Dziękuję za komentarze!
W tym miejscu muszę prosić o wybaczenie wszystkich fanów małej, uroczej Blanki. Niestety mimo całej jej "uroczości" strasznie nudno się nią grało (za grzeczna była, nie to, co jej siostra
), więc okres jej dzieciństwa zakończyłam tak szybko, jak tylko się dało.
___________________________________________________________________________________________________________________________
Relacja 12
Nadszedł dzień kolejnych urodzin dziewczynek. Judyta postanowiła wyprawić córkom imprezę, na którą zaproszeni zostali ich najbliżsi przyjaciele.
- Jak się bawisz, Malcolmie? Nie jest zbyt... plebejsko?
- Nie, jest zupełnie w porządku. Twoja mama to fajna babka, a do tego przyrządza pyszne drinki.
Pierwsza w kolejce do zdmuchnięcia świeczek była Marzanna.
"Być piękną, bogatą i wpływową. Być piękną, bogatą i wpływową..."
Judyta zdalnie uruchomiła zamontowane pod dachem dysze wydmuchujące konfetti...
... i Marzanna Mysikrólik oficjalnie wkroczyła do świata dorosłych.
"Moja mała córeczka... Czuję się tak staro", pomyślała Judyta.
"Co ten Malcolm ma, czego ja nie mam?", pomyślał Aleksander.
"Mam nadzieję, że ten tort ma w środku czekoladę", pomyślała Blanka.
Wtem...
- Malcolmie, co ty robisz?
- Marzanno Mysikrólik, czy zgodzisz się zostać moją na wieki?
- Ja... nie spodziewałam się...
- Tak! Oczywiście, że za ciebie wyjdę! Jaki piękny pierścionek, ile ma karatów?
- Jesss!
- Zostać twoim mężem to dla mnie zaszczyt.
- Jesteś taki szarmancki!
"Kochane dzieciaki! Oby Marzanka miała więcej szczęścia w miłości niż ja. Wyprawię im wesele, którego sama nigdy nie miałam - najbardziej wypasione wesele w historii tego miasta!"
- To jak, gołąbeczki, kiedy ślub?
- Mamo, zaręczyliśmy się pięć minut temu.
- Córeczko, czas ucieka, wieczność czeka, trzeba działać! Musimy wysłać zaproszenia, kupić suknię, iść do kosmetyczki, upiec tort, wybrać obrączki...
Nieoczekiwane zaręczyny kompletnie dobiły Aleksandra. Teraz nie ma już dla niego żadnej nadziei.
Na małą Blankę również nikt nie zwracał uwagi - starsza siostra ukradła jej imprezę.
Nie była tym jednak zbytnio zmartwiona, chciała tylko jak najszybciej spróbować tortu.
"Życzę sobie, żeby był z czekoladą!"
- ...wybraliście już świadków? Blanka powinna zagrać marsz weselny na skrzypcach...
- ... a co powiecie na to, żeby Muczuś podał wam obrączki? BRAWO BLANKA! Juuu-hu! Malcolmie, będziesz miał biały czy czarny garnitur?
- Marzanno, czy twoja mama dobrze się czuje?
Najmłodsza Mysikrólikówna spełniła swoje urodzinowe marzenie i dorwała się do tortu (który miał czekoladowe nadzienie
), lecz nie mogła nie zauważyć, że Aleksander, w przeciwieństwie do reszty gości, jest w dość podłym nastroju.
- Coś taki markotny? Chyba nie rozpaczasz z powodu zaręczyn mojej siostry?
- Ależ skąd, cieszę się jej szczęściem. Zupełnie mnie nie obchodzi, za kogo wychodzi za mąż, skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Oj Aleks, przecież wiem, że się w niej podkochujesz. Ze mną możesz być szczery. Jeśli będziesz chciał pogadać, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Wieczór upływał pod znakiem radości i dobrej zabawy (nawet Aleksander przywołał na twarz sztuczny uśmiech i postanowił zatracić się w tańcu).
Gdy goście zaczęli zbierać się do domów, Judyta wzięła Malcolma na stronę.
- Strasznie się cieszę, że moja mała Marzanka znalazła szczęście. Co prawda planowałyśmy wydać ją za Aleksandra Ćwira, ale przecież jej nie zmuszę. Miłość nie wybiera! Skoro mamy być rodziną, proponuję puścić w niepamięć tamten wieczór, kiedy nakryłam was w moim łóżku.
- Jestem za, pani Mysikrólik.
- Nie paniuj mi tutaj, mów mi Judyta. Zanim pójdziesz, Tomasz chciałby zamienić z tobą słówko.
- Witaj, Malcolmie. Nie załapałem się na przyjęcie, ale Judytka mówiła mi o zaręczynach. Serdecznie wam gratuluję. Traktuj dobrze moją małą córeczkę.
- Jasna sprawa panie Mysikr... to znaczy Czajka.
- Ja mam nadzieję, że jasna, bo jeśli usłyszę od niej chociaż jedno słowo skargi, tak cię nawiedzę, że żaden egzorcysta ci nie pomoże.
Następnego dnia Malcolm podzielił się wspaniałą nowiną ze swoimi rodzicami.
- Mamo, tato, żenię się z Marzanną. Wczoraj się jej oświadczyłem i zostałem przyjęty.
- ŻE CO PROSZĘ?!
- Mam nadzieję, że żartujesz, mój synu! Nie tak cię wychowałam. Przecież ona nawet nie jest blondynką!
- Mamo, proszę, uspokój się, kolor włosów nie ma żadnego znaczenia. Przecież wujek Malcolm ożenił się z brunetką.
- I dlatego dziadek Malcolm go wydziedziczył! Naprawdę chcesz skończyć jak on?! Landgraabowie od pokoleń żenią się wyłącznie z blondynkami i nie dopuszczę do złamania tej tradycji.
- Już za późno. Kocham Marzannę i nic tego nie zmieni.
- Doprawdy? A co jeśli ci powiem, że ta twoja Marzanka przez cały czas cię okłamywała?
- Co masz na myśli?
- Ano to, że Tomasz Czajka wcale nie jest jej ojcem. To bękarcica pewnego oszusta i obiboka, z którym puściła się za młodu jej matka.
- Nie! To nie może być prawda, Marzanna by mnie nigdy nie okłamała! Zmyśliłaś to, żeby odwieść mnie od ślubu z nią!
- Jak śmiesz się tak zwracać do matki, niczego nie zmyśliłam! Spytaj kogo chcesz, całe miasto huczało wtedy od plotek!
- Geoffrey, czemu nic nie mówisz? Poprzyj mnie wreszcie!
- Kiedy ja uważam, że nie powinniśmy się wtrącać, kochanie. Jeśli Malcolm jest szczęśliwy, to i ja jestem szczęśliwy.
- Geoffrey?! Zamierzasz siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak twój jedyny syn pakuje się w związek bez przyszłości?! Chcesz niańczyć potem rude wnuki, spłodzone z tą lisicą podejrzanego pochodzenia?!
- AAARRGH! Zamknij się, matko! Mam tego dość! Cały czas próbujesz mną sterować, ale jestem dorosły i sam podejmuję decyzje, jasne?!
- Nie chcesz być kontrolowany, a nawet nie zauważyłeś, że ONA manipuluje tobą jak marionetką.
- Możesz mówić, co chcesz, możesz oczerniać Marzannę i wymyślać najgorsze kłamstwa o jej matce, ale mojej decyzji nie zmienisz. Lepiej pogódź się z tym, że wkrótce wprowadzi się tu ruda synowa.
Nancy w końcu musiała ustąpić. Malcolm odziedziczył po niej ostry charakter i gdy już coś postanowił, nie było szans, by zmienił zdanie. Wkrótce Landgraabowie zostali zaproszeni na uroczysty zaręczynowy obiad do Mysikrólikowego Gniazdka.
- Mamo, tato, dziękuję, że przyszliście. Bardzo nam zależy, żeby nasze rodziny żyły ze sobą w przyjaźni.
- To my dziękujemy za zaproszenie. Ma pani bardzo piękny dom, pani Judyto.
- Tak, nawet tu przyjemnie. Przyznam szczerze, że spodziewałam się czegoś znacznie gorszego. Jako członkowie towarzyskich elit rzadko bywamy w domach plebejuszy. Dobrze wiedzieć, że nie wszyscy biedni ludzie żyją w obskurnych melinach.
- Dziękuję. Chyba.
- Syn zapewne wspominał, że początkowo nie byłam pozytywnie nastawiona do tego mezaliansu... to znaczy małżeństwa, ale muszę przyznać, że pani córka, mimo swego pochodzenia, jest porządną simką i cieszymy się, że wejdzie do rodziny.
- Oooch, dziękuję, pani Landgraab!
- Chociaż mogłaby przefarbować włosy na blond. Bycie Landgraabem wiąże się z pewnymi obowiązkami.
- Zawsze wiedziałam, że Marzanna poradzi sobie w życiu. No i proszę! Ledwo osiągnęła pełnoletność i już złapała bogatego męża!
- Synu, mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
- Przestań go strofować, Nancy, chłopak jest dorosły. Poza tym nie powinnaś go krytykować, sama byłaś biedna jak mysz kościelna, kiedy się z tobą żeniłem.
- Judyta chciała porozmawiać z wami o weselu. Będzie je sama organizować i ma do was kilka pytań.
- Oj, to chyba zostawimy panie same, co, Malcolmie? Z chęcią wypiję jeszcze jednego drinka, są doprawdy wyborne!
- Więc... organizowała już pani jakieś wesele?
- Nie, to znaczy jedno, ale ostatecznie ślub się nie odbył, więc go nie liczę. Organizowanie wesel to łatwizna, serio, co może być w tym trudnego?
- Zanim przejdziemy do szczegółów związanych z ceremonią, mogę spytać o ciebie i Geoffreya? Wspomniał coś o tym, że pochodzisz z niezamożnego rodu...
- No cóż, skoro mamy być rodziną... Wychowywałam się w bardzo biednym domu na wsi. Wtedy jeszcze miałam na imię Danuta. Tata był rolnikiem, a mama dorabiała, piorąc i cerując ubrania. Bardzo chciałam się stamtąd wyrwać, więc rzuciłam szkołę i wyjechałam do Oazy Zdroju. Pracowałam jako kelnerka w barze z fast-foodem i tam poznałam Geoffreya - przychodził codziennie na truskawkowego shake'a. Któregoś razu zaprosił mnie na randkę. Pamiętam, jakby to było wczoraj, zabrał mnie do wesołego miasteczka, haha! Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest dziedzicem fortuny. Zakochaliśmy się w sobie, Geoffrey się oświadczył, a ja zmieniłam imię na Nancy, żeby bardziej do niego pasować.
- Czyli nie masz nawet matury?
- Cóż... tak wyszło.
- W porządku, nie oceniam. Co prawda sama dorobiłam się wszystkiego własną ciężką pracą, ale tam stoi moja najstarsza córka, która nawet nie pójdzie na studia, bo po co jej wyższe wykształcenie, skoro za miesiąc będzie najbogatszą simką w mieście. Może przejdźmy już do tego wesela.
- Na tarasie będą poustawiane stoły, a łuk weselny postawimy obok Muczusia, który we właściwym momencie otworzy paszczę, gdzie będą schowane obrączki.
- Jesteś pewna, że to bezpieczne? Bo na pewno nie higieniczne.
- Zapewniam, że to całkowicie bezpieczne. Muczuś tylko wygląda groźnie, w rzeczywistości jest łagodny jak baranek. Do tej pory zjadł tylko dwóch simów. To znaczy jednego.
- To może teraz pooglądamy suknie ślubne? Zgrałam sobie na komórkę dwadzieścia trzy katalogi ze zdjęciami i nie mogę się zdecydować. Marzanna mówi, że już wybrała, ale kto by tam słuchał panny młodej. Zaślepiona miłością nie myśli racjonalnie, pewnie wybrała pierwszą lepszą, żeby mieć z głowy, a moja córka musi na własnym weselu wyglądać RE-WE-LA-CYJNIE.
Danka - przepraszam - Nancy zręcznie wymigała się od oglądania setek zdjęć sukienek, różniących się między sobą wyłącznie wzorem koronki na gorsecie, stwierdzając, że jest już późno i muszą z Geoffreyem wracać do Oazy Zdroju. Judyta, jak na elegancką gospodynię przystało, chciała pożegnać się z gośćmi.
- ... może powinieneś to przemyśleć. Nie rób nic na szybko, ja ożeniłem się z twoją matką po dwóch miesiącach i czasem żałuję, że przed ślubem nie zdążyłem poznać jej lepiej.
- Chcesz powiedzieć, że nie kochasz mamy?
- Oczywiście, że ją kocham! Nancy to miłość mojego życia, ale sam musisz przyznać, że czasami straszna z niej zołza.
- Ups, przepraszam, chyba wybrałam nie najlepszy moment...
- Ależ nie, droga Judytko, my tylko tak... rozmawiamy sobie po męsku, jak ojciec z synem, hehe. Bardzo dziękujemy za wspaniały obiad. Jako głowa rodziny Langraabów z Oazy Zdroju twierdzę, że to zaszczyt móc połączyć się więzami powinowactwa z tak zacną rodziną, jak Mysikrólikowie.
- Dziękuję! Moi świętej pamięci rodzice byliby dumni z takiego wyróżnienia.
- Miałem nadzieję, że przychodziłaś do nas, by słuchać moich opowieści, a tymczasem za moimi plecami kwitł młodzieńczy romans.
- Yyy... ale ja naprawdę przychodziłam, żeby słuchać pańskich opowieści, panie Landgraab... przynajmniej na początku.
- Przecież nie mam ci za złe, Marzanko. Cieszę się, że dzięki mnie mogliście odnaleźć się z Malcolmem. Nudne historie staruszka stały się katalizatorem waszego szczęścia.
- Pięknie powiedziane! Dziękuję, panie Landgraab.
Pora wyprasować koszule, wyciągnąć z szafy wieczorowe suknie i wypastować buty - w następnej relacji ceremonia zaślubin Marzanny Mysikrólik i Malcolma Landgraaba i wszyscy są zaproszeni!