Witam serdecznie po skandalicznie długiej przerwie!
Bardzo przepraszam, że musicie tak długo czekać na kolejny odcinek i zapewniam, że nieustannie podejmuję wysiłki, aby wygrać w totka i móc całymi dniami pisać relację zamiast chodzić do roboty.
Korzystając z dwóch tygodni wolnego (nie mam na szczęście żadnych wirusów ani nic - odpukać) przysiadłam, zasiadłam i po jakichś 30-40 godzinach pracy (to naprawdę jest jak praca na pełen etat!
) przedstawiam odcinek, w którym wreszcie dowiecie się, co się stało z Emdżejem!!! I będą Judyta i Bella!! I ogólnie jestem z niego bardzo dumna, choć ile nerwów sobie zszargałam, próbując poustawiać simów właściwych miejscach, nikt nie zliczy.
Stara-Raszpla pomysł na enryczkowego pampersiaka jest póki co bardzo ogólny, ale spokojnie, już ja jej wymyślę i charakterek, i traumy życiowe.
Paulina była za młodu... burakiem.
Taka tam pannica z bogatej rodziny, trochę zadufana w sobie, ale nie jakaś szczególnie wredna. Będziesz miała okazję wkrótce poznać ją bliżej.
Ururu nie mogę tak po prostu zabić Bartka, zasługuje na gorszą karę.
I jeszcze trochę namiesza.
MalaMi95 Paulina po spotkaniu z Enrique chciała wybadać sytuację, więc pewnie napisała coś niezobowiązującego w stylu "co u ciebie" i liczyła, że Penny sypnie informacjami. "Rico wrócił STOP jest wolny STOP bierz go tygrysico STOP" xD A nie spotkały się wcześniej, bo Burakowie przeprowadzili się na drugą stronę miasta i zakładam, że Paula raczej za dużo się po mieście nie szwendała będąc w ciąży w strachu, że "ludzie będą gadali". A z Rico to było... przeznaczenie!
Kapitan Indra ja też uwielbiam panów policjantów. <3 Są przeuroczy. To też typowy przykład postaci, które stworzyłam, bo były mi potrzebne tylko do jednego zdjęcia... i tak już z nami zostali na parę lat.
A gdzie w tym czasie była Natasza? Ona... planowała własną akcję.
Lion pisze:Nie dziwi mnie, że chciał wprost usłyszeć, że mała jest jego i pewnie czuje frustrację, iż mimo wszystko tego wprost nie usłyszał... Mam też wrażenie, że Paulina tak naprawdę chce, aby Lotario się zaangażował, jednak z wielu powodów tego nie przyzna.
O to-to! Dokładnie o to chodziło! Niby przyznała, że jego, ale jednak nie wprost i w sumie to nie do końca wiadomo o co jej chodziło. Ach te baby!
Jestem bardzo ciekawa, czy prawidłowo odgadłeś, kim jest porywacz i jakie miał motywy. A z gier lubię Pillars of Eternity, Disco Elysium (rety jaka to jest dobra gra), Wieśka, Gothica, ale też Overwatcha, Apexa czy NFSy. Biorę co dają!
Ogólnie rzecz biorąc udzielam się w paru miejscach w internetach i trochę głupio mi się tak reklamować, ale jeśli macie ochotę pogadać "na żywo", wieczorami jestem na
Twitchu (ostatnio urządziłam tam swoją simsową imprezę urodzinową, podczas której MałaMi zaszła w ciążę z moim kolegą... także tego xD), a oprócz tego od jakiegoś czasu nagrywam na Youtubie tak zwane
Syrenki, czyli legacy challenge, który pojawia się TROCHĘ częściej niż relacja.
Będzie mi bardzo miło Was tam ugościć.
A teraz zapraszam do lektury!
___________________________________________________________________________________________________________________________
Relacja 66
Było poniedziałkowe popołudnie, dokładnie dwanaście godzin przed godziną zero. Sierżanci Potrzeszcz i Grzywacz zgromadzili w salonie rezydencji Landgraabów całą familię, by wytłumaczyć im dokładny przebieg akcji ratunkowej.
- Marzanno, w bagażniku znajduje się worek ze znaczonymi banknotami. O północy wyjedziesz z domu i pojedziesz prosto na miejsce przekazania pieniędzy. Nie parkuj bezpośrednio przy budynku, zaznaczymy ci w nawigacji miejsce, w którym będziemy mogli cię mieć na oku. Punktualnie o pierwszej wysiądź, weź pieniądze, wrzuć je do kontenera i NATYCHMIAST wróć do samochodu. Jedź od razu bezpośrednio do domu.
- Rozumiem.
- Po drugiej stronie drogi jest wzniesienie z dobrym widokiem na zjazd i miejsce, w którym zaparkujesz. Judyta i Bella będą cię stamtąd cały czas obserwować.
- Ponieważ nie możecie oficjalnie brać udziału w akcji, kontaktujcie się z policją tylko w ostateczności. Raportujcie bezpośrednio sierżantowi Grzywaczowi przez krótkofalówkę. Waszym podstawowym zadaniem jest wyśledzenie, dokąd zostaną wywiezione pieniądze.
- Tak jest!
