Na wstępie chcę bardzo przeprosić moich stałych czytelników za to, że musieliście długo czekać na relację, choć fotek narobiłam na zapas. Niestety, przez ostatni miesiąc trochę się pokićkało w moim prawdziwym życiu, dlatego nie miałam czasu, żeby opisywać życie Glendy - zdradzę Wam tylko, że w grze i fotkach jestem już po urodzinach Glendy i Marcela i w mojej grze są oni młodymi dorosłymi, gotowymi do wyruszenia na studia. Teraz trochę się to moje życie ustało, dlatego dziś taka sobie zbieranina fotek, trudno toto nazwać relacją, komputer bardzo nie chciał, bym to napisała i ciągle zawieszał hosting ze zdjęciami, co utrudniało tworzenie :/
Rześki poranek. Henryk ćwiczy na werandzie i widzi, jak jakiś dziwnie ubrany typek przynosi swoje dziecko Lucky Mamie pod opiekę.
Henryk, pod nosem, do siebie: - Haha, ten beret pasuje ci, chłoptysiu, do tej skórzanej kurtałki jak mnie sukienka Ewci. Mogłeś wcisnąć na głowę czapkę kucharza, jeszcze śliczniej byś wyglądał...
*****
Szybko przez życie Punkcików.
Nieco później. Lucky Mama zajmuje się maluchami w urządzonym w piwnicy pokoju zabaw.
Ewa: - I gigli gigli... masz łaskotki, młoda damo? Sprawdzimy?
Podopieczni Lucky Mamy potrafią też przez chwilę bawić się sami, kiedy ta wychodzi do łazienki albo po przekąskę.
Tymczasem Glenda pomaga jedynej w grupce tychże podopiecznych starszej dziewczynce z lekcjami.
Celeste: - Zupełnie nie wiem, jak się odmienia ten trudny wraz, a pani nam kazała...
Glenda: - Pisz, Celeste, i naucz się tego na pamięć, żeby potem recytować z zamkniętymi oczami obudzona w środku nocy: Mianownik: akcesoria. Dopełniacz: akcesoriów. Celownik: akcesoriom. Biernik: akcesoria. Narzędnik: akcesoriami. Miejscownik: o akcesoriach. Wołacz: akcesoria!
Celeste: - Dzięki, Glenda, bez ciebie nigdy bym tego nie rozgryzła.
(W tym miejscu bardzo przepraszam Glossy'ego - Karola za zdublowanie jego pomysłu, ale to
jego komentarz pod nowinką na DOTSim natchnął mnie pomysłem do tego dydaktycznego poniekąd wpisu - bo mnie też razi, jak ktoś popełnia błąd w odmianie tegoż słowa).
Wieczór. Łapa wsuwa swoją psią kolację.
Ewa zakończyła już swoje służbowe obowiązki na dziś. W domu nie ma żadnych obcych dzieci, młodzież śpi...
...a Henryk właśnie wrócił z pracy i tak oto wita swoją małżonkę.
Potem zebrało im się na oglądanie gwiazd.
Henryk: - Popatrz, Ewuniu, tam jest Gwiazdozbiór Plumboba...
Ewa: - Taak, Heniu, a obok Gwiazdozbiór Lamy...
Koniec romantyzmu. Zepsuła się zmywarka, więc Henio wziął się za naprawę. W środku nocy, ale...
Henryk, do siebie: - Nie zostawię tego na ranek. Moja kochana Ewcia musi mieć sprzęt sprawny, żeby spokojnie działać w kuchni.
Następny ranek. Państwo Punkcikowie śpią...
... Łapa drzemie w koszyku przed pokojem Glendy...
...Marcel chrapie aż się rozlega...
...a Glenda wstała, bo ma genialny pomysł.
Glenda: - Rozstawmy sobie w ogródku namiot...
Jak powiedziała, tak i zrobiła. Oto rezultat:
Niestety, chwilę potem coś sobie przypomniała...
