zgadzam się w stu procentach!
Gunia mam w zanadrzu jeszcze parę niezbyt miłych niespodzianek dla Adrianny.
Kapitan Indra nie dość, że cyce Belli są monstrualnych rozmiarów, to jeszcze przeczą prawom grawitacji!
Mirosław, Hellen i Demetriusz. Od razu widać po nich, że to takie korporacyjne szczurki, biurowe snoby...
O-o-o właśnie o taki efekt mi chodziło.
Rozwiązanie zagadki tajemniczego obserwatora już w nastepnym odcinku, poznamy też wtedy bliżej korpolandgraabów.
A dziś... zabawa! Czyli Bella wychodzi za mąż.
___________________________________________________________________________________________________________________________
Relacja 46
Przygotowania do ślubu i wiążącej się z nim przeprowadzki szły pełną parą. Bella zajmowała się urządzaniem nowego domu...
... a Judka jako perfekcyjna druhna wyręczała ją przy organizacji wesela.
- Zamówiłam catering. Darren upierał się, że sam wszystko przyrządzi, ale nie pozwolę, żeby pan młody spędził wieczór kawalerski w kuchni na lepieniu pierogów. Większość gości potwierdziła przybycie, nie będzie tylko Marzanki z dziećmi i pana Buraka, który jest w delegacji. Rano przywieźli suknię ślubną, musisz ją przymierzyć i w razie czego będziemy wzywać Zuzię na awaryjne poprawki.
- Rany, jak dobrze, że nie muszę o tym wszystkim myśleć. Organizowanie wesela to straszna męczarnia. Jakbyśmy nie mogli pobrać się na plaży w towarzystwie najbliższych przyjaciół.
- Nie bądź egoistką. Wiem, że trzeci ślub nie robi już na tobie wrażenia, ale pamiętaj, że Darren jeszcze nigdy sie nie żenił. Nic dziwnego, że chce, żeby wszystko było na tip-top.
Następnego ranka dziewczyny urządziły próbę generalną w pełnym ślubnym rynsztunku.
- Wyglądasz przepięknie.
- Dzięki. Chyba miałaś rację, kremowa suknia bardziej się nadaje na ślub niż czerwona.
- Oczywiście że miałam! W czerwonej wyglądałaś jak jakaś ladacznica.
- Dżudi... odnoszę wrażenie, że coś cię trapi. Chodzi o ślub?
- Nie... to znaczy tak, w pewnym sensie. Martwię się o naszą przyjaźń. Wyprowadzisz się, będziesz miała męża, własne życie, nie będziemy już spędzać ze sobą tyle czasu.
- Spokojnie, przecież nie zerwę z tobą kontaktu, za kogo ty mnie masz? Wcześniej obie miałyśmy facetów i nie mieszkałyśmy razem, a nasza przyjaźń w ogóle na tym nie ucierpiała. No i nadal będziemy widywać się w cukierni.
- Wiem, ale i tak mi smutno.
- Lepiej przestań smęcić i opowiadaj, co przygotowałaś na wieczór panieński. To moja ostatnia okazja na nieskrępowane wdowieńskie szaleństwo i mam nadzieję dobrze ją wykorzystać!
- Nieskrępowane szaleństwo? A mówiłaś, że się starzejesz. Mam dla ciebie coś specjalnego: ty, ja i ognisko w Granitowych Kaskadach, jak za dawnych, dobrych czasów. Powspominamy stare dzieje i niczym podstarzały Kopciuszek wrócimy do domu przed północą, żebyś mogła się wyspać przed wielkim dniem.
- Ooo nie nie nie. Nie jadę do żadnych Granitowych Kaskad. Ilekroć się tam wybieramy, wpadamy w tarapaty. Nie mam zamiaru brać ślubu na OIOMie.
- Daj spokój Bells, wrócimy ostatnim autobusem, obiecuję!
- Oooj, będę tego żałować. Dobra, daj mi się przebrać.
- Zobaczysz, będzie ekstra!
Przyjaciółki dojechały na kemping późnym popołudniem i od razu zabrały się za rozpalenie ogniska.