- Dlaczego nie możemy tego powierzyć policji? Mam zawierzyć życie syna własnej babci? To chyba jakiś żart!
- Słuchaj, gówniaro, Judyta nie po to w dwa tysiące trzydziestym piątym ryzykowała życie na tajnej misji w Abu Dhabi żebyś teraz nazywała ją babcią!
- Akurat wtedy moje zadanie ograniczyło się do uwiedzenia bogatego szejka i przykucia go kajdankami do łóżka, mogłaś wybrać jakiś bardziej heroiczyny przykład.
- Wszystko jedno! To młode pokolenie w ogóle nie ma szacunku dla starszych!
- Nie możemy wysłać na miejsce funkcjonariuszy, gdyby porywacze się dowiedzieli... Poza tym wszystkie oddziały zostaną skierowane do obserwacji potencjalnych kryjówek, w których Malcolm jest przetrzymywany.
- Czyli wiecie gdzie jest mój syn?! Czemu po prostu tam nie pojedziecie i go nie zabierzecie?!
- To nie jest takie proste...
- JAK TO NIE JEST WIECIE GDZIE GO TRZYMAJĄ CO Z WAS ZA POLICJANCI!
Paweł podszedł do Ady i objął ją uspokajająco ramieniem.
- Spokojnie, oddychaj, pamiętaj co mówiłem o czakrach. Zła energia zatyka je, blokując połączenie twojego umysłu z Wszechświatem.
Stojąca z boku Marianna prychnęła kpiąco. Nawet połączona moc wszystkich czakramów świata nie pomogłaby tej idiotce w połączeniu umysłu z Wszechświatem, bo żeby do tego doszło, trzeba w pierwszej kolejności mieć jakiś umysł.
- A co z nami?
- Ty, Paweł i Ada zostaniecie w domu. Czuwajcie przy telefonie na wypadek, gdyby porywacze próbowali się z wami skontaktować. Komórka Ady jest na podsłuchu. Okolicę domu będzie cały czas patrolować dwójka funkcjonariuszy w cywilu.
- Tylko tyle? Mamy siedzieć i czekać przy telefonie? Przecież ostatnio nawet nie zadzwonili do Ady tylko do Marzanny.
- Właśnie, też chcemy pomóc! Dajcie nam jakieś zadanie!
- Waszym zadaniem jest udzielanie wsparcia psychicznego matce dziecka. To bardzo odpowiedzialna misja i nie powierzylibyśmy jej byle komu.
- Jesteś jej mężem, powinieneś ją wspierać w takich chwilach.
- Co? Jakim męż...
- O rety, faktycznie jestem jej mężem!
Po zakończonej odprawie wszyscy rozeszli się w milczeniu do swoich pokoi. Adam, wciąż w lekkim szoku po uświadomieniu sobie, co najlepszego zrobił ze swoim życiem, usiadł na łóżku i gapił się tępo w przestrzeń.
Był tak zamyślony, że nie zauważył, kiedy do jego pokoju wszedł Paweł.
- Chyba nie zamierasz tu tak siedzieć i czekać aż jakieś ciemne typki zrobią krzywdę naszemu Emdżejkowi.
- Hmm? A co mam niby zrobić? Kazali nam czekać na telefon. Przynajmniej ciężko będzie to spartolić.
- A co gdybym ci powiedział, że moja wspaniała siostra jest w posiadaniu informacji na temat miejsca pobytu Juniora?
- Co? Czemu nie powiedziała tego policji?
- Stary, dowiedziała się tego OD POLICJI. Mają na oku kilka miejscówek, dlatego będą rozproszeni.
- Nie sądzisz, że naszym dzielnym stróżom prawa przyda się jakieś... wsparcie?
Enrique nie mógł otrząsnąć się z szoku po spotkaniu z Pauliną. Z jednej strony czuł złość, że nie udzieliła mu jednoznacznej odpowiedzi, a z drugiej rozpaczliwie zastanawiał się, co może dla niej teraz zrobić. Dlaczego nie powiedziała mu od razu?
Od paru dni próbował się z nią skontaktować - bezskutecznie. Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na maile, SMSy ani na Simbooku. Spędzał całe dnie, szwendając się po Newcrest, ale dziewczyna przestała pojawiać się na placu zabaw i w pobliskim sklepie.
Jego ostatnią deską ratunku była...
- Penny, wspominałaś ostatnio, że pisała do ciebie Paulina Burak.
- Taaak.
- Co pisała?
- A co cię to obchodzi?
- Wspominała może.. o mnie?
- Pff.
Chłopakowi nieco zrzedła mina, ale nie dawał za wygraną.
- Bo wiesz, tak sobie pomyślałem, może zorganizujemy jakieś wspólne spotkanie? Nie widzieliśmy się tyle lat, fajnie by było pogadać, co tam u kogo słychać.
- Przyznaj się, szukasz wymówki, żeby móc poopowiadać komuś o swoim super życiu celebryty. Zdradzę ci sekret: nikogo to nie obchodzi.
Enryczek westchnął ciężko.
- A czy mogłabyś spotkać się z nią sama i poprosić ją, żeby zaczęła się do mnie znowu odzywać?
