Długo oczekiwany ciąg dalszy...
Ciemną nocą Glenda przypomniała sobie, że przez tę całą kołomyję z Nadją nie odrobiła lekcji na jutro... i teraz duma.
Glenda: - Hmm, w ogóle nie kumam tych wzorów...
Nagłe olśnienie... to przecież tak się rozwiązywało.
Glenda: - To chyba tu się to podstawiało, a tu tamto...
Potem jednak okazało się, że to nie do końca jest tak, jak myślała...
Glenda: - Matko bosa, to nie tak...
A Nadja mimo tego, że jest po godzinie 22:00, rozkręciła radio na cały regulator i wygina się przed nim jak wąż chory na konwulsje.
Lucky Mama wzięła się za przygotowywanie śniadania na rano - bo rano może nie być czasu...
Glenda poszła spać... w kurtce zimowej.
A Henio poszedł pobiegać z wieczora... On jest bardzo uczynny, chce mnie pomóc w zdobywaniu odznaki, tej za 2000 km truchtem
Nieproszony gość Punkcików, czyli Nadja, zakończyła wygibasy w rytm muzyki i poszła spać. Od razu widać, po kim Glenda ma charakterek - kto normalny kładzie się do łóżka w stroju wizytowym?
Ewa też poszła spać...
I Łapa chrapie w swojej budzie...
Tymczasem Glenda wstaje... ma plan, jak tu pozbyć się raz na zawsze Nadji, którą zdążyła znielubić...
Glenda: - Hmm, tak i tak zrobię... poduszka, farba...
Przebrawszy się w piżamę i korzystając z tego, że prawie wszyscy w domu prócz ojca śpią, a ojciec ćwiczy na bieżni na tarasie, Glenda zaczęła zastawiać w domu pułapki, w które powinna wpaść Nadja. Na pierwszy ogień podłożyła na kanapie pierdzącą poduszkę...
Glenda: - No, siądziesz tu sobie, Nadju, i pierdniesz jak zwykły człowiek, a nie gwiazda. Hłe hłe hłe...
Potem zamontowała w prysznicu woreczek z farbą, coby Nadję przemalowało...
Glenda: - Zobaczymy, czy do twarzy ci w niebieskim, pani Gwiazdo!
Rano Nadja poszła wziąć prysznic i...
Dotyka włosów i...
Nadja: - No nie, co to, do stu diabłów sakramenckich, ma być?!
Jakoś to z siebie zmyła...
Potem jeszcze złapała się na Glendowego psikusa z popsutym kranem...
Nadja: - Co, do licha?!
Jakoś udało jej się zapanować nad żywiołem.
Na koniec Nadja usiadła na pierdzącej poduszce...
PRUUUT!!!!
Nadja: - No żesz... co to jest?
Ta mina mówi wszystko... rezygnacja totalna...
Nadja: - Ech, pierdząca poduszka... jak można...?
Zadowolona z siebie Glenda tymczasem je śniadanie i przygotowuje sobie alibi. Ona przecież cały czas była tutaj...
Nadja się wściekła. Idzie obudzić Ewę.
Od razu widać, po kim Glenda odziedziczyła pewną znaną minę...
Nadja: - Ewa, wstawaj! Musimy pogadać!
Obudzona przez Nadję Ewa: - Co? Nadju, czemu mnie budzisz? Stało się coś?
Nadja: - Co się stało? Dużo się stało! Ktoś zastawia na mnie w tym domu pułapki! Jakieś farby w prysznicu, jakieś pierdzące poduszki, jakieś cieknące krany! Tak się traktuje gościa?
Lucky Mama: - Że co takiego?
Lucky Mama: - Uspokój się i powiedz wszystko porządnie jeszcze raz...
Nadja: - A co tu powtarzać? Nie wiem, czy to ty kazałaś Glendzie robić takie rzeczy, czy sama na to wpadła, albo czy to ty takie zabawy urządzasz, ale powiem ci, że tego się po was nie spodziewałam!
Ewa, wkurzona już nieźle: - Coś ci powiem, Nadja! Nie ja się w to bawię, a jeśli sobie nic nie zmyśliłaś i jeśli to Glenda trochę cię postraszyła to wcale się jej nie dziwię! Wiem, że nie robi dobrze, ale może w ten sposób chce pokazać, że nie prosiliśmy się o twoją wizytę i cały ten bałagan z nią związany! Nazywasz się naszym gościem... owszem, jesteś gościem, ale nieproszonym! Pojawiasz się po kilkunastu latach niezapowiedziana, zapytana o powód nagłej wizyty kręcisz ile wlezie i nie odpowiadasz wprost, potem udajesz, że nagle poczułaś miłość do dziecka, które porzuciłaś, a którym my z Heniem się zajęliśmy, po czym na jaw wychodzi, iż chcesz tylko, by to dziecko pięknie z tobą wyszło na jakimś bzdurnym teledysku... a gdy dziecko tego nie chce, odstawiasz obrażoną księżniczkę. Nic się nie zmieniłaś, Nadja. Nawet nasz pies cię nie lubi.