- Ach, jak tu pięknie! Przypomniało mi się, jak byłyśmy tu po raz pierwszy. Dzieciaki były wtedy takie małe, a teraz proszę, mają własne rodziny i własne dzieci, a ich dzieci mają swoje dzieci!
- Musimy zabrać tu kiedyś Alana i Juniora, dzieciaki powinny poznać obozowy styl życia.
- Mam nadzieję, że Aleks i Blanka wezmą się do roboty i zdążą nam wcześniej sprezentować naszego pierwszego wspólnego wnuka.
- Lepiej powiedz Aleksowi, żeby wreszcie się oświadczył. Marzanna jest już babcią, a Blanka w dalszym ciągu pozostaje panną z dzieckiem, które zresztą zrobił jej twój narzeczony.
- Szczegóły, szczegóły.
Dziewczyny oczywiście nie zamierzały siedzieć o suchym pysku - zabrały z domu szklanki i pokaźnych rozmiarów piersiówkę z wodą ognistą (dosłownie!), coby lepiej im się wspominało.
- A pamiętasz misję w Radżastanie w dziewięćdziesiątym piątym?
- Haha, pewnie, zgubiłyśmy się na targu wielbłądów i jakiś Arab chciał cię kupić za dwa dromadery.
- Czasem się zastanawiam, co by było, gdybym się wtedy zgodziła. Może teraz byłabym żoną jakiegoś wpływowego szejka?
- Albo żyłabyś w namiocie na środku pustyni i doiła kozy.
- To mniej obiecujący scenariusz.
- Szkoda, że wyrzucili nas z tej roboty.
Im więcej palącego płynu w siebie wlewały, tym mniej składna stawała się ich rozmowa.
- ... i pyta mnie: "widziała pani kiedyś niebieskie banany?", a ja na to "chyba twoja twarz!".
Hik!
- Hahaha, gadasz jak potłuczona!
Hik!
Za to przypominanie szło im coraz lepiej. Judka przypomniała sobie nawet, jak na przyjęciu w Mysikrólikowym Ganiazdku próbowała w stanie lekko wskazującym poderwać byłego szefa.
- Dlaszszego mje niechszał? Bo samotna matka s dffójką sieci? A teras szeni sie stą ścirą, jakjhejtam... Teras to bym go nawet nje chsiała -
hik - niech sobje nie myśli!
Hik!
- Hehehehe. Hehe.
- Oj niedobsze mi...
- Hihihi, hahaha!
Hik!
Ognisko powoli przygasało, podobnie jak świadomość naszych bohaterek po obaleniu kilku kieliszków, aż w końcu...
... otoczyła je ciemność.
***
- Yyyh, wszystko mnie boli... Zaraz, gdzie ja jestem? Co się stało? Judka?
- Judyta? Halo! Judka, jesteś tu? Święty Plumbobie, cuchnę jak szambonurek, co myśmy wczoraj robiły?
Judyta spała kawałek dalej, w trzcinach na brzegu jeziora.
- Hympf, co? Co się stało? Bella? Do stu pieronów, dlaczego jestem taka brudna?
- Juuudkaaa!
- Spokojnie Bells, już biegnę! O rety, mam nadzieję, że nic jej się nie stało, chyba by mnie zabiła.
- O, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja wyglądam jak żul. Co się stało?
- Nie krzycz tak, głowa mi pęka... Nie mam pojęcia, co się wczoraj działo. Wiesz, jak trafić na przystanek?
- Myślałam, że ty mi powiesz, to w końcu ty zorganizowałaś ten wyjazd.
- Hmm, pomyślmy... Obudziłam się nad jeziorem, więc gdzieś tu niedaleko musi być wodospad.
- A słyszysz tu jakiś wodospad, Sherlocku?
- Nooo nie bardzo.
- Tu nawet nie ma żadnej ścieżki, świetnie.
- Spróbuję zadzwonić po pomoc, mam tu gdzieś zapisany numer do leśniczówki. Szlag, nie ma zasięgu... Zaraz, co to jest? W mordę jeża, Judka! Spójrz!