Zaskoczona Penny na chwilę zaniemówiła.
- Przecież dopiero co przyjechałeś, kiedy zdążyła PRZESTAĆ się do ciebie odzywać? - chłopak milczał. - I co znowu przeskrobałeś?!
- Zresztą co mnie to obchodzi, to twój cyrk i twoje małpy. Będziesz musiał sam to odkręcić, cokolwiek zrobiłeś.
- To nie tak, Penny. Tego się nie da odkręcić...
Nabrał głęboko powietrza i przeczesał włosy palcami.
- Dowiedziałem się, że mamy dziecko. Dziewczynkę. Nic mi nie powiedziała... Dowiedziałem się przypadkiem, wpadliśmy na siebie na mieście. Chcę im jakoś pomóc, zrekompensować... Ale ona nie chce ze mną rozmawiać.
Penny gwizdnęła.
- Czy w tej rodzinie będzie kiedyś normalnie?
- Cześć! Jak miło cię widzieć!
- Witaj, Penny.
- Możesz mówić wprost. Rico kazał ci się ze mną spotkać?
- "Kazał" to nie jest właściwe określenie. Poprosił, a ja wysłuchałam. Uważam, że powinnaś z nim porozmawiać.
- Powiedział ci?
- Tak.
Między simkami zapadła cisza. Paulina ewidentnie unikała wzroku Ćwirówny.
- Paula... wiem, jak to jest nie mieć z kim pogadać. Być samemu z problemami. On naprawdę chce pomóc, pozwól mu na to.
Buraczanka prychnęła.
- Jeśli naprawdę chce pomóc, niech zostawi nas w spokoju. Możesz mu to przekazać. Nie będę się ubiegać o alimenty, nie pójdę z tym do gazet. Nie musi uczestniczyć w życiu Inez, poradzimy sobie same. Powiedz mu to proszę. A teraz przepraszam.
- Pani koleżanka jeszcze wróci czy zamówi pani tylko dla siebie?
- Wie pan co? W zasadzie to ja też będę się zbierać. Do widzenia.
Paulina płakała przez całą drogę do domu. Przed samymi drzwiami zatrzymała się na chwilę, wzięła głęboki wdech i wytarła oczy z łez, żeby nie niepokoić rodziców.
- Córeczko, już wróciłaś?
- Tak mamuś, pójdę zajrzeć do Inez.
- Och, spokojnie, śpi jak aniołek!
Mama Pauliny w dalszym ciągu spokojnie pichciła kolację, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
- Już, już otwieram!
- Pani Burak! Nic się pani nie zmieniła! Piękna jak zawsze!
- Och, przestań, łobuzie, hihihi! Jak miło cię widzieć! Przyszedłeś do Paulinki?
- Tak, zastałem ją w domu?
- Tak tak, zaraz ją zawołam. Wejdź proszę!
- Enrique?! Nie do wiary! Co cię sprowadza na stare śmieci?
- Przyjechałem odwiedzić rodziców. Ojciec nie czuje się najlepiej.
- Kurczę, fatalna sprawa. Znam jednego dobrego lek... - pan Burak zawahał się, a serdeczny uśmiech na jego twarzy został na ułamek sekundy zastąpiony przez wyraz zmartwienia. - Chciałbym móc jakoś pomóc.
- Proszę się nie martwić, tata jest pod dobrą opieką.
- Tak, tak, oczywiście. Siadaj, opowiadaj co słychać w wielkim świecie. Nalać ci szklaneczkę czegoś mocniejszego?
- Nie, dziękuję bardzo.
- Siadaj, siadaj, wygonię tylko kota z fotela. Widziałeś naszego mruczka? Piękny kocur, adoptowaliśmy go dwa lata temu.
Paulina zeszła na dół, czerwona na twarzy i trzęsąca się ze zdenerwowania. Chciała za wszelką cenę ukryć przed rodzicami fakt jego powrotu do Zatoczki, a tymczasem on przychodzi sobie do ich domu jak gdyby nigdy nic!
- niesamowite, od razu cię polubił! Normalnie nie pozwala się głaskać nikomu obcemu.
- Hah, po prostu mam rękę do ko... - Enrique wyczuł świdrujące spojrzenie Pauliny i podniósł wzrok. - ...tów - wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w uśmiechu.
- Porozmawiamy na górze?
- Tak, jasne. Przepraszam państwa.
Weszli na piętro, a Paulina zatrzasnęła za nimi drzwi. Przypomniała sobie o śpiącej obok córce i zrugała się w myślach za narobienie hałasu.
- Czego chcesz? - szepnęła. - Tylko cicho, mała śpi.
- Jesteś zła, że przyszedłem?
- Co to w ogóle za pytanie! Skąd wiedziałeś, gdzie... Czy ty mnie śledziłeś?!
- Nie odbierałaś telefonu, nie odpisywałaś... to chyba normalne, że zacząłem się o ciebie martwić.
- Daruj sobie te słodkie słówka, nie jestem już naiwną dzierlatką, która by się na nie nabrała.
- Spokojnie, nie przyszedłem tu, żeby cię podrywać. Chcę porozmawiać o przyszłości naszej córki.
