Re: Zwariowane kryształki ;)
: 05 cze 2015, 21:40
Hej
Czytam komentarze i widzę, że Janek i Teodor już się Wam trochę opatrzyli. Mi też już się trochę znudziło oglądanie tylko ich ryjków, szczerze mówiąc. W tej relacji możecie się więc spodziewać nowych twarzy
[spoiler]Krótka informacja: Jako że stworzyłam otoczenie z clean templates, gra nie wygenerowała w ogóle miastowych, tylko npc (Janek – członek klubu ogrodników, Teodor – recenzent). I bardzo dobrze, o to mi chodziło. Wtedy mogę stworzyć tyle simów, ile będę chciała. Myślę, że to też znacznie lepiej w kontekście historii, którą sobie wymyśliłam, żeby mieszkańców miasteczku przybywało stopniowo. Tym bardziej, że gra ma tendencję do tworzenia na samym wstępie masy simów w liczbie znacznie przekraczającej zapotrzebowanie, a sprawiającej, że otoczenie po krótkim czasie staje się niegrywalne. Tak było z moją Jaskinią Pokrzyku i Dziwnowem, w których po dodaniu Przedmieścia (które właściwie powinno się nazywać Śródmieściem), Lazurowej Promenady i wszystkich 3 uniwersytetów, liczba simów osiągnęła prawie 900(!) i gra zaczęła świrować.[/spoiler]
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
W poprzedniej relacji Babette bawiła się tak sobie z Teodorem na randce. Gdy miała już wracać do domu, znalazła się w mrożącej krew żyłach sytuacji – oto w jej stronę zmierzał, niczym ogromny, prujący brutalnie swymi mackami morskie fale Kraken… cylinder! Spoczywał on na głowie jakiegoś dziwacznie ubranego gościa, ale mniejsza o to. Faktem jest, że Babette ocalała. W jaki sposób?
Ano… godny tajnego agenta uciekającego przed pościgiem. Usłyszała trąbienie taksówki na zewnątrz, wzięła głęboki oddech, pomyślała „Teraz, albo nigdy!” i pędem rzuciła się w stronę wyjścia. Wskoczyła gwałtownie do taksówki, prawie wyrywając z niej drzwi i zziajana, krzyknęła taksówkarzowi prosto w ucho: „Zielona 13, migiem!”. Taksówkarz skrzywił się, westchnął, mruknął coś o nocnych wariatach i pojechał trzy ulice dalej, pod dom Babs.
Nasza bohaterka, gdy tylko wysiadła z pojazdu, skierowała swe kroki do cukierni i stanęła przy kasie, oczekując na klientów. Szkoda tylko, że nie pomyślała, że nikt normalny nie przyjdzie kupować ciastek o 1 w nocy (Beatka jest z czwórki, a Renia z trójki).
Postała tak sobie sobie z pół godzinki i zamknęła interes, a ponieważ nie była bardzo zmęczona, pograła sobie chwilę z Frankiem.
Wypiła też mleko, które chyba trochę za długo było w lodówce
Wyrzucając szklankę do kosza stojącego na zewnątrz (szklanka była najwyraźniej kubeczkiem jednorazowym), poczuła na swoim tyle czyjś (latarkowy) wzrok.
Był to wilk, bardzo niemiły, nie dość że się nie przedstawił to jeszcze okazał się chuliganem.
B.: A poszedł ty, paszoł won!
Po przegonieniu intruza, Babette spojrzała w dal i zamyśliła się… Czy to możliwe, żeby takie ładne i całkiem duże miasteczko powstało, jak twierdził deweloper który sprzedał jej dom, w ciągu zaledwie pięciu lat? I dlaczego ktoś miałby inwestować od razu w budowę całego miasta, zamiast dobudowywać stopniowo osiedla? Coś tu się nie zgadzało, lecz nie wiedziała dokładnie co.
Znużona dniem pełnym wrażeń, udała się do łóżka, żeby się przespać.
Dobranoc, Babette.
***
Rodzina Serduszko, Dzień 2 (nareszcie! muszę przyspieszyć akcję, bo trochę się wlecze)
Kolejny dzień Babette rozpoczęła od dłubania sobie w zębach przed lustrem.