Glenda: - No tak, zapomniałam! Szkoła! Pobawić się w namiocie będę mogła dopiero potem... a niech to lama opluje!
Tymczasem Lucky Mama sobie błogo śpi.
Natomiast Henryk wstał wcześniej i przygotował śniadanie...
Henryk, nucąc pod nosem: - Mladá láska, to je ráj...
Po śniadaniu. Marcel, biegnąc do autobusu szkolnego: - Glenda, pospiesz się! Zaraz odjedzie i dopiero będzie kiszka!
Glenda: - Żadnej kiszki nie będzie, Marcelku, wyluzuj, przecież idę. Zdążymy.
Całkiem zwyczajny dzień w pracy. Lucky Mama jak zwykle, bawi, przytula, karmi, przewija, wyciera obsmarkane noski...
... a Henryk walczy z ogniem.
Wieczory państwo Punkcik mają dla siebie. Ostatnio spędzają je bardzo romantycznie: tańczą w ogródku...
...jadą gdzieś na miasto Henrykowym wozem strażackim (oczywiście z wyłączoną syreną, coby nie siać paniki)...
...a czasami wpadają do Miecia na
karaoke.
Później znowu patrzą w gwiazdy.
Lucky Mama: - Patrz, Heniu, tam... Gwiazdozbiór Naleśnika.
Henryk: - Tak, a obok... też widzisz tę Czwórkę?
Potem, w domu.
Henryk: - Mój ty słodki robaczku...
Ewa: - Mój skarbie.
Na amory im się zebrało, ot co.
Glenda tymczasem przegląda strony uczelni, zastanawiając się, na którą najlepiej złożyć papiery.
Glenda, do siebie: - Nie no... Akademia Klasyczna odpada, straszne tam sztywniaki chodzą i nie ma bractw studenckich... a na Nowej Politechnice jest za bardzo pustynnie i za blisko Dziwnowa leży, jeszcze mnie jakieś Ufoki porwą i będzie jak z Bellą Ćwir...no to tylko Uniwersytet Simowy pozostaje... sprawdźmy, jakie dokumenty trzeba wysłać tym zapleśniałym profesorkom...
Marcel tymczasem nie martwi się wyborem uczelni, bo i tak pójdzie tam, gdzie Glenda. Zamiast tego, w jej zastępstwie opiekuje się kurnikiem i bawi z kurczątkami.
Marcel: - Śliczna z ciebie kurka wyrośnie, mam nadzieję. Bo jak okażesz się drugim takim szajbusem jak Karol, osobiście zaniosę cię mamci Ewie na rosół!
I kolejny ranek. Henio, jak zwykle, biega przed pójściem do pracy...
...Ewa zajmuje się podopiecznymi...
...Glenda rozwesela te maluchy swoimi głupimi minami, ku dezaprobacie Marcela.
Glenda: - Błu błu błuuu!
Lucky Mama: - Glenda, przestań, bo ten zez zostanie ci na stałe.
Czasami Ewa dostaje też niezbyt oczekiwane telefony...
Lucky Mama, wyraźnie zła: - Nie, nie proszę pana, nie kupię nowego wynalazku Łyse-Szajstwo! Włochatego-Bajera też nie! Proszę więcej do mnie nie wydzwaniać, żegnam!
Po przekazaniu swoich podopiecznych rodzicom, Ewcia sprawdziła pocztę.
Lucky Mama: - Hmmm... rachunki, reklamy... no nie, do skrzynki też wrzucają te propozycje kupna Łysego-Szajstwa i Włochatego-Bajera! To nie do wytrzymania!
Glenda, znad odrabianych lekcji: - Matka czegoś się drze, a to rzadka sprawa. Niesłychane, jak ją wkurzają ci telefoniczni akwizytorzy...