- Nie ma żadnych "nas", Rico. Niczego od ciebie nie oczekuję. Specjalnie o niczym nie mówiłam, bo wiedziałam, że poczujesz się odpowiedzialny.
- To chyba dobrze?
- Nie. Nie chciałam sprawiać ci kłopotu. To była tylko i wyłącznie moja decyzja. Gdybym chciała, mogłam u... - głos jej się załamał. - Mogłam to cofnąć. Zdecydowałam, że urodzę to dziecko i wychowam je sama. Nie potrzebuję twojej pomocy.
- No to mamy konflikt interesów, bo zamierzam ci jej udzielić. Świetnie ci wyszło ukrywanie prawdy przez ostatnie pięć lat, ale mleko się rozlało. Jeśli nie chcesz nic dla siebie, w porządku, nie zamierzam cię przekonywać. Ale nie możesz mi zabronić zapewnienia dostatniego życia mojej córce. Nie możesz zmusić mnie, żebym zapomniał, że ta mała istota jest częścią mnie. I jeśli masz choć odrobinę serca, nie zmusisz swojego dziecka, by wychowywało się bez ojca przez twoją urażoną dumę.
Paulina zaczęła szlochać.
- Nie, Rico. Nie chcę mieć wobec ciebie żadnego długu. Idź już!
- Jeśli ktokolwiek ma tutaj jakiś dług, to ja. Zachowałem się jak kretyn. Pozwól mi to naprawić.
- Nic nie rozumiesz! Żyjesz w świetle reflektorów, jak niby chcesz ukryć...
Rozległo się pukanie do drzwi, a ułamek sekundy później pojawiła się w nich uśmiechnięta twarz pani Burakowej.
- Enrique, czy zostaniesz na kolacji?
Chłopak zerknął kątem oka na Paulinę, która szybko otarła łzy i teraz piorunowała go wzrokiem. Uśmiechnął się zawadiacko i zwrócił do gospodyni.
- Z przyjemnością!
Było dziesięć minut po północy. Marzanna zostawiła samochód na polance oddalonej o kilka minut drogi od miejsca przekazania pieniędzy i czekała na umówioną porę. Po dwudziestu minutach bezczynnego siedzenia postanowiła rozprostować nogi i trochę przewietrzyć umysł.
Myśl o Wiktorze nie dawała jej spokoju. Dlaczego porywacz wymienił jego imię? Jaki ma z nim związek cała ta sprawa? Czy to możliwe, że Wiktor wyjechał, bo jemu również groziło niebezpieczeństwo? Mógł jej powiedzieć, załatwiłaby najlepszą ochronę, zaangażowała prywatnych detektywów, zrobiłaby wszystko, żeby był bezpieczny.
Sierżant Grzywacz ewidentnie zaczął podejrzewać, że zataiła fakt udziału Wiktora w całym tym zamieszaniu. Sposób zadawania pytań przekonał ją jednak o tym, że policjanci prędzej podejrzewaliby go o zorganizowanie porwania niż zorganizowali mu ochronę, dlatego milczała.
A teraz była tu, w środku nocy w lesie na końcu świata, zupełnie sama, z workiem wypchanym pieniędzmi w bagażniku. No, może nie do końca sama...
Kilkaset metrów dalej, w nieco bardziej odsłoniętym miejscu z dobrym widokiem na autostradę czekały Judyta i Bella.
- Tak, mamy doskonały widok na zjazd. Nie, nie widzimy jej samochodu, za dużo drzew. Spokojnie, poradzi sobie, to w końcu moja córka. Ok, bez odbioru.
- Wolisz z serem czy z szynką?
- Obojętne.
- Eh, jak zwykle wszystkie ważne decyzje na mojej głowie.
Przyjaciółki przez chwilę konsumowały kanapki w milczeniu. Nie czuły jednak strachu, raczej lekką ekscytację związaną z udziałem w tajnej misji jak za starych, dobrych czasów.
- Jak myślisz, kto za tym stoi?
- Nie mam pojęcia, ale kto by to nie był, skopiemy im tyłki.
Tymczasem Adam i Paweł kombinowali jak koń pod górkę, jak wyrwać się z kuchni, nie wzbudzając przy tym wściekłości Adrianny. Wiedzieli, że nie powinni zostawiać jej w takiej chwili samej, ale jeśli Natasza naprawdę wiedziała, gdzie jest Emdżej..
Próbowali już wszystkiego, od symulowania migreny, przez symulowanie grypy żołądkowej, po powolne migrowanie do innego pomieszczenia. Ada ciągle chodziła za nimi, faszerując ich lekami przeciwbólowymi, węglem i w kółko paplając ze zdenerwowania. Czas uciekał, a Adam był już tak zdesperowany, że zaczął poważnie rozważać ogłuszenie żony patelnią. Pamiętał jednak skutki swojego ostatniego patelniowego ataku i wolał nie ryzykować kolejnego trupa.
- Jak sądzicie, są już na miejscu? Może powinniśmy zadzwonić do mamy? Dlaczego sierżant Potrzeszcz nie dzwoni, chciałbym wiedzieć, co się tam dzieje. Wciąż nie rozumiem, czemu nie pozwolili mi pojechać. To w końcu moje dziecko!