Następnie spożyła śniadanie, jak widać ma coś z chomika
Tymczasem znany i lubiany Janek wykazał się sąsiedzką uczynnością i pomógł jej pozbyć się powietrza niewidzialnej gazety
Hmm… Czyżby Janko się starzał i miał urodziny? A może tort ma być dla 99-letniej babci, której z zapałem zaśpiewa „sto lat”?
Pojawił się i Teodor, chyba trochę obrażony po wczorajszej randce… Tylko o co?
Na pocieszenie Babette dostała listy miłosne. Od dostawców prądu, gazu i wody. [2]
B.: *Czy w ogóle przyjdą jeszcze jacyś klienci, oprócz tych dwóch tutaj?*
Myślisz, masz – przed sklepem pojawiła się jakaś blondynka i Babs z radością powitała ją… salutując.
Chwilę później przyszła brunetka, która na początku pomyliła wejścia i wpakowała się Babette do domu.
Dobrze, że nic nie ukradła.
J.: *Łohoho, jaka czika z niej*
B.: Dziewięćdziesiąt dziewięć pralinek? A może być sto?
J.: Nie wnerwiaj mnie, kto by tyle zjadł.
B.: Wyjście jest tam.
Komu, komu? Bo idę do domu! Wybierać, kupować, simoleonów nie żałować!
Ten dzień był owocny.
Sklep został zamknięty i klientela rozeszła się do domów.
Niekoniecznie swoich
Po grzecznym wyproszeniu obłąkanej zbłąkanej blondi Babs uraczyła się kolacją w postaci czekoladowego muffina z polewą. Był on dobrze wypieczony, z dużą ilością kakao i wręcz rozpływał się w ustach, jednak Babette z każdym kęsem odczuwała coraz mocnej dziwny dyskomfort.
Gdy wstała od stołu, uczucie to w jednej chwili ją opuściło…
B.: Uff, od razu lepiej.
I tym radosnym akcentem kończymy dzisiejszą relację.
C.D.N
Czytam komentarze i widzę, że Janek i Teodor już się Wam trochę opatrzyli. Mi też już się trochę znudziło oglądanie tylko ich ryjków, szczerze mówiąc. W tej relacji możecie się więc spodziewać nowych twarzy
[spoiler]Krótka informacja: Jako że stworzyłam otoczenie z clean templates, gra nie wygenerowała w ogóle miastowych, tylko npc (Janek – członek klubu ogrodników, Teodor – recenzent). I bardzo dobrze, o to mi chodziło. Wtedy mogę stworzyć tyle simów, ile będę chciała. Myślę, że to też znacznie lepiej w kontekście historii, którą sobie wymyśliłam, żeby mieszkańców miasteczku przybywało stopniowo. Tym bardziej, że gra ma tendencję do tworzenia na samym wstępie masy simów w liczbie znacznie przekraczającej zapotrzebowanie, a sprawiającej, że otoczenie po krótkim czasie staje się niegrywalne. Tak było z moją Jaskinią Pokrzyku i Dziwnowem, w których po dodaniu Przedmieścia (które właściwie powinno się nazywać Śródmieściem), Lazurowej Promenady i wszystkich 3 uniwersytetów, liczba simów osiągnęła prawie 900(!) i gra zaczęła świrować.[/spoiler]
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
W poprzedniej relacji Babette bawiła się tak sobie z Teodorem na randce. Gdy miała już wracać do domu, znalazła się w mrożącej krew żyłach sytuacji – oto w jej stronę zmierzał, niczym ogromny, prujący brutalnie swymi mackami morskie fale Kraken… cylinder! Spoczywał on na głowie jakiegoś dziwacznie ubranego gościa, ale mniejsza o to. Faktem jest, że Babette ocalała. W jaki sposób?