- O. Mój. Plumbobie.
- To muszą byc zdjęcia z wczorajszego wieczoru... mojego wieczoru panieńskiego! Judka, za trzy godziny biorę ślub!
- Ups.
- Judka, co my zrobimy? W życiu nie zdążymy dojechać na czas! Wszystko przepadło!
- Na pewno zdążymy, trzeba tylko znaleźć wyjście z tego lasu, a potem złapać autobus i...
- Czy ty słyszysz, co mówisz?! W życiu się stąd nie wydostaniemy! A nawet jeśli, do Wierzbowej Zatoczki jest godzina drogi! Ja wiedziałam, że ten wyjazd to zły pomysł! To wszystko twoja wina, Judyta!
- Przepraszam, nie chciałam, żeby to się tak skończyło!
- A co mi teraz po twoich przeprosinach, Darren będzie sterczał przed ołtarzem jak kołek i wszyscy pomyślą, że go zostawiłam! Dzięki za zniszczenie mi życia, Dżuds!
- Połuchaj Bells, przepraszam, to nie miało tak wyglądać. Przyznaję, zawaliłam sprawę, ale nie możemy się poddawać! Ciągle mamy szansę zdążyć na twój ślub. Musimy tylko zacząć działać! Wróćmy nad wodę, może tam będzie jakaś ścieżka.
Niestety nad wodą nie było żadnej wydeptanej ścieżki ani szlaku, więc przyjaciółki musiały iść na oślep. Krążyły, błądziły, wracały po kilka razy w to samo miejsce i z każdą minutą coraz bardziej traciły nadzieję na wydostanie się z ciemnego lasu.
W pewnym momencie Judyta usłyszała niedaleko trzask łamanych gałązek.
- Hop-hooop! Pomocy! Jest tam kto? Bella, słyszałam kogoś, to jacyś simowie! Hej, tutaj!
- Aaa, to wy! Widzę, że jeszcze sobie zabalowałyście po tym, jak się od was odłączyłem, hehe.
- Judka, to chyba ten facet, z którym biegałaś nago po lesie.
- Co robicie w tej części lasu? Nikt się tu raczej nie zapuszcza, pełno tu agresywnych borsuków.
- Potrzebujemy pomocy. Zgubiłyśmy się, a koleżanka za dwie godziny bierze ślub w Wierzbowej Zatoczce.
- Ahaa, więc to był wieczór panieński? To wiele tłumaczy, haha!
- Yyy, taak... Musimy jak najszybciej dostać się na przystanek, mógłby pan wskazać nam drogę?
- Coś wam powiem, dziewczyny. Dawno się tak dobrze nie bawiłem. Dzięki wam poczułem się czterdzieści lat młodziej! Dlatego w ramach podziękowania odwiozę was do Zatoczki. Chodźcie, zaparkowałem niedaleko stąd.
- Naprawdę?! Jejku, nie wiem, jak panu dziękować!
- Ależ nie ma sprawy. Tylko nie mówcie mojej żonie, co z wami wczoraj wyrabiałem, hihi!
Mężczyzna okazał się być nadleśniczym i dzięki nie do końca uzasadnionemu użyciu zamontowanej na dachu jego służbowego samochodu syreny przyjaciółki dotarły do domu równą godzinę przed ceremonią.
- Bierz szybką kapiel, a ja przygotuję ubrania. Jak dobrze pójdzie, może też zdążę się umyć. Ruszaj!
Na szczęście obydwie simki zdążyły porządnie się wyszorować, chociaż użycie słowa "zdążyły" jest tu lekkim nadużyciem, ponieważ ślub powinien był się rozpocząć parę minut temu, a naszym bohaterkom daleko było do pełnej gotowości.
- Gdzie te głupie buty?!
- Judkaaa!
- Co się stało?
- Judka, nie zdążymy, jest już po dwunastej, oni tam na nas czekają!
- Spokojnie, jesteśmy już prawie gotowe, uczesz się i umaluj, a ja poszukam szpilek i zamówię taksówkę.