- Może zaparzę ci kolejną meliskę? Jesteś strasznie spięta.
- Dziwisz mi się? Te twoje meliski nic nie dają, tylko chce mi się po nich sikać.
- To dobrze, oczyszczasz w ten sposób organizm z toksyn. Naleję ci jeszcze jedną.
- Yh, dobrze. Ale najpierw muszę iść do łazienki.
- Weź ze sobą telefon! Mogą zadzwonić w każdej chwili!
- Hmm, w sumie masz rację. Kto by pomyślał, że czasem zdarzy ci się powiedzieć coś mądrego.
Gdy tylko usłyszeli kliknięcie zamka w drzwiach toalety, chłopcy zerwali się do biegu. Po drodze Paweł chwycił krzesło i zablokował nim klamkę.
- Mamy trochę czasu zanim się skapnie, przez cały wieczór dosypywałem jej środków przeczyszczających do herbaty. Szacuneczek że tak długo wytrzymała.
- Gdzieście byli, czekam od godziny!
- Słowo daję, robiliśmy wszystko co się dało! Ada ma tak samo oporny żołądek jak i głowę.
- Mniejsza z tym, macie tu ciuchy, przebierajcie się migiem i jedziemy.
Wybiła pierwsza. Marzanna szła w stronę kontenera z sercem szaleńczo tłukącym się w piersi. Starała się wyglądać na pewną siebie, ale musiała walczyć z instynktem, który kazał jej się nieustannie rozglądać naokoło i kulić na każdy podejrzany dźwięk.
Po minucie, która wydawała się wiecznością, dotarła do kosza. Dla uspokojenia wzięła trzy głębokie wdechy, po czym wrzuciła worek do środka, zamknęła pokrywę i zamarła w oczekiwaniu.
Spodziewała się, że ktoś się teraz na nią rzuci, uderzy od tyłu w głowę albo zasłoni usta chusteczką z chloroformem. Nic takiego się nie stało. Trzęsąc się, zawróciła i ruszyła w stronę samochodu na nogach jak z waty.
Im bliżej była, tym szybciej szła, aż w końcu zaczęła biec.
Jeszcze zanim dobiegła do auta, zaczęła gorączkowo przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu kluczy. Znalazła je, lecz ręce trzęsły jej się tak bardzo, że od razu je upuściła. Kucnęła, by odszukać brelok w gęstej trawie.
Nagle zamarła. Ewidentnie słyszała kroki. Coś, a raczej ktoś ciężki powoli szedł w jej stronę.
Wyprostowała się, ale nawet nie zdążyła się odwrócić. Poczuła tępy ból w potylicy i upadła na ziemię.
Oczy zaszły jej mgłą. Zanim całkiem straciła przytomność, zobaczyła drugą postać, usłyszała głuche brzęknięcie i poczuła, że coś ciężkiego upada tuż koło niej. Ktoś kucnął obok i choć widziała go tylko przez ułamek sekundy, wydawało jej się, że rozpoznaje Wiktora.
- Bells, jakiś samochód zjechał z autostrady.
- Model?
- Nie widziałam, czarny sedan.
- Ok, odpalam wóz.
- Wracają. Pojechali na zachód.
- Wsiadaj, znam skrót.
Dzięki skrótowi Belli dziewczyny wyjechały na autostradę tuż za swoim celem. Porywacz wjechał do Oazy Zdroju, po czym kluczył przez dobrą godzinę, zanim w końcu zaparkował przed skromnym domkiem w biednej dzielnicy. Od strony pasażera wysiadł mężczyzna, który wyjął z bagażnika torbę z pieniędzmi i skierował się do drzwi, zaś samochód odjechał.
Agentki zaparkowały dwa domy dalej i podkradły się bliżej kryjówki porywaczy, żeby zbadać teren.
- Było ich więcej, rozdzielili się. Czarny Opel o numerach TSP4837C odjechał drogą numer 42 na północ. Odbiór.
-
Wysyłam dwa radiowozy. Bez odbioru.
- Musimy ich zaskoczyć. Ty pójdziesz od frontu i odwrócisz uwagę czujek. Kod J69. Wtedy ja wejdę przez to uchylone okno w kuchni.
- J69? Zawsze byłaś w tym lepsza.
- Nie po trzech ciążach skarbie. Kocham swoje ciało, ale zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi podzielać entuzjazm Darrena wobec moich fałdek.
- I dlatego sądzisz, że lepiej sobie poradzisz z przeciskaniem się przez wąskie okno?
- Może jestem gruba, ale wygimnastykowana!
- To Darren zapewne również docenia...
- Przestań się chichrać, bo nas usłyszą. Na stanowiska!
Kenichi właśnie skończył przeliczanie pieniędzy i przepakowywał je do torby, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi.
- Szefie?
- Zignoruj to. Zaraz sobie pójdzie.
Dzwonek nie przestawał jednak dzwonić i po kilku minutach "szef" dał za wygraną.
- Arrrgh otwórz i spław go jakoś! Powiedz, że spałeś.
- Dobrze szefie.
- Och, co za ulga, myślałam, że już nikt mi nie pomoże! Ale niebiosa zesłały mi silnego mężczyznę, który uratuje damę z opresji!