Nadja: - Tak, i co jeszcze? Nie zależy mnie na tym, żeby wasz pies mnie lubił! Ty też się nie zmieniłaś, dalej jesteś tą tłustą kretynką bez ambicji! Jakim cudem ktoś taki jak Henryk cię w ogóle chciał? Nawet dzieci mieć nie możesz!
Lucky Mama: - Ożesz ty małpo wypacykowana! Jedno dziecko mam, Glendę, nieważne, że nie urodziłam jej sama! I Mam nadzieję, że nie wyrośnie na tak wyrachowaną flądrę, jak ty! A co do moich ambicji, to może i nie mam wygórowanych, jak ty, by być Wszechwidzący-wie-kim, ale wiem, czego chcę w życiu i nie pcham się z butami w życie innych! A co do mojego małżeństwa, to już nie twoja sprawa!
Nadja: - Pieknie, Ewa, pięknie! Myślałam, że się przyjaźnimy! A tu o, wychodzi cała prawda!
Lucky Mama: - To źle myślałaś!
Teraz zdenerwowała się i Glenda: - Cóż, może wyjdę na niewychowaną, ale wkurzasz mnie, Nadja, i to bardzo! Mama ma rację, przyjeżdżasz bez zapowiedzi i chcesz, żeby wszyscy tańczyli tak, jak ty im zagrasz! Nie rozumiesz, że ktoś może nie chcieć żyć, jak ty żyjesz! A kiedy ja ci to powiedziałam normalnie i grzecznie wczoraj wieczorem, widocznie nie dotarło! To powiem wprost: Nikt cię tu nie chce a ja nie uważam cię za matkę!
Nadja: - Glenda... jak możesz... ? Ja ci chciałam zaproponować lepsze życie, zamiast tego tutaj byle jakiego domku, obżarstwa, psich kłaków i psiej śliny... a ty...
Glenda: - Wolę ten byle jaki domek, obżarstwo, psie kłaki i psią ślinę od willi w Starlight Shores obleganej przez paparazzich i kobiety, która nigdy nie miała prawdziwych uczuć, bo jest zimna i wyrachowana!
Ewa: - No! Sama bym lepiej tego nie ujęła!
Nadja: - Dość tego! Jacy wy wszyscy ograniczeni! Wyjeżdżam i to zaraz! Zapomnij o darmowych biletach na koncerty, Glenda! A ty, Ewa, żebyś nie żałowała, kiedy skończą się wam simoleony!
Glenda: - Mam gdzieś twoje bilety!
Ewa: - O nasze simoleony się nie martw... damy sobie radę. Jak dotąd nigdy cię o nic nie prosiłam i nie zamierzam prosić!
Nadja postanowiła wyjechać...
Nadja: - Chuck? gdzie się zatrzymaliście?... Co? A.. zmieniliście hotel? OK, to może niech któreś z was na mnie czeka, wracam od tych wsiurów... nie, nie, sama, bez Glendy...
Nadja wreszcie opuszcza dom Punkcików. Nieźle ich wkurzyła...
Glenda: - Mamo, przepraszam, że byłam taka okropna... ale naprawdę miałam dość tej Nadji...
Ewa: - Córeczko, rozumiem... ale żeby ci takie zachowania wobec obcych nie weszły w zwyczaj, dobrze?
Glenda: - Dobrze, mamo... kocham cię.
Ewa: - Ja też cię kocham, Glenduś...
Glenda: - OK, to jadę do szkoły.
Glenda idzie do szkoły.
Nie ma to jak jazda do szkoły na rowerku...
Henryk, jak zwykle niezorientowany: - Co się stało, Ewuniu? Słyszałem, zdaje się, jakieś wrzaski...
Ewa: - Nic się nie stało, Heniu... po prostu Glenda trochę wkurzyła Nadję i ta w końcu się wyniosła w diabły... wreszcie mamy od niej spokój.
Henryk: - Rozumiem... ale nie wiem, czemu ty jej tak nie znosisz, Ewuniu...
Ewa: - Bo żeby to zrozumieć, trzeba być kobietą i znać Nadję tak dobrze, jak ja ją znam... a w szkole się z nią kumplowałam... ale skończmy już z nią... śniadanko czeka w kuchni! Twoje ulubione hot-dogi!!
Henryk: - Moja kochana żonka... zawsze wiesz, czego potrzebuję. Co ja bym bez ciebie zrobił? Każdego dnia cieszę się, że cię spotkałem wtedy na tych studenckich zajęciach z pierwszej pomocy...
A co robi Łapa? Zadowolona z tego, że w domu nie ma już tego farbowanego, cuchnącego duszącymi perfumami potwora, gania za piłką...