- Judka, niedobrze mi! To się nie uda!
- Oh, Bells...
- Dobra, chrzanić to, podwijaj kieckę i biegniemy.
- Jesteś pewna?
- Tak, to tylko cztery przecznice stąd, będziemy na miejscu za dziesięć minut.
Tymczasem na miejscu goście i (przede wszystkim) pan młody zaczynali się niepokoić.
Don, drużba Darrena, wychodził z siebie, żeby opanować sytuację.
- Słuchaj, Darren, nie chcę cię martwić, ale nigdzie ich nie ma.
- Jak to "nie ma"? Muszą gdzieś być, przecież nie zapomniałyby o naszym ślubie, może coś się stało? Dzwoniłeś do szpitala? Mogły mieć wypadek. Albo na policję?
- Stary, nie panikuj, na pewno zaraz się pojawią... mam nadzieję.
- Dzwonilismy z Blanką do naszych matek, ale żadna nie odbiera. Pójdę do ich domu, może coś im się stało.
- Dziekuję, Aleks.
- Zawsze wiedziałem, że masz łeb na karku. Że też sam na to nie wpadłem. Sam bym pobiegł, ale wiesz, jestem drużbą i muszę zostać z Darrenem, pilnować, żeby się nie utopił z rozpaczy czy coś.
- Jak myślicie, co mogło się stać? To nie w stylu Belli, żeby tak wystawić narzeczonego do wiatru. Na pewno zdaje sobie sprawę z tego, jak duży byłby to skandal.
- Pewnie po prostu się spóźnią, to nic wielkiego. Może stoją w korku?
- W korku? Chłopcze, one mieszkają cztery ulice stąd, mogłyby przyjechać choćby na hulajnodze!
- Hahaha, ciekawe, jaki numer tym razem wykręciły ciotki! Może mały zakładzik? Stawiam, że nie przyjdą. Blanka?
- Przestań, Enrique, to nie jest zabawne.
- Jak to nie, ja się bawię rewelacyjnie. Poza tym już tu biegną.
- Uff, co za ulga!
- Szkoda, bo już chciałem się z tobą założyć.
- Bartek!
- Kompletny brak szacunku dla gości.
- Uff, jesteśmy, puff, przepraszamy za spóźnienie. Huuu...
- Widzicie? Od początku mówiłem, że nic im nie jest.
- Wszystko w porządku?
- Tak, możemy zaczynać.
- Czy mogę spytać, gdzie wyście u diabła były?
- Ah, miałyśmy mały... wypadek w drodze powrotnej.
- W drodze powrotnej skąd?
- Yyy, powiedzmy, że trochę zaszalałyśmy na wieczorze panieńskim. Później ci opowiem.
- Kiedyś przez was osiwieję! Zaczynajmy wreszcie.
- Mła! Cześć, kochanie, bierzmy już ten ślub i miejmy to z głowy.
- Hihi, trzeba było się nie spóźnić, to już byś była panią Kinglet.
- Chwileczkę, masz we włosach... liście?
- Czy tak się zachowuje odpowiedzialna druhna?
- Oj daj spokój, Doni, to była ostatnia noc wolności!
- A ja frajer zabrałem go na ryby.
Z lekkim poślizgiem Bella Ćwir, z domu Kawaler i Darren Kinglet złożyli sobie przysięgę małżeńską.
- Dobrze, że Malina tego nie widzi!
-
[goście] Hahahaha!
A potem zaczęła się zabawa!
Z powodu trwającej żałoby na weselu nie pojawił się nikt z Landgraabów, ale Marzanna w ramach prezentu ślubnego zamówiła występ znanego zespołu
Trzech przystojniaków z Werony.
- Możecie mi wytłumaczyć, dlaczego tak okropnie wyglądacie? I czemu masz na sobie buty trekkingowe, mamo?
- A co, nie pasują?
- Razem z twoją matką tworzymy nowe kanony piękna.
- Rzeczywiście nowe, chyba jeszcze nigdy nie widziałam cię bez makijażu, ciociu.
- Nawet mi o tym nie przypominaj. Całe szczęście, że tu nie ma luster.