- Eee... spałem - powiedział osiłek, stojąc w butach i kompletnym ubraniu, ale chyba nie dotarła do niego idiotyczność tego stwierdzenia.
- Jechałam właśnie do mamy, która mieszka w Appaloosa Plains i złapałam gumę. Czy byłby pan tak uprzejmy i pomógł mi zmienić koło? Samochód stoi dosłownie dwa kroki stąd. Odwdzięczę się z nawiązką - Judyta dotknęła sugestywnie dekoltu bluzki.
- Przykro mi, muszę... eee... spać. Do widzenia.
Spróbował zamknąć drzwi, ale Judka szybko zablokowała je nogą.
- A czy mogłabym chociaż skorzystać z telefonu? Rozładowała mi się bateria w komórce. Chcę tylko wezwać pomoc drogową.
Łysy zaczął intensywanie myśleć. Szef zabronił mu gdziekolwiek dzwonić, ale to nie on będzie dzwonił, tylko ta babka. Po dobrej minucie rozmyślań stwierdził, że lepiej się jednak nie narażać.
- Przykro mi, ale nie. Do widzenia.
Judka westchnęła ciężko.
- Eh, mówiłam, że ona jest w tym lepsza.
Zanim łysol zdążył zauważyć, co się dzieje, sprawnym ruchem chwyciła go za przedramię, przyciągnęła do siebie i zaimputowała 1200 woltów z ukrytego w drugiej dłoni paralizatora.
- A mogłeś leżeć teraz w cieplutkim bagażniku, ale nieee, musiałeś się uprzeć. Ciekawe gdzie jest Bella, przecież nie zaciągnę go sama do samochodu, to bydlę waży ze sto kilo.
Bells również napotkała na pewne trudności podczas realizacji planu. O ile wskoczenie na okno nie stanowiło problemu, to już przeciśnięcie przez nie zadka i wylądowanie po drugiej stronie skończyło się głośnym i bolesnym gruchnięciem o kuchenne kafelki.
- Auć! Trzeba było wysłać tu tego chudzielca!
- Dobrze, co my tu mamy... O, lodówka! W sumie zgłodniałam, minęła cała wieczność od kiedy ostatnio jadłam. Paszteciki z mikrofali? Brzmi nieźle.
- Mamy trzy minuty, żeby skopać tyłki i odzyskać Emdżeja. Oby Judka była gotowa, bo jeśli wystygną mi paszteciki, nie ręczę za siebie!
Judyta przeszła z przedpokoju do salonu, sprawdziła sypialnię i wyszła ponownie na korytarz. Wszędzie panowała ciemność i nie było śladu po Juniorze ani pieniądzach.
Ostatnim pomieszczeniem była łazienka, lecz wchodząc tam nasza bohaterka zastała widok, którego absolutnie się nie spodziewała.
- Bella!
- No co? Darren zrobił na obiad chilli con carne, wiesz jak po tym pędzi?
Judka wyszła zniesmaczona i wróciła do sypialni. Musiały coś przegapić... Jej uwagę przykuł niedbale zwinięty dywanik, spod którego wystawało coś jakby... klapa?
Wyprostowała się i spojrzała przez okno, dostrzegając uciekającą postać biegnącą od strony szopy na narzędzia. Postać, która miała w jednej ręce podejrzanie ciężką torbę.
- Bells, szybko, ucieka na północny wschód!
- Już, już kończę!
Judyta nie czekała na przyjaciółkę i rozpoczęła pościg. Ciężar dwóch milionów bardzo spowalniał porywacza, więc dorwanie go nie stanowiłoby problemu, gdyby nie charakterystyczny dla Oazy labirynt skał, w którym łatwo było się zarówno zgubić, jak i schować.
Biegała, okrążała formacje skalne, wracała po trzy raz w to samo miejsce i już zaczynała tracić nadzieję, kiedy usłyszała wesoły głos Belli.
- Dżuuudiii! Dżuuudiii! Mam go!
Podążając za jej głosem dotarła na miejsce, gdzie zastała nikogo innego, jak szefa lokalnej mafii, dosłownie uziemionego przez koleżankę.
- Przestań się tak rzucać! Nie udawaj, że ci się nie podoba. Niestety dla ciebie, jestem mężatką. Dżudi, skocz do auta po linę. I wyjmij po drodze moje paszteciki z mikrofali. Oby były ciepłe!
Marzanna ocknęła się i usiadła. Zakręciło jej się w głowie, więc zrezygnowała na razie z próby wstania.
Rozejrzała się naokoło w poszukiwaniu Wiktora, lecz zamiast tego zauważyła... Mariannę, która z wielkim wysiłkiem ciągnęła jakiegoś nieprzytomnego osiłka w stronę dużego dębu.
- O, obudziłaś się. Wiem, że pewnie ciężko ci wstać, ale przydałaby mi się pomoc. Sama go nie podniosę.
Marzanna podeszła chwiejnym krokiem, trzymając się za tył głowy.
- Marianka? Co ty tu...
- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci pojechać tu samej. Od początku uważałam, że to głupi pomysł, ale nikt mnie nie pytał o zdanie. Jak widać miałam rację.