Marcel: - No nie dziwię się, sam bym nie chciał kupić niczego, co nazywa się Łyse-Szajstwo albo Włochaty-Bajer.
Tego wieczora kurnikiem zajął się Henryk.
Henio: - Ti ti ti... rozkoszny puchaty piszczuś...
Późno w nocy, kiedy Łapa już przysypia na swoim posterunku w budzie przed domem...
... a Marcel w łóżku...
...Ewunia zaś w kuchni pichci calzone na drugie śniadanie do pracy dla męża...
...Henryk i Glenda są w salonie.
Henryk, znad czytanej właśnie gazety: - Hmm... Lamy z Sim City ładnie rozgromiły tych Gnomów z Bridgeport... Glenda, ty może zamiast czatowania w kółko z Fawn wzięłabyś się za kompletowanie dokumentów na uczelnię, co?
Glenda: - Spokojnie, tatuśku, już dawno skompletowałam i wysłałam papiery na Uniwersytet Simowy, coby mieć blisko do domu i was odwiedzać.
Potem poszli spać i oni.
Ranek. Ewa dziś ma wolne. Postanowiła wziąć się za szczotkowanie Łapy, która, jak to każdy futrzak na jesieni, gubi sierść.
Lucky Mama: - Stój spokojnie, Łapa, musze cię wyczesać, zanim zawalisz kłakami cały dom.
Łapa: - Mmm. Wrrr... Mpfdh... Miii... Mmm.Psik!
(Tłumaczenie: Też byś zawalała kłakami dom, gdybyś musiała porosnąć puchem na zimę. To łaskocze! Psik!)
Glenda: - Łapa, poproś! No, poproś!
Łapa: - Miiii... miii... hau!
(Tłumaczenie: Proszę, proszę... No daj herbatniczka!)
Przed domem Punkcików znowu zatrzymała się furgonetka z lodami. Marcel tym razem dopadł jej pierwszy.
Marcel: - O, ulubiony pan lodziarz Glendy, dzień dobry! Poproszę tego w rożku. Różowego, z posypką...
Marcel: - Malinowy czy truskawkowy? Sprawdźmy...
Lizu... lizu... liz... lizu... lizu... liza... Eliza... Eli zad!
Marcel: - Mmm, nie zgadłem, poziomkowy!
Glenda również dorwała się do samochodu i zaczęła strzępić nerwy swojemu ulubionemu panu.
Glenda: - Dzień dobry panu! Poproszę to, co zwykle!
Lodziarz: - Ee? To znaczy co?
Glenda: - No jak to co? Różowego króliczka poproszę!
Lodziarz sprzedał jej to, o co poprosiła, po czym uruchomił silnik i zwiał z piskiem opon. Córka Punkcików przerażała go... trochę.
Glenda: - Hmm... co się stało temu miłemu panu, że odjechał tak szybko?
Chwilę później pałaszowała z upodobaniem loda.
Glenda: - A właściwie co mnie to obchodzi? Mam swojego pysznego króliczka!
Lizu... lizu... liz... lizu... lizu... liza... Eliza... Eli zad!
Ewa zajęła się kurnikiem.
Lucky Mama: - Macie, kurki, jedzcie... smacznego ziarna, Henrietto, Billino, Eustachio!
Za to Henryk nie odpoczywa. Kolejny pożar do ugaszenia...
Henryk: - A niech to lama opluje!
...kolejni Simowie do uratowania.
Henryk: - No nie, Niski Janie, znowu cię przygniotło? Ależ z ciebie siantrapa!
Po powrocie do domu też nie miał szczęścia. Usiadł na fotelu, a fotel...
PRUUUUT!
Henryk, kręcąc głową: - MARCEEEL!!!
Całe szczęście dla Marcela, że był w szkole, bo kiedy wrócił, Henrykowi już przeszła złość.
Tyle na dzisiaj. Reszta następnym razem. I obiecuję, pojawi się więcej fotek namiotu