Jacek: Kto tam?
Dilly: Mama.
J: Zajęte!
D: No co ty nie powiesz? Robię wjazd.
J: Matka! Biorę kąpiel, nie widać?
D: Widać aż za dużo. Widziałam, jak bawiłeś się fistaszkiem pod wodą.
J: To już nie fistaszek, a sporych rozmiarów kiełbasa.
D: Szkoda tylko, że z wierzchu spieczona, a w środku surowa.
J: Matka, czego chcesz?!

D: Czego chcę?! Ile razy mam powtarzać, żeby po wlaniu zagotowanej wody do wanny odnosić puste wiadra z powrotem do kuchni? Czy to takie trudne?
J: No zapomniałem, to nic takiego. Weź te wiadra i wracaj do kuchni.
D: Poradziłam sobie, bo akurat przybiegła Indra z dwoma wiadrami z wodą. Wstawiłam przed chwilą wodę do zagotowania na herbatę.
J: Wyśmienicie, to po co mi tu trujesz, skoro masz te wiadra. Idź lepiej pilnuj wody.
D: Młody, nie gadaj tyle, bo cię zjedzą motyle.
J: Ciotka Indra przybiegła, powiadasz?
D: Dokładnie, ale po chwili się zawinęła. Goniły ją zombiaki. Udało się jej dobiec do nas. Wywinęła orła i całowała żwir przed domem, ale jest cała i zdrowa, tylko nogę poobijała trochę. Wyliże się z tego. Zombiak uciekł, bo przestraszył się wystrzału z wieżyczki.
J: Ciotka to zawsze ma jakieś przygody, nie da się zaprzeczyć. Możesz już iść? Chcę wyjść już.

D: Nic z tego. Wkurzyłeś matkę, to teraz cierp.
J: Się zaczyna...
D: Gdy ja przychodzę do ciebie i Leny, to zawsze zostawiam porządek. Mało tego, nie zużywam waszej wody, tylko zawsze mam ze sobą prysznic w puszce lub dwa, tak na wszelki wypadek.
J: A gdy ja wychodzę poza mur i wybieram się do dziewczyn z ruin miasta, to zawsze mam ze sobą kondom lub dwa, tak na wszelki wypadek.
D: Coś w tym stylu, powiedzmy. Wracając do tematu, z którego zboczyłeś i co za każdym razem wkurza mnie tak, że nie wiem co mam ochotę ci zrobić, to...to...na czym stanęłam?
J: Na kupie zombiaka. Zaparz sobie ziółka na pamięć lepiej.
D: Rany boskie! Woda!


D: AAA! Ratunku! Wojtek, gaśnicę bierz! Pożar w kuchni! AAA!

J: Matka! A ty co? Wody na herbatę zagotować nie potrafisz bez wysadzenia chałupy w powietrze?
D: Nie gadaj teraz, tylko gaś!
J: Zgaszę to ja zaraz ciebie i to tak, że w pięty ci pójdzie!

Wojtek: Dilly kochanie. Nic ci nie jest? Jak to się stało?
D: Nie wiem jak do tego doszło. Wstawiłam wodę, wyszłam na chwilę, a po powrocie to. Zagapiłam się trochę, przepraszam.
J: Na chwilę? Nie opowiadaj głupot, bo oboje wiemy, że siedziałaś w łazience i wyjść nie chciałaś, a ja ci o wodzie przypomniałem, ale do słowa mi dojść nie dałaś i masz teraz!
W: Jacek, przestań. Ważne, że nikomu nic się nie stało.

W: Dilly, co się naprawdę stało?
D: Jacek ma rację. Niepotrzebnie wchodziłam do łazienki i gadałam mu o wiadrach i innych mało istotnych sprawach. Mogłam zostać i przypilnować albo chociaż poprosić Indrę.
W: Indra wyszła wcześniej. Nie obwiniaj się. Każdemu jest teraz ciężko. Musimy cieszyć się każdym dniem, którego nie kończymy rozszarpani przez zombiaki.

J: Jasne. Broń jej jeszcze. Dom by z dymem puściła, gdybym jej nie przypomniał.
D: Jacku, proszę cię. Ja nie chciałam naprawdę. Pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło.
J: Nie pierwszy, bo już kiedyś zostawiłaś drzwi otwarte na oścież na noc i poszłaś spać nie budząc mnie na nocną wartę. Gdyby zombiaki podeszły bliżej, byłoby już po nas.
W: Ale nie podeszły, nic się nie stało. Daj matce spokój. Mało wrażeń na dziś miała.
J: Nie, bo po raz kolejny naraziła nas wszystkich na niebezpieczeństwo. Porozmawiam z Leną, by odsunąć ją od pełnienia wart, nawet tych dziennych. Niech kto inny ją zastąpi.
W: I nie mów o matce, jakby jej tu nie było, to po pierwsze. Nie życzę sobie tego. Po drugie, idź się ubierz, Indianinie Wodzu Goła Dupa a nie latasz rozgogolony po mieszkaniu.

15 minut później.
J: Tato, mogę wejść?
W: Zawsze możesz, tylko cicho, bo mama śpi.
J: Trochę przesadziłem, wiem, ale...
W: Czytam teraz.
J: No dobrze, nie patrz na mnie takim wzrokiem. Przepraszam.

W: Ty nie mnie przepraszaj, tylko matkę. Nawet nie wiesz jak ją to zabolało.
J: Zdenerwowałem się i nerwy mi puściły. Gdybym dzieci przyprowadził i przez to stałaby im się krzywda, to...
W: Ale nie przyprowadziłeś, nikomu krzywda się nie stała i za dużo gdybasz. Może gdybyś mniej gdybał, to zauważyłbyś, że gdyby nie Dilly i jej matka, to byśmy mieszkali w ruinach, a dobrze wiesz, że różowo tam nie jest. Powinieneś być jej wdzięczny.
J: Przecież w tym domu przed Wybuchem mama i babcia Milly już mieszkały.
W: Chłopie zejdź na ziemię. Przed Wybuchem owszem ten dom należał oficjalnie do Dilly i jej mamy, ale teraz papierki i akta można wsadzić tam, Gdzie Szanowny Notariusz Może Mnie Pocałować.

J: Rozumiem, że nie było łatwo o ten dom, ale nadal nie rozumiem jaką rolę odegrała mama w tym zamieszaniu po Wybuchu.
W: Dilly i teściowa pływały przed Wybuchem w kasie. Mieszkały w najdroższej rezydencji w naszym kochanym Twinbrook, obecne znane jako Twinbroke i upewniły się, że po Wybuchu nic się w tej kwestii nie zmieni i całe szczęście tak się stało, ale nie obyło się bez kosztów. Sypnęły groszem dla innych mieszkańców, by „wzgórze” zostawili w spokoju i zbudowali w ruinach jakieś chaty. Ponadto, obiecała z nimi handlować i do tej pory nikt nie naruszył ustaleń.
J: Ale przecież na wzgórzu w rezydencjach nadal mieszkają ci sami mieszkańcy, co przed Wybuchem. Po co mieliby opuszczać wzgórze? Inni by nas siłą stąd wypędzili? Zresztą jaką wartość miały pieniądze po Wybuchu?
W: Po Wybuchu i powodzi rezydencje na wzgórzu nie zostały tak uszkodzone jak domy w centrum miasta, o całkowicie zatopionych bagnach nie wspominając. Każdy chciał tu zamieszkać, bo przynajmniej ściany zachowały się jako tako, wnętrza nie zostały uszkodzone, więc warunki są o niebo lepsze niż w ruinach. Pozabijaliby się wszyscy o swój własny kąt na wzgórzach, gdyby Dilly im nie zafundowała niczego w zamian za spokój. Do tej pory to działa i nikt nie chce tego ruszać i oby tak było jak najdłużej. Owszem, od wybuchu pieniądze nie grają już roli, więc płacimy na zasadzie „przysługa za przysługę” lub wymiana. Po co się pytasz, przecież wiesz że tak to działa.
J: Wiem, ale skoro mama z babcią miały „sypnąć groszem”, to co dały mieszkańcom w zamian za spokój na wzgórzach, skoro pieniądze nie miały już żadnej wartości? Właściwie po Wybuchu bez znaczenia było, czy wcześniej ktoś był biedny czy bogaty, bo w ostateczności i tak każdy został goły i (nie)wesoły.
W: Mama zorganizowała dostawę budulca pod chaty, które wybudowali na dawnym amfiteatrze. Materiałów budowlanych mieliśmy sporo, ale pojawił się dylemat, czy wyremontować domy na wzgórzu, czy oddać mieszkańcom z ruin, by wybudowali chaty w amfiteatrze. Dilly była mądra i powiedziała, że gdybyśmy wszystko przeznaczyli na odnawianie domów, to reszta by się wściekła, że żyjemy sobie jakby nigdy nic w odnowionych domach, a oni w ruinach, więc wszelkie materiały i budulec oddała dla reszty i osiągnęliśmy kompromis. My nie poprawiliśmy naszych i tak w miarę dobrych warunków, ale reszta miała szansę na w miarę normalne jak na te ciężkie czasy życie.
J: Już rozumiem. Mama się budzi. Będę musiał chyba z nią porozmawiać.
W: Porozmawiajcie sobie, a ja idę. Jeśli będziecie mnie potrzebowali, będę na górze w sypialni.