- Co zamierasz z nim zrobić?
- To chyba oczywiste. Przywiążemy go do drzewa.
- Masz może w samochodzie linę?
- Hmm? Nie sądzę.
- Cóż, trzeba będzie improwizować. Mam pewien pomysł.
Kilkanaście minut później zbir ocknął się i bardzo szybko zauważył, że jest przywiązany do pnia za pomocą długiego łańcucha z kolorowych kwiatów.
- Co u... Hej! Odwiążcie mnie! Chyba nie zamierzacie mnie tak zostawić!
- Nie powinnyśmy zadzwonić na policję?
- Coś czuję, że przypomnę sobie o tym dopiero jutro rano. Wracajmy do domu, Ada pewnie umiera ze zdenerwowania.
- AAAADAAAAAM! ZAMORDUJĘ CIĘ!
Tymczasem Adam, Paweł i Natasza dojechali na miejsce.
- To na pewno tu?
- Jakbym porwał dziecko, też bym je tu trzymał.
- Nie widzę żadnej policji. Mówiłaś, że obserwują to miejsce?
- Na tym właśnie polega obserwacja, Adaś. Ty widzisz ich, ale oni nie widzą ciebie.
- Jak wtedy, kiedy robisz komuś zdjęcia z ukrycia, żeby go potem nimi szantażować?
- Szybko się uczysz.
- Właściwie skąd wiesz, że Emdżej tu jest?
- Powiedzmy, że komendant lokalnej policji jest moim stałym kli... starym znajomym.
- Nawet nie pytam, co zaoferowałaś mu w zamian.
- Cóż, wymagało to dużych ilości lateksu...
- Powiedziałem NIE PYTAM.
Przemykając się pod ścianami obeszli większość budynku, nie znajdując po drodze żadnego wejścia.
- I co teraz? Jak mamy się dostać do środka? - Adam zmrużył złośliwie oczy. - Jakieś cenne rady od pana komendanta?
Natasza westchnęła ciężko, lekko przewracając oczami.
- Opcje są dwie. Wspinamy się po rynnie do tamtego wybitego okna...
- Nie ma mowy!
- ... albo wchodzimy od frontu głównymi drzwiami.
- A masz może w zanadrzu jakąś opcję, która nie wiąże się z rychłą i bolesną śmiercią?
Rodzeństwo stanęło z założonymi rękami, patrząc z pogardą na Adama.
- Naprawdę poszedłeś siedzieć za kogoś takiego?
- Też się czasem nad tym zastanawiam.
- Idziesz pierwszy, księżniczko. Podsadzę cię.
Wspinaczka po starej, zardzewiałej rynnie, choć wciąż stresująca i niebezpieczna, okazała się dużo łatwiejsza niż przypuszczali. Kilkanaście minut później, pokaleczeni od wystających śrub i kawałków rozbitego szkła, całą trójką kryli się za zakurzonymi skrzyniami wewnątrz magazynu.
- Ja przez was kiedyś normalnie wykituję! Całe życie porządnie się prowadziłem, a od kiedy wróciliście nic tylko ciągle się gdzieś włamujemy! To jest ostatni raz, kiedy dałem się namówić na taką akcję!
- To jest ostatni raz, kiedy cię ze sobą zabieramy, jęczybuło. Och! Widzę kogoś!
Po magazynie przechadzał się postawny mężczyzna, wyglądający na ochroniarza. Sprawne oko było w stanie dojrzeć rysujący się pod marynarką kształt schowanej w kaburze broni.
- Nie jest dobrze, są uzbrojeni. Musimy się rozdzielić. Ja i Paweł pójdziemy w lewo i spróbujemy odwrócić jego uwagę. Ty pójdziesz w prawo, zajdziesz go od tyłu i
khhyk - tu Natasza wykonała nieokreślone machnięcie łokciem.
- Co
khhyk?
- Nokaut. Idziemy. Już!
W tym momencie Adam zaczął żałować, że narzekał na przydzielone mu zadanie. I że nie zabrał z domu patelni.
- Świetna robota! Już od dawna szukaliśmy na niego haka. Co też mu się ubzdurało, żeby zadzierać z Landgraabami!
- Taak... mimo wszystko nie sądzę, żeby długo zabawił w więzieniu. Tacy jak on zawsze się wywiną.
- Cieszymy się, ze mogłyśmy pomóc, dokonując tego - tu Bella nieco podniosła głos -
obywatelskiego zatrzymania.
- Puścił farbę?
- Niestety nie. Uparł się, że nie powie nic bez adwokata. To nie stanowi jednak problemu. Teraz, gdy już wiemy, że stoi za tym Yakuza, wiemy, gdzie szukać twojego pra...
- Wnuka. Pozostańmy przy wnuku.
- Tak. Są cztery możliwości. Każdy z budynków jest pod obserwacją, czekamy aż się zdradzą. Bez swojego szefa nie będą wiedzieli co robić, pozostaje kwestią czasu, aż popełnią jakiś błąd.
- A jeśli nie popełnią?
- Jeżeli Ada lub Marzanna nie otrzymają o umówionej porze telefonu z instrukcjami, szturmujemy wszystkie.
- Nie wiem jak ty, Dżudi, ale ja widzę w tym planie parę luk, żeby nie powiedzieć
czarnych dziur.
- Cóż, nie mamy zbyt dużego doświadczenia z porwaniami...
- Czekajcie! Halo? Będziemy za pięć minut.
- Jakiś samochód podjechał pod stary magazyn Zeptera w Oazie. Komendant typował to jako najbardziej prawdopodobne miejsce przetrzymywania Emdżeja. Jedźcie za nami.
Marianna pomogła chwiejącej się na nogach matce wysiąść z samochodu i doprowadziła ją na najbliższą kanapę.
- Zaczekaj, przyniosę wodę i trochę lodu.
- Dziękuję, córeczko, ale naprawdę nic mi nie jest.
- Mhm.
Jeszcze zanim weszła do domu, przez szklane drzwi zauważyła krzesło, blokujące drzwi do łazienki. Ze środka dobiegał cichy szloch.
-
Aaadaaam, ty kretyyynie! [Chlip!] Niech mnie ktoś wypuuuściii, yhy, yhy! [Chlip!]
Marianna, ledwo powstrzymując się od śmiechu, podeszła na palcach, najciszej jak umiała odsunęła krzesło i odstawiła je na miejsce.
Następnie wyjęła z zamrażalnika lód, wzięła butelkę wody i bezszelestnie wymknęła się na zewnątrz, pozostawiając ryczącą Adę w nieświadomości, że jej niewola się skończyła.
Adam siedział ukryty za zakurzonymi skrzyniami z sercem szaleńczo tłukącym się w piersi. W głowie miał pustkę. Jak niby ma obezwładnić uzbrojonego, przypakowanego kolesia, który prawdopodobnie waży dwa razy więcej od niego? Nigdy nie lubił Pawła i Nataszy, więc niezbyt chętnie ryzykował dla nich życie, ale nie uśmiechało mu się też patrzeć, jak jakiś typ spod ciemnej gwiazdy wyrywa im flaki. Zwłaszcza że zostałby wtedy w tym pasztecie całkiem sam. Co ma zrobić...?
W tym momencie po drugiej stronie magazynu coś gruchnęło i dało się słyszeć kobiecy krzyk - ciężko stwierdzić, czy należący do Nataszy czy też Pawła. Ochroniarz natychmiast ruszył w tamtym kierunku, sięgając po broń.
To była ta chwila. Adam podniósł się i rozejrzał naokoło. Otaczały go ogromne skrzynie. To jest to! Wystarczy, że wyrwie jedną z nabitych gwoździami desek!
Stare, zawilgotniałe drewno z łatwością puściło, a oczom Adasia ukazał się najmniej spodziewany widok...
Tymczasem rodzeństwo Czapli kuliło się w ukryciu kilkanaście metrów dalej.
- Kto tam jest? Wyłazić, ale już! Pokaż się!
Simowie wyszli powoli z ukrycia z podniesionymi wysoko rękami.
- Macie pięć sekund, żeby powiedzieć co tu robicie. Potem strzelę i bądźcie pewni, że nikt was tu nie znaj-OUH!
Osiłek gruchnął na podłogę, a oczom przerażonej dwójki ukazał się uzbrojony w żeliwną patelnię Adam.
- A-a-adaś?!
- Na Plumboba, prawie się posikałem ze strachu!
- Nie uwierzycie, otworzyłem jedną z tych skrzyń, a w środku były setki patelni! To normalnie jakiś gastronomiczny cud!
- Świetnie się spisałeś, Adam. Chodźmy dalej, musimy znaleźć Em...
- Hej! Coście wy za jedni!?
Cała trójka dała szybkiego nura za skrzynię.
-
Cienki, mamy intruzów! Bierz dzieciaka!
- O nie, idą po Emdżeja!
- A jak go stąd wywiozą? Albo zrobią mu krzywdę?!
Oczy Adama rozpalił dziwny blask. Chłopak wstał i bez słowa zerwał się do biegu, podążając za oddalającym się głosem zbira.
- Adam! ADAM!
- Na Plumboba, Nataszka, musimy biec za nim!
Blondyn błyskawicznie dogonił ochroniarza i rzucił się do przodu, łapiąc go za nogę. Obaj mężczyźni padli potłuczeni na ziemię.
- Na Twoim miejscu bym nie wstawał. Jeden ruch i dzieciak nie żyje.
- TATAAA!
- Przecież dostaliście okup! Oddajcie nam go, proszę!
- Dostaliśmy? Czy ja wiem... szef powinien już dawno się z nami skontaktować. Myślę, że próbowaliście nas wykiwać, a my bardzo nie lubimy, kiedy ktoś nie traktuje nas poważnie. Gdzie jest reszta twoich koleżków?
W tym momencie przeraźliwie zaskrzypiały drzwi wejściowe, rozbrzmiał dźwięk łamanej szczęki, a dwie sekundy później do pomieszczenia wtargnęła grupa uzbrojonych policjantów.
- STAĆ! RZUĆ BROŃ!
Mafiozo spojrzał szybko na funkcjonariuszy, odwrócił się i wycelował broń w Juniora.
- NIEEEEEE...!
Rozległy się strzały.