- No, to kiedy wasza kolej?
- Yyy, przepraszam?
- Kiedy weźmiecie ślub?
Blanka milczała ze skwaszoną miną, a Aleksander wymigał się od odpowiedzi nagłym atakiem kaszlu.
- Ja rozumiem, że chcecie być nowocześni i uważacie, że papierek nie jest wam do niczego potrzebny, ale ile tak można na kocią łapę? Małżeństwo daje poczucie bezpieczeństwa, pewność, że druga osoba nie zostawi cię z dnia na dzień.
Tak, tak, Elizo, tłumacz to rozwodnikowi i pannie z dzieckiem.
Judyta w końcu uległa namowom i opowiedziała gościom, co przytrafiło się jej i Belli podczas wyprawy do Granitowych Kaskad (oczywiście pomijając bardziej pikantne szczegóły
).
- Hahaha!
- Tak było! Obudziłyśmy się w jakichś krzakach w środku lasu na potwornym kacu i kompletnie nie pamiętając, co wydarzylo się poprzedniego wieczora.
- Hahaha!
- Próbowałyśmy znaleźć drogę na przystanek autobusowy, ale nigdzie w pobliżu nie było żadnej ścieżki ani szlaku.
- Pewnie do tej pory błąkałybyśmy się po lesie, gdyby nie znalazł nas uprzejmy nadleśniczy, który zlitował się nad nami i odwiózł nas do Zatoczki.
- Haha, genialna historia!
- Wam zawsze przytrafiają się niesamowite przygody.
- Myślałby kto, że biwakowanie to nudne zajęcie.
Wesele trwało aż do zmierzchu, kiedy zmęczeni zabawą goście zaczęli rozchodzić się do domów. Pannie młodej ten dzień też dał nieźle w kość.
- Raz jeszcze gratulacje, mamo. Mam nadzieję, że zawsze będziecie tak szczęśliwi, jak dziś.
- Dziękuję, syneczku. Trzymajcie się!
- A ty, Darren, opiekuj się moją mamą, jasne?
- Będzie moim oczkiem w głowie, obiecuję.
- To był dla mnie zaszczyt, być twoim świadkiem, Darren. Trzymajcie się, gołąbeczki, wszystkiego dobrego na nowej drodze życia.
- Dziękuję, że się zgodziłeś. Byłeś naprawdę świetnym drużbą, Don. Przynajmniej nie wywiozłeś mnie na wieczór kawalerski do puszczy i nie spóźniłem się na własny ślub.
- Długo jeszcze będziesz mi to wypominał?
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy, kochanie.
Jako ostatnia z parą młodą pożegnała się Judyta. Darren wiedział, że będzie to dla nich trudna chwila, więc zostawił przyjaciółki same.
- No to... wszystkiego najlepszego, Bells. Misiaczek?
- Dziękuję, kochana.Nie słuchaj tego głupka Darrena, doskonale się spisałaś jako druhna.
- Haha, przecież wiem!
- Tylko mi się tu nie rozklejaj, Dżuds, wszystko będzie jak dawniej, obiecuję.
- Tak, wszystko będzie jak dawniej.
- No właśnie. Wreszcie nie będę zajmowac ci łazienki każdego ranka.
- Hahaha, to zdecydowany plus twojej wyprowadzki!
- To co, ślubny selfiaczek na pożegnanie?
- Nie musisz mnie namawiać!
- Seeeeer!
Judyta ostatecznie pożegnała się z przyjaciółką i wróciła do domu.
Nalała sobie drinka...
... przyniosła z salonu krzesło...
... pociągnęła łyk słodkiego napoju...
... i zaczęła opowiadać.
- Właśnie wróciłam z wesela Belli i Darrena. Zabawne, kiedyś myślałam, że będę się bawić na jego ślubie z Blanką, a tu taka niespodzianka! Wszystko pięknie wyszło, ale o mały włos, a w ogóle byśmy na ten ślub nie dojechały, hihi!
- Ah, szkoda, że nie mogło cię tam być, Tomasz...