Ano… godny tajnego agenta uciekającego przed pościgiem. Usłyszała trąbienie taksówki na zewnątrz, wzięła głęboki oddech, pomyślała „Teraz, albo nigdy!” i pędem rzuciła się w stronę wyjścia. Wskoczyła gwałtownie do taksówki, prawie wyrywając z niej drzwi i zziajana, krzyknęła taksówkarzowi prosto w ucho: „Zielona 13, migiem!”. Taksówkarz skrzywił się, westchnął, mruknął coś o nocnych wariatach i pojechał trzy ulice dalej, pod dom Babs.
Nasza bohaterka, gdy tylko wysiadła z pojazdu, skierowała swe kroki do cukierni i stanęła przy kasie, oczekując na klientów. Szkoda tylko, że nie pomyślała, że nikt normalny nie przyjdzie kupować ciastek o 1 w nocy (Beatka jest z czwórki, a Renia z trójki).
Postała tak sobie sobie z pół godzinki i zamknęła interes, a ponieważ nie była bardzo zmęczona, pograła sobie chwilę z Frankiem.
Wypiła też mleko, które chyba trochę za długo było w lodówce
Wyrzucając szklankę do kosza stojącego na zewnątrz (szklanka była najwyraźniej kubeczkiem jednorazowym), poczuła na swoim tyle czyjś (latarkowy) wzrok.
Był to wilk, bardzo niemiły, nie dość że się nie przedstawił to jeszcze okazał się chuliganem.
B.: A poszedł ty, paszoł won!
Po przegonieniu intruza, Babette spojrzała w dal i zamyśliła się… Czy to możliwe, żeby takie ładne i całkiem duże miasteczko powstało, jak twierdził deweloper który sprzedał jej dom, w ciągu zaledwie pięciu lat? I dlaczego ktoś miałby inwestować od razu w budowę całego miasta, zamiast dobudowywać stopniowo osiedla? Coś tu się nie zgadzało, lecz nie wiedziała dokładnie co.
Znużona dniem pełnym wrażeń, udała się do łóżka, żeby się przespać.
Dobranoc, Babette.
***
Rodzina Serduszko, Dzień 2 (nareszcie! muszę przyspieszyć akcję, bo trochę się wlecze)
Kolejny dzień Babette rozpoczęła od dłubania sobie w zębach przed lustrem.
Następnie spożyła śniadanie, jak widać ma coś z chomika
Tymczasem znany i lubiany Janek wykazał się sąsiedzką uczynnością i pomógł jej pozbyć się powietrza niewidzialnej gazety
Hmm… Czyżby Janko się starzał i miał urodziny? A może tort ma być dla 99-letniej babci, której z zapałem zaśpiewa „sto lat”?
Pojawił się i Teodor, chyba trochę obrażony po wczorajszej randce… Tylko o co?
Na pocieszenie Babette dostała listy miłosne. Od dostawców prądu, gazu i wody. [2]
B.: *Czy w ogóle przyjdą jeszcze jacyś klienci, oprócz tych dwóch tutaj?*
Myślisz, masz – przed sklepem pojawiła się jakaś blondynka i Babs z radością powitała ją… salutując.
Chwilę później przyszła brunetka, która na początku pomyliła wejścia i wpakowała się Babette do domu.
Dobrze, że nic nie ukradła.
J.: *Łohoho, jaka czika z niej*
B.: Dziewięćdziesiąt dziewięć pralinek? A może być sto?
J.: Nie wnerwiaj mnie, kto by tyle zjadł.
B.: Wyjście jest tam.
Komu, komu? Bo idę do domu! Wybierać, kupować, simoleonów nie żałować!
Ten dzień był owocny.
Sklep został zamknięty i klientela rozeszła się do domów.
Niekoniecznie swoich
Po grzecznym wyproszeniu obłąkanej zbłąkanej blondi Babs uraczyła się kolacją w postaci czekoladowego muffina z polewą. Był on dobrze wypieczony, z dużą ilością kakao i wręcz rozpływał się w ustach, jednak Babette z każdym kęsem odczuwała coraz mocnej dziwny dyskomfort.
Gdy wstała od stołu, uczucie to w jednej chwili ją opuściło…
B.: Uff, od razu lepiej.
I tym radosnym akcentem kończymy dzisiejszą relację.
C.